You are on page 1of 300

MAX HORKHEIMER

THEODOR W ADORNO

DIALEKTYKA
OŚWIECENIA

Przełożyła
Ma/gorgata Łukasiewicz

Przekład przejrzał i p o s ł o w i e m opatrzył


Marek J. Siemek
Tytuł oryginału

Dialektik der Auf klarung. Philosophische Fragmente

Redaktor
Elżbieta Morawska

Projekt okładki
Andrzej Łubniewski

© 1994 by Social Studies Association Inc., N e w York.


F ü r die N e u a u s g a b e :
© S. F i s c h e r V e r l a g G m b H , F r a n k f u r t a m M a i n , 1 9 6 9
© by Polish Edition W y d a w n i c t w o IFiS P A N , 1994
© for the P o l i s h T r a n s l a t i o n b y M a ł g o r z a t a Ł u k a s i e w i c z

Książka powstała przy współudziale


G o e t h e Institut Warschau i Inter Nationes e.V.

ISBN 83-86166-12-6
Friedrichowi Pollockowi
Spis treści

Do nowego wydania 9

Przedmowa 11

Pojęcie oświecenia 19

Dygresja I

O d y s e u s z albo mit oświecenia 60

Dygresja II

Julia albo oświecenie i moralność 98

Przemysł kulturalny. Oświecenie jako m a s o w e oszczerstwo 138

Żywioły antysemityzmu. Granice oświecenia 189

Notatki i szkice 232

Posłowie do wydania polskiego (Marek J . Siemek) 283


Do nowego wydania

Dialekty ka oświecenia ukazała się w 1 9 4 7 r. w wydawnictwie


Querido w Amsterdamie. Książka, stopniowo zyskująca popular­
n o ś ć , jest o d d a w n a w y c z e r p a n a . J e ż e l i dziś, p o p o n a d dwudziestu
latach, znów ją w y d a j e m y , to skłaniają nas do tego nie tylko
w i e l o r a k i e n a c i s k i , ale p r z e ś w i a d c z e n i e , że niejedna z t y c h m y ś l i
jest i dziś na czasie oraz w znacznym stopniu określiła nasze
późniejsze wysiłki teoretyczne. O s o b o m postronnym trudno sobie
wyobrazić, do jakiego stopnia obydwaj ponosimy odpowiedzial­
n o ś ć za k a ż d e zdanie. O b s z e r n e f r a g m e n t y dyktowaliśmy wspól­
nie; napięcie o b u intelektualnych t e m p e r a m e n t ó w , które połączyły
s i ę w Dialektyce, j e s t jej ż y w i o ł e m .
N i e w s z y s t k o z tego, co p o w i e d z i a n o w książce, g o t o w i jesteśmy
dziś bez zastrzeżeń p o d t r z y m y w a ć . B y ł o b y to nie d o pogodzenia
z teorią, k t ó r a p r z y j m u j e , że p r a w d a m a s w o j e k o r z e n i e w czasie,
i n i e p r z e c i w s t a w i a jej b i e g o w i d z i e j ó w j a k o c z e g o ś n i e z m i e n n e g o .
Książka powstawała w momencie, g d y kres narodowo-socjalis-
t y c z n e g o terroru był już w i d o c z n y . W wielu miejscach jednakże
sformułowania nie pasują do rzeczywistości dnia dzisiejszego.
A przecież już w t e d y przejście d o świata a d m i n i s t r o w a n e g o nie
j a w i ł o n a m się n a z b y t różowo.
W okresie politycznego podziału na dwa kolosalne bloki,
obiektywnie prące do starcia, groza trwała nadal. Konflikty
w Trzecim Świecie, ponowne narastanie totalitaryzmu nie są
b y n a j m n i e j h i s t o r y c z n y m i i n c y d e n t a m i , tak jak w m y ś l Dialektyki
i n c y d e n t e m nie b y ł ó w c z e s n y faszyzm. K r y t y c z n e myślenie, które
nie oszczędza także postępu, wymaga dziś zajęcia stanowiska
w obronie resztek w o l n o ś c i , w obronie dążeń d o rzeczywistego
humanizmu, nawet jeśli wydają się one bezsilne w obliczu
wielkiego pochodu historii.
o Dialektyka oświecenia

P r z e ś l e d z o n a w tej k s i ą ż c a e w o l u c j a k u t o t a l n e j i n t e g r a c j i z o s t a ł a
jedynie p r z e r w a n a , nie z a k o ń c z o n a ; g r o z i n a m jejrealizacja p o p r z e z
dyktatury i wojny. Prognoza, że w związku z tym oświecenie
obraca się w pozytywizm, w mit t e g o , c o jest, że inteligencja
ostatecznie staje się w r o g i e m ducha, potwierdziła się aż nadto
p r z e k o n y w a j ą c o . Naszej koncepcji historii daleko o d uroszczenia,
i ż h i s t o r i a jej s i ę n i e i m a , k o n c e p c j a ta j e d n a k n i e g o n i n a modłę
pozytywizmu za informacją. Jako krytyka filozofii nie chce
w y r z e k a ć się filozofii.
Z A m e r y k i , g d z i e k s i ą ż k a ta p o w s t a ł a , w r ó c i l i ś m y d o Niemiec
w p r z e k o n a n i u , że t e o r e t y c z n i e i p r a k t y c z n i e m o ż e m y tu zdziałać
więcej niż g d z i e k o l w i e k indziej. R a z e m z F r i e d r i c h e m P o l l o c k i e m ,
k t ó r e m u książka jest d e d y k o w a n a , s w e g o c z a s u na pięćdziesiąte,
dziś na siedemdziesiąte piąte u r o d z i n y , s t w o r z y l i ś m y z n ó w Institut
fur Sozialforschung (Instytut Badań Społecznych), aby dalej
u p r a w i a ć s f o r m u ł o w a n ą w Dialektyce koncepcję. W dalszej pracy
nad teorią i w związanych z tym w s p ó l n y c h doświadczeniach, tak
jak już przy pierwszej redakcji, w najpiękniejszym znaczeniu tego
słowa pomagała nam Gretel Adorno.
W p r o w a d z a j ą c zmiany w y k a z a l i ś m y więcej p o w ś c i ą g l i w o ś c i , niż
jest to w z w y c z a j u p r z y n o w y c h e d y c j a c h książek s p r z e d d z i e s i ę c i o ­
leci. N i e c h c i e l i ś m y r e t u s z o w a ć t e g o , c o z o s t a ł o napisane, nawet
w miejscach jawnie nieadekwatnych; d o p r o w a d z i ć tekst d o postaci
zgodnej z obecnym stanem naszych przemyśleń oznaczałoby
napisać n o w ą książkę. Ż e dziś c h o d z i raczej o to, b y zachować
w o l n o ś ć , k r z e w i ć ją i r o z w i j a ć , miast - choćby tylko pośrednio
- przyspieszać bieg do świata administrowanego - tę myśl
w y p o w i a d a l i ś m y także w późniejszych pismach. T u poprzestaliśmy
na s k o r y g o w a n i u b ł ę d ó w drukarskich i t y m p o d o b n y c h . Wskutek
tej p o w ś c i ą g l i w o ś c i k s i ą ż k a s t a j e s i ę d o k u m e n t e m ; m a m y n a d z i e j ę ,
że jest z a r a z e m c z y m ś w i ę c e j .

MAX HORKHEIMER THEODOR W. ADORNO

Frankfurt nad Menem, kwiecień 1969


Przedmowa

R o z p o c z y n a j ą c tę p r a c ę , k t ó r e j p i e r w s z e p r ó b k i d e d y k o w a n e s ą
F r i e d r i c h o w i P o l l o c k o w i , m i e l i ś m y n a d z i e j ę , że u k o ń c z o n ą c a ł o ś ć
zdołamy mu przedłożyć na pięćdziesiąte urodziny. Im bardziej
j e d n a k z a g ł ę b i a l i ś m y się w to z a d a n i e , t y m w y r a ź n i e j w i d z i e l i ś m y
d y s p r o p o r c j ę między nim a naszymi siłami. Z a m i a r e m naszym b y ł o
rozpoznać, dlaczego ludzkość, zamiast wkroczyć w stan praw­
dziwie ludzki, popada w nowego rodzaju barbarzyństwo. Nie
doceniliśmy trudności tego przedsięwzięcia, ponieważ nazbyt
j e s z c z e u f a l i ś m y w s p ó ł c z e s n e j ś w i a d o m o ś c i . B o c h o ć o d w i e l u lat
z d a w a l i ś m y s o b i e s p r a w ę , że w i n s t y t u c j o n a l n e j praktyce nowo­
czesnej n a u k i w i e l k i e w y n a l a z k i o k u p i o n e są p o s t ę p u j ą c y m roz­
kładem kultury teoretycznej, to jednak wydawało nam się, iż
podążając za tą p r a k t y k ą , będziemy mogli w naszym przedsię­
wzięciu ograniczyć się do krytyki albo do kontynuacji nauk
s z c z e g ó ł o w y c h . M i a ł o o n o p r z y n a j m n i e j t e m a t y c z n i e t r z y m a ć się
t r a d y c y j n y c h d y s c y p l i n , s o c j o l o g i i , p s y c h o l o g i i i teorii poznania.
F r a g m e n t y , k t ó r e tu z e b r a n o , d o w o d z ą j e d n a k , ż e m u s i e l i ś m y
w y z b y ć się t y c h nadziei. J e ż e l i t r o s k l i w e k u l t y w o w a n i e i s p r a w ­
dzanie n a u k o w e j tradycji, zwłaszcza tam, gdzie jako zbędny balast
została ona przez pozytywistyczną czystkę skazana na zapom­
nienie, stanowi m o m e n t poznania, to dzisiejsze załamanie cywiliza­
cji m i e s z c z a ń s k i e j s t a w i a p o d z n a k i e m z a p y t a n i a nie t y l k o i n s t y t u c ­
jonalną praktykę nauki, lecz także jej s e n s . T o , co niezłomni
faszyści obłudnie zachwalają, a gorliwie przystosowujący się
eksperci o d s p r a w ludzkich naiwnie realizują - nieustanna autode-
strukcja oświecenia — nakazuje myśleniu wyzbyć się w s z e l k i e j
dobroduszności w stosunku do zwyczajów i skłonności ducha
czasów. Gdy życie publiczne osiągnęło stan, w którym myśl
n i e u c h r o n n i e staje się t o w a r e m , a j ę z y k j e g o r e k l a m ą , t o próba
p r z e ś l e d z e n i a tej d e p r a w a c j i m u s i r o z s t a ć s i ę z a k t u a l n y m i w y m o -
Dialektyka oświecenia

g a m i j ę z y k o w y m i i m y ś l o w y m i , zanim ich historyczne k o n s e k w e n ­


cje d o szczętu ją u d a r e m n i ą .
Gdyby chodziło tylko o przeszkody wynikłe z hołdującej
zapomnieniu instrumentalizacji nauki, myślenie o zagadnieniach
społecznych m o g ł o b y przynajmniej nawiązać do tych kierunków,
k t ó r e p o z o s t a j ą w o p o z y c j i d o n a u k i o f i c j a l n e j . A l e i o n e d o s t a ł y się
w t r y b y g l o b a l n e g o p r o c e s u p r o d u k c j i . Z m i e n i ł y się nie m n i e j niż
ideologia, z którą miały sprawę. Spotyka je z w y k ł y l o s myśli
triumfującej. G d y myśl dobrowolnie opuszcza żywioł krytyczny
i j a k o z w y k ł y ś r o d e k w s t ę p u j e na służbę istniejącej r z e c z y w i s t o ś c i ,
to mimowolnie zamienia pierwiastek pozytywny, który sobie
wybrała, w pierwiastek negatywny, niszczący. Filozofia, która
w osiemnastym w i e k u , na przekór i n k w i z y t o r o m książek i ludzi,
n a p a w a ł a n i k c z e m n o ś ć ś m i e r t e l n y m strachem, już za B o n a p a r t e g o
p r z e s z ł a n a jej s t r o n ę . W końcu apologetyczna szkoła Comte'a
zawłaszczyła sobie spuściznę nieprzejednanych encyklopedystów
i podała rękę temu wszystkiemu, z c z y m tamci walczyli. M e t a m o r ­
foza k r y t y k i w a f i r m a c j ę nie o s z c z ę d z a też treści teoretycznych
- ich prawda ulatnia się. Dziś zresztą zmotoryzowane dzieje
wyprzedzają podobną ewolucję duchową i oficjalni rzecznicy,
zajęci i n n y m i s p r a w a m i , l i k w i d u j ą teorię, k t ó r a p o m o g ł a i m do
z w y c i ę s t w a , z a n i m ta z d ą ż y s i ę n a d o b r e sprostytuować.
Rozważając swoje własne przewiny myślenie widzi tedy, że
o g r a b i o n o je z m o ż l i w o ś c i a p r o b u j ą c e g o u ż y w a n i a n i e t y l k o j ę z y k a
n a u k o w e g o i p o t o c z n e g o , ale także o w e g o j ę z y k a o p o z y c j i . N i e da
się dziś znaleźć s ł o w a , k t ó r e nie w i o d ł o b y d o z g o d y n a panujące
kierunki myślenia. C z e g o zaś nie d o k o n a samodzielnie ów ze-
szmacony język, tego dopełni skrupulatnie machina społeczna.
Cenzorzy, dobrowolnie utrzymywani przez w y t w ó r n i e filmowe
z o b a w y przed zbytnimi stratami, mają swe odpowiedniki we
w s z y s t k i c h resortach. O b r ó b k a , jakiej tekst literacki poddawany
jest bądź z góry, automatycznie, przez samego twórcę, bądź
przynajmniej przez sztab lektorów, wydawców, adiustatorów,
ghost-writers w obrębie wydawnictwa i poza nim, przewyższa
g r u n t o w n o ś c i ą w s z e l k ą cenzurę. W y d a j e się, że a m b i c j ą s y s t e m u
edukacyjnego jest, w b r e w wszelkim dobroczynnym reformom,
Przedmowa
13

uczynić urząd cenzorski całkowicie zbędnym. W przekonaniu że


p o z n a j ą c y d u c h , k t ó r y nie o g r a n i c z a się d o s t w i e r d z a n i a faktów
i stosowania reguł prawdopodobieństwa, b y ł b y zbyt p o d a t n y na
szarlatanerię i z a b o b o n y , s y s t e m ten r o b i w s z y s t k o , b y na w y j a ł o ­
w i o n y m g r u n c i e szarlataneria i z a b o b o n y b u j n i e się pieniły. J a k
prohibicja zawsze była szansą dla t y m bardziej trujących produk­
t ó w , tak z a b l o k o w a n i e w y o b r a ź n i teoretycznej p r a c o w a ł o na rzecz
p o l i t y c z n e g o szaleństwa. N a w e t tam, gdzie ludzie jeszcze m u nie
ulegli, mechanizmy cenzury, zewnętrzne i wszczepione do we­
wnątrz, pozbawiają ich ś r o d k ó w oporu.
A p o r i a , j a k ą n a p o t k a l i ś m y w naszej p r a c y , o k a z a ł a się p r z e t o
pierwszym przedmiotem, który mieliśmy zbadać: chodzi o auto- £
destrukcję oświecenia. N i e m a m y wątpliwości - i w tym t k w i nasza
petitio principii - że w o l n o ś ć w s p o ł e c z e ń s t w i e jest n i e o d ł ą c z n a o d C
o ś w i e c a j ą c e g o m y ś l e n i a . W y d a j e n a m się j e d n a k , że s t w i e r d z i l i ś m y
r ó w n i e ż p o n a d w s z e l k ą w ą t p l i w o ś ć , iż p o j ę c i e t e g o m y ś l e n i a , t a k
samo jak konkretne historyczne formy, instytucje społeczne,
w j a k i e m y ś l e n i e to jest w p l e c i o n e , z a w i e r a j ą już z a r o d e k owego
p o w s z e c h n e g o dziś regresu. J e ś l i o ś w i e c e n i e nie zechce w z i ą ć na
siebie refleksji nad o w y m w s t e c z n y m m o m e n t e m , przypieczętuje
s w ó j w ł a s n y los. G d y refleksję nad destrukcyjnymi elementami
postępu pozostawia się w r o g o m postępu, ślepo pragmatyczne
m y ś l e n i e traci z d o l n o ś ć d o z a p o ś r e d n i c z a j ą c e g o znoszenia, a z a t e m
także odniesienie do p r a w d y . Z a g a d k o w a g o t o w o ś ć technologicz- c
nie w y c h o w a n y c h m a s , b y p o d d a w a ć się w s z e l k i m d e s p o t y z m o m ,
grożąca autodestrukcją skłonność do nacjonalistycznej paranoi,
w s z y s t k i e te n i e p o j ę t e a b s u r d y u j a w n i a j ą s ł a b o ś ć d z i s i e j s z e j ś w i a ­
domości teoretycznej.
W i e r z y m y , ż e te f r a g m e n t y m o g ą s t a n o w i ć p e w i e n w k ł a d w tę
ś w i a d o m o ś ć . P o k a z u j e m y b o w i e m , iż p r z y c z y n r e g r e s u o ś w i e c e n i a 0
w m i t o l o g i ę szukać należy nie tyle w w y m y ś l o n y c h specjalnie dla
celów takiego regresu nacjonalistycznych, pogańskich i innych •
m i t o l o g i a c h n o w o c z e s n y c h , lecz w s a m y m o ś w i e c e n i u , g d y z a s t y g a :
o n o w lęku przed p r a w d ą . O b a pojęcia należy rozumieć nie t y l k o
w sensie n a u k o dziejach k u l t u r y , ale t a k ż e realnie. Oświecenie
wyraża rzeczywisty ruch społeczeństwa mieszczańskiego jako
14 Dialektyka oświecenia

całości w aspekcie j e g o idei ucieleśnionej w o s o b a c h i instytucjach;


i analogicznie prawda to nie tylko rozumna świadomość, lecz
r ó w n i e ż jej p o s t a ć w r z e c z y w i s t o ś c i . S t r a c h , j a k i m nieodrodnego
syna cywilizacji n a p a w a odejście od f a k t ó w , które w s z a k już przy
samym ich postrzeganiu podlegają stereotypowej obróbce za
sprawą dzisiejszych praktyk w nauce, interesach i polityce, to
bezpośrednio ten sam strach, jaki w z b u d z a społeczna dewiacja.
Pojęcie jasności w języku i myśleniu, któremu sprostać m a sztuka,
literatura i f i l o z o f i a , r ó w n i e ż d e f i n i o w a n e jest p r z e z te praktyki.
P o j ę c i e to, tabuizując w s z e l k ą m y ś l , k t ó r a n e g a t y w n i e o d b i j a się o d
f a k t ó w i panujących f o r m m y ś l o w y c h , j a k o mętną s p r a w ę , najchęt­
niej jako coś narodowo obcego duchowi, utrzymuje umysły
w coraz głębszej ślepocie. J e s t rzeczą beznadziejnie smutną, że
nawet najuczciwszy reformator, który w zeszmaconym języku
zaleca innowacje, przejmując zużyte kategorie i stojącą za nimi
l i c h ą f i l o z o f i ę , u m a c n i a t y l k o tę p o t ę g ę i s t n i e j ą c e g o s t a n u r z e c z y ,
którą chciałby złamać. F a ł s z y w a jasność to tylko inna n a z w a mitu.
M i t zawsze był niejasny i zarazem przekonywający. L e g i t y m a c j ą
jego była zawsze s w o j s k o ś ć i dyspensa o d pracy pojęcia.
Jeśli człowiek pogrąża się dziś w żywiole natury, jest to
nieodłączne od postępu społecznego. Wzrost wydajności ekono­
micznej, który z jednej strony stwarza w a r u n k i dla s p r a w i e d l i w ­
szego świata, z drugiej strony użycza aparaturze technicznej
i g r u p o m społecznym, które nią rozporządzają, bezmiernej prze­
wagi nad resztą ludzi. W o b e c potęg ekonomicznych jednostka
staje się n i c z y m . Z a s p r a w ą t y c h p o t ę g p r z e m o c s p o ł e c z e ń s t w a n a d
naturą wznosi się n a niebywały poziom. Jednostka znika przy
aparaturze, którą obsługuje, a zarazem jest p r z e z nią lepiej niż
k i e d y k o l w i e k zaopatrzona. W stanie n i e s p r a w i e d l i w o ś c i bezsilność
i sterowność mas rośnie wraz z przydzielaną jej i l o ś c i ą dóbr.
Materialnie znaczny, a społecznie żałosny wzrost standardu życia
n i ż s z y c h w a r s t w o d z w i e r c i e d l a się w z ł u d n y m upowszechnieniu
w a r t o ś c i d u c h o w y c h . S p r a w ą d u c h a jest b o w i e m n e g a c j a u r z e c z o -
wienia. Zmieniony w dobro kultury i serwowany dla celów
konsumpcyjnych musi zginąć. Z a l e w dokładnych informacji i ga­
lanteryjnej r o z r y w k i zaostrza d o w c i p i zarazem otępia.
przedmowa x ^

N i e c h o d z i o k u l t u r ę j a k o w a r t o ś ć , tak jak to r o z u m i e j ą k r y t y c y
c y w i l i z a c j i , H u x l e y , J a s p e r s , O r t e g a y G a s s e t i inni: c h o d z i o to, że
oświecenie musi się opamiętać i zastanowić nad sobą, jeżeli
ludzkość nie m a zostać ostatecznie zdradzona. N i e w t y m rzecz, by
k o n s e r w o w a ć p r z e s z ł o ś ć , ale b y nie z a w i e ś ć p r z e s z ł y c h nadziei.
D z i ś zaś przeszłość t r w a j a k o niszczenie przeszłości. Jeżeli s z a c o w ­
ne wykształcenie aż po wiek dziewiętnasty było przywilejem,
okupionym tym w i ę k s z y m cierpieniem ludzi p o z b a w i o n y c h wy­
kształcenia, to dwudziesty wiek za higieniczną fabrykę płaci
stopieniem wszelkich pierwiastków kultury w kolosalnym tyglu.
N i e b y ł a b y to m o ż e w c a l e cena tak w y s o k a , jak sądzą o w i o b r o ń c y
k u l t u r y , g d y b y ta w y p r z e d a ż k u l t u r y n i e p r z y c z y n i a ł a s i ę d o t e g o ,
że o s i ą g n i ę c i a e k o n o m i c z n e o b r a c a j ą się w s w o j e p r z e c i w i e ń s t w o .
W tych warunkach nawet uszczęśliwiające dobra stają się
elementami nieszczęścia. Masa dóbr, która kiedyś, w braku
s p o ł e c z n e g o p o d m i o t u , j a k o tak z w a n a n a d p r o d u k c j a powodowała
w e w n ę t r z n e k r y z y s y g o s p o d a r c z e , dziś, na s k u t e k t e g o , że j a k o ó w
społeczny podmiot intronizowano g r u p y władzy, rodzi między­
narodowe niebezpieczeństwo faszyzmu: postęp o b r a c a się w re­
g r e s . T o , że h i g i e n i c z n a f a b r y k a i w s z y s t k o , c o się z t y m wiąże,
volkswagen i pałac sportu, tępym nożem zarzyna metafizykę,
b y ł o b y j e s z c z e o b o j ę t n e , ale nie jest o b o j ę t n e , że w c a ł o ś c i ż y c i a
s p o ł e c z n e g o o w a f a b r y k a , v o l k s w a g e n i pałac s p o r t u s a m e stają się
metafizyką, ideologiczną zasłoną, za którą gnieździ się realne
n i e s z c z ę ś c i e . T a k i jest p u n k t w y j ś c i a t y c h fragmentów.
P i e r w s z a r o z p r a w a , t e o r e t y c z n a p o d s t a w a n a s t ę p n y c h , stara się
przedstawić związki między racjonalnością a rzeczywistością społe­
czną, a także nieodłączne o d nich związki między naturą a o p a n o ­
w a n i e m natury. K r y t y k a , jakiej p o d d a n e zostaje o ś w i e c e n i e , ma
p r z y g o t o w a ć j e g o p o z y t y w n e p o j ę c i e , w y r w a ć je z u w i k ł a ń w ś l e p ą
praktykę panowania.
Część krytyczną pierwszej rozprawy można z grubsza sprowa­
d z i ć d o d w u tez: że już m i t jest o ś w i e c e n i e m o r a z że o ś w i e c e n i e
obraca się ponownie w mitologię. Tezy te przedstawione są
s z c z e g ó ł o w o w d w ó c h dygresjach. P i e r w s z a śledzi dialektykę mitu
i o ś w i e c e n i a w Odysei, jednym z najwcześniejszych reprezentatyw-
i6 Dialektyka oświecenia

nych świadectw mieszczańsko-zachodniej cywilizacji. T r z o n sta­


n o w i ą pojęcia ofiary i wyrzeczenia, demonstrujące zarazem różnicę
i jedność mitycznej natury i o ś w i e c o n e g o panowania nad naturą.
D r u g a dygresja zajmuje się K a n t e m , de S a d e ' e m i N i e t z s c h e m ,
którzy nieubłaganie dopełnili dzieła oświecenia. Pokazuje, jak
ujarzmienie wszystkiego, co naturalne, przez suwerenny podmiot
prowadzi w końcu właśnie do panowania tego, co naturalne, ślepo
przedmiotowe. T e n d e n c j a ta n i w e l u j e w s z y s t k i e p r z e c i w i e ń s t w a
myśli mieszczańskiej, zwłaszcza opozycję moralnego rygoryzmu
i absolutnej amoralności.
Rozdział poświęcony przemysłowi kulturalnemu ukazuje regre­
sję o ś w i e c e n i a n a p r z y k ł a d z i e i d e o l o g i i , k t ó r e j m i a r o d a j n y m w y r a ­
z e m jest film i r a d i o . O ś w i e c e n i e p o l e g a tu p r z e d e w s z y s t k i m na
kalkulacji efektów oraz techniki wytwarzania i rozpowszechniania;
n a t o m i a s t i d e o l o g i a c o d o s w e j w ł a ś c i w e j treści s p r o w a d z a się d o
b a ł w o c h w a l c z e j g l o r y f i k a c j i t e g o , c o jest, o r a z w ł a d z y , s p r a w u j ą c e j
k o n t r o l ę n a d t e c h n i k ą . P r z y r o z p a t r y w a n i u tej s p r z e c z n o ś c i p r z e ­
m y s ł k u l t u r a l n y t r a k t o w a n y jest p o w a ż n i e j , niż s a m się o to p r o s i .
A l e s k o r o j e g o p o w o ł y w a n i e się na w ł a s n y k o m e r c y j n y charakter,
o p o w i e d z e n i e się za p r a w d ą z ł a g o d z o n ą o d d a w n a s t a ł o się t y l k o
w y m ó w k ą , w y k r ę t e m o d o d p o w i e d z i a l n o ś c i za k ł a m s t w o , analiza
nasza kieruje się obiektywnie w jego produktach zawartym
roszczeniem do tego, by być tworami estetycznymi, czyli ukształ-
towaniami prawdy. Ukazując nicość tego roszczenia, analiza
o b n a ż a s p o ł e c z n y b e z ł a d . R o z d z i a ł ten jest bardziej jeszcze n i ż i n n e
fragmentaryczny.
Mające charakter tez r o z w a ż a n i a w r o z d z i a l e „ Ż y w i o ł y anty­
semityzmu" dotyczą rzeczywistego nawrotu oświeconej cywiliza­
cji d o barbarzyństwa. Racjonalność zawiera w sobie nie tylko
idealną, lecz także p r a k t y c z n ą tendencję d o autodestrukcji, i to o d
p o c z ą t k u , nie t y l k o w fazie, g d y a u t o d e s t r u k c j a ta staje się j a w n a .
W tym sensie n a s z k i c o w a n o tam filozoficzną prehistorię anty­
semityzmu. J e g o „ i r r a c j o n a l n o ś ć " w y w i e d z i o n a zostaje z samej
istoty panującego r o z u m u oraz świata urządzonego na j e g o obraz.
„ Ż y w i o ł y " pozostają w ścisłym związku z empirycznymi badania­
mi Instytutu B a d a ń Społecznych, fundacji założonej i u t r z y m y w a -
przedmowa 17

nej p r z y ż y c i u p r z e z F e l i x a W e i l a , b e z k t ó r e j n i e t y l k o n a s z e s t u d i a ,
ale r ó w n i e ż s p o r a c z ę ś ć k o n t y n u o w a n e j w b r e w Hitlerowi pracy
teoretycznej n i e m i e c k i c h e m i g r a n t ó w nie b y ł a b y m o ż l i w a . P i e r w ­
sze trzy tezy napisaliśmy wspólnie z Leonem Lówenthalem,
z k t ó r y m o d p i e r w s z y c h lat f r a n k f u r c k i c h p r a c o w a l i ś m y w s p ó l n i e
nad w i e l o m a zagadnieniami naukowymi.
W ostatniej części z a m i e s z c z o n e są n o t a t k i i szkice, p o części
należące do kręgu zagadnień poprzednich rozpraw, choć nie
wchodzą w ich skład, po części zarysowujące problematykę
przyszłej pracy. Większość dotyczy dialektycznej antropologii.

Los Angeles, California, maj 1944

Książka ta prezentuje tekst w postaci, w jakiej został on


o p r a c o w a n y jeszcze podczas w o j n y , bez istotnych zmian. J e d y n i e
ostatnia teza „ Ż y w i o ł ó w a n t y s e m i t y z m u " została d o d a n a p ó ź n i e j .

Czerwiec 1947

MAX HORKHEIMER THEODOR W. ADORNO


Pojęcie oświecenia

O ś w i e c e n i e - r o z u m i a n e najszerzej j a k o p o s t ę p m y ś l i - zawsze
dążyło do tego, by uwolnić człowieka od strachu i uczynić go
panem. Lecz oto w pełni oświecona ziemia stoi p o d znakiem
triumfującego nieszczęścia. P r o g r a m e m oświecenia b y ł o odczaro^l
w a n i e świata. C h c i a n o r o z b i ć mity i obalić urojenia za pomocą,
w i e d z y . M o t y w y te p o d a j e już „ojciec filozofii eksperymental­
!
n e j " , B a c o n . G a r d z i a d e p t a m i tradycji, k t ó r z y „ w p i e r w sądzą, że
inni w i e d z ą to, c z e g o nie w i e d z ą ; p o t e m zaś, że o n i sami w i e d z ą to,
c z e g o nie wiedzą. W s z e l a k o ł a t w o w i e r n o ś ć , odraza d o w ą t p l i w o ­
ści, n i e o p a m i ę t a n i e w dawaniu odpowiedzi, pysznienie się w y ­
kształceniem wobec skromnej nieśmiałości, interesowność, nie­
dbalstwo we własnej pracy badawczej, fetyszyzowanie słów,
poprzestawanie na fragmentarycznych osiągnięciach poznaw­
c z y c h : te i p o d o b n e p r z y c z y n y s t a n ę ł y na przeszkodzie szczęś­
T
liwemu małżeństw u ludzkiego intelektu z naturą rzeczy, a po­
pchnęły go w ramiona próżnych pojęć i bezplanowych eks-/
perymentów - płody i potomstwo tak osławionego związku
nietrudno sobie wyobrazić. Prasa drukarska - wynalazek ciężkiego
a u t o r a m e n t u ; a r m a t a — w y n a l a z e k leżący już w z a s i ę g u rąk; kompas
- p o n i e k ą d z n a n y j u ż w c z e ś n i e j : j a k i c h z m i a n n i e s p o w o d o w a ł a ta
trójka - w stanie w i e d z y , w sytuacji w o j n y , w dziedzinie f i n a n s ó w ,
handlu i ż e g l u g i ! W s z y s t k i e trzy zaś, p o w i a d a m , są t y l k o dziełem
p r z y p a d k u . W y ż s z o ś ć c z ł o w i e k a p o l e g a na w i e d z y , co d o t e g o nie ^
ma wątpliwości. Wiedza kryje w sobie tysiące rzeczy, których
k r ó l o w i e nie z d o ł a j ą k u p i ć za cenę s w y c h s k a r b ó w , n a d którymi
r o z k a z ich nie m a m o c y , o k t ó r y c h nie p o i n f o r m u j ą ich w y w i a d o w ­
cy i d o n o s i c i e l e , d o k t ó r y c h nie d o t r ą ich żeglarze i o d k r y w c y . D z i ś

1
V o l t a i r e : Lettres philosophiques XII. Oeuvres compPetes. T . X X I I . W y d .
G a r n i e r , Paris 1 8 7 9 , s. 1 1 8 .
20 Dialektyka oświecenia

panujemy nad naturą jedynie w e własnych wyobrażeniach i pod­


d a n i j e s t e ś m y jej w ł a d z y ; p o z w ó l m y j e d n a k , b y p o w i o d ł a n a s ku
2
odkryciom, a będziemy mogli rozporządzać nią w p r a k t y c e " .
C h o ć B a c o n o w i o b c a b y ł a m a t e m a t y k a , t o j e d n a k d o s k o n a l e ujął
stanowisko nauki, która miała się p o t e m rozwinąć. Szczęśliwe
małżeństwo ludzkiego intelektu z naturą rzeczy, o k t ó r y m pisze,
jest w y b i t n i e patriarchalne: intelekt, k t ó r y z w y c i ę ż a p r z e s ą d y , ma
r o z k a z y w a ć o d c z a r o w a n e j n a t u r z e . W i e d z a , k t ó r a jest p o t g g ą , nie
/zna g r a n i c " a n i w n i e w o l e n i u s t w o r z e n i a / ani w u l e g ł o ś c i w o b e c
'ganów świata. Daje się u ż y ć d o wszelkich celów burżuazyjnej
ekonomii w fabryce i na polu bitwy, i podobnie służy każdej
przedsiębiorczej jednostce bez w z g l ę d u na pochodzenie. K r ó l o w i e
p o s ł u g u j ą się t e c h n i k ą na r ó w n i z k u p c a m i : jest tak demokratyczna
jak s y s t e m g o s p o d a r c z y , w r a z z k t ó r y m się r o z w i j a . T e c h n i k a jest
i s t o t ą tej w i e d z y . W i e d z a ta n i e z m i e r z a d o w y k s z t a ł c e n i a p o j ę ć n i
obrazów, nie przyświeca jej s z c z ę ś c i e p o z n a n i a , jej c e l e m jest
m e t o d a , w y k o r z y s t a n i e cudzej pracy, kapitał. O w e tysiące rzeczy,
k t ó r e w e d l e B a c o n a w sobie kryje, są s a m e w sobie z n ó w tylko
instrumentami: radio jako w y s u b l i m o w a n a prasa drukarska, samo­
lot b o j o w y j a k o skuteczniejsze działo artyleryjskie, zdalne s t e r o w a ­
nie j a k o s p r a w n i e j s z y k o m p a s . L u d z i e c h c ą n a u c z y ć się o d n a t u r y
j e d n e g o : j a k jej u ż y ć , b y w p e ł n i z a p a n o w a ć n a d n i ą i n a d ludźmi.
Nic innego się nie liczy. Bezwzględne wobec samego siebie
oświecenie zniszczyło resztki własnej swej samowiedzy. Jakoż
t y l k o m y ś l e n i e , k t ó r e s a m o s o b i e zadaje g w a ł t , jest dostatecznie
t w a r d e , b y s k r u s z y ć m i t y . W o b e c t r i u m f u p r z e ś w i a d c z e n i a , iż liczą
s i ę j e d y n i e f a k t y , n a w e t n o m i n a l i s t y c z n e credo B a c o n a b y ł o b y d z i ś
podejrzane jako metafizyka i podpadałoby p o d zarzut jałowości,
o którą B a c o n oskarżał scholastykę. Władza i poznanie^to synoni­
3
my. B e z p ł o d n e szczęście poznania jest dla B a c o n a występkiem
- tak s a m o jak dla L u t r a . N i e c h o d z i b o w i e m o o w o spełnienie,

2
F . B a c o n : In Vraise of Knowledge. Miscellaneous Tracts Upon Human
Philosophy. The Works of Francis Bacon. T . i . W y d . B a s i l M o n t a g u , L o n d o n
1 8 2 5 , s. 2 5 4 i nast.
3
P o r . F . B a c o n , Novum Organum. Przeł. J . W i k a r j a k . W a r s z a w a 1 9 5 5 ,
s. 57-
Pojęcie oświecenia li

j a k i e c z ł o w i e k o w i d a j e p r a w d a , a l e o operation, o s k u t e c z n ą metodę;
„prawdziwym celem i funkcją nauki" są nie „przekonywające,
z a b a w n e , zasługujące na szacunek albo e f e k t o w n e p r z e m o w y lub
takie czy inne nieodparte argumenty, ale działanie, p r a c a i o d ­
k r y w a n i e nieznanych przedtem s z c z e g ó ł ó w , p o to, by zyskać lepsze
4
wyposażenie i pomoc w ż y c i u " . Precz z tajemnicą - a wraz
z t a j e m n i c ą n i e c h a j z n i k n i e t e ż p r a g n i e n i e jej o b j a w i e n i a .
O d c z a r o w a ć świat to w y p l e n i ć animizrr^ K s e n o f a n e s w y k p i w a
w i e l o b ó s t w o , g d y ż b o g o w i e - skażeni w a d a m i i p r z y p a d k o w o ś c i ą
- podobni są d o ludzi, którzy ich stworzyli, a nowa logika
demaskuje ukształtowane w języku słowa jako fałszywe monety,
k t ó r e lepiej zastąpić n e u t r a l n y m i ż e t o n a m i . Ś w i a t staje się c h a o s e m ,
synteza - ocaleniem. N i e ma jakoby różnicy między totemicznym
zwierzęciem, marzeniami jasnowidzącego i ideą absolutną. Na
d r o d z e d o n o w o ż y t n e j n a u k i ludzie w y r z e k a j ą się sensu. Z a s t ę p u j ą
pojęcie formułą, przyczynę - regułą i prawdopodobieństwem.
P r z y c z y n a to ostatnie z filozoficznych pojęć, p r z e c i w k o któremu
zwróciła się naukowa krytyka, ono jedno bowiem już tylko
pozostało z dawnych idei - ostatni akt sekularyzacji twórczej
zasady. D e f i n i o w a ć w j ę z y k u e p o k i substancję i j a k o ś ć , stan c z y n n y
i bierny, byt i istnienie - b y ł o o d c z a s ó w B a c o n a s p r a w ą filozofii,
n a u k a z a ś r a d z i ł a s o b i e b e z t a k i c h k a t e g o r i i . P o z o s t a ł y j a k o idola
theatridawnej m e t a f i z y k i i już w ó w c z a s u c h o d z i ł y za p o m n i k i istot
i p o t ę g zamierzchłej przeszłości. Przeszłości, dla której mity b y ł y
wykładnią i tkanką życia oraz śmierci. Kategorie, w których
filozofia zachodnia określała swój wieczny porządek natury,
wypełniły miejsca z a j m o w a n e niegdyś przez O k e a n o s a i Persefonę,
Ariadnę i Nereusa. Moment przejścia odnajdujemy w kosmo­
logiach presokratycznych. Wilgotność, niepodzielność, powietrze,
o g i e ń - w y s t ę p u j ą c e tam j a k o p r a t w o r z y w o n a t u r y - to w ł a ś n i e
dopiero co zracjonalizowane osady oglądu mitycznego. Podobnie
jak w y o b r a ż e n i a zapładniania ziemi przez w o d ę , które znad Nilu
p r z e s z ł y d o G r e c j i , stały się tu h y l o z o i c z n y m i z a s a d a m i , ż y w i o ł a m i ,
tak cała bujna w i e l o z n a c z n o s c m k ^ c ^ o v c h d e m o n ó w wysublimo-

4
F . B a c o n : Valerius Termitłul, qfihe InterprĄation of Nature. Miscellaneous
Tracts, w y d . cyt., t. i , s. 2 » i i
22 Dialektyka oświecenia

wała się w czystą formę istności ontologicznych. Wreszcie, za


s p r a w ą Platońskich idei, także patriarchalnych b o g ó w olimpijskich
zagarnął filozoficzny logos. A l e w platońskim i arystotelesowskim
dziedzictwie metafizyki o ś w i e c e n i e d o s t r z e g a ł o z n ó w stare potęgi
i tępiło uniwersalia wraz z ich roszczeniem do prawdy jako
przesąd. W autorytecie pojęć ogólnych dopatrywano się w c i ą ż
strachu przed d e m o n a m i , k t ó r y m ludzie nadają postać, by w trybie
m a g i c z n e g o rytuału w p ł y w a ć na przyrodę. O d t ą d p a n o w a n i e nad
materią ma o b y w a ć się b e z iluzji o j a k i c h ś r z ą d z ą c y c h nią lub
z a m i e s z k u j ą c y c h ją sił i u k r y t y c h w ł a s n o ś c i . T o , c o n i e c h c e p o d d a ć
się k r y t e r i o m o b l i c z a l n o ś c i i u ż y t e c z n o ś c i , u c h o d z i za p o d e j r z a n e .
R a z u w o l n i o n e o d z e w n ę t r z n e j presji o ś w i e c e n i e nie cofnie się już
p r z e d n i c z y m . J e g o w ł a s n a idea p r a w c z ł o w i e k a zazna zaś tego
samego losu, co niegdyś uniwersalia. Wszelki duchowy opór
5
zwiększa tylko jego siłę. A l b o w i e m oświecenie nawet w mitach
rozpoznaje jeszcze s a m o siebie. N i e w a ż n e , na jakie mity p o w o ł u j ą
się p r z e c i w n i c y : mit, już przez to, że w tym sporze staje się
argumentem, s a m o p o w i a d a się za z a s a d ą d e s t r u k c y j n e j racjonal­
n o ś c i , k t ó r ą z a r z u c a o ś w i e c e n i u . O ś w i e c e n i e jest t o t a l i t a r n e .
Z a podłoże mitu oświecenie uważało zawsze antropomorfizm,
6
projekcję p o d m i o t o w o ś c i na p r z y r o d ę . Zjawiska nadprzyrodzo­
ne, d u c h y i d e m o n y , to zwierciadlane w i z e r u n k i ludzi, którzy dają
się s t r a s z y ć n a t u r z e . W i e l o ś ć m i t y c z n y c h p o s t a c i daje się zatem
sprowadzić do wspólnego mianownika: podmiotu. Odpowiedź
Edypa na zagadkę Sfinksa: „ T o człowiek", powtarza się jako
stereotypowy komunikat oświecenia, bez względu na to, czy
w d a n y m p r z y p a d k u chodzi o cząstkę o b i e k t y w n e g o sensu, zarysy
jakiegoś porządku, strach przed złymi potęgami czy nadzieję
zbawienia. Z a byt i zdarzenie oświecenie z g ó r y uznaje t y l k o to, co
można u j e d n o l i c i ć ; j e g o i d e a ł e m jest s y s t e m , z k t ó r e g o wynika
wszystko razem i każda rzecz z osobna. Pod tym względem

5
P o r . G . W. F . H e g e l : Fenomenologia ducha. Przeł. A . L a n d m a n . T . z.
W a r s z a w a 1 9 6 5 , s. 1 4 5 i nast.
6
Z g a d z a j ą się ze s o b ą w tej k w e s t i i K s e n o f a n e s , M o n t a i g n e , Hume,
F e u e r b a c h i S a l o m o n R e i n a c h . P o r . t e g o o s t a t n i e g o Orpheus (London
- N e w Y o r k 1 9 0 9 , s. 6 i nast.).
pojęcie oświecenia 2
3

racjonalistyczna i empirystyczna wersja oświecenia są ze sobą


zgodne. C h o ć b y poszczególne szkoły dawały odmienne interpretac­
je p e w n i k ó w , s t r u k t u r a n a u k i j e d n o l i t e j b y ł a z a w s z e ta s a m a . M i m o
całego pluralizmu dziedzin badawczych postulowana przez B a c o n a
1
una scientia universalis jest r ó w n i e w r o g a w o b e c w s z y s t k i e g o , c o nie
d a j e s i ę w ł ą c z y ć w s y s t e m , j a k mathesis universalis Leibniza w o b e c
skoku. Wielość kształtów zostaje sprowadzona do położenia
i miejsca w szeregu, historia d o faktów, rzeczy d o materii. R ó w n i e ż
w e d ł u g Bacona między najwyższymi zasadami a zdaniami obserwa­
cyjnymi, ma zachodzić jednoznaczny związek logiczny, mianowicie
p o p r z e z s t o p n i o w e u o g ó l n i e n i a . D e M a i s t r e w y ś m i e w a się, że B a c o n
8
hołduje „ i d o l o w i d r a b i n y " . L o g i k a formalna była wielką szkołą
ujednolicania. Podsunęła oświeceniu schemat obliczalności świata.
Mitologizujące zrównanie idei z liczbami w ostatnich pismach
P l a t o n a w y r a ż a t ę s k n o t ę w s z e l k i e j d e m i t o l o g i z a c j i : liczha_stała się
kanonem oświecenia. Te same równości rządzą mieszczańską
sprawiedliwością i wymianą towarów. „Czyż reguła, że gdy
dodajesz liczbę nieparzystą d o parzystej, to s u m a będzie nieparzysta,
nie jest na r ó w n i z a s a d ą s p r a w i e d l i w o ś c i i m a t e m a t y k i ? I c z y ż nie
zachodzi prawdziwa zgodność między sprawiedliwością dystrybuty-
wną a komutatywną z jednej strony oraz między proporcjami
9
geometrycznymi a arytmetycznymi z drugiej strony?" Społeczeń­
stwem mieszczańskim rządzi e k w i w a l e n t . T o , co różnoimienne,
s p r o w a d z o n e zostaje d o w i e l k o ś c i abstrakcyjnych, w s k u t e k czego
m o ż e b y ć p o r ó w n y w a n e . D l a o ś w i e c e n i a t o , c o nie daje się w y r a z i ć ,
w liczbach;, a o s t a t e c z n i e w j e d n o s t k a c h , jest p o z o r e m ; w s p ó ł c z e s n y
pozytywizm zalicza to do poezji. Hasłem jest jedność - od
P a r m e n i d e s a p o R u s s e l l a . C e l e m jest o b a l e n i e b o g ó w i j a k o ś c i .
Ale mity, które padły ofiarą oświecenia, same już b y ł y jegoj)
produktem. W naukowej kalkulacji zdarzenia anuluje się r a c h u ­
nek, jaki niegdyś m y ś l w y s t a w i a ł a zdarzeniu w micie. M i t chciał
opowiadać, nazywać, w s k a z y w a ć początek: a tym samym też

7
F . B a c o n : De augmentis scientiarum, w y d . cyt., t. 8, s. 1 5 2 .
8
J . M . de Maistre, Les Soirées de Saint-Pétersbourg, jferne entretien. Oeuvres
complètes. T . 4. L y o n 1 8 9 1 , s. 2 5 6 .
9
F . B a c o n : Advancement of Learning, w y d . c y t . , t. 2, s. 1 2 6 .
Dialektyka oświecenie/

p r z e d s t a w i a ć , u t r w a l a ć , w y j a ś n i a ć . T o r o s z c z e n i e w z m o c n i ł o się,
gdy mity poczęto z a p i s y w a ć i zbierać. B a r d z o wcześnie przestały
być relacjami, a stały się t e o r i a m i . K a ż d y rytuał zawiera obraz
z d a r z e n i a o r a z o k r e ś l o n e g o p r o c e s u , na k t ó r y c h c e się m a g i c z n y m
sposobem wywrzeć wpływ. Ó w teoretyczny pierwiastek rytuału
u s a m o d z i e l n i ł się w n a j w c z e ś n i e j s z y c h e p o s a c h n a r o d o w y c h . M i t y ,
z którymi zetknęli się tragicy, stoją już pod znakiem owej
dyscypliny i potęgi, która przyświecała B a c o n o w i . Miejsce lokal­
n y c h d u c h ó w i d e m o n ó w zajęło n i e b o ze s w ą hierarchią, miejsce
m a g i c z n y c h p r a k t y k c z a r o w n i k a o r a z p l e m i e n i a zajęła odpowied­
nio odmierzona ofiara oraz w y k o n y w a n a na rozkaz praca niewol­
ników. Bóstwa olimpijskie nie są już bezpośrednio tożsame
z ż y w i o ł a m i , lecz oznaczają ż y w i o ł y . W e d l e H o m e r a Z e u s p r z e w o ­
dzi d z i e n n e m u niebu, A p o l l o kieruje słońcem, a Helios i Eos
zatrącają już a l e g o r i ą . B o g o w i e o d d z i e l a j ą się o d m a t e r i i j a k o ich
k w i n t e s e n c j e . B y t r o z p a d a się o d t ą d na l o g o s , w m i a r ę postępów
filozofii kurczący się do wymiaru monady, czystego punktu
odniesienia, oraz na masę wszystkich rzeczy i stworzeń zewnętrz­
nych w o b e c niego. T a jedna różnica między w ł a s n y m istnieniem
a całą pozostałą rzeczywistością pochłania wszystkie inne różnice.
Ś w i a t - bez rozróżnień - p o d p o r z ą d k o w a n y zostaje c z ł o w i e k o w i .
Pod tym względem żydowska historia stworzenia zgodna jest
z religią o l i m p i j s k ą . ,,...i niech panuje n a d r y b a m i m o r s k i m i i n a d
p t a c t w e m niebios, i nad b y d ł e m , i nad całą ziemią, i nad w s z e l k i m
1 0
płazem pełzającym po z i e m i " . „ O Z e u s i e , o j c z e Z e u s i e , t w o j e jest
w ł a d a n i e n i e b i o s , i ty w i d z i s z s p r a w y l u d z k i e , w y s t ę p n e i s p r a w i e d ­
1 1
l i w e , a t a k ż e z u c h w a l s t w o z w i e r z ą t , i r z e t e l n o ś ć leży ci n a s e r c u " .
„ A l b o w i e m t a k s i ę te r z e c z y m a j ą , ż e j e d e n p o k u t u j e zaraz, inny
p ó ź n i e j ; jeżeli zaś c h o ć b y jeden miał ujść i nie d o s i ę g ł a b y g o g r o ź n a
fatalność b o g ó w , to przecież na ostatku i tak u g o d z i , i n i e w i n n i
będą musieli o d p o k u t o w a ć czyn, bądź dzieci jego, bądź późniejsze
1 2
pokolenia". P r z e d b o g a m i o s t a n i e się j e d y n i e ten, k t o się i m bez

1 0
G e n e s i s i , 26.
11
A r c h i l o c h o s , fr. 87. C y t . w g Deussen: Allgemeine Geschichte der Philoso-
phie. T . 2, cz. 1 . L e i p z i g 1 9 1 1 , s. 1 8 .
1 2
S o l o n , fr. 1 3 , 2 5 . C y t . tamże, s. 20.
pojecie oświecenia 2 ^

reszty p o d d a . P r z e b u d z e n i e p o d m i o t o w o ś c i o k u p i o n e jest uzna-


n j e r n w ł a d z y j a k o z a s a d y w s z e l k i c h s t o s u n k ó w . W o b e c talTjedno-
litej r o z u m n o ś c i r ó ż n i c a m i ę d z y b o g i e m a c z ł o w i e k i e m o k a z u j e s i ę
nieistotna, co rozum wskazywał niezawodnie już od czasów
najdawniejszej krytyki Homera. Porządkujący u m y s ł r ó w n y jest
s t w ó r c z e m u b o g u , g d y ż tak s a m o s p r a w u j ą w ł a d z ę nad naturą.
J e ś l i c z ł o w i e k jest i s t o t ą na o b r a z i p o d o b i e ń s t w o b o ż e , to z a s a d ą
t e g o p o d o b i e ń s t w a jest s u w e r e n n e p a n o w a n i e n a d t y m , c o istnieje,
władcze spojrzenie, zwierzchność.
Mit przechodzi w oświecenie, a natura w czystą obiektywność.^]
L u d z i e p ł a c j j za p o m n a ż a n i e swojej władzy wyobcowaniem od
tego, nad czym władzę sprawują. Oświecenie poczyna sobie w o b e c
r z e c z y jak d y k t a t o r w o b e c l u d z i . D y k t a t o r z n a l u d z i o t y l e , o ile
m o ż e n i m i m a n i p u l o w a ć . C z ł o w i e k n a u k i z n a r z e c z y o t y l e , o ile
m o ż e je z r o b i ć . W t e n s p o s ó b i c h b y t w s o b i e staje s i ę b y t e m d l a
niego. W tej p r z e m i a n i e istota rzeczy okazuje się z a w s z e tym
samym, substratem panowania. Właśnie o w a tożsamość konstytu­
u j e j e d n o ś ć n a t u r y . P r a k t y k i m a g i c z n e n i e z a k ł a d a ł y tej j e d n o ś c i
- p o d o b n i e jak nie z a k ł a d a ł y jedności p o d m i o t u . R y t u a ł y s z a m a n a
o d n o s i ł y się d o w i a t r u , d e s z c z u , w ę ż y w ś w i e c i e z e w n ę t r z n y m a l b o
do demona, który wstąpił w chorego - nie do materii czy
e g z e m p l a r z y . M a g i i nie u p r a w i a ł jeden i z a w s z e t o ż s a m y duch;
zmieniał się n i c z y m kultowe maski, które miały przypominać
w i e l o ś ć d u c h ó w . M a g i a jest k r w a w ą n i e p r a w d ą , ale p r z y n a j m n i e j
nie z a p i e r a się p a n o w a n i a - nie p r z e d s t a w i a się j a k o c z y s t a p r a w d a ,
l e ż ą c a u p o d s t a w p o d l e g ł e g o jej ś w i a t a . C z a r o w n i k u p o d o b n i a s i ę
d o d e m o n ó w ; a b y je o d s t r a s z y ć l u b p r z e j e d n a ć , p r z y b i e r a postać
straszną lub łagodną. Jakkolwiek jego urząd polega na po­
wtarzaniu, czarownik - w przeciwieństwie do człowieka cywilizo­
w a n e g o , dla k t ó r e g o s k r o m n e m o t y w y p o l o w a n i a stają się j e d n o ­
litym kosmosem, kwintesencją wszelkich możliwości łupu - nie
d e k l a r u j e się j a k o istota na p o d o b i e ń s t w o n i e w i d z i a l n y c h m o c y .
D o p i e r o taka d e k l a r a c j a zaś p o z w a l a c z ł o w i e k o w i u z y s k a ć toż­
s a m o ś ć jaźni, k t ó r e j nie zatraci się w u t o ż s a m i e n i u z i n n y m , ale
T
k t ó r ą p o s i a d a się na zaw sze j a k o s z c z e l n i e p r z y l e g a j ą c ą maskę.
Tożsamość ducha i jej k o r e l a t , jedność przyrody, kasuje całą
26 Dialekty'ka oświecenia

w i e l o ś ć j a k o ś c i . Z d y s k w a l i f i k o w a n a p r z y r o d a staje się c h a o t y c z n ą
materią podlegającą już t y l k o p o d z i a ł o w i , a w s z e c h m o c n a jaźń
- czystym posiadaniem, tożsamością abstrakcyjną. W magii m a m y
do czynienia z systemem specyficznych zastępstw. T o , co przyda­
rza się o s z c z e p o w i w r o g a , j e g o w ł o s o m , j e g o i m i e n i u , przydarza
się z a r a z e m o s o b i e , z a m i a s t b o g a na rzeź idzie o f i a r n e zwierzę.
Substytucja w rytuale o f i a r n y m to k r o k w stronę logiki d y s k u r ­
sy w n e j . J a k k o l w i e k łania, k t ó r ą s k ł a d a n o w ofierze za c ó r k ę , czy
jagnię, składane za p i e r w o r o d n e g o syna, musiały jeszcze mieć
swoje szczególne w ł a ś c i w o ś c i , to przecież reprezentowały już
gatunek. Miały w sobie cechy dowolnego egzemplarza. Ale
ś w i ę t o ś ć hic et nunc, n i e p o w t a r z a l n o ś ć w y b r a ń c a , k t ó r a przechodzi
na substytut, radykalnie g o odróżnia, s p r a w i a , że m i m o w y m i a n y
jest n i e w y m i e n n y . O t ó ż n a u k a kładzie t e m u kres. N a u k a nie uznaje
takiej substytucji: jeżeli z w i e r z ę ofiarne, to już nie b ó g . M o ż l i w o ś ć
s u b s t y t u c j i z m i e n i a się w z d o l n o ś ć u n i w e r s a l n e g o f u n k c j o n o w a n i a .
A t o m r o z b i j a n y jest nie w z a s t ę p s t w i e , ale j a k o p r ó b k a materii,
i królik nie w zastępstwie przechodzi mękę laboratoryjnych
eksperymentów, ale w zapoznaniu, jako egzemplarz. Ponieważ
w funkcjonalnej n a u c e różnice są tak p ł y n n e , że w s z y s t k o zanika
w jednej i tej samej materii, tedy przedmiot nauki kostnieje,
a s z t y w n y rytuał d a w n y c h c z a s ó w w y d a j e się w p o r ó w n a n i u z n i m
giętki, j a k o że w miejsce J e d n e g o p o d s u w a ł Inne. Ś w i a t m a g i i znał
1 3
jeszcze różnice, których ślady zanikły nawet w formie j ę z y k o w e j .
W i e l o r a k i e p o w i n o w a c t w a w obrębie t e g o , c o istnieje, wyparte
zostają przez jedno jedyne odniesienie: między nadającym sens
p o d m i o t e m a p o z b a w i o n y m sensu przedmiotem, między racjonal­
nym znaczeniem a przypadkowym nośnikiem znaczenia. Na
szczeblu m a g i c z n y m senne marzenie i obraz nie były traktowane
j a k o g o ł y z n a k r z e c z y , ale j a k o c o ś , c o w i ą ż e się z r z e c z ą p r z e z
p o d o b i e ń s t w o albo n a z w ę . Odniesienie w y z n a c z a ł a nie intencja,
ale p o w i n o w a c t w o . M a g i a p o d o b n i e jak n a u k a nastawiona jest
c e l o w o , ale z m i e r z a d o c e l u m i m e t y c z n i e , a nie p r z e z narastający^
dystans d o p r z e d m i o t u . M a g i a nie w y r a s t a bynajmniej z „ w s z e c h -

1 3
P o r . np. R o b e r t H . L o w i e : An Introduction to Cultural Anthropology.
N e w Y o r k 1 9 4 0 , s. 344 i nast.
Pojecie oświecenia 2
7

m o c y m y ś l i " , jaką człowiek p r y m i t y w n y jakoby przypisuje sobie


H
na r ó w n i z n e u r o t y k i e m ; tam, g d z i e m y ś l i r z e c z y w i s t o ś ć nie są
radykalnie o d siebie oddzielone, nie m o ż e b y ć m o w y o „ p r z e c e n i a ­
niu zjawisk psychicznych kosztem rzeczywistości". „ N i e z a c h w i a ­
1 5
na p e w n o ś ć c o d o m o ż l i w o ś c i o p a n o w a n i a ś w i a t a " , którą Freud
anachronicznie przypisuje magii, odpowiada dopiero opanowaniu
ś w i a t a za p o ś r e d n i c t w e m bardziej w y r o b i o n e j n a u k i , opanowaniu
l i c z ą c e m u się z r z e c z y w i s t o ś c i ą . A b y z w i ą z a n e z m i e j s c e m p r a k t y k i
szamana zastąpić w s z e c h o g a r n i a j ą c ą techniką p r z e m y s ł o w ą , m y ś l
m u s i a ł a u s a m o d z i e l n i ć się w s t o s u n k u d o p r z e d m i o t ó w - a na to
t r z e b a jaźni liczącej się z r z e c z y w i s t o ś c i ą .
Jako rozwinięta językowo totalność, której roszczenie do
p r a w d y w y p i e r a starsze wierzenia m a g i c z n e , religię l u d o w ą , już
patriarchalny mit s o l a r n y jest o ś w i e c e n i e m , z k t ó r y m oświecenie
filozoficzne daje się p o d pewnym względem porównać. Otóż
o b r a c a się o n s a m p r z e c i w k o s o b i e . S a m a m i t o l o g i a w s z c z ę ł a nie
k o ń c z ą c y się p r o c e s o ś w i e c e n i a , w k t ó r e g o trakcie k a ż d y o k r e ś l o n y
pogląd teoretyczny podlega destrukcyjnej krytyce, widzącej w nim
li t y l k o w i e r z e n i e , a ż n a k o n i e c t a k ż e p o j ę c i a d u c h a , p r a w d y , b a ,
nawet o ś w i e c e n i a stają się a n i m i s t y c z n y m i formułkami magicz­
nymi. Zasada fatalnej konieczności, która niszczy mitycznych
b o h a t e r ó w i k t ó r a w y s n u w a się z w i e s z c z e ń w y r o c z n i j a k o l o g i c z n a
konsekwencja, panuje nie tylko w każdym racjonalistycznym
systemie filozofii zachodniej - pod postacią rygorów logiki
f o r m a l n e j - ale rządzi też s e k w e n c j ą s y s t e m ó w , k t ó r a z a c z y n a się
wraz z hierarchią bogów i w toku nieustającego zmierzchu
b o ż y s z c z p r z e k a z u j e s t a l e tę s a m ą t r e ś ć : o b u r z e n i e n a niedostatek
rzetelności. I jeśli już m i t y d o k o n u j ą oświecenia, to oświecenie
z k a ż d y m k r o k i e m c o r a z g ł ę b i e j w i k ł a się w m i t o l o g i ę . W s z e l k ą
m a t e r i ę c z e r p i e z m i t ó w , a b y je z n i s z c z y ć , i s a m o j a k o instancja
osądzająca wpada w zaklęty krąg mitu. Z procesu, w którym
splatają się ze s o b ą los i z e m s t a , p r ó b u j e w y r w a ć się w ten s p o s ó b ,
że s a m o d o k o n u j e na n i m zemsty. W mitach w s z y s t k o , c o k o l w i e k

