ledwo wybrałem dwie wiosny, staw o świcie zwierciadlany, pewno kilka wierszy prostych, w których ptak ze skwirem spada, mgły się włóczą w ciepłe noce, kiedy rzeka głośno gada, kiedy wiatrak nie klekoce.
Z tego świata, co mi dany,
ledwo wybrałem dwa rymy, dom rodzinny zrujnowany, sen w puszystym futrze zimy. Z każdym rokiem mniej mi trzeba, ucho coraz mądrzej słyszy, oko widzi więcej nieba, usta zastygają w ciszy.