1 4
P o r . S. F r e u d : Totem i tabu. Przeł. J . P r o k o p i u k , M . P o r ę b a . W a r s z a w a
1 9 9 3 , s. 87 i nast.
1 5
T a m ż e , s. 9 1 .
28 Dialektyka oświecenia

się z d a r z a , musi pokutować za t o , że się z d a r z y ł o . T a k samo


w o ś w i e c e n i u : fakt zostaje u n i c e s t w i o n y , z a l e d w i e się w y d a r z y ł .
N a u k a o r ó w n o ś c i akcji i reakcji utwierdzała władzę p o w t ó r z e n i a
n a d i s t n i e n i e m , n a w e t w ó w c z a s , g d y l u d z i e d a w n o j u ż w y z b y l i się
iluzji, że p r z e z p o w t ó r z e n i e z d o ł a j ą u t o ż s a m i ć się z p o w t ó r z o n y m
istnieniem i w ten sposób ujść j e g o w ł a d z y . A l e w miarę jak
m a g i c z n e z ł u d z e n i e się r o z w i e w a , t y m b e z w z g l ę d n i e j p o w t ó r z e n i e
— pod nazwą prawidłowości - więzi człowieka w o w y m cyklu,
c h o ć uprzedmiotawiając g o w p r a w i e p r z y r o d y c z ł o w i e k sobie roi,
iż t y m s a m y m m a z a p e w n i o n ą p o z y c j ę w o l n e g o p o d m i o t u . Zasada
i m m a n e n c j i , uznania k a ż d e g o w y d a r z e n i a za p o w t ó r z e n i e , k t ó r ą to
zasadę oświecenie reprezentuje p r z e c i w k o wyobraźni mitycznej,
jest zasadą s a m e g o mitu. Sucha mądrość, która nie dopuszcza
niczego n o w e g o p o d słońcem, a l b o w i e m wszystkie karty bezsen­
s o w n e j g r y j a k o b y zostały już zgrane, w s z y s t k i e w i e l k i e m y ś l i już
p o m y ś l a n e , m o ż l i w e wynalazki z g ó r y już w y k a l k u l o w a n e , a ludzie
skazani są na samozachowanie przez adaptację - owa sucha
mądrość reprodukuje jedynie mądrość fantastyczną, którą sama
odrzuca; sankcję losu, który przez zemstę nieustannie w y t w a r z a to,
co już było. To, co byłoby inne, zostaje ujednolicone. Oto
werdykt, który krytycznie ustanawia granice m o ż l i w e g o doświad­
czenia. W s z y s t k o t o ż s a m e jest ze w s z y s t k i m - ale za to nic nie m o ż e
już b y ć tożsame z s a m y m sobą. O ś w i e c e n i e obala niesprawied­
l i w o ś ć d a w n e j n i e r ó w n o ś c i , b e z p o ś r e d n i e p a n o w a n i e , ale z a r a z e m
u w i e c z n i a je w u n i w e r s a l n y m z a p o ś r e d n i c z e n i u , g d z i e k a ż d y b y t
o d n o s i się d o k a ż d e g o i n n e g o . O ś w i e c e n i e d o k o n u j e t e g o , za c o
Kierkegaard wysławiał swoją protestancką etykę i co znajdujemy
w podaniach o Heraklesie jako jednym z prawzorów mitycznej
p r z e m o c y : ucina to, co niewspółmierne. N i e tylko jakości zanikają
w myśli, także ludzie zostają zmuszeni d o realnego konformizmu.
Z a d o b r o d z i e j s t w o p o l e g a j ą c e na t y m , że r y n e k nie p y t a o u r o d z e ­
nie, uczestnik w y m i a n y płaci - m i a n o w i c i e g o d z ą c się, że d a n e m u
od urodzenia możliwości modelowane będą przez produkcję
t o w a r ó w , jakie m o ż n a n a b y ć na r y n k u . C z ł o w i e k o w i p o d a r o w a n o
j e g o jaźń jako coś w ł a s n e g o , o d m i e n n e g o o d w s z y s t k i c h innych,
a b y t y m n i e z a w o d n i e j d a ł o się z i n n y m i z r ó w n a ć . A l e jaźń ta n i g d y
Pojecie oświecenia 2
9

się b e z r e s z t y n i e r o z p ł y n i e , t o t e ż n a w e t w okresie liberalizmu


oświecenie s y m p a t y z o w a ł o z siłami s p o ł e c z n e g o p r z y m u s u . Jed­
ność m a n i p u l o w a n e g o k o l e k t y w u p o l e g a na n e g o w a n i u jednostki,
jest d r w i n ą ze społeczeństwa, które umiało jednostkę uczynić
jednostką. Horda, która niewątpliwie patronuje organizacji Hitler­
j u g e n d , nie jest b y n a j m n i e j n a w r o t e m d o d a w n e g o barbarzyństwa,
lecz triumfem represyjnego egalitaryzmu, przejściem równości
prawa w bezprawie popełniane przez równych. Faszystowska
i m i t a c j a m i t u o k a z u j e się a u t e n t y c z n y m mitem prehistorycznym,
a u t e n t y c z n y mit b o w i e m w y p a t r u j e z e m s t y , f a ł s z y w y zaś dokonuje
jej na ofierze ślepo. Każda próba złamania przymusu natury,
polegająca na złamaniu natury, p o w o d u j e t y m w i ę k s z ą zależność
od przymusu natury. T a k przebiegała droga europejskiej cywiliza­
cji. A b s t r a k c j a , n a r z ę d z i e o ś w i e c e n i a , o d n o s i s i ę d o s w y c h p r z e d ­
miotów niczym los, którego pojęcie chce wyeliminować: jako
likwidator. P o d niwelującym p a n o w a n i e m abstrakcji, które spro­
wadza całość przyrody do tego, co powtarzalne, oraz przemysłu,
k t ó r e m u w ten s p o s ó b p r z y r z ą d z o n a n a t u r a m a s ł u ż y ć , na koniec
1 6
t a k ż e w y z w o l e n i stają się o w ą „ g r o m a d ą " , k t ó r ą H e g e l u w a ż a za
o w o c oświecenia.
Dystans podmiotu wobec przedmiotu, będący warunkiem abs­
trahowania, wywodzi się z dystansu wobec rzeczy, jaki pan
uzyskać może dzięki temu, nad którym panuje. Pieśni Homera
T
i h y m n y R i g w e d y p o c h o d z ą już z c z a s ó w p a n o w a n i a o p a r t e g o na
własności ziemskiej i związanego ze s t a ł y m m i e j s c e m , kiedy to
T
wojow niczy lud p a n ó w p o d p o r z ą d k o w u j e sobie masę zwyciężo­
1 7
n y c h t u b y l c ó w i o s i e d l a się na i c h t e r y t o r i u m . Pozycja najwyż­
szego spomiędzy bogów powstaje wraz z tym mieszczańskim
ś w i a t e m , k i e d y to król j a k o p r z y w ó d c a h e r b o w e j szlachty c i e m i ę ż y
podbity lud, podczas gdy lekarze, wieszczkowie, rzemieślnicy
i k u p c y t r o s z c z ą się o k o m u n i k a c j ę s p o ł e c z n ą . W r a z z k o ń c e m ż y c i a
k o c z o w n i c z e g o p o d s t a w ą s p o ł e c z n e g o p o r z ą d k u staje się u t r w a l o -

16
G.W.F. Hegel, Fenomenologia ducha, wyd. cyt., t. 2, s. 1 5 4 .
17
Por. W. Kirfel: Geschichte Indiens. W serii „Propyläenweltgeschichte".
T. 3, s. 2 6 1 i nast. G . Glotz: Histoire Grecque. T. 1 . W : Histoire Ancienne.
Paris 1 9 3 8 , s. 1 3 7 i nast.
3° Dialektyka oświecenia

n a w ł a s n o ś ć . P a n o w a n i e o d d z i e l a się o d p r a c y . P o s i a d a c z t a k i jak
O d y s e u s z „ z daleka kieruje licznym, d r o b i a z g o w o zhierarchizowa­
nym personelem pasterzy wołów, owczarzy, świniopasów oraz
sług. W i e c z o r e m , z o b a c z y w s z y z o k i e n s w e j siedziby, że kraina
r o z ś w i e t l a się t y s i ą c e m o g n i s k , m o ż e s p o k o j n i e u ł o ż y ć się d o snu:
wie, że dzielni słudzy czuwają, by odpędzać dzikie zwierzęta
1 8
i strzec p o w i e r z o n e im rewiry przed złodziejami" . Ogólność
myśli, owoc logiki dyskursywnej, panowanie w sferze pojęć
w s p i e r a się n a f u n d a m e n c i e panowania w rzeczywistości. Jeżeli
dawne, niejasne wyobrażenia, należące do dziedzictwa magii,
zastąpiono p o j ę c i o w ą j e d n o ś c i ą , to w y r a ż a się tu artykułowany
w rozkazach, ustalony przez ludzi w o l n y c h ustrój życia. Jaźń,
k t ó r a w p r o c e s i e p o d b i j a n i a ś w i a t a u c z y ł a się, c z y m jest porządek
i podporządkowanie, rychło utożsamiła prawdę w ogóle z myś­
leniem d y s p o n u j ą c y m , c h o ć bez ich ścisłego rozróżnienia prawda
nie m o ż e istnieć. W r a z z tabuizacją m i m e t y c z n e j m a g i i doprowa­
dziła d o tabuizacji poznania, które rzeczywiście ujmuje przedmiot.
C a ł a jej n i e n a w i ś ć k i e r u j e s i ę k u p r z e z w y c i ę ż o n e m u ś w i a t u prze­
szłości i jego w y i m a g i n o w a n e m u szczęściu. Chtoniczni bogowie
t u b y l c ó w zostają odesłani d o piekła - w p i e k ł o też z m i e n i a się
ziemia p o d rządami słonecznej i świetlistej religii I n d r y i Z e u s a .
A l e n i e b o i p i e k ł o b y ł y ze s o b ą związane. I m i ę Z e u s a w kultach,
k t ó r e nie w y k l u c z a ł y się w z a j e m n i e , odnosiło się tak do boga
1 9
podziemnego, jak do boga światłości , bogowie olimpijscy
o b c o w a l i na wszelkie s p o s o b y z b o g a m i chtonicznymi, i p o d o b n i e
nie b y ł y jednoznacznie oddzielone dobre i złe m o c e , zbawienie
i z g u b a . S p l a t a ł y się jak p o w s t a w a n i e i p r z e m i j a n i e , ż y c i e i ś m i e r ć ,
lato i zima. W j a s n y m świecie greckiej religii żyje nadal mroczne
niezróżnicowanie zasady religijnej, czczonej w najwcześniejszych
z n a n y c h s t a d i a c h r o z w o j u l u d z k o ś c i j a k o mana. Prymarne, niezróż-
n i c o w a n e jest w s z y s t k o t o , c o n i e z n a n e , o b c e ; to, c o przekracza
krąg doświadczenia, to, co t k w i w rzeczach poza ich już z g ó r y

1 8
G . Glotz: Histoire Grecąue, wyd. cyt., s. 1 4 0 .
1 9
Por. K . Eckermann w „Jahrbuch der Religionsgeschichte und My-
s 1 1 1
thologie". T. 1. Halle 1 8 4 5 , - 4 -> 0. Kern: Die Keligion der Griechen. T. 1 .
Berlin 1 9 2 6 , s. 1 8 1 i nast.
pojecie oświecenia 31

z n a n y m b y t e m . Z a r a z e m to, c o c z ł o w i e k o w i p i e r w o t n e m u j a w i się
tu j a k o n a d n a t u r a l n e , t o n i e s u b s t a n c j a duchowa w przeciwień­
stwie d o materialnej, ale z a w i l e spleciona t k a n k a natury w przeci­
wieństwie d o pojedynczego elementu. Okrzyk strachu, z jakim
przyjmuje się c o ś n i e z w y k ł e g o , staje się n a z w ą tego czegoś.
Utrwala transcendencję tego, co nieznane, w stosunku d o tego, c o
znane, a t y m s a m y m ustanawia grozę jako świętość. P o d w o j e n i e ^
p r z y r o d y w p o z o r z e i b y c i e , działaniu i sile, k t ó r e jest w a r u n k i e m
z a r ó w n o m i t u , jak n a u k i , w y w o d z i się z l u d z k i e g o s t r a c h u , a w y r a z
t e g o s t r a c h u staje się w y j a ś n i e n i e m . N i e jest t a k , j a k p o d a j e do
w i e r z e n i a p s y c h o l o g i z m , iż dusza p r z e n o s z o n a jest n a p r z y r o d ę ;
mana, duch-poruszyciel, n i e jest projekcją, lecz e c h e m realnej
p r z e w a g i n a t u r y w słabej d u s z y p i e r w o t n e g o c z ł o w i e k a . I d o p i e r o
z tego preanimizmu w y w o d z i się rozdział przyrody ożywionej
i nieożywionej oraz usytuowanie w określonych miejscach demo­
nów i bóstw. W preanimizmie z a ł o ż o n y jest j u ż n a w e t rozdział
p o d m i o t u i p r z e d m i o t u . G d y d r z e w o t r a k t o w a n e jest nie p o p r o s t u
j a k d r z e w o , a l e j a k o ś w i a d e c t w o c z e g o ś i n n e g o , j a k o s i e d z i b a mana,
j ę z y k w y r a ż a s p r z e c z n o ś ć - że m i a n o w i c i e c o ś jest s o b ą i z a r a z e m
2 0
c z y m ś i n n y m , że jest t o ż s a m e i n i e t o ż s a m e . Z a sprawą boskości
j ę z y k p r z e s t a j e b y ć t a u t o l o g i ą i staje się j ę z y k i e m . P o j ę c i e , k t ó r e
chętnie definiuje się j a k o j e d n o ś ć p e w n e j c e c h y w s z y s t k i e g o , c o
w n i m ujęto, b y ł o raczej o d p o c z ą t k u p r o d u k t e m dialektycznego
m y ś l e n i a , g d z i e w s z y s t k o jest t y m , c z y m jest, t y l k o o tyle, o ile staje
się t y m , c z y m n i e jest. N a t y m p o l e g a ł a p r a f o r m a obiektywizujące­
g o definiowania, gdzie pojęcie i rzecz rozchodzą się, definiowania,
które święci triumfy już w eposie H o m e r a , a w nowoczesnej nauce
p o z y t y w n e j p r z e l i c y t o w u j e s a m o s i e b i e . A l e d i a l e k t y k a ta p o z o ­
staje b e z s i l n a , g d y ż w y w o d z i się z o k r z y k u strachu, a ten jest
p o d w o j e n i e m , tautologią s a m e g o strachu. B o g o w i e , których imio­
na są z a s t y g ł y m e c h e m lęku, nie m o g ą o d lęku u w o l n i ć ludzi.
C z ł o w i e k o w i w y d a j e s i ę , iż w y z w o l i się o d l ę k u , g d y n i e b ę d z i e j u ż

2 0
W ten sposób Hubert i Mauss opisują treść wyobrażenia sympatii,
mimesis'. „Uun est le tout, tout est dans Fun, la nature triomphe de la nature". H.
Hubert, M . Mauss: Théorie generale de la Magie, ,,L'Année Sociologique"
1 9 0 2 - 3 , s. 1 0 0 .
3* Dialektyka oświecenia

nic nieznanego. T o przeświadczenie w y t y c z a d r o g ę demitologiza-


cji. Oświecenie, które zrównuje to, co ożywione, z tym, co
n i e o ż y w i o n e - tak jak mit z r ó w n y w a ł to, c o n i e o ż y w i o n e , z t y m , c o
ożywione - oświecenie to zradykalizowany, mityczny strach.
Czysta immanencja p o z y t y w i z m u , ostatni p r o d u k t oświecenia, to
nic innego, jak uniwersalne tabu. Nic już nie może być na
zewnątrz, bo samo tylko wyobrażenie czegoś zewnętrznego jest
w ł a ś c i w y m źródłem strachu. Jeżeli zemsta człowieka p i e r w o t n e g o
za m o r d p o p e ł n i o n y na k i m ś z j e g o b l i s k i c h z a d o w a l a ł a się n i e k i e d y
2 1
przyjęciem mordercy w poczet rodziny , oznacza to wszak
wchłonięcie cudzej krwi we własny krwiobieg, ustanowienie
i m m a n e n c j i . M i t y c z n y d u a l i z m nie w y k r a c z a p o z a sferę istnienia.
Ś w i a t , k t ó r y m w ł a d a mana, a t a k ż e ś w i a t h i n d u s k i e g o i g r e c k i e g o
mitu są beznadziejnie i wiecznie takie same. Każde narodziny
okupione są śmiercią, każde szczęście - nieszczęściem. Ludzie
i b o g o w i e m o g ą p r ó b o w a ć w czasie, który został im dany, inaczej
rozdzielić losy niż ślepy t o k przeznaczenia - na ostatku jednak
zatriumfuje nad nimi istnienie. N a w e t ich s p r a w i e d l i w o ś ć , w y d a r t a
fatalności, nosi jej r y s y ; o d p o w i a d a spojrzeniu, jakie c z ł o w i e k
pierwotny, a także G r e c y i barbarzyńcy, rzucali z perspektywy
społeczeństwa ucisku i nędzy na otoczenie. T o t e ż i w mitycznej,
i w oświeconej sprawiedliwości kategorie w i n y i pokuty, szczęścia
i nieszczęścia u c h o d z ą za strony r ó w n a n i a . S p r a w i e d l i w o ś ć w y r a ­
d z a się w p r a w o . S z a m a n zaklina niebezpie~czeństwo za p o ś r e d n i ­
ctwem jego wizerunku. Posługuje się równością. W świecie
cywilizacji r ó w n o ś ć rządzi karą i zasługą. R ó w n i e ż w y o b r a ż e n i a
m i t ó w dają się b e z r e s z t y s p r o w a d z i ć d o s t o s u n k ó w w p r z y r o d z i e .
J a k g w i a z d o z b i ó r Bliźniąt w r a z ze w s z y s t k i m i i n n y m i s y m b o l a m i
dwoistości wskazuje na nieuchronny kołowrót przyrody, jak
z n a k i e m s a m e g o t e g o k o ł o w r o t u jest o d p r a c z a s ó w j a j k o , z k t ó r g o
w y s z ł y bliźnięta, tak w a g a w r ę k a c h Z e u s a , s y m b o l i z u j ą c a s p r a w i e ­
dliwość całego patriarchalnego świata, wskazuje z n o w u na samą

^tylko naturę. K r o k o d chaosu d o cywilizacji, w której stosunki


naturalne rządzą już nie bezpośrednio, ale za pośrednictwem

\ ludzkiej ś w i a d o m o ś c i , nie n a r u s z y ł w n i c z y m z a s a d y r ó w n o ś c i . C o
2 1
P o r . W e s t e r m a r c k : Ursprungder Moralbegriffe. T . i . L e i p z i g 1 9 1 3 , 5 . 4 0 2 .
w
Pojęcie oświecenia 33

więcej - ludzie o k u p i l i ten krok u w i e l b i e n i e m dla tego, czemu


przedtem podporządkowani byli zwyczajnie, jak wszystkie s t w o ­
rzenia. P r z e d t e m fetysze p o d l e g a ł y zasadzie r ó w n o ś c i . T e r a z s a m a
r ó w n o ś ć staje się f e t y s z e m . P r z e p a s k a na o c z a c h b o g i n i s p r a w i e d ­
l i w o ś c i o z n a c z a nie t y l k o , że w p r a w o nie w o l n o i n g e r o w a ć , ale
p o n a d t o - że nie w y r a s t a o n o z w o l n o ś c i .

N a u k a k a p ł a n ó w b y ł a s y m b o l i c z n a w t y m sensie, że stapiały się


w niej ze s o b ą z n a k i o b r a z . J a k z a ś w i a d c z a j ą h i e r o g l i f y , słowo
s p e ł n i a ł o p i e r w o t n i e t a k ż e f u n k c j ę o b r a z u . F u n k c j a ta p r z e s z ł a n a
mit. Mity podobnie jak rytuały magiczne odnoszą się d o po­
wtarzającej się p r z y r o d y . P r z y r o d a jest r d z e n i e m symboliczności:
to byt albo proces, p r z e d s t a w i a n y j a k o w i e c z n y , g d y ż w realizacji
s y m b o l u w c i ą ż n a n o w o staje się z d a r z e n i e m . Niewyczerpalność,
nieustanne o d n a w i a n i e się, stałość znaczeń - to nie .tylko atrybuty
w s z e l k i c h s y m b o l i , ale także ich w ł a ś c i w a treść. W s z y s t k i e o b r a z y
s t w o r z e n i a , w k t ó r y c h ś w i a t w y ł a n i a się z p r a m a t k i , z k r o w y a l b o
z j a j k a , m a j ą w p r z e c i w i e ń s t w i e d o genesis żydowskiej charakter
symboliczny. Nawet jeśli s t a r o ż y t n i drwili z nazbyt ludzkich
b o g ó w , ó w rdzeń pozostał nietknięty. I n d y w i d u a l n o ś ć nie w y c z e r ­
p u j e i s t o t y b o g ó w . M i e l i o n i w s o b i e j e s z c z e c o ś z mana\ ucieleśniali
przyrodę jako uniwersalną potęgę. Z e swymi preanimistycznymi
rysami wyrastają do w y ż y n oświecenia. P o d wstydliwą osłoną
o l i m p i j s k i e j chronique scandaleuse w y k s z t a ł c i ł a się teoria mieszania
się, ciśnienia na siebie i wzajemnego zderzania się ze sobą
e l e m e n t ó w , k t ó r a r y c h ł o u s t a n o w i ł a się n a u k ą , a m i t y o k r z y k n ę ł a
t w o r a m i fantazji. W r a z z r y g o r y s t y c z n y m r o z g r a n i c z e n i e m nauki
i p o e z j i p o d z i a ł p r a c y w k r a c z a też w d z i e d z i n ę j ę z y k a . S ł o w o j a k o
znak przypada nauce; jako dźwięk, obraz, jako właściwe s ł o w o
rozdzielone zostaje m i ę d z y rozmaite d y s c y p l i n y sztuki - i n a w e t
w d r o d z e ich z s u m o w a n i a , synestezji a l b o sztuki totalnej nie m o ż n a
o d t w o r z y ć j e g o j e d n o ś c i . J a k o z n a k j ę z y k m a o g r a n i c z y ć się d o
kalkulacji, i żeby służyć poznaniu przyrody, ma wyzbyć się
pretensji, j a k o b y b y ł d o niej p o d o b n y . J a k o o b r a z m a o g r a n i c z y ć
się d o o d b i c i a , i ż e b y b y ć c a ł k o w i c i e p r z y r o d ą , m a w y z b y ć się
p r e t e n s j i d o jej p o z n a w a n i a . W m i a r ę p o s t ę p ó w o ś w i e c e n i a t y l k o
34 Dialektyka oświecenia

autentyczne dzieła sztuki zdolne były wykraczać poza prostą


imitację t e g o , c o i tak już jest. P o t o c z n a antyteza sztuki i n a u k i ,
która rozgranicza je j a k o d w i e d z i e d z i n y kultury, i jako takie
poddaje wspólnemu zarządzaniu, sprawia na k o n i e c , że będąc
dokładnie przeciwieństwami, sztuka i nauka m o c ą własnych s w y c h
tendencji przechodzą wzajem w siebie. N a u k a w interpretacji
n e o p o z y t y w i s t y c z n e j e s t e t y z a c j i , stając się s y s t e m e m oderwanych
z n a k ó w , k t ó r e w y z b y t e są w s z e l k i e j intencji w y k r a c z a j ą c e j poza
s y s t e m p r z e c h o d z i w o w ą z a b a w ę , g r ę , za jaką o d d a w n a z d u m ą
uważali swą dyscyplinę matematycy. Sztuka integralnego od­
wzorowania zaś aż po swe techniki zaciąga się p o d sztandar
p o z y t y w i s t y c z n e j n a u k i . S z t u k a ta w i s t o c i e s t a j e s i ę r a z j e s z c z e
światem, ideologicznym podwojeniem, giętką reprodukcją. Roz­
dział z n a k u i o b r a z u jest n i e o d w o ł a l n y . A l e g d y n i e ś w i a d o m i e raz
jeszcze zostaje w najlepsze zhipostazowany, wówczas każda
z d w ó c h w y i z o l o w a n y c h zasad prze do zniszczenia p r a w d y .
Przepaść, jaką otwiera ó w rozdział, filozofia upatrywała w sto­
s u n k u o g l ą d u i p o j ę c i a , z a w s z e t e ż d a r e m n i e p r ó b o w a ł a z e w r z e ć jej
oddalające się krawędzie: usiłowanie to należy wręcz do jej
d e f i n i c j i . P r z e w a ż n i e j e d n a k s t a w a ł a s a m a p o tej s t r o n i e , której
zawdzięcza s w ą nazwę. Platon potępiał poezję tym s a m y m gestem,
z jakim p o z y t y w i z m k w i t o w a ł teorię idei. H o m e r ze s w ą tyle
sławioną sztuką nie p r z e p r o w a d z i ł wszak ani p u b l i c z n y c h , ani
p r y w a t n y c h r e f o r m , nie w y g r a ł w o j n y ani nie d o k o n a ł żadnego
w y n a l a z k u . N i c n a m nie w i a d o m o o licznych rzeszach zwolen­
n i k ó w , które g o czciły lub kochały. Sztuka ma dopiero dowieść
2 2
swej użyteczności. Platon, tak s a m o jak Ż y d z i , stawia n a ś l a d o w ­
n i c t w o p o d p r ę g i e r z e m . Z a s a d a c z a r ó w w y k l ę t a jest z a r ó w n o dla
rozumu, jak dla religii. Pozostaje x z y m ś n i e g o d n y m n a w e t gdy
j a k o sztuka z rezygnacją uznaje s w ó j dystans w o b e c istnienia; ci, c o
ją u p r a w i a j ą , stają się w ę d r o w c a m i , n o m a d a m i , d l a k t ó r y c h nie m a
miejsca p o ś r ó d ludzi osiadłych. N i e chodzi b o w i e m już o to, b y
wpływać na przyrodę przez upodobnienie się d o niej, ale by
z a p a n o w a ć nad nią przez pracę. D z i e ł o sztuki m a z czarami jeszcze
to w s p ó l n e g o , że u s t a n a w i a swą własną, zamkniętą dziedzinę,
2 2
P o r . Platon: Państwo, ks. X.
pojęcie oświecenia 35

która uchyla się o d z w i ą z k ó w z e s f e r ą profanum. Panują tam


szczególne prawa. J a k czarownik na początku ceremonii od­
graniczał obszar, który miał b y ć p o l e m działania ś w i ę t y c h sił, tak
każde dzieło sztuki zakreśla pewien zamknięty obszar w y d z i e l o n y
z rzeczywistości. Właśnie rezygnacja z oddziaływania - czym
sztuka różni się o d m a g i c z n e j s y m p a t i i - t y m bardziej utrwala
dziedzictwo magii. Czysty obraz zostaje tu przeciwstawiony
cielesnej egzystencji, której elementy w sobie znosi. D z i e ł o sztuki,
estetyczny pozór, chce b y ć t y m , czym w czarach pierwotnego
c z ł o w i e k a s t a w a ł o się n o w e , straszne w y d a r z e n i e : u j a w n i e n i e m się
całości w t y m , c o szczególne. W dziele sztuki raz jeszcze d o k o n u j e
się p o d w o j e n i e , za k t ó r e g o s p r a w ą rzecz j a w i się j a k o d u c h o w o ś ć ,
j a k o e m a n a c j a mana. T o s k ł a d a s i ę n a j e g o a u r ę . B ę d ą c w y r a z e m
totalności sztuka pretenduje do rangi absolutu. Filozofia zaś
n i e k i e d y s k ł o n n a b y w a ł a w s k u t e k t e g o p r z y z n a w a ć jej w y ż s z o ś ć
nad p o z n a n i e m p o j ę c i o w y m . W e d ł u g S c h e l l i n g a sztuka z a c z y n a się
tam, gdzie ludzi zawodzi wiedza. Sztuka m a dla niego walor
„ w z o r c a nauki, i nauka musi dopiero dojść tam, gdzie sztuka już
2 3
jest" . W m y ś l j e g o teorii sztuka przez „każde poszczególne
2 4
przedstawienie znosi rozdział obrazu i z n a k u " . Świat burżuazyj-
ny r z a d k o p o k ł a d a ł aż takie zaufanie w sztuce. J e ś l i z a w ę ż a ł g r a n i c e
nauki, to z reguły p o to, b y stworzyć miejsce dla wiary, nie dla
sztuki. Wojująca religijność nowej epoki - w osobach Tor-
quemady, Lutra, Mahometa - t w i e r d z i ł a , iż w ten s p o s ó b d o ­
p r o w a d z a d o pojednania ducha z istnieniem. A l e wiara to pojęcie
prywacyjne: ulega unicestwieniu, jeśli nie p o d k r e ś l a stale swej
opozycji wobec wiedzy albo swej z nią zgodności. Jeżeli za­
wdzięcza s w e miejsce ograniczeniu nauki, sama wskutek tego
ulega ograniczeniu. G d y protestantyzm podjął próbę, b y transcen­
dentną w stosunku d o w i a r y zasadę p r a w d y - bez której wiara nie
m o ż e istnieć - odnaleźć jak niegdyś w s a m y m s ł o w i e i p r z y w r ó c i ć
s ł o w u j e g o s y m b o l i c z n ą m o c , zapłacił za to p o s ł u s z e ń s t w e m w o b e c
słowa, i to wcale nie słowa świętego. Wiara, która - jako w r ó g albo

2 3
F . W . J . Schelling, Er ster Entwurf eines Systems der Naturphilosophie.
Funfter Hauptabschnitt. Werke. Erste Abteilung. T. 2, s. 6 2 3 .
2 4
Tamże, s. 626.
36 Dialektyka oświecenia

jako przyjaciel - t r z y m a się k u r c z o w o w i e d z y , u t r w a l a rozdział


c h c ą c g o z a w s z e l k ą c e n ę p r z e z w y c i ę ż y ć : jej f a n a t y z m d o w o d z i jej
nieprawdy, jest o b i e k t y w n y m przyznaniem, że ktoś, kto tylko
w i e r z y , t y m s a m y m w ł a ś n i e j u ż nie w i e r z y . N i e c z y s t e s u m i e n i e jest
jej d r u g ą n a t u r ą . N i e u c h r o n n a - skrywana - świadomość braku,
ś w i a d o m o ś ć immanentnej sprzeczności, powstającej z chwilą gdy
pojednanie staje się p r o c e d e r e m - oto co sprawia, że szczere
intencje wierzących zawsze były czymś d r a ż l i w y m i niebezpiecz­
n y m . O k r o p n o ś c i o g n i a i miecza, k o n t r r e f o r m a c j a i reformacja nie
były nadużyciem, lecz u r z e c z y w i s t n i e n i e m zasady wiary. Wiara
o k a z u j e się z a w s z e k r e w n i a c z k ą d u c h a d z i e j ó w , k t ó r y m chciałaby
rządzić, a w czasach nowożytnych staje się jego ulubionym
środkiem, szczególnym przejawem jego chytrości. Niepowstrzy­
m a n e jest nie t y l k o o ś w i e c e n i e o s i e m n a s t o w i e c z n e , c o p o ś w i a d c z a ł
H e g e l , ale - jak H e g e l w i e d z i a ł najlepiej - s a m r u c h m y ś l i . J u ż na
n i z i n a c h i jeszcze na w y ż y n a c h p o z n a n i e ś w i a d o m e jest d y s t a n s u ,
j a k i d z i e l i je o d prawdy, toteż wszelka apologia poznania jest
kłamstwem. Paradoks wiary wyrodnieje na ostatku w marne
o s z u s t w o , w m i t d w u d z i e s t e g o w i e k u , a jej i r r a c j o n a l n o ś ć s t a j e s i ę
racjonalnym urządzeniem w ręku ludzi doszczętnie oświeconych,
którzy pchają społeczeństwa ku barbarzyństwu.
G d y język w k r a c z a w historię, jego mistrzami o d początku są
kapłan i czarownik. K t o narusza symbole, w imię nadziemskich
m o c y d o s t a j e się w r ę c e m o c y z i e m s k i c h , k t ó r y c h p r z e d s t a w i c i e l a ­
m i s ą o w e k o m p e t e n t n e o r g a n a s p o ł e c z e ń s t w a . T o , c o je p o p r z e ­
dza, ginie w mroku. Etnologia stwierdza, że groza, z której
w y w o d z i s i ę mana, była wszędzie usankcjonowana przynajmniej
przez starszyznę plemienia. Nietożsamemu, rozmywającemu się
mana ludzie nadają konsystencję i przemocą je materializują.
C z a r o w n i c y rychło zaludniają każde miejsce emanacjami i wielości
sakralnych dziedzin przyporządkowują wielość sakralnych ob­
r z ę d ó w . W r a z ze ś w i a t e m d u c h ó w i ich w ł a ś c i w o ś c i r o z b u d o w u j ą
s w o j ą c e c h o w ą w i e d z ę i s w o j ą w ł a d z ę . Ś w i ę t o ś ć p r z e n o s i się na
c z a r o w n i k ó w , którzy z nią obcują. W pierwszych stadiach życia
k o c z o w n i c z e g o c z ł o n k o w i e plemienia biorą jeszcze samodzielnie
udział w praktykach w p ł y w a j ą c y c h na bieg przyrody. M ę ż c z y ź n i
pojęcie oświecenia 37

t r o p i ą z w i e r z y n ę , k o b i e t y z a j m u j ą się p r a c ą , k t ó r a o b y w a się b e z
ś c i s ł e g o n a d z o r u . N i e d a się ustalić, ile p r z e m o c y t r z e b a b y ł o , b y
w d r o ż y ć n a w e t tak p r o s t y p o r z ą d e k . J u ż na t y m szczeblu świat
podzielony jest na sferę władzy i sferę świecką. J u ż tu bieg
p r z y r o d y j a k o e m a n a c j a mana w y n i e s i o n y j e s t d o r a n g i normy,
d o m a g a j ą c e j się p o d p o r z ą d k o w a n i a . J e ż e l i j e d n a k d z i k i k o c z o w n i k
mimo swej podległości uczestniczył jeszcze w czarach, które tę
podległość ograniczały, i sam przebierał się za z w i e r z y n ę , aby
skuteczniej ją t r o p i ć , to w późniejszych okresach obcowanie
z d u c h a m i oraz podległość zostają rozdzielone między klasy ludzi:
jednej stronie przypada w udziale władza, drugiej p o s ł u s z e ń s t w o .
P o w t a r z a j ą c e s i ę , w i e c z n i e te s a m e p r o c e s y p r z y r o d y w p a j a n e s ą
ludności podporządkowanej - przez obce plemiona lub przez
własne kliki - jako rytm pracy w takt kija i pałki, który
rozbrzmiewa w każdym barbarzyńskim bębnie, w każdym m o n o ­
t o n n y m rytuale. S y m b o l e przybierają formę fetysza. P o w t ó r z e n i a
p r z y r o d y , k t ó r e się w n i c h w y r a ż a j ą , j a w i ą się j a k o s y m b o l i c z n a
reprezentacja stałego p r z y m u s u społecznego. Uprzedmiotowiona
w t r w a ł y m o b r a z i e g r o z a staje się z n a k i e m u t r w a l o n e g o p a n o w a n i a
uprzywilejowanych. Ale znakiem takim są też pojęcia ogólne,
nawet gdy wyzbyły się już wszelkiej obrazowości. Również
dedukcyjna forma nauki odzwierciedla hierarchię i przymus. T a k
jak pierwsze kategorie reprezentowały zorganizowane plemię
i j e g o w ł a d z ę nad j e d n o s t k a m i , tak cały p o r z ą d e k l o g i k i , zależność,
p o w i ą z a n i e , z a w i e r a n i e się i ł ą c z e n i e p o j ę ć u g r u n t o w a n e są w o d ­
powiednich stosunkach rzeczywistości społecznej, podziału pra­
2 5
cy. Tyle że ów społeczny charakter form myślenia nie jest
wyrazem społecznej solidarności - jak uczy Dürkheim - ale
świadectwem nierozerwalnej jedności społeczeństwa i panowania.
P a n o w a n i e nadaje społecznej całości, w której zostaje ustanowio­
ne, w i ę k s z ą s p o i s t o ś ć i siłę. P o d z i a ł p r a c y , k t ó r y jest s p o ł e c z n y m
skutkiem panowania, pomaga przetrwać całości, która podlega
panowaniu. T a m s a m y m jednak całość jako całość, jako a k t y w n o ś ć
jej immanentnego rozumu, siłą rzeczy staje się egzekutorem

2 5
Por. E . Dürkheim: De quelques formes primitives de classification.
L ' Année Sociologique" 1 9 0 3 , t. 4, s. 66 i nast.
38 Dialektyka oświecenia

partykularności. P a n o w a n i e występuje w o b e c jednostki jako to, co


ogólne, jako urzeczywistniony rozum. Władza wszystkich człon­
ków społeczeństwa - którzy j a k o tacy nie mają i n n e g o wyjścia
— sumuje się p r z e z n a r z u c o n y im podział pracy wciąż na nowo
w realizację całości właśnie, której racjonalność zarazem ulega
znów zwielokrotnieniu. To, co spotyka wszystkich za sprawą
niewielu, dokonuje się z a w s z e j a k o p o k o n y w a n i e j e d n o s t k i przez
wielu: ucisk społeczeństwa nosi zawsze znamiona ucisku przez
kolektyw. Jakoż w formach myślenia odzwierciedla się jedność
k o l e k t y w n o ś c i i p a n o w a n i a , a nie b e z p o ś r e d n i a o g ó l n o ś ć społecz­
na, solidarność. Pojęcia filozoficzne, w jakich przedstawiają świat
Platon i Arystoteles, pretendują do powszechnej ważności, a prze­
to podnoszą stosunki, k t ó r y m dostarczają uzasadnienia, do rangi
p r a w d z i w e j r z e c z y w i s t o ś c i . P o j ę c i a te w y w o d z ą się, j a k powiada
2 6
Vico , z ateńskiego rynku; odzwierciedlają się w nich z jed­
n a k o w ą wyrazistością p r a w a fizyki, r ó w n o ś ć p e ł n o p r a w n y c h oby­
wateli oraz niższość kobiet, dzieci i niewolników. Sam język
nadawał temu, co wypowiadał, stosunkom panowania, o w ą ogól­
ność, której nabył jako medium komunikacyjne społeczeństwa
obywatelskiego. Akcent metafizyczny, sankcja idei i n o r m , b y ł y
jedynie hipostazą surowości i ekskluzywności, jaką pojęcia musiały
przybrać wszędzie tam, gdzie język łączył w s p ó l n o t ę panujących
dla c e l ó w s p r a w o w a n i a rządów. Idee, które wzmacniały społeczną
władzę języka, stawały się w miarę rozrostu tej władzy coraz
bardziej zbędne, a język nauki położył im ostatecznie kres.
Sugestia, która m a w sobie jeszcze coś z postrachu fetysza, o b y w a
się b e z ś w i a d o m y c h uzasadnień. J e d n o ś ć k o l e k t y w n o ś c i i p a n o w a ­
nia p r z e j a w i a się raczej w o g ó l n o ś c i , jakiej zła treść n i e u c h r o n n i e
nabiera w języku - czy to metafizycznym, czy to naukowym.
Metafizyczna apologia zdradza niesprawiedliwość istniejącego
stanu rzeczy przynajmniej poprzez niespójność pojęcia i rzeczywis­
tości. T y m c z a s e m bezstronność języka n a u k o w e g o odbiera bezsil­
n y m w s z e l k ą szansę dojścia d o głosu - w neutralnych znakach
manifestuje s i ę j e d y n i e status quo. Neutralność taka jest bardziej

2 6
G . Vico: Nauka nowa. Przeł. J . Jakubowicz. Warszawa 1966, § 1 0 4 3 ,
s. 5 5 0 .
pojęcie oświecenia
39

metafizyczna niż m e t a f i z y k a . Oświecenie w końcu pożarło nie


t y l k o s y m b o l e , ale t a k ż e ich p o t o m s t w o , pojęcia ogólne, pozo­
stawiając z metafizyki jedynie abstrakcyjny strach przed kolek­
tywem - strach, z którego samo wyrosło. Pojęcia są wobec
oświecenia niczym rentierzy wobec trustu przemysłowego: nie
m o g ą c z u ć się b e z p i e c z n i e . J e ż e l i p o z y t y w i z m l o g i c z n y daje j e s z c z e
niejaką szansę p r a w d o p o d o b i e ń s t w u , to p o z y t y w i z m e t n o l o g i c z n y
t r a k t u j e je j u ż n a r ó w n i z i s t o t ą . „ N a s z e nieostre pojęcia praw­
dopodobieństwa i istoty to jedynie wątłe residua tego daleko
2 7
bogatszego pojęcia" - mianowicie pojęcia substancji magicznej.
N o m i n a l i s t y c z n e o ś w i e c e n i e n i e t y k a nomen, punktowego poję­
cia b e z zakresu - nazwy własnej. Niepodobna już dziś z całą
2 8
p e w n o ś c i ą rozstrzygnąć, czy — jak twierdzą n i e k t ó r z y - nazwy
własne były pierwotnie zarazem nazwami gatunkowymi: w każ­
d y m razie nie s p o t k a ł ich d o t ą d los tych ostatnich. N e g o w a n a p r z e z
H u m e ' a i M a c h a substancja jaźni to przecież nie to s a m o , c o n a z w a .
W r e l i g i i ż y d o w s k i e j , g d z i e idea p a t r i a r c h a t u p o s u w a się aż do
z n i s z c z e n i a m i t u , w i ę ź m i ę d z y i m i e n i e m a b y t e m p o t w i e r d z o n a jest
w zakazie wymawiania imienia boskiego. Odczarowany świat
ż y d o w s k i d o k o n u j e pojednania z czarami poprzez ich z a n e g o w a n i e
w idei b o g a . Religia ż y d o w s k a nie toleruje s ł ó w , które n i o s ł y b y
zrozpaczonym śmiertelnikom pociechę. Nadzieję wiąże jedynie
z z a k a z e m , nie d o z w a l a j ą c y m m i e n i ć t e g o , c o f a ł s z y w e - bogiem,
skończoności - nieskończonością, kłamstwa - prawdą. Rękojmia
o c a l e n i a p o l e g a j e d y n i e na o d ż e g n a n i u się o d w s z e l k i e j w i a r y , k t ó r a
c h c i a ł a b y zająć miejsce prawdziwej religii, poznanie polega na
d e n u n c j a c j i b ł ę d u . W s z a k ż e n e g a c j a nie jest a b s t r a k c y j n a . G l o b a l n e
negowanie wszystkiego, co pozytywne, stereotypowa formuła
nicości, tak jak posługuje się nią buddyzm, przechodzi nad
zakazem nadawania imienia absolutowi do porządku dziennego,
p o d o b n i e jak j e g o p r z e c i w i e ń s t w o , panteizm, albo j e g o k a r y k a t u ­
r a , b u r ż u a z y j n y s c e p t y c y z m . D e k l a r a c j e , iż ś w i a t j e s t n i c z y m a l b o i ż
jest w s z y s t k i m , to m i t o l o g i e , a p a t e n t o w a n y m i ścieżkami w y b a -

2 7
H. Hubert, M. Mauss, Theorie generale de la Magie, wyd. cyt., s. 1 1 8 .
2 8
Por. F. Tönnies: Philosophische Terminologie. „Psychologisch-Soziologi­
sche Ansicht" 1908, s. 3 1 .
40 Dialektyka oświecenia

w i e n i a są w y s u b l i m o w a n e p r a k t y k i m a g i c z n e . Samozadowolenie,
płynące z przekonania, że w s z y s t k o jest z g ó r y w i a d o m e , oraz
uznanie negatywności za wybawienie to nieprawdziwe formy
o b r o n y przed o s z u s t w e m . P r a w o d o w i z e r u n k ó w zostaje ocalone
poprzez wierną realizację zakazu wizerunków. Taka realizacja
2 9
- ,,negacja określona" - nie jest p r z e z s u w e r e n n o ś ć abstrakcyj­
n e g o pojęcia u o d p o r n i o n a na u r o k i o g l ą d u , jak s c e p t y c y z m , dla
k t ó r e g o fałsz na r ó w n i z p r a w d ą jest n i c z y m . N e g a c j a określona
odrzuca bożki, niedoskonałe wyobrażenia absolutu, inaczej, niż
czyni to r y g o r y z m , a m i a n o w i c i e przeciwstawia im ideę, której
w y o b r a ż e n i a te nie m o g ą s p r o s t a ć . D i a l e k t y k a u j a w n i a r a c z e j , że
k a ż d y o b r a z jest p i s m e m . U c z y o d c z y t y w a ć z j e g o linii w y z n a n i e
f a ł s z y w o ś c i , k t ó r e o d b i e r a m u m o c i m o c tę p r z y p i s u j e prawdzie.
T y m s a m y m j ę z y k staje się c z y m ś w i ę c e j niż z w y k ł y m s y s t e m e m
znaków. W pojęciu negacji określonej H e g e l uwydatnił element
różniący oświecenie od pozytywistycznego rozkładu - do którego
s a m H e g e l o ś w i e c e n i e zaliczał. H e g e l zresztą, absolutyzując świa­
d o m y rezultat całego procesu negacji - totalność systemu i dziejów
- pogwałcił zakaz i sam popadł w mitologię.
L o s ten spotkał nie t y l k o h e g l i z m j a k o a p o t e o z ę postępującego
m y ś l e n i a , ale także s a m o o ś w i e c e n i e , j a k o p o s t a w ę trzeźwą, co
w jego własnym przekonaniu m i a ł o je o d r ó ż n i a ć o d H e g l a i o d
metafizyki w ogóle. A l b o w i e m oświecenie jest totalitarne jak
każdy dowolny system. Nieprawdą o ś w i e c e n i a nie jest to, co
odwiecznie zarzucali mu jego romantyczni wrogowie: metoda
analityczna, powrót do elementów, rozkładanie rzeczywistości
przez refleksję - ale to, że wynik procesu jest dlań z góry
rozstrzygnięty. Gdy w postępowaniu matematycznym to, co
nieznane, staje się n i e w i a d o m ą równania, zyskuje tym samym
e t y k i e t k ę c z e g o ś o d d a w n a z n a n e g o , i t o z a n i m jeszcze p o d s t a w i się
p o d nie jakąś w a r t o ś ć . P r z y r o d a , przed teorią k w a n t ó w i p o teorii
k w a n t ó w , jest t y m , c o m o ż n a m a t e m a t y c z n i e uchwycić; również
tym, co nie mieści się w matematyce, tym, co nierozkładalne
i irracjonalne, co zostaje o b u d o w a n e przez matematyczne teoremy.
Z g ó r y utożsamiając przemyślany do końca zmatematyzowany
2 9
G . W . F . H e g e l , Fenomenologia ducha, w y d . c y t . , t. i , s. I O I .
pojęcie oświecenia 4i

ś w i a t z p r a w d ą , o ś w i e c e n i e m n i e m a , iż z d o ł a z a b e z p i e c z y ć s i ę p r z e d
nawrotem mitu. Identyfikuje myślenie z matematyką. Matematyka
w s k u t e k t e g o zostaje niejako w y o d r ę b n i o n a , w y n i e s i o n a d o rangi
instancji absolutnej. „Nieskończony świat, świat przedmiotów
i d e a l n y c h , jest m y ś l a n y j a k o taki, k t ó r e g o obiekty d o s t ę p n e są
n a s z e m u poznaniu, nie j a k o każdy z o s o b n a i w s p o s ó b niepełny,
lecz j a k o świat, k t ó r y racjonalna, s y s t e m a t y c z n i e jednolita m e t o d a
osiąga w nieskończonym postępie - w najdalszej perspektywie
o s i ą g a o n a w i ę c k a ż d y o b i e k t w j e g o p e ł n y m b y c i e - w - s o b i e . [...]
W G a l i l e u s z a m a t e m a t y z a c j i p r z y r o d y d o k o n u j e s i ę [...] k i e r o w a n a
przez n o w a matematykę i d e a l i z a c j a s a m e j tej r z e c z y w i s t o ś c i , o n a
s a m a staje się, w y r a ż a j ą c się w s p ó ł c z e ś n i e , r o z m a i t o ś c i ą matematy­
3 0
czną". Myślenie urzeczowia się w samoistnie przebiegający,
automatyczny proces, skwapliwie upodobniając się d o maszyny,
którą samo wytwarza, aby ta mogła je ostatecznie zastąpić.
Klasyczny w y m ó g - przemyśleć myślenie - którego radykalną
manifestacją jest filozofia F i c h t e g o , został p r z e z o ś w i e c e n i e z i g ­
3 1
norowany , gdyż odwodził od reguły zarządzania praktyką,
której to reguły sam Fichte zresztą chciał pilnie przestrzegać.
Procedura matematyczna stała się n i e j a k o r y t u a ł e m m y ś l i . M i m o
s a m o o g r a n i c z e n i a p r z e z a k s j o m a t y p r o c e d u r a ta u s t a n a w i a s i ę j a k o
konieczna i o b i e k t y w n a : czyni myślenie rzeczą, narzędziem, jak
sama mówi. A l e taka mimesis, w której myśl utożsamia się ze
światem, s p r a w i a , że ostaje się j e d y n i e f a k t y c z n o ś ć - do tego
stopnia, że n a w e t zaprzeczanie istnieniu B o g a p o d p a d a p o d zarzut
metafizyki. D l a p o z y t y w i z m u , który chce ferować w y r o k i w imię
o ś w i e c o n e g o r o z u m u , z a p u s z c z a n i e się w i n t e l i g i b i l n e ś w i a t y jest
już nie tylko zakazane - uchodzi za bezsensowną gadaninę.
P o z y t y w i z m n a w e t nie m u s i b y ć ateistyczny, p o n i e w a ż urzeczo-
w i o n e m y ś l e n i e nie m o ż e p o p r o s t u p o s t a w i ć o d n o ś n e g o pytania.
Pozytywistyczny cenzor chętnie przepuści oficjalny kult - jako
wyzbytą elementów p o z n a w c z y c h szczególną dziedzinę ludzkiej

3 0
E . Husserl: Kryzys nauk europejskich ifenomenologia transcendentalna. Przeł.
S. Walczewska. Kraków 1 9 8 7 , s. 18 i nast.
31
Por. A. Schopenhauer: Parerga und Paralipomena. T. 2, § 356. W: Werke.
Wyd. Deussen, t. 5, s. 6 7 1 .
42 Dialektyka oświecenia

aktywności - tak samo jak dzieła sztuki; nigdy nie przepuści


n e g a c j i , k t ó r a r o ś c i s o b i e p r a w a d o p o z n a n i a . O d d a l a n i e się m y ś l i
od zadania obróbki faktów, wykroczenie z zaklętego kręgu
istnienia, jest dla p o s t a w y s c j e n t y s t y c z n e j r ó w n o z n a c z n e z o b ł ę d e m
i autodestrukcją, t y m , c z y m dla p r y m i t y w n e g o c z a r o w n i k a b y ł o
przekroczenie magicznego kręgu - i w obu przypadkach zadbano,
by naruszenie tabu miało rzeczywiście dla przestępcy zgubne
skutki. Panowanie nad przyrodą zakreśla krąg, w k t ó r y m osadziła
myślenie krytyka czystego rozumu. Kant połączył twierdzenie
o niestrudzonym, mozolnym postępie myśli w nieskończoność
z twierdzeniem o jej n i e d o s t a t k a c h i-wiecznym ograniczeniu.
B r z m i to n i c z y m sentencja wyroczni. N i e ma na świecie bytu,
k t ó r e g o n a u k a nie u m i a ł a b y przeniknąć, ale to, c o n a u k a umie
p r z e n i k n ą ć , nie jest b y t e m . W e d ł u g K a n t a sąd f i l o z o f i c z n y o d n o s i
się d o t e g o , c o n o w e , a p r z e c i e ż nie p o z n a j e n i c z e g o n o w e g o , b o
stale p o w t a r z a t y l k o to, c o r o z u m b y ł już u m i e ś c i ł w p r z e d m i o c i e .
T e m u myśleniu, zabezpieczonemu w przegródkach nauki przed
marzeniami j a s n o w i d z ą c e g o , zostaje oto wystawiony rachunek:
p a n o w a n i e n a d p r z y r o d ą o b r a c a się p r z e c i w k o s a m e m u m y ś l ą c e m u
p o d m i o t o w i , nie p o z o s t a w i a m u się nic p r ó c z o w e g o w i e c z n i e t e g o
samego „ja myślę", które musi m ó c towarzyszyć wszystkim m o i m
przedstawieniom. Podmiot i przedmiot ulegają unicestwieniu.
A b s t r a k c y j n a jaźń, tytuł d o p r o t o k o ł o w a n i a i s y s t e m a t y z o w a n i a ,
nie ma przed sobą nic prócz abstrakcyjnego materiału, nie
posiadającego żadnych właściwości poza tą jedną, iż jest sub-
stratem posiadania. Ostatecznie równanie ducha i świata zgadza
się, ale t y l k o w ten s p o s ó b , że o b i e j e g o s t r o n y zostały wzajem
w o b e c siebie u p r o s z c z o n e . R e d u k c j a myślenia d o aparatury mate­
matycznej oznacza zarazem usankcjonowanie świata jako swojej
własnej miary. To, co ukazuje się jako triumf podmiotowej
racjonalności, p o d p o r z ą d k o w a n i e w s z y s t k i e g o , co istnieje, l o g i c z ­
n e m u f o r m a l i z m o w i , o k u p i o n e jest p o s ł u s z n ą p o d l e g ł o ś c i ą r o z u ­
m u w o b e c tego, co bezpośrednio dane. Roszczenia poznania do
t e g o , b y p o j m o w a ć zastaną r z e c z y w i s t o ś ć j a k o taką, b y z t e g o , c o
dane, nie o d c z y t y w a ć jedynie j e g o a b s t r a k c y j n y c h , c z a s o w o - p r z e -
strzennych odniesień, które pozwalają je n a s t ę p n i e uchwycić,
Pojęcie oświecenia 43

a przeciwnie - traktować je j a k o p o w i e r z c h n i ę , j a k o zapośred-


n i c z o n e m o m e n t y p o j ę c i o w e , k t ó r e spełniają się d o p i e r o w t r a k c i e
r o z w o j u ich społecznego, historycznego, ludzkiego sensu — w s z y s ­
t k i e te r o s z c z e n i a z o s t a j ą z a n i e c h a n e . R o s z c z e n i a te w y k r a c z a ł y
poza z w y k ł e postrzeganie, klasyfikowanie i kalkulację: istotą ich
była określająca negacja tego, co bezpośrednie. T y m c z a s e m mate­
matyczny formalizm, którego medium jest liczba, najbardziej
abstrakcyjna postać tego, co bezpośrednie, przykuwa myśl do
nagiej b e z p o ś r e d n i o ś c i . F a k t y mają rację, p o z n a n i e o g r a n i c z a się d o
ich powtarzania, myśl sprowadza się d o gołej tautologii. Im
bardziej maszynka myślowa podporządkowuje sobie to, c o ist­
nieje, tym bardziej ślepo zadowala się j e g o r e p r o d u k c j ą . Tym
s a m y m oświecenie p o p a d a z p o w r o t e m w mitologię, z której n i g d y
nie z d o ł a ł o się w y r w a ć . A l b o w i e m m i t o l o g i a w s w y c h f i g u r a c h
odzwierciedlała esencję tego, co trwale istnieje - wiecznie na­
wracający cykl, los, p a n o w a n i e - jako prawdę i w y r z e k a ł a się
nadziei. W dobitnych obrazach mitycznych i w jasnych formułach
naukowych potwierdza się w i e c z n o ś ć f a k t y c z n o ś c i , a n a g i e ist­
nienie u z n a n e zostaje za sens, k t ó r y w ł a ś n i e z a k r y w a . Ś w i a t j a k o
g i g a n t y c z n y sąd analityczny, j e d y n e , c o p o z o s t a ł o ze w s z y s t k i c h
marzeń nauki, należy do tego s a m e g o rodzaju, co k o s m i c z n y mit,
który przemienność w i o s n y i jesieni wiązał z p o r w a n i e m Per-
sefony. J e d n o r a z o w o ś ć mitycznego wydarzenia, która ma u p r a w o ­
m o c n i a ć w y d a r z e n i e f a k t y c z n e , jest z ł u d ą . P i e r w o t n i e porwanie
bogini było bezpośrednio tożsame z zamieraniem przyrody. Po­
w t a r z a ł o się w r a z z k a ż d ą jesienią, i n a w e t p o w t ó r z e n i e nie b y ł o
następstwem oddzielnych zdarzeń, lecz za każdym razem tym
samym zdarzeniem. W miarę jak w y k s z t a ł c a ł a się świadomość
czasu, wydarzenie zostało u l o k o w a n e jako jednorazowe w prze­
szłości, a grozę śmierci m o ż n a b y ł o w k a ż d y m n o w y m cyklu p ó r
roku rytualnie łagodzić przez odwołanie się d o tego, co było
d a w n o . A l e r o z d z i a ł o k a z u j e się b e z s i l n y . S k o r o u s t a n o w i o n o o w o
jednorazowe wydarzenie w przeszłości, cykl przybiera charakter
p r o c e s u n i e u c h r o n n e g o , a g r o z a d a w n y c h c z a s ó w rzutuje na całe
dzieje, k t ó r e są t y l k o ich p o w t ó r z e n i e m . P o d p o r z ą d k o w a n i e tego,
c o faktyczne już to legendarnej prehistorii, już to matematycznym
44 Dialektyka oświecenia

f o r m u ł o m , symboliczne odniesienie teraźniejszości do mitycznego


wydarzenia w rytuale albo do abstrakcyjnej kategorii w nauce,
p o w o d u j e , że to, c o n o w e , j a w i się j a k o z g ó r y o k r e ś l o n e , a w i ę c
j a k o to, c o p o p r a w d z i e jest stare. N a d z i e i p o z b a w i o n e z o s t a ł o nie
istnienie, ale w i e d z a , k t ó r a w o b r a z o w y m albo matematycznym
s y m b o l u p r z y w ł a s z c z a s o b i e istnienie j a k o s c h e m a t i u w i e c z n i a je.
W świecie o ś w i e c o n y m mitologia wkracza w dziedziny profa-
num. I s t n i e n i e , d o k u m e n t n i e o c z y s z c z o n e z d e m o n ó w i i c h p o j ę c i o ­
wego potomstwa, przybiera z całą swą gładką naturalnością
charakter numinozalny, który w d a w n y c h czasach p r z y p i s y w a n o
d e m o n o m . Społeczna niesprawiedliwość - pod tytułem brutalnych
f a k t ó w , k t ó r e z niej w y r a s t a j ą - jest u ś w i ę c o n a w t y m s e n s i e , że na
w i e k i chroniona przed interwencją, p o d o b n i e jak święty i nietykal­
n y był c z a r o w n i k p o d osłoną b o g ó w . Z a p a n o w a n i e c z ł o w i e k płaci
nie t y l k o w y o b c o w a n i e m o d p r z e d m i o t ó w , nad którymi panuje:
w r a z z urzeczowieniem ducha zaczarowane zostały także stosunki
s a m y c h ludzi, łącznie- z e s t o s u n k i e m jednostki do samej siebie.
J e d n o s t k a k u r c z y się, jest już t y l k o p u n k t e m p r z e c i ę c i a konwen­
c j o n a l n y c h reakcji i f u n k c j i , k t ó r y c h się o d niej o c z e k u j e . A n i m i z m
u d u c h o w i a ł rzecz, industrializm urzeczowia dusze. A p a r a t e k o n o ­
m i c z n y samoczynnie, zanim jeszcze dojdzie d o totalnego planowa­
nia, w y p o s a ż a t o w a r y w w a r t o ś c i , które d e c y d u j ą o zachowaniu
człowieka. Odkąd wraz z końcem epoki wolnej wymiany towary
utraciły s w e e k o n o m i c z n e właściwości, zatrzymując jedynie chara­
k t e r fetysza, f e t y s z y z m r o z s z e r z a się n i c z y m p a r a l i ż postępujący
i ogarnia w końcu całe życie społeczne we wszystkich jego
a s p e k t a c h . P o p r z e z n i e z l i c z o n e a g e n t u r y p r o d u k c j i m a s o w e j i jej
k u l t u r y u n o r m o w a n e z a c h o w a n i a w p a j a n e są j e d n o s t c e j a k o j e d y n e
naturalne, przyzwoite, rozumne. C z ł o w i e k o k r e ś l a się już tylko
j a k o r z e c z , j a k o e l e m e n t s t a t y c z n y , j a k o success or failure. Jedynym
k r y t e r i u m jest s a m o z a c h o w a n i e , u d a n a l u b n i e u d a n a a d a p t a c j a do
o b i e k t y w n e j f u n k c j i i w z o r c ó w , k t ó r e ją o k r e ś l a j ą . W s z y s t k o p o z a
t y m , idee tak jak przestępczość, kształtuje się p o d p r e s j ą kolek­
tywu, który sprawuje nadzór od klasy szkolnej po związki
z a w o d o w e . A l e także ó w g r o ź n y k o l e k t y w należy tylko d o złudnej
powierzchni: dopiero ukryte pod nią potęgi manipulują kolek-
pojęcie oświecenia 45

t y w e m i nadają m u brutalny charakter. T a brutalność, utrzymująca


jednostkę w ryzach, należy do prawdziwych jakości człowieka
w stopniu równie małym jak w a r t o ś ć d o p r a w d z i w y c h jakości
przedmiotu u ż y t k o w e g o . D e m o n i c z n i e zniekształcona postać, jaką
w jasnym świetle poznania bez przesądów przybierają rzeczy
i ludzie, w s k a z u j e na p a n o w a n i e , na zasadę, która s p o w o d o w a ł a już
u s z c z e g ó ł o w i e n i e s i ę mana n a d u c h y i b ó s t w a o r a z p r z y k u ł a w z r o k
do mamideł czarowników i szamanów. Fatalność, która w pra­
czasach sankcjonować miała niezrozumiałą śmierć, przechodzi
w c a ł k o w i c i e zrozumiałe istnienie. Paniczny strach w biały dzień,
kiedy to człowiek nagle uświadamiał sobie przyrodę jako wszech-
potęgę, znajduje swój odpowiednik w panice, która g o t o w a dziś
w k a ż d e j c h w i l i w y b u c h n ą ć : ludzie o c z e k u j ą , że ś w i a t , taki jaki jest,
bez w y j ś c i a , zostanie s t r a w i o n y o g n i e m za s p r a w ą w s z e c h p o t ę g i ,
k t ó r ą są oni sami i n a d k t ó r ą nie mają żadnej władzy.

M i t y c z n ą z g r o z ę o ś w i e c e n i a b u d z i mit. O ś w i e c e n i e d o p a t r u j e się
m i t u nie t y l k o w nie o b j a ś n i o n y c h p o j ę c i a c h i s ł o w a c h , jak k a ż e
maniacka semantyczna krytyka języka, ale w każdej ludzkiej
r e a k c j i , o ile nie m i e ś c i się o n a w celowej strukturze samoza-
c h o w a n i a . T w i e r d z e n i e S p i n o z y - Conatus sese conservandi primum et
2
unicum pirtutis est fundamentum^ - jest p r a w d z i w ą m a k s y m ą całej
cywilizacji zachodniej, godzącą wszystkie rozbieżności religijnych
7
i filozoficznych poglądów mieszczaństwa. Jaźń, która po metody­
cznym wyplenieniu wszelkich pozostałości naturalnych - jako
m i t o l o g i c z n y c h - nie m a b y ć już ani c i a ł e m , ani k r w i ą , ani d u s z ą ,
ani nawet naturalnym J a , przekształcona w drodze sublimacji
w p o d m i o t t r a n s c e n d e n t a l n y a l b o l o g i c z n y , stała się s t a n o w i s k i e m
r o z u m u , p r a w o d a w c z ą instancją działania. K t o bezpośrednio, bez
racjonalnego odniesienia do celu, jakim jest samozachowanie,
zdaje się na życie, ten za z g o d n y m w e r d y k t e m o ś w i e c e n i a i p r o t e s ­
t a n t y z m u c o f a się w p r e h i s t o r i ę . I n s t y n k t j a k o taki jest m i t y c z n y ,
podobnie jak przesąd; służyć B o g u , k t ó r y nie postuluje jaźni, to

3 2
B. Spinoza, Etyka. Pars. I V , Prop. X X I I : „Dążność samozachowawcza
jest pierwszą i jedyną podstawą cnoty". (Przeł. I. Myślicki. Na nowo opr.
L. Kołakowski. Warszawa 1 9 5 4 , s. 265).
46 Dialektyka oświecenia

szaleństwo, takie samo jak nałóg alkoholu. Postęp jednemu


i drugiemu zgotował ten sam los: adoracji i zatapianiu się
w bezpośrednio naturalnym bycie; o b ł o ż y ł klątwą z a r ó w n o zapa­
m i ę t y w a n i e się w idei, jak w r o z k o s z y . S p o ł e c z n a p r a c a jednostki
w gospodarce burżuazyjnej jest zapośredniczona przez zasadę
jaźni; j e d n y m m a p r z y n o s i ć p o m n o ż e n i e k a p i t a ł u , i n n y m siłę d o
dodatkowej pracy. I m bardziej jednak proces samozachowania
związany jest z burżuazyjnym podziałem pracy, tym bardziej
wymusza autoalienację jednostek, które cieleśnie i psychicznie
mają f o r m o w a ć się z g o d n i e z w y m o g a m i a p a r a t u r y technicznej.
M y ś l o ś w i e c o n a z n o w u to u w z g l ę d n i a : transcendentalny podmiot
p o z n a n i a - jako ostatnie w s p o m n i e n i e p o s u b i e k t y w n o ś c i - zostaje
w k o ń c u na p o z ó r sam w y e l i m i n o w a n y i zastąpiony przez bardziej
gładko przebiegającą pracę samodzielnych mechanizmów porząd­
k u j ą c y c h . S u b i e k t y w n o ś ć ulatnia się w l o g i k ę r z e k o m o d o w o l n y c h
reguł gry - aby t y m swobodniej zarządzać. Pozytywizm, który
w końcu nie cofnął się n a w e t przed płodami umysłu w sensie
d o s ł o w n y m - przed m y ś l e n i e m - usunął jeszcze jedną zakłócającą
instancję między i n a d y w i d u a l n y m działaniem a społeczną normą.
Podmiot, wygnany ze świadomości, urzeczowia się w proces
techniczny, w o l n y od wieloznaczności myślenia mitycznego i od
znaczeń w ogóle, ponieważ sam rozum stał się t y l k o środkiem
p o m o c n i c z y m wszechogarniającej aparatury ekonomicznej. Służy
jako o g ó l n e narzędzie, zdatne d o wytwarzania wszelkich innych
narzędzi, sztywno nastawione na cel, fatalne n i c z y m dokładnie
wyliczone procedury w produkcji materialnej, których rezultaty
d l a l u d z i są n i e o b l i c z a l n e . O t o w r e s z c i e spełniła się d a w n a a m b i c j a
r o z u m u , by być tylko czystym o r g a n e m osiągania celów. Wyłącz­
n o ś ć p r a w l o g i k i w y w o d z i się z takiej w ł a ś n i e jednoznaczności
funkcji, a ostatecznie z p r z y m u s o w e g o charakteru samozachowa­
nia. S a m o z a c h o w a n i e s p r o w a d z a się za k a ż d y m r a z e m d o w y b o r u
m i ę d z y p r z e ż y c i e m a zagładą, który to w y b ó r p r z e ś w i e c a jeszcze
w zasadzie, że z d w ó c h zdań s p r z e c z n y c h t y l k o j e d n o m o ż e b y ć
p r a w d z i w e i t y l k o j e d n o f a ł s z y w e . F o r m a l i z m tej z a s a d y i c a ł e j
l o g i k i , k t ó r a j e s t jej r o z w i n i ę c i e m , w i ą ż e s i ę z n i e p r z e j r z y s t o ś c i ą
i splątaniem i n t e r e s ó w w s p o ł e c z e ń s t w i e , w k t ó r y m u t r z y m a n i e się
pojęcie oświecenia 47

form i utrzymanie się j e d n o s t e k t y l k o p r z y p a d k i e m m o ż e się ze


s o b ą p o k r y w a ć . W y r u g o w a n i e m y ś l e n i a ze sfery l o g i k i ratyfikuje
w salach w y k ł a d o w y c h urzeczowienie c z ł o w i e k a w fabryce i biu­
rze. T a k też t a b u p r z e c h o d z i n a w ł a d z ę , k t ó r a o k r e ś l a , c o jest t a b u ,
o ś w i e c e n i e p r z e c h o d z i na d u c h a , k t ó r y m s a m o jest. T y m s a m y m
natura jako czyste s a m o z a c h o w a n i e zostaje p u s z c z o n a samopas,
r o z p ę t a n a p r z e z p r o c e s , k t ó r y o b i e c y w a ł ją w y e l i m i n o w a ć , w in­
d y w i d u u m tak s a m o jak w k o l e k t y w n y m losie k r y z y s u i w o j n y .
Z c h w i l ą g d y teorii pozostaje już t y l k o - j a k o j e d y n a n o r m a - ideał
jednolitej n a u k i , p r a k t y k a m u s i d o s t a ć się w t r y b y b e z w z g l ę d n e g o
m e c h a n i z m u historii. J a ź ń , doszczętnie zagarnięta przez cywiliza­
cję, r o z t a p i a się w ż y w i o l e n i e l u d z k o ś c i , t e g o w ł a ś n i e , o d czego
c y w i l i z a c j a o d p o c z ą t k u starała się uciec. S p e ł n i a się n a j d a w n i e j s z y
lęk — lęk p r z e d utratą w ł a s n e g o imienia. A b s o l u t n y m z a g r o ż e n i e m
dla c y w i l i z a c j i była e g z y s t e n c j a c z y s t o naturalna, a n i m a l n a i w e g e ­
tatywna. Z a c h o w a n i a mimetyczne, mityczne, metafizyczne ucho­
dziły k o l e j n o za stadia p r z e z w y c i ę ż o n e , a r e g r e s d o t y c h z a c h o w a ń
w z b u d z a ł strach, że o t o jaźń p r z e m i e n i się z p o w r o t e m w ową
c z y s t ą n a t u r ę , o d której z t a k i m t r u d e m się z d y s t a n s o w a ł a i k t ó r a
w ł a ś n i e d l a t e g o n a p a w a ją tak n i e w y p o w i e d z i a n ą t r w o g ą . Żywą
pamięć o praczasach, nawet o stadium k o c z o w n i c z y m , a stokroć
bardziej o w ł a ś c i w y c h etapach przedpatriarchalnych, przez w s z y s t ­
kie t y s i ą c l e c i a e l i m i n o w a n o ze ś w i a d o m o ś c i l u d z k i e j za p o m o c ą
najstraszliwszych kar. D u c h o ś w i e c o n y zastąpił stosy i karę k o ł a
przez s t y g m a t , jakim p i ę t n o w a ł w s z e l k i z g u b n y dla siebie irrac­
j o n a l i z m . H e d o n i z m w y d a w a ł m u się w s a m raz, w s z e l k i e s k r a j n o ­
ści b y ł y m u r ó w n i e n i e n a w i s t n e jak A r y s t o t e l e s o w i . M i e s z c z a ń s k i
ideał naturalności nie m a na w z g l ę d z i e a m o r f i c z n e j p r z y r o d y , ale
c n o t ę ś r o d k a . P r o m i s k u i t y z m i asceza, z b y t e k i g ł ó d są m i m o s w e j
p r z e c i w s t a w n o ś c i b e z p o ś r e d n i o t o ż s a m e j a k o siły r o z k ł a d u . Pod­
p o r z ą d k o w u j ą c całość życia w y m o g o m zachowania życia, rządząca
mniejszość zabezpiecza siebie i zarazem gwarantuje przetrwanie
całości. D u c h panujący - od Homera po modernizm - c h c e się
przemknąć pomiędzy Scyllą regresu w prostą reprodukcję a Chary­
b d ą r o z w i ą z ł e g o spełnienia; d u c h ten z a w s z e o k a z y w a ł n i e u f n o ś ć
r
każdej gwieździe przewodniej z w yjątkiem g w i a z d y mniejszego
4 8 Dialektyka oświecenia

zła. N i e m i e c c y n e o p o g a n i e i a d m i n i s t r a t o r z y n a s t r o j ó w w o j e n n y c h
chcą przywrócić do p r a w rozkosz użycia. R o z k o s z p o d naciskiem
tysiącleci pracy nauczyła się jednak nienawidzić samej siebie,
i mając dla siebie t y l k o p o g a r d ę , pozostaje nikczemna i kaleka
t a k ż e w totalitarnej e m a n c y p a c j i . N a d a l z w i ą z a n a jest z s a m o z a -
chowaniem, do c z e g o p r z y u c z y ł ją t y m c z a s e m zdetronizowany
rozum. W momentach zwrotnych cywilizacji zachodniej, od
nastania religii olimpijskiej p o renesans, reformację i mieszczański
ateizm, ilekroć nowe ludy i warstwy brały się do bardziej
stanowczej r o z p r a w y z mitem, strach przed niezgłębioną, g r o ź n ą
p r z y r o d ą — k o n s e k w e n c j a jej z m a t e r i a l i z o w a n i a i u p r z e d m i o t o w i e ­
nia - degradowany bywał do rangi animistycznego przesądu,
a opanowanie natury wewnętrznej i zewnętrznej uznawane za
absolutny cel życia. Jeśli na koniec zautomatyzowane zostaje
samozachowanie, rozum dostaje dymisję od tych, którzy jako
k i e r o w n i c y p r o d u k c j i p r z e j ę l i j e g o d z i e d z i c t w o i teraz o b a w i a j ą się
r o z u m n o ś c i w y d z i e d z i c z o n y c h . I s t o t ą o ś w i e c e n i a jest a l t e r n a t y w a ,
nieuchronna jak panowanie. Ludzie zawsze musieli wybierać
między podporządkowaniem się n a t u r z e a podporządkowaniem
n a t u r y w o b e c jaźni. W r a z z r o z s z e r z a n i e m się burżuazyjnej gos­
podarki towarowej mroczny horyzont mitu rozświetlony zostaje
słońcem kalkulującego rozumu, w którego lodowatych promie­
niach dojrzewa n o w e barbarzyństwo. P o d presją panowania praca
l u d z k a z a w s z e się o d m i t u o d d a l a ł a , i p o d p r e s j ą p a n o w a n i a w c i ą ż
na n o w o popadała w zaklęty krąg mitu.
Splot mitu, panowania i pracy przekazuje jedna z homeryckich
o p o w i e ś c i . D w u n a s t a p i e ś ń Odysei m ó w i o spotkaniu z syrenami.
Ich wabiący głos to pokusa zatracenia się w przeszłości. Ale
b o h a t e r , k t ó r y d o z n a j e tej p o k u s y , z a p r a w i o n y j e s t w cierpieniu.
W śmiertelnych niebezpieczeństwach, które musiał przebyć, utwie­
rdził j e d n o ś ć w ł a s n e g o życia, t o ż s a m o ś ć o s o b y . O b s z a r y czasu są
dlań rozgraniczone jak w o d a , ziemia i p o w i e t r z e . F a l a t e g o , co
było, odbija od skały teraźniejszości, a przyszłość kładzie się
chmurami na horyzoncie. To, co Odyseusz zostawił za sobą,
w s t ę p u j e w ś w i a t c i e n i ó w : jaźń jest jeszcze tak b l i s k o p r e h i s t o r y c z ­
n e g o m i t u , z k t ó r e g o się w y ł o n i ł a , że w ł a s n e m i n i o n e przeżycia
Pojęcie oświecenia 49

s t a j ą s i ę d l a niej m i t y c z n y m i p r a c z a s a m i . S t a r a się z t y m uporać


przez wyrazisty porządek czasu. Trójdzielny schemat ma uwolnić
chwilę teraźniejszą od władzy przeszłości w ten sposób, że
przeszłość zostaje odsunięta p o z a absolutną granicę bezpowrotno-
ści i s t o i d o d y s p o z y c j i c h w i l i o b e c n e j j a k o d a j ą c a s i ę w y k o r z y s t a ć
w praktyce wiedza. Dążenie, by ocalić przeszłość w żywej postaci,
miast wykorzystywać ją jako tworzywo postępu, znajdowało
p o ż y w k ę jedynie w sztuce, d o której przynależy także historia jako
przedstawianie m i n i o n e g o życia. D o p ó k i sztuka rezygnuje z pre­
tensji p o z n a w c z y c h , i t y m s a m y m izoluje się o d p r a k t y k i , jest p r z e z
s p o ł e c z n ą p r a k t y k ę t o l e r o w a n a - tak jak r o z k o s z . A l e ś p i e w s y r e n
nie jest jeszcze p o z b a w i o n y m o c y o d d z i a ł y w a n i a na m o d ł ę sztuki.
3 3
S y r e n y w i e d z ą , , c o się dzieje na całej z i e m i ż y w i ą c e j r z e s z e " *,
znają także wydarzenia, w których uczestniczył sam Odyseusz,
w i e d z ą ,,co z w o l i b o g ó w w y c i e r p i e l i A r g i w i na r ó w n i n i e trojańs­
3 4
kiej" . Przywołując bezpośrednio najświeższą przeszłość, śpiew
syren, odbierany jako nieodparta obietnica rozkoszy, zagraża
patriarchalnemu porządkowi, w którym życie każdej jednostki
musi w y c z e r p a ć swoją pełną miarę czasu. K t o ulegnie ich oszukań­
czym gierkom, ten zginie, bo jedynie nieustanna przytomność
umysłu, obecność w teraźniejszości, potrafi wydrzeć przyrodzie
e g z y s t e n c j ę . J e ś l i s y r e n y w i e d z ą o w s z y s t k i m , c o się z d a r z y ł o , t o
w zamian żądają przyszłości, a obietnica radosnego powrotu to
iluzja, p u ł a p k a , jaką przeszłość zastawia na stęsknionych. Ody­
seusz został ostrzeżony przez K i r k e , boginię przemieniającą ludzi
na p o w r ó t w z w i e r z ę t a , której się o p a r ł i k t ó r a u ż y c z y ł a m u sił, b y
stawił czoła i n n y m r o z k ł a d o w y m p o t ę g o m . A l e p o k u s a syren jesF
przemożna. N i k t , k t o u s ł y s z a ł i c h p i e ś ń , n i e z d o ł a s i ę jej o p r z e ć .
Straszne rzeczy musiała ludzkość wyrządzić sama sobie, by s t w o ­
rzyć jaźń, tożsamy, nastawiony na osiąganie c e l ó w , męski charak­
ter c z ł o w i e k a , i c o ś z tej p r a c y p o w t a r z a się nadal w każdym
d z i e c i ń s t w i e . W y s i ł e k u t r z y m a n i a s p ó j n o ś c i J a jest n i e o d ł ą c z n y od

3 3
* Homer, Odyseja, X I I , 1 9 1 (s. 1 9 1 ) . (Cytaty z Odysei w przekładzie
J . Parandowskiego, Warszawa 1 9 5 6 . W nawiasie podany numer strony
tegoż wydania - pr^yp. tłum.).
3 4
Tamże, X I I , 1 8 9 - 1 9 0 (s. 1 9 8 ) .
5° Dialektyka oświecenia

J a w e w s z y s t k i c h fazach, a p o k u s a zatracenia jaźni z a w s z e sprzężo­


n a b y ł a ze ś l e p o z d e t e r m i n o w a n y m dążeniem d o jej z a c h o w a n i a .
N a r k o t y c z n y rausz, k t ó r y za e u f o r y c z n y stan zawieszenia jaźni każe
płacić podobnym do śmierci snem, to jedno z najstarszych
społecznych urządzeń, które pośredniczą między samozachowa-
n i e m a s a m o z a t r a t ą : w ten s p o s ó b jaźń usiłuje p r z e ż y ć s a m ą siebie.
Strach przed zatratą jaźni i jednoczesnym zniesieniem granicy
między sobą a innym ż y c i e m , lęk p r z e d śmiercią i destrukcją
pokrewny jest o w e j o b i e t n i c y szczęścia, która w każdej chwili
zagraża cywilizacji. Cywilizacja kroczy d r o g ą posłuszeństwa i pra­
c y , a s p e ł n i e n i e p r z y ś w i e c a tej d r o d z e zawsze tylko jako pozór,
p i ę k n o w y z b y t e m o c y . W i e o t y m O d y s e u s z , dla k t ó r e g o w r o g i e m
jest z a r ó w n o w ł a s n a ś m i e r ć , jak w ł a s n e szczęście. I O d y s e u s z zna
tylko d w a możliwe wyjścia. J e d n o aplikuje s w y m towarzyszom.
Zalepia im uszy woskiem i każe w i o s ł o w a ć ile sił. K t o chce
p r z e t r w a ć , t e m u nie w o l n o usłuchać w a b i ą c e g o g ł o s u bezpowrot­
n e j p r z e s z ł o ś c i , a o p r z e ć s i ę tej p o k u s i e z d o ł a j ą t y l k o c i , k t ó r z y n i e
m o g ą o w e g o g ł o s u s ł y s z e ć . J a k o ż s p o ł e c z e ń s t w o z a w s z e się o to
starało. Ludzie pracy muszą n i e z m ą c o n y m i bacznym wzrokiem
patrzeć w p r z ó d , i nie z w r a c a ć u w a g i na nic u b o c z n e g o . P ę d do
rozrywki, dekoncentracji muszą zawzięcie sublimować w dodat­
k o w y w y s i ł e k . D z i ę k i t e m u są p r a k t y c z n i .
Drugą m o ż l i w o ś ć w y b i e r a sam Odyseusz, pan na włościach,
k t ó r y z m u s z a i n n y c h , b y dla n i e g o p r a c o w a l i . O d y s e u s z słucha, ale
obezwładniony, przywiązany do masztu, i i m silniejsza staje się
pokusa, tym mocniej każe się przywiązywać, tak jak potem
mieszczaństwo tym uporczywiej wzbraniało sobie szczęścia, im
ł a t w i e j w m i a r ę na ra st a ni a ich p o t ę g i s t a w a ł o się o n o d o s t ę p n e . T o ,
co usłyszał, pozostaje dla n i e g o bez k o n s e k w e n c j i , może tylko
r u c h e m g ł o w y d a ć z n a k , b y g o r o z w i ą z a n o - ale jest za p ó ź n o , j e g o
towarzysze, którzy s a m i nie słyszą, w i e d z ą t y l k o , że pieśń jest
niebezpieczna, nie znają jej p i ę k n o ś c i , i zostawiają Odyseusza
u w i ą z a n e g o d o masztu, aby j e g o i s a m y c h siebie u r a t o w a ć . Wraz
z własną egzystencją reprodukują egzystencję ciemiężyciela, który
nie może już uciec od swej społecznej roli. Więzy, którymi
O d y s e u s z n i e o d w o ł a l n i e p r z y k u ł się d o p r a k t y k i , u t r z y m u j ą zara-
pojęcie oświecenia 5i

zem s y r e n y z dala o d p r a k t y k i : ich p o k u s a zostaje zneutralizowana,


staje s i ę p r z e d m i o t e m k o n t e m p l a c j i , s z t u k ą . S k r ę p o w a n y O d y s e u s z
asystuje p r z y k o n c e r c i e , n i e r u c h o m y jak p ó ź n i e j s z a p u b l i c z n o ś ć sal
koncertowych, a jego entuzjastyczny krzyk o uwolnienie prze-
brzmiewa niczym aplauz. U kresu prehistorii konsumpcja sztuki
i p r a c a ręczna r o z c h o d z ą się. E p o s H o m e r a z a w i e r a trafną teorię.
M i ę d z y d o b r a m i kultury a p r a c ą w y k o n y w a n ą na r o z k a z zachodzi
stosunek ścisłej korelacji, a j e d n o i drugie w y w o d z i się z nie­
uchronnego przymusu społecznego panowania nad przyrodą.
Ś r o d k i z a s t o s o w a n e w o b e c niebezpieczeństwa syren na statku
Odyseusza to sugestywna alegoria dialektyki oświecenia. Za­
stępowalność jest m i a r ą p a n o w a n i a - najwięcej władzy skupia
w s w y m r ę k u ten, k t o m o ż e w n a j w i ę k s z e j ilości s p r a w d a ć się
zastąpić: analogicznie zastępowalność jest nośnikiem postępu
i zarazem regresji. W d a n y c h w a r u n k a c h w y k l u c z e n i e z pracy - nie
tylko w przypadku bezrobotnych, ale także na społecznych
antypodach bezrobocia - oznacza również okaleczenie. Zwierzch­
n i c y d o ś w i a d c z a j ą i s t n i e n i a , z k t ó r y m n i e m u s z ą się j u ż s t y k a ć ,
tylko jako substratu, a sami zastygają w formie komenderującej
jaźni. C z ł o w i e k p i e r w o t n y d o ś w i a d c z a rzeczy należących d o n a t u r y
tylko jako wymykającego mu się p r z e d m i o t u pożądania, „pan
n a t o m i a s t , w s u n ą w s z y m i ę d z y siebie a rzecz n i e w o l n i k a , w i ą ż e się
tylko z niesamoistnością rzeczy i w sposób czysty korzysta z rzeczy
i rozkoszuje się nią. Samoistną stronę rzeczy pozostawia on
3 5
niewolnikowi, który formuje ją s w o j ą pracą" . Odyseusza za­
stępuje się w p r a c y . T a k jak nie m o ż e o n u l e c p o k u s i e s a m o z a t r a t y ,
tak o s t a t e c z n i e j a k o w ł a ś c i c i e l p o z b a w i o n y jest też u d z i a ł u w p r a c y ,
a na koniec nawet funkcji kierowania pracą, podczas g d y jego
t o w a r z y s z e , c h o ć są tuż p r z y r z e c z a c h , nie m o g ą c i e s z y ć się p r a c ą ,
p o n i e w a ż d o k o n u j e się o n a p o d p r z y m u s e m , w d e s p e r a c j i , z p r z e ­
m o c ą z a b l o k o w a n y m i z m y s ł a m i . N i e w o l n i k u j a r z m i o n y jest cieleś­
nie i p s y c h i c z n i e , l o s e m p a n a jest r e g r e s . Ż a d n e p a n o w a n i e d o t ą d
n i e z d o ł a ł o s i ę o d tej c e n y u c h y l i ć , i s ł a b o ś ć ta, e k w i w a l e n t w ł a d z y ,
tłumaczy między innymi, dlaczego historia posuwa się ruchem
kolistym. Ludzkość, której sprawności i wiedza różnicują się
3 5
G . W. F. Hegel, Fenomenologia ducha, wyd. cyt., t. 1 , s. 2 2 2 .
Dialektyka oświecenia

w m i a r ę p o d z i a ł u p r a c y , jest z a r a z e m s p y c h a n a na a n t r o p o l o g i c z n i e
p r y m i t y w n i e j s z e stadia, a l b o w i e m t r w a ł o ś ć p a n o w a n i a , przy tech­
nicznych ułatwieniach w sferze egzystencji, w a r u n k u j e fiksację
i n s t y n k t ó w w s k u t e k silniejszego tłumienia. Słabnie fantazja. Nie­
szczęście nie p o l e g a na tym, że j e d n o s t k i pozostają w tyle za
społeczeństwem albo jego produkcją materialną. Albowiem gdy
r o z w ó j m a s z y n p r z e s z e d ł j u ż w r o z w ó j m a c h i n y p a n o w a n i a , t a k że
tendencja społeczna i techniczna, zawsze ze sobą splecione,
zbiegają się w t o t a l n y m z a w ł a d n i ę c i u c z ł o w i e k i e m , w ó w c z a s ci,
którzy pozostają w tyle, niekoniecznie reprezentują nieprawdę.
N a t o m i a s t d o s t o s o w a n i e się d o w ł a d z y p o s t ę p u p o c i ą g a za s o b ą
p o s t ę p w ł a d z y , r o d z i w c i ą ż n a n o w o o w e f o r m y w s t e c z n e , k t ó r e są
k o r e l a t e m nie n i e p o w o d z e ń p o s t ę p u , ale w ł a ś n i e p o s t ę p u udanego.
P r z e k l e ń s t w e m n i e p o w s t r z y m a n e g o p o s t ę p u jest n i e p o w s t r z y m a -
nąj£gresja.
Regresja nie ogranicza się do doświadczania świata zmys­
ł o w e g o , k t ó r e z w i ą z a n e jest z c i e l e s n ą b l i s k o ś c i ą , ale d o t y k a także
samowładngo intelektu, który o d r y w a się o d zmysłowego do­
ś w i a d c z e n i a , a b y je s o b i e p o d p o r z ą d k o w a ć . U j e d n o l i c e n i e f u n k c j i
i n t e l e k t u a l n e j , d z i ę k i c z e m u m o ż l i w e jest z a p a n o w a n i e J S a d z m y s ­
ł a m i , r e d u k c j a m y ś l e n i a do p r o d u k o w a n i a j e d n o m y ś l n o ś c i . , o z n a ­
cza na równi zubożenie myśli i doświadczenia; rozdział obu
d z i e d z i n ^ oBfe j e o k a l e c z a . Zawężenie m y ś l e n i a d o organizacji
i zarządzania, co praktykuje wszelka zwierzchność od chytrego
Odyseusza po prostodusznych dyrektorów generalnych, zawiera
w sobie ograniczoność, której ofiarą padają wielcy tego świata
z c h w i l ą , g d y chodzi o coś więcej niż o m a n i p u l o w a n i e małymi.-
U m y s ł staje się f a k t y c z n i e n a r z ę d z i e m p a n o w a n i a i s a m o o p a n o w a -
nia, w której to roli mieszczańska filozofia z a w s z e g o zapoznawała.
Głuchota, jaka o d mitycznego wydarzenia przypada w udziale
potulnym proletariuszom, jest tyleż w a r t a , co znieruchomienie
r o z k a z o d a w c y . N a d m i e r n a dojrzałość społeczeństwa żyje z niedo­
jrzałości rządzonych. I m bardziej s k o m p l i k o w a n a i subtelna jest
społeczna, ekonomiczna i naukowa aparatura, do której ob­
sługiwania system produkcji dawno już d o s t o s o w a ł ciało, tym
u b o ż s z e p r z e ż y c i a , d o j a k i c h c i a ł o jest z d o l n e . E l i m i n a c j a j a k o ś c i ,
pojęcie oświecenia 53

p r z e l i c z a n i e ich na f u n k c j e p r z e n o s i się z n a u k i - za p o ś r e d n i c t w e m
zracjonalizowanych metod pracy - na ś w i a t d o ś w i a d c z e ń całych
n a r o d ó w i w t e n d e n c j i u p o d o b n i a je z n o w u d o d o ś w i a d c z e ń p ł a z a . *
Dzisiejszy regres mas polega na niezdolności do usłyszenia na
własne uszy rzeczy niesłychanych, d o dotykania w ł a s n y m i r ę k o m a
rzeczy nieuchwytnych - jest nową postacią zaślepienia, która
zastępuje zwyciężone zaślepienie mityczne. Za pośrednictwem
s p o ł e c z e ń s t w a totalnego, o g a r n i a j ą c e g o w s z e l k i e relacje i i m p u l s y ,
ludzie stają się z n o w u t y m , p r z e c i w k o c z e m u z w r a c a ł a się z a s a d a
r o z w o j u s p o ł e c z n e g o , zasada jaźni: istotami czysto g a t u n k o w y m i ,
r ó w n y m i sobie przez izolację w s t e r o w a n y m przymusem kolek­
tywie. Wioślarze, którzy nie m o g ą ze s o b ą r o z m a w i a ć , są jed­
nakowo wprzęgnięci w ten sam rytm, jak dzisiejsi robotnicy
w fabryce, w kinie i w kolektywie. Konformizm wymuszają
konkretne warunki pracy w społeczeństwie, a nie świadome
ingerencje, które d o d a t k o w o ogłupiały uciśnionych i odwodziły
od prawdy. Bezsilność robotników nie jest tylko przebiegłą
sztuczką panujących, lecz l o g i c z n ą k o n s e k w e n c j ą społeczeństwa
industrialnego, którą to postać p r z y b r a ł o w k o ń c u antyczne fatum
na s k u t e k w s z y s t k i e g o , c o c z ł o w i e k z r o b i ł , a b y w y m k n ą ć się j e g o
władzy.
T a l o g i c z n a k o n i e c z n o ś ć nie m a jednak charakteru absolutnego.
Związana jest z panowaniem, jako jego odblask i narzędzie
z a r a z e m . T o t e ż jej p r a w d a j e s t n i e m n i e j p r o b l e m a t y c z n a , j a k jej
oczywistość - nieodparta. A l e myślenie zawsze było dostatecznie
zdolne do konkretnego oznaczenia własnej problematyczności.
Pan nie m o ż e w e d l e swej w o l i p o w s t r z y m a ć n i e w o l n i k a . Odkąd
ludzie zaczęli w i e ś ć życie osiadłe i p o t e m , w g o s p o d a r c e towaro­
wej, panowanie urzeczowiło się w prawo i organizację, a tym
j s a m j m jnusiało.„.się ograniczyć. Narzędzie usamodzielnia się:
zapośredniczająca instancja ducha łagodzi niezależnie od woli
rządzących bezpośredniość ekonomicznej niesprawiedliwości. N a ­
r z ę d z i a p a n o w a n i a , k t ó r e m a j ą s t o s o w a ć się d o w s z y s t k i c h , j ę z y k ,
/ B r o ń , a w k o ń c u m a s z y n y , m u s z ą b y ć t a k i e , b y w s z y s c y też m o g l i je
^tpąować. W ten sposób w panowaniu momenty racjonalności
zaznacza się j a k o c o ś r ó ż n e g o " o c t ~ p a ń ó w a n i a . Przedmiotowość
54 Dialektyka oświecenia

ś r o d k ó w , która s p r a w i a , że m o ż n a nimi uniwersalnie d y s p o n o w a ć ,


ich „ o b i e k t y w n o ś ć " dla w s z y s t k i c h , implikuje zarazem krytykę
panowania, choć pierwotnie myślenie miało być jego środkiem. Na
drodze od mitologii do logistyki myślenie zatraciło element
autorefleksji, a m a s z y n y czynią dziś ludzi k a l e k a m i , n a w e t jeśli
z a r a z e m i c h ż y w i ą . A l e p o d p o s t a c i ą m a s z y n w y o b c o w a n a ratio
prowadzi w stronę takiego społeczeństwa, które dokonuje pojed­
nania między myśleniem u t r w a l o n y m w formie materialnej i in­
telektualnej aparatury a w y z w o l o n y m życiem oraz odnosi myślenie
do samego społeczeństwa jako jego realnego podmiotu. Par­
tykularna geneza myślenia i jego uniwersalna perspektywa były
z a w s z e nierozłącznie ze s o b ą z w i ą z a n e . D z i ś , g d y ś w i a t p r z e m i e n i ł
się w p r z e m y s ł , p e r s p e k t y w a u n i w e r s a l i z m u , s p o ł e c z n e u r z e c z y w i ­
s t n i e n i e się m y ś l e n i a , jest tak o t w a r t a , że m y ś l e n i e p r z e z s a m y c h
panujących n e g o w a n e jest j a k o g o ł a i d e o l o g i a . O t ó ż dowodem
nieczystego sumienia klik, w których na koniec ucieleśnia się
ekonomiczna konieczność, jest to, że jego manifestacje - od
intuicji W o d z a p o d y n a m i c z n y ś w i a t o p o g l ą d - w przeciwieństwie
d o dawniejszej burżuazyjnej a p o l o g e t y k i nie uznają już w ł a s n y c h
n i k c z e m n o ś c i za n i e u c h r o n n ą konsekwencję zasadniczych praw.
M i t o l o g i c z n e k ł a m s t w a o misji i przeznaczeniu, k t ó r e się w to
m i e j s c e p o j a w i a j ą , nie d o k o ń c a n a w e t mijają się z p r a w d ą : o t o już
nie o b i e k t y w n e p r a w a r y n k u kierują działaniami p r z e d s i ę b i o r c ó w
i p r o w a d z ą d o katastrofy. D a w n e p r a w o w a r t o ś c i i los kapitalizmu
realizuje dziś w y p a d k o w a ś w i a d o m y c h decyzji d y r e k t o r ó w genera­
lnych, która w y w i e r a p r z y m u s r ó w n i e b e z w z g l ę d n y jak najbardziej
ślepe mechanizmy cen. Nawet panujący nie wierzą w żadną
o b i e k t y w n ą k o n i e c z n o ś ć , c h o ć niekiedy tak właśnie n a z y w a j ą to,
c o s a m i w y m y ś l ą . B a w i ą się w i n ż y n i e r ó w historii p o w s z e c h n e j .
T y l k o rządzeni traktują rozwój - który z każdą zadekretowaną
podwyżką kosztów utrzymania czyni ich bardziej bezsilnymi
- jako nietykalną konieczność. O d k ą d środki do życia tych, którzy
w o g ó l e jeszcze są p o t r z e b n i d o o b s ł u g i w a n i a m a s z y n , w y t w a r z a n e
są w c i ą g u m i n i m a l n e j c z ą s t k i c z a s u p r a c y , jaki stoi d o d y s p o z y c j i
p a n ó w s p o ł e c z e ń s t w a , z b ę d n ą resztę - tj. o g r o m n ą m a s ę l u d n o ś c i
- tresuje się n a dodatkową gwardię systemu, by służyła jako
pojęcie oświecenia

materiał d o j e g o w i e l k i c h p l a n ó w na dziś i na jutro. U t r z y m u j e się


ich p r z y życiu j a k o armię b e z r o b o t n y c h . T a redukcja d o p o z i o m u
czystych obiektów zarządzania, która z góry wyznacza kształt
każdej sfery n o w o c z e s n e g o ż y c i a , aż p o j ę z y k i p o s t r z e g a n i e , j a w i
się i m j a k o o b i e k t y w n a k o n i e c z n o ś ć , w o b e c k t ó r e j w e w ł a s n y m
p r z e k o n a n i u są b e z r a d n i . N ę d z a j a k o k o r e l a t w ł a d z y i b e z s i l n o ś c i
narasta w nieskończoność w r a z z m o ż l i w o ś c i ą ostatecznego zli­
kwidowania nędzy. Kliki i instytucje, które - od najwyższych
stanowisk w zarządzaniu gospodarką po ostatniego profesjonal­
n e g o g a n g s t e r a - t r o s z c z ą s i ę o u t r z y m a n i e status quo, s t a n o w i ą d l a
jednostki n i e p r z e n i k n i o n ą d ż u n g l ę . J u ż w o c z a c h b o n z y ze z w i ą z ­
k ó w z a w o d o w y c h , a co dopiero w oczach menedżera, proletariusz
- jeśli w o g ó l e z w r ó c ą na niego uwagę - jest t y l k o jednym
z niezliczonych egzemplarzy, a bonza z kolei trzęsie się o za­
chowanie swej pozycji.
A b s u r d sytuacji, w której p r z e m o c systemu nad ludźmi rośnie
w r a z z k a ż d y m k r o k i e m , jaki oddala ich o d p r z e m o c y przyrody
- a b s u r d ten d e m a s k u j e r o z u m racjonalnego społeczeństwa jako
n i e p r z y d a t n y . K o n i e c z n o ś ć o w e g o r o z u m u jest p o z o r n a , tak s a m o
jak p o z o r n a jest w o l n o ś ć p r z e d s i ę b i o r c y , k t ó r a u j a w n i a tkwiący
w niej przymus w nieuchronnych walkach i porozumieniach.
P o z o r u t e g o , w k t ó r y m d o k o ń c a o ś w i e c o n a l u d z k o ś ć g u b i się, nie
może zniszczyć myślenie, które jako organ panowania może
wybierać tylko między komenderowaniem a posłuchem. Nie
m o g ą c u w o l n i ć się o d u w i k ł a ń s i ę g a j ą c y c h p r e h i s t o r i i , myślenie
potrafi przecież logikę albo-albo, konsekwencję i antynomię,
d z i ę k i k t ó r y m r a d y k a l n i e w y e m a n c y p o w a ł o się o d n a t u r y , r o z p o ­
znać j a k o tęże naturę, niepojednaną i wyobcowaną. Myślenie,
którego przymusowe mechanizmy są odbiciem i kontynuacją
natury, odbija właśnie dzięki swej niepowstrzymanej konsekwencji
także samo siebie jako zapomnianą przez siebie naturę, jako
mechanizm przymusu. Wyobrażenie jest mianowicie tylko in­
strumentem. Ludzie w myśleniu dystansują się o d natury, aby
przedstawić ją sobie w postaci, w jakiej m o ż n a ją opanować.
P o d o b n i e jak rzecz, narzędzie materialne, takie s a m o w r o z m a i t y c h
sytuacjach i dzięki temu zdolne oddzielać świat jako coś chaotycz-
56 Dialektyka oświecenia

nego, wielostronnego, rozproszonego, o d tego, co znane, jedno­


lite, i d e n t y c z n e - tak też p o j ę c i e jest n a r z ę d z i e m i d e a l n y m , k t ó r e
p a s u j e d o w s z y s t k i c h r z e c z y o d tej s t r o n y , od której można je
u c h w y c i ć . M y ś l e n i e jest też z ł u d n e , i l e k r o ć c h c e w y p i e r a ć się s w e j
funkcji rozdzielającej, dystansowania i uprzedmiotowiania. Wszel­
kie m i s t y c z n e z j e d n o c z e n i e jest złudą, jest b e z s i l n y m , w e w n ę t r z ­
nym śladem wymuszonej rewolucji. Oświecenie ma rację, gdy
s p r z e c i w i a się u t o p i j n y m hipostazom i niewzruszenie postrzega
panowanie jako rozdźwięk - a tym samym rozłam między
p o d m i o t e m a p r z e d m i o t e m ; ten r o z ł a m , k t ó r y o ś w i e c e n i e w z b r a n i a
się z a m a z y w a ć , staje się w s k a ź n i k i e m własnej jego nieprawdy
i zarazem wskaźnikiem prawdy. Zwalczanie przesądów w miarę
postępu panowania oznaczało zawsze jego demaskowanie. Oświe­
c e n i e j e s t c z y m ś w i ę c e j n i ż o ś w i e c e n i e m , n a t u r a p o s t r z e g a n a w jej
w y o b c o w a n i u . W p r o c e s i e s a m o p o z n a w a n i a się d u c h a j a k o n a t u r y
w sobie rozszczepionej natura - niczym w czasach pierwotnych
- przywołuje sama siebie: tyle że już nie bezpośrednio swym
r z e k o m y m i m i e n i e m , k t ó r e o z n a c z a w s z e c h m o c , n i e j a k o mana, ale
jako coś ślepego, o k a l e c z o n e g o . P o d p o r z ą d k o w a n i e wobec natury
p o l e g a na p a n o w a n i u n a d naturą, bez c z e g o nie istnieje d u c h . G d y
d u c h p r z y z n a j e się d o p a n o w a n i a i w n a t u r z e a k c e p t u j e samego
siebie, t y m s a m y m zanika j e g o roszczenie d o p a n o w a n i a , które
czyni go niewolnikiem natury. Jeżeli ludzkość nie potrafi się
zatrzymać w ucieczce przed koniecznościami, w procesie postępu
i cywilizacji, nie rezygnując zarazem z p o z n a n i a j a k o t a k i e g o , to
przynajmniej w zaporach, j a k i m i o d g r a d z a się o d konieczności,
w instytucjach, praktykach panowania, zmierzających do ujarz­
m i e n i a n a t u r y , i r y k o s z e t e m stale b i j ą c y c h w s p o ł e c z e ń s t w o nie
d o p a t r u j e się j u ż g w a r a n c j i n a d c h o d z ą c e j w o l n o ś c i . K a ż d y postęp
c y w i l i z a c j i w r a z z p a n o w a n i e m o d n a w i a ł też szansę j e g o z ł a g o d z e ­
nia. J e ż e l i j e d n a k realna h i s t o r i a u t k a n a jest z r e a l n e g o c i e r p i e n i a ,
które bynajmniej nie maleje proporcjonalnie do przyrastania
środków u m o ż l i w i a j ą c y c h j e g o e l i m i n a c j ę , s p e ł n i e n i e tej szansy
z a l e ż n e jest o d p o j ę c i a . P o j ę c i e b o w i e m nie t y l k o - jako nauka
- d y s t a n s u j e c z ł o w i e k a o d n a t u r y , ale j a k o a u t o r e f l e k s j a m y ś l e n i a ,
k t ó r e w f o r m i e n a u k i p r z y w i ą z a n e jest d o ślepej tendencji ekono-
pojęcie oświecenia 57

micznej, pozwala zmierzyć ó w dystans, który utrwala panowanie,


p r z e z a k t p r z y p o m n i e n i a n a t u r y w p o d m i o c i e - w c z y m z a w i e r a się
z a p o z n a n a p r a w d a w s z e l k i e j k u l t u r y - o ś w i e c e n i e staje się p r z e c i ­
wieństwem panowania; a głos, domagający się powstrzymania
o ś w i e c e n i a , n a w e t w czasach V a n i n i e g o w y r a ż a ł nie t y l k o strach
przed n a u k a m i ścisłymi, lecz także n i e n a w i ś ć d o z u c h w a ł e j m y ś l i ,
k t ó r a w y ł a m u j e się z z a k l ę t e g o k r ę g u n a t u r y , g d y ż p o d a j e się za
trwogę natury przed samą sobą. G d y oświecony umysł d o k o n y w a ł
pojednania z mana, w ten m i a n o w i c i e s p o s ó b , że p r z e s t r a s z y ł się
strachu o t y m imieniu, była to zemsta kapłanów - a augurowie
o ś w i e c e n i a nie u s t ę p o w a l i k a p ł a n o m w pysze. B u r ż u a z y j n e o ś w i e ­
cenie, na d ł u g o przed Turgotem i d'Alembertem, zagubiło się
w s w y m p o z y t y w i s t y c z n y m m o m e n c i e . N i c nie c h r o n i ł o g o p r z e d
pomyleniem wolności z zabiegami o samozachowanie. Zawiesze­
nie p o j ę c i a - w s z y s t k o jedno, czy w imię postępu, czy w imię
kultury, postęp bowiem dawno już sprzysiągł się z kulturą
przeciwko prawdzie - dało kłamstwu pełną s w o b o d ę manewru.
W świecie, który w e r y f i k o w a ł tylko zdania protokolarne, a idee,
zdegradowane do rangi p ł o d ó w wielkich myślicieli, z a c h o w y w a ł
jako coś w rodzaju przeterminowanych s z l a g i e r ó w , k ł a m s t w o jest
nie d o o d r ó ż n i e n i a o d p r a w d y , zneutralizowanej w f o r m i e dorob­
ku kultury.
Rozpoznając panowanie, także w s a m y m myśleniu, jako niepo-
jednaną naturę, można było rozluźnić o w ą konieczność, której
nawet socjalizm pochopnie przyznał wieczne trwanie, tytułem
ustępstwa wobec reakcyjnego common sense. Socjalizm, który
uczynił konieczność podstawą wszelkiej przyszłości, a ducha
w najlepszym idealistycznym stylu wyniósł na wyżyny i tym
s a m y m z d e p r a w o w a ł , n a z b y t k u r c z o w o t r z y m a ł się s c h e d y filozofii
mieszczańskiej. Stosunek konieczności do królestwa wolności ma
w ó w c z a s charakter czysto ilościowy, mechaniczny, a przyroda,
ustanowiona jako coś całkiem o b c e g o , niczym w najdawniejszej
m i t o l o g i i , staje się t o t a l i t a r n a i a b s o r b u j e w o l n o ś ć r a z e m z s o c j a l i z ­
mem. Rezygnując z myślenia, które w swej urzeczowionej postaci,
j a k o m a t e m a t y k a , m a s z y n a , o r g a n i z a c j a , m ś c i się n a l u d z i a c h za to,
że o nim zapomnieli, oświecenie wyrzekło się swej własnej
58 Dialektyka oświecenia

realizacji. Stosując rygor wobec wszystkiego, co jednostkowe,


o ś w i e c e n i e p o z w a l a , b y całość nie u c h w y c o n a w pojęciu, panując
n a d r z e c z a m i , w y z n a c z a ł a też b y t i ś w i a d o m o ś ć ludzi. Dokonująca
p r z e ł o m ó w p r a w d z i w a p r a k t y k a z a l e ż n a jest o d t e g o , c z y t e o r i a nie
ustąpi wobec nieświadomości, w jaką społeczeństwo pozwala
zakrzepnąć m y ś l e n i u . N i e w a r u n k i materialne, nie pozostawiona
samej sobie technika jako taka stawia spełnienie pod znakiem
zapytania. T a k twierdzą socjologowie, którzy z n ó w przemyśliwają
nad środkiem zaradczym - choćby i z gatunku kolektywistycz­
3 6
nych, aby tylko nad nim zapanować. Winę ponosi struktura
społecznego zaślepienia. Mityczny naukowy respekt narodów
w o b e c t e g o , c o d a n e , a c o p r z e c i e ż z a w s z e s a m e te n a r o d y tworzą,
staje się w końcu p o z y t y w n y m faktem, twierdzą, wobec której
nawet rewolucyjna fantazja ze wstydem uznaje się za utopię
i wyrodnieje w pokorne zaufanie do obiektywnych tendencji
d z i e j ó w . J a k o narzędzie takiej adaptacji, j a k o czysta konstrukcja
ś r o d k ó w o ś w i e c e n i e jest tak d e s t r u k c y j n e , jak m u to z a r z u c a l i j e g o
romantyczni przeciwnicy. D o c h o d z i d o siebie dopiero w ó w c z a s ,
g d y z e r w i e ostatnią nić p o r o z u m i e n i a z t y m i ż i o d w a ż y się znieść
fałszywy absolut, zasadę ślepego panowania. D u c h takich nieustę­
p l i w y c h teorii potrafiłby już u celu p o k r z y ż o w a ć szyki duchowi
bezlitosnego postępu. Bacon, jego herold, marzył o tysięcznych
rzeczach, „których królowie nie zdołają kupić za cenę swych
s k a r b ó w , nad którymi rozkaz ich nie m a mocy, o których nie
poinformują ich w y w i a d o w c y i d o n o s i c i e l e " . T a k jak sobie tego
życzył, rzeczy o w e przypadły w udziale mieszczaństwu, o ś w i e c o ­
n y m s p a d k o b i e r c o m k r ó l ó w . G o s p o d a r k a b u r ż u a z y j n a za p o ś r e d ­
nictwem rynku zwielokrotniła przemoc, a tym samym zwielokrot­
niła też rzeczy i siły tak, że d o zarządzania n i m i p o t r z e b a już nie
królów ani nawet mieszczaństwa - tylko wszystkich. Władza

3 6
„Nadrzędna kwestia, z jaką styka się dziś nasze pokolenie i z jakiej
wywodzą się się dopiero wszystkie inne problemy - to pytanie o moż­
liwość kontrolowania technologii [...] Nikt nie może być pewien, w jaki
sposób cel ten da się osiągnąć [...] Musimy użyć wszelkich dostępnych
środków...", („The Rockefeller Foundation. A Review for 1 9 4 3 " , New
Y o r k 1944, s. 33 i nast.).
pojęcie oświecenia 59

r z e c z y u c z y ich, jak o b y w a ć się b e z w ł a d z y . O ś w i e c e n i e spełnia się


i znosi, g d y najbliższe praktyczne cele o k a z u j ą się w y t ę s k n i o n ą
najodleglejszą dalą, a kraje, ,,o k t ó r y c h nie p o i n f o r m u j ą w y w i a d o ­
wcy i donosiciele", mianowicie zapoznana przez panującą naukę
n a t u r a , p r z y p o m n ą się j a k o kraje p o c h o d z e n i a . Dziś, gdy utopia
B a c o n a - b y ś m y w p r a k t y c e r o z p o r z ą d z a l i p r z y r o d ą - s p e ł n i ł a się
w skali tellurycznej, ujawnia się istota przymusu, jaki Bacon
przypisywał przyrodzie nieopanowanej. B y ł o to samo panowanie.
O t ó ż w i e d z a , na której w e d ł u g B a c o n a n i e w ą t p l i w i e z a s a d z a się
„ w y ż s z o ś ć c z ł o w i e k a " , m o ż e p r z y c z y n i ć się d o j e g o r o z k ł a d u . A l e
skoro tak, to oświecenie w służbie teraźniejszości zmienia się
w totalne oszustwo mas.
DYGRESJA I:

Odyseusz albo mit oświecenia

O p o w i e ś ć o s y r e n a c h m ó w i o k r z y ż o w a n i u się m i t u i racjonalnej
p r a c y , n a t o m i a s t Odyseja w c a ł o ś c i p r z e d s t a w i a d i a l e k t y k ę o ś w i e c e ­
nia. E p o p e j a , z w ł a s z c z a w s w e j najstarszej w a r s t w i e , z w i ą z a n a jest
z m i t e m : p r z y g o d y w y w o d z ą się z p r z e k a z u l u d o w e g o . A l e d u c h
homerycki przystępując do mitu, „organizując" g o , jednocześnie
mu się p r z e c i w s t a w i a . Zwyczajowe zestawianie epopei i mitu,
skądinąd w nowszej filologii klasycznej k w e s t i o n o w a n e , w świetle
krytyki filozoficznej okazuje się z u p e ł n ą i l u z j ą . P o j ę c i a te roz­
chodzą się; o d p o w i a d a j ą dwóm fazom pewnego historycznego
p r o c e s u , k t ó r y j a k o taki w i d o c z n y jest z r e s z t ą w m i e j s c a c h s z w ó w
homeryckiej redakcji. M o w a H o m e r a stwarza ogólność języka,
a m o ż e w r ę c z ją z a k ł a d a ; r o z b i j a h i e r a r c h i c z n y p o r z ą d e k społeczny
przez egzoteryczne przedstawienie, nawet i właśnie w ó w c z a s , gdy
a p o l o g e t y z u j e ten p o r z ą d e k ; w y ś p i e w a ć g n i e w A c h i l l e s a i błądze­
nia O d y s e u s z a to w s z a k nostalgiczna stylizacja t e g o , c z e g o w y ­
ś p i e w a ć już nie m o ż n a , a b o h a t e r p r z y g ó d o k a z u j e się p r o t o t y p e m
mieszczańskiego indywiduum, k t ó r e g o p o j ę c i e r o d z i się z o w e j
jednolitej samowiedzy, jakiej p r a d a w n y m wzorem jest wędro-
w i e c - O d y s e u s z . E p o p e j a , h i s t o r i o z o f i c z n e pendant powieści, ujaw­
nia w r e s z c i e cechy zbliżone d o p o w i e ś c i o w y c h , a d o s t o j n y kosmos
w y p e ł n i o n e g o s e n s e m ś w i a t a h o m e r y c k i e g o j a w i się j a k o d z i e ł o
porządkującego r o z u m u , który rozbija mit właśnie przez o d z w i e r ­
ciedlenie g o w racjonalnym porządku.
Mieszczańsko-oświeceniowy pierwiastek u Homera podkreś­
lano w p ó ź n o r o m o n a t y c z n y c h niemieckich interpretacjach antyku,
których śladem podążał Nietzsche w swoich wczesnych pismach.
Nietzsche - jak niewielu o d czasów Hegla - umiał rozpoznać
dialektykę oświecenia. Sformułował jego dwoisty stosunek do
panowania. Oświecenie należy „ w p o i ć l u d o w i , aby kapłani mieli
nieczyste sumienia, zostając kapłanami - i to s a m o z p a ń s t w e m . N a
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 6

tym polega zadanie oświecenia - sprawić, by poczynania wielko­


1
rządców i mężów stanu stały się rozmyślnymi kłamstwami..." .
Z drugiej strony oświecenie było zawsze środkiem „wielkich
artystów rządzenia (Konfucjusz w Chinach, Imperium Romanum,
Napoleon, papiestwo w czasach, gdy zwracało się w stronę władzy,
a nie tylko w stronę świata) [...] Samołudzenie się mas co do tego
punktu, np. w każdej demokracji, jest nader cenne: pomniejszenie
ludzi i ich podatność na praktyki rządzących, jest jako »postep«
2
celem dążeń!" Gdy ów dwoisty charakter oświecenia ujawnia się
jako zasadniczy motyw historyczny, tym samym pojęcie oświece­
nia jako postępu myśli rozciąga się aż do początków dziejów
objętych przekazem. Stosunek samego Nietzschego do oświecenia,
a przeto do Homera, jest niejednoznaczny; widział on w oświece­
niu zarówno uniwersalny ruch suwerennego ducha, którego sam
miał być egzekutorem, jak wrogą wobec życia, „nihilistyczną"
moc - natomiast u jego prefaszystowskich epigonów ostał się
i zwyrodniał w ideologię jedynie ów drugi moment. Ideologia ta
staje się ślepą pochwałą życia w zaślepieniu, które umacnia takaż
praktyka, dławiąca wszystko, co żywe. Widać to wyraźnie w stano­
wisku faszystowskich speców od kultury. Wietrzą w homeryckim
obrazie stosunków feudalnych coś z demokracji, uważają go za
dzieło traktujące o żeglarzach i kupcach i odrzucają jońską epopeję
jako mowę nadto racjonalną i przynależną do potocznej komunika­
cji. Podejrzliwe spojrzenie tych, którzy solidaryzują się z każdym
pozornie bezpośrednim panowaniem i piętnują wszelkie zapośred-
niczenie, „liberalizm" dowolnego szczebla, nie do końca się myli.
W istocie linia rozumu, liberalizmu, mieszczaństwa sięga nieporó­
wnanie dalej, niż przyjmuje wyobraźnia historyczna, datująca
pojęcie burżuazji dopiero na koniec średniowiecznego feudalizmu.
Neoromantyczna reakcja dopatruje się burżuazji tam, gdzie daw­
niejszy burżuazyjny humanizm widział narodziny świętej zasady,
która miała go uprawomocnić - a skoro tak, to dzieje powszechne
i oświecenie stanowią jedno. Modna ideologia, która poczytuje
1
F. Nietzsche: Nachlaß. Werke (Großoktavausgabe). T. 1 4 . Leipzig
1 9 0 5 - 1 9 1 1 , s. 2 0 6 .
2
F. Nietzsche: Nachlaß, wyd. cyt., t. 1 5 , s. 2 3 5 .
62 Dialektyka oświecenia

sobie za święty obowiązek likwidację oświecenia, mimowolnie


składa mu hołd. Nawet w najodleglejszej dali musi rozpoznać
oświeconą myśl. Właśnie najstarszy jej ślad niesie dla nieczystego
sumienia dzisiejszych archaików niebezpieczeństwo, że cały proces
- którego zdławienie jest ich celem, choć nieświadomie przy­
czyniają się zarazem do jego realizacji - rozpocznie się na nowo.
Ale interpretacja Homera w duchu antymitologicznym, oświe­
conym, w opozycji do mitologii chtonicznej, jest nieprawdziwa,
gdyż ograniczona. W służbie represywnej ideologii Rudolf Bor-
chardt na przykład, najznamienitszy, a przeto najbardziej bezradny
wśród ezoteryków niemieckiego przemysłu ciężkiego, zbyt wcześ­
nie urywa analizę. Nie widzi, że wysławiane moce pierwotne same
już stanowią pewien etap oświecenia. Nadto bezceremonialnie
utożsamia epopeję z powieścią, i w rezultacie uchodzi jego uwagi
to, co jest wspólnym elementem epopei i mitu: panowanie
i wyzysk. .Gani w epopei - jako nieszlachetne - zapośredniczenie
i obieg, choć są one tylko rozwinięciem pierwiastka, którego
szlachetność mocno jest wątpliwa, a który Borchardt wielbi
w micie: pierwiastka nagiej przemocy. Rzekomy autentyzm,
archaiczna zasada krwi i ofiary, skażona jest już nieczystym
sumieniem i przebiegłością panowania, charakterystycznymi dla
narodowej odnowy, posługującej się dziś antykiem dla celów
reklamowych. Już oryginalny mit zawiera moment kłamstwa,
które święci triumfy w oszukańczych machinacjach faszyzmu,
a które faszyzm zarzuca oświeceniu. Nie ma zaś dzieła, które
dawałoby bardziej dobitne świadectwo powiązań między oświece­
niem a mitem niż dzieło Homera, podstawowy tekst cywilizacji
europejskiej. U Homera epopeja i mit, forma i tworzywo nie tylko
rozchodzą się ze sobą, ale wręcz są sobie przeciwstawne. Dualizm
estetyczny świadczy o pewnej tendencji natury filozoficzno-histo-
rycznej. „Apolliński Homer jest tylko kontynuatorem owego
ogólnoludzkiego procesu artystycznego, któremu zawdzięczamy
3
indywidualizację".
W treściowej warstwie dzieła Homera widoczne są ślady mitów;
ale opowieść, jedność, narzucona rozproszonym podaniom, stano-
3
F. Nietzsche: Nachlaß, wyd. cyt., t. 9, s. 289.
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 63

wi zarazem opis ucieczki podmiotu przed mitycznymi potęgami.


głębszym sensie dotyczy to już Iliady. Gniew mitycznego syna
bogini na racjonalnego króla-dowódcę i organizatora, niezdyscyp­
linowana bezczynność owego bohatera, wreszcie okoliczność, że
zwycięski śmiertelnik oddaje się sprawie narodowo-helleńskiej,
a nie tylko plemiennej, co zapośredniczone jest przez mityczną
wierność wobec zmarłego towarzysza — wszędzie zaznacza się splot
prehistorii i dziejów. Tym bardziej dotyczy to Odysei, bardziej
zbliżonej do formy powieści przygodowej. Opozycja między
trwającym w czasie J a a odmianami losu znamionuje opozycję
między oświeceniem a mitem. Pełna zbłądzeń podróż z Troi do
-ffäki to droga jaźni przez mity - jaźni cieleśnie nieskończenie słabej
wobec potęgi przyrody i dopiero formującej swoją samowiedzę.
Prehistoria przybiera świecką postać przebywanej przestrzeni,
dawne demony zamieszkują odległe brzegi i wyspy cywilizowane­
go Morza Śródziemnego, przepłoszone do jaskiń lub skryte
w kształtach skał, skąd wychynęły niegdyś w dreszczu pierwotnej
grozy. Ale przygody upamiętniają każde miejsce jego nazwą:
narzucają przestrzeni siatkę racjonalnego układu odniesień. Drżący
rozbitek antycypuje pracę kompasu. Jego bezsilność, która po­
znała każdy zakątek morza, zmierza do zdetronizowania potęg.
Prosta nieprawdziwość mitów - fakt, że morze i ziemia naprawdę
nie są zamieszkane przez demony - magiczna złuda i niejasność
tradycyjnej religii ludowej stają się w perspektywie dojrzałego
podróżnika „błądzeniem" wobec jednoznacznego celu, jakim jest
samozachowanie, powrót do ojczyzny i trwałej własności. Przeby­
te przez Odyseusza przygody są w sumie niebezpiecznymi pokusa­
mi, które sprowadzają jaźń z drogi jej logiki. Odyseusz wciąż na
nowo wdaje się w przygody, próbuje jak niewyuczalny uczeń, ba
- niekiedy jak osobnik nierozumnie ciekawski - tak jak mim
niestrudzenie wypróbowuje swe role. „Lecz gdzie niebezpieczeń­
4
stwo,/ Tam i wybawienie" : wiedza, na której zasadza się jego
tożsamość i która umożliwia mu przetrwanie, czerpie swoją
substancję z doświadczenia rozmaitości, odmiany, dekoncentracji,
ten zaś, komu wiedza zapewnia przetrwanie, najśmielej też naraża
4
F. Hölderlin: Patmos. Przeł. A. Libera. „Puls" 1 9 9 3 , nr 62.
64 Dialektyka oświecenia

się na niebezpieczeństwo śmierci, ono bowiem hartuje go i umac­


nia do życia. Na tym polega tajemnica procesu toczącego się
między epopeją a mitem: jaźń nie stanowi sztywnej opozycji wobec
przygody, ale właśnie przez tę opozycję formuje się i przybiera
stały kształt, jest jednością tylko w wielości tego, co jedności tej
5
przeczy. Odyseusz, podobnie jak potem bohaterowie wszystkich
powieści we właściwym sensie, niejako odrzuca siebie, aby siebie
zdobyć; wyobcowuje się od natury w ten sposób, że mierząc się
z nią w każdej przygodzie wydaje się na jej łup, i - o ironio
- nieubłagana natura, której rozkazuje, odnosi triumf, gdy Ody­
seusz wraca do domu jako nieubłagany sędzia i mściciel, spadko­
bierca potęg, którym uszedł. W stadium homeryckim tożsamość
jaźni jest tak bardzo funkcją tego, co nietożsame, rozproszonych,
niewyartykułowanych mitów, że musi się u nich zapożyczać.
Forma wewnętrznej organizacji indywidualności - czas — jest
jeszcze tak słaba, że jedność przygód bierze się z zewnątrz, ich
kolejność wyznacza przestrzenna zmiana scenerii, coraz to nowe
siedziby lokalnych bóstw, ku którym Odyseusza rzucają wiatry.
5
Bezpośrednim świadectwem tego procesu jest początek Pieśni X X .
Odyseusz spostrzega, jak służebne kobiety nocą wymykają się do
zalotników: „Serce w nim szczekało. Jak suka obiega w koło swe słabe
szczenięta i na nieznajomych szczeka, gotowa do walki, tak w nim
szczekała złość na jawną zbrodnię. Bijąc się w piersi karcił swe serce: Znieś
i to, moje serce, jużeś i bardziej psie dni znosiło, jak ów, kiedy
nieokiełznany Kiklop pożerał dzielnych towarzyszy. Twoja to wówczas
roztropna odwaga wyprowadziła mnie z pieczary, w której sądziłem, że
zginę. Tak przemawiał do serca miłego, a wierne, cierpliwe serce było mu
posłuszne. Lecz sam się obracał z boku na bok" X X , 1 3 / 2 4 (s. 3 1 5 ) .
Podmiot jeszcze nie okrzepł w sobie, nie uzyskał spójnej tożsamości. Nie
panuje nad afektami, odwagą i sercem. „ N a początku Pieśni X X szczeka
kradie albo też etor (słowa te są synonimami 1 7 , 2 2 ) , i Odyseusz uderza się
w pierś, a więc w serce i przemawia do niego. Serce trzepocze, część jego
ciała wzbudza się wbrew jego woli. Toteż jego słowa nie są zwykłą
formułą, jak u Eurypidesa, gdy mówi się do ręki i nogi, by się poruszyły
- serce działa samoistnie" (Wilamowitz-Moellendorf: Die Heimkehr des
r
Odysseus. Berlin 1 9 2 7 , s. 1 8 9 . ) . Afekt zrów nany jest ze zwierzęciem, które
człowiek ujarzmia: metafora suki należy do tej samej warstwy doświad­
czenia, co przemiana towarzyszy w świnie. Podmiot, jeszcze rozszczepio­
ny i zmuszony zadawać gwałt temu, co jest naturą w nim samym, tak samo
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 65

Ilekroć później jaźń znowu zaznaje podobnego osłabienia - albo


przedstawienie zakłada taką słabość u czytelnika - opowieść
0 życiu ponownie ześlizguje się do poziomu sekwencji przygód.
W obrazie podróży historyczny czas mozolnie i tylko warunkowo
odrywa się od przestrzeni - nieodmiennego schematu czasu
mitycznego.
Instrumentem, który pozwala jaźni stawiać czoła przygodom,
wyrzekać się samej siebie, by się ocalić, jest chytrość. Żeglarz
Ódyseusz okpiwa bóstwa natury tak jak cywilizowany podróżnik
okpiwa dzikusów, oferując szklane paciorki w zamian za kość
słoniową. Tylko niekiedy posługuje się wymianą: daje i przyjmuje
podarunki-gościńce. Homerycki gościniec jest czymś pośrednim
między wymianą a ofiarą. Tak jak ofiara ma być zadośćuczynie­
niem za przelaną krew - czy to obcego przybysza, czy to tubylca
pokonanego przez pirata - i spowodować zaniechanie zemsty.
Zarazem jednak w gościńcu zaznacza się już zasada ekwiwalentu:
gospodarz otrzymuje realną lub symboliczną równowartość swych
świadczeń, gość - prowiant na drogę, który zasadniczo umożliwia
mu dotarcie do domu. Jeżeli nawet gospodarz nie przyjmuje
bezpośredniej zapłaty, może w każdym razie liczyć na to, że
pewnego dnia on sam lub jego krewni będą tak samo po-

jak naturze zewnętrznej, „karci" serce, zmusza je do cierpliwości i wzbra­


nia - w perspektywie czasu - bezpośredniej teraźniejszości. Uderzanie się
w pierś stało się potem gestem triumfu: zwycięzca wyrażał w ten sposób,
że jego zwycięstwo jest zawsze zwycięstwem nad własną naturą. Dzieła
dokonuje powściągający się rozum, „...najpierw mówiący myślał o niepo­
słusznie tłukącym się sercu; ponad nim jest metis, inna siła wewnętrzna: i to
ona ratuje Odyseusza. Późniejsi filozofowie przeciwstawiają ją jako nus
albo logistikon nierozumnym częściom duszy" (Wilamowitz, dz. cyt., s.
190). O jaźni - autos - jest w tym fragmencie mowa dopiero w wersie 24:
gdy rozum zdołał już poskromić instynkt. Jeśli przypisywać doborowi
1 kolejności słów siłę dowodową, to tożsamość J a byłaby u Homera
dopiero rezultatem zapanowania człowieka nad wewnętrzną naturą. Ta
nowa jaźń drży w sobie - jak jakaś rzecz, jak ciało - gdy karci się w niej
serce. W każdym bądź razie szczegółowo zanalizowany przez Wilamowit-
za układ momentów duszy, które często przemawiają wzajem do siebie,
poświadcza luźną jeszcze, efemeryczną strukturę jaźni, której substancją
jest tylko ujednolicenie owych momentów.
66 Dialektyka oświecenia

dejmowani: jako ofiara złożona bóstwom żywiołów gościniec jest


jednocześnie rudymentarnym zabezpieczeniem przed nimi. Rozpo­
wszechnione, choć pełne niebezpieczeństw wyprawy morskie
dawnych Greków stanowią tu pragmatyczną przesłankę. Sam
Posejdon, żywiołowy wróg Odyseusza, myśli w kategoriach
ekwiwalentu, gdy uskarża się wciąż na nowo, iż Odyseusz na
kolejnych postojach wędrówki otrzymuje tytułem gościńców
więcej, niż stanowiłby przypadający na niego łup z Troi, gdyby
Posejdon dozwolił mu dowieźć go bez przeszkód do domu.
Podobne racjonalizacje dotyczą u Homera także i ofiar w sensie
właściwym. W przypadku hekatomb określonych rozmiarów
zawsze wchodzi w rachubę spodziewana przychylność bogów.
Jeżeli wymiana jest zeświecczoną formą ofiary, to sama ofiara jawi
się już jako magiczny schemat racjonalnej wymiany, stosowany
przez ludzi środek zapanowania nad bogami - których do upadku
6
przywodzi właśnie sposób, w jaki oddawano im cześć.
Moment oszustwa w ofierze stanowi prototyp odyseuszowej
chytrości, a zarazem wiele podstępów Odyseusza przypomina
6
Wbrew materialistycznej interpretacji Nietzschego Klages pojmuje
związek między ofiarą a wymianą w duchu magicznym: „Konieczność
składania ofiar dotyczy każdego, albowiem każdy, jak widzieliśmy,
otrzymuje tyle, ile może unieść z życia i przynależnych do niego dóbr
- o w o pierwotne suum cuiąue - jedynie w ten sposób, że nieustannie daje
i oddaje. Nie chodzi tu jednak o wymianę w sensie zwykłej wymiany dóbr
(która wszak u początków usankcjonowana jest przez ideę ofiary), ale
o wymianę fluidów albo esencji przez oddanie własnej duszy uniwersalnej
zasadzie życia" (L. Klages: Der Geist ais Widersacher der Seele. T. 3, cz. 2.
Leipzig 1 9 3 2 , s. 1409.) Dwoisty charakter ofiary, magiczne poświęcenie
się jednostki na rzecz kolektywu - jakkolwiek się to odbywa - oraz
samozachowanie dzięki technice takiej magii, implikuje obiektywną
sprzeczność, która prowadzi właśnie do rozwoju racjonalnego elementu
ofiary. W zaklętym kręgu magii racjonalność, jako sposób zachowania się
tego, kto ponosi ofiarę, staje się chytrością. Dostrzega to sam Klages,
gorliwy apologeta mitu i ofiary, i zmuszony jest w idealnym obrazie
Pelasgów rozróżniać autentyczną komunikację z naturą oraz kłamstwo,
nie potrafiąc jednak w obrębie samego myślenia mitycznego pozornemu
panowaniu nad naturą przez magię przeciwstawić jakiejś innej zasady,
pozór ten bowiem stanowi istotę mitu. „ G d y wstępując na tron król-bóg
musi zaprzysiąc, że nadal pozwoli słońcu świecić, a polom rodzić plony
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 6?

7
ofiarę składaną bóstwom natury. Bóstwa natury są przechytrzane
zarówno przez bohatera, jak przez bogów solarnych. Olimpijscy
przyjaciele Odyseusza, aby bezpiecznie poprowadzić swego pupila,
wykorzystują pobyt Posejdona u dzikusów Etiopów, którzy nadal
oddają mu cześć i składają sute ofiary. Oszustwo zawiera się już
w ofierze, którą Posejdon przyjmuje z zadowoleniem: przypisanie
bezkształtnego boga morza do określonej miejscowości, do święte­
go miejsca, ogranicza jego moc, Posejdon nasycony etiopskimi
wołami musi wyrzec się satysfakcji ścigania Odyseusza. Wszystkie
planowo przez ludzi składane ofiary są oszukiwaniem boga:
podporządkowują go ludzkim celom, rozbijają jego moc, a-oszu-
stwo wobec boga przechodzi gładko w oszustwo, jakiego niewie­
rzący kapłani dokonują na wspólnocie wiernych. Chytrość wyrasta
zltułtu.Sam Odyseusz jest zarazem ofiarą i kapłanem. Kalkulując
własny wkład - stawkę, którą gotów jest sam zaryzykować
- neguje moc, na której rzecz czyni ten wkład. W ten sposób
wytargowuje własne życie, z którego go wywłaszczono. Ale
oszustwo, chytrość i racjonalność nie są bynajmniej prostym
przeciwieństwem archaiczności ofiary. W Odyseuszu osiąga jedy­
nie swą samowiedzę ów moment oszustwa w ofierze, tj. to, co
przesądza o pozorności mitu. Doświadczenie, że symboliczna
komunikacja z boskością przez ofiarę nie jest komunikacją realną,
musi być odwieczne. Zastępczy charakter ofiary - czym tak
zachwycają się nowomodni irracjonaliści - łączy się nierozerwalnie
z ubóstwieniem tego, co się składa w ofierze, z oszustwem, jakiego
dopuszczają się kapłani, racjonalizując mord przez apoteozę wy­
brańca. Coś z tego oszustwa, które daną osobę wynosi do godności
boskiej substancji, tkwi też zawsze w J a , które zyskuje samo siebie
dzięki temu, że chwilę składa w ofierze przyszłości. Substancjal-

- mamy do czynienia już nie tylko z pogańskim wierzeniem, ale wręcz


z pogańskim przesądem" (tamże, s. 1 4 0 8 ) .
7
Zauważmy, że nie ma u Homera ofiar z ludzi w ścisłym sensie.
W doborze relacjonowanych faktów zaznacza się cywilizacyjna tendencja
epopei. „ Z jednym jedynym wyjątkiem [...] Iliada i Odyseja są kompletnie
oczyszczone z potworności ofiar w ludziach" (G. Murray: The Rise of the
Greek Epic. Oxford 1 9 1 1 , s. 1 5 0 ) .
68 Dialektyka oświecenia

ność J a jest takim samym pozorem jak nieśmiertelność zarzynanej


ofiary. Nie darmo Odyseusz dla wielu uchodził za istotę boską.
Dopóki w ofierze składane są jednostki, dopóki ofiara zawiera
w sobie opozycję między jednostką a kolektywem, dopóty obiek­
tywnie współzakłada oszustwo. Jeżeli wiara w zastępczy charakter
ofiary przypomina o tym, że jaźń nie ma charakteru pierwotnego,
lecz powstaje w historii, wraz z panowaniem, to zarazem dla
wykształconej już jaźni wiara ta jest nieprawdą: jaźń to człowiek,
któremu nie przypisuje się już magicznej mocy zastępowania.
Ukonstytuowanie się jaźni przecina właśnie ów płynny związek
z naturą, który ofiara jaźni ma ustanawiać. Każda ofiara jest
restauracją, której historyczna rzeczywistość, w jakiej dokonuje się
ofiary, zadaje kłam. Ale szacowna wiara w ofiarę jest zapewne
wyuczonym schematem, zgodnie z którym ujarzmieni sami sobie
raz jeszcze wyrządzają krzywdę, jaką im wyrządzono - aby móc ją
znieść. Ofiara nie ocala - przez zastępczą daninę - bezpośredniej,
chwilowo tylko przerwanej komunikacji, jak to przypisują jej
dzisiejsi mitologowie: sama instytucja ofiary jest znakiem histo­
rycznej katastrofy, aktem przemocy, która uderza na równi w ludzi
i przyrodę. Chytrość to jedynie subiektywna postać owej obiek­
tywnej nieprawdy ofiary i konsekwentne jej następstwo. Zapewne
nieprawda ta nie zawsze była nieprawdą. W pewnym stadium
8
prehistorii ofiary mogły zawierać jakąś krwawą racjonalność,
choć już wówczas nieodłączną od żądzy przywileju. Dominująca
dziś teoria ofiary opiera się na wyobrażeniu kolektywnego ciała,
plemienia, do którego przelana krew członka plemienia powrócić
ma jako .siła. Choć totemizm już w swoim czasie był ideologią, to

8
Raczej nie w czasach najdawniejszych. „Obyczaj składania ofiar w lu­
dziach [...] jest znacznie bardziej rozpowszechniony wśród barbarzyńców
i ludów na wpół cywilizowanych niż wśród prawdziwych dzikusów, i na
najniższym poziomie kultury właściwie jest nieznany. Zaobserwowano, że
u niektórych ludów obyczaj ten z biegiem czasu coraz bardziej się
umacniał", na Wyspach Towarzystwa, na Archipelagu Polinezyjskim,
w Indiach, u Azteków. „ W odniesieniu do Afrykanów Winwood Reade
mówi: »Im potężniejszy naród, tym znamienitsza ofiara«". ( E . Wester-
marck: Ursprung und Entwicklung der Moralbegriffe. T. i. Leipzig 1 9 1 3 , s.
365)-
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 6 9

przecież odpowiada pewnym realnym warunkom, kiedy to panują­


cy rozum wymagał ofiar. Jest to sytuacja archaicznego niedostat­
ku, gdzie ofiary w ludziach idą w parze z kanibalizmem. Powięk­
szony liczebnie kolektyw może utrzymać się przy życiu tylko przez
spożywanie ludzkiego mięsa; niewykluczone, że żądza uciech
pewnych grup etnicznych albo społecznych związana była jakoś
z kanibalizmem, o czym świadczy dziś już tylko odraza do
ludzkiego mięsa. Obyczaje późniejszych czasów — jak ver sacrum,
kiedy to w czasach głodu cały rocznik młodych ludzi zmuszany był
do wywędrowania, czemu towarzyszyły rytualne ceremonie - za­
chowują wyraźne rysy takiej barbarzyńskiej i uświęconej racjonal­
ności. Racjonalność ta stała się jednak iluzoryczna na długo nim
jeszcze wykształciły się mityczne religie ludowe: skoro regularne
polowania dostarczały dość zwierzyny, aby kanibalizm stał się
zbędny, czarownik musiał tumanić wprawnych myśliwych, by
9
nakłonić ich do zjadania członków własnego plemienia. JVtagicz-
no-kolektywna interpretacja ofiary, która odmawia jej wszelkiej
racjonalności, jest jej racjonalizacją; prostoduszne założenie w du­
chu oświeconym, że to, co dziś jest ideologią, mogło być kiedyś
10
prawdą, wydaje się zbyt niefrasobliwe : najnowsze ideologie są
9
U ludów praktykujących kanibalizm, np. w Afryce Zachodniej, „kobie­
tom ani młodzieńcom" nie wolno było „kosztować tego smakołyku" ( E .
Westermarck: Ursprung und Entwicklung, wyd. cyt., Leipzig 1909, t. 2, s.
459)-
10
Wilamowitz sytuuje nus w „ostrej opozycji" do logos. {Glaube der
Hellenen. T. 1. Berlin 1 9 3 1 , s. 4 1 i nast.). Mit jest dla niego jedną z „historii,
jakie się opowiada", bajką dla dzieci, nieprawdą, albo - na tych samych
prawach - nie dającą się udowodnić najwyższą prawdą jak u Platona.
Wilamowitz, świadomy pozornego charakteru mitów, zrównuje je z poe­
zją. Innymi słowy: lokuje mity dopiero w języku znaczeń, który obiektyw­
nie popadł w sprzeczność z ich intencją i sprzeczność tę stara się przejednać
jako poezja: „Mit to przede wszystkim wypowiedź, niezależnie od tego,
jaka jest jej treść" (tamże). Hipostazując to późne pojęcie mitu, które
zakłada już rozum jako swoje wyraźne przeciwieństwo, Wilamowitz
dochodzi - w ukrytej polemice z Bachofenem, którego wykpiwa jako
przelotną modę, nie wymieniając zresztą jego nazwiska - do zwięzłego
rozróżnienia mitologii i religii (tamże, s. 5), gdzie mit stanowi nie
dawniejszą, ale właśnie późniejszą formę. „Próbuję prześledzić [...]
stawanie się, przemiany i przejście od wierzeń do mitów" (tamże, s. 1 ) .
Dialektyka oświecenia

tylko repryzą najstarszych i sięgają wstecz tym dalej w miarę jak


rozwój społeczeństwa klasowego demaskuje ideologie uprzednio
usankcjonowane. Osławiona irracjonalność ofiary świadczy tylko
o tym, że praktyka ofiar trwała dłużej niż ich nieprawdziwa już,
mianowicie partykularna, konieczność racjonalna. Ów rozstęp
między racjonalnością a irracjonalnością ofiary służy fortelom
chytrości. Wszelka demitologizacja ma formę niepowstrzymanego
doświadczenia daremności i zbędności ofiary.
Jeżeli zasada ofiary okazuje się - ze względu na swą irracjonal­
ność - przemijalna, to zarazem trwa i utrzymuje się mocą swej
racjonalności. Racjonalność uległa zmianie, ale nie zanikła. Jaźń
opiera się roztopieniu w ślepej naturze, której roszczenia wciąż na
nowo dochodzą do głosu w ofierze. Ale nadal pozostaje uwikłana
w kontekst natury, jako życie, które chce się utrzymać wobec
życia. Gdy racjonalność samozachowania neguje konieczność
ofiary, jest to taki sam akt wymiany jak przedtem ofiara. Za­
chowująca tożsamość jaźń, która powstaje z chwilą przezwycięże­
nia ofiary, jest przecież znowu bezpośrednio surowym, niezłomnie
przestrzeganym rytuałem ofiarnym, jaki człowiek odprawia na
Uporczywa, akademicka zarozumiałość grecysty, nie uznającego innych
dyscyplin, uniemożliwia mu wgląd w dialektykę mitu, religii i oświecenia:
„Nie rozumiem języka, z którego wywodzą się obecnie najbardziej
popularne słowa takie jak tabu, totem, mana, orenda, ale nie widzę nic złego
w tym, by trzymać się Greków i po grecku myśleć o Grecji" (tamże, s. 10).
Jak z tym, a zwłaszcza z nieoczekiwanym twierdzeniem, że „ w najstarszym
hellenizmie zawiera się zalążek Platońskiej idei boga", pogodzić reprezen­
towaną przez Kirchhoffa i przejętą przez Wilamowitza teorię historyczną,
która właśnie w mitycznych spotkaniach nostos dopatruje się najdawniej­
szego pierwiastka Odysei - to pozostaje niejasne, a i samo centralne pojęcie
mitu u Wilamowitza nie zostało odpowiednio wyartykułowane filozoficz­
nie. Mimo to jego opór wobec irracjonalizmu, który wynosi mit pod
niebiosa, oraz stałe podkreślanie nieprawdy mitu zdradzają niekłamaną
wielkość. Niechętny stosunek do myślenia prymitywnego i prehistorii
ujawnia tym dobitniej napięcie, istniejące zawsze między obłudnym
słowem a prawdą. T o , co Wilamowitz zarzuca późniejszym mitom
- arbitralność fantastycznych pomysłów - musiało się już zawierać
w mitach najdawniejszych, czego dowodem jest choćby pseudos ofiary.
Otóż pseudos spokrewnione jest właśnie z owym Platońskim bogiem,
którego Wilamowitz wywodzi z archaicznego hellenizmu.
Dygresja I: Odyseus\ albo mit oświecenia 71

samym sobie, przeciwstawiając własną świadomość kontekstowi


natury. O tyle prawdziwa jest słynna opowieść mitologii nordyc­
kiej, wedle której Odin powiesił się na drzewie składając się sobie
w ofierze, oraz teza Klagesa, iż każda ofiara jest ofiarą składaną
bogu przez boga, jak to występuje jeszcze w monoteistycznej
11
wersji mitu - chrystologii. Ale w tej warstwie mitologii, gdzie
jaźń ukazuje się jako ofiara złożona samej sobie, wyraża się nie tyle
pierwotna koncepcja religii ludowej, ile raczej wchłonięcie mitu
przez cywilizację. W historii klas wrogi stosunek jaźni do ofiary
"zawiera w sobie ofiarę jaźni - klasowe społeczeństwo powstaje
wówczas, gdy człowiek zapiera się natury w samym sobie, aby
zapanować nad naturą zewnętrzną i innymi ludźmi: Właśnie ów akt
"zaparcia się, rdzeń wszelkiej cywilizacyjnej racjonalności, jest
zarodkiem pieniącej się mitycznej irracjonalności: wskutek negacji
natury w człowieku zakłócone i nieprzejrzyste staje się nie tylko
te/os zewnętrznego panowania nad naturą, ale także te/os własnego
życia. Z chwilą gdy człowiek odcina w sobie świadomość swej
naturalności, wszystkie cele, ze względu na które utrzymuje się
przy życiu - społeczny postęp, spotęgowanie wszystkich sił
materialnych i duchowych, a także sama świadomość - ulegają
unicestwieniu; i tak już u początków subiektywności dochodzi do
intronizacji środka jako celu, co w późnym kapitalizmie przybiera
cechy jawnego szaleństwa. Panowanie człowieka nad sobą — na
iaSarĆTża się jaźń - jest wirtualnie zawsze destrukcją pod-
r
~mTotu, w którego służbie się dokonuje, gdyż opanow ana, uciś­
niona i rozbita przez samozachowanie substancja to przecież nic
innego jak życie, jedyny i determinujący układ odniesienia dla
zabiegów samozachowawczych, które są jego funkcją, właśnie to,
co ma być zachowane. Nonsens totalitarnego kapitalizmu, gdzie
technika zaspokajania potrzeb w "swej uprzedmiotowionej, przez
panowanie zdeterminowanej postaci uniemożliwia zaspokajanie
potrzeb i prowadzi do zagłady ludzi -..ten nonsens ma swój
wzorzec w osobie bohatera, który uchyla: się od ofiary, składając
w ofierze siebiejtfistoria cywilizacji to historia intfowćrsfi ofiary.
11
Interpretację chrześcijaństwa jako pogańskiej religii ofiarnej przyjmuje
Werner Hegemann w pracy Der gerettete Christus (Potsdam 1 9 2 8 ) .
I1
Dialektyka oświecenia

Innymi słowy: historia wyrzeczenia. Każdy, kto się wyrzeka, daje


ze swego życia więcej, niż w zamian dostaje, daje więcej niż życie,
którego broni. Z całą ostrością ujawnia się to w fałszywym
społeczeństwie. W takim społeczeństwie o każdego jest za dużo
i każdy jest oszukiwany. Ale nędza społeczeństwa polega na tym,
że ten, kto by się uchylił od powszechnej, nierównej i niesprawied­
liwej wymiany, kto nie byłby gotów do wyrzeczenia, kto od razu
schwyciłby nieuszczuploną całość, utraciłby tym samym wszystko,
nawet te skąpe resztki, jakie zapewnia mu samozachowanie.
Wszystkie zbędne ofiary są potrzebne: przeciwko ofierze. Ody-
12
seusz także jest ofiarą, jest jaźnią, która wciąż się poskramia
i w ten sposób marnuje życie, które ocala i które zachowuje
w pamięci jedynie jako błądzenie. Z tym wszystkim Odyseusz jest
zarazem ofiarą zniesienia ofiary. J e g o suwerenne wyrzeczenie się,
jako walka z mitem, jest substytucją społeczeństwa, które nie
potrzebuje już wyrzeczeń ni panowania: które włada sobą nie po
to, by sobie i innym zadawać gwałt, ale dla pojednania.

1 2
Np. gdy odstępuje od natychmiastowego zabicia Polifema (IX, 302
- s . 1 4 8 ) ; gdy pozwala się maltretować Antinoosowi, by się nie zdradzić
( X V I I , 4 6 0 i nast. - s. 2 7 9 ) . Por. też epizody z wiatrami (X, 5 0 i nast. -
s. 1 5 8 ) i proroctwo Tejrezjasza przy pierwszej nekia ( X I , 1 0 5 i nast.
- s . 1 7 7 ) , gdzie powrót do domu uzależniony zostaje od ujarzmienia serca.
Wyrzeczenie nie jest tu wprawdzie ostateczne, ma jedynie charakter
odroczenia: Odyseusz dopełnia potem zemsty, której sobie wzbrania, i to
tym gruntowniej - ten, który wiele cierpi, jest cierpliwy. W jego
poczynaniach jest jeszcze poniekąd jawne, jako cel spontaniczny, to, co
potem w imperatywie totalnego wyrzeczenia jest ukryte i dopiero wtedy
zyskuje nieodpartą siłę - poskromienie wszystkiego, co naturalne. Ów
proces poskramiania natury, przeniesiony do wewnątrz podmiotu, uwol­
niony od elementów mitycznych, staje się "obiektywny", rzeczowo
samoistny w stosunku do poszczególnych celów człowieka, staje się
ogólną racjonalną zasadą. Zemsta przechodzi w procedurę prawną
- przejawia się to już w cierpliwości Odyseusza, a bardzo wyraźnie po
zgładzeniu zalotników: właśnie ostateczne spełnienie mitycznego popędu
staje się rzeczowym instrumentem panowania. Prawo to zemsta, która
wyrzeka się siebie. Wszelako gdy ta sędziowska cierpliwość wywodzi się
z czegoś wobec niej zewnętrznego, z tęsknoty do domu, tym samym
zyskuje cechy ludzkie, ma w sobie niemal coś z ufności, coś, co wykracza
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 73

I Transformacja ofiary w subiektywność odbywa się pod znakiem


|"owej chytrości, która zawsze już miała swój udział w ofierze.
W nieprawdzie chytrości założone w ofierze oszustwo staje się
elementem charakteru, okaleczeniem chytrusa, którego twarz
zniekszałcona zostaje ciosami, jakie zadał sam sobie, aby się
ocalić. * Wyraża się w tym stosunek ducha i siły fizycznej. Ten,
który rozkazuje, nosiciel ducha - bo tak niemal zawsze przed­
stawiany jest chytry Odyseusz - mimo wszystkich opowieści
o bohaterskich czynach fizycznie jest w każdym razie słabszy niż
prehistoryczne moce, z którymi walczy o życie. Okoliczności,
w których triumfuje czysto cielesna siła bohatera - walka na pięści
z żebrakiem Irosem pod protektoratem zalotników oraz napinanie
łuku ~ mają charakter sportowy. Samozachowanie nie wiąże się już
z siłą fizyczną: atletyczne wyczyny Odyseusza to sprawność
dżentelmena, który wolny jest od trosk praktycznych i może
z wielkopańską dyscypliną uprawiać ćwiczenia. Właśnie oderwana
od samozachowania siła może okazać się dla samozachowania
korzystna: w walce ze słabowitym, żarłocznym, nieopanowanym
żebrakiem albo z beztroskimi próżniakami Odyseusz symbolicznie
odtwarza sytuację, jaką realnie dawno już stworzyły zorganizowa­
ne stosunki feudalne, wykazuje zacofanie tamtych i składa dowód
własnego szlachectwa. Kiedy jednak spotyka się z prehistorycz­
nymi mocami, które nie zostały udomowione ani też nie straciły
wigoru, jest mu trudniej. Nie może podjąć fizycznej walki
z mitycznymi postaciami, wiodącymi nadal swą egzotyczną egzys­
tencję. Ceremoniały ofiarne, w których wciąż przychodzi mu
uczestniczyć, musi uznać jako dane. Nie jest w stanie ich złamać,
traktuje je jednak formalnie jako przesłanki własnych racjonalnych
decyzji. Decyzje te realizują się zawsze niejako w ramach prehis­
torycznej wyroczni, leżącej u podstaw sytuacji ofiarnej. Fakt, że

poza odsuwaną w czasie zemstę. W rozwiniętym społeczeństwie bur-


żuazyjnym oba elementy ulegają skasowaniu: wraz z myślą o zemście
również tęsknota staje się tabu - i tak dokonuje się intronizacja zemsty,
zapośredniczona przez zemstę jaźni na sobie.
* W oryginale gra słów: w słowie der Yerschlagene - przebiegły, szczwany
- wyraźnie czytelna jest cząstka Schlag - cios, uderzenie (pr^yp. tlumj.
74 Dialektyka oświecenia

dawna ofiara sama stała się tymczasem irracjonalna, jawi się


roztropności słabszego w tym przypadku Odyseusza jako głupo­
ta rytuału. Rytuał jest akceptowany, jego litera ściśle prze­
strzegana. Ale pozbawiony sensu nakaz przeczy sam sobie:
można go ominąć na gruncie jego własnego regulaminu. Właśnie
duch opanowujący przyrodę postuluje stale wyższość przyrody
w tych zawodach. Wszelkie burżuazyjne oświecenie zgodnie
domaga się trzeźwości, rzeczowości, trafnego rozpoznania sto­
sunku sił. pragnienie nie powinno być ojcem myśli. A to dlatego,
że wszelka władza w społeczeństwie klasowym sprzężona jest
z dojmującą świadomością własnej bezsiły wobec natury fizycznej
oraz wobec jej następczyni w życiu społecznym - wielości
jednostek ludzkich. Tylko świadomie kontrolowane dostosowa­
nie się do natury pozwala fizycznie słabszemu nad nią zapanować.
Rafio, która wypiera mimesis, jest nie tylko jej przeciwieństwem.
Sama jest mimesis - naśladuje martwotę. Podmiotowy duch, który
naturę pozbawia duszy, zwycięża naturę w ten sposób, że
naśladuje jej skostnienie i pozbawia duszy sam siebie. Na­
śladowanie wstępuje na służbę panowania - nawet człowiek
w oczach człowieka staje się antropomorfizacją. Schematem
Odyseuszowej chytrości jest opanowanie przyrody przez takie
właśnie upodobnienie się. Ocena stosunku sił, która przetrwanie
niejako z góry uzależnia od wyznania własnej klęski, a wirtualnie
od śmierci, in nuce zawiera już zasadę mieszczańskiej trzeźwości,
zewnętrzny schemaTuWewriętrznienia ofiary, wyrzeczenie. Chyt-
rus może przetrwać tylko za cenę własnego marzenia, od którego
odstępuje, gdy odczarowując zewnętrzne potęgi odczarowuje
samego siebie. Nie może mieć nigdy wszystkiego naraz, musi
zawsze czekać, zdobywać się na cierpliwość, rezygnować, nie
wolno mu spożywać lotosu ani raczyć się wołami świętego
Hyperiona, a gdy żegluje przez cieśninę, musi wziąć w rachubę
utratę towarzyszy, których porwie Scylla. Przemyka się, na tym
polega jego przetrwanie, a cała sława, jaka przypada mu w udzia­
le, potwierdza jedynie, że godność bohatera zdobywa się tylko za
cenę zdławienia dążeń do całego, wszechogarniającego, njepo-
dzielonego szczęścia.
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 75

Formuła chytrości Odyseusza polega na tym, że oderwany,


instrumentalny duch, z rezygnacją przystosowujący się do natury,
oddaje jej należny trybut i właśnie dzięki temu ją oszukuje.
Mityczne potwory, w których władzę się dostaje, reprezentują
niejako skamieniałe umowy, rachunki z praczasów. Tak jawi się
epoce patriarchalnej starsza religia ludowa ze swymi rozproszony­
mi reliktami: pod olimpijskim niebem ucieleśniają one abstrakcyj­
ny los, absurdalną konieczność. Że nie można było np. wybrać
innej drogi niż ta, która wiedzie między Scyllą a Charybdą - to daje
się jeszcze pojąć racjonalnie jako mityczna figura przewagi prądów
morskich nad małymi archaicznymi statkami. Ale w mitycznie
uprzedmiotowionej przenośni naturalny stosunek siły i bezsilności
przybrał już charakter stosunku prawnego. Scylla i Charybda mają
prawo do tego, co im wpada w paszcze, tak samo jak Kirke ma
prawo przemieniać nieodpornych, a Polifem ma prawo do ciał
swoich gości. Każda z tych mitycznych postaci ma z reguły robić
zawsze to samo. Ich istotą jest powtarzanie: gdyby kolejna
powtórka się nie powiodła, oznaczałoby to dla nich koniec. Dzieje
się z nimi poniekąd to, co w mitach kary związanych ze światem
podziemnym - w micie Tantala, Syzyfa, Danaid - dzieje się
z wyroku Olimpu. Są figurami przymusu: okrucieństwa, jakich się
dopuszczają, to ciążąca na nich klątwa. Mityczne fatum definiuje
się przez ekwiwalencję między ową klątwą, niegodziwością, która
ją okupią, oraz wyrastającą z niej winą, która reprodukuje klątwę.
Wszelkie prawo w dotychczasowej historii nosi ślady tego schema­
tu. W micie każdy moment cyklicznego biegu rzeczy jest odwetem
za moment poprzedni i w ten sposób pomaga ustanowić kontekst
_winy jako prawo. Otóż temu Odyseusz się sprzeciwia, jjaźn
reprezentuje racjonalną ogólność przeciwko ^
Ponieważ jednak to, co ogólne, dotychczas splatało się z tym, co
nieuchronne, racjonalność jaźni przybiera z konieczności formę
ograniczoną, formę wyjątku. Musi uchylić się od obejmujących ją
i zagrażających jej stosunków prawnych, które poniekąd wpisane
są w każdą postać mityczną. Czyni prawu zadość w ten oto sposób,
że prawo traci nad nim moc, gdyż to on prawu tę moc przyznaje.
Niepodobna słuchać syren i nie ulec im: nie można im stawiać
76 Dialektyka oświecenia

oporu. Opór i zaślepienie to to samo; kto opiera się syrenom, zatraca


się w micie, któremu chce stawić czoła. Chytrość natomiast to opór
zracjonalizowany. Odyseusz nie próbuje obrać innej drogi niż ta,
która prowadzi obok wyspy syren. Nie próbuje też postawić na
przykład na wyższość swej wiedzy i swobodnie przysłuchiwać się
uwodzicielkom - rojąc, że wolność wystarczy mu za ochronę.
Poddaje się, statek obiera przeznaczony mu fatalny kurs, i Odyseusz
doświadcza oto, że jakkolwiek świadomie zdystansowany od natury,
to przecież słuchając nadal pozostaje jej podległy. Przestrzega
umowy, słucha, i jeszcze uwiązany do masztu aż trzęsie się, by paść
w ramiona uwodzicielek. Ale wytropił w umowie pewną lukę, którą
- dotrzymując reguł - może się wymknąć. W pradziejowym
kontrakcie nie zastrzeżono, czy przejeżdżający obok wyspy mają
słuchać śpiewu syren związani czy nie. Więzy należą dopiero do
stadium, gdy jeńców nie zabijano od razu. Odyseusz uznaje
archaiczną potęgę pieśni, gdyż - technicznie oświecony - każe się
skrępować. Skłania się ku pieśni rozkoszy i udaremnia ją jak śmierć.
Skrępowany słuchacz rwie się do syren jak każdy inny. Ale
Odyseusz urządził to tak, by podlegając syrenom zarazem im nie
ulec. Mimo całej mocy swego pragnienia, która odzwierciedla moc
syren, nie może się do nich wyrwać, bo wiosłujący towarzysze
z zatkanymi woskiem uszami są głusi nie tylko na śpiew syren, ale
także na rozpaczliwy krzyk dowódcy. Syreny otrzymują należny im
trybut - już w pradziejach burżuazyjnego społeczeństwa zneutrali­
zowany w tęsknotę tego, kto je wymija podążając swoją drogą.
Epopeja milczy o tym, co stało się ze śpiewaczkami, gdy statek znikł
w oddali. W tragedii jednak musiałaby to być ich ostatnia godzina
- tak jak ostatnia godzina dla Sfinksa wybiła, gdy Edyp rozwiązał
zagadkę, spełniając jego rozkaz i tym samym obalając go. Albowiem
prawo mitycznych postaci - prawo silniejszego - żywi się jedynie
niemożnością spełnienia jego postanowień. Jeżeli tym postanowie­
niom stanie się zadość, oznacza to zagładę mitów aż po ich najdalsze
potomstwo. Od czasu fortunnie niefortunnego spotkania Odyseu-
sza z syrenami dotknięte chorobą są wszystkie pieśni, i cała muzyka
Zachodu boryka się z nonsensem śpiewu w cywilizacji, choć śpiew
zarazem jest ożywczą siłą wszelkiej sztuki muzycznej.
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 11

Wraz z rozwiązaniem umowy przez jej dosłowne spełnienie


zmienia się historyczna pozycja języka: język zaczyna oznaczać.
Mityczny los, fatum, stanowiły jedno z wypowiedzianym słowem.
ICrąg wyobrażeń, do którego należą wyroki losu, nieodmiennie
wykonywane przez mityczne postaci, nie zna jeszcze różnicy
między słowem a przedmiotem. Słowo ma mieć bezpośrednią
władzę nad rzeczą, ekspresja i intencja zbiegają się ze sobą.
griytrość tymczasem polega na wykorzystaniu różnicy. Czepia się
słowa, aby odmienić rzecz. Tak rodzi się świadomość intencji:
w swej niedoli Odyseusz doświadcza dualizmu, przekonując się, że
to samo słowo może oznaczać różne rzeczy. Ponieważ pod nazwę
udeis można podstawić zarówno bohatera, jak nikogo, złamane
zostaje zaklęcie nazwy. Niezmienne słowa pozostają formułami
nieubłaganego układu natury. Już w magii sztywność słów miała
stawiać czoła nieustępliwości losu, którego słowa były zarazem
odzwierciedleniem. Tym samym przesądzone już było przeciwień­
stwo między słowem a tym, do czego słowo się upodobniało.
W stadium homeryckim przeciwieństwo to nabiera decydującej
wagi. Odyseusz odkrywa w słowach to, co w rozwiniętym
społeczeństwie burżuazyjnym nazywa się formalizmem: za ich
trwałą moc obowiązującą trzeba płacić tym, że dystansują się one
od każdorazowo wypełniającej je treści i z dystansu odnoszą się do
wszelkich możliwych treści, do nikogo równie dobrze jak do
samego Odyseusza.Z formalizmu mitycznych nazw i reguł, które
v®bpjętnie, tak jak natura, chcą władać ludźmi i dziejami, wyłania
siię nominalizm - prototyp myślenia burżuazyjnego. Chytrość
samozachowania karmi się tym procesem, jaki toczy się między
słowem a rzeczą. Oba wzajemnie sprzeczne akty Odyseusza przy
spotkaniu z Polifemem - posłuszeństwo wobec nazwy i odżeg­
nanie się od nazwy - są przecież jednym i tym samym. Odyseusz
przyznaje się do siebie, gdy zapiera się siebie jako Nikt, ocala życie
- zanikając. Takie upodobnienie się przez język do tego, co
martwe, zawiera w sobie schemat nowoczesnej matematyki.
Chytrość jako środek wymiany, gdzie wszystko odbywa się jak
należy, gdzie umowa zostaje dotrzymana, a partner mimo to jest
oszukany, przypomina pewien typ gospodarki, występujący - jeśli
7» Dialektyka oświecenia

nie w mitycznych praczasach, to w każdym razie we wczesnej


starożytności: prastara „wymiana okolicznościowa" między za­
mkniętymi gospodarstwami domowymi. „Nadwyżki bywają przy
okazji wymieniane, ale podstawą zaopatrzenia jest produkcja
13
w ł a s n a " . Zachowanie Odyseusza w przygodach przypomina ten
wzorzec. Nawet w patetycznym obrazie żebraka feudał nosi rysy
14
orientalnego kupca , powracającego z niesłychanym bogactwem,
gdyż po raz pierwszy wbrew tradycji wyszedł poza krąg gospodar­
stwa domowego, wyruszył na morze. Przygodowy element jego
poczynań to w kategoriach ekonomicznych po prostu irracjonalny
aspekt jego racjonalności w stosunku do wciąż dominującej
tradycyjnej formy gospodarki. Owa irracjonalność racjonalności
przejawia się w chytrości - chytrość to upodobnienie się bur-
żuazyjnego rozumu do wszelkiej nierozumności, która jawi mu się
Jako jeszcze większa, zagrażająca potęga.. Chytry, działający w poje­
dynkę Odyseusz to już Bówo^oecbnomicus, w którego ślady pójdą
potem wszyscy rozumni: toteż odyseja jest już robinsonądą.
Obydwaj prototypowi rozbitkowie czynią ze swej słabości - słabo­
ści jednostki, która odrywa się od kolektywu - społeczną siłę.
Zdani są na łaskę morza, bezradni w swej samotności - i właśnie ta
izolacja nakazuje im kierować się bezwzględnie własnym par­
tykularnym interesem. IJcieleśniają zasadę kapitalistycznej gos­
podarki, zanim jeszcze posłużą się robotnikiem; dobra zaś, które
zdołali ocalić, by włożyć je w nowe przedsięwzięcie, potwierdzają
prawdę, że przedsiębiorca przystępuje do konkurencji z czymś
więcej niż tylko z pracą własnych rąk. Ich bezsilność wobec
przyrody funkcjonuje już jako ideologiczna osłona ich społecznej
przewagi. Bezbronność Odyseusza wobec żywiołu morza jest
niczym legitymacja - daje podróżnikowi tytuł do wzbogacania się
kosztem tubylców. Ekonomia burżuazyjna zawarła to później
w pojęciu ryzyka: możliwość niepowodzenia jest moralnym uzasa­
dnieniem zysku. Z perspektywy rozwiniętego społeczeństwa wy-

13
M. Weber: Wirtschaftsgeschichte. München-Leipzig 1 9 2 4 , s. 3.
14
Victor Berard ze szczególnym naciskiem, choć nie bez kilku konstruk­
cji apokryficznych, podkreśla semicki element Odysei. Por. rozdział „Les
Pheniciens et FOdysee". W: La Resurrection d'Homere. Paris 1 9 3 0 , s. 1 1 1 i nast.
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 79

miany i jego jednostek przygody Odyseusza to po prostu obraz


ryzyka, jakie składa się na drogę do sukcesu. Odyseusz żyje wedle
/ggsady, która legła u podstaw społeczeństwa burżuazyjnego.
Jednostka miała przed sobą wybór: oszukiwać albo zginąć.
Oszustwo było znamieniem rozumu i zarazem zdradzało jego
partykularność. Jakoż elementem uniwersalnego uspołecznienia
- tak jak się ono rysuje na przykładzie podróżnika Odyseusza
i fabrykanta-solisty Robinsona - już pierwotnie jest absolutna
samotność, która ujawnia się w całej pełni u kresu ery burżuazji.
"Radykalne uspołecznienie to radykalne wyobcowanie. Obaj, Ody-
seusz i Robinson, mają do czynienia z totalnością: Odyseusz ją
przemierza, Robinson ją stwarza. Obaj dokonują tego w całkowitej
izolacji od innych ludzi. Stykają się z nimi jedynie w postaci
wyobcowanej: inni ludzie są wrogami lub oparciem, zawsze tylko
narzędziem, rzeczą.
Jedna z pierwszych przygód właściwego nostos sięga jednak
znacznie dawniejszych stosunków, sprzed barbarzyńskiej epoki
demonów i bogów-czarowników. Chodzi o opowieść o Lotofa-
gach - zjadaczach lotosu. Kto skosztuje ich pożywienia, przepad­
nie - jak ten, kto usłyszał głos syren albo kogo dotknęła różdżka
Kirke. Nie czeka go wszelako nic strasznego: „Nie myśląc zgubić
15
naszych ludzi, dali im Lotofagowie skosztować lotosu" . Grozi
im tylko zapomnienie i zatrata woli. Zaklęcie skazuje jedynie na
l ó
stan bez pracy i walki pośród „żyznej ziemi" : „Skoro jednak ktoś
zje lotosu miodny plon, już ani wracać nie chce, ani dać wieści
o sobie, tak i ci woleli zostać u Lotofagów, razem z nimi zrywać
17
lotos i zapomnieć o powrocie" . Na taką idyllę, przypominającą
wszak szczęście narkotyku, dzięki któremu w surowszych ustro-
jacTTspołecznych warstwy ujarzmione zdolne są znosić nieznośne
warunki, rozum samozachowania swoim ludziom nie zezwala.
Idylla ta to w istocie tylko pozór szczęścia, tępa wegetacja, uboga
jak egzystencja zwierząt. W najlepszym przypadku byłby to brak
świadomości nieszczęścia$5iczesc!e jednak zawiera w sobie praw-
15
Odyseja, I X , 9 2 i nast. (s. 1 4 2 ) .
16
Tamże, X X I I I , 3 1 1 (s. 3 6 3 ) .
17
Tamże, I X , 9 4 i nast. (s. 1 4 2 ) .
8o Diaiektyka oświecenia

dę. Jest zasadniczo rezultatem czegoś. Rozwija się na -gruncie


zniesionego cierpienia. Toteż cierpliwie wytrzymujący wszystko
Odyseusz ma słuszność, gdy nie może wytrzymać u Lotofagów.
Reprezentuje przeciwko nim ich własną sprawę, urzeczywistnienie
utopii przez dziejową pracę, podczas gdy proste trwanie w błogo­
ści odciąga siły niezbędne do tej pracy. Gdy jednak racjonalność
- Odyseusz - spostrzega słuszność swoich racji, z konieczności
staje po stronie nieprawości. Bezpośrednim skutkiem jest jego
działanie na rzecz panowania. Rozum samozachowania nie może
18
aprobować owego szczęścia ,,na uboczu świata" , podobnie jak
bardziej niebezpiecznych form szczęścia w późniejszych fazach.
Leniwi zostają sterroryzowani i przetransportowani na galery:
„Gwałtem sprowadziłem płaczących na okręty i tam przykułem do
19
ław wioślarskich" . Lotos to potrawa orientalna. Do dziś, drobno
posiekany, odgrywa rolę w kuchni chińskiej i hinduskiej. Być
może siła atrakcji, jaką mu się przypisuje, wiąże się z regresem do
20
stadium zbierania owoców ziemi lub morza, poprzedzającego
uprawę roli, hodowlę, a nawet myślistwo, jednym słowem:
wszelką wytwórczość. Nieprzypadkowo zapewne epopeja łączy
żywot właściwy dla krainy pieczonych gołąbków ze spożywaniem
kwiatów - nawet gdyby dziś już nie zostało po tym żadnych
śladów, s p o ż y w a n i e kwiatów, jak to jeszcze jest w zwyczaju przy
deserach na Bliskim Wschodzie, a co dzieci Europy znają pod
postacią wypieków z olejkiem różanym oraz kandyzowanych
fiołków, obiecuje stan, gdzie reprodukcja życia niezależnajest od
świadomych zabiegów o przetrwanie, a błoga sytość - od korzyści
planowego wyżywienia. Wspomnienie o najbardziej odległym
i najdawniejszym szczęściu, żywe w zmyśle powonienia, splata się
jeszcze z intymnością cielesnego pochłaniania, inkorporacji. Od-

18
J . Burckhardt: Griechische Kulturgeschichte. T. 3 . Stuttgart b.r. w. s. 9 5 .
19
Odyseja, IX, 9 8 i nast. (s. 1 4 2 ) .
2 0
W mitologii hinduskiej lotos to bogini ziemi (por. H. Zimmer: Maja.
Stuttgart-Berlin 1 9 3 6 , s. 1 0 5 i nast.). Jeżeli zachodzi jakiś związek
z mityczną tradycją, na której opiera się homerycki nostos, to spotkanie
z Lotofagami można interpretować jako jeden z epizodów w rozprawie
z mocami chtonicznymi.
Dygresja I: Odyseus% albo mit oświecenia 81

syła w czasy prehistoryczne. Nieważne, ile udręk przyszło wtedy


znosić - ludzie nie umieją wyobrazić sobie szczęścia, które nie
zapożyczałoby rysów od owej najdawniejszej epoki: „Płynęliśmy
21
dalej ze smutkiem w s e r c u " .
Cyklop Polifem, następna postać, ku której zagnany zostaje
Odyseusz - u Homera „zostać zagnanym" i „być przebiegłym" to
ekwiwalenty * - obnosi swe jedno oko, wielkości koła, jako relikt
tych samych praczasów: jedno oko przypomina nos i usta, narządy
22
prymitywniejsze od symetrii oczu i uszu , która w jedności
pokrywających się postrzeżeń toruje dopiero drogę identyfikacji,
głębi, przedmiotowości. Mimo to w porównaniu z Lotofagami
Polifem reprezentuje późniejszą epokę, epokę barbarzyńską w ścis­
łym sensie, mianowicie czasy myśliwych i pasterzy. Barbarzyństwo
u Homera to stan, w którym nie prowadzi się jeszcze systematycz­
n e j uprawy roli, a przeto nie doszło jeszcze do systematycznej,
wyznaczającej rozkład czasu organizacji pracy i społeczeństwa.
2 3
Homer mówi o „nie znających prawa Kiklopach" , którzy - i tu
cywilizacja jak gdyby ukradkiem przyznaje się do winy - „zdają się
tylko na bogów nieśmiertelnych, własnymi rękami ani roślin nie
sadzą, ani nie orzą, wszystko u nich niesiewne rośnie i nieuprawne,
pszenica i jęczmień, a winna latorośl niesie wino z bujnych gron,
2 4
które im deszcz dzeusowy podlewa" . Obfitości niepotrzebne są
prawa, i oto skarga cywilizacji na anarchię brzmi niemal jak
oskarżenie obfitości: „Nie masz u nich zgromadzeń, ani do narad,
ani do sądów, mieszkają na szczytach gór wysokich, w głębokich
jaskiniach, każdy stanowi prawo dla swych dzieci i żon i nawzajem
2 5
się o siebie nie troszczą" . Jest to już patriarchalne społeczeństwo
rodowe, oparte na ucisku fizycznie słabszych, ale jeszcze nie

* Niem. verschlagen werden (przypadkiem, mimo woli gdzieś się dostać)


i verschlagen sein (być przebiegłym), por. też gwiazdkowy przypis na s. 7 3
(przyp. tłum.).
21
Odyseja, I X , 1 0 5 ( s . 1 4 3 ) .
22 Wg Wilamowitza cyklopi to „właściwie zwierzęta" {Glaube der Hellenen,
t. 1 , s. 1 4 ) .
23
Odyseja, I X , 1 0 6 .
24
Tamże, 1 0 7 i nast. (s. 1 4 3 ) .
25
Tamże, 1 2 2 i nast. (s. 1 4 3 ) .
82 Dialektyka oświecenia

zorganizowane według kryterium stałej własności i wynikającej


stąd hierarchii - między mieszkańcami jaskiń nie zachodzą żadne
powiązania, co tłumaczy brak obiektywnych praw i pozwala
Homerowi na zarzut, iż cyklopi nie zważają wzajem na siebie, żyją
w stanie dzikości. Zresztą pragmatyczna wierność narratora pod­
waża nieco później tę ocenę, dyktowaną kryteriami cywilizacji: na
okrzyk oślepionego Polifema współplemieńcy mimo wszystko
przybiegają, i tylko fortel Odyseusza z imieniem powstrzymuje
26
głuptasów w ich gotowości do solidarnej p o m o c y . Głupota
i brak praw wydają się tu tym samym: gdy Homer mówi
2 7
o Polifemie „potwór gardzący prawem" , znaczy to nie tylko, że
ten w swoim myśleniu nie respektuje praw obyczajności, ale także,
że samo jego myślenie nie jest podporządkowane prawom, że jest
niesystematyczne, rapsodyczne: wszak gdy Odyseusz z towarzy­
szami uczepili się baranom u brzuchów, miast dosiąść ich wierz­
chem, Polifem nie umie już rozwiązać tej mieszczańskiej łamigłó­
wki i odpowiedzieć sobie na pytanie, jak też nieproszeni goście
wymknęli się z jaskini; nie zauważa też sofistycznego dwuznacz-
nika w fałszywym imieniu Odyseusza. Polifem, który zawierza
potędze nieśmiertelnych, jest ludożercą, a więc mimo ufności
odmawia bogom szacunku: „Głupi jesteś, cudzoziemcze, albo
z daleka przychodzisz" - w późniejszych czasach nie rozróżniano
już tak skrupulatnie między głupcami i cudzoziemcami, a nie­
znajomość miejscowego obyczaju, podobnie jak wszelką obcość
uznawano z góry za głupotę - „że mnie każesz bać się i słuchać
bogów. My, Kiklopi, nie dbamy ani o Dzeusa Egidodzierżcę, ani
28
o bogów szczęśliwych, ponieważ o wiele silniejsi jesteśmy".
„Silniejsi" - szydzi w relacji Odyseusz. Miało to jednak znaczyć:
starsi; władza systemu solarnego zostaje uznana, ale mniej więcej
tak, jak feudał uznaje potęgę mieszczańskiego bogactwa, w cicho­
ści ducha czując się lepszym i nie dostrzegając, że reprezentuje
nieprawość tego samego rodzaju, jak ta, która go spotyka. Bliski
bóg morza, Posejdon, ojciec Polifema i wróg Odyseusza, jest
2 6
Por. tamże, 4 0 3 (s. 1 5 1 ) .
2 7
Tamże, 4 2 8 (s. 1 5 2 ) .
2 8
Tamże, 2 7 3 i nast. (s. 1 4 7 ) .
Dygresja I: Ody se us^ albo mit oświecenia 83

starszy niż uniwersalny, odległy bóg nieba Zeus - jakoż niejako na


plecach bohatera rozgrywa się walka między religią ludową,
związaną z żywiołami, a logocentryczną religią prawa. Nie znający
praw Polifem nie jest po prostu potworem, jakiego zrobiło zeń
cywilizacyjne tabu, w bajkowym świecie oświeconego dzieciństwa
zrównujące go z olbrzymem Goliatem. W skromnym obszarze, na
którym wedle ustalonego porządku i nawyku realizuje się jego
samozachowanie, nie brak elementów o charakterze pojednaw­
czym. Gdy przystawia owcom i kozom młode do wymion, te
praktyczne czynności cechuje troska o samo stworzenie, słynna
mowa zaś do barana przewodnika, którego Polifem zowie swym
przyjacielem i pyta, czemu to ten dziś jako ostatni opuszcza
jaskinię, czy może martwi go nieszczęście jego pana - mowa ta ma
w sobie taki ładunek emocji, że porównać z nią można jedynie
kulminacyjny fragment Odysei, moment, gdy stary pies Argos
rozpoznaje powracającego Odyseusza - mimo odrażającej brutal­
ności, jaką mowa się kończy. Zachowanie olbrzyma nie zobiek­
tywizowało się jeszcze w charakter. Na błagania Odyseusza
Polifem odpowiada nie po prostu zajadłą nienawiścią, ale wzbra­
niając się uznać prawo, które jeszcze na dobre go nie obejmuje: nie
zamierza oszczędzić Odyseusza i jego towarzyszy - „jeśli by mi
29
serce nie k a z a ł o " - natomiast czy rzeczywiście, jak utrzymuje
w swej relacji Odyseusz, przemawia podstępnie - trudno roz­
strzygnąć. Z pyszałkowatym uniesieniem odurzony cyklop obiecu­
3 0
je Odyseuszowi gościniec , i dopiero gdy Odyseusz przedstawia
się jako Nikt, naprowadza go to na złowrogi pomysł, że podarek
z jego strony będzie polegał na tym, iż dowódcę zje na ostatku
- może dlatego, że nazwał się on Nikim, a przeto dla nietęgiej
31
głowy olbrzyma nie zalicza się do istniejących . Fizyczna brutal­
ność siłacza wiąże się z jego niepoprawną ufnością. Toteż wypeł­
nienie mitycznej reguły, oznaczającej zawsze krzywdę skazanego,

2 9
Tamże, 2 7 8 (s. 1 4 7 ) .
3 0
Por. tamże, 3 5 5 i nast. (s. 1 5 0 ) .
31
„Matołkowatość, którą głupiec nieraz już objawiał, mogła się nareszcie
ukazać w świetle poronionego dowcipu" (L. Klages: Der Geist..., wyd.
cyt., s. 1 4 6 9 ) .
»4 Dialekty ka oświecenia

jest też uszczerbkiem dla władzy natury, która ustanowiła to


prawo. Polifem i inne potwory, które Odyseusz wyprowadza
w pole, to już prototypy głupiego diabła ery chrześcijańskiej - aż
po Shylocka i Mefistofelesa. Głupota olbrzyma, która jest substan­
cją jego barbarzyńskiej brutalności, dopóki mu się dobrze powo­
dzi, reprezentuje to, co lepsze, z chwilą gdy zostaje pokonana przez
tego, który lepiej wie. Odyseusz wkrada się w zaufanie Polifema,
a tym samym uznaje reprezentowane przezń łupieskie prawo do
ludzkiego mięsa - według schematu chytrości, która wypełniając
reguły zarazem je rozsadza: „Weź, Kiklopie, pij wino, kiedy się
najadłeś mięsa ludzkiego, abyś wiedział, jaki to napój chowaliśmy
3 2
na naszym okręcie" - zaleca apostoł kultury.
Upodobnienie się ratio do jej przeciwieństwa, do stanu świado­
mości, której nie towarzyszy jeszcze skrystalizowana tożsamość
- stan ten reprezentuje niezdarny olbrzym - kulminuje w fortelu
z imieniem. Podstęp ten należy do rozpowszechnionego folkloru.
W języku greckim zasadza się na grze słów; w jednym i tym samym
słowie nazwa: Odyseusz - i intencja: Nikt - odrywają się od siebie.
Jeszcze dla współczesnych uszu Odysseos i Udeis brzmi podobnie,
i można sobie wyobrazić, że w jednym z dialektów, w których
przekazywano historię powrotu do Itaki, imię króla wyspy
rzeczywiście przypominało słowo „nikt". Kalkulacja, że po doko­
naniu czynu Polifem na pytanie swych współplemieńców o wino­
wajcę odpowie: Nikt, a w ten sposób pomoże zatuszować czyn
i uchronić winnego przed pościgiem, wydaje się jedynie wątłą
racjonalistyczną obudową. W rzeczywistości podmiot Odyseusz
zapiera się swej tożsamości, która czyni go podmiotem, i ratuje
życie przez upodobnienie się - mimicry — do tego, co amorficzne.
Zwie się Nikim, ponieważ Polifem nie jest jaźnią, a pomieszanie
nazwy i rzeczy powoduje, że oszukany barbarzyńca wpada w puła­
pkę: jego wołanie o zemstę pozostaje magicznie związane z imie­
niem tego, na którym Polifem chce się mścić, imię to zaś sprawia,
że wołanie pozostaje bezsilne. Gdy bowiem Odyseusz w nazwie
umieszcza intencję, jednocześnie wyrywa nazwę z kręgu magii.
? Samozachowanie polega zatem w tym przypadku — podobnie jak
32
Odyseja, IX, 347 i nast. (s. 1 4 9 ) .
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 85

W^całej epopei, i podobnie jak we wszelkiej cywilizacji - na zaparciu


jjTę siebie. W rezultacie jaźń popada w tryby kontekstu natury,
z którego chciała się wymknąć. Kto sam mieni się Nikim i posługuje
się upodobnieniem do stanu natury, jako środkiem do zapanowania
nad naturą, popada w zuchwalstwo. I tak chytry Odyseusz ucieka­
jąc, jeszcze w zasięgu miotanych przez olbrzyma głazów, nie tylko
drwi sobie z niego, ale zdradza mu swoje prawdziwe imię i po­
chodzenie: jak gdyby dawny świat miał nad nim, który właśnie
"szczęśliwie uszedł niebezpieczeństwa, taką jeszcze moc, że Ody­
seusz, raz nazwawszy się Nikim, musi obawiać się, iż znowu stanie
się nikim, jeżeli nie odtworzy swej tożsamości za pomocą magii
piłowa:, choć właśnie magia ta została dopiero co przez racjonalną
tożsamość wyparta. Przyjaciele starają się powstrzymać go od
głupstwa, jakim jest deklaracja własnej przebiegłości, ale bez
powodzenia, i Odyseuszowi ledwo udaje się ocaleć przed skalnymi
blokami, gdy zapewne na dźwięk jego imienia Posejdon - bynaj­
mniej nie przedstawiony jako wszechwiedzący - kieruje na niego
swą nienawiść. Chytrość, która polega na tym, że roztropny
przybiera maskę głupoty, przeradza się w głupotę, gdy tylko maska
zostaje zrzucona. Taka jest dialektyka wymowności. Od czasów
antycznych aż po faszyzm wytykano Homerowi gadulstwo — zarów­
no bohaterów, jak narratora. Ale o wyższości Jończyka nad
dawnymi i nowymi Spartanami świadczy to, że pokazał, jak zgubne
skutki ma wymowa chytrego pośrednika dla niego samego. Mowa,
która triumfuje nad siłą fizyczną, nie może się zatrzymać. Jej
strumień towarzyszy strumieniowi świadomości, samemu myśleniu,
jako parodia: niewzruszona autonomia myślenia przybiera charakter
błazeństwa, manii, gdy wkracza w rzeczywistość za pośrednictwem
"Thowy - tak jak gdyby myślenie i rzeczywistość sprowadzały się do
tego samego, gdy przecież myślenie tylko poprzez dystans zyskuje
władzę nad rzeczywistością. Ale ten dystans oznacza zarazem
cierpienie. Toteż wbrew porzekadłu, roztropnego zawsze kusi, by
x

za dużo mówić. Obiektywnie powodujenim^ strach,, że jeśli nie


będzie nieprzerwanie podtrzymywał przewagi słowa nad siłą, zo­
stanie przewagi tej przez siłę pozbawiony. Słowo bowiem wie, że
jest słabsze od natury, którą oszukało. Nadmierne gadulstwo
86 Dialektyka oświecenia

zdradza się, ujawnia, że zasadą jego jest przemoc i nieprawość,


i w ten sposób prowokuje tego, kogo należy się bać, do groźnego
działania. Mityczny przymus słowa w praczasach trwa nadal
w nieszczęściu, jakie oświecone słowo ściąga samo na siebie. Udeis,
który nie może się powstrzymać, by nie wyznać, iż jest Odyseu-
szem, ma już rysy Żyda, który w śmiertelnym strachu obstaje przy
swej wyższości, wywodzącej się z tegoż strachu przed śmiercią,
a motyw zemsty godzącej w pośrednika nie pojawia się u kresu
społeczeństwa burżuazyjnego, ale u jego początku, jako negatyw­
na utopia, ku której nieodmiennie dąży wszelka przemoc.
W odróżnieniu od opowieści o wydostaniu się z mitu, jakim jest
ucieczka od barbarzyństwa ludożercy, czarodziejska historia o Kir-
ke odsyła znowu do stadium magicznego we właściwym sensie.
Magia dezintegruje jaźń, która dostaje się ponownie wjiejwładzę
i tym samym z powrotem zepchnięta zostaje na poziom gatunku
starszego biologicznie. Rozbicie jaźni dokonuje się raz jeszcze
mocą zapomnienia. Wraz z trwałym porządkiem czasu unicest­
wiona zostaje też silna wola podmiotu, który się tym porządkiem
kieruje. Kirke przywodzi mężczyzn do tego, by zdali się na głos
instynktu - z czym zawsze wiązano zwierzęcą postać uwiedzione­
go, w Kirke zaś dopatrywano się prototypu hetery, w myśl słów
Hermesa, który jawnie przypisuje jej motywy erotyczne: „Prze­
straszona, zaprosi cię do łożnicy. Wtedy już nie wzdragaj się dłużej
33
wejść do łoża b o g i n i " . Symbolika Kirke jest dwuznaczna
- w fabule występuje ona na przemian jako ta, która przywodzi do
zguby, i ta, która pomaga; dwuznaczność też kryje się w jej
34
rodowodzie: Kirke jest córką Heliosa i wnuczką Okeanosa.
Łączy żywioł ognia i wody - które to połączenie - w przeciwień­
stwie do prymatu jednego określonego aspektu natury, matriar-
chalnego bądź patriarchalnego, stanowi istotę promiskuityzmu,
heteryczności, widoczną jeszcze w spojrzeniu nierządnicy, w któ­
3 5
rym lśni wilgotny refleks księżyca. Hetera daje szczęście i niszczy

3 3
Tamże, X, 2 9 6 / 7 (s. 1 6 5 ) .
3 4
Por. tamże, 1 3 8 i nast. Por. też F. C Bauer: Symbolik und Mythologie.
T. 1 . Stuttgart 1 8 2 4 , s. 4 7 .
3 5
Por. Ch. Baudelaire: Le vin du solitaire, w: Les Fleurs du mal.
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 87

autonomię uszczęśliwionego - na tym polega dwuznaczność tej


apostaci. ATc niekoniecznie niszczy jego samego: zachowuje starszą
3 6
formę życia. Podobnie jak Lotofagowie Kirke nie czyni swoim
gościom nic, co groziłoby śmiercią, i nawet ci, których zamieniła
w zwierzęta, zachowują się spokojnie: ,,Dokoła kręciły się wilki
górskie i lwy, które zaczarowała złym zielem. Nie rzucały się na
ludzi, ale łasiły się, wywijając długimi ogonami. Jak psy łaszą się
koło pana wracającego z uczty, bo im zawsze przynosi smaczne
kąski, tak uwijały się przy naszych towarzyszach te lwy i wilki
3 7
o mocnych pazurach" . Zaczarowani ludzie zachowują się podob­
nie jak dzikie zwierzęta, które przysłuchiwały się grze Orfeusza.
Mityczny rozkaz, który ma nad nimi władzę, wyzwala w nich
zarazem wolność uciśnionej natury. Cofają się do stadium mitycz­
nego, ale tym samym mit zostaje unieważniony. Ujarzmienie
popędu - to, co daje jaźń i oddziela od zwierząt - było introwersją
ujarzmienia w beznadziejnie zamkniętym cyklu przyrody, do
którego aluzją - wedle dawniejszych interpretacji - jest imię Kirke.
Natomiast potężny czar, który przypomina wyidealizowaną prehi­
storię, wywołuje - tak jak idylla Lotofagów - pewien, choćby
nader skromny, pozór pojednania ze zwierzęcością. Ponieważ
jednak w tym przypadku zwierzęta były przedtem ludźmi, epopeja
cywilizacji nie umie przedstawić tego, co się im przydarza, inaczej
niż w kategoriach fatalnego upadku — jakoż u Homera z trudem
można dopatrzeć się elementu rozkoszy jako takiej. JElijnirnije się ją
3 8
tym zacieklej, im hardziej cywilizowane są ofiary. Towarzysze
jOdyseusza nie stają się - jak poprzedni goście - świętymi tworami
dzikiej przyrody, ale nieczystymi zwierzętami domowymi - wiep­
rzami. Może w opowieść o Kirke wplata się wspomnienie
chtonicznego kultu Demeter, gdzie świnia była zwierzęciem
3 9
świętym. Może przesłanką motywu jest też anatomiczne podo-

36
Por. J . A. K . Thomson: Studies in the Odyssey. Oxford 1 9 1 4 , s. 1 5 3 .
37
Odyseja, X , 2 1 2 i nast. (s. 1 6 3 ) .
3 8
Murray pisze o „seksualnej czystce", jakiej poematy homeryckie
poddano w trakcie redakcji (por. wyd. cyt., s. 1 4 1 i nast.).
39
„Świnia jest zwierzęciem ofiarnym w kulcie Demeter" (Wilamo-
witz-Moellendorff: Der Glaube der Hellenen, wyd. cyt., t. 2 , s. 5 3 ) .
88 Dialektyka oświecenia

bieństwo wieprza do człowieka i jego nagość: jak gdyby u Joń­


czyków łączenie się z tym, co podobne, obłożone było takim
samym tabu jak u Żydów. Wreszcie w grę może wchodzić zakaz
kanibalizmu, gdyż - jak u Juvenala - smak ludzkiego mięsa
opisywany jest jako zbliżony do wieprzowiny. Tak czy inaczej cała
późniejsza cywilizacja z upodobaniem nazywała wieprzami osob­
ników, których popęd kierował ku innym rozkoszom niż te, jakie
społeczeństwo usankcjonowało dla swoich celów. Czar i an­
tidotum w historii o przemianie towarzyszy Odyseusza związane są
z zielem i winem, odurzenie i przebudzenie - z powonieniem jako
coraz bardziej hamowanym i tłumionym zmysłem, najbliższym
4 0
zarówno sprawom płci, jak pamięci praczasów. Ale już w wize­
runku świni owo szczęście powonienia zniekształcone jest w for­
41
mie przymusowego węszenia istoty, która ma nos przy ziemi
i wyrzeka się postawy wyprostowanej. Jest tak, jakby hete-
ra-czarodziejka w rytuale, jakiemu poddaje mężczyzn, powtarzała
raz jeszcze rytuał, któremu patriarchalne społeczeństwowciąż na
nowo poddaje ją samą. Jak ona, kobiety pod presją cywilizacji
skłonne są przyswajać sobie cywilizacyjny sąd o kobiecie i znie­
sławiać seks. W rozprawie między oświeceniem a mitem, której
ślady odnajdujemy w epopei, potężna uwodzicielka jest już słaba,
anachroniczna i potrzebuje posłusznych zwierząt w charakterze
4 2
eskorty. Jako przedstawicielka natury kobieta w społeczeństwie
burżuazyjnym stała się zagadkową mieszanką nieodpartej siły
43
u r o k u i bezsilności. Odzwierciedla w ten sposób próżne kłam-

4 0
Por. S. Freud, Kultura jako ^ródło cierpień. W: Człowiek, religia, kultura.
Przeł. J . Prokopiuk. Warszawa 1967, s. 271 i nast., przypis.
41
Wilamowitz w jednej z uwag wskazuje nieoczekiwanie na związek
między pojęciem węszenia a pojęciem noos, autonomicznego rozumu:
„Schwyzer bardzo przekonywająco łączy noos z sapaniem i węszeniem"
(Wilamowitz-Moellendorf: Die Heimkebr des Odysseus, wyd. cyt. 1 9 1 ) .
Wilamowitz kwestionuje jednak, jakoby pokrewieństwo etymologiczne
mogło mieć wpływ na znaczenie.
4 2
Por. Odyseja, X , 4 3 4 (s. 169).
4 3
Świadomość tej nieodpartej siły wyraziła się potem w kulcie Afrodyty
Peithon, „której urokowi nie można było się oprzeć" (Wilamo­
witz-Moellendorf: Der Glauben der Hellenen, wyd. cyt., t. 2 , s. 1 5 2 ) .
Dygresja 1: Odyseus^ albo mit oświecenia 8 9

stwo panowania, które miast pojednania z naturą zakłada jej


przezwyciężenie.
^ M a ł ż e ń s t w o to pośrednia droga, jaką obiera społeczeństwo, aby
sobie z tym poradzić: kobieta pozostaje stroną bezsilną, gdyż siła
przysługuje jej tylko za pośrednictwem mężczyzny. Coś z tego
rysuje się już w porażce bogini-hetery z Odysei - podczas gdy
dojrzałe małżeństwo z Penelopą, literacko młodsze, reprezentuje
późniejsze stadium obiektywności patriarchalnych instytucji. Gdy
•©cfyseusz pojawia się na Aajai, podwójny sens stosunku mężczyz­
ny do kobiety, tęsknota i nakaz, przybiera formę wymiany
zabezpieczonej umowami. Warunkiem tego jest wyrzeczenie.
Odyseusz opiera się urokowi Kirke. Dzięki temu przypada mu
w udziale to właśnie, co jej urok tylko złudnie obiecywał tym,
którzy się jej nie oparli. Odyseusz śpi z Kirke. Przedtem jednak
zmusza ją do złożenia olimpijskiej przysięgi, wielkiej przysięgi
nieśmiertelnych. Przysięga ma uchronić mężczyznę przed okale­
czeniem, przed zemstą za zakaz promiskuityzmu i za męską
dominację, która - jako trwałe wyrzeczenie się popędu - jest
"jednak symbolicznym samookaleczeniem się mężczyzny. 'Kirke
będzie powolna panu, jaźni, temu, który się jej oparł, który nie dał
się przemienić i któremu Kirke zarzuca, że w jego piersi mieszka
44
"duch nieugięty" : ,,Lecz włóż do pochwy swój miecz i oboje
wejdźmy do naszej łożnicy, by w uścisku miłosnym zaufać sobie
4 5
nawzajem" . Kirke wyznacza cenę za rozkosz, którą daje: ceną tą
jest pogarda dla rozkoszy;'ostatnia hetera okazuje się pierwszą
"posTacią kobiecą. W przejściowej fazie między podaniem a historią
przyczynia się walnie do ugruntowania mieszczańskiego chłodu.
Swoim zachowaniem praktykuje zakaz miłości, z biegiem czasu
upowszechniający się tym bardziej, im bardziej miłość jako
gjS$fcpłogia miała osłaniać nienawiść między konkurującymi przed­
siębiorcami. W świecie wymiany ten, kto daje więcej, nie ma racji;
kochający zas zawsze kocha z nadmiarem. Ofiarę kochającego
wynosi się pod niebiosa, ale zarazem zważa się pilnie, by ofiara nie
była mu oszczędzona. Kochającego obwinia się i karze właśnie za
44
Odyseja, X, 329 (s. 166).
45
Tamże, 333 i nast. (s. 166).
9° Dialektyka oświecenia

to, że kocha. Niezdolność do panowania nad samym sobą i nad


innymi - której świadectwem jest miłość - to dostateczny powód,
by wzbraniać mu spełnienia. Wraz z uspołecznieniem reprodukuje
się i narasta samotność. Mechanizm ten zaznacza się nawet
w najsubtelniejszych uczuciach, aż sama miłość, aby w ogóle
odnaleźć drogę do drugiego człowieka, musi ostygnąć, zamienić
się w chłód - i tak rozbija się o własne urzeczywistnienie. Władza
Kirke, która ujarzmia mężczyzn i zmusza ich do posłuchu,
przechodzi w jej posłuszeństwo wobec tego, który zdobył się na
wyrzeczenie i dlatego nie daje się ujarzmić. Wpływ na przyrodę,
który poeta przypisuje Kirke, kurczy się i sprowadza już tylko do
kapłańskich wróżb lub zgoła do roztropnego przewidywania
przyszłych trudów żeglugi. Proroctwa czarodziejki, którą p o ­
zbawiono mocy - tyczące syren, Scylli i Charybdy - służą
ostatecznie tylko ocaleniu mężczyzny.
Jak drogo został okupiony ład w stosunkach między płciami,
o tym świadczą jedynie niejasne wiersze, opisujące zachowanie
towarzyszy Odysa, którym Kirke na rozkaz swego kontrahenta
przywraca ludzką postać. Najpierw czytamy: ,,Znów stali się
mężami, młodszymi niż wprzódy i o wiele piękniejszymi i bardziej
46
r o s ł y m i " . Ale, choć tak utwierdzeni i umocnieni w swej
męskości, nie są szczęśliwi: „ N a wszystkich zstąpił tęskny żal i całe
4 1
domostwo rozebrzmiało lamentem" . Tak mogła brzmieć najstar­
sza pieśń weselna, towarzysząca uczcie, jaką odprawia rudymentar­
ne małżeństwo, związane na rok. Ale właściwe małżeństwo
z Penelopą ma ze związkiem z Kirke więcej wspólnego, niżby się
wydawało.. Nierządnica i małżonka są komplementarnymi for­
mami samowyobcowania kobiet w pątriarchalnym świecie: mał­
żonka zdradza rozkosz w imię trwałego porządku życia i własno­
ści, podczas gdy nierządnica - potajemna sojuszniczka - pod­
porządkowuje stosunkowi własności to, co prawa małżonki pomi­
jają, i sprzedaje rozkosz. Obie rozkosznice, Kirke i Kalypso,
przedstawione są jako pilne prządki — podobne w tym zarówno do

4 6
Tamże, 395 (s. 1 6 8 ) .
4 7
Tamże, 398 (s. 1 6 8 ) .
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 9 1

48
mitycznych władczyń l o s u , jak do mieszczańskich pań domu
- podczas gdy Penelopa niczym ladacznica mierzy podejrzliwym
wzrokiem powracającego Odysa, czy aby nie jest naprawdę tylko
starym żebrakiem lub zgoła bogiem w poszukiwaniu przygód.
Osławiona scena rozpoznania wypada zaiste po patrycjuszowsku:
„ D ł u g o siedziała w milczeniu, spłoszona w swym sercu, i nie
spuszczała zeń wzroku: to rozpoznawała jego twarz, to się jej
49
wydawał nieznajomy w tym nędznym odzieniu" . Żadnego
spontanicznego odruchu - Penelopa stara się tylko nie popełnić
błędu, pod brzemieniem odpowiedzialności za porządek nie może
sobie na to pozwolić. Gniewa to młodego Telemacha, jeszcze nie
dostosowanego do swej przyszłej pozycji, a czującego się już
dostatecznie mężczyzną, by zwracać matce uwagę. Telemach
wyrzuca jej sztywne zachowanie i twardość - otóż dokładnie to
samo zarzucała przedtem Kirke Odyseuszowi. Jeśli hetera przy­
swaja sobie patriarchalny porządek wartości, to monogamiczna
małżonka posuwa się jeszcze dalej i robi wszystko, by przyswoić
sobie wręcz męski charakter. Na tej płaszczyźnie małżonkowie
dochodzą do porozumienia. Test, jakiemu Penelopa poddaje
powracającego Odyseusza, dotyczy niewzruszonej konstrukcji
małżeńskiego łoża, które Odyseusz w młodości zbudował wokół
drzewa oliwnego, i które symbolizuje jedność spraw płci i posiada­
nia. Z wzruszającą przebiegłością Penelopa przemawia tak, jakby
łoże można było poruszyć z miejsca, a małżonek - oburzony
- odpowiada rozwlekłą opowieścią o wiecznotrwałym dziele, które
wyszło spod jego rąk majsterkowicza: jako prototypowy „miesz­
czanin przy całej swej wytworności ma on bowiem hobby. Hobby
polega na powtarzaniu pracy rzemieślniczej, od której w ramach
zróżnicowanych stosunków własności dawno się już uwolnił.
Praca ta sprawia mu przyjemność, bo swoboda oddawania się
zajęciom zbytecznym potwierdza jego władzę nad tymi, którzy
muszą ową pracę wykonywać, aby żyć. Po tym roztropna Penelopa
nareszcie go poznaje i pochlebia mu pochwałą jego wyjątkowej
mądrości. W pochlebstwo - w którym i tak brzmi coś z drwiny
4 8
Por. F. C. Bauer: Symbolik und Mythologie, wyd. cyt., t. i, s. 4 7 i 4 9 .
49
Odyseja, X X I I I , 9 3 i nast. (s. 3 5 6 - 3 5 7 ) .
Dialektyka oświecenia

- włączają się ostrą cezurą słowa, oskarżające bogów, iż to oni,


zazdrośni o szczęście, jakie dać może tylko małżeństwo, „stała myśl
50
trwania" , sprowadzili na małżonków całą niedolę: „Bogowie
nasycili nas zgryzotą i nie dali nam trwać przy sobie, by cieszyć się
5 1
młodością i wstąpić w progi starości" . Małżeństwo to nie tylko
kompensacyjny porządek życia, znaczy ono również: solidarnie,
wspólnie stawić czoła śmierci. W małżeństwie ujarzmienie obrasta
pojednaniem, tak jak w historii dotychczas pierwiastek humanisty­
czny wciąż rodzi się właśnie i wyłącznie na gruncie barbarzyństwa
i przesłania je humanizmem. Jeżeli kontrakt małżeński ledwie
z trudem może uśmierzyć pradawną wrogość, to na koniec przecież
starzejący się spokojnie małżonkowie przybierają postać Filemona
i Baucis - tak jak dym ofiarnego ołtarza zmienia się w zbawczy dym
domowego ogniska. Małżeństwo to jedna ze skamielin mitu na
glebie cywilizacji. Ale jego mityczna twardość i niezłomność wyrasta
ponad mit jak małe królestwo wyspiarskie ponad bezkresne morze.
Ostatni postój błądzącego Odyseusza wypada jednak nie w tego
rodzaju bezpiecznym azylu, lecz w Hadesie. Obrazy, jakie bohater
ogląda przy pierwszej nekia, to świat matriarchatu, wyparty przez
religię solarną: po matce, wobec której Odyseusz zmusza się do
52
celowej patriarchalnej twardości , przychodzą pradawne bahater-
ki. Ale obraz matki nie ma żadnej mocy oddziaływania, jest ślepy
53
i niemy , jest mamidłem, jak epicka narracja w momentach, gdy
poświęca słowo obrazowi. Potrzeba dopiero ofiary krwi - jako
dowodu żywego wspomnienia - aby obrazowi użyczyć mowy,
dzięki której, choćby daremnie i przelotnie, obraz wyrywa się
z mitycznej niemoty. Dopiero gdy podmiot, rozpoznawszy nicość
obrazów, zdobywa nad nimi władzę, zyskuje też nadzieję - której
5 0
J . W. Goethe: Wilhelm Meister. Przeł. P. Chmielowski. Warszawa 1 8 9 3 ,
s. 46.
51
Odyseja, X X I I I , 2 1 0 i nast. (s. 3 6 0 ) .
5 2
„ N a jej widok serce ścisnęło mi się żalem, płakałem. Lecz i jej, choć
z wielkim bólem, nie dałem się zbliżyć do krwi, póki nie rozmówię się
z Tejrezjaszem". Odyseja, X I , 8 7 i nast. (s. 1 7 6 ) .
5 3
„ O t o widzę duszę mojej zmarłej matki, która w milczeniu stoi blisko
krwi i nie śmie spojrzeć na własnego syna ani doń przemówić. Powiedz,
panie, jakby mogła poznać, że tu jestem". Tamże, 1 4 1 i nast. (s. 1 7 8 ) .
Dygresja I: Odyseus% albo mit oświecenia 93

obrazy są tylko daremną obietnicą. Ziemią obiecaną Odyseusza nie


jest królestwo archaicznych obrazów. Wszystkie obrazy jako cienie
w świecie zmarłych ukazują mu wreszcie, czym naprawdę są:
pozorem. Odyseusz uwalnia się od nich: rozpoznał ich martwotę
i brutalnym gestem samozachowania odgania je od ofiary, a po­
zwala z niej uszczknąć tylko tym, którzy udziela ją ..mu. wiedzy,
potrzebnej do życia - potęga mitu może przetrwać tylko jako
-^p^ebraźnia, siła przetworzona przez ducha. Królestwo zmarłych,
-gdzie gromadzą się zdetronizowane mity, jest maksymalnie odległe
o^jojczyzny. Komunikuje się z nią tylko z największej dali. Jeżeli
za Kirchhoffem przyjąć, że wizyta Odyseusza w świecie podziem­
nym należy do najstarszej, we właściwym sensie legendarnej
54
warstwy epopei , to zarazem w tej najstarszej warstwie - podob­
nie jak w przekazie o wyprawie Orfeusza i Heraklesa do podziemi
- odbywa się najbardziej stanowcza rozprawa z mitem: wszak
motyw zburzenia bram piekielnych, pokonania śmierci, stanowi
rdzeń wszelkiej myśli anty mitologicznej. Ów antymitologiczny
pierwiastek dochodzi do głosu także w przepowiedni Tejrezjasza
o możliwym pojednaniu z Posejdonem. Odyseusz z wiosłem na
ramieniu ma wędrować, póki nie napotka ludzi ,,co nie znają
5 5
morza ani nie spożywają solonego jadła" . Gdy spotka przechod­
nia, który powie mu, iż niesie na ramieniu łopatę, będzie to
właściwe miejsce, by złożyć Posejdonowi ofiarę. Istotą przepowie­
dni jest pomylenie wiosła z łopatą. W uszach Jończyka musiało
brzmieć to nieodparcie komicznie. Ale komizm ten - warunek
pojednania - adresowany jest nie do człowieka, lecz do gniewnego
56
Posejdona . Pomyłka ma rozśmieszyć zawziętego boga żywiołu

54
„Toteż wypada całość X I księgi, z wyjątkiem kilku ustępów ... uznać
za urywek dawnego nostos, tyle że przemieszczony, a tym samym za
najstarszą część poematu", ( Kirchhoff: Die homerische Odyssee. Berlin 1 8 7 9 ,
s. 226). „Jeśli w micie Odyseusza jest coś oryginalnego, to odwiedziny
u zmarłych" ( J . A. K . Thomson: wyd. cyt., s. 9 5 ) .
55
Odyseja, X I , 1 2 2 i nast. (s. 1 7 7 ) .
56
Posejdon był pierwotnie „małżonkiem Ziemi" (por. Wilamowitz: Der
Glaube der Hellenen, wyd. cyt., t. 1, s. 1 2 2 i nast.) i dopiero później stał się
bogiem morza. Proroctwo Tejrezjasza może być aluzją do jego dwoistej
istoty. Niewykluczone, że przejednanie Posejdona ziemną ofiarą, z dala od
94 Dialektyka oświecenia

- tak, aby w śmiechu roztopił się jego gniew. Analogicznie w bajce


Grimmów sąsiadka doradza matce, jak ma się pozbyć podrzut-
ka-odmieńca: trzeba „zanieść podrzutka kuchni, rozpalić ogień
i zagotować wodę w dwóch skorupkach od jajek: przyprawi to
57
podrzutka o śmiech, a kiedy się roześmieje, już będzie po nim" .
Jeżeli śmiech po dziś dzień jest znakiem przemocy, wybuchem
ślepej, krnąbrnej natury, to jednocześnie zawiera w sobie także
element przeciwstawny — w śmiechu ślepa natura postrzega samą
siebie jako taką i tym samym wyrzeka się niszczycielskiej mocy.
Ten dwoisty sens śmiechu przypomina dwoisty sens nazwy i być
może nazwy są tylko zastygłym śmiechem, jak są nim dziś jeszcze
przezwiska - jedyne, w których przetrwało coś z pierwotnego aktu
nazywania. Śmiech przyświadcza winie podmiotu, ale — zapowia­
dając zawieszenie prawa - wykracza jednocześnie poza dany
zamknięty układ odniesienia. Obiecuje drogę do ojczyzny. Nostal­
gia rodzi się z przygody, w której podmiotowość — a Odyseja
przedstawia prehistorię podmiotowości - wymyka się praczasom.
Centralny paradoks epopei polega na tym, że pojęcie ojczyzny jest
przeciwieństwem mitu - który faszyści kłamliwie podają za
ojczyznę. W epopei trwa wspomnienie wydarzeń, w wyniku
których epoka koczownicza ustępuje miejsca życiu osiadłemu, bez
czego nie ma ojczyzny. Jeżeli trwały porządek własności, dany
wraz z życiem osiadłym, jest źródłem wyobcowania, które rodzi
wszelką nostalgię i tęsknotę za utraconym stanem pierwotnym, to

morza, zasadza się na symbolicznej restauracji jego chtonicznej mocy.


Restauracja ta wyrażałaby się w zastąpieniu łupieskich wypraw morskich
przez uprawę roli: kulty Posejdona i Demeter zbiegają się ze sobą (por. J .
A. K . Thomson: Studies in The Odyssey, wyd. cyt., s. 96, przypis).
57
Baśnie braci Grimm. Przeł. E . Bielicka, M. Tarnowski. T. 1. Warszawa
1 9 8 2 , s. 2 0 1 . Pokrewne motywy można odnaleźć też w tradycji antycznej,
i to właśnie związanej z Demeter. Gdy Demeter ,,w poszukiwaniu
uprowadzonej córki" dotarła do Eleuzis, przyjęli ją Dizaules i jego żona
Baubo, Demeter jednak ,,w głębokim smutku nie chciała tknąć jadła
i napoju. Wówczas Baubo, gospodyni, rozśmieszyła ją w ten sposób, żc
nagle podniosła suknię i obnażyła ciało" (S. Freud: Gesammelte Werke,
wyd. cyt. T. X , s. 1 1 5 i nast. Por. S. Reinach: Gultes, Mythes et Religiom. T.
4. Paris 1 9 1 2 , s. 1 1 5 i nast.).
Dygresja I: Odyseus^ albo mit oświecenia 95

zarazem przecież dopiero życie osiadłe i trwała własność stwarza


pojęcie ojczyzny, do którego odnosi się tęsknota i nostalgia.
/Definicja Novalisa, wedle której wszelka filozofia to tęsknota za
""ojczyzną, jest słuszna pod warunkiem, że ta tęsknota nie rozpływa
się w fantazmacie utraconego stanu najdawniejszego, ale wyobraża
ojczyznę, samą naturę jako coś, co trzeba było dopiero wydrzeć
,^Stowi. Ojczyzna to azyl uchodźcy. Dlatego zarzut, iż homeryckie
legendy „odlatują od ziemi", jest gwarantem ich prawdziwości.
58
One bowiem „wracają do ludzkości" . Transpozycja mitów
w powieść, jak się to dokonuje w opowiadaniu o przygodach, nie
tyle je fałszuje, co przede wszystkim umieszcza w czasie, ukazując
przepaść, jaka dzieli mit od ojczyzny i pojednania. Straszliwa jest
zemsta cywilizacji na prehistorii, i w zemście cywilizacja zaiste
dorównuje mitowi - o czym najokrutniej świadczy u Homera
relacja o kaźni pasterza Melantiosa. Jeżeli cywilizacja wznosi się
nad prehistorię, to nie ze względu na treść relacjonowanych
faktów. Różnica polega na momencie samoopamiętania się, auto­
refleksji, która w chwili opowiadania unieruchamia przemoc.
Zasadą, która pozwala wyrwać się z kręgu mitu, jest u Homera
/$ama mowa, język w przeciwieństwie do mitycznego śpiewu,
możliwość utrwalenia nieszczęścia w pamięci. Nie darmo Ody-
seusz, bohater, który uchodzi władzy mitu, występuje wciąż w roli
opowiadającego. Chłodny dystans narracji, która przedstawia
największą grozę jakby i ona przeznaczona była ku rozrywce,
sprawia zarazem, że groza wydarzeń - w pieśni zatarta i usank­
cjonowana jako los - może się w całej pełni ujawnić. Owo
utrwalenie w mowie stanowi cezurę, przemienia opowiadane
zdarzenia w odległą przeszłość - i tu pojawia się błysk wolności,
którego cywilizacja nigdy odtąd nie miała do końca stłumić.
W X X I I pieśni Odysei opisane jest, jak syn króla wyspy pokarał
niewierne służebnice, te, które popadły na powrót w heteryzm.
Z nieludzkim, niewzruszonym spokojem, z którym rywalizować
może tylko impassibilité największych pisarzy dziewiętnastowiecz­
nych, przedstawia się mękę powieszonych i beznamiętnie przyrów-
5 8
F. Hölderlin: Jesień. Przeł. M. Jastrun. W: F. Hölderlin: Poezje wybrane.
Warszawa 1 9 6 4 .
9 6 Dialektyka oświecenia

nuje do śmierci ptaków schwytanych w sidła - w kamiennym


milczeniu, które jest prawdziwą resztą wszelkiej mowy. A potem
następuje jeszcze wiersz, stwierdzający, jak to powieszone kobiety
,,wcale niedługo, przez krótką jeszcze chwilę podrygały noga­
5 9 60
mi" . Dokładność, tchnąca już chłodem anatomii i wiwisekcji ,
na sposób powieściowy protokołuje konwulsje ujarzmionych
i w imię słuszności oraz prawa strąconych do królestwa, z którego
wyrwał się sędzia Odyseusz. Homer, jak mieszczuch zadumany nad
egzekucją, pociesza siebie i słuchaczy - a właściwie czytelników
6 1
- że trwało to niedługo, chwilka i już było po wszystkim . Ale po
owym „niedługo" wewnętrzny strumień narracji nieruchomieje.
Niedługo? - pyta gest opowiadającego i zadaje kłam własnemu
niewzruszonemu spokojowi. Wstrzymując relację nie pozwala
zapomnieć o skazanych i odsłania całą nienazywalną, wieczystą
mękę tej jednej sekundy, kiedy kobiety walczą ze śmiercią. Echem
owego NIEDŁUGO jest QUO USQUE TANDEM, które bezmyślnie
sprofanowali późniejsi retorzy, przypisując cierpliwość samym
sobie. W relacji o okrutnym czynie nadzieja czepia się tego, że

59
Odyseja, X X I I , 4 7 3 (s. 3 5 2 ; w przekładzie Lucjana Siemieńskiego
fragment ten brzmi:
Takie i ^ onych niewiast było widowisko,
Kiedy jedna pr%y drugiej i głowa prsy głowie
Wisiały tam linie jak owi ptaszkowie,
Ka%da ^ sznurkiem na s%yi, zduszona cichutko,
Coś nogami %adrgaws%y w powietrzu, lec^ krótko...
Biblioteka Narodowa, Wrocław-Kraków 1959)
6 0
Wilamowitz twierdzi, że poeta „ z upodobaniem" wdaje się w opis
egzekucji {Die Heimkehr des Odysseus, wyd. cyt., s. 6 7 ) . Jeżeli jednak
autorytatywny filolog z takim entuzjazmem wspomina, że porównanie
z sidłami na ptaki „trafnie i [...] nowocześnie oddaje kołysanie się zwłok
powieszonych" (tamże, por. też s. 7 6 ) , nasuwa się wniosek, iż w znacznej
mierze jest to jego własne upodobanie. Prace Wilamowitza należą do
najdobitniejszych świadectw niemieckiej mieszaniny barbarzyństwa i kul­
tury, leżącej u podstaw nowego filohelenizmu.
61
Na pocieszycielskie intencje wiersza zwarca uwagę Gilbert Murray.
Zgodnie z jego teorią sceny tortur u Homera zostały usunięte przez
cywilizacyjną cenzurę. Pozostały sceny śmierci Melantiosa i służek (por.
wyd. cyt., s. 1 4 6 ) .
Dygresja I: Oayseus^ albo mit oświecenia 97

wszystko to działo się dawno temu. Prehistoria, barbarzyństwo


i kultura splatają się ze sobą, ale Homer podsuwa na pociechę
przypomnienie: BYŁ SOBIE RAZ... Dopiero jako powieść epopeja
staje się bajką.
DYGRESJA II:

Julia albo oświecenie i moralność

Oświecenie to wedle słów Kanta wyjście człowieka z niepełno-


letności, w którą popadł z własnej winy. Niepełnoletność to
niezdolność do posługiwania się własnym intelektem bez obcego
1
kierownictwa" . „Intelekt bez obcego kierownictwa" to intelekt
kierowany przez rozum. Znaczy to tyle, że mocą własnej konsek­
wencji intelekt umie złączyć poszczególne osiągnięcia poznawcze
w system. „Rozum ma [...] za przedmiot [...] tylko intelekt i jego
2
celowe postępowanie" . Rozum przyjmuje „pewną kolektywną
3
jedność za cel czynności intelektu" , a jednością tą jest system.
Reguły rozumu to wskazówki tyczące hierarchicznej budowy
pojęć. U Kanta tak samo jak u Leibniza i Kartezjusza racjonalność
polega na tym, że „zarówno we wznoszeniu się do wyższych
rodzajów, jak i w zstępowaniu do niższych gatunków" dopełnia się
4
„systematycznego związku" . „Systematyczność poznania" to
5
„jego spoistość wypływająca z [jednej] zasady naczelnej" . Myś­
lenie w sensie oświecenia to tworzenie jednolitego, naukowego
porządku i wywodzenie poznania faktów z zasad, niezależnie od
tego, czy te ostatnie interpretuje się jako arbitralnie ustanowione
aksjomaty, jako wrodzone idee czy jako najwyższe abstrakcje.
Prawa logiczne wytwarzają najogólniejsze relacje w obrębie po­
rządku, definiują go. Jedność polega na zgodności. Zasada
1
I. Kant: Beantwortung der Frage: Was ist Aufklärung? \Werke. Akade­
mie-Ausgabe. T. 8, s. 3 5 . (Por. przekład polski A. Landmana Co to jest
oświecenie? W: T. Kroński: Kant, Warszawa 1 9 6 6 ; tu cytuję we własnym
przekładzie dla zachowania jednolitości w oddawaniu Kantowskich
terminów Vernunft i Verstand, zgodnie z terminologią przyjętą przez R.
Ingardena - pręyp. tłum.).
2
I. Kant, Krytyka czystego rozumu. Przeł. R. Ingarden. T. 2. Warszawa
1 9 5 7 , s. 3 8 4 .
3
Tamże.
4
Tamże, t. 2, s. 3 9 9 .
5
Tamże, t. 2, s. 3 8 6 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność 99

sprzeczności to już system in nuce. Poznanie polega na subsumpcji


pod zasady. Jest tożsame z osądem, który rozstrzyga o włączeniu
do systemu. Myślenie inne niż to, które nastawione jest na system,
to myślenie nieukierunkowane albo autorytarne. Rozum nie wnosi
nic prócz idei systematycznej jedności, formalnych elementów
trwałego związku pojęciowego. Wszelkie odniesienie treściowe, na
które ludzie mogą się powoływać jako na poznawcze osiągnięcie
rozumu, jest w ścisłym sensie oświecenia urojeniem, kłamstwem,
„racjonalizacją", nawet gdyby poszczególni filozofowie zadawali
sobie najwyższy trud, by zignorować tę konsekwencję i zwrócić się
ku bardziej ludzkiej sferze uczuć. Rozum to „zdolność wy­
6
prowadzania tego, co szczegółowe, z tego, co o g ó l n e " . Homo-
geniczność ogólności i szczegółowości zagwarantowana jest według
Kanta przez „schematyzm czystego intelektu". Tak nazywa się
nieświadome działanie mechanizmu intelektualnego, który już
postrzeżeniu nadaje strukturę odpowiednią dla intelektu. Inteligibil-
ność, którą znajduje w rzeczy subiektywny sąd, narzucona jest
rzeczy przez intelekt jako jej obiektywna jakość, zanim jeszcze
wniknie w J a . Bez takiego schematyzmu - inaczej: bez intelektual-
ności postrzeżenia - wrażenie nigdy nie pasowałoby do pojęcia,
kategoria do egzemplarza, nie byłoby mowy o jedności myślenia,
a co dopiero systemu, do której to jedności przecież wszystko
zmierza. Stworzenie jedności to świadome zadanie wiedzy. Jeżeli
„wszystkie prawa empiryczne są tylko bliższymi określeniami
7
czystych praw intelektu" , praca badawcza musi stale zważać, by
zasady były dobrze powiązane z sądem o faktach. „ T a zgodność
przyrody z naszą władzą poznawczą zostaje przez władzę sądzenia
9 9
założona a priori.''' ' Władza sądzenia jest „nicią przewodnią"
zorganizowanego doświadczenia.
System musi być zharmonizowany z przyrodą; z systemu
wywodzi się fakty, i fakty potwierdzają system. Ale fakty należą do

6
Tamże, t. 2 , s. 3 8 7 .
7
Tamże, t. 1 , s. 2 3 3 i nast.
8
I. Kant: Krytyka władcy sądzenia. Przeł. J . Gałecki. Przekład przejrzał A.
Landman. Warszawa 1 9 6 4 , s. 3 3 .
9
Tamże.
IOO Dialektyka oświecenia

praktyki; oznaczają zawsze kontakt pojedynczego podmiotu z na­


turą jako społecznym przedmiotem: doświadczenie to zawsze
realne działanie i doznawanie. W fizyce co prawda obserwacja,
która pozwala zweryfikować teorię, sprowadza się zazwyczaj do
elektrycznej iskry, która rozbłyskuje w eksperymentalnej aparatu­
rze. Gdy iskra się nie pojawi, nie ma to z reguły praktycznych
konsekwencji - może jedynie obalić teorię albo co najwyżej
zniszczyć karierę asystenta, do którego należało przygotowanie
eksperymentu. Ale warunki laboratoryjne stanowią wyjątek. Myś­
lenie, które nie zapewnia harmonii systemu i oglądu, uchybia nie
tylko odosobnionym doznaniom wzrokowym, ale wchodzi w kon­
flikt z realną praktyką. Nie tylko nie następuje oczekiwane
wydarzenie, ale - co więcej - następuje wydarzenie nieoczekiwane:
załamuje się most, niszczeją plony, lekarstwo przyprawia o choro­
bę. Iskrą, która najdobitniej demonstruje niedostatek systematycz­
nego myślenia, wykroczenie przeciwko logice - taką iskrą nie jest
to czy owo ulotne postrzeżenie, ale nagła śmierć. System, do
jakiego zmierza oświecenie, to taka postać poznania, która naj­
lepiej umie uporać się z faktami, najskuteczniej wspiera podmiot
w opanowywaniu przyrody. Naczelnymi zasadami tego systemu są
zasady samozachowania. Niepełnoletność okazuje się tedy niezdol­
nością do zachowania siebie. Logicznym podmiotem oświecenia
jest burżuazja w kolejnych swoich wersjach: właściciela niewol­
ników, wolnego przedsiębiorcy, administratora.
Trudności, zawarte w pojęciu rozumu, a wynikające stąd, że
podmioty — nosiciele jednego i tego samego rozumu — pozostają
względem siebie w stosunkach realnego przeciwieństwa, zachod­
nie oświecenie maskuje pozorną jasnością swoich sądów. Nato­
miast w Krytyce czystego rozumu trudności te ujawniają się w niejas­
nej relacji między J a transcendentalnym a empirycznym oraz
w innych sprzecznościach. Pojęcia Kanta są niejednoznaczne.
Rozum jako transcendentalne, ponadindywidualne J a zawiera
w sobie ideę swobodnego współżycia ludzi, którzy organizują się
w podmiot powszechny i znoszą konflikt między rozumem
czystym a empirycznym w świadomej solidarności, spajającej
całość. Jest to idea prawdziwej ogólności - utopia. Zarazem jednak
Dygresja 11: Julia albo oświecenie i moralność IOI

(rozum stanowi instancję myślenia kalkulującego, które przyrządza


Iswiat zgodnie z celami samozachowania i jedyną jego funkcją jest
spreparowanie przedmiotu tak, by materiał zmysłowy stał się
materiałem ujarzmienia. Prawdziwą naturą schematyzmu, który
z zewnątrz dopasowuje wzajem do siebie to, co ogólne, i to, co
szczegółowe, pojęcie i pojedynczy przypadek, okazuje się ostatecz­
nie w aktualnej nauce interes społeczeństwa przemysłowego. Byt
traktowany jest w aspekcie przetwarzania i zarządzania. Wszystko
staje się powtarzalnym, zastępowalnym procesem, kolejnym przy­
kładem abstrakcyjnych modeli systemu - także poszczególny
człowiek, nie mówiąc już o zwierzęciu. Konflikt między nauką
administrującą, urzeczowiającą, między duchem publicznym a do­
świadczeniem jednostki jest w tych warunkach z góry uchylony.
Zmysły są zdeterminowane przez aparat pojęciowy, zanim jeszcze
dojdzie do aktu postrzeżenia, burżuazja a priori widzi świat jako
tworzywo, z którego sobie świat buduje. Kant intuicyjnie do­
strzegł to, co świadomie urzeczywistniono dopiero w Hollywood:
obrazy już w trakcie produkowania cenzurowane są z góry podług
standardów intelektu, zgodnie z którymi mają być potem ogląda­
ne. Postrzeżenie, które ma potwierdzić publiczną opinię, zostało
przez tęże z góry już uformowane, zanim jeszcze nastąpiło. Jeżeli
utajona w pojęciu rozumu utopia poprzez przypadkowe różnice
między podmiotami uwzględniała jeszcze ich stłumiony identyczny
interes, to rozum, który w aspekcie celowym funkcjonuje wyłącz­
nie jako nauka systematyczna, wraz z różnicami niweluje także ów
identyczny interes. Nie dopuszcza żadnych innych określeń oprócz
klasyfikacji społecznego przemysłu. Każdy jest tylko tym, kim się
stał: użytecznym, odnoszącym sukcesy, doznającym niepowodzeń
członkiem grup zawodowych i narodowych. Jest dowolnym
reprezentantem swego geograficznego, psychologicznego, socjo­
logicznego typu. Logika jest demokratyczna, traktuje wielkich
i małych jednakowo. Ci pierwsi są prominentami, ci drudzy
- ewentualnymi przedmiotami opieki społecznej. Nauka w ogól­
ności odnosi się do przyrody i do ludzi tak jak szczegółowa nauka
o ubezpieczeniach do życia i śmierci. Nieważne, kto umiera, chodzi
o stosunek przypadków do zobowiązań towarzystwa ubezpieczę-
102 Dialektyka oświecenia

niowego. Formuła uwzględnia prawo wielkich liczb, nie cechy


indywidualne. Zgodność tego, co ogólne, i tego, co szczegółowe,
zawiera się też już jawnie w intelekcie, intelekt bowiem postrzega
to, co szczegółowe, tylko jako przypadek tego, co ogólne, to zaś,
co ogólne - tylko jako tę stronę tego, co szczegółowe, od której
można je ująć i posługiwać się nim. Sama nauka nie ma już żadnej
świadomości siebie, jest narzędziem. Otóż oświecenie jest filozofią,
która prawdę utożsamia z naukowym systemem. Próba uzasad­
nienia tej tożsamości, przez Kanta podjęta jeszcze w zamiarze
filozoficznym, doprowadziła do pojęć, które nie mają żadnego
sensu naukowego, nie są bowiem li tylko instrukcjami do manipu­
lowania wedle reguł gry. Pojęcie samorozumienia się nauki
sprzeczne jest z pojęciem samej nauki. Dzieło Kanta wykracza poza
doświadczenie jako czystą operację, i dlatego jest dziś przez
oświecenie wedle własnych swych pryncypiów odrzucone jako
dogmatyczne. Punktem dojścia u Kanta jest potwierdzenie sys­
temu naukowego jako postaci prawdy - tym samym myśl przypie-
czętowuje swoją nicość, nauka bowiem jest ćwiczeniem technicz­
nym, tak odległym od refleksji nad swym własnym celem jak inne
rodzaje pracy pod presją systemu.
Moralne nauki oświecenia świadczą o rozpaczliwym wysiłku, by
w miejsce osłabłej religii znaleźć intelektualne racje, które na­
kazywałyby wytrzymanie w społeczeństwie także wtedy, gdy
motyw interesu zawodzi. Filozofowie jak autentyczni mieszczanie
w praktyce paktują z potęgami, które wedle ich teorii są już
skazane. Teorie są konsekwentne i twarde, nauki moralne propa­
gandowe i sentymentalne, i to nawet wówczas, gdy trącą rygoryz­
mem - albo też są aktami przemocy, jakich można się dopuszczać
na gruncie przeświadczenia, iż moralności wywieść się nie da,
czego świadectwo składa Kant, powołując się na siły moralne jako
na fakty. Kant, choć ostrożniejszy w tym względzie niż cała
zachodnia filozofia, chciał wywieść obowiązek wzajemnego sza­
cunku z prawa rozumu, zamysł ten jednak nie znajduje żadnego
wsparcia w krytyce. Jest to zwykła dla myśli mieszczańskiej próba,
by liczenie się z innymi - bez czego niemożliwa jest cywilizacja
- uzasadnić inaczej niż przez interes materialny i przemoc, próba
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność

wzniosła i iskrząca się paradoksami jak żadna przedtem, a ulotna


jak wszystkie inne. Mieszczanin, który kierując się wyłącznie
kantowskim motywem szacunku dla czystej formy prawa po­
zbawiłby się zysku, uchodziłby nie za człowieka oświeconego, ale
za człowieka pełnego przesądów - za głupca. Kantowski op­
tymizm, zgodnie z którym postępowanie moralne jest rozumne
także wówczas, gdy postępek niegodziwy ma lepsze widoki
powodzenia, rodzi się z przerażenia wobec nawrotu barbarzyń­
10
stwa. Gdyby - pisał Kant w nawiązaniu do Hallera - jedna z tych
wielkich sił moralnych, jakimi są miłość wzajemna i szacunek,
miała zaniknąć, ,,nicość (immoralizm) rozdziawioną paszczą po­
chłonęłaby całe królestwo istot (moralnych) jak kroplę wody". Ale
siły moralne wedle Kanta są wobec naukowego rozumu popędami
i sposobami zachowania równie neutralnymi jak siły niemoralne
- w które zresztą te pierwsze natychmiast się zmieniają, gdy
skierowane są nie na ową ukrytą możliwość, lecz na pojednanie
z potęgą. Oświecenie usuwa tę różnicę poza obręb teorii. Odnosi
się do namiętności „ac si quaestio de lineis, planis aut de corporibus
1 1
esset" . Ustrój totalitarny potraktował to serio. Jeżeli dziewiętnas­
towieczny człowiek interesu, znajdujący się pod kontrolą własnej
klasy społecznej, musiał przestrzegać Kantowskiej zasady po­
szanowania i wzajemnej miłości, to faszyzm, który uwolnił się od
tej instytucji i stosując żelazną dyscyplinę oszczędza podległym mu
narodom uczuć moralnych, nie potrzebuje przestrzegać już żadnej
dyscypliny. Wbrew kategorycznemu imperatywowi, a za to w tym
większej zgodności z czystym rozumem faszyzm traktuje ludzi jak
rzeczy, ośrodki sposobów zachowania. Panujący starali się ochro­
nić świat burżuzyjny przed zalewem jawnej przemocy, która
faktycznie wtargnęła do Europy, tylko dopóty, dopóki ekonomi­
czna koncentracja nie posunęła się dostatecznie daleko. Przedtem
jedynie biedacy i dzikusy byli narażeni na rozbuchany żywioł

1 0
I. Kant, Metaphysische Anfànge der Tugendlehre. W: Kants Werke, wyd.
cyt., t. 6, s. 4 4 9 .
11
„ J a k gdyby chodziło o linie, płaszczyzny albo ciała" B. Spinoza: Ethica.
Pars III: Praefatio. Przeł. I. Myślicki. Na nowo opr. L . Kołakowski.
Warszawa 1 9 5 4 , s. 14.
IO4 Dialektyka oświecenia

kapitalizmu. Ustrój totalitarny przywraca jednak do praw myślenie


kalkulujące i trzyma się nauki jako takiej. J e g o kanonem jest
własna krwawa sprawność. Ręka filozofii wypisała to na ścianie, od
Krytyki Kanta do Genealogii moralności Nietzschego; ale jeden tylko
doprowadził rzecz do końca, ze wszystkimi szczegółami. Dzieło
markiza de Sade ukazuje „intelekt bez obcego kierownictwa"
— uwolniony od kurateli mieszczański podmiot.
Samozachowanie jest konstytutywną zasadą nauki, duszą tabeli
kategorii, nawet jeśli ma ona być rezultatem idealistycznej deduk­
cji, jak u Kanta. Nawet J a , syntetyczna jedność apercepcji,
instancja, którą Kant zowie najwyższym punktem, na którym
12
zawieszona jest cała l o g i k a , jest naprawdę zarówno produktem,
jak warunkiem egzystencji materialnej. Jednostki, które muszą
same troszczyć się o siebie, rozwijają J a jako instancję refleksyjnej
przezorności i nadzoru, J a rozszerza się i kurczy wraz z szansami
ekonomicznej samodzielności i własności środków produkcji
w kolejnych pokoleniach. Na koniec przechodzi z wywłasz­
czonych burżuazyjnych przedsiębiorców na totalitarnych władców
trustów, dla których nauka jest już tylko kwintesencją metod
reprodukcji ujarzmionego społeczeństwa masowego. Markiz de
Sade wcześnie wystawił pomnik ich zdolnościom planowania.
Spisek władców przeciw ludom, możliwy dzięki nieuniknionej
organizacji władców, jest od czasów Machiavellego i Hobbesa tak
bliski oświeconemu duchowi jak mieszczańska republika. Dla
ducha oświeconego wrogiem jest tylko autorytet, który nie ma sił,
by zapewnić sobie posłuszeństwo, przemoc, która nie tworzy
faktów. Póki nie zważa się, kto używa rozumu, jest on nie bardzie]
spokrewniony z przemocą niż z zapośredniczeniem; w zależności
od sytuacji jednostek i grup rozum ukazuje wojnę albo pokój,
tolerancję albo represje jako to, co dane. Demaskując cele treś­
ciowe jako władz^jiatury nad duchem, jako naruszenie własnego
prawodawstwa^rozum ze swym formalizmem służyć może wszel­
kim naturalnyni interesom. Myślenie staje się całkowicie narzę­
dziem, zostaje na powrót włączone do natur^ Dla panujących zaś
ludzie stają się materiałem - jak materiałem jest cała natura dla
12
I. Kant, Krytyka czystego rozumu, wyd. cyt., t. i , s. 2 4 1 , przypis.
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność

społeczeństwa. Po krótkim interludium liberalizmu, kiedy to


mieszczanie trzymali się wzajemnie w szachu, panowanie ukazuje
się jako archaiczny straszak w swym kształcie po faszystowsku
zracjonalizowanym. „Trzeba zatem - powiada książę de Francavil-
la do towarzystwa zebranego u króla Ferdynanda w Neapolu
- zastąpić religijne chimery skrajnym terrorem; dość uwolnić lud
od strachu przed piekłem, a przystanie na wszystko; ale ten
chimeryczny strach zastąpić trzeba najsurowszym prawem kar­
nym, które godzić będzie jedynie w sam lud, tylko lud bowiem
sieje niepokój w państwie: tylko najniższe klasy rodzą niezadowo­
lonych. Cóż obchodzi bogacza wyobrażenie cugli, których nie
poczuje nigdy na samym sobie - jeżeli ten czczy pozór da mu
prawo wyzyskiwania wszystkich tych, którzy żyją pod jego
jarzmem? Nie znajdzie się pośród tej klasy takiego, który by nie
zgodził się żyć w najgłębszym cieniu tyranii, dopóki w rzeczywis­
13
tości tyranii tej podlegać będą inni" . Rozum jest narzędziem
kalkulacji, planu, w stosunku do celów jest neutralny, jego
żywiołem jest koordynowanie. Co Kant uzasadnił transcendental­
nie - związek poznania i planowania, który zracjonalizowanej aż
po chwile wytchnienia mieszczańskiej egzystencji w każdym
szczególe nadaje charakter nieuniknionej celowości — tego na sto
lat przed erą sportu dokonał empirycznie markiz de Sade. N o w o ­
czesne ekipy sportowe, gdzie współdziałanie podlega ścisłym
regułom, tak że żaden członek ekipy nie ma wątpliwości co do swej
roli i każdy może być w każdej chwili zastąpiony przez czekającego
już zmiennika — mają swój dokładny model w seksualnych teamach
Julii, gdzie wykorzystuje się każdy moment, nie zaniedbuje
żadnego otworu ciała i żaden organ nie pozostaje bezczynny.
W sporcie jak we wszystkich branżach kultury masowej panuje
napięta, celowa zapobiegliwość, choć niewtajemniczony obser­
wator nie zdoła domyślić się różnicy między poszczególnymi
kombinacjami, sensu kolejnych odmian, którego miarą są arbitral­
nie ustanowione reguły. Własna architektoniczna struktura Kan-
towskiego systemu podobnie jak akrobatyczne piramidy orgii de
1 3
D.A.F. de Sade, Histoire de Juliette.T. 5 . Hollande 1 7 9 7 , t. 5 , s. 3 1 9
i nast.
io6 Dialektyka oświecenia

Sade'a i zasadniczość pierwszych lóż mieszczańskich - ich cynicz­


nym odzwierciedleniem jest surowy regulamin towarzystwa liber­
tynów ze 120 dni Sodomy - zapowiada już wyzbytą merytorycznego
celu organizację całości życia. W organizacjach takich bardziej niż
0 użycie chodzi o skrzętne funkcjonowanie, o organizację, tak jak
w innych zdemitologizowanych epokach — w Rzymie czasów
cesarstwa, w epoce odrodzenia i baroku - schemat aktywności
ważniejszy był niż jego treść. W czasach nowożytnych oświecenie
wydobyło idee harmonii i spełnienia z hipostatycznego bytu
w religijnych zaświatach i w formie systemu zrobiło z nich kryteria
ludzkich dążeń. Gdy utopia - ta sama, która użyczyła nadziei
rewolucji francuskiej - z całą siłą i bezsilnie zarazem wniknęła
w niemiecką muzykę i filozofię, ustabilizowany ład mieszczański
ostatecznie sfunkcjonalizował rozum. Rozum stał się bezcelową
celowością, i dlatego właśnie daje się użyć do każdego celu. Jest
planem samym w sobie. Totalitarne państwo manipuluje naroda­
mi. ,,Otóż to - powiada książę u Sade'a - rząd musi sam kierować
ludnością, musi mieć w ręku wszystkie środki, aby ją wytępić, gdy
się jej obawia, aby ją pomnożyć, gdy uważa to za niezbędne,
1 jedyną miarą jego sprawiedliwości musi być miara jego interesów
lub namiętności, związana jedynie z namiętnościami lub interesami
tych, którzy, jakeśmy powiedzieli, otrzymali odeń tyle władzy, ile
14
trzeba, by spotęgować władzę rządu" . Książę wskazuje drogę,
którą od początku podążał imperializm, najstraszliwsza postać
ratio. „...Odbierzcie ludowi, który chcecie ujarzmić, jego boga
i zdemoralizujcie go; dopóki lud nie będzie miał innego boga, do
którego mógłby zanosić modły, oprócz was, dopóki nie będzie
miał innej moralności prócz waszej, dopóty będziecie nad nim
panowali [...] toteż dajcie mu najrozleglejsze możliwości zbrodni;
15
nie karajcie go nigdy - chyba że powstanie przeciwko wam" .
Ponieważ rozum nie stawia żadnych celów merytorycznych,
wszystkie afekty są mu równie dalekie. Są jedynie naturalne.
Zasada, zgodnie z którą rozum jest tylko przeciwieństwem

1 4
Tamże, s. 322 i nast.
1 5
Tamże, s. 324.
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność

wszelkiej nierozumności, stanowi podstawę prawdziwej opozycji


między oświeceniem a mitologią. Mitologia mianowicie zna tylko
ducha pogrążonego w naturze, ducha jako potęgę natury. We­
wnętrzne porywy - tak samo jak siły zewnętrzne - są dla niej
żywymi mocami pochodzenia boskiego lub demonicznego. Oświe­
cenie natomiast zabiera wszelki związek, sens, życie i umieszcza je
wyłącznie w podmiotowości, która dopiero przez tę rewindykację
naprawdę się konstytuuje. Rozum jest tu chemicznym czynnikiem,
który wchłania w siebie własną substancję rzeczy i sprawia, że
ulatnia się ona w czystej autonomii samego rozumu. Aby uwolnić
się od zabobonnego strachu przed naturą, rozum zdemaskował
obiektywne ośrodki działania i postaci jako osłony chaotycznego
materiału, a ich wpływ na człowieka potępił jako zniewolenie - aż
podmiot zgodnie ze swą ideą stał się jedynym, nieograniczonym,
pustym autorytetem. Wszelka siła natury jest już tylko niezróż-
nicowaną magmą, stawiającą opór abstrakcyjnej władzy podmiotu.
Szczególną mitologią, z którą zachodnie oświecenie, także w for­
mie kalwinizmu, musiało się rozprawić, była katolicka nauka o ordo
oraz pogańska religia ludowa, nadal krzewiąca się bujnie pod
osłoną tej nauki. Od niej chciała uwolnić ludzkość mieszczańska
filozofia. Ale emancypacja poszła dalej, niż jej humanistyczni
twórcy sobie zamyślali. Uwolniona gospodarka rynkowa była
zarazem aktualną postacią rozumu i siłą, o którą rozum się
roztrzaskał. Romantyczni reakcjoniści wypowiedzieli tylko to, co
stało się doświadczeniem samej burżuazji: że wolność w ich świecie
prowadzi do zorganizowanej anarchii. Katolicka kontrreformacja
miała w swej krytyce oświecenia tyleż słuszności, co oświecenie
krytykując katolicyzm. Oświecenie opowiedziało się za liberaliz­
mem. Jeżeli wszystkie afekty są tyle samo warte, to samoza-
chowanie, które i tak określa kształt systemu, stanowi również
najbardziej prawdopodobną maksymę postępowania. W wolnej
gospodarce rynkowej powinno mieć pełną swobodę. Mroczni
pisarze zarania ery mieszczańskiej — Machiavelli, Hobbes, Man-
deville - którzy przyświadczali egoizmowi jaźni, tym samym
uznawali społeczeństwo jako zasadę destrukcyjną i zaprzeczali
harmonii, zanim jeszcze ta ostatnia została przez pisarzy jasnych,
io8 Dialektyka oświecenia

klasyków, wyniesiona do rangi oficjalnej doktryny. Zachwalali


totalność mieszczańskiego porządku jako potwora, który na
koniec pochłonął jedno i drugie, to, co ogólne, i to, co szczegóło­
we, społeczeństwo i jaźń. W miarę rozwoju systemu gospodar­
czego, w którym panowanie prywatnych grup nad aparatem
gospodarczym dzieli i różni ludzi, samozachowanie, przez rozum
utrwalone w identycznej postaci, ten uprzedmiotowiony instynkt
mieszczańskiego indywiduum, okazuje się niszczycielską siłą natu­
ry, nieodłączną od autodestrukcji. Samozachowanie zlewa się
z samozniszczeniem. Czysty rozum staje się nierozumnością,
procedurą wolną od błędów i od treści. Owa utopia zaś, zapowia­
dająca pojednanie miedzy naturą a jaźnią, irracjonalna i zarazem
rozumna, wraz z rewolucyjną awangardą opuściła kryjówkę, którą
miała w niemieckiej filozofii, jako idea zjednoczenia wolnych ludzi
i ściągnęła na siebie całą furię mieszczańskiej rafio. W społeczeń­
stwie takim jakie jest, mimo żałosnych usiłowań moralistów,
którzy jako najbardziej racjonalny środek propagują człowieczeńs­
two, samozachowanie nadal wolne jest od utopii zdemaskowanej
już jako mit. Sprytne samozachowanie w przypadku tych, którzy
znajdują się u góry, polega na walce o faszystowską władzę,
a w przypadku jednostek - na dostosowaniu się do niesprawied­
liwości za wszelką cenę. Oświecony rozum nie umie znaleźć
kryteriów, aby wyodrębnić jakiś popęd w sobie i w stosunku do
innych popędów, podobnie jak nie umie uporządkować kosmosu
według sfer. Swego czasu słusznie odkrył, że hierarchia w przyro­
dzie jest refleksem średniowiecznego społeczeństwa, a późniejsze
próby wskazania nowego obiektywnego porządku wartości na­
znaczone były piętnem kłamstwa. Irracjonalizm, który przejawia
się w takich nieciekawych rekonstrukcjach, daleki jest od tego, by
stawić czoła przemysłowej ratio. Jeżeli wielka filozofia - z Leib­
nizem i Heglem - dopatrywała się roszczenia do prawdy również
w tych subiektywnych i obiektywnych manifestacjach, które same
nie są jeszcze myślami - w uczuciach, instytucjach, dziełach sztuki
- to irracjonalizm, pod tym jak i pod innymi względami pokrewny
ostatniemu odpryskowi oświecenia, nowoczesnemu pozytywiz­
mowi, izoluje uczucia, religię i sztukę od wszystkiego, co się zowie
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność

nauką. Ogranicza wprawdzie chłodny rozum na rzecz bezpośred­


niego życia, owo życie jednak traktuje po prostu jako zasadę
wrogą myśli. W świetle tej wrogości uczucie, a ostatecznie
wszelka ludzka ekspresja, ba — kultura w ogóle zostaje zwolniona
z odpowiedzialności wobec myślenia, i w efekcie zmienia się
w zneutralizowany element wszechogarniającej ratio systemu
ekonomicznego, od dawna już irracjonalnego. Rozum nigdy
nie mógł liczyć wyłącznie na własną atrakcyjność i uzupełniał
ją kultem uczucia. A nawołując do uczuć, zwraca się przeciwko
własnemu medium, myśleniu, które jemu samemu, wyobcowa­
nemu rozumowi, zawsze wydawało się podejrzane. Egzaltacja
czułych kochanków w filmie to cios w nieskłonną do wzruszeń
teorię, a jej przedłużeniem są sentymentalne argumenty przeciwko
myśli, która atakuje niesprawiedliwość. Ale gdy uczucia prze­
rastają w ideologię, nie umniejsza to w niczym wzgardy, jaka
otacza je w rzeczywistości. Że zaś na tle gwiezdnych wyżyn,
na jakie wynosi je ideologia, wydają się zawsze nazbyt wulgarne,
przyczynia się to dodatkowo do ich niesławy. Wyrok na uczucia
zapadł już z chwilą formalizacji rozumu. Nawet samozachowanie
jako naturalny popęd wraz z innymi spontanicznymi odruchami
ma nieczyste sumienie, tylko skrzętna zapobiegliwość i instytucje,
które mają jej służyć - usamodzielnione struktury zapośred-
niczające, aparat, organizacja, systematyczność - mają jeszcze
tak w poznaniu, jak i w praktyce opinię rozumnych; uczucia
nie mają prawa bytu poza tymi instytucjami.
Oświecenie nowszych czasów od początku stało pod znakiem
radykalizmu: to różni je od wszystkich wcześniejszych stadiów
demitologizacji. Gdy z nowym sposobem społecznego bycia
w dzieje powszechne wkraczała nowa religia i mentalność, wraz
z dawnymi klasami, plemionami i ludami z reguły obalano w proch
także dawnych bogów. Zwłaszcza gdy jakiś lud podążając za swym
losem przechodził do nowej formy życia społecznego — np. Żydzi
-tradycyjnie kultywowane zwyczaje, uświęcone czynności i przed­
mioty czci wyklinano - odtąd miały wzbudzać odrazę i strach. Lęki
i idiosynkrazje dzisiejsze, wyszydzane i odstręczające cechy charak­
teru można rozszyfrować jako znamiona postępu w rozwoju
I IO Dialektyka oświecenia

człowieka. Od wstrętu do odchodów i ludzkiego mięsa aż po


pogardę dla fanatyzmu, lenistwa oraz duchowej i materialnej nędzy
wiedzie linia zachowań niegdyś stosownych i niezbędnych, a po­
tem zohydzonych. Jest to linia zniszczenia i cywilizacji. Każdy
krok był krokiem naprzód, etapem oświecenia. Ale podczas gdy
wszystkie dawniejsze przemiany, przejście od preanimizmu do
magii, od kultury matriarchalnej do patriarchalnej, od politeizmu
właścicieli niewolników do katolickiej hierarchii, ustanawiały
w miejsce dawnych mitologii nowe, tyle że oświecone, a więc boga
zastępów w miejsce wielkiej matki, kult baranka w miejsce totemu,
to światło oświeconego rozumu rozbiło jako mit wszelkie oddanie,
które uważało się za obiektywne, ugruntowane w rzeczy. Wszyst­
kie uprzednio dane więzi stały się tabu, łącznie z tymi, które były
niezbędne dla istnienia samego burżuazyjnego porządku. Instru­
ment, dzięki któremu mieszczaństwo doszło do władzy - uwol­
nienie sił, powszechna wolność, samostanowienie, krótko mówiąc
oświecenie - obrócił się przeciwko mieszczaństwu z chwilą, gdy
mieszczański porządek jako system panowania zmuszony został do
stosowania ucisku. Oświecenie zgodnie ze swą zasadą nie może
tolerować nawet minimum wiary, bez wiary zaś świat mieszczański
nie może istnieć. Oświecenie nie świadczy panowaniu rzetelnych
usług, jak to czyniły zawsze dawne ideologie. J e g o antyautorytarna
tendencja, która - choć tylko podskórnie - komunikuje się z tamtą
utopią w pojęciu rozumu, sprawia w końcu, że ustabilizowana
burżuazja odnosi się do oświecenia równie wrogo jak arystokracja,
z którą rychło też wchodzi w sojusz. Zasada antyautorytarna musi
wreszcie obrócić się w swoje przeciwieństwo, w instancję przeciw­
ną rozumowi: znosi wszystko, co samo przez się stanowi więź,
a tym samym pozwala panowaniu suwerennie i wedle własnych
potrzeb dekretować, co jest wiążące, i dowolnie tym manipulować.
Filozofia, która nie umiała poradzić sobie z uzasadnieniem cnoty
obywatelskiej i miłości bliźniego, ogłosiła cnotami także autorytet
i hierarchię, gdy te na gruncie oświecenia dawno już stały się
kłamstwami. Ale nawet w obliczu takiej perwersji własnych zasad
oświecenie nie znajdowało argumentów, ponieważ szczera prawda
nie ma żadnej przewagi nad zniekszałceniem, racjonalizacja nie ma
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność 111

żadnej przewagi nad ratio, dopóki nie będą mogły wykazać się np.
większą przydatnością praktyczną. Wraz z formalizacją rozumu
sama teoria, jeżeli chce być czymś więcej niż znakiem neutralnej
metody, staje się pojęciem niezrozumiałym, a myślenie uchodzi za
sensowne tylko pod warunkiem, że wyzbywa się sensu. Wprzężone
w panujący sposób produkcji oświecenie, dążące do podkopania
porządku - teraz już represyjnego - samo doprowadza się do
rozkładu. Znalazło to już wyraz we wczesnych atakach, jakie
oświecenie w swej wersji popularnej przypuszczało na nieubłaga­
nie wszystko homogenizującą machinę myśli Kanta. Jeżeli Kan-
towska filozofia moralna ograniczała swą oświeceniową krytykę,
by ocalić możliwość rozumu, to bezrefleksyjna myśl oświecenio­
wa, kierująca się względami samozachowania, wolała zawsze
- odwrotnie - sama rozpuścić się w sceptycyzmie, aby pozostawić
dość miejsca dla istniejącego porządku.
Dzieło markiza de Sade, podobnie jak dzieło Nietzschego,
stanowi natomiast bezkompromisową krytykę praktycznego rozu­
mu, wobec której krytyka wielkiego homogenizatora wydaje się
rewokacją własnego myślenia. Zasada scjentyficzna zostaje tu
spotęgowana do tego stopnia, że przerasta w destrukcję. Kant tak
długo oczyszczał prawo moralne we mnie z wszelkich elementów
heteronomicznej wiary, aż szacunek dla prawa moralnego stał się
wbrew jego zapewnieniom już tylko naturalnym faktem psycho­
logicznym, tak jak niebo gwiaździste nade mną - faktem fizykal­
16
nym. ,,Fakt rozumu" - mówi sam K a n t , „ogólny instynkt
17
społeczny" - powiada Leibniz . Fakty jednak nie liczą się tam,
gdzie ich nie ma. Sade nie zaprzecza istnieniu faktów. Justyna,
która z dwóch sióstr jest tą dobrą, to męczennica prawa moral­
nego. Julia natomiast wyciąga konsekwencje, których burżuazja
wolałaby uniknąć: demonizuje katolicyzm jako najnowszą mito­
logię, a wraz z katolicyzmem - cywilizację w ogóle. Energie, które
odnosiły się do sakramentu, zwracają się ku świętokradztwu. Ale
ten zwrot przenosi się na wszelką wspólnotę. Zresztą Julia nie
16
I. Kant: Krytyka praktycznego rozumu, wyd. cyt., s. 5 4 , s. 7 3 , s. 8 0 i in.
17
G.W. Leibniz: Nowe rozważania dotyczące rozumu ludzkiego. T. 1 . K s . 1 ,
rozdz. 2 , § 9 . Przeł. I. Dąbska. Warszawa 1 9 5 5 , s. 7 8 .
I I 2 Dialektyka oświecenia

zachowuje się bynajmniej fanatycznie, jak katolicyzm wobec


Inków, a jedynie skrzętnie i w sposób oświecony uprawia święto­
kradztwo, które katolicy mają we krwi jeszcze z czasów archaicz­
nych. Prehistoryczne zachowania, które cywilizacja uczyniła tabu,
napiętnowane jako bestialstwo i zmienione w czynniki destrukcji,
wiodły żywot podziemny. Julia uprawia je już nie jako zachowania
naturalne, lecz jako zachowania obłożone tabu. Kompensuje więc
wartościujący sąd, który je potępia - a jest nieuzasadniony, gdyż
T
nieuzasadnione są w szystkie sądy wartościujące - sądem przeciw­
stawnym. Gdy Julia powtarza prymitywne reakcje, nie są to już
reakcje prymitywne, lecz bestialskie. Julia, nieco podobna do
18
markizy de Merteuil z Niebezpiecznych związków , ucieleśnia - by
uciec się do terminologii psychologicznej — nie libido niewysub-
limowane lub regresywne, lecz intelektualną radość z regresji, amor
intellectualis diaboli, rozkosz pobicia cywilizacji jej własną^ bromg.
Julia kocha system i konsekwencję/ Posługuje się znakomicie
narzędziami racjonalnego myślenia. Gdy chodzi o samoopanowa-
nie się, jej nauki mają się niekiedy do nauk Kantowskich jak
poszczególny przypadek do ogólnego twierdzenia. „Cnota zatem
1 9
- czytamy u Kanta - o ile ugruntowana jest w wewnętrznej
wolności, zawiera także pewien pozytywny nakaz dla ludzi,
mianowicie by poddać wszystkie swe zdolności i skłonności jego
(rozumu) władzy, czyli nakaz panowania nad sobą, który idzie
przed zakazem, mianowicie by nie dać uczuciom i skłonnościom
panować nad sobą (obowiązek apatii): albowiem, gdy rozum nie
ujmie rządów w swe ręce, one - uczucia i skłonności - właśnie mają
władzę nad ludźmi". Julia zaś tak oto naucza samodyscypliny
zbrodni: „Proszę najpierw rozważyć swój plan na kilka dni
naprzód, zastanowić się nad wszystkimi jego następstwami, zbadać
starannie, co może panu dopomóc, [...] co ewentualnie mogłoby
pana zdradzić, i proszę rozważać te rzeczy z taką zimną krwią, jak
20
gdyby był pan pewien, że pana zdemaskują" . Twarz mordercy
musi okazywać maksymalny spokój. „...Niech pan okazuje spokój
18
Por. przedmowa Henryka Manna do edycji Insel-Verlag.
19
Metaphysische Anfänge der Tugendlehre, wyd. cyt., s. 4 0 8 .
20
Juliette, wyd. cyt., t. 4 , s. 5 8 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność

i obojętność, niech pan spróbuje z d o b y ć się w tej sytuacji na zimną


k r e w [...] bez p e w n o ś c i , że nie będzie pan miał najmniejszych
wyrzutów sumienia, a tę p e w n o ś ć zyskuje się jedynie przez
oswojenie ze zbrodnią, bez tej p e w n o ś c i w i ę c , jak p o w i a d a m ,
2 1
n i g d y nie zdoła pan z a p a n o w a ć nad m i m i k ą . . . " . W o l n o ś ć o d
w y r z u t ó w sumienia jest dla formalistycznego rozumu równie
istotna jak w o l n o ś ć o d miłości lub nienawiści. S k r u c h a zakłada
przeszłość - która w b r e w popularnej ideologii dla burżuazji n i g d y
nie miała znaczenia - jako coś istniejącego; skrucha to r e c y d y w a ,
a jeżeli dla burżuazyjnej p r a k t y k i skrucha ma c o k o l w i e k na s w e
usprawiedliwienie, to t y l k o g d y chroni przed r e c y d y w ą . Spinoza
p o w i a d a przecież za stoikami: „Poenitentia virtus non est, sive ex
2 2
ratione non oritur, sed is, quem facti poenitet, bis miser seu im po tens est" .
C a ł k i e m w duchu księcia de Francavilla dorzuca w p r a w d z i e zaraz
2?
p o t e m : „terret vulgus, nisi metuaf > i jako d o b r y makiawielista
sądzi, że p o k o r a i skrucha, p o d o b n i e jak strach i nadzieja, choć
sprzeczne z r o z u m e m , m o g ą b y ć p r a w d z i w i e użyteczne. „ K o n i e c z ­
n y m w a r u n k i e m cnoty jest apatia (traktowana jako siła) - m ó w i
2 4
K a n t , odróżniając poniekąd na modłę S a d e ' a „apatię m o r a l n ą "
od apatii w sensie obojętności na bodźce z m y s ł o w e . E n t u z j a z m jest
rzeczą złą. Siła cnoty bierze się ze s p o k o j u i stanowczości. „ J e s t to
stan z d r o w i a w życiu m o r a l n y m ; natomiast afekt, nawet jeżeli
w y w o ł a n y jest w y o b r a ż e n i e m dobra, to c h w i l o w e olśniewające
2 5
z j a w i s k o , które p o z o s t a w i a p o sobie zmęczenie". Przyjaciółka
2 6
J u l i i , C l a i r w i l , to samo m ó w i o w y s t ę p k u . " M o j a dusza jest
twarda, i daleko mi d o t e g o , b y m w r a ż l i w o ś ć przekładała nad
szczęsną apatię, którą się cieszę. O J u l i o [...] c h y b a się mylisz co d o
tej niebepiecznej w r a ż l i w o ś c i , którą tylu g ł u p c ó w poczytuje sobie
za coś d o b r e g o . " A p a t i a p o j a w i a się w tych z w r o t n y c h p u n k t a c h
21
Tamże, s. 6 o i nast.
22
„Skrucha nie jest cnotą, czyli nie powstaje z rozumu, lecz ten, kto
żałuje jakiegoś czynu, jest podwójnie nieszczęśliwy, czyli bezsilny". B .
Spinoza, Ethica, Pars IV, Prop. L I V . Wyd. cyt., s. 2 9 9 .
2 3
„Sroży się tłum, jeśli się nie boi". Tamże, Schol.: wyd. cyt., s. 3 0 0 .
24
Metaphysische Anfänge der Tugendlehre, wyd. cyt., s. 4 0 8 .
25
Tamże, s. 4 0 9 .
26
Juliette, wyd. cyt., t. 2 , s. 1 1 4 .
ii4 Dialektyka oświecenia

historii burżuazji, a także historii starożytnej, gdy w obliczu


przemożnej tendencji historycznej pauci beati uświadamiają sobie
swą bezsilność. Oznacza ona wycofanie indywidualnej spontanicz­
ności w sferę życia prywatnego, które dopiero wskutek tego
ustanowione zostaje jako właściwie mieszczańska forma egzysten­
cji. Stoicyzm - a jest to przecież filozofia mieszczańska - wskazując
na cierpienia innych sprawia, że uprzywilejowanym łatwiej jest
pogodzić się z zagrożeniami, które ich dotyczą. Stoicyzm umacnia
ogólność w ten sposób, że do rangi zasady jako ochronę przed
ogólnością wynosi życie prywatne. Sfera prywatna burżuazji to
zdegenerowany dorobek kulturalny klasy wyższej.
Dla Julii nauka jest wyznaniem wiary. Wszelki kult, którego
racjonalności nie można dowieść, napawa ją obrzydzeniem: wiara
w Boga i jego martwego syna, przestrzeganie dziesięciorga
przykazań, przekładanie dobra ponad zło, zbawienia nad grzech.
Pociągają ją reakcje, które przez legendy cywilizacji zostały
obłożone klątwą. Operuje semantyką i składnią logiczną jak
najnowocześniejszy pozytywizm, ale - w przeciwieństwie do tego
funkcjonariusza najnowszej administracji - nie kieruje swej anali-
tyczno-językowej krytyki przeciwko myśleniu i filozofii, lecz jako
nieodrodna córa wojującego oświecenia - przeciw religii. „Mart­
27
wy Bóg! - mówi o Chrystusie - doprawdy, nic komiczniejszego
niż to niedorzeczne zestawienie z katolickiego słownika: Bóg, czyli
wieczność; śmierć, czyli zaprzeczenie wieczności. Głupi chrześ­
cijanie, i cóż wy chcecie począć ze swoim martwym Bogiem?"
Przemiana tego, co zostało bez naukowych dowodów potępione,
w coś godnego zachodu, a tego, co było bezzasadnie uznane,
w przedmiot odrazy, przewartościowanie wartości, „odwaga
28
czynienia rzeczy zakazanych" , bez owego zdradzieckiego „ A
niech tam!", bez biologicznego idealizmu Nietzschego - oto
specyficzna namiętność Julii. „Czyż trzeba pretekstu, by popełnić
przestępstwo?" - wykrzykuje jej dobra przyjaciółka, księżna
29
Borghese, całkiem w duchu nietzscheańskim . Nietzsche głosi
2 7
Tamże, wyd. cyt., s. 2 8 2 .
2 8
F. Nietzsche: Umwertung..., wyd. cyt., s. 2 1 3 .
29
Juliette, wyd. cyt., t. 4 , s. 2 0 4 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność

3 0
kwintesencję jej doktryny. „Słabi i nieudani niechaj wyginą: oto
pierwsze prawo n a s z e j miłości bliźniego. Należy im w tym
nawet dopomóc. Nad wszelki występek szkodliwsze jest - litość
czynu dla wszystkiego, co niewydarzone i słabe - chrześcijańst­
31
w o . . . " . Chrześcijaństwo, „osobliwie zainteresowane w tym, by
zawładnąć tyranami i przywieść ich do zasad braterstwa [...]
rozgrywa tu partię słabego; reprezentuje go, musi przemawiać jak
on [...] Możemy być przekonani, że ten sojusz w rzeczywistości
zrodził się z inicjatywy słabego, i przez niego też został wprowa­
dzony w życie, gdy przypadkiem raz wpadła mu w ręce władza
3 2
kapłana" . Oto przyczynek Noirceuila, mentora Julii, do genealo­
gii moralności. Nietzsche złowrogo wysławia możnych tego świata
i ich okrucieństwo zwrócone „na zewnątrz, tam, gdzie się zaczyna
obczyzna", tzn. w stosunku do wszystkiego, co nie należy do nich
samych. „ T a m używają zwolnienia od wszelkiego przymusu
społecznego, w puszczy wynagradzają sobie napięcie, spowodowa­
ne długiem zamknięciem i ujęciem w płoty pokoju, p o w r a c a j ą
ku niewinności sumienia drapieżców, jako radosne potwory, które
może po okropnym szeregu mordów, podpaleń, zgwałceń i znęcań
się odchodzą z junactwem i równowagą duchową, jakby spełnili
jeno psotę uczniacką, w przekonaniu, że poeci znów na długo będą
mieli co opiewać i sławić [....] Ta »śmiałość« ras dostojnych,
szalona, niedorzeczna, nagła w swym wyjawię, ta nieobliczalność,
nawet nieprawdopodobieństwo jej przedsięwzięć [...] jej obojęt­
ność i pogarda dla bezpieczeństwa, ciała, życia, wygody, jej
przerażająca pogoda i głęboka rozkosz w wszelkiem niszczeniu, we
3 3
wszystkich uciechach zwycięstw i okrucieństwa..." - ta śmiałość,
którą głosi Nietzsche, porwała też Julię. „ Ż y ć niebezpiecznie" to
34
także jej przesłanie: ...oser tout dorénavant sans peur . Są słabi
i mocni, są klasy, rasy i narody, które panują, i te, które żyją

3 0
Na to powinowactwo zwrócił uwagę E . Dühren w Neue Forschungen,
Berlin 1 9 0 4 , s. 4 5 3 i nast.
31
F. Nietzsche: Umwertung..., wyd. cyt., s. 2 1 8 .
32
Juliette, wyd. cyt., t. 4 , s. 2 0 4 .
3 3
F. Nietzsche, Z genealogii moralności. Przeł. L . Staff. Warszawa-Kraków
1 9 1 3 , s. 35 i nast.
34
Juliette, wyd. cyt., t. 1 , s. 3 0 0 .
n6 Dialektyka oświecenia

35
w podległości. „Gdzież - woła pan de Verneuil - śmiertelnik
dość głupi, by wbrew wszelkiej oczywistości zapewniać, że ludzie
rodzą się wedle prawa i faktycznie równi! Formułowanie podob­
nych paradoksów zastrzeżone było dla takiego wroga ludzkości jak
Rousseau, bo, sam słabeusz, chciał ściągnąć na swój poziom tych,
do których nie umiał się wznieść. Ale jakim czołem, pytam, Pigmej
mierzący cztery stopy i dwa cale mógłby przyrównywać się
wzrostem i mocą do modela, któremu natura użyczyła siłę i postać
Herkulesa? Toż jakby muchę porównywać ze słoniem! Siła,
piękność, postawa, wymowność: oto cnoty, które u zarania
społeczeństwa decydowały o autorytecie władców". „Żądać od
36
siły - ciągnie dalej Nietzsche - by objawiała się n i e jako siła,
aby nie była chęcią przemożenia, chęcią obalenia, chęcią owład­
nięcia, pragnieniem wrogów i oporów i triumfów, jest równie
niedorzeczne, jak żądać od słabości, by objawiała się jako siła".
37
„Jakże to chcecie - prawi Verneuil - by ten, kto od natury
otrzymał wyjątkowe zadatki na zbrodniarza, czy to z racji wyższo­
ści sił, subtelności organów, czy to skutkiem stosownego wy­
chowania lub bogactw; jakże to, powiadam, chcecie osobnika
takiego sądzić wedle tych samych praw, co osobnika, którego
wszystko skłania do cnoty albo umiaru? Czy prawo, które obu
skarze jednakowo, będzie sprawiedliwe? Czy jest rzeczą naturalną,
by ten, którego wszystko przywodzi do czynienia zła, traktowany
był tak samo jak ten, którego wszystko popycha do ostrożności?"
Gdy obiektywny ład natury skwitowano jako przesąd i mit,
pozostaje natura jako masa materii. Nietzsche nie zna prawa,
„które byśmy nie tylko uznawali, ale także uznawali jako nadrzęd­
ne wobec n a s " ^ / 0 ile intelekt, awansowany przez kryteria
samesa^owania, postrzega jakieś prawo życia, to jest to prawo
silniejszego. Jeżeli nawet prawo to ze względu na formalizm
rozumu nie może wyznaczać żadnego koniecznego wzorca po-

3 5
D . A . F . de Sade, Histoire de Justine. T. 4. Hollande 1 7 9 7 . s. 4 (Cytowane
również przez Dührena, Neue Forschungen, wyd. cyt., s. 4 5 2 ) .
36
Z genealogii moralności, wyd. cyt., s. 4 1 .
37
Justine, wyd. cyt., t.4, s. 7 .
38
Nachlaß. Werke, wyd. cyt., t. 1 1 , s. 2 1 4 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność 117

stępowania, to w każdym razie ma wobec zakłamanej ideologii tę


przewagę, że trzyma się faktów^ Winę - naucza Nietzsche - pono­
szą słabi, którzy sprytnie obchodzą prawo naturalne. „ C h o r o ­
w i c i są wielkiem niebezpieczeństwem dla człowieka: n i e źli, n i e
»zwierzęta drapieżne« - ci, którzy już z urodzenia są rozbitkami,
obalonymi, złamanymi - oni to, s ł a b i , podminowują najbardziej
życie pod człowiekiem, zatruwają i zarażają wątpieniem naszą
39
ufność do życia, do człowieka, do siebie s a m y c h " . T o słabi
sprowadzili na świat chrześcijaństwo - przedmiot odrazy i niena­
wiści tak Nietzschego, jak Sade'a. „...represje słabego wobec
silnego nie są prawdą natury; są prawdą ducha, ale nie ciała; aby
stosować represje, słaby musi użyć sił, których nie dostał; musi
przybrać charakter, który nie jest mu dany, musi poniekąd zadać
gwałt naturze. Co natomiast naprawdę wynika z praw tej mądrej
matki, to to, że silny rani słabego, gdyż silnemu nie trzeba do tego
nic więcej ponad to, co otrzymał od natury; silny nie musi - jak
słaby - stroić się w inny charakter niż swój własny; obraca tylko
przyrodzone przymioty w zewnętrzne działanie. Wszystko, co stąd
wynika, jest zatem naturalne: ucisk ze strony silnego, gwałtowne
czyny, okrucieństwa, tyrania, niesprawiedliwość [...] wszystko to
jest czyste jak ręka, która w nim te cechy uformowała; i jeżeli on
sam czyni użytek ze swych praw, aby pognębić i ograbić słabego,
popełnia rzecz najnaturalniejszą w świecie [...] Nie powinniśmy
tedy nigdy mieć skrupułów z powodu tego, co możemy odebrać
słabemu, nie my bowiem popełniamy przestępstwo, przestępst­
4 0
wem jest raczej obrona lub zemsta słabego" . Gdy słaby się broni,
dopuszcza się tym samym bezprawia, gdyż "wykracza ze swego
charakteru słabości, wpojonego mu przez naturę: natura stworzyła
go na to, by był niewolnikiem i biedakiem, on zaś nie chce się jej
41
podporządkować i tym samym poczyna sobie bezprawnie" .
W tak kapitalnych słowach Dorval, przywódca jednego z szacow­
nych paryskich gangów, roztacza przed Julią tajemne credo wszel­
kich klas panujących, które Nietzsche, w postaci wzbogaconej
3 9
F. Nietzsche, Z genealogii moralności, wyd. cyt., s. 1 4 7 .
40
Julie Ue, wyd. cyt., t. 1 , s. 2 0 8 .
4 1
Tamże, s. 2 1 1 i nast.
n8 Dialektyka oświecenia

o psychologię resentymentu, rezerwował dla współczesności.


Nietzsche podobnie jak Julia podziwia „piękną straszliwość
42
c z y n u " , choć jako niemiecki profesor różni się od markiza de
Sade tym, że dezawuuje przestępców kryminalnych, gdyż ich
egoizm „kieruje się ku tak nikczemnym celom i do nich się też
ogranicza. Gdy cele są wielkie, ludzkość ma inną miarę i »zbrodni«,
43
choćby najstraszliwszej, za taką nie u w a ż a " . Taki przesąd
w stosunku do wielkości, w istocie charakterystyczny dla świata
mieszczańskiego, oświeconej Julii jest jeszcze obcy, w oczach Julii
gangster nie będzie mniej sympatyczny od ministra, jeśli nawet
ofiary jego co do ilości przedstawiają się skromniej. Dla Niemca
jednak piękno rodzi się ze skali oddziaływania, pośród całego
zmierzchu bogów Niemiec nie może wyzbyć się idealistycznego
nawyku, który chce wieszać małych złodziejaszków, a z imperial­
nych wypraw zbójeckich czyni dziejową misję. Niemiecki faszyzm,
wyniósłszy kult siły do rangi historycznej doktryny, doprowadził
go zarazem do absurdu. Jako oskarżenie cywilizacji moralność
panów jest opaczną wyrazicielką uciśnionych: nienawiść do skar­
lałych instynktów zdradza obiektywnie prawdziwą naturę wy-
chowawcy-oprawcy, która w jego ofiarach jedynie się ujawnia.
J a k o potęga i religia państwowa moralność panów stoi wszelako
całkowicie po stronie cywilizacyjnych powers that be, po stronie
zwartej większości, resentymentu i wszystkiego, przeciwko czemu
sama kiedyś występowała. Urzeczywistnienie idei Nietzschego
zaprzecza im i zarazem obnaża ich prawdę, mimo całej aprobaty dla
życia nieodmiennie wrogą duchowi rzeczywistości.
Jeżeli skrucha uchodzi za nonsens, to litość jest po prostu
grzechem. K t o jej ulega, „narusza powszechne prawo: a przeto
litość, daleka od tego, by być cnotą, staje się faktycznie występ­
kiem, gdy przywodzi nas do obalania nierówności wynikającej
44
z praw natury" . Sade i Nietzsche rozpoznali, że po sfor­
malizowaniu rozumu litość pozostaje jeszcze poniekąd zmysłową

4 2 em
F. Nietzsche, Po%a dobrem i zf - Przeł. St. Wyrzykowski. Warszawa
1 9 0 7 , s. 1 0 2 .
4 3
Nachlaß, wyd. cyt., t. 1 2 , s. 108.
44
Juliette, wyd. cyt., t. 1, s. 3 1 3 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność

świadomością tożsamości tego, co ogólne, i tego, co szczegółowe,


jako naturalizowane zapośredniczenie. Litość to najbardziej znie­
walający przesąd, „ąuamąuis pietatis specimen prae se ferre videatur",
45
jak powiada Spinoza , „ k o g o bowiem nie skłania do pomagania
innym ani rozum, ani współczucie, tego słusznie zwą nieludz­
4 6
kim" . Commiseratio to człowieczeństwo w postaci bezpośredniej,
4 7
ale zarazem „mala et inutilis" , mianowicie jako przeciwieństwo
męskiej dzielności, która od rzymskiej virtus poprzez Medyceuszy
aż po efficiency za Fordów zawsze była jedyną prawdziwą cnotą
mieszczańską. Clairwil nazywa litość uczuciem babskim i dziecin­
nym, chełpiąc się swoim ,,stoicyzmem", „spokojem namiętności",
który pozwala jej „robić wszystko i wszystko wytrzymać bez
48
wstrząsów" , „...litość bynajmniej nie jest cnotą, to słabość
zrodzona z lęku i nieszczęścia, słabość, którą trzeba przezwyciężyć
zwłaszcza wtedy, gdy pracuje się nad przezwyciężeniem nadmier­
nej wrażliwości nerwów, to bowiem jest nie do pogodzenia
49
z maksymami filozofii." Właśnie kobieta jest źródłem „wybu­
5 0
chów bezgranicznej litości" . Sade i Nietzsche wiedzieli, że ich
nauka o grzechu litości należy do dawnego dziedzictwa mieszczań­
skiego. Ten ostatni powołuje się na wszystkie „mocne epoki", na
51
„dostojne kultury", ten pierwszy na Arystotelesa i na pery-
52
patetyków . Litość nie może się ostać wobec filozofii. Nawet
Kant nie czyni tu wyjątku. Litość to według niego „pewnego
rodzaju miękkość", nie mająca w sobie nic z „dostojeństwa
53
cnoty" . Kant nie dostrzega jednak, że również zasada „ogólnej

45
„ . . . chociaż przybiera na siebie pozory moralności".Ethica, Pars I V ,
Appendix Cap. X V I , wyd. cyt., s. 3 2 7 . ,
46
Tamże, wyd. cyt., s. 2 9 6 .
47
„złe i niepożyteczne", tamże, Prop. L . , SchoL: , wyd. cyt, s. 2 9 5 .
48
Julźette, wyd. cyt., t. 2 , s. 1 2 5 .
4 9
Tamże.
50
F. Nietzsche, Nietzsche contra Wagner. Werke, wyd. cyt., t. 8, s. 2 0 4 .
51
Juliette, wyd. cyt., t. 1 , s. 3 1 3 .
52
Tamże, wyd. cyt., t. 2 , s. 1 2 6 .
53
I. Kant, Beobachtungen über das Gefühl des Schönen und Erhabenen,
Akademie-Ausgabe, t. 2 , s. 2 1 5 i nast.
I20 Dialektyka oświecenia

5 4
przychylności wobec rodzaju ludzkiego" , którą w przeciwień­
stwie do racjonalizmu Clairwil chciałby zastąpić litość, podpada pod
zarzut irracjonalizmu dokładnie tak samo jak owa „dobrotliwa
namiętność", która łatwo przywieść może człowieka, by stał się
„próżniakiem o miękkim sercu". Oświecenie nie daje się łudzić, fakt
ogólny nie ma tu żadnej przewagi nad szczegółowym, wszechogarnia­
jąca miłość - nad miłością ograniczoną. Litość ma złą opinię.
Podobnie jak Sade także Nietzsche powołuje się na ars poetka. „Grecy
według Arystotelesa cierpieli często na nadmiar litości: stąd
konieczność wyładowania się w tragedii. Widzimy, jak podejrzana
wydawała im się ta skłonność. Jest zagrożeniem dla państwa, odbiera
niezbędną twardość i surowość, sprawia, że herosi zachowują się jak
5 5
płaczki itd." Zaratustra rzecze: „Ile dobroci, tyle słabości widzę. Ile
56
sprawiedliwości i współczucia, tyle słabości" . W istocie w litości­
wym współczuciu zawiera się pewien moment sprzeczny ze
sprawiedliwością, choć Nietzsche wrzuca jedno i drugie do tego
samego worka. Litość potwierdza regułę nieludzkości poprzez
wyjątek, który czyni w praktyce. Wedle zasady litości niesprawiedli­
wość ma być zniesiona za sprawą miłości bliźniego, ta zaś jest
przypadkowa, a zatem litość uznaje niewzruszone prawo powszech­
nego wyobcowania i stara się je jedynie złagodzić. Owszem, człowiek
litościwy jako jednostka reprezentuje roszczenie ogólności, mianowi­
cie roszczenie do życia, przeciwko ogólności, przeciwko naturze
i społeczeństwu, które roszczenie to odrzucają. Ale jedność z tym, co
ogólne, z ogólnością wewnątrz siebie, którą uruchamia indywiduum,
okazuje się słaba, a przeto złudna. Nie miękkość, ale ograniczoność
litości sprawia, że jest ona problematyczna, że jest jej zawsze za mało.
Stoicka apatia, na której szkoli się mieszczańska oziębłość - antyteza
litości - na swój żałosny sposób pozostała wierniejsza zasadzie
ogólnej, z której się wycofała, niż litościwa pospolitość, przystosowu­
jąca się do ogółu - i tak też ci, którzy demaskowali litość, opowiadali
się negatywnie za rewolucją. Narcystyczne deformacje litości, takie jak

5 4
Tamże.
55
Nachlaß, wyd. cyt., t. I I , s. 227.
5 6
F. Nietzsche, Tako r%ec%e Zaratustra. Przeł. W. Berent, Warszawa 1908,
s. 2 3 6 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność 121

szczytne uczucia filantropów i moralna pewność opiekunów


społecznych, to nadal tylko uwewnętrznione potwierdzenie różnicy
miedzy biednymi i bogatymi. Skoro zaś filozofia nieostrożnie
wygadała się, że twardość jest rozkoszą, zarazem oddała twardość
w ręce tych, którzy najmniej gotowi byli wybaczyć jej to wyznanie.
Faszystowscy panowie świata przełożyli odrazę do litości na odrazę
do politycznej wyrozumiałości i apele o sądy doraźne, zgodni w tej
kwestii z metafizykiem litości Schopenhauerem. W oczach Schopen­
hauera nadzieja na pomyślne ułożenie spraw ludzkości była
zuchwałą mrzonką tych, którzy mogą spodziewać się jedynie
nieszczęścia. Wrogowie litości nie chcieli utożsamiać człowieka
z nieszczęściem. Istnienie nieszczęścia poczytywali za hańbę. Ich
wrażliwa bezsilność nie mogła znieść, by nad człowiekiem się
litowano. I bezsilność ta w rozpaczy przerodziła się w pochwałę
silnej władzy, od której w praktyce, ilekroć wyciągała do nich rękę,
mimo wszystko się odżegnywali.
Dobroć i dobroczynność stają się grzechem, panowanie i ucisk
- cnotą. „Wszystkie dobre rzeczy były niegdyś złemi rzeczami;
5 7
każdy grzech pierworodny stał się cnotą pierworodną" . Julia
traktuje to na serio także w nowej epoce, po raz pierwszy
świadomie uprawia przewartościowanie. W sytuacji gdy wszystkie
ideologie uległy zniszczeniu, Julia wynosi do rangi swej własnej
moralności to, czym chrześcijaństwo brzydziło się w ideologii,
choć nie zawsze w praktyce. Jako dobra filozofka zachowuje przy
tym chłód i zdolność do refleksji. Wszystko odbywa się bez
złudzeń. Gdy Clairwil proponuje świętokradztwo, Julia odpowia­
da: „Skoro nie wierzymy w Boga, moja miła [...] to te twoje
profanacje są już tylko zbyteczną dziecinadą [...] Jestem zapewne
jeszcze twardsza niż ty; mój ateizm sięga szczytów. Nie wyobrażaj
więc sobie, że potrzeba mi tych dzieciństw, aby się utwierdzić
w ateizmie; zrobię to, ponieważ sprawia ci to przyjemność, ale
wyłącznie dla zabawy" - amerykańska morderczyni Annie Hen­
5 8
ry powiedziałaby: just for fun - „a na pewno nie jako rzecz
57
Z genealogii moralności, wyd. cyt., s. 1 3 5 .
5 8
Annie Henry zastrzeliła w 1 9 4 0 r. mężczyznę, który zabrał ją i jej
towarzysza na przejażdżkę, uprzednio przez całe godziny grożąc mu
122 Dialektyka oświecenia

niezbędną po to, by umocnić się w swoich poglądach albo


5 9
udowodnić je innym" . Pod wpływem przelotnej życzliwości dla
wspólniczki Julia wprowadza swoje zasady w życie. Odkąd
wskutek formalizacji rozumu wszystkie cele odarto z mamiących
pozorów konieczności i obiektywności, nawet nieprawość, niena­
wiść, destrukcja stają się rozrywką. Czar przechodzi na gołe
działanie, na środki - na przemysł. Formalizacja rozumu to tylko
intelektualny wyraz zmechanizowanego sposobu produkcji. Śro­
dek staje się fetyszem: absorbuje rozkosz. Oświecenie w teorii
demaskuje cele, w jakie stroiło się dawne panowanie, jako iluzje,
ale zarazem pozbawia je też sensu praktycznego, a to przez
możliwość nadmiaru. Panowanie trwa nadal jako cel sam w sobie,
w formie przemocy ekonomicznej. Rozkosz użycia trąci już
staroświecczyzną, brakiem rzeczowości - jak metafizyka, która tej
rozkoszy zakazywała. Julia wypowiada się na temat motywów
60
zbrodni . Sama jest równie ambitna i chciwa jak jej przyjaciel
Sbrigani, ale ubóstwia rzeczy zakazane. Sbrigani, reprezentujący
przeciętność i obowiązek, jest bardziej postępowy. „Bogacić się,
o to chodzi, i zaniedbując ten cel bierzemy na siebie najcięższą
winę; dopiero gdy jest się już naprawdę na drodze do bogactwa,
można sobie pozwolić na przyjemności: do tej chwili należy o nich
zapomnieć". Mimo całej racjonalnej wyższości Julii pozostał
jeszcze jeden przesąd. Uznaje ona naiwność świętokradztwa, ale
ostatecznie znajduje w nim rozkosz. Rozkosz zaś świadczy zawsze
o ubóstwieniu: zażywanie rozkoszy to oddanie się, zapamiętanie się
w czymś innemu. Natura nie zna właściwie rozkoszy: nie posuwa
się poza zaspokojenie potrzeb. Wszelka rozkosz ma charakter
społeczny, tak w afektach niewysublimowanych, jak w wysub­
limowanych. Rozkosz wywodzi się z wyobcowania. Także wów­
czas, gdy obywa się bez wiedzy o zakazie, który łamie, ma swą
podstawę w cywilizacji, w trwałym porządku, i z niego wyrywa się

pistoletem i upokarzając go; por. „ L o s Angeles Examiner", 2 9 listopada


1 9 4 2 (przypis wydawcy do Dialekty ki oświecenia w: Th. W. Adorno:
Gesammelte Schriften, Frankfurt am Main 1 9 8 0 ) .
59
Juliette, wyd. cyt., t. 3 , s. 7 8 i nast.
6 0
Tamże, t. 4 , s. 1 2 6 i nast.
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność 123

tęsknie d o natury, przed którą porządek ten ma chronić. D o p i e r o


g d y w s k u t e k p r z y m u s u pracy, przywiązania jednostki d o okreś­
lonej społecznej funkcji, a wreszcie także d o jaźni, marzenie kieruje
się ku praczasom, nie znającym p a n o w a n i a ni r y g o r ó w , c z ł o w i e k
o d c z u w a urok użycia. N o s t a l g i a c z ł o w i e k a u w i k ł a n e g o w cywiliza­
cję, „ o b i e k t y w n a r o z p a c z " tych, którzy z s a m y c h siebie musieli
zrobić elementy społecznego porządku - ta nostalgia była p o ż y w k ą
miłości d o b o g ó w i d e m o n ó w , do nich z w r a c a n o się z u w i e l ­
bieniem jako do przemienionej, opromienionej natury. M y ś l e n i e
p o w s t a ł o w toku w y z w a l a n i a się spod straszliwej w ł a d z y natury,
która na koniec zostanie c a ł k o w i c i e ujarzmiona. R o z k o s z jest
niejako zemstą natury. Z a ż y w a j ą c rozkoszy ludzie w y z b y w a j ą się
myślenia, w y m y k a j ą się cywilizacji. W najdawniejszych społeczeń­
stwach n a w r ó t taki przewidziany b y ł w postaci święta, jako
w s p ó l n y , z b i o r o w y akt. P i e r w o t n e orgie to ź r ó d ł o w a , k o l e k t y w n a
forma użycia. , , T o interludium p o w s z e c h n e g o zamętu, jakim b y ł o
święto - p o w i a d a R o g e r Caillois - jawi się faktycznie jako m o m e n t
zniesienia u n i w e r s a l n e g o porządku. T o t e ż w czasie świątecznym
d o z w o l o n e są wszelkie ekscesy. T r z e b a p o s t ę p o w a ć w b r e w regu­
ł o m , w s z y s t k o ma o d b y w a ć się na o d w r ó t . W epoce mitycznej bieg
czasu b y ł o d w r o t n y : na świat przychodziło się starcem, umierało
się dzieckiem [...] i tak naruszane są systematycznie w s z y s t k i e
reguły, stojące na straży w ł a ś c i w e g o porządku naturalnego i społe­
6 1
c z n e g o " . C z ł o w i e k oddaje się c u d o w n i e p r z e m i e n i o n y m p i e r w o ­
tnym m o c o m ; ale ze w z g l ę d u na zawieszony zakaz akt ten ma
6 2
charakter w y b r y k u i szaleństwa. D o p i e r o w miarę narastania
cywilizacji i oświecenia w z m o c n i o n a jaźń i utwierdzone p a n o w a n i e
robią ze święta czystą farsę. Panujący w p r o w a d z a j ą użycie j a k o coś
racjonalnego, jako trybut spłacany nie d o końca poskromionej
naturze, starają się ze w z g l ę d u na samych siebie zarazem p o z b a w i ć
r o z k o s z trującej m o c y i z a c h o w a ć w wyższej kulturze; a s w o i m
p o d d a n y m o d p o w i e d n i o ją d o z o w a ć w t e d y , g d y nie m o ż n a jej
całkiem w z b r o n i ć . Z a ż y w a n i e r o z k o s z y staje się obiektem manipu-
6 1
R. Caillois: Théorie de la Fête. „Nouvelle Revue Française" 1 9 4 0 ,
styczeń, s. 49.
6 2
Por. R. Caillois, tamże.
124 Dialektyka oświecenia

lacji, aż wreszcie d o szczętu przejęte zostaje przez instytucje. O d


p i e r w o t n e g o święta d r o g a ewolucji p r o w a d z i d o ferii. „ I m bardziej
zaznacza się komplikacja społecznego o r g a n i z m u , tym mniej
g o t ó w jest on t o l e r o w a ć unieruchomienie z w y k ł e g o biegu życia.
D z i ś tak jak wczoraj i jutro tak jak dziś w s z y s t k o musi toczyć się
dalej. P o w s z e c h n e pogrążenie się w ż y w i o l e jest już niemożliwe.
O k r e s turbulencji przybrał charakter z i n d y w i d u a l i z o w a n y . W a k a ­
6 3
cje zastąpiły ś w i ę t o " . W faszyzmie w a k a c j e uzupełnia p o n a d t o
namiastka z b i o r o w e g o rauszu, p r o d u k o w a n a przez radio, nagłó­
w k i gazet i benzedrynę. Sbrigani poniekąd to p r z e c z u w a . P o z w a l a
sobie na przyjemności „ w drodze do b o g a c t w a " , tytułem wakacji.
J u l i a natomiast o p o w i a d a się za ancien regime. U b ó s t w i a grzech. J e j
libertynizm u w a r u n k o w a n y jest m a g i ą katolicyzmu tak jak ekstaza
zakonnicy - magią p o g a ń s t w a .
Nietzsche w i e , że wszelkie u ż y w a n i e ma jeszcze charakter
r
mityczny. W oddaniu się naturze r o z k o s z odrzeka się t e g o , co
byłoby możliwe - tak jak litość odrzeka się zmiany całości
s t o s u n k ó w . W o b y d w u zawiera się m o m e n t rezygnacji. Nietzsche
tropi ó w m o m e n t wszędzie, jako samotne r o z k o s z o w a n i e się sobą,
jako masochistyczną r o z k o s z samoudręki. „ P r z e c i w k o w s z y s t k i m ,
6 4
którzy t y l k o u ż y w a j ą ! " . J u l i a próbuje ó w m o m e n t ocalić - w ten
s p o s ó b , że odrzuca miłosne oddanie, miłość mieszczańską, która
jako protest p r z e c i w mieszczańskiej r o z w a d z e charakterystyczna
jest dla ostatniego stulecia burżuazji. W miłości r o z k o s z związana
była z u b ó s t w i e n i e m c z ł o w i e k a , który d a w a ł r o z k o s z - była
p r a w d z i w i e ludzką namiętnością. Ostatecznie jednak zostaje unie­
w a ż n i o n a jako w a r t o ś ć u w a r u n k o w a n a p ł c i o w o . Marzycielska
adoracja k o c h a n k a i bezgraniczny p o d z i w , jaki żywiła dlań ukocha­
na, ujawniają wciąż na n o w o faktyczne zniewolenie kobiety.
Uznanie t e g o zniewolenia s t a n o w i ł o też wciąż na n o w o płaszczyz­
nę pojednania między płciami: kobieta zdawała się d o b r o w o l n i e
p r z y j m o w a ć klęskę, mężczyzna zdawał się o b i e c y w a ć jej zwycięst­
w o . P o d w p ł y w e m chrześcijaństwa hierarchia płci, jarzmo, jakie
m ę s k i porządek w ł a s n o ś c i narzuca k o b i e c e m u c h a r a k t e r o w i , prze-
6 3
Tamże, s. 58 i nast.
64
Nachlaß, wyd. cyt., t. 1 2 , s. 3 6 4 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność 125

mienia się w zjednoczenie serc w małżeństwie, które łagodzi


w s p o m n i e n i e o przedpatriarchalnych lepszych czasach płci. S p o ł e ­
czeństwo w i e l k o p r z e m y s ł o w e kasuje miłość. R o z p a d średniej
własności, upadek w o l n e g o podmiotu g o s p o d a r c z e g o godzi w rodzi­
nę: rodzina nie jest już o w ą niegdyś sławioną k o m ó r k ą społeczeństwa,
bo nie jest już podstawą ekonomicznej egzystencji mieszczaństwa. D l a
dorastających dzieci rodzina nie stanowi już h o r y z o n t u życia,
samodzielność ojca zanika, a wraz z nią także opór w o b e c ojcowskiego
autorytetu. D a w n i e j zniewolenie w o j c o w s k i m d o m u w z b u d z a ł o
w d z i e w c z y n i e namiętność, która zdawała się o t w i e r a ć d r o g ę d o
w o l n o ś c i , choćby nie znajdowała spełnienia ani w małżeństwie, ani
poza nim. G d y jednak d z i e w c z y n a ma w i d o k i najob, miłość z a m y k a
się przed nią. I m powszechniej system n o w o c z e s n e g o przemysłu
zaprzęga wszystkich do służby, tym bardziej ci, co nie zaliczają się d o
morza wbite trash, zagarniającego n i e w y k w a l i f i k o w a n e bezrobocie
i niewykwalifikowaną pracę, stają się drobnymi ekspertami, egzysten­
cjami, które muszą się same o siebie troszczyć. W postaci
w y k w a l i f i k o w a n e j pracy samodzielność przedsiębiorcy, należąca już
do przeszłości, rozciąga się na w s z y s t k i c h d o p u s z c z o n y c h do
p r o d u k c j i , w tym także na kobietę ,,czynną z a w o d o w o " , jako
charakter. Szacunek, jaki ludzie mają dla s a m y c h siebie, rośnie
N

proporcjonalnie d o ich funkcjonalności. Sprzeciwianie się rodzinie


przestaje być aktem o d w a g i , a o b c o w a n i e w w o l n y m o d pracy czasie
z boy-friendem nie o t w i e r a już bram d o nieba. L u d z i e zyskują
racjonalny, oparty na kalkulacji stosunek d o własnej p ł c i o w o ś c i - co
w o ś w i e c o n y m ś r o d o w i s k u J u l i i o d d a w n a już g ł o s z o n o j a k o starą
mądrość. 0 u c h i ciało zostają w rzeczywistości rozdzielone, jak się
tego domagali o w i libertyni: mieszczanie nie-dyskretni. ,,Raz jeszcze,
6 5
wydaje mi się - dekretuje racjonalistycznie N o i r c e u i l - że k o c h a ć
i z a ż y w a ć rozkoszy to d w i e skrajnie różne rzeczy [...] a l b o w i e m
czułość odpowiada k a p r y s o w i i stosowności, bynajmniej zaś nie wiąże
się z pięknym dekoltem albo wdzięczną krągłością bioder; i przedmio­
ty te, które wedle n a s z e g o s m a k u m o g ą ż y w o wzniecać fizyczne
afekty, nie mają żadnych p r a w d o afektów d u c h o w y c h . A b y dopełnić
mej myśli: Belize jest b r z y d k a , d o b i e g a czterdziestki, nie ma żadnej
65
Juliette, wyd. cyt., t. 2 , s. 8 1 i nast.
126 Dialektyka oświecenia

gracji w obejściu, cienia regularnych r y s ó w , nic z w d z i ę k u ; ale


Belize ma ducha, wspaniały charakter, milion rzeczy, które łączą się
z m y m i uczuciami i u p o d o b a n i a m i ; nigdy nie zapragnę z nią spać,
ale będę ją kochał d o szaleństwa; A r a m i n t a natomiast w z b u d z i w e
mnie żarliwe pożądanie, ale też i serdeczną odrazę z chwilą, g d y
przeminie żądza..." Kartezjański podział c z ł o w i e k a na substancję
myślącą i rozciągłą p r o w a d z i k o n s e k w e n t n i e - jak p o w i e d z i a n o tu
z całą dobitnością - d o destrukcji romantycznej miłości. M i ł o ś ć
romantyczna uchodzi za osłonę, racjonalizację cielesnego popędu,
66
„ f a ł s z y w ą i zawsze niebezpieczną m e t a f i z y k ę " , jak oświadcza
hrabia de B e l m o r w swej wielkiej m o w i e o miłości. W oczach
przyjaciół J u l i i , m i m o całego ich libertynizmu, o p o z y c j a seksu
i czułości, miłości ziemskiej i niebiańskiej rysuje się nie tylko
nazbyt potężnie, ale i nazbyt niewinnie. P i ę k n y dekolt i krągłość
bioder działają na seksualność nie j a k o ahistoryczne, czysto
naturalne fakty, ale j a k o obrazy, w k t ó r y c h zawiera się całe
społeczne doświadczenie; w doświadczeniu tym żyje intencja
z w r ó c o n a ku temu, c o jest inne o d natury - ku miłości wykraczającej
poza płeć. N a t o m i a s t czułość, najbardziej nawet odcieleśniona, to
przemieniony seks, ruch ręki gładzącej w ł o s y , pocałunek w czoło,
które znamionują szaleństwo miłości d u c h o w e j , to uciszona forma
razów i ukąszeń w miłosnym akcie australijskich dzikusów.
R o z d z i a ł jest abstrakcyjny. Metafizyka - poucza B e l m o r - fałszuje
fakty, przeszkadza widzieć u k o c h a n e g o takim, jakim o n jest,
w y w o d z i się z magii, t w o r z y zasłonę. „ I miałożby się jej nie
zdzierać! T o słabość [...] małoduszność. G d y r o z k o s z przemija,
6 7
chcemy zanalizować tę b o g i n i ę , która nas przedtem o l ś n i e w a ł a " .
S a m a miłość jest pojęciem n i e n a u k o w y m : „ . . . f a ł s z y w e definicje
wciąż w p r o w a d z a j ą nas w błąd - oświadcza D o l m a n c e w g o d n y m
u w a g i piątym d i a l o g u Philosophie dans le Boudoir - nie w i e m , cóż to
6 8
takiego: serce. W e d ł u g mnie to tylko słabość d u c h a " . „Przejdźmy
na c h w i l ę , jak p o w i a d a L u k r e c j u s z , d o u k r y t y c h p o d s t a w ż y c i a "

6 6
Tamże, t. 3 , s. 1 7 2 i nast.
6 7
Tamże, s. 1 7 6 i nast.
6 8
D . A . F . de Sade, La Philosophie dans le Boudoir. Wydanie prywatne
Helpeya, s. 267.
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność 127

- to jest do chłodnej analizy - „ a przekonamy się, że ani


w y w y ż s z a n i e ukochanej, ani romantyczne uczucie nie zdoła się
o b r o n i ć . [...] co k o c h a m , to jedynie ciało, i jedynie ciała żałuję, choć
69
w każdej chwili m o g ę je z n o w u o d n a l e ź ć " . P r a w d z i w y w tym
w s z y s t k i m jest w g l ą d w rozkład miłości, dzieło postępu. R o z k ł a d
ten, który prowadzi do mechanizacji rozkoszy, a tęsknotę zniekształca
w mamidło, godzi w samą istotę miłości. J u l i a przemienia
p o c h w a ł ę miłości seksualnej i perwersyjnej w k r y t y k ę t e g o , co
nienaturalne, niematerialne, złudne, i w tym m o m e n c i e libertynka
przechodzi na stronę o w e j n o r m y , która w r a z z utopijną egzaltacją
miłości postponuje także rozkosz fizyczną, w r a z ze szczęściem
w y n i e s i o n y m na najwyższe w y ż y n y - także szczęście najbliższej
bliskości. D z i k u s bez złudzeń, w k t ó r e g o o b r o n i e występuje J u l i a ,
zmienia się za s p r a w ą p e d a g o g ó w seksualnych, p s y c h o a n a l i t y k ó w
i fizjologów-endokrynologów w człowieka praktyki o otwartym
u m y ś l e , który s w ó j p o z y t y w n y stosunek d o sportu i higieny
rozciąga także na życie seksualne. K r y t y k a J u l i i jest r o z d w o j o n a
jak samo oświecenie. P ó k i zuchwała destrukcja tabu, sprzymierzona
w p e w n y m m o m e n c i e z rewolucją mieszczańską, nie stanie się
n o r m ą n o w e j rzeczywistości, destrukcja ta w s p ó ł ż y j e z miłością
w y s u b l i m o w a n ą j a k o w i e r n o ś ć w o b e c utopii, tej, która obiecuje
fizyczną rozkosz w s z y s t k i m , i oto właśnie się przybliża.
„ Ś m i e s z n y entuzjazm", który wiąże nas z o k r e ś l o n y m in­
d y w i d u u m jako z tym j e d y n y m , wyniesienie kobiety w miłości
odsyła poza chrześcijaństwo d o stadium matriarchalnego. „...nie
ulega w ą t p l i w o ś c i , że ó w duch rycerskich z a l o t ó w , który przed­
m i o t o w i , z r o b i o n e m u wyłącznie dla naszych potrzeb, każe — czyż
to nie śmieszne? - składać hołdy, nie ulega w ą t p l i w o ś c i , p o w i a ­
dam, że duch ten w y w o d z i się z nabożnej czci, jaką nasi p r z o d ­
k o w i e żywili niegdyś dla kobiet, w związku z ich zawodem
p r o r o k i ń , u p r a w i a n y m w mieście i na w s i : na skutek strachu
onieśmielenie przeszło w kult - tak w i ę c r y c e r s k o ś ć zrodziła się
z z a b o b o n u , A l e w naturze tej nabożnej czci n i g d y nie b y ł o , p r ó ż n o
jej tam szukać. N i ż s z o ś ć tej płci w stosunku d o naszej zbyt m o c n o

Juliette, wyd. cyt., s. 1 7 6 i nast.


128 Dialektyka oświecenia

jest u g r u n t o w a n a , b y ś m y k i e d y k o l w i e k m o g l i mieć dostateczny


m o t y w , ażeby ją r e s p e k t o w a ć , a miłość, która wyrasta z o w e j ślepej
7 0
czci, jest takim s a m y m jak ona p r z e s ą d e m " . Społeczna hierarchia
opiera się ostatecznie na p r z e m o c y , j a k k o l w i e k p r z e m o c ta może
b y ć osłaniana przez p r a w o . W obrębie ludzkości reprodukuje się
p a n o w a n i e nad p r z y r o d ą . Cywilizacja chrześcijańska, która ideę
o c h r o n y cieleśnie słabszych obróciła w w y z y s k silnych niewol­
n i k ó w , n i g d y nie zdołała d o końca zawładnąć sercami n a w r ó c o ­
nych l u d ó w . S p r a w n y intelekt i jeszcze sprawniejszy oręż w ręku
chrześcijańskich p a n ó w skutecznie d e z a w u o w a ł zasadę miłości, aż
wreszcie luteranizm - który miecz i r ó z g ę uczynił kwintesencją
ewangelii - z l i k w i d o w a ł opozycję między p a ń s t w e m a nauką
chrześcijańską. D u c h o w a w o l n o ś ć została utożsamiona bezpośred­
nio z aprobatą realnego ucisku.. K o b i e t a zaś jest naznaczona
słabością, z p o w o d u tej słabości stanowi mniejszość, n a w e t g d y
liczebnie góruje nad mężczyzną. J a k w p r z y p a d k u ujarzmionych
l u d ó w w e w c z e s n y c h t w o r a c h p a ń s t w o w y c h , jak w przypadku
t u b y l c ó w w koloniach, którzy organizacją i uzbrojeniem ustępują
z d o b y w c o m , jak w p r z y p a d k u Ż y d ó w pomiędzy aryjczykami
- bezbronność kobiet stanowi tytuł do ich uciskania. Sade
formułuje refleksję Strindberga. „ N i e ma w ą t p l i w o ś c i , że między
mężczyzną a kobietą zachodzi różnica tak o c z y w i s t a , tak istotna jak
między c z ł o w i e k i e m a małpą z dżungli. O d m a w i a ć kobietom
przynależności d o n a s z e g o g a t u n k u m o g l i b y ś m y r ó w n i e zasadnie,
jak w z b r a n i a m y się uznać naszych braci w małpach. Przyjrzyjmy
się uważnie kobiecie i p o s t a w m y o b o k niej mężczyznę, w tym
s a m y m w i e k u , oboje n a g o , a ł a t w o p r z e k o n a m y się, jak doniosła
różnica - niezależnie o d płci - zachodzi w strukturze o b u istot,
z o b a c z y m y w y r a ź n i e , że kobieta stanowi jedynie niższy stopień
mężczyzny; różnice zachodzą także w e w n ą t r z , a analiza anatomicz­
na o b u rodzajów, jednoczesna i p r z e p r o w a d z o n a z u w a ż n ą skxupu-
7
latnością, w y d o b y w a tę p r a w d ę na światło d z i e n n e " f. Chrześ­
cijaństwo p r ó b o w a ł o ucisk płci s k o m p e n s o w a ć ideologicznie przez
cześć dla kobiety i t y m s a m y m nadać w s p o m n i e n i o m archaicznych
7 0
Tamże, s. 1 7 8 i nast.
7 1
Tamże, s. 1 8 8 - 1 9 9 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność 129

c z a s ó w postać szlachetną, miast p o prostu je stłumić - rezultatem


była uraza w o b e c tak w y w y ż s z o n e j kobiety i w o b e c teoretycznie
w y e m a n c y p o w a n e j r o z k o s z y . A f e k t e m , jaki pasuje d o p r a k t y k i
ucisku, jest p o g a r d a , nie cześć, a przez stulecia chrześcijaństwa za
miłością bliźniego stale czaiła się zakazana — a w s k u t e k tego
n i e o p a n o w a n a - nienawiść d o przedmiotu, który wciąż p r z y p o m i ­
nał o daremnych w y s i ł k a c h : nienawiść d o kobiety. K u l t M a d o n n y
o k u p i o n y został obsesją c z a r o w n i c y , zemstą na w s p o m n i e n i u o w e j
przedchrześcijańskiej prorokini, które u k r a d k i e m podawało w
w ą t p l i w o ś ć u ś w i ę c o n y porządek patriarchalnego p a n o w a n i a . K o ­
bieta w z b u d z a furię na w p ó ł n a w r ó c o n e g o mężczyzny, k t ó r e g o
p o w i n n o ś c i ą jest ją czcić, tak jak słabszy w o g ó l e w z b u d z a uczucia
śmiertelnej w r o g o ś c i w p o w i e r z c h o w n i e u c y w i l i z o w a n y m silniej­
szym, którego powinnością jest g o oszczędzać. „Nigdy nie
w i e r z y ł e m - p o w i a d a hrabia G h i g i , naczelnik rzymskiej policji - że
z połączenia d w ó c h ciał m o ż e k i e d y k o l w i e k w y n i k n ą ć połączenie
d w ó c h serc. T a k i fizyczny związek m o ż e zrodzić p o g a r d ę [...]
7 2
odrazę, ale w żadnym razie nie m i ł o ś ć " . A S a i n t - F o n d s , minister,
gdy sterroryzowana przez niego - pełnomocnego urzędnika
k r ó l e w s k i e g o - d z i e w c z y n a w y b u c h a płaczem, w y k r z y k u j e : „ o t ó ż
tak właśnie lubię kobiety [...] dlaczego nie m o g ę ich w s z y s t k i c h
73
jednym j e d y n y m s ł o w e m s p r o w a d z i ć d o t e g o stanu!" \ M ę ż c z y z n a
jako panujący o d m a w i a kobiecie zaszczytu indywidualizacji. Poje­
dyncza kobieta jest s p o ł e c z n y m egzemplarzem g a t u n k u , przed­
stawicielką swojej płci, a przeto, d o końca zawłaszczona przez
męską l o g i k ę , reprezentuje naturę, substrat niekończącej się sub-
sumpcji w idei, niekończącego się p o d p o r z ą d k o w a n i a w r z e c z y w i ­
stości. K o b i e t a jako r z e k o m a istota naturalna jest p r o d u k t e m |
historii, która ją denaturalizuje. A l e rozpaczliwa w o l a zniszczenia
w s z y s t k i e g o , co ucieleśnia p o w a b natury, p o w a b t e g o , c o jest
fizjologicznie, biologicznie, n a r o d o w o , społecznie słabsze, d o w o ­
dzi, że podjęta przez chrześcijaństwo p r ó b a nie p o w i o d ł a się.
„...que ne puls-je, d'un mot, les reduire toutes en cet etat T' Wytępić
nienawistną, przemożną p o k u s ę ześliznięcia się p o n o w n i e w naturę
7 2
Tamże, t. 4 , s. 2 6 1 .
7 3
Tamże, t. 2 , s. 2 7 3 .
Dialektyka oświecenia

— na tym p o l e g a o k r u c i e ń s t w o nieudanej cywilizacji, na tym polega


b a r b a r z y ń s t w o , będące o d w r o t n ą stroną kultury. „ W s z y s t k i e ! "
A l b o w i e m destrukcja nie uznaje w y j ą t k ó w , w o l a niszczenia - i tyl­
k o ona - jest totalitarna. „ D o s z ł a m d o t e g o - p o w i a d a J u l i a do
papieża - że nawiedza mnie marzenie T y b e r i u s z a : o, g d y b y tak
l u d z k o ś ć miała jedną jedyną g ł o w ę , ażeby m ó c ją ściąć o d jednego
74
zamachu!" O z n a k i bezsilności, pośpieszne, nieskoordynowane
ruchy, elementarny lęk, stłoczenie w y w o ł u j ą żądzę m o r d u . Wyjaś­
nić, skąd bierze się nienawiść d o kobiety j a k o słabszej d u c h o w o
i fizycznie, noszącej na czole piętno p a n o w a n i a , to wyjaśnić
zarazem nienawiść d o Ż y d ó w . P o kobietach i Ż y d a c h poznać, że
o d tysięcy lat nie dane im b y ł o p a n o w a ć . Ż y j ą , choć i te pierwsze,
i tych drugich m o ż n a by z l i k w i d o w a ć , a ich strach i słabość, ich
bliższe s p o w i n o w a c e n i e z naturą przez nieustający ucisk, stanowi
ich ż y w i o ł . S i l n e g o , który płaci za siłę p e ł n y m napięcia dystansem
d o natury i wiecznie musi zabraniać sobie strachu, podnieca to do
ślepej wściekłości. Silny utożsamia się z naturą, g d y p o tysiąckroć
p r z y w o d z i s w e ofiary d o k r z y k u , k t ó r e g o jemu samemu w y d a ć nie
w o l n o . „ Z w a r i o w a n e stworzenia - pisze o kobietach B l a m m o n t
w Aline et Valcour - jakże lubię widzieć je trzepoczące w mych
7 5
rękach! N i c z y m jagniątko w szponach l w a " . I , w tym samym
liście: „ Z u p e ł n i e jak przy z d o b y c i u miasta, trzeba zająć w z g ó r z a ...
zasadzamy się w e w s z y s t k i c h dominujących punktach, i stąd
7 6
atakujemy plac, nie obawiając się już o p o r u " . T o , co leży
p o w a l o n e , ściąga na siebie atak: najwięcej radości sprawia u p o k o ­
rzyć k o g o ś , kto już został dotknięty nieszczęściem. I m mniej
zagrożenia dla t e g o , k t ó r y znajduje się na g ó r z e , tym swobodniej
i bez zakłóceń m o ż e o n z a ż y w a ć r o z k o s z y zadawania udręki:
d o p i e r o skrajna desperacja ofiary sprawia, że p a n o w a n i e staje się
z a b a w ą i m o ż e z triumfem zawiesić d y s c y p l i n ę , na której się
zasadza. Strach, który tym razem g r o z i k o m u innemu, w y b u c h a
w serdecznym śmiechu, ś w i a d c z ą c y m o zatwardziałości jednostki,
która n a p r a w d ę w y ż y w a się dopiero w k o l e k t y w i e . Cywilizacja

7 4
Tamże, t. 4 , s. 3 7 9 .
7 5
D . A . F . de Sade, Aline et Valcour. T. 1 . Bruxelles 1 8 8 3 , s. 5 8 .
7 6
Tamże, s. 5 7 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność

zawsze zdradzała się g r o m k i m śmiechem. „ Z e w s z y s t k i c h rodza­


j ó w l a w y , które w y r z u c a ć potrafi ó w krater, usta ludzkie, najbar­
dziej żrącą bywa radość" - pisze V i c t o r H u g o w rozdziale
7 1
z a t y t u ł o w a n y m „ L u d z k i e burze, groźniejsze o d burz o c e a n ó w " .
7 8
„ N i e s z c z ę ś c i e - poucza J u l i a - trzeba, o ile to m o ż l i w e , p r z y w a l i ć
całym ciężarem n i e g o d z i w o ś c i ; łzy, które da się wycisnąć nędzy,
7 9
mają ostrość zdolną wstrząsnąć całą substancją nerwową..."
R o z k o s z sprzymierza się z o k r u c i e ń s t w e m zamiast z czułością,
8 0
a miłość p ł c i o w a staje się tym, czym w e d ł u g N i e t z s c h e g o była
zawsze: „ c o d o ś r o d k ó w w o j n ą , w swej istocie śmiertelną nienawi­
ścią między p ł c i a m i " . „ U samca i samiczki - p o u c z a nas z o o l o g i a
- »miłość« albo pociąg p ł c i o w y ma p i e r w o t n i e i zasadniczo
charakter »sadystyczny«: bez wątpienia należy d o ń zadawanie bólu;
8 1
jest tak o k r u t n y jak g ł ó d " . T a k w i ę c cywilizacja ostatecznie
p o w r a c a d o okrutnej natury. Śmiertelna miłość, zaprezentowana
w p e ł n y m świetle u Sade'a, i Nietzscheańska w s t y d l i w i e - b e z w s t y d -
na w i e l k o d u s z n o ś ć , która cierpiącemu chce za w s z e l k ą cenę
oszczędzić w s t y d u : wizja o k r u c i e ń s t w a i w i e l k o ś c i p o c z y n a sobie
w z a b a w i e i fantazjach z ludźmi r ó w n i e t w a r d o jak niemiecki
faszyzm uczyni to później w rzeczywistości. G d y jednak nie­
ś w i a d o m y kolos rzeczywistości, b e z p o d m i o t o w y kapitalizm, d o ­
konuje zniszczenia na ślepo, to szaleństwo z b u n t o w a n e g o pod­
miotu zawdzięcza tej destrukcji spełnienie i z przejmującym
chłodem opromienia łudzi, w y k o r z y s t y w a n y c h j a k o przedmioty,
opaczną miłością, która w świecie rzeczy zajmuje miejsce miłości
bezpośredniej. C h o r o b a staje się s y m p t o m e m o z d r o w i e n i a . Szaleń­
s t w o rozpoznaje w uświęcającej przemianie ofiary jej poniżenie.
Zrównuje się z h y d r ą panowania, której cieleśnie nie może
p o k o n a ć . J a k o g r o z a imaginacja próbuje stawić czoła g r o z i e .
R z y m s k i e powiedzenie res severa verum gaudium jest nie tylko

7 7
V. Hugo, Człowiek śmiechu. T. 2 . K s . 8, rozdz. 7 . Przeł. H. Szumań-
ska-Grossowa. Warszawa 1 9 5 3 , s. 2 7 9 .
78
Juliette, wyd. cyt., t. 4 , s. 1 9 9 . .
7 9
Por. D . A . F . de Sade, Les 120 Journées de Sodome. T. 2. Paris 1 9 3 $ , s. 3 0 8 .
80
Der Fall Wagner, wyd. cyt., t. 8, s. 1 0 .
81
R. Briffault: The Mothers. T. 1 . New York 1 9 2 7 , s. 1 1 9 .
132 Dialektyka oświecenia

p r z y k ł a d e m sztuki m o t y w a c j i . Wyraża się w nim też nieroz­


w i ą z y w a l n a sprzeczność porządku, który jeśli sankcjonuje szczęś­
cie, to zmienia je w j e g o parodię, a stwarza je t y l k o w ó w c z a s , g d y je
tępi. Sade i Nietzsche uwiecznili tę sprzeczność, a tym samym
uczynili z niej pojęcie.
Ratio traktuje oddanie się uwielbianej istocie na r ó w n i z b a ł w o ­
c h w a l s t w e m . O t y m , że praktyka ubóstwiania musi zaniknąć,
przesądza zakaz mitologii, zadekretowany w ż y d o w s k i m m o n o ­
teizmie, a w historii myśli przez j e g o świecki wariant, oświecenie,
w y e g z e k w o w a n y na kolejnych formach kultu. R o z p a d rzeczywis­
tości e k o n o m i c z n e j , leżącej zawsze u p o d s t a w z a b o b o n u , uwolnił
specyficzne siły negacji. Chrześcijaństwo natomiast p r o p a g o w a ł o
miłość: czyste uwielbienie J e z u s a . Chciało w y w y ż s z y ć ślepy popęd
p ł c i o w y przez uświęcenie małżeństwa, a k r y s z t a ł o w e p r a w o za
s p r a w ą niebiańskiej łaski zbliżyć do ziemi. Pojednanie cywilizacji
z naturą, co chrześcijaństwo chciało z g ó r y o k u p i ć nauką o ukrzy­
ż o w a n y m B o g u , b y ł o obce j u d a i z m o w i tak samo jak oświecenio­
w e m u r y g o r y z m o w i . M o j ż e s z i K a n t nie głosili uczucia, ich zimne
prawo nie zna ani miłości, ani stosów. Walka Nietzschego
z monoteizmem zadaje poważniejszy cios chrześcijaństwu niż
doktrynie judaistycznej. Nietzsche b o w i e m w p r a w d z i e neguje
8 2
p r a w o , ale chce przynależeć d o „ w y ż s z e j j a ź n i " , nie d o natural­
nej, lecz do więcej-niż-naturalnej. Chce zastąpić B o g a nadczłowie-
kiem, b o monoteizm, a zwłaszcza j e g o ułomna, chrześcijańska
forma, z d e m a s k o w a ł się jako mitologia. G d y jednak Nietzsche
w y s ł a w i a d a w n e ascetyczne ideały w służbie o w e j wyższej jaźni
jako samoprzezwyciężenie się w imię „ w y k s z t a ł c e n i a panującej
8 3
s i ł y " , o w a w y ż s z a jaźń okazuje się r o z p a c z l i w y m w y s i ł k i e m
ocalenia B o g a , który umarł, p o n o w i e n i e m K a n t o w s k i e j próby
przekształcenia p r a w a b o s k i e g o w a u t o n o m i ę , p o to, by ocalić
europejską cywilizację, która w angielskim sceptycyzmie w y r z e k ł a
się ducha. K a n t o w s k a zasada - „ c z y n i ć w s z y s t k o w e d ł u g m a k s y m y
swej w o l i jako takiej, która zarazem m o g ł a b y mieć za przedmiot

8 2
Nach/aß, wyd. cyt, t. I I , s. 2 1 6 .
8 3
Tamże, t. 1 4 , s. 2 7 3 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność x
33

8 4
samą siebie jako powszechnie p r a w o d a w c z ą " - stanowi także sekret
nadczłowieka. J e g o w o l a jest r ó w n i e despotyczna jak k a t e g o r y c z n y
imperatyw. O b i e zasady mają na celu uniezależnienie o d m o c y
zewnętrznych, b e z w a r u n k o w ą dojrzałość zdefiniowaną j a k o istota
oświecenia. Jednakże g d y lęk przed kłamstwem, który sam Nietzsche
8 5
jeszcze w jasnych m o m e n t a c h d e z a w u o w a ł jako „ d o n k i s z o t e r i ę " ,
każe zastąpić p r a w o przez własne p r a w o d a w s t w o i w s z y s t k o staje się
tak przejrzyste jak jeden w i e l k i z d e m a s k o w a n y z a b o b o n , w ó w c z a s
samo oświecenie, ba - p r a w d a w e wszelkiej postaci - staje się idolem,
i poznajemy, ,,że także m y , poznający dzisiaj, m y bezbożni
i antymetafizycy, także swój ogień jeszcze czerpiemy z pożaru,
który wznieciła tysiące lat licząca wiara, o w a w i a r a chrześcijańska,
która była też wiarą Platona, że B ó g jest p r a w d ą , że p r a w d a jest
8 6
b o s k a " . K r y t y k a metafizyki obejmuje zatem nawet naukę. Negacja
B o g a zawiera w sobie nieusuwalną sprzeczność, negację samej
wiedzy. Sade nie d o p r o w a d z i ł idei oświecenia aż d o t e g o p u n k t u
przełomu. Autorefleksja nauki, sumienie oświecenia zarezerwowane
było dla filozofii, to jest: dla N i e m c ó w . D l a markiza de Sade
oświecenie jest nie tyle zjawiskiem d u c h o w y m , c o społecznym. Sade
zrywał więzi, które Nietzsche idealistycznie chciał p r z e z w y c i ę ż y ć
w wyższej jaźni, p o d d a w a ł krytyce solidarność ze społeczeństwem,
8 7
urzędem, rodziną , aż p o głoszenie anarchii. J e g o dzieło odsłania
mitologiczny charakter zasad, na których zgodnie z religią opiera się
cywilizacja: d e k a l o g u , autorytetu ojca, własności. J e s t to d o k ł a d n a
o d w r o t n o ś ć teorii społeczeństwa, jaką w sto lat później rozwinął L e
8 8
Play . K a ż d e z dziesięciu przykazań zostaje p o kolei przez instancję
formalnego rozumu unieważnione. W s z y s t k i e bez reszty zostają
zdemaskowane jako ideologia. M o w ę na rzecz morderstwa w y g ł a s z a
8 9
na życzenie Julii sam papież . 1 oto zadanie papieża - zracjonalizować
8 4
I. Kant: Uzasadnienie metafizyki moralności. Przeł. M. Wartenberg,
przekład przejrzał R. Ingarden, Warszawa br. w., s. 6 7 .
8 5
F. Nietsche, Wiedza radosna. Przeł. L . Staff. Warszawa 1 9 0 6 , s. 2 9 1 . Por.
Z genealogii moralności, wyd. cyt., s. 7 i nast.
86
Wiedza radosna, wyd. cyt., s. 2 9 1 .
87
Nachlaß, wyd. cyt., t. 1 1 , s. 2 1 6 .
8 8
Por. Le Play: Les Ouvriers Européens. T. 1 . Paris 1 8 7 9 , zwł. s. 1 3 3 i nast.
89
Juliette, wyd. cyt., t. 4 , s. 3 0 3 i nast.
134 Dialektyka oświecenia

niechrześcijańskie czyny - okazuje się łatwiejsze niż zadanie tych,


co w s w o i m czasie usiłowali na gruncie natury obronić chrześcijańskie
zasady, zgodnie z k t ó r y m i o w e czyny p o c h o d z ą od diabła. Le
philosophe mitrę, uzasadniający m o r d e r s t w o , nie musi uciekać się do
tylu sofizmatów, co M a j m o n i d e s i święty T o m a s z , którzy je
potępiają. R z y m s k i r o z u m o p o w i a d a się p o stronie silniejszych
batalionów w w i ę k s z y m jeszcze stopniu niż pruski B ó g . P r a w o
zostaje zdetronizowane, a miłość, która miała je uczłowieczać,
z d e m a s k o w a n a jako n a w r ó t b a ł w o c h w a l s t w a . N a u k a i przemysł
niszczą - jako metafizykę - nie tylko romantyczną miłość płciową,
ale w o g ó l e w s z e l k ą miłość, żadna b o w i e m nie może się ostać
w o b e c rozumu: ani miłość kobiety d o mężczyzny, ani miłość
k o c h a n k a d o u k o c h a n e j , ani miłość między rodzicami a dziećmi.
K s i ą ż ę de B l a n g i s o b w i e s z c z a p o d w ł a d n y m , że o s o b y pozostające
w związkach z z r o z k a z o d a w c a m i , córki i żony, będą traktowane
r ó w n i e s u r o w o , jak inne, a nawet z w i ę k s z ą s u r o w o ś c i ą , „ w ł a ś n i e
dlatego, by p o k a z a ć , na ile g o d n e p o g a r d y są w naszych oczach
9 0
w i ę z y , jakimi czujecie się, b y ć może, z nami z w i ą z a n e " . Miłość
kobiety zostaje o d r z u c o n a tak samo jak miłość mężczyzny. Liber-
tyńskie reguły, które Saint-Fonds przedstawia J u l i i , mają obowią­
91
z y w a ć wszystkie k o b i e t y . D o l m a n c e podaje materialistycznie
demistyfikującą w y k ł a d n i ę miłości rodzicielskiej. „ T e ostatnie
więzi biorą się ze strachu rodziców, iż na starość zostaną opuszczeni,
a interesowna u w a g a , jaką okazują nam, g d y jesteśmy dziećmi, ma
na starość z a o w o c o w a ć dla nich p o d o b n y m i w z g l ę d a m i z naszej
9 2
s t r o n y " . A r g u m e n t markiza de Sade jest stary jak mieszczaństwo.
J u ż D e m o k r y t zdradzał e k o n o m i c z n e m o t y w y miłości rodziciels­
9 3
kiej . Sade tymczasem dezawuuje także e g z o g a m i ę , fundament
cywilizacji. N i e ma w e d ł u g niego żadnych racjonalnych argumentów
9 4
p r z e c i w k o kazirodztwu , a zastrzeżenie natury higienicznej zostało
90
Łes 120 Journees de Sodomę, wyd. cyt., t. i, s. 7 2 ; 120 dni Sodowy
(fragmenty), w: D . A. F. de Sade: Powiedzieć wszystko. Przeł. B . Banasiak,
M. Bratuń, K . Matuszewski. Łódź 1 9 9 1 , s. 6 3
91
Por. Julźette, wyd. cyt., t. 2 , s. 1 8 5 .
9 2
La Philosophie dans le Boudoir, wyd. cyt., s. 1 8 5 .
9 3
Por. Demokrit, Diels Fragment 2 7 8 . Berlin 1 9 1 2 , t. 2 , s. 1 1 7 i nast.
94
La Philosophie dans le Boudoir, wyd. cyt., s. 2 4 2 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność 135

odparte przez r o z w ó j nauki. N a u k a ratyfikowała chłodny osąd


markiza, „...bynajmniej nie d o w i e d z i o n o , że ze z w i ą z k ó w kazirod­
czych częściej rodzą się dzieci skretyniałe, głuchonieme, rachityczne
9 5
itd.". R o d z i n a , której s p o i w e m nie jest miłość p ł c i o w a , ale
miłość macierzyńska, stanowiąca podłoże wszelkiej czułości i uczuć
96
s o c j a l n y c h , p o p a d a w konflikt ze społeczeństwem. „ N i e w y o b ­
rażajcie sobie, że hodujecie d o b r y c h r e p u b l i k a n ó w , d o p ó k i w a s z e
dzieci, które należeć mają d o w s p ó l n o t y , izolujecie w rodzinie [...]
G d y dzieci są tak pochłonięte interesami rodziny, często znacznie
odbiegającymi o d interesów ojczyzny, ma to najfatalniejsze skutki,
97
a przeto z największym pożytkiem będzie je o d rodziny oddzielić" '.
„Więzi hymenu" należy zniszczyć ze w z g l ę d ó w społecznych,
w i e d z a , kto jest ojcem, ma b y ć dzieciom ^absolument interdite", są
9
one ^uniquement les enfants de la patrie" * - i oto anarchia,
9 9
indywidualizm, głoszone przez Sade'a w walce przeciwko zasadom ,
k o ń c z y się a b s o l u t n y m panowaniem o g ó l n o ś c i , republiki. J a k
o b a l o n y B ó g p o w r a c a w postaci jeszcze bardziej n i e u s t ę p l i w e g o
idola, tak d a w n e mieszczańskie p a ń s t w o - n o c n y stróż przechodzi
w p r z e m o c f a s z y s t o w s k i e g o k o l e k t y w u . Sade przemyślał d o k o ń c a
założenia państwowego socjalizmu, przy którego pierwszych
k r o k a c h Saint-Just i R o b e s p i e r r e ponieśli klęskę. M i e s z c z a ń s t w o
zaś posłało ich, s w y c h najwierniejszych p o l i t y k ó w , na g i l o t y n ę , tak
jak j e g o , s w e g o najbardziej szczerego pisarza, d o piekła Biblioteki
N a r o d o w e j . A l b o w i e m chronique scandaleuse J u s t y n y i J u l i i , produkcja
poniekąd taśmowa, osiemnastowieczny prototyp literatury b r u k o w e j
w i e k u dziewiętnastego i literatury m a s o w e j w i e k u d w u d z i e s t e g o ,
to h o m e r y c k i epos, p o odrzuceniu ostatniej o s ł o n y mitologicznej:
dzieje myślenia jako narzędzia p a n o w a n i a . G d y tedy myślenie w e
w ł a s n y m zwierciadle przeraża się samo siebie, p o d n o s i w z r o k ku
temu, co znajduje się poza nim. I jeśli dzieło Sade'a stwarza szansę

9 5
S. Reinach: La prohibition de F inceste et le sentiment de la pudeur. W: Cultes,
Mythes et Religions. T. 1 . Paris 1 9 0 5 , s. 1 5 7 .
96
La Philosophie dans le Boudoir, wyd. cyt., s. 2 3 8 .
9 7
Tamże, s. 2 3 8 - 2 4 9 .
9 8
Tamże.
99
Juliette, wyd. cyt., t. 4 , s. 2 4 0 - 2 4 4 .
i 6
3 Dialektyka oświecenia

ratunku oświecenia,to nie ze względu na harmonijny ideał społeczny,


który także jemu majaczył w przyszłości: gardez vos frontières et
c e v o u s 100 a n n e z e
restée ^Z " > i i w z g l ę d u na socjalistyczną utopię,
1 0 1
przedstawioną w historii Z a m é - ale dlatego, że z g r o z y , jaką
oświecenie budzi samo w sobie, nie s c e d o w a ł bez reszty przeciw­
nikom^
lC M r o c z n i pisarze świata mieszczańskiego nie p r ó b o w a l i - jak
l j e g o a p o l o g e c i - o d w r a c a ć konsekwencji oświecenia przez har-
monistyczne d o k t r y n y . N i e udawali, że formalistyczny rozum
pozostaje w ściślejszym związku z moralnością niż z niemoralnoś-
cią. G d y jasne pióra osłaniały nierozerwalny sojusz rozumu
i zbrodni, społeczeństwa mieszczańskiego i panowania przez
zaprzeczanie o w e m u s o j u s z o w i , tamci w y p o w i a d a l i bez osłonek
_ s z o k u j ą c ą p r a w d ę J , , . . . N i e b o składa te b o g a c t w a w ręce splamione
ż o n o - i dziecîoDojstwem, sodomią, m o r d e r s t w a m i , prostytucją
i infamią; oddaje mi je d o dyspozycji, aby mnie w y n a g r o d z i ć za te
n i e g o d z i w o ś c i " - p o w i a d a Clairwil w p o d s u m o w a n i u dziejów
1 0 2
swego brata. Clairwil przesadza. S p r a w i e d l i w o ś ć złego p a n o w a ­
nia nie jest do k o ń c a tak k o n s e k w e n t n a , by w y n a g r a d z a ć tylko
o b r z y d l i w o ś ć . A l e t y l k o przesada jest p r a w d z i w a . Istotą prehistorii
jest u k a z y w a n i e się skrajnej g r o z y w p o s z c z e g ó l n y c h przypadkach.
W statystycznym ujęciu ofiar p o g r o m u , u w z g l ę d n i a j ą c y m r ó w n i e ż
tych, których z litości zastrzelono, zanika istota, ujawniająca się
jedynie w d o k ł a d n y m opisie wyjątku, najgorszej męczarni. Szczęś­
liwe b y t o w a n i e w świecie g r o z y zostaje przez samo jej istnienie
z d e z a w u o w a n e j a k o n i e g o d z i w e . G r o z a staje się istotą, szczęście
- nicością. D o zabijania w ł a s n y c h dzieci i małżonek, d o prostytucji
i s o d o m i i w epoce burżuazyjnej dochodziło wśród panujących
z a p e w n e rzadziej niż p o ś r ó d p o d w ł a d n y c h , którzy przejęli obycza­
je dawniejszych p a n ó w . Z a to, g d y szło o władzę, panujący nawet
w p ó ź n y c h stuleciach p r o d u k o w a l i stosy trupów£ W o b e c po­
g l ą d ó w i u c z y n k ó w p a n ó w e p o k i faszyzmu, k i e d y ' t o p a n o w a n i e
d o c h o d z i d o ostatecznego spełnienia^ entuzjastyczny opis ż y w o t a

100
La Philosophie dans le Boudoir, wyd. cyt., s. 2 6 3 .
101
Aline et Valcour, wyd. cyt., t. 2, s. 1 8 1 i nast.
102
Juliette, wyd. cyt., t. 5, s. 2 3 2 .
Dygresja II: Julia albo oświecenie i moralność l
57

B r i s a - T e s t y , w k t ó r y m p o g l ą d y te i czyny ł a t w o można rozpoznać,


spada d o p o z i o m u potocznej niewinności. P r y w a t n e występki
u Sade'a, p o d o b n i e jak już przedtem u M a n d e v i l l e ' a , to historia
publicznych cnót ery totalitarnej avant la lettre. Ż e zaś na gruncie
r o z u m u nie da się przedstawić zasadniczego a r g u m e n t u przeciw
zabijaniu, i że niemożność ta nie t y l k o nie została zatuszowana, ale
jeszcze w y k r z y c z a n o ją na cały świat - to g ł ó w n y p o w ó d nienawi­
ści, jaką d o dziś właśnie p o s t ę p o w c y prześladują Sade'a i N i e ­
tzschego. O b y d w a j oni, w przeciwieństwie d o l o g i c z n e g o p o z y t y ­
w i z m u , wzięli naukę za s ł o w o . Z jeszcze w i ę k s z ą stanowczością niż
p o z y t y w i z m obstawali przy rafio, z u k r y t y m zamysłem, by w ten
s p o s ó b odsłonić utopię, która jak w K a n t o w s k i m pojęciu r o z u m u
zawiera się w każdej wielkiej filozofii: utopię ludzkości, która sama
nie jest już spaczona, toteż nie potrzebuje już w y p a c z e ń . Bezlitosne
nauki głoszące tożsamość p a n o w a n i a i r o z u m u są bardziej miłosier­
ne o d teorii m o r a l n y c h l o k a j ó w mieszczaństwa. ,,W czem leżą
1 0 3
największe twe niebezpieczeństwa?" - zapytuje Nietzsche. ,,W
litości". Nietzsche w swej negacji ocala n i e o m y l n ą ufność w czło­
w i e k a , w o b e c której wszelkie pocieszycielskie zapewnienia dzień
w dzień dopuszczają się zdrady.

Wiedza radosna, wyd. cyt., s. 2 1 9 .


Przemysł kulturalny
O ś w i e c e n i e jako m a s o w e o s z u s t w o

C o d z i e n n o ś ć zadaje kłam s o c j o l o g i c z n e m u p o g l ą d o w i , że utrata


oparcia w obiektywnej religii, rozpad ostatnich pozostałości
przedkapitalistycznych, techniczne i społeczne z r ó ż n i c o w a n i e oraz
specjalizacja s p o w o d o w a ł y chaos w sferze kultury. P o d w z g l ę d e m
jednolitości kultura bije dziś na g ł o w ę w s z y s t k o . F i l m , radio,
czasopisma s t a n o w i ą zwarty system. W każdej dziedzinie z osobna
i w e w s z y s t k i c h razem panuje j e d n o m y ś l n o ś ć . N a w e t estetyczne
manifestacje rozbieżności politycznych głoszą na r ó w n i p o c h w a ł ę
s t a l o w e g o rytmu. J e ś l i chodzi o w y s t r ó j administracyjnych i w y ­
s t a w o w y c h p r z y b y t k ó w przemysłu, kraje autorytarne zaledwie
różnią się o d innych. Strzelające wszędzie w g ó r ę m o n u m e n t a l n e
b u d o w l e reprezentują zmysł p l a n o w a n i a p o n a d p a ń s t w o w y c h kon­
cernów - przedmiot ataków p o z o s t a w i o n y c h na p a s t w ę losu
p r z e d s i ę b i o r c ó w , k t ó r y c h p o m n i k a m i są posępne d o m y mieszkal­
ne i f i r m o w e s m u t n y c h miast. Starsze z a b u d o w a n i a otaczające
betonowe centra robią już dziś wrażenie slumsów, a nowe
b u n g a l o w y na peryferiach - p o d o b n i e jak nietrwałe konstrukcje
m i ę d z y n a r o d o w y c h t a r g ó w - głoszą c h w a ł ę technicznego postępu
i p r o w o k u j ą , by p o k r ó t k o t r w a ł y m u ż y t k o w a n i u w y r z u c i ć je jak
puszkę p o k o n s e r w i e . Urbanistyczne projekty, przewidujące, że
w higienicznych m a ł y c h mieszkankach i n d y w i d u u m ma się per-
p e t u o w a ć jako p o n i e k ą d byt samodzielny, tym g r u n t o w n i e j pod­
p o r z ą d k o w u j ą je stronie stronie p r z e c i w n e j , totalnej w ł a d z y kapi­
tału. Praca i r o z r y w k i w z y w a j ą m i e s z k a ń c ó w d o centrum, jako
producentów i konsumentów, a zarazem k o m ó r k i mieszkalne
krystalizują się w d o s k o n a l e z o r g a n i z o w a n e k o m p l e k s y . Uderzają­
ca jedność m a k r o - i m i k r o k o s m o s u prezentuje ludziom model ich
kultury: fałszywą jedność t e g o , co o g ó l n e , i t e g o , c o s z c z e g ó ł o w e .
Wszelka kultura m a s o w a p o d rządami m o n o p o l u jest identyczna,
a jej szkielet, f a b r y k o w a n e przez m o n o p o l rusztowanie pojęć,
Przemysł kulturalny

zaczyna się z a r y s o w y w a ć . W ł a d c y nie są nawet specjalnie zaintere­


sowani osłanianiem tej konstrukcji, im brutalniej ona sama
się d o siebie przyznaje, tym w i ę k s z a jej potęga. F i l m i radio
nie muszą się już p o d a w a ć za sztukę. P r a w d a , że są jedynie
interesem, służy im j a k o ideologia, mająca u p r a w o m o c n i a ć kicz,
który rozmyślnie produkują. Same nazywają się przemysłem,
a p u b l i k o w a n e informacje o d o c h o d a c h d y r e k t o r ó w naczelnych
nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do społecznej nie­
zbędności ich p r o d u k t ó w .
Z a i n t e r e s o w a n i chętnie podają technologiczną w y k ł a d n i ę prze­
m y s ł u kulturalnego. M i a n o w i c i e fakt, że w przemyśle t y m uczest­
niczą miliony, w y m u s z a procesy reprodukcji, które z kolei p o w o ­
dują siłą rzeczy, że w niezliczonych miejscach identyczne potrzeby
zaspokajane są s t a n d a r d o w y m i p r o d u k t a m i . Techniczna opozycja
między nielicznymi o ś r o d k a m i w y t w a r z a n i a a r o z p r o s z o n ą recep­
cją narzuca konieczność organizacji i p l a n o w a n i a ze strony dys­
ponentów. Standardy w y w o d z ą się pierwotnie z p o t r z e b kon­
sumentów: dlatego też są a k c e p t o w a n e bez sprzeciwu. Otóż
w rzeczywistości jest to zamknięte k o ł o manipulacji i z w r o t n y c h
potrzeb, coraz silniej przerośnięte tkanką jednolitego systemu.
Milczeniem pomija się, że w ł a ś c i w y grunt, na k t ó r y m technika
zyskuje władzę nad społeczeństwem, stanowi władza e k o n o m i c z ­
nych p o t e n t a t ó w nad społeczeństwem. Dzisiaj racjonalność tech­
niczna to racjonalność s a m e g o panowania. Wyznacza ona p r z y m u ­
s o w y charakter w y o b c o w a n e g o społeczeństwa. S a m o c h o d y , b o m ­
by i film utrzymują całość tak d ł u g o , aż ich niwelujący element
ujawni s w ą siłę w n i e s p r a w i e d l i w o ś c i , której służył. N a razie
technika przemysłu kulturalnego d o p r o w a d z i ł a jedynie d o stan­
daryzacji i produkcji seryjnej oraz p o ś w i ę c i ł a to, czym l o g i k a dzieła
różni się o d l o g i k i systemu społecznego. N i e w y n i k a to jednak
z praw rozwoju techniki jako takiej, a t y l k o z jej funkcji
w dzisiejszej g o s p o d a r c e . P o t r z e b y , które m o g ł y b y się ewentualnie
w y m y k a ć centralnej kontroli, są tłumione już przez kontrolę
indywidualnej ś w i a d o m o ś c i . Przejście o d telefonu d o radia jasno
rozdzieliło role. T e l e f o n pozwalał jeszcze liberalnie każdemu
uczestnikowi g r a ć rolę p o d m i o t u . R a d i o czyni demokratycznie
140 Dialektyka oświecenia

w s z y s t k i c h na r ó w n i słuchaczami, aby autorytarnie podporządko­


w a ć ich jednolitym p r o g r a m o m stacji. N i e rozwinęła się żadna
aparatura repliki, a p r y w a t n e emisje u t r z y m y w a n e są w p o d l e g ł o ś ­
ci. Ograniczają się d o apokryficznej dziedziny „ a m a t o r ó w " , któ­
r y m w d o d a t k u narzuca się o d g ó r n i e organizację. K a ż d a spontani­
czna inicjatywa publiczności w ramach oficjalnego radia p o d l e g a
fachowej selekcji oraz sterowana jest i a b s o r b o w a n a przez ł o w c ó w
talentów, konkursy przed mikrofonem i wszelkiego rodzaju
centralnie p r o t e g o w a n e imprezy. Talenty należą d o przemysłu,
zanim jeszcze tenże zacznie je prezentować: w p r z e c i w n y m razie nie
p o d p o r z ą d k o w y w a ł y b y m u się tak s k w a p l i w i e . N a s t a w i e n i e publi­
czności, które r z e k o m o i faktycznie sprzyja s y s t e m o w i przemysłu
kulturalnego, jest częścią systemu, a nie j e g o u s p r a w i e d l i w i e n i e m .
G d y jakaś gałąź sztuki poczyna sobie w e d l e tej samej recepty, co
inna gałąź, odległa z a r ó w n o p o d w z g l ę d e m m e d i u m , jak t w o r z y ­
w a , g d y dramatyczne zawęźlenie radiowej „ m y d l a n e j o p e r y " staje
się p e d a g o g i c z n y m p r z y k ł a d e m przezwyciężania technicznych tru­
dności, z k t ó r y m i radzi sobie z a r ó w n o jam, jak i w y ż y n y jazzu, albo
g d y śmiała „ a d a p t a c j a " frazy B e e t h o v e n a o d b y w a się w e d l e tej
samej metody, co f i l m o w a „ a d a p t a c j a " p o w i e ś c i T o ł s t o j a - p o w o ­
ł y w a n i e się na spontaniczne życzenia publiczności jest wątłą
w y m ó w k ą . Bliższe rzeczywistości jest już wyjaśnienie powołujące
się na ciężar w ł a s n y aparatu technicznego i p e r s o n a l n e g o , który
jednak traktować należy p o d każdym w z g l ę d e m jako część mecha­
nizmu ekonomicznej selekcji. D o c h o d z i u m o w a , a przynajmniej
w s p ó l n a decyzja w ł a d z w y k o n a w c z y c h , by nie p r o d u k o w a ć ani nie
dopuszczać nic, c o nie pasuje d o ich tabel, d o ich w y o b r a ż e n i a
o konsumentach, a przede w s z y s t k i m d o nich samych.
Jeżeli o b i e k t y w n a tendencja społeczna w tej epoce ucieleśnia się
w s u b i e k t y w n y c h m r o c z n y c h zamiarach d y r e k t o r ó w generalnych,
to przede w s z y s t k i m w najpotężniejszych sektorach przemysłu:
w przemyśle s t a l o w y m , n a f t o w y m , e l e k t r y c z n y m , chemicznym.
M o n o p o l e kulturalne są w p o r ó w n a n i u z nimi słabe i zależne.
M u s z ą s k w a p l i w i e d o g a d z a ć p r a w d z i w y m potentatom, aby ich
sfera w społeczeństwie m a s o w y m , której s w o i s t y typ t o w a r u i tak
wciąż jeszcze zbyt wiele ma w s p ó l n e g o z n i e f r a s o b l i w y m liberaliz-
Przemysł kulturalny
141
m e m i ż y d o w s k i m i intelektualistami, nie została dotknięta serią
czystek. Z a l e ż n o ś ć najpotężniejszego t o w a r z y s t w a r a d i o w e g o o d
przemysłu elektrycznego, zależność filmu o d b a n k ó w charakterys­
tyczna jest dla całej sfery, której poszczególne branże z kolei
splecione są między sobą. Wszystko jest tak powiązane, że
koncentracja ducha osiąga rozmiary, które pozwalają jej pomijać
linie demarkacyjne firm i technik. B e z w z g l ę d n a jedność p r z e m y s ł u
kulturalnego z a p o w i a d a rychłą jedność polityki. E m f a t y c z n e roz­
różnienia - na p r z y k ł a d między filmami A i B albo między
historyjkami p u b l i k o w a n y m i w m a g a z y n a c h o różnych katego­
riach cen - nie tyle w y n i k a j ą z rzeczy samej, ile służą klasyfikacji,
organizacji i przyciąganiu k o n s u m e n t ó w . D l a k a ż d e g o coś p r z e w i ­
dziano, aby nikt nie m ó g ł się w y m k n ą ć , różnice zaznacza się
w y r a ź n i e i propaguje. Dostarczanie publiczności pewnej hierarchii
seryjnych jakości służy t y m pełniejszej kwantyfikacji. Każdy
p o w i n i e n z a c h o w y w a ć się niejako spontanicznie zgodnie ze s w y m
z g ó r y w y z n a c z o n y m przez w s k a ź n i k i level i sięgać p o tę kategorię
masowego produktu, która fabrykowana jest dla j e g o typu.
K o n s u m e n c i , jako statystyczny materiał na mapie p l a c ó w e k bada­
w c z y c h - nie różniących się już niczym o d p l a c ó w e k p r o p a g a n d y
- podzieleni są na g r u p y d o c h o d ó w , na pola c z e r w o n e , zielone
i niebieskie.
Schematyzm procedury ujawnia się o tyle, że mechanicznie
w y r ó ż n i o n e p r o d u k t y okazują się zawsze tym s a m y m . Ż e różnica
między serią Chryslera a serią G e n e r a l M o t o r s jest złudzeniem,
o tym w i e już każde d z i e c k o , które się tą różnicą entuzjazmuje. T o ,
co z n a w c y omawiają j a k o w a d y i zalety, służy jedynie utrwaleniu
p o z o r ó w konkurencji i m o ż l i w o ś c i w y b o r u . T a k samo rzecz się ma
z produkcjami Warner Brothers i Metro G o l d w y n Mayer. Stop­
n i o w o zanikają też różnice między d r o ż s z y m i i tańszymi asor­
tymentami kolekcji w z o r c o w e j danej firmy: w p r z y p a d k u s a m o ­
c h o d ó w różnice te sprowadzają się d o liczby c y l i n d r ó w , p o j e m n o ­
ści silnika, n o w o ś c i g a d g e t ó w , w p r z y p a d k u filmów - d o liczby
g w i a z d , nakładu ś r o d k ó w technicznych, pracy i w y p o s a ż e n i a , oraz
w y k o r z y s t a n i a n a j n o w s z y c h formułek p s y c h o l o g i c z n y c h . J e d n o l i ­
tość k r y t e r i ó w p o l e g a na d o z o w a n i u conspicuous production, wy-
142 Dialektyka oświecenia

stawianej na p o k a z inwestycji. B u d ż e t o w e w y r ó ż n i k i przemysłu


kulturalnego nie mają zgoła nic w s p ó l n e g o z m e r y t o r y c z n y m i ,
z sensem p r o d u k t ó w . T a k ż e techniczne media d o p r o w a d z a się
gwałtem do uniformizacji. Telewizja zdąża do syntezy radia
i filmu, które utrzymuje się, d o p ó k i zainteresowani nie dogadają
się ostatecznie między sobą, a których nieograniczone m o ż l i w o ś c i
zapowiadają jednak tak radykalne zubożenie materiałów estetycz­
nych, że p r z e j ś c i o w o m a s k o w a n a tożsamość w s z y s t k i c h p r o d u k ­
t ó w przemysłu kulturalnego jutro może już jawnie t r i u m f o w a ć
- szydercze spełnienie W a g n e r o w s k i c h marzeń o c a ł o ś c i o w y m
dziele sztuki. Z g o d n o ś ć s ł o w a , obrazu i m u z y k i udaje się o tyle
doskonalej niż w Tristanie, że elementy z m y s ł o w e , które w sumie
g ł a d k o p r o t o k o ł u j ą p o w i e r z c h n i ę społecznej rzeczywistości, zasad­
niczo p r o d u k o w a n e są w tym s a m y m procesie technicznym
i wyrażają j e g o jedność j a k o s w o j ą w ł a ś c i w ą treść. Proces pracy
integruje wszystkie elementy produkcji, o d zezującego ku f i l m o w i
k o n c e p t u p o w i e ś c i aż p o szczegóły efektów d ź w i ę k o w y c h . J e s t to
triumf i n w e s t o w a n e g o kapitału. W sercach w y w ł a s z c z o n y c h kan­
d y d a t ó w do zatrudnienia w y p i s a ć o g n i s t y m i literami w s z e c h m o c
kapitału, ich pana i w ł a d c y - taki jest sens w s z y s t k i c h f i l m ó w ,
niezależnie o d w y b r a n e g o akurat przez k i e r o w n i c t w o produkcji
plot.

K o n s u m e n t w s w y m czasie w o l n y m ma się k i e r o w a ć jednością


p r o d u k c j i . T o , c z e g o k a n t o w s k i schematyzm o c z e k i w a ł jeszcze ód
podmiotów, m i a n o w i c i e a p r i o r y c z n e g o odnoszenia zmysłowej
r ó ż n o r o d n o ś c i d o fundamentalnych pojęć - zostaje p o d m i o t o w i
odebrane przez przemysł. S c h e m a t y z m to g ł ó w n a usługa, jaką
p r z e m y s ł świadczy na rzecz klientów. W duszy ma j a k o b y działać
tajemny mechanizm, który preparuje bezpośrednie dane tak, że
pasują one d o systemu C z y s t e g o R o z u m u . D z i ś tajemnica ta została
rozszyfrowana. Jeżeli p l a n o w a n i e mechanizmu, przez tych, którzy
dostarczają danych, czyli przez przemysł kulturalny, narzucane jest
temuż p r z e m y s ł o w i siłą b e z w ł a d u społeczeństwa, irracjonalnego
m i m o całej racjonalizacji, to jednak g d y o w a fatalna tendencja
przechodzi przez agentury interesu, zmienia się w przebiegły
m s
pr%e J ł kulturalny 143

zamysł s a m e g o interesu. K o n s u m e n c i nie mają już d o k l a s y f i k o w a ­


nia nic, co nie b y ł o b y z g ó r y ujęte w schematyzmie produkcji.
Sztuka dla ludu, sztuka nie znająca marzeń, jest spełnieniem o w e g o
marzycielskiego idealizmu, który zdaniem idealizmu k r y t y c z n e g o
p o s u w a ł się za daleko. W s z y s t k o w y w o d z i się ze ś w i a d o m o ś c i ,
u Malebranche'a i B e r k e l e y a ze ś w i a d o m o ś c i B o g a , w sztuce
m a s o w e j ze ś w i a d o m o ś c i k i e r o w n i c t w a ziemskiej p r o d u k c j i . N i e
t y l k o typy szlagierów, g w i a z d , oper m y d l a n y c h utrzymuje się
cyklicznie jako sztywne niezmienniki, ale z nich w y w o d z i się też
swoistą treść g r y , p o z o r n ą zmienność. S z c z e g ó ł y ulegają funk-
cjonalizacji. S z y b k i e następstwo i n t e r w a ł ó w , które s p r a w d z i ł o się
jako wpadające w uszy w k t ó r y m ś z p r z e b o j ó w , przejściowa
kompromitacja bohatera, którą tenże umie znieść j a k o good sport,
potężne lanie, jakie u k o c h a n a przyjmuje z silnej ręki m ę s k i e g o
g w i a z d o r a , jego brutalna szorstkość w o b e c rozpieszczonej dziedzi­
czki są jak w s z y s t k i e szczegóły g o t o w y m i kliszami, które m o ż n a
d o w o l n i e zastosować to tu, to tam, o k r e ś l o n y m i w pełni przez
funkcję, jaka przypada im w schemacie. M o t y w y te żyją o tyle, o ile
tworząc schemat zarazem g o potwierdzają. W i a d o m o , jak s k o ń c z y
się film, kto zostanie n a g r o d z o n y , ukarany, zapomniany, a w d o ­
menie lekkiej m u z y k i p r z y g o t o w a n e ucho p o p i e r w s z y c h taktach
szlagieru odgaduje ciąg dalszy, i jest szczęśliwe, g d y okaże się, że
^ d g a d ł o trafnie. Przeciętna liczba s ł ó w w short story jest nienarusza-
I Iną n o r m ą . N a w e t g a g i , efekty i d o w c i p y są w y k a l k u l o w a n e tak jak
o g ó l n a konstrukcja. P o d l e g a j ą p o s z c z e g ó l n y m f a c h o w c o m i ich
skąpa rozmaitość daje się zasadniczo r o z d y s p o n o w a ć w biurze.
P r z e m y s ł kulturalny rozwinął się p o d znakiem dominacji efektu,
konkretnego rozwiązania, technicznego szczegółu nad dziełem,
które kiedyś b y ł o n o ś n i k i e m idei i w r a z z nią u l e g ł o likwidacji.
S z c z e g ó ł , emancypując się, zrobił się krnąbrny i od romantyzmu
p o ekspresjonizm b u n t o w a ł się p r z e c i w k o organizacji. H a r m o n i j n e
działanie s z c z e g ó ł ó w zatarło w m u z y c e ś w i a d o m o ś ć całościowej
f o r m y , partykularny k o l o r zatarł w malarstwie k o m p o z y c j ę , psy­
c h o l o g i c z n a dobitność zatarła architekturę powieści. Przemysł
kulturalny przez s w o j ą totalność kładzie temu kres. P o n i e w a ż nie
zna niczego prócz e f e k t ó w , łamie ich nieposłuszeństwo i p o d -
144 Dialektyka oświecenia

p o r z ą d k o w u j e je formułce, zastępującej dzieło. N i s z c z y na r ó w n i


całość i części. C a ł o ś ć narzuca się s z c z e g ó ł o m nieubłaganie i bez
z w i ą z k u , poniekąd jak kariera człowieka sukcesu, której w s z y s t k o
ma służyć jako ilustracja i d o w ó d r z e c z o w y , g d y w rzeczywistości
ona sama jest t y l k o sumą o w y c h idiotycznych w y d a r z e ń . T a k
z w a n a idea naczelna jest katalogiem r e j e s t r o w y m i ustanawia
porządek - a nie w e w n ę t r z n e powiązanie. Całość i szczegół,
niesprzeczne wzajemnie i wzajemnie nie powiązane, noszą te same
rysy. I c h z g ó r y z a g w a r a n t o w a n a harmonia jest szyderstwem
z osiąganej harmonii w i e l k i c h dzieł sztuki burżuazyjnej. W N i e m ­
czech nad najpogodniejszymi filmami demokracji rozciągała się już
cmentarna cisza dyktatury.
C a ł y m światem zawiaduje filtr przemysłu kulturalnego. D a w n e
doświadczenie w i d z a k i n o w e g o , który ulicę miasta postrzega jako
ciąg dalszy d o p i e r o co obejrzanego filmu, p o n i e w a ż film chce ściśle
o d t w a r z a ć świat p o t o c z n e g o doświadczenia, stało się w y t y c z n ą
p r o d u k c j i . J e j technika dubluje przedmioty empiryczne, a im
bardziej spójnie i g ł a d k o to czyni, tym łatwiej dziś o złudzenie, że
świat zewnętrzny jest p r o s t y m przedłużeniem t e g o , który zna się
z filmu. O d k ą d ostatecznie zatriumfował film d ź w i ę k o w y , mecha­
niczne powielanie służy już wyłącznie temu z a m i a r o w i . Ż y c i e nie
p o w i n n o się w zasadzie niczym różnić o d filmu. F i l m d ź w i ę k o w y ,
d a l e k o przelicytowujący teatr iluzji, nie p o z o s t a w i a już w i d z o w i
ż a d n e g o pola, gdzie j e g o w y o b r a ź n i a i myśli m o g ł y b y - w ramach
dzieła, choć poza k o n t r o l ą j e g o danych - s w o b o d n i e się toczyć
i rozbiegać, nie tracąc wątku: a tym s a m y m szkoli bezbronnych
o d b i o r c ó w , aby utożsamiali g o bezpośrednio z rzeczywistością.
Z u b o ż e n i a w y o b r a ź n i i spontaniczności dzisiejszych konsumen­
tów kultury nie trzeba wcale s p r o w a d z a ć do mechanizmów
p s y c h o l o g i c z n y c h . J u ż same p r o d u k t y , z g o d n i e ze s w y m obiek­
t y w n y m charakterem, przede w s z y s t k i m najbardziej znamienny
s p o ś r ó d nich, film d ź w i ę k o w y , paraliżują o w e zdolności. Są tak
z r o b i o n e , że a d e k w a t n y o d b i ó r w y m a g a w p r a w d z i e refleksu, daru
obserwacji, w p r a w y , ale zarazem jeżeli w i d z nie chce przegapić
przemykających m u przed o c z y m a f a k t ó w , to w s z e l k a a k t y w n o ś ć
m y ś l o w a jest m u w p r o s t zakazana. N a p i ę c i e u w a g i jest przy tym
Przemysł kulturalny M5

tak g ł ę b o k o w p o j o n e , że w p o s z c z e g ó l n y c h p r z y p a d k a c h wcale nie


trzeba g o aktualizować, i tak tłumi w y o b r a ź n i ę . K t o tak jest
pochłonięty przez k o s m o s filmu, gesty, obraz i s ł o w o , że nie jest
w stanie dodać doń t e g o , co dopiero uczyniłoby g o k o s m o s e m , nie
musi koniecznie w czasie spektaklu z a j m o w a ć się p o s z c z e g ó l n y m i
funkcjami machiny. N a p o d s t a w i e innych f i l m ó w i p r o d u k t ó w
kultury, które k o n s u m e n t musi znać, w y m a g a n e funkcje u w a g i
zostały już tak p r z y s w o j o n e , że teraz działają automatycznie.
Władza społeczeństwa p r z e m y s ł o w e g o działa w ludziach raz na
zawsze. P r o d u k t y kulturalne m o g ą liczyć na to, że nawet roztarg­
nienie o d b i o r c y nie przeszkodzi w ż w a w y m ich k o n s u m o w a n i u .
A l e każdy p r o d u k t jest m o d e l e m kolosalnej machiny e k o n o m i c z ­
nej, która bez reszty zaprząta w s z y s t k i c h , przy pracy i w czasie
p o d o b n e g o do niej w y p o c z y n k u . W k a ż d y m d o w o l n y m filmie,
w każdej audycji radiowej daje się odnaleźć to, co jako skutek
przypisać można nie p o s z c z e g ó l n e m u m e c h a n i z m o w i działającemu
w społeczeństwie, ale w s z y s t k i m im w s p ó l n i e . K a ż d a p o s z c z e g ó l n a
manifestacja przemysłu kulturalnego nieuchronnie reprodukuje
ludzi j a k o to, czym stali się za s p r a w ą całego przemysłu kultural­
n e g o . N a d tym, by reprodukcja prosta ducha nie przeszła w re­
p r o d u k c j ę rozszerzoną, czuwają w s z y s c y agenci, o d producer\ po
stowarzyszenia kobiece.
L a m e n t y h i s t o r y k ó w sztuki i a d w o k a t ó w kultury, że o t o na
Z a c h o d z i e zamierają siły kształtujące styl, są przerażająco bez­
zasadne. S t e r e o t y p o w e przekładanie w s z y s t k i e g o , nawet t e g o , c o
nie zostało jeszcze p o m y ś l a n e , na schemat mechanicznej r e p r o d u -
k o w a l n o ś c i przewyższa r y g o r y i znaczenie w s z e l k i e g o p r a w d z i w e ­
g o stylu, które to pojęcie w oczach przyjaciół kultury uświęca
przedkapitalistyczną przeszłość j a k o organiczną. Ż a d e n Palestrina
nie tępiłby n i e p r z y g o t o w a n e g o i nierozwiązanego d y s o n a n s u tak
purystycznie, jak czyni to aranżator j a z z o w y z k a ż d y m z w r o t e m ,
który nie przystaje ściśle d o ż a r g o n u . J e ś l i przerabia na jazz
M o z a r t a , to nie t y l k o zmienia g o tam, g d z i e M o z a r t b y ł b y za
trudny lub za p o w a ż n y , ale r ó w n i e ż tam, gdzie M o z a r t inaczej, ba
- prościej harmonizuje melodię, niż to jest dziś w zwyczaju. Ż a d e n
średniowieczny b u d o w n i c z y nie p r z y g l ą d a ł b y się tematom witraży
146 ! • x Dialektyka oświecenia

i rzeźb kościelnych z taką podejrzliwością jak hierarchia studia


bada ten czy ó w temat Balzaca albo V i c t o r a H u g o , nim udzieli
s w e g o imprimatur i dopuści rzecz d o o b i e g u . K a p i t u ł a deliberująca,
jakie miejsce przyznać ma diabelskim g ę b o m i m ę k o m p o t ę p i o n y c h
w ordo najwyższej miłości, nie poświęcała temu zagadnieniu tyle
troskliwej u w a g i , co k i e r o w n i c y produkcji, g d y mają d o litanii
filmu w p r o w a d z i ć tortury znoszone przez g ł ó w n e g o bohatera albo
podciągniętą spódnicę leading lady. S f o r m u ł o w a n y eąplicite lub
funkcjonujący implicite egzoteryczny i ezoteryczny katalog t e g o , co
zakazane i co t o l e r o w a n e , sięga tak daleko, że nie t y l k o dokładnie
zakreśla pole s w o b o d n e g o m a n w e r u , ale w k r a c z a na nie i rządzi
nim. W s z y s t k o aż p o ostatnie szczegóły modeluje się w e d ł u g tego
katalogu. P r z e m y s ł kulturalny, p o d o b n i e jak j e g o p r z e c i w i e ń s t w o ,
sztuka a w a n g a r d o w a , w drodze z a k a z ó w ustala p o z y t y w n i e swój
własny język, ze składnią i słownikiem. Stały p r z y m u s wy­
najdywania n o w y c h e f e k t ó w , które w s z a k trzymają się starego
schematu, pomnaża jedynie, jako d o d a t k o w a reguła, władzę
utartego zwyczaju, której poszczególne efekty chciałyby się w y ­
mknąć. W s z y s t k o , co się p o j a w i a , ma tak wyrazisty stempel, że
w rezultacie nie m o ż e p o j a w i ć się nic, c o z g ó r y nie nosiłoby
znamion ż a r g o n u , nie m o g ł o b y się na p i e r w s z y rzut o k a w y l e g i t y ­
m o w a ć aprobatą. M a t a d o r a m i zaś, p r o d u k u j ą c y m i i reprodukują­
c y m i , są ci, którzy tak lekko, swobodnie i radośnie mówią
ż a r g o n e m , jak g d y b y był to język - choć przecież język o d d a w n a
został przez ż a r g o n z m u s z o n y d o milczenia. N a tym p o l e g a ideał
naturalności w tej branży. Ideał ten narzuca się tym bardziej
zniewalająco, im bardziej doskonała technika zmniejsza napięcie
między t w o r e m a codzienną egzystencją. P a r a d o k s przebranej za
naturę rutyny daje się rozpoznać we wszystkich produktach
p r z e m y s ł u kulturalnego, a często jest w r ę c z namacalnie u c h w y t n y .
J a z z m a n , który ma zagrać u t w ó r m u z y k i p o w a ż n e j , najprostszy
menuet B e e t h o v e n a , m i m o w o l n i e synkopuje i t y l k o z uśmiechem
w y ż s z o ś c i g o d z i się przystąpić d o podziału na takty. T a k a natura,
s k o m p l i k o w a n a przez wciąż obecne i przelicytowujące się rosz­
czenia specyficznego m e d i u m , w y z n a c z a n o w y styl, mianowicie
„ s y s t e m nie-kultury, k t ó r e m u zresztą m o ż n a b y przyznać p e w n ą
Przemysł kulturalny l
47

»jedność stylu«, o tyle m i a n o w i c i e , o ile ma sens m ó w i ć o s t y l o w y m


l
barbarzyństwie" .
P o w s z e c h n a m o c obowiązująca tej stylizacji z a p e w n e przekracza
już oficjalne przepisy i zakazy; szlagierowi daruje się raczej, że nie
trzyma się 3 2 t a k t ó w albo zakresu n o n y , niż że w n o s i c h o ć b y
najbardziej ukryty szczegół melodii lub harmonii, który nie pasuje
do i d i o m u . Wszystkie w y k r o c z e n i a przeciw o b y c z a j o m rzemiosła,
jakich dopuszcza się O r s o n Welles, będą m u w y b a c z o n e , p o n i e w a ż
jako w l i c z o n e w rachunek w y b r y k i t y m s k w a p l i w i e j wzmacniają
w a g ę systemu. Presja technicznie u w a r u n k o w a n e g o i d i o m u , k t ó r y
g w i a z d y i dyrektorzy muszą p r o d u k o w a ć j a k o naturę, aby n a r ó d
g o sobie p r z y s w o i ł , o d n o s i się d o n i u a n s ó w tak subtelnych, że
dorównujących subtelnością niemal ś r o d k o m awangardowego
dzieła, choć te ostatnie, w przeciwieństwie d o tych p i e r w s z y c h ,
służą p r a w d z i e . R z a d k a zdolność s k r u p u l a t n e g o przestrzegania
z o b o w i ą z a ń , narzucanych przez i d i o m naturalności w e w s z y s t k i c h
dziedzinach przemysłu kulturalnego, staje się miernikiem umiejęt­
ności. C o i jak m ó w i ą — to p o w i n n o p o d l e g a ć kontroli języka
p o t o c z n e g o , tak jak w l o g i c z n y m p o z y t y w i z m i e . Ekspęrtgrjii są
p r o d u c e n c i . I d i o m w y m a g a zdumiewających sił p r o d u k t y w n y c h ,
pochłania je i t r w o n i . D i a b o l i c z n i e prześcignął k o n s e r w a t y w n e
w sferze kultury rozróżnienie stylu autentycznego i sztucznego.
S z t u c z n y m można by n a z w a ć ewentualnie styl narzucony z ze­
wnątrz rozbieżnym i m p u l s o m p r z e d s t a w i a n e g o kształtu. W prze­
myśle kulturalnym zaś materiał aż p o najdrobniejsze szczegóły
w y w o d z i się z tej samej aparatury, co ż a r g o n , w który materiał ten
przechodzi. S p o r y , jakie specjaliści o d sztuki toczą ze s p o n s o r a m i
i cenzorami o jakieś nazbyt już n i e w i a r y g o d n e k ł a m s t w o , świadczą
nie tyle o napięciach wewnątrzestetycznych, ile o rozbieżności
interesów. R e n o m a specjalisty, gdzie niekiedy znajduje jeszcze
p r z y t u l i s k o resztka merytorycznej autonomii, ściera się z p o l i t y k ą
interesów kościoła albo koncernu, który p r o d u k u j e t o w a r kul­
turalny. A l e dzieło jest z g o d n i e ze s w ą istotą u r z e c z o w i o n e j a k o
przeznaczone d o zbytu, zanim jeszcze dojdzie d o sporu między
1
F. Nietzsche: Un^ęttgemafie Betrachtungen. W: Werke (Gro8oktavaus-
gabe). T. 1 . Lepizig 1 9 1 7 , s. 1 8 7 .
148 Dialektyka oświecenia

instancjami. Święta Bernadetta * jaśniała już w polu widzenia s w e g o


poety jako reklama dla wszystkich zainteresowanych konsorcjów,
zanim jeszcze nabył do niej p r a w a Z a n u c k . T y l e w y n i k ł o z impulsów
przedstawianej postaci. D l a t e g o styl przemysłu kulturalnego, który
nie musi się już mierzyć z żadnym o p o r e m materii, jest zarazem
negacją stylu. Pojednanie tego, co ogólne, z j : y m , co szczegółowe,
reguły i specyficznych roszczeń przedmiotu, w którego trakcie
kształtuje się styl, sprowadza się d o zera, g d y ż nie dochodzi w ogóle
do napięcia między biegunami: skrajności, które się stykają, przeszły
w stan mętnej identyczności, to, co ogólne, może zastąpić to, co
szczególne, i odwrotnie.
A jednak ta karykatura stylu ma p e w n ą p r z e w a g ę nad minionym
stylem autentycznym. Pojęcie autentycznego stylu staje się w prze­
myśle kulturalnym przejrzyste jako estetyczny ekwiwalent panowa­
nia. Wyobrażenie stylu jako czysto estetycznej p r a w i d ł o w o ś c i jest
wstecznym fantazmatem romantyzmu. W jedności stylu nie tylko
chrześcijańskiego średniowiecza, ale także renesansu, wyraża się za
każdym razem odmienna struktura społecznej przemocy, a nie
mroczne doświadczenie podległych panowaniu, doświadczenie,
w k t ó r y m zawiera się to, co ogólne. Wielkimi artystami nie byli
nigdy ci, którzy najdoskonalej i najgładziej ucieleśniali styl, ale ci,
którzy styl w p r o w a d z a l i d o s w e g o dzieła jako zaporę p r z e c i w k o
chaotycznej ekspresji cierpienia, jako p r a w d ę negatywną. W stylu
dzieł ekspresja zyskiwała siłę, bez której istnienie rozpływa się
- niewysłuchane. N a w e t te dzieła, które z o w i e się klasycznymi, jak
muzyka Mozarta, zawierają o b i e k t y w n e tendencje, zmierzające
w inną stronę niż styl, który ucieleśniały. A ż d o Schónberga i Picassa
wielcy artyści zachowali nieufność w o b e c stylu i w sprawach
rozstrzygających trzymali się mniej stylu, a bardziej logiki rzeczy.
N i e p r a w d a stylu, to, c o ekspresjoniści i dadaiści traktowali polemi­
cznie, triumfuje dziś w piosenkarskim żargonie Croonera **, w aku-
ratnym wdzięku filmowej g w i a z d y , ba - w m i s t r z o w s k o strzelonej
przez fotografa chałupie robotnika rolnego. W każdym dziele sztuki

* Powieść Franza Werfla Pieśń o Bernadecie ( 1 9 4 1 ) stała się w Ameryce


bestsellerem (pr%yp. tłum.).
** Popularny wykonawca sentymentalnych szlagierów (pr%yp. tłum.).
Przemysł kulturalny 149

jego styl jest obietnicą. T o , co wyrażane, za pośrednictwem stylu


przechodzi w panujące formy ogólności, w język muzyczny, malarski,
werbalny, i w ten sposób ma pojednać się z ideą prawdziwej
ogólności. Dzieło sztuki obiecuje, że przez przedstawienie postaci
w formach społecznej tradycji ustanowi p r a w d ę - jest to obietnica
tyleż konieczna, co złudna. Z a k ł a d a realne formy istnienia jako
absolutne, utrzymując, że w ich estetycznych derywatach antycypuje
spełnienie. W tej mierze roszczenie sztuki zawsze jest ideologią. A l e
sztuka znajduje wyraz dla cierpienia jedynie w ten sposób, że ściera się
z utrwaloną w stylu tradycją. Ó w moment w dziele sztuki, dzięki
któremu wykracza o n o poza rzeczywistość, nie da się naprawdę
o d e r w a ć od stylu; m o m e n t ten jednak nie polega na osiągniętej
harmonii, na problematycznej jedności formy i treści, strony
wewnętrznej i zewnętrznej, jednostki i społeczeństwa, ale na tym, c o
ukazuje rozdarcie, na nieuchronnej klęsce namiętnych dążeń do
tożsamości. Zamiast narażać się na tę klęskę - która w przypadku
w i e l k i e g o dzieła sztuki oznaczała zawsze negację stylu - słabe dzieło
trzymało się podobieństwa do innych, surogatu tożsamości. Przemysł
kulturalny zaś ostatecznie ustanawia absolut imitacji. Będąc stylem
i niczym więcej, ujawnia tajemnicę stylu: posłuszeństwo wobec
hierarchii społecznej. Estetyczne barbarzyństwo dopełnia dzisiaj
g r o ź b y , zawisłej nad tworami ducha, odkąd je powiązano i zneutrali­
z o w a n o jako kulturę. M ó w i e n i e o kulturze zawsze godziło w kulturę.
Wspólny mianownik kultury oznacza wirtualnie ujęcie, skatalogowa­
nie, klasyfikację - w s z y s t k o , co zagarnia kulturę do królestwa
administracji. T a k i e m u pojęciu kultury o d p o w i a d a w całej pełni
dopiero uprzemysłowiona, konsekwentna subsumpcja. Podporząd­
kowanie wszystkich gałęzi duchowej produkcji jednemu celowi
- zamknięcia ludzkich z m y s ł ó w o d chwili wyjścia z fabryki wieczorem
do chwili stawienia się p o d zegarem kontrolnym następnego ranka
pieczęciami procesu pracy, który w ciągu dnia sami ci ludzie muszą
p o d t r z y m y w a ć - szyderczo czyni zadość pojęciu jednolitej kultury,
T
które filozofowie osobow ości przeciwstawiali umasowieniu.

Przemysł kulturalny, najbardziej niezłomny ze wszystkich stylów,


okazuje się tedy celem dążeń liberalizmu, tego samego liberalizmu,
150 Dialektyka oświecenia

k t ó r e m u zarzuca się brak stylu. Z e sfery liberalnej, z o s w o j o n e g o


naturalizmu tak jak z operetki i rewii w y w o d z ą się kategorie i treści
przemysłu kulturalnego, a p o n a d t o n o w o c z e s n e koncerny kultury
stanowią to miejsce w e k o n o m i i , gdzie w r a z z odpowiednimi
typami p r z e d s i ę b i o r c ó w żyje jeszcze jakaś cząstka skądinąd właśnie
l i k w i d o w a n e j sfery cyrkulacji. Ostatecznie temu czy o w e m u może
się tam jeszcze poszczęścić, jeśli tylko nie upiera się zanadto przy
s w o i m i można się z nim d o g a d a ć . C o k o l w i e k s t a w i a o p ó r , może
przeżyć wyłącznie p o d warunkiem, że stanie się elelrlerrtem
systemu. R a z zarejestrowane przez przemysł kulturalny Jsfco coś
o d r ę b n e g o , należy d o tegoż przemysłu, tak s a m o jak reformatorzy
rolni należą d o kapitalizmu. Oburzenie, będące słuszną reakcją na
rzeczywistość, staje się znakiem f i r m o w y m t e g o , kto m o ż e zasilić
przemysł n o w ą ideą. Ż y c i e publiczne w dzisiejszym społeczeństwie
nie dopuszcza d o pojawienia się w y r a ź n y c h oskarżeń, w których
nie dałoby się dosłuchać t o n ó w zapowiadających, że oskarżyciel
g o t ó w jest się pojednać. I m bardziej n i e w y m i e r n a jest przepaść
między chórem a c z o ł ó w k ą , tym niezawodniej w c z o ł ó w c e znajdzie
się miejsce dla k a ż d e g o , kto umiejętnie zwracając na siebie u w a g ę
obwieszcza swoją w y ż s z o ś ć . T y m s a m y m w przemyśle kultural­
n y m żyje nadal liberalna tendencja pozostawiania s w o b o d y działa­
nia dzielnym j e d n o s t k o m . Dzisiaj przemysł kulturalny o t w a r t y jest
dla o w y c h f a c h o w c ó w za s p r a w ą skądinąd w znacznej mierze
u r e g u l o w a n e g o r y n k u , k t ó r e g o w o l n o ś ć już za c z a s ó w świetności
była - w dziedzinie sztuki, jak i w każdej innej - dla głupich
w o l n o ś c i ą g ł o d o w a n i a . N i e d a r m o system p r z e m y s ł u kulturalnego
w y w o d z i się z liberalnych krajów u p r z e m y s ł o w i o n y c h , i w tych
krajach też triumf o d n o s z ą wszystlae^c1iaraT:terystyczne media,
zwłaszcza k i n o , radio, jazz i m a g a z y n y . Ź r ó d ł e m ich postępu są
o g ó l n e p r a w a kapitału. G a u m o n t i Pathe, Ullstein i H u g e n b e r g
przy odrobinie szczęścia zdołali przyłączyć się d o międzynarodo­
w e g o p o c h o d u ; g o s p o d a r c z a zależność kontynentu o d U S A po
wojnie i inflacji zrobiła tu swoje. Wiara, że barbarzyństwo
przemysłu kulturalnego jest skutkiem cultural lag, faktu, że amery­
kańska ś w i a d o m o ś ć pozostaje w tyle za techniką, jest całkowicie
złudna. Z a c o f a n a w stosunku d o tendencji m o n o p o l u kulturalnego
Przemysł kulturalny

byłą przedfaszystowska E u r o p a . A l e właśnie temu zacofaniu duch


zawdzięcza resztki swej samodzielności, a j e g o ostatni nosiciele
s w ą c h o ć b y nawet b a r d z o p r z y g a s z o n ą egzystencję. W N i e m c z e c h
paradoksalnie zadziałała niedostateczna penetracja życia przez
d e m o k r a t y c z n ą kontrolę. Wiele dziedzin znalazło sięjpoza zasię­
giem mechanizmów r y n k o w y c h , tak r o z b u c h a n y c h w krajach
zachodnich. N i e m i e c k i system o ś w i a t y w r a z z uniwersytetami,
artystycznie miarodajne teatry, wielkie orkiestry, muzea - w s z y s t ­
k o to znajdowało się p o d opieką. Polityczne siły, p a ń s t w o i g m i n y ,
k t ó r y m instytucje te p r z y p a d ł y j a k o spadek p o absolutyzmie,
zapewniały im cząstkę tej niezawisłości o d d e k l a r o w a n y c h na
r y n k u s t o s u n k ó w p a n o w a n i a , którą w k o ń c u aż p o w i e k dziewięt­
nasty pozostawiali im książęta i p a n o w i e feudalni. W ten s p o s ó b
w z m o c n i o n y został k r ę g o s ł u p późnej sztuki — stała się o d p o r n a na
w e r d y k t y podaży i p o p y t u , o d p o r n a nawet bardziej niż faktyczna
o p i e k a stwarzała p o temu w a r u n k i . D a n i n a , spłacana j a k o ś c i o m nie
dającym się z w a l o r y z o w a ć i nie będącym jeszcze w o b i e g u , na
r y n k u przemieniała się w siłę n a b y w c z ą : p r z y z w o i c i w y d a w c y
literaccy i muzyczni m o g l i o p i e k o w a ć się autorami, którzy nie
przynosili nic poza szacunkiem z n a w c ó w . D o p i e r o p r z y m u s , p o d
ostatecznym zagrożeniem nakazujący w charakterze estetycznego
eksperta w c h o d z i ć w system interesu, stał się dla artysty w ę d z i d ­
łem. K i e d y ś jak K a n t i H u m e kreślili się „ n a j p o w o l n i e j s z y m i
s ł u g a m i " , a zarazem wstrząsali p o d s t a w a m i tronu i ołtarza. D z i ś są
z szefami rządów p o imieniu i w k a ż d y m a r t y s t y c z n y m o d r u c h u
podporządkowują się o s ą d o w i s w y c h n i e w y k s z t a ł c o n y c h p r y n -
c y p a ł ó w . Analiza, sporządzona sto lat temu przez T o c q u e v i l l e ' a ,
potwierdziła się w całości. Przy p r y w a t n y m m o n o p o l u kultury
tyrania „ p o z o s t a w i a ciało w s p o k o j u , zmierza prostą d r o g ą d o
zawładnięcia duszą. Władca nie m ó w i już: »Będziesz myślał tak jak
ja a l b o umrzesz«. P o w i a d a : »Jesteś w o l n y , możesz myśleć inaczej,
t w o j e życie i twoje d o b r a należą d o ciebie, ale odtąd będziesz w ś r ó d
2
nas o b c y « . T o , co się nie d o s t o s o w u j e , p o r a ż o n e zostaje e k o n o m i ­
czną bezsilnością, znajdującą przedłużenie w d u c h o w e j bezsilności
2
A . de Tocqueville: O demokracji w Ameryce. Przeł. M. Król. Warszawa
1 9 7 6 , s. 1 9 5 .
Diałektyka oświecenia

c h o d z ą c e g o w ł a s n y m i d r o g a m i oryginała. W y k l u c z o n e m u z ma­
chiny przemysłu ł a t w o jest przypiąć etykietkę nieudolności. Dziś
w produkcji materialnej mechanizm podaży i p o p y t u rozpada
się, ale w sferze n a d b u d o w y działa j a k o kontrola na rzecz
panujących. K o n s u m e n t a m i są robotnicy i urzędnicy, farmerzy
i drobnomieszczanie. Tkwią ciałem i duszą w gorsecie kapi­
talistycznej produkcji, i bez o p o r u p o d p o r z ą d k o w u j ą się w s z y ­
stkiemu, co się im oferuje. A że p o d d a n i traktowali m o r a l n o ś ć ,
która przychodziła do nich od panujących, zawsze bardziej
serio niż ci ostatni, to dziś o s z u k i w a n e masy ulegają mitowi
sukcesu znacznie bardziej niż ci, którzy sukces odnieśli. M a s y
mają pragnienia. N i e z a w o d n i e obstają przy i d e o l o g i i , za której
pomocą się ich zniewala. N i e d o b r a miłość ludu d o k r z y w d ,
jakie m u się wyrządza, d a l e k o w y p r z e d z a spryt instancji. Prze­
w y ż s z a r y g o r y z m H a y s Office * - tak jak w w i e l k i c h czasach
lud zagrzewał daleko silniejsze s k i e r o w a n e p r z e c i w k o sobie in­
stancje, terror t r y b u n a ł ó w . O p o w i a d a się za M i c k e y e m R o o -
n e y e m * * p r z e c i w k o tragicznej G a r b o i za K a c z o r e m D o n a l d e m
przeciwko Betty B o o p . Przemysł dostosowuje się d o votum,
które sam s p r o w o k o w a ł . C o dla firmy, która nie może w pełni
w y z y s k a ć kontraktu z przygasającą g w i a z d ą , oznacza faux frais,
w skali całego systemu stanowi koszty c a ł k o w i c i e u p r a w n i o n e .
S y s t e m sprytnie sankcjonuje żądania tandety i t y m s a m y m in­
auguruje harmonię totalną. Z n a w s t w o i z n a j o m o ś ć rzeczy skazane
są na banicję jako z u c h w a l s t w o ze strony k o g o ś , kto chce
w y n o s i ć się nad innych, g d y w s z a k kultura tak demokratycznie
w s z y s t k i c h obdarza s w y m p r z y w i l e j e m . W obliczu i d e o l o g i c z n e g o
rozejmu konformizm odbiorców - na równi z bezwstydem
p r o d u k c j i , którą o d b i o r c y utrzymują w r u c h u - ma z a p e w n i o n e

* Właś. J o e Yule, jeden z najpopularniejszych ówcześnie aktorów, grał


m. in. główną rolę w cyklu komedii filmowych o rodzinie Hardy (pr%yp.
tłum.).
** William Hays ( 1 8 7 9 - 1 9 5 4 ) , polityk amerykański w latach 1 9 2 2 - 1 9 4 3
prezes Nation Picture Producers & Distributors of America, inicjator
kodeksu zasad, jakimi ma kierować się produkcja filmowa, aby unikać
skandali obyczajowych (pr%yp. tłum.).
Przemysł kulturalny M3

czyste sumienie. K o n f o r m i z m ten zadowala się r e p r o d u k o w a n i e m


stale t e g o s a m e g o .
Z a s a d a wciąż t e g o s a m e g o reguluje też stosunek d o przeszłości.
Tym, co n o w e w fazie kultury m a s o w e j w stosunku d o fazy
późnoliberalnej, jest w y k l u c z e n i e n o w o ś c i . M a s z y n a obraca się
w tym s a m y m miejscu. S k o r o określa k o n s u m p c j ę , to w y k l u c z a
rzeczy nie s p r a w d z o n e jako r y z y k o w n e . F i l m o w c y podejrzliwie
patrzą na każdy m a n u s k r y p t , który nie opiera się uspokajająco na
jakimś bestsellerze. D l a t e g o właśnie wciąż m ó w i się o idea, novelty
i surprise, o tym, co b y ł o b y zarazem s w o j s k i e i n i e b y w a ł e . Służy
temu t e m p o i d y n a m i k a . N i c nie może pozostać tak jak b y ł o ,
w s z y s t k o musi się nieustannie p o s u w a ć , b y ć w ruchu. A l b o w i e m
tylko uniwersalne z w y c i ę s t w o rytmu mechanicznej produkcji
i reprodukcji obiecuje, że nic się nie zmieni, że nie p o j a w i się coś,
co nie pasuje. D o d a t k i d o w y p r ó b o w a n e g o inwentarza kultury są
zbyt s p e k u l a t y w n e . Skostniałe typy form, takie jak skecz, n o w e l a ,
film p r o b l e m o w y , szlagier - to n o r m a t y w n i e s t o s o w a n y , o k t r o -
j o w a n y p o d g r o ź b ą kary przekrój smaku e p o k i późnoliberalnej.
Potentaci agentur kulturalnych, którzy harmonizują ze sobą jak
menedżer z menedżerem, niezależnie o d t e g o , czy w y w o d z ą się
z branży konfekcyjnej czy z college'u, d a w n o już poddali ducha
sanacji i racjonalizacji. T a k jak g d y b y jakaś w s z e c h o b e c n a instancja
d o k o n a ł a przeglądu materiału i sporządziła miarodajny katalog
d ó b r kulturalnych, zwięźle prezentujący dostępne w sprzedaży
serie. Idee w y p i s a n e są na niebie kultury, w k t ó r y m już u Platona
b y ł y policzone, ba - były s a m y m i liczbami, u c h w a l o n e raz na
z a w s z e , niepomnażalne i niezmienne.
R o z r y w k a , w s z y s t k i e elementy przemysłu kulturalnego, istniały
już na d ł u g o przed nim s a m y m . T e r a z c h w y t a się je: od~gÓTy~
i w y n o s i na p o z i o m o d p o w i a d a j ą c y w y m o g o m e p o k i . P r z e m y s ł
kulturalny może się szczycić, że energicznie uporał się z przedtem
niekiedy nieporadną transpozycją sztuki w sferę konsumpcji,
w y d ź w i g n ą ł ją d o rangi zasady, oczyścił r o z r y w k ę z natrętnych
n a i w n o ś c i i ulepszył s p o s ó b w y t w a r z a n i a t o w a r ó w . W miarę jak
stawał się się coraz bardziej totalny, coraz bezwzględniej k a ż d e g o
outsidera doprowadzał do bankructwa albo zapędzał d o syn-
154 Dialektjka oświecenia

d y k a t u , tym bardziej robił się zarazem w y k w i n t n y i w z n i o s ł y , aż


o t o kończy na syntezie B e e t h o v e n a i C a s i n o de Paris. O d n o s i
p o d w ó j n e z w y c i ę s t w o : to, co na zewnątrz tłumi jako p r a w d ę ,
w e w n ą t r z może d o w o l n i e r e p r o d u k o w a ć jako k ł a m s t w o . „ L e k k a "
sztuka jako taka, r o z r y w k a , nie jest formą s c h y ł k o w ą . K t o zarzuca
jej zdradę ideału czystej ekspresji, ten ulega złudzeniom co do
społeczeństwa. C z y s t o ś ć sztuki burżuazyjnej, która hipostazowała
się j a k o k r ó l e s t w o w o l n o ś c i w przeciwieństwie d o materialnej
p r a k t y k i , była o d początku o k u p i o n a w y k l u c z e n i e m klasy niższej
— sprawie tej klasy, p r a w d z i w e j o g ó l n o ś c i , sztuka może b y ć wierna
t y l k o p o d w a r u n k i e m , że w o l n a jest o d c e l ó w o g ó l n o ś c i fałszy-
y w e j . P o w a ż n a sztuka uchylała się przed tymi, k t ó r y m niedola
i b y t o w e konieczności p o w a g ę zmieniają w s z y d e r s t w o i którzy
muszą się cieszyć, jeśli m o g ą d o w o l n i e spędzać czas, kiedy nie
sterczą przy kole n a p ę d o w y m . L e k k a sztuka t o w a r z y s z y ł a sztuce
autonomicznej jak cień. J e s t ona s p o ł e c z n y m nieczystym sumie­
niem sztuki p o w a ż n e j . O k o l i c z n o ś ć , że sztuka p o w a ż n a w s k u t e k
społecznych u w a r u n k o w a ń musiała rozmijać się z p r a w d ą , nadaje
sztuce lekkiej p o z o r y rzeczowej słuszności. P r a w d ą jest samo
rozszczepienie: w y r a ż a o n o przynajmniej n e g a t y w n o ś ć kultury, na
którą składają się obie sfery. N a j g o r s z y m s p o s o b e m pojednania
sprzeczności jest wchłanianie sztuki lekkiej przez p o w a ż n ą lub
o d w r o t n i e . T e g o zaś próbuje właśnie d o k o n y w a ć przemysł kul­
turalny. E k s c e n t r y c z n o ś ć c y r k u , p a n t o m i m y i burdelu w stosunku
d o społeczeństwa jest dlań czymś r ó w n i e p r z y k r y m jak ekscen­
tryczność S c h ó n b e r g a i K a r l a K r a u s a . D l a t e g o jazzman B e n n y
G o o d m a n musi w y s t ę p o w a ć z budapeszteńskim kwartetem smycz­
k o w y m , i przestrzegać r y t m u pedantyczniej niż j a k i k o l w i e k klar­
necista orkiestry filharmonicznej, podczas g d y budapeszteńczycy
p r z y g r y w a j ą g ł a d k o wertykalnie i s ł o d k o jak G u y L o m b a r d o *.
Charakterystyczny jest tu nie brutalny brak kultury, głupota
i nieokrzesanie. P r z e m y s ł kulturalny z l i k w i d o w a ł d a w n e partactwo
przez w ł a s n ą perfekcję, przez zakaz i u d o m o w i e n i e dyletantyzmu,
choć bezustannie popełnia ciężkie błędy, bez k t ó r y c h nie można

* Dyrygent, popularny zwłaszcza dzięki corocznym transmitowanym


przez radio koncertom noworocznym (pr%yp. tłum.).
i
Przemysł kulturalny 155

sobie w o g ó l e w y o b r a z i ć w y s o k i e g o poziomu. N o w o ś c i ą jest


natomiast, że sprzeczne elementy kultury, sztuka i r o z r y w k a ,
podporządkowane c e l o w i , sprowadzone zostają d o jednej fał­
szywej formuły: totalności przemysłu kulturalnego. P o l e g a ona na
p o w t a r z a n i u . Charakterystyczne innowacje polegają wyłącznie na
ulepszaniu m a s o w e j reprodukcji - i nie jest to cecha zewnętrzna
w o B e C Sfs"temii7 Z a i n t e r e s o w a n i e niezliczonych k o n s u m e n t ó w nie
bez p o w o d u z w r a c a się ku technice, nie ku s z t y w n o p o w t a r z a n y m ,
w y j a ł o w i o n y m i na w p ó ł już zarzuconym treściom. Społeczna
p o t ę g a , d o której m o d l ą się w i d z o w i e , potwierdza się skuteczniej
w w y m u s z o n e j przez technikę wszechobecności stereotypu niż
w nieświeżych i d e o l o g i a c h , których rzecznikami mają b y ć efeme­
ryczne treści.
M i m o to przemysł kulturalny pozostaje przedsięwzięciem roz­
r y w k o w y m . D y s p o n u j e konsumentami za p o ś r e d n i c t w e m rozry­
w k i ; nie w trybie dyktatu, ale przez immanentnie zawartą w zasa­
dzie r o z r y w k i w r o g o ś ć w stosunku do w s z y s t k i e g o , co jest czymś
więcej niż r o z r y w k ą . P o n i e w a ż w p r o w a d z e n i e w s z y s t k i c h tenden­
cji przemysłu kulturalnego w k r w i o b i e g publiczności d o c h o d z i d o
s k u t k u za s p r a w ą c a ł e g o procesu społecznego, to o k o l i c z n o ś ć , że
w tej branży trwają nadal mechanizmy rynku, d o d a t k o w o jeszcze
tendencje te umacnia. P o p y t nie został jeszcze zastąpiony przez
czyste p o s ł u s z e ń s t w o . W i e l k a reorganizacja filmu na k r ó t k o przed
p i e r w s z ą w o j n ą ś w i a t o w ą , stworzenie materialnych przesłanek
j e g o ekspansji p o l e g a ł o właśnie na ś w i a d o m y m d o s t o s o w a n i u się
d o rejestrowanych przez o b r o t y k a s o w e p o t r z e b publiczności,
k t ó r y c h w pionierskim okresie kina w o g ó l e nie chciano brać p o d
u w a g ę . K a p i t a n o w i e filmu, którzy co p r a w d a przymierzają w s z y s t ­
k o d o w ł a s n e g o p r z y k ł a d u , d o mniej lub bardziej f e n o m e n a l n y c h
p r z e b o j ó w , a przezornie n i g d y d o p r z y k ł a d u o d w r o t n e g o , do
p r a w d y , i dzisiaj tak w i d z ą sytuację. Ich i d e o l o g i ą jest interes.
O tyle słusznie, że w ł a d z a przemysłu kulturalnego p o l e g a na j e g o
jedności z p r o d u k o w a n y m i potrzebami, a nie na p r o s t y m przeci­
w i e ń s t w i e d o potrzeb, c h o ć b y o n o samo b y ł o zarazem przeciwień­
s t w e m w s z e c h w ł a d z y i bezsilności. R o z r y w k a to przedłużenie
pracy w p ó ź n y m kapitalizmie. P o s z u k u j e jej ten, kto chce się
IJ6 Dialektyka oświeceniu

w y m k n ą ć z m e c h a n i z o w a n e m u p r o c e s o w i pracy, aby na n o w o móc


mu sprostać. Z a r a z e m jednak mechanizacja ma taką władzę nad
c z ł o w i e k i e m korzystającym z w o l n e g o czasu i j e g o szczęściem,
określa tak dogłębnie w y t w a r z a n i e a r t y k u ł ó w r o z r y w k o w y c h , że
człowiek ten może zetknąć się jedynie z w t ó r n y m i obrazami
s a m e g o procesu pracy. R z e k o m a treść to jedynie zblakły plan
p i e r w s z y ; co się utrwala, to przede w s z y s t k i m zautomatyzowane
następstwo u n o r m o w a n y c h czynności. P r o c e s o w i pracy w fabryce
i biurze można w y m k n ą ć się tylko przez d o s t o s o w a n i e się d o niego
w czasie w o l n y m . N a to cierpi nieuleczalnie każda rozrywka.
Przyjemność zastyga w nudę, g d y ż , aby pozostać przyjemnością,
nie m o ż e z n ó w k o s z t o w a ć żadnego w y s i ł k u , toteż porusza się po
w y d e p t a n y c h szlakach skojarzeń. Widz p o w i n i e n o b y w a ć się bez
w ł a s n y c h myśli: p r o d u k t szkicuje z g ó r y każdą reakcję, nie przez
kontekst m e r y t o r y c z n y - ten b o w i e m rozpada się, jeżeli w y m a g a
myślenia - ale przez sygnały. Unika się skrupulatnie wszelkich
z w i ą z k ó w l o g i c z n y c h , które zakładają d u c h o w y oddech. Dalszy
bieg w y d a r z e ń p o w i n i e n w y n i k a ć w miarę m o ż n o ś c i z bezpośred­
nio poprzedzającej sytuacji, a nie z idei całości. N i e ma akcji, która
oparłaby się staraniom w s p ó ł p r a c o w n i k ó w , dążących d o w y d o b y ­
cia z poszczególnej sceny w s z y s t k i e g o , co da się z niej w y d o b y ć .
;
W reszcie nawet sam schemat wydaje się niebezpieczny, gdyż
ustanawia pewien - c h o ć b y i nader nędzny - kontekst sensu tam,
gdzie a p r o b o w a n y jest wyłącznie brak sensu. Często podstępnie
p o z b a w i a się akcję dalszego ciągu, do k t ó r e g o zmierzałyby charak­
tery i sytuacje w e d ł u g starego schematu. Zamiast tego jako
następny k r o k dobiera się pozornie najefektowniejszy pomysł.
W akcję wdziera się tępo w y k o m b i n o w a n a niespodzianka. Ten­
dencja p r o d u k t u , by o d w o ł y w a ć się fatalnie d o czystego nonsensu,
w k t ó r y m p r a w o w i t y udział miała sztuka l u d o w a , żart i klowniada
aż p o Chaplina i braci M a r x , uderza najbardziej w mniej kul­
t y w o w a n y c h gatunkach. Podczas g d y filmy z G r e e r G a r s o n i Bette
D a v i s , przedstawiające poszczególny przypadek społeczno-psy-
c h o l o g i c z n y , m o g ą jeszcze p r e t e n d o w a ć d o jednolitej akcji, to
w s p o m n i a n a tendencja zwycięża c a ł k o w i e w tekstach novelty song*,
* P i o s e n k i ze w s t a w k a m i komicznymi (pr%yp- tłum.).
Przemysł kulturalny 57

w filmie k r y m i n a l n y m i w komiksach. S a m a myśl, na równi


z obiektami k o m i z m u i g r o z y , zostaje z m a s a k r o w a n a i p o ć w i a r ­
towana. Novelty songs żyły zawsze szyderstwem z sensu, który jako
p r z o d k o w i e i p o t o m s t w o psychoanalizy r e d u k o w a ł y d o m o n o t o n i i
s y m b o l i k i seksualnej. W dzisiejszych filmach k r y m i n a l n y c h i przy­
g o d o w y c h w i d z o w i nie p o z w a l a się już śledzić procesu u ś w i a d o ­
mienia. M u s i nawet w nieironicznych p r o d u k t a c h tego gatunku
z a d o w a l a ć się g r o z ą niekoniecznie p o w i ą z a n y c h ze sobą sytuacji.
F i l m y t r i c k o w e były kiedyś eksponentami fantazji p r z e c i w k o
racjonalizmowi. P o z w a l a ł y zwierzętom i przedmiotom, zelek­
t r y z o w a n y m przez środki techniki f i l m o w e j , zaznać s p r a w i e d l i w o ­
ści - użyczały n i e m y m s t w o r z e n i o m d r u g i e g o życia. D z i ś p o t w i e r ­
dzają już tylko z w y c i ę s t w o rozumu t e c h n o l o g i c z n e g o nad p r a w d ą .
Przed niewielu laty miały zwartą akcję, która d o p i e r o w ostatnich
minutach r o z w i ą z y w a ł a się w zamęcie gonitwy. Ich metoda
p r z y p o m i n a ł a d a w n y obyczaj slapstickowej komedii. P o t e m relacje
c z a s o w e przesunęły się. J u ż w p i e r w s z y c h sekwencjach p o d a n y
zostaje m o t y w akcji, aby w t o k u r o z w o j u rozpętać nad nim furie
zniszczenia: p o ś r ó d w r z a w y publiczności g ł ó w n y bohater ponie­
wiera się w charakterze lumpa. W ten s p o s ó b ilość z o r g a n i z o w a n e j
T
Tóżryw ki przechodzi w jakość z o r g a n i z o w a n e g o okrucieństwa.
S a m o z w a ń c z y cenzorzy przemysłu f i l m o w e g o , j e g o p o w i n o w a c i
z w y b o r u , czuwają nad d ł u g o ś c i ą sekwencji n i e g o d z i w o ś c i , roz­
ciągniętej jak p o l o w a n i e z n a g o n k ą . R o z b a w i e n i e eliminuje wszel­
ką r o z k o s z , jaką m ó g ł b y sprawiać w i d o k uścisku, i p r z e s u w a
zaspokojenie na dzień pogromu. O ile filmy t r i c k o w e poza
pzyzwyczajeniem z m y s ł ó w do n o w e g o tempa w o g ó l e jeszcze coś
m o g ą osiągnąć, wbijają w m ó z g i starą p r a w d ę , że nieustające cięgi,
łamanie w s z e l k i e g o i n d y w i d u a l n e g o o p o r u , jest w a r u n k i e m życia
w tym społeczeństwie. K a c z o r D o n a l d z k o m i k s ó w i nieszczęśnicy
w rzeczywistości dostają baty, aby w i d z o w i e p r z y w y k l i d o r a z ó w ,
które spadają na nich s a m y c h .
Frajda, jaką sprawia p r z e m o c w y m i e r z o n a w przedstawione
postaci, przechodzi w p r z e m o c w o b e c widza, r o z r y w k a przechodzi
w w y s i ł e k . Z m ę c z o n e o k o nie może pominąć n i c z e g o , co eksperci
w y k o n c y p o w a l i jako efekt stymulujący, w o b e c s p r y t n e g o p r o d u k -
158 Dialektyka oświecenia

tu nie w o l n o wyjść na durnia, trzeba nadążać i samemu z d o b y w a ć


się na b r a w u r o w e t e m p o , jakie demonstruje i propaguje oferta.
W rezultacie staje się problematyczne, czy przemysł kulturalny
jeszcze w o g ó l e spełnia funkcję r o z r y w k i , c z y m tak się szczyci.
G d y b y zamknąć w i ę k s z o ś ć radiostacji i kin, k o n s u m e n c i może
wcale nie odczuliby braku. K r o k z ulicy d o kina i tak nie p r o w a d z i
już w marzenia, a z chwilą, g d y instytucje przez fakt s w e g o
istnienia nie zobowiązują d o korzystania z nich, nie ma też tak
silnego dążenia do t e g o , by z nich korzystać. Z a m k n i ę c i e radio­
stacji i kin nie b y ł o b y bynajmniej aktem reakcyjnego luddyzmu.
Z a w o d u doznaliby nie tyle entuzjaści, co ci, na których i tak
w s z y s t k o się źle odbija, ci, co pozostali w tyle. G o s p o d y n i
d o m o w e j m r o k kina m i m o f i l m ó w , które mają ją silniej zinteg­
r o w a ć , zapewnia azyl, gdzie przez parę g o d z i n może sobie siedzieć
n i e k o n t r o l o w a n a , jak kiedyś, kiedy b y ł y jeszcze mieszkania i faj-
ranty, w y g l ą d a ł a przez o k n o . W k l i m a t y z o w a n y c h lokalach bez­
r o b o t n i wielkich miast znajdują latem chłód, a zimą ciepło. Poza
t y m nawet w e d l e k r y t e r i ó w dzisiejszego stanu rzeczy rozbuchana
aparatura przyjemności nie czyni l u d z k i e g o życia bardziej g o d n y m
c z ł o w i e k a . Idea „ w y c z e r p a n i a " danych m o ż l i w o ś c i technicznych,
p e ł n e g o w y k o r z y s t a n i a ś r o d k ó w m a s o w e j k o n s u m p c j i estetycznej
w y w o d z i się z t e g o s a m e g o systemu e k o n o m i c z n e g o , który nie
k w a p i się z w y k o r z y s t a n i e m danych m u ś r o d k ó w w ó w c z a s , g d y
chodzi o likwidację g ł o d u .
P r z e m y s ł kulturalny nieustannie oszukuje konsumentów na
t y m , co nieustannie im obiecuje. Weksel na przyjemność, w y ­
stawiany przez akcję i dekoracje, jest bez końca p r o l o n g o w a n y :
p o d s t ę p n a obietnica, d o której w ł a ś c i w i e ogranicza się w i d o w i s k o ,
oznacza, że nie d o c h o d z i d o rzeczy samej, że g o ś ć ma się z a d o w o l i ć
lekturą jadłospisu. Pożądaniu, w y w o ł a n e m u przez w s z y s t k i e świet­
ne n a z w i s k a i obrazy, serwuje się ostatecznie jedynie p o c h w a ł ę
szarego dnia p o w s z e d n i e g o - t e g o , o d c z e g o pożądanie chciało
uciec. Dzieła sztuki także nie p o l e g a ł y na s e k s u a l n y m ekshibi­
cjonizmie. A l e p o n i e w a ż przedstawiały o d m o w ę jako coś n e g a t y w ­
n e g o , tym s a m y m niejako o d w o ł y w a ł y u p o k o r z e n i e p o p ę d u i przez
zapośredniczenie ocalały to, co zostało o d m ó w i o n e . Na tym
przemysł kulturalny

zasadza się tajemnica estetycznej sublimacji: przedstawiać speł­


nienie jako zakłócone. P r z e m y s ł kulturalny nie sublimuje, lecz
tłumi. E k s p o n u j ą c wciąż na n o w o przedmiot pożądania, biust
w o b c i s ł y m sweterku i nagi tors w y s p o r t o w a n e g o bohatera, drażni
tylko n i e w y s u b l i m o w a n ą chętkę, która p r z y w y k ł s z y d o z a w o d ó w
od d a w n a już została porażona m a s o c h i z m e m . N i e zdarza się
erotyczna sytuacja, która obok aluzji i podniet nie niosłaby
informacji, że d o niczego i n i g d y nie m o ż e dojść. H a y s Office
p o t w i e r d z a t y l k o rytuał, i tak u s t a n o w i o n y już przez p r z e m y s ł
kulturalny: rytuał Tantala. Dzieła sztuki są ascetyczne i b e z w s t y d ­
ne, p r z e m y s ł Kulturalny jest pornograficzny i pruderyjny. R e d u k u -
j e ^ m i ł o s T do" romance. A w formie z r e d u k o w a n e j wiele m o ż n a
strawić, nawet libertynizm jako p o k u p n ą specjalność zakładu,
w o g r a n i c z o n y c h d a w k a c h i ze znakiem f a b r y c z n y m „daring".
Seryjna produkcja seksu automatycznie p r o w a d z i d o w y p a r c i a
seksu. G w i a z d a filmowa, w której należy się zakochać, jest już
z tytułu swej w s z e c h o b e c n o ś c i s w o j ą w ł a s n ą kopią. K a ż d y tenor
brzmi z czasem jak płyta Carusa, a buzie dziewcząt z T e k s a s u
z natury już p o d o b n e są d o uznanych modeli, w e d ł u g k t ó r y c h
zostały dobrane w H o l l y w o o d . Mechaniczna reprodukcja piękna,
której zresztą reakcyjne m r z o n k i o kulturze ze s w y m m e t o d y c z ­
n y m kultem i n d y w i d u a l n o ś c i doskonale służą, nie p o z o s t a w i a
miejsca na idolatrię n i e ś w i a d o m ą , z którą związane b y ł o p i ę k n o .
N a d p i ę k n e m triumfuje h u m o r , złośliwa radość z k a ż d e g o u d a n e g o
z a w o d u . Publiczność śmieje się z t e g o , że nie ma się z c z e g o śmiać,
^ m i e c h , z a r ó w n o śmiech pojednania, jak śmiech-grozy, p o j a w i a się
w ó w c z a s , g d y ustępuje strach. J e s t znakiem w y z w o l e n i a , czy to o d
niebezpieczeństwa fizycznego, czy to z p u ł a p k i logicznej. Ś m i e c h
pojednania rozbrzmiewa jak echo chwili, g d y udało się ujść
groźnej potędze, n i e d o b r y śmiech p o k o n u j e strach, g o d z ą c w in­
stancje, które strach wzbudzają. Śmiech jest echem w ł a d z y jako
czegoś n i e u n i k n i o n e g o . Fun to kąpiel w żelazistej w o d z i e . Prze­
mysł r o z r y w k o w y aplikuje ją nieustannie. Ś m i e c h staje się tu
instrumentem o s z u k i w a n i a na szczęściu. C h w i l e szczęścia nie znają
śmiechu, t y l k o operetki, a p o t e m filmy przedstawiają seks z g r o m ­
kim śmiechem. Baudelaire tymczasem jest r ó w n i e p o z b a w i o n y
ióo Dialektyka oświecenia

humoru jak Hölderlin. W f a ł s z y w y m społeczeństwie śmiech


poraża szczęście jak c h o r o b a i wciąga je w n i e g o d n ą totalność
społeczną. Śmiech z czegoś jest zawsze w y ś m i e w a n i e m się, a życie,
które w e d ł u g B e r g s o n a w ten s p o s ó b przełamuje o k o w y , jest
n a p r a w d ę inwazją barbarzyństwa, s a m o u t w i e r d z e n i e m się, które
przy towarzyskiej okazji nie w a h a się ś w i ę t o w a ć s w y c h w y z w o l i n
o d s k r u p u ł ó w . K o l e k t y w ś m i e s z k ó w to parodia ludzkości. Są
m o n a d a m i , z których każda — kosztem każdej innej i mając za sobą
w i ę k s z o ś ć - g o t o w a jest na w s z y s t k o i stąd czerpie uciechę. Ich
harmonia jest karykaturą solidarności. D i a b e l s t w o fałszywego
śmiechu polega właśnie na tym, że siłą rzeczy parodiuje nawet to,
co najlepsze, pojednanie. T y m c z a s e m rozkosz jest s u r o w a : ressevera
verumgaudium. I d e o l o g i a klasztorów, z g o d n i e z którą nie asceza, ale
akt seksualny świadczy o rezygnacji z osiągalnej b ł o g o ś c i , znajduje
n e g a t y w n e potwierdzenie w p o w a d z e k o c h a n k a , który w pełni
ś w i a d o m i e uzależnia s w o j e życie od umykającej chwili. Przemysł
kulturalny w s t a w i a j o w i a l n ą porażkę w miejsce bólu, który obecny
jest z a r ó w n o w upojeniu, jak w ascezie. N a c z e l n a reguła p o w i a d a ,
że l u d z i o m w ż a d n y m razie nie w o l n o dostąpić spełnienia, i tym
właśnie ze śmiechem p o w i n n i się cieszyć. K a ż d y w y k w i t przemysłu
kulturalnego jest dla o d b i o r c y kolejnym jednoznacznym doświad­
czeniem i demonstracją p e r m a n e n t n e g o z a w o d u , jaki narzuca
cywilizacja. C o k o l w i e k oferuje się o d b i o r c y , zarazem zostaje mu
odebrane. D o k o n u j e się to za s p r a w ą g o r l i w e j a k t y w n o ś c i erotycz­
nej. W s z y s t k o obraca się w o k ó ł s p ó ł k o w a n i a , właśnie dlatego, że
nie może do niego dojść. Na przykład nielegalny stosunek
w filmie, jeżeli w i n n y c h nie spotyka kara, o b ł o ż o n y jest tabu
s u r o w s z y m niż m o ż l i w o ś ć , by przyszły zięć milionera działał
w ruchu r o b o t n i c z y m . W przeciwieństwie d o ery liberalnej kultura
u p r z e m y s ł o w i o n a m o ż e sobie tak samo jak kultura l u d o w a po­
z w o l i ć na gest oburzenia w o b e c kapitalizmu; nie może natomiast
w y r z e c się g r o ź b y kastracji. Należy to d o jej istoty. K u l t u r a ta
m o ż e przetrwać z o r g a n i z o w a n e rozluźnienie o b y c z a j ó w w stosun­
ku d o nosicieli u n i f o r m ó w - w p r o d u k o w a n y c h dla nich filmach
i ostatecznie także w rzeczywistości. D z i ś rozstrzygający jest już
nie purytanizm, choć ten ostatni nadal d o c h o d z i d o g ł o s u w or-
Przemysł kulturalny 161

ganizacjach k o b i e c y c h , ale zawarta w systemie konieczność, by nie


p o p u ś c i ć k o n s u m e n t o w i , nie p o z w o l i ć , by c h o ć b y przez chwilę
p o m y ś l e ć m ó g ł o o p o r z e . Z g o d n i e z zasadą k o n s u m e n t o w i wpaja
się przekonanie, że p r z e m y s ł kulturalny m o ż e z a s p o k o i ć w s z y s t k i e
potrzeby, ale z drugiej strony potrzeby te mają b y ć z g ó r y tak
ułożone, by sam k o n s u m e n t widział siebie wyłącznie j a k o w i e c z ­
n e g o konsumenta, j a k o obiekt przemysłu kulturalnego. N i e t y l k o
w m a w i a m u się, że o s z u s t w o jest zaspokojeniem, ale p o n a d t o - że
tak czy inaczej musi pogodzić się ze w s z y s t k i m i nakazami.
C a e c ź k a o d p o w s z e d n i o ś c i , którą obiecuje p r z e m y s ł kulturalny ze
w s z y s t k i m i s w y m i gałęziami, to coś t a k i e g o jak obrazek przed­
stawiający u p r o w a d z e n i e córki w j e d n y m z a m e r y k a ń s k i c h pism
satyrycznych: w m r o k u sam ojciec podtrzymuje drabinę. P r z e m y s ł
kulturalny oferuje w charakterze raju tę samą powszedniość.
Escape p o d o b n i e jak elopement z założenia p r o w a d z i ć mają z p o ­
w r o t e m d o p u n k t u wyjścia. D o b r a z a b a w a sprzyja rezygnacji, b o
p o m a g a jej zapomnieć o sobie.
R o z r y w k a , w y z b y t a w s z e l k i c h w i ę z ó w , b y ł a b y nie t y l k o przeci­
w i e ń s t w e m sztuki, ale także skrajnością, która się ze sztuką styka.
A b s u r d a l n y h u m o r M a r k a T w a i n a , jakim a m e r y k a ń s k i p r z e m y s ł
kulturalny niekiedy kokietuje, m ó g ł b y stanowić p e w n ą korektę
sztuki. I m poważniej traktuje ona sprzeciw w o b e c istni^nia^ tym
>
bardziej upocToSnia się d o p o w a g i istnienia, będącej jej p r z e c i w i e ń -
i t w e m : fm więcej p r a c y p o ś w i ę c a na to, by rozwijać się w e d ł u g
^wj^nej^^ady^ t y m więcej pracy w y m a g a z kolei o d
rozumienia, choć w z a m y ś l e miała właśnie uciążliwość pracy
n e g o w a c . W n i e k t ó r y c h filmach r e w i o w y c h , a przede w s z y s t k i m
w grotesce i w funnies* c h w i l a m i przebłyskuje m o ż l i w o ś ć samej tej
negacji. A l e m o ż l i w o ś ć ta ma pozostać niezrealizowana. Czysta,
k o n s e k w e n t n a r o z r y w k a , luźne o d d a w a n i e się b a r w n y m skojarze­
n i o m i radosnemu n o n s e n s o w i , zostaje skażona r o z r y w k ą p o k u p -
ną: zakłóca ją surogat s p ó j n e g o sensu, który przemysł kulturalny
z u p o r e m przydaje s w o i m p r o d u k t o m , a zarazem z p r z y m r u ż e n i e m
oczu sens ten maltretuje i nadużywa go jako pretekstu do

* Strony rozrywkowe w gazetach, wypełnione dowcipami i komiksami


(pr^yp' tłum.).
IÓ2 Dialektyka oświecenia

pokazania g w i a z d y . F a b u ł y biograficzne i inne zszywają strzępki


b z d u r y w idiotyczną akcję. Słychać dźwięk nie dzwoneczków
u czapki błazna, ale kluczy kapitalistycznego r o z u m u , który nawet
w obrazie zamknąć chce rozkosz awansu. Każdy pocałunek
w filmie r e w i o w y m ma się przyczyniać d o kariery boksera albo
innych p r z e b o j o w c ó w , k t ó r y c h sukcesy właśnie się podziwia.
O s z u s t w o p o l e g a w i ę c nie na tym, że przemysł kulturalny ob­
sługuje r o z r y w k ę , ale na t y m , że przez solidne uwikłanie w ideo­
logiczne klisze samolikwidującej się kultury psuje całą frajdę.
E t y k a i smak piętnują n i e s k r ę p o w a n ą r o z r y w k ę jako „ n a i w n ą "
- n a i w n o ś ć uchodzi za grzech r ó w n i e p o w a ż n y jak intelektualizm
- i w d o d a t k u ograniczają jeszcze potencjał techniczny. Przemysł
kulturalny jest zepsuty nie jako w y s t ę p n a wieża Babel, lecz jako
katedra podniosłej przyjemności. N a w s z y s t k i c h jej piętrach, od
Hemingwaya po Emila L u d w i g a , od Mrs. M i n i v e r * po Lone'a
R a n g e r a **, o d T o s c a n i n i e g o p o G u y a L o m b a r d a duch, przejęty
w postaci g o t o w e j ze sztuki i nauki, skażony jest nieprawdą. Ślady
czegoś lepszego z a c h o w a ł y się w tych segmentach przemysłu
kulturalnego, które zbliżają g o d o c y r k u , w upartej a p o z b a w i o n e j
sensu biegłości jeźdźca, akrobaty i c l o w n a , w „ o b r o n i e i usprawie­
3
dliwieniu sztuki fizycznej p r z e c i w k o sztuce duchowej" . Ale
planujący rozum, który chce, by w s z y s t k o l e g i t y m o w a ł o się
znaczeniem i o d d z i a ł y w a n i e m , nieubłaganie tropi azyle bezdusz­
n e g o artyzmu, reprezentującego c z ł o w i e c z e ń s t w o w o b e c mechani­
z m ó w społecznych. R o z u m ten tępi radykalnie nonsens na nizinach
- p o d o b n i e jak tępi sens na w y ż y n a c h dzieł sztuki.
Fuzja kultury i r o z r y w k i dokonuje się dziś nie t y l k o jako
deprawacja kultury, ale r ó w n i e ż jako p r z y m u s o w a intelektualizacja
r o z r y w k i . P o l e g a ona c h o ć b y na tym, że obcuje się z r o z r y w k ą już
t y l k o w formie odbitej, ogląda się f i l m o w ą fotografię, słucha
r a d i o w e g o nagrania. W erze liberalnej ekspansji r o z r y w k a żyła

* Tytułowa postać radiowej powieści w odcinkach, później też


sfilmowanej (pr%yp. tłum.).
** Tytułowa postać radiowego serialu westernowego, później też
sfilmowanego (pr%yp. tłum.).
3
F. Wedekind: Gesammelte Werke. T. I X . Miinchen 1 9 2 1 , s. 4 2 6 .
Przemysł kulturalny 163

niezakłóconą wiarą w przyszłość: wiarą, że w s z y s t k o pozostanie


jak b y ł o , a zarazem będzie lepiej. Dziś wiara ta ulega raz jeszcze
u d u c h o w i e n i u ; staje się tak subtelna, że traci z oczu w s z e l k i cel
i stanowi już t y l k o złoty podkład, rzutowany j a k o tło dla
rzeczywistości. Składa się z a k c e n t ó w znaczenionych, jakimi
w widowisku - z zachowaniem ścisłej paraleli w o b e c życia
- opatrzeni są wspaniały facet, inżynier, dzielna d z i e w c z y n a ,
b e z w z g l ę d n o ś ć przedstawiana jako charakter, zainteresowania
sportowe, a wreszcie auta i papierosy, także wówczas, gdy
r o z r y w k a nie jest obliczona na reklamę bezpośrednich p r o d u c e n ­
t ó w , t y l k o systemu j a k o całości. Sama r o z r y w k a zalicza się d o
ideałów, zajmuje miejsce w y ż s z y c h d ó b r , które c a ł k o w i c i e zaciera
w oczach mas, g d y ż posługuje się nimi jeszcze bardziej stereo­
t y p o w o niż p r y w a t n i e opłacane slogany r e k l a m o w e . jŻycie w e ­
wnętrzne^ subiekty w n i e ograniczona postać p r a w d y , zawsz"e b y ł o
poofporządko^/ane zewnętrznym władcom bardziej, niż samo
| ^ z y p u szczało. P r z e m y s ł kulturalny przerabia je na j a w n e kłamst­
w o . zTaznacza się już t y l k o jako szarlataneria, którą w religijnych
bestsellerach, filmach p s y c h o l o g i c z n y c h i women serials * t o l e r o w a ć
można jako g o r z k o - s ł o d k ą d o m i e s z k ę , p o to, by w życiu t y m
pewniej panować nad własnymi odruchami człowieczeństwa.
W t y m p r z y p a d k u r o z r y w k a zapewnia oczyszczenie a f e k t ó w , c o
już A r y s t o t e l e s p r z y p i s y w a ł tragedii, a M o r t i m e r A d l e r aktualnie
przypisuje f i l m o w i . P r z e m y s ł kulturalny odsłania p r a w d ę o kathar-
sis - p o d o b n i e jak p r a w d ę o stylu.

I m silniejsza pozycja p r z e m y s ł u kulturalnego, tym bardziej


sumarycznie może o n t r a k t o w a ć potrzeby k o n s u m e n t ó w , p r o d u ­
k o w a ć je, sterować nimi, narzucać im d y s c y p l i n ę , łącznie z l i k w i d a ­
cją r o z r y w k i : postęp kulturalny nie zna tu granic. A l e o d n o ś n a
tendencja zawiera się immanentnie w samej zasadzie r o z r y w k i ,
zasadzie mieszczańskiego oświecenia. Potrzeba r o z r y w k i została
w y ł o n i o n a w znacznej mierze przez przemysł, który zalecał m a s o m
dzieło przez temat, o l e o d r u k przez w y o b r a ż o n e s m a k o ł y k i , i o d -

* Powieści w odcinkach, zamieszczane w czasopismach kobiecych


r
(P KyP- tłum.)
164 Dialektyka oświecenia

w r o t n i e : b u d y ń w p r o s z k u przez obrazek b u d y n i u - a z kolei


w samej r o z r y w c e zawsze p o b r z m i e w a coś z g o r l i w e j animacji, sales
talk, głos jarmarcznego zachwalacza. P i e r w o t n e p o w i n o w a c t w o
interesu i r o z r y w k i ujawnia się zaś w t y m , co stanowi w ł a ś c i w y
sens r o z r y w k i : w a p o l o g i i społeczeństwa. D o b r a zabawa oznacza
z g q d ę . R o z r y w k a jest m o ż l i w a t y l k o , g d y oddziela się szczelnie od
całości społecznego procesu, ogłupia i o d początku krnąbrnie
ignoruje roszczenie, jakie w y s u w a nieuchronnie każde dzieło,
nawet najlichsze: roszczenie, by w s w y m o g r a n i c z o n y m kształcie
odzwierciedlić całość. D o b r z e się b a w i ć znaczy zawsze: nie musieć
o tym myśleć, zapomnieć o cierpieniu, nawet jeżeli jest p o k a z y w a ­
ne. U podstaw dobrej z a b a w y leży bezsilność. J e s t to faktycznie
ucieczka, ale nie - jak sama twierdzi - ucieczka o d złej rzeczywisto­
ści, lecz ucieczka przed ostatnią myślą o o p o r z e , jaką rzeczywistość
jeszcze dopuszcza. W y z w o l e n i e , jakie obiecuje r o z r y w k a , jest
w y z w o l e n i e m o d myślenia jako od negacji. B e z w s t y d retorycznego
pytania ,,czego chcą l u d z i e " p o l e g a na tym, że p o w o ł u j e się o n o na
ludzi jako na myślące p o d m i o t y , choć specyficznym zadaniem
r o z r y w k i jest właśnie tychże samych ludzi o d z w y c z a i ć o d pod­
m i o t o w o ś c i . N a w e t tam, gdzie publiczności zdarza się w z d r a g a ć na
p r z e m y s ł r o z r y w k o w y , p r z e m y s ł ten już zdążył w y c h o w a ć ją do
konsekwentnego braku oporu. Mimo to coraz trudniej jest
utrzymać publiczność. Postęp ogłupiania nie m o ż e pozostawać
w tyle za jednoczesnym postępem inteligencji. W erze statystyki
masy są zbyt sprytne, aby i d e n t y f i k o w a ć się z milionerem na
ekranie, i zbyt tępe, by choć na w ł o s w y ł a m y w a ć się s p o d p r a w a
w i e l k i c h liczb. I d e o l o g i a s k r y w a się w rachunku prawdopodobień­
stwa. Szczęście spotkać może nie k a ż d e g o , ale t e g o , kto wyciągnie
los, albo lepiej - t e g o , kto jest do szczęścia p r e d e s t y n o w a n y przez
jakąś w y ż s z ą p o t ę g ę , przeważnie przez przemysł r o z r y w k o w y ,
przedstawiany j a k o instancja bezustannie poszukująca. Postaci,
w y t r o p i o n e przez ł o w c ó w talentów i następnie ustawione w świet­
le reflektorów to idealne t y p y n o w e g o zależnego stanu średniego.
Starłetka ma s y m b o l i z o w a ć urzędniczkę, ale tak, że w odróżnieniu j
o d rzeczywistej urzędniczki wydaje się o d początku przeznaczona i
d o noszenia w s p a n i a ł e g o w i e c z o r o w e g o płaszcza. W ten sposób |
i
1
przemysł kulturalny i6 5

nie t y l k o prezentuje o d b i o r c z y m m o ż l i w o ś ć , że ona sama m o g ł a b y


znaleźć się na ekranie, ale jeszcze dobitniej ukazuje dystans. T y l k o
jedna m o ż e w y c i ą g n ą ć w i e l k i los, t y l k o jeden jest w y b i t n y , i n a w e t
jeśli matematycznie w s z y s c y mają j e d n a k o w e szanse, to przecież
w p r z y p a d k u każdej jednostki szansa ta jest tak znikoma, że lepiej
od razu z r e z y g n o w a ć i cieszyć się szczęściem i n n e g o , którym
m o g ł o b y się b y ć , a k t ó r y m n i g d y się nie jest. J e ś l i p r z e m y s ł
kulturalny zaprasza jeszcze d o naiwnej identyfikacji, zostaje ona
natychmiast zdementowana. P o m y ł k i są w y k l u c z o n e . K i e d y ś w i d z
k i n o w y oglądał własne wesele w c u d z y m . T e r a z szczęśliwcy na
ekranie są egzemplarzami t e g o s a m e g o g a t u n k u , co każdy członek
publiczności, ale w r ó w n o ś c i tej założony jest nieprzezwyciężalny
rozdział ludzkich e l e m e n t ó w . C a ł k o w i t e p o d o b i e ń s t w o jest ab­
solutną różnicą. T o ż s a m o ś ć gatunku zakazuje tożsamości l o s ó w .
P r z e m y s ł kulturalny podstępnie d o p r o w a d z i ł d o realizacji c z ł o w i e ­
ka jakoTśtoty g a t u n k o w e j . K a ż d y jest jużjtylko tym, ze wzglęcTuna
co mozę^astąpić k a ż d e g o innego: jest f u n k c j o n a r ń y T ^ ^ g ż e m p -
larzem. O n sam, jako i n d y w i d u u m , jest czymś absolutnie zja-
s t ę p o w a l n y m , czystą nicością, i właśnie to zaczyna o d c z u w a ć , g d y
z czasem zatraca p o d o b i e ń s t w o ? W ten s p o s ó b zmianie ulega
w e w n ę t r z n y skład religii sukcesu, przy której skądinąd s u r o w o się
obstaje. Z a m i a s t d r o g i per aspera ad astra, która zakłada trudy
i w y s i ł e k , coraz ważniejsza staje się premia. I d e o l o g i a w i e l b i
element ślepoty w r u t y n o w y c h decyzjach co d o t e g o , jaki song
nadaje się na szlagier, która statystka na heroinę. F i l m y u w y d a t ­
niają przypadek. Z a s a d n i c z a identyczność postaci - z wyjątkiem
łajdaków - posunięta aż d o w y k l u c z a n i a fizjonomii, narzucających
rezerwę, a w i ę c na p r z y k ł a d jak G a r b o nie w y g l ą d a j ą c y c h na takie,
które zagadnąć m o ż n a per „hello sister", czyni poniekąd życie
lżejszym. W i d z ó w z a p e w n i a się oto, że wcale nie muszą b y ć inni a

niż są, że im^roWrTiez~ m o g ł o Dy się p o w i e ś ć , i nie stawia się im


wj/rnagań, k t ó r y m - jak sami wiedzą - nie m o g l i b y sprostać. A l e
zarazem daje im się znak, że żadne w y s i ł k i na nic się nie zdadzą,
p o n i e w a ż nawet mieszczańskie szczęście nie pozostaje już w żad­
nym związku z obliczalnymi efektami ich pracy. W i d z o w i e rozu­
mieją ten znak. W gruncie rzeczy w s z y s c y uznają p r z y p a d e k , za
Dialektyka oświecenia

k t ó r e g o s p r a w ą k o g o ś s p o t y k a szczęście, za o d w r o t n ą stronę
p l a n o w a n i a . Siły społeczne zaszły już w procesie racjonalizacji tak
d a l e k o , że każdy może zostać inżynierem albo menedżerem,
i właśnie dlatego jest s p r a w ą kompletnie irracjonalną, kogo
s p o ł e c z e ń s t w o o b d a r z y wykształceniem a l b o zaufaniem, by p o w i e ­
rzyć m u tę funkcję. P r z y p a d e k i p l a n o w a n i e stają się t y m samym,
p o n i e w a ż w o b e c r ó w n o ś c i ludzi szczęście i nieszczęście jednostki
aż p o elity traci wszelkie znaczenie e k o n o m i c z n e . S a m przypadek
jest z a p l a n o w a n y ; nie dlatego, że d o t y k a tę czy o w ą określoną
jednostkę, ale dlatego, że w i e r z y się w j e g o rządy. Służy j a k o alibi
dla planujących i w y w o ł u j e wrażenie, że tkanka transakcji i środ­
k ó w , w jaką zmieniło się życie, p o z o s t a w i a miejsce na spontaniczne
bezpośrednie stosunki między ludźmi. S w o b o d ę tę symbolizuje
w rozmaitych mediach przemysłu kulturalnego arbitralne w y d o b y -
w^nięJLosów p r z e c i ę t n y c h . Zamieszczane w m a g a z y n a c h szczegó­
ł o w e relacje o olśniewających w swej kategorii w y c i e c z k a c h ,
z o r g a n i z o w a n y c h przez dany m a g a z y n dla szczęściarza - najlepiej,
by była to stenotypistka, która w y g r a ł a k o n k u r s p r a w d o p o d o b n i e
ze w z g l ę d u na układy z l o k a l n y m i znakomitościami - odzwiercied­
lają bezsilność w s z y s t k i c h innych. W s z y s c y inni są m i a n o w i c i e do
t e g o stopnia t y l k o t w o r z y w e m , materiałem, że d y s p o n e n c i m o g ą
k a ż d e g o w y n i e ś ć d o nieba i z n o w u strącić na niziny: j e g o racje
i j e g o praca nie mają ż a d n e g o znaczenia. P r z e m y s ł interesuje się
ludźmi tylko jako klientami i najemnymi p r a c o w n i k a m i , i w istocie
s p r o w a d z i ł l u d z k o ś ć w całości, p o d o b n i e jak każdy z jej elemen­
t ó w , d o tej wyłącznej formuły. W zależności o d t e g o , który aspekt
jest akurat miarodajny, w ideologii będzie się p o d k r e ś l a ł o plano­
w o ś ć albo p r z y p a d e k , technikę albo życie, cywilizację albo naturę.
J a k o najemnym p r a c o w n i k o m p r z y p o m i n a im się o racjonalnej
organizacji i oczekuje się, że z d r o w y rozsądek każe im się do tej
organizacji d o p a s o w a ć . J a k o klientom demonstruje się im - na
przykładzie p r y w a t n y c h l o s ó w przedstawianych na ekranie lub
w prasie - s w o b o d ę w y b o r u , urok rzeczy nie z a p r o g r a m o w a n y c h .
W o b u p r z y p a d k a c h pozostają obiektami.
I m mniej p r z e m y s ł kulturalny m o ż e obiecać, im gorzej daje
sobie~radę'ż w s k a z y w a n i e m sensu życia, t y m bardziej pusta staje się
Przemyśl kulturalny i6 7

zjęcmiecz^o^cn upowszechnia. N a w e t
abstrakcyjne ideały h a r m o n i j n e g o i dobrego społeczeństwa są
w dobie uniwersalnej reklamy zbyt konkretne. Nauczono się
b o w i e m właśnie abstrakcje i d e n t y f i k o w a ć jako reklamy. J ę z y k ,
który p o w o ł u j e się wyłącznie na p r a w d ę , każe tym niecierpliwiej
w y g l ą d a ć i n t e r e s o w n e g o celu, d o k t ó r e g o w rzeczywistości dąży.
S ł o w o , które nie jest ś r o d k i e m , wydaje się b e z s e n s o w n e , w s z e l k i e
inne s ł o w o wydaje się fikcją, nieprawdą. Sądy wartościujące
p r z y j m o w a n e są albo jako reklama, albo jako czcza gadanina. A l e
ideologia, która w efekcie zmienia się w niezobowiązującą m g ł a w i ­
cę, ani nie staje się przez to bardziej przejrzysta, ani nie ulega
osłabieniu. Właśnie mglistość, niemal scjentyficzna niechęć do
s t a n o w c z e g o trwania przy c z y m ś , czego nie można z w e r y f i k o w a ć ,
funkcjonuje jako instrument p a n o w a n i a . Dobitnie i planowo
zwiastuje to, co jest. P r z e m y s ł kulturalny z g o d n i e ze s w ą tendencją
m ó g ł b y stać się z b i o r e m zdań p r o t o k o l a r n y c h , a tym samym
nieodpartym proroctwem istniejącego stanu rzeczy. U m i e po
m i s t r z o w s k u prześlizgiwać się między konkretną błędną informa­
cją a o b j a w i o n ą p r a w d ą , p o w t a r z a b o w i e m wiernie z j a w i s k o , na
tyle gęste, że poznanie zostaje z a b l o k o w a n e , a w s z e c h o b e c n e
zjawisko ustanowione jako ideał. I d e o l o g i a rozszczepia się na
fotografię d r ę t w e g o istnienia i g o ł e k ł a m s t w o tyczące j e g o sensu,
k ł a m s t w o , k t ó r e g o się nie w y p o w i a d a , lecz sugeruje i w b i j a d o
głowy. R z e c z y w i s t o ś ć jest cynicznie wciąż t y l k o powtarzana
- w ten sposób dowodzi się jej b o s k i e g o charakteru. Taki
fotologiczny d o w ó d nie jest w p r a w d z i e ścisły, ale za to o b e z w ł a d ­
niający. JCto w obliczu w ł a d z y m o n o p o l u ż y w i jeszcze w ą t p l i w o ś c i ,
jest g ł u p c e m . P r z e m y s ł kulturalny dławi wszelki protest s k i e r o w a ­
ny p r z e c i w k o niemu tak samo jak protest p r z e c i w k o r z e c z y w i s t o ­
ści, którą chce d u b l o w a ć . C z ł o w i e k ma do wyboru jedynie
w s p ó ł p r a c o w a ć albo usunąć się na b o k : p r o w i n c j u s z e , którzy
{przeciwko kinu i radiu sięgają p o wieczne p i ę k n o i amatorski teatr,
politycznie znajdują się już tam, gdzie kultura m a s o w a s w o i c h
o d b i o r c ó w dopiero chce zapędzić. K u l t u r a m a s o w a jest dostatecz­
nie zahartowana, by nawet d a w n e marzenia, ideał ojca na r ó w n i
z a b s o l u t n y m uczuciem w e d l e potrzeby w y s z y d z a ć lub skutecznie
i68 Dialektyka oświecenia

nimi m a n i p u l o w a ć . P r z e d m i o t e m n o w e j i d e o l o g i i jest świat jako


taki. I d e o l o g i a w y k o r z y s t u j e kult f a k t ó w , g d y ż ogranicza się do
t e g o , by za s p r a w ą m o ż l i w i e d o k ł a d n e g o przedstawienia awan­
s o w a ć marne istnienie do królestwa faktów. Wskutek takiej
transpozycji samo istnienie staje się s u r o g a t e m sensu i słuszności.
W s z y s t k o , c o k o l w i e k kamera reprodukuje, jest piękne. Z a w i e d z i o ­
n y m w i d o k o m na to, że samemu będzie się tą., b i u r o w a myszą,
której przypada w udziale p r e m i o w a p o d r ó ż , o d p o w i a d a j ą roz­
czarowujące w i d o k i dokładnie s f o t o g r a f o w a n y c h o k o l i c , przez
jakie p o d r ó ż wiedzie. N i e oferuje się W ł o c h , oferuje się p o z ó r , że
W ł o c h y istnieją. F i l m m o ż e p o z w o l i ć sobie na to, by P a r y ż ,
w k t ó r y m m ł o d a A m e r y k a n k a próbuje ukoić swoje tęsknoty,
przedstawić jako r o z p a c z l i w ą pustkę i t y m bezwzględniej do­
prowadzić panienkę do dziarskiego amerykańskiego chłopca,
k t ó r e g o poznać m o g ł a nie ruszając się z d o m u . O k o l i c z n o ś ć , że
rzeczy w o g ó l e toczą się dalej, że system n a w e t w swej ostatniej
fazie reprodukuje życie tych, na k t ó r y c h się wspiera, zamiast od
razu je z l i k w i d o w a ć - i ta okoliczność będzie poczytana za sens
i zasługę systemu. „ T y l k o tak d a l e j " staje się w o g ó l e usprawied­
liwieniem ś l e p e g o trwania systemu, a nawet usprawiedliwieniem
jego nieodwołalności. Z d r o w e jest to, c o się p o w t a r z a , cykl
p r z y r o d y i przemysłu. Z ilustrowanych magazynów wiecznie
szczerzą zęby te same babies, wiecznie ł o s k o c z e machina jazzu.
M i m o całego postępu techniki przedstawiania, reguł i specjalności,
m i m o g o r ą c z k o w y c h z a b i e g ó w chleb, k t ó r y m przemysł kulturalny
karmi ludzi, pozostaje kamieniem stereotypu. P r z e m y s ł kulturalny
o d w o ł u j e się d o ^ r a w j c j k l u , d o uzasadnion^gc^^ulmieriraT że
matkT m i m c T w s z y s t k o wciąż [eszćze rodzą dzieci, że k ó ł k a wciąż
jeszcze się. kręoi, W ten s p o s ó b jeszcze bardziej się uwydatnia
n i e o d w o ł a l n y charakter s t o s u n k ó w . Falujące łany zbóż na końcu
filmu Chaplina o Hitlerze dezawuują a n t y f a s z y s t o w s k ą p r z e m o w ę
o w o l n o ś c i . P r z y p o m i n a j ą rozwiane w i a t r e m jasne w ł o s y niemiec­
kiej d z i e w c z y n y sfotografowanej przez U F A na letnim obozie.
Społeczny m e c h a n i z m p a n o w a n i a ujmuje naturę J a k o zbawcze
antidotum w o b e c społeczeństwa - t y m s a m y m natura zostaje
wciągnięta w nieuleczalne społeczeństwo i sprzedana. Obrazowe
Przemysł kulturalny

zapewnienie, że d r z e w a są zielone, niejDp^jaJeiiejsJcię, a c h m u r y


grzecią^gają, sprawia, że d r z e w a , niebo i c h m u r y stają się k r y p t o -
g r a m a m i k o m i n ó w fabrycznych i stacji b e n z y n o w y c h . N a t o m i a s t
k ó ł k a i części maszyn muszą e k s p r e s y w n i e błyszczeć - zde­
g r a d o w a n e , b o traktuje się je jako substraty duszy drzew i c h m u r .
W ten s p o s ó b naturę i technikę mobilizuje się p r z e c i w k o stęchliź-
nie, f a ł s z y w y m w s p o m n i e n i o m o społeczeństwie liberalnym, kiedy
to j a k o b y p r z e w a l a n o się p o dusznych, w y m o s z c z o n y c h pluszem
p o k o j a c h , zamiast, jak to dziś jest w e zwyczaju, z a ż y w a ć aseksual-
n y c h kąpieli w o d k r y t y c h basenach, kiedy jeżdżono psującymi się
p r z e d p o t o p o w y m i m o d e l a m i Benza, zamiast z s z y b k o ś c i ą rakiety
przemieszczać się stąd, gdzie i tak się jest, tam, gdzie nie jest
inaczej. T r i u m f w i e l k i c h k o n c e r n ó w nad inicjatywą przedsiębior­
c ó w o p i e w a n y jest przez przemysł kulturalny j a k o wieczna inic­
jatywa p r z e d s i ę b i o r c ó w . Z w a l c z a się w r o g a , który jest już pobity
- m y ś l ą c y p o d m i o t . R e z u r e k c j a antymieszczańskiego Hansa Sonnen-
stossera * w N i e m c z e c h i p o w o d z e n i e , jakim cieszy się The Life with
Father**, świadczą o identycznej ewolucji.

W j e d n y m punkcie co p r a w d a ta w y j a ł o w i o n a ideologia nie


toleruje żartów: g d y zarzucać jej brak opiekuńczej troski. „ N i k o ­
mu nie w o l n o g ł o d o w a ć i marznąć; kto m i m o to głoduje i marznie,
idzie d o o b o z u koncentracyjnego" - dowcip z hitlerowskich
N i e m i e c m ó g ł b y w i d n i e ć j a k o m a k s y m a nad portalami w s z y s t k i c h
p r z y b y t k ó w przemysłu kulturalnego. Z n a i w n y m sprytem zakłada
stan charakterystyczny dla społeczeństwa n o w y c h c z a s ó w : umie
ono trafnie dobierać s w o i c h ludzi. Każdemu gwarantuje się
1
formalną w ^ n c i ^ ^ ^ N i k t nie m o ż e oficjalnie p o n o s i ć o d p o w i e d z i a ł
ności za to, co myśli. Z a to każdy już wcześnie ląduje w systemie
jkoltiołow, H u b ó w , zrzeszeń z a w o d o w y c h i innych układów,
stanowiących najczulszy instrument społecznej kontroli. K t o nie
chce się d o p r o w a d z i ć do ruiny, nie może w e d l e skali tego

* Hans Sonnenstóssers Hóllenfahrt - słuchowisko P. Apla, w 1 9 3 7 r. na


nowo wyreżyserowane przez Gustafa Griindgensa (pr^yp. tłum.).
** Popularny amerykański serial radiowy, według sztuki Clarence'a
Daya (pr%yp. tłum.).
70 Dialektyka oświecenia

instrumentu w a ż y ć zbyt l e k k o . W p r z e c i w n y m razie nie nadąży za


życiem i w końcu zmarnieje. J a k o że w każdej karierze, a przede
w s z y s t k i m w w o l n y c h z a w o d a c h f a c h o w e w i a d o m o ś c i z reguły
powiązane są z p r z e p i s o w y m i p o g l ą d a m i , ł a t w o może p o w s t a ć
p o z ó r , że liczy się t y l k o f a c h o w o ś ć . W rzeczywistości dcUr^a^jonal-
n e g o systemu p l a n o w a n i a t e g o społeczeństwa należy to, że-re-
produkuje on jedynie życie s w o i c h z w o l e n n i k ó w . Hierarchia
s t a n d a r d ó w życia o d p o w i a d a dokładnie w e w n ę t r z n y m powiąza­
n i o m w a r s t w i jednostek z systemem. N a menedżerze można
p o l e g a ć , g o d n y zaufania jest jeszcze niski rangą urzędnik - D a g -
w o o d * z h u m o r y s t y c z n y c h broszurek i z rzeczywistości. K t o
głoduje i marznie, zwłaszcza jeśli kiedyś miał d o b r e p e r s p e k t y w y ,
jest napiętnowany. J e s t outsiderem, a jeśli pominąć zbrodnię
g ł ó w n ą , bycie outsiderem jest największą winą. W filmie ktoś taki
może b y ć w najlepszym p r z y p a d k u o r y g i n a ł e m , obiektem niemile
p o b ł a ż l i w y c h żartów; przeważnie b y w a the villain, który już przy
p i e r w s z y m p o j a w i e n i u się, zanim akcja posunie się dostatecznie
d a l e k o , zostaje jako taki z i d e n t y f i k o w a n y , aby ani na c h w i l ę nie
dopuścić d o b ł ę d n e g o wrażenia, że s p o ł e c z e ń s t w o zwraca się
p r z e c i w k o ludziom dobrej w o l i . W istocie w y t w a r z a się dziś coś
w rodzaju państwa d o b r o b y t u na w y ż s z y m p o z i o m i e . A b y bronić
własnej pozycji, utrzymuje się w ruchu g o s p o d a r k ę , w której ze
w z g l ę d u na skrajnie rozwiniętą technikę masy w ł a s n e g o kraju
w zasadzie zbędne są jako producenci. W e d l e i d e o l o g i c z n e g o
p o z o r u robotnicy, w ł a ś c i w i żywiciele, ż y w i e n i są przez liderów
e k o n o m i c z n y c h . Pozycja jednostki staje się w s k u t e k t e g o niepew­
na. W liberalizmie biedak uchodził za leniucha, dziś staje się
automatycznie podejrzany. T e n , o k t ó r e g o nie dba się z zewnątrz,
ląduje w obozie koncentracyjnym - a w k a ż d y m razie w piekle
najgorszej pracy i s l u m s ó w . P r z e m y s ł kulturalny przedstawia
p o z y t y w n ą i n e g a t y w n ą opiekę nad tymi, k t ó r y m i administruje,
jako bezpośrednią solidarność ludzi w świecie p r a c o w i t y c h i rzetel­
n y c h . N i k t nie będzie zapomniany, wszędzie znajdą się sąsiedzi,
społeczni o p i e k u n o w i e , d o k t o r z y G i l l e s p i e i d o m o r o ś l i filozofowie
z sercem na dłoni, którzy utrwalaną społecznie nędzę za sprawą
* Postać z komiksu Blondie (pr%yp. tłum.).
Przemysł kulturalny 7

d o b r o t l i w y c h bezpośrednich interwencji o d r u c h u przerabiają na


uleczalne przypadki pojedyncze - o ile na przeszkodzie nie stanie
osobista d e g r e n g o l a d a nieszczęśnika. Specjalistyczne służby za­
k ł a d o w e od k u l t y w o w a n i a koleżeństwa, jakie funduje sobie dziś
dla zwiększenia produkcji każda fabryka, p o d p o r z ą d k o w u j ą społe­
cznej kontroli ostatnie p r y w a t n e o d r u c h y — właśnie przez to, że
s t o s u n k o m w zakładzie p r o d u k c y j n y m nadają p o z o r y bezpośred­
niości, pozornie je reprywatyzują. T a k a d u c h o w a Winterhilfe rzuca
pojednawcze cienie na pasma widzialności i słyszalności przemysłu
kulturalnego, na d ł u g o nim przemysł ten z ram fabryki p r z e s k o c z y
totalitarnie na s p o ł e c z e ń s t w o . Wielcy p o m o c n i c y i d o b r o c z y ń c y
ludzkości zaś, k t ó r y c h n a u k o w e osiągnięcia pismacy przedstawiać
muszą jako akty miłosierdzia, aby w y d o b y ć z nich pierwiastek
fikcyjnych p o b u d e k humanitarnych, funkcjonują j a k o namiestnicy
p r z y w ó d c ó w n a r o d o w y c h , którzy w s z a k ostatecznie dekretują
likwidację miłosierdzia i wytępiwszy wszystkich paralityków
umieją zapobiegać zarazie.
D e m o n s t r o w a n i e złotych serduszek to s p o s ó b , w jaki społeczeń­
stwo przyznaje się d o powodowanych przez siebie cierpień:
wj^yjscj^yiejd^ &erxa-JiijŁJSipgą p o m ó c
nawet s a m y m sobie, i ideologia musi to u w z g l ę d n i a ć . P r z e m y s ł
kulturalny nie zamierza...tędy-..|>oJjros tu_ u k r y w a ć cierpięrnajrod
osłoną i m p r o w i z o w a n e g o koleżeństwa, j e g o f i r m o w ą ambicją jest
po^jmęsku patrzeć cierpieniu w twarz i znosić je z .na siłę
zachowywanym fasonem. Patos determinacji usprawiedliwia
świat, który nie m o ż e o b y ć się bez determinacji. T a k i e jest życie,
życie jest ciężkie, ale właśnie dlatego jest tak wspaniałe i z d r o w e .
K ł a m s t w o nie cofa się przed tragizmem. S p o ł e c z e ń s t w o totalne nie
likwiduje cierpień, ale rejestruje je i planuje — i p o d o b n i e postępuje
kultura m a s o w a z tragizmem. Stąd u p o r c z y w e zapożyczanie się
u sztuki. Sztuka dostarcza tragicznej substancji, której r o z r y w k a
w czystej postaci sama z siebie nie może z a p e w n i ć , a której
potrzebuje, by poniekąd wiernie w y p e ł n i a ć naczelną zasadę, na­
kazującą dokładnie d u b l o w a ć świat zjawisk. T r a g i z m , p r z e r o b i o n y
na w k a l k u l o w a n y i z a a p r o b o w a n y m o m e n t świata, jest dla niej
b ł o g o s ł a w i e ń s t w e m . C h r o n i przed zarzutem rozmijania się z p r a w -
Dialektyka oświecenia

dą, podczas g d y w istocie p r a w d a ta jest z c y n i c z n y m ubolewaniem


zawłaszczana. T r a g i z m sprawia, że mdłe o c e n z u r o w a n e szczęście
nabiera interesującego smaczku, a ó w interesujący smaczek w y g o ­
dny jest w użyciu. T r a g i z m oferuje tym k o n s u m e n t o m , którzy
znali lepsze czasy w kulturze, surogat d a w n o z l i k w i d o w a n e j głębi,
a stałym g o ś c i o m o d p a d y wykształcenia, niezbędne dla utrzymania
prestiżu. W s z y s t k i m udziela pociechy, że i dziś m o ż l i w e są mocne,
autentyczne przeżycia i ich bezlitosne przedstawianie. C u d o w n i e
zwarte istnienie - k t ó r e g o podwajanie starcza dziś za ideologię
- sprawia wrażenie tym potężniejsze, wspanialsze i bardziej
m o n u m e n t a l n e , im g r u n t o w n i e j z a p r a w i o n e jest niezbędnym cier­
pieniem. Przybiera w ó w c z a s aspekt losu. T r a g i z m s p r o w a d z o n y
zostaje do g r o ź b y , iż ten, kto nie w s p ó ł p r a c u j e , będzie zniszczony,
p o d c z a s g d y j e g o paradoksalny sens p o l e g a ł kiedyś na beznadziej­
n y m oporze p r z e c i w k o g r o ź b i e mitu. T r a g i c z n y los przechodzi
w s p r a w i e d l i w ą karę, c o zawsze b y ł o marzeniem mieszczańskiej
estetyki. M o r a l n o ś ć kultury m a s o w e j to z d e g r a d o w a n a moralność
wczorajszych książeczek dla dzieci. W p r o d u k c j i pierwszej klasy
zło wciela się w postać histeryczki, która usiłuje o g r a b i ć ze
szczęścia s w o j ą trzymającą się rzeczywistości partnerkę i w końcu
sama ponosi z g o ł a nieteatralną śmierć - w s z y s t k o przedstawione
z nieledwie kliniczną dokładnością. A l e tyle n a u k o w o ś c i zdarza się
jedynie na samej g ó r z e . N a niższym p o z i o m i e koszty są niższe.
T r a g i z m o w i wybija się zęby bez s o c j o p s y c h o l o g i i . J a k każda
w ę g i e r s k o - w i e d e ń s k a operetka w d r u g i m akcie musiała zawrzeć
tragiczny finał, co trzeciemu a k t o w i nie p o z o s t a w i a ł o nic prócz
s p r o s t o w a n i a n i e p o r o z u m i e ń , tak p r z e m y s ł kulturalny wyznacza
t r a g i z m o w i stałe miejsce w rutynie. J u ż s a m o j a w n e istnienie
recepty w y s t a r c z a , by uśmierzyć troskę, że tragizm jest nie do
o p a n o w a n i a . Getting into trouble and out again - formuła dramatu
w wersji g o s p o d y n i d o m o w e j - obejmuje całą kulturę m a s o w ą o d
n a j g ł u p s z e g o women serial aż p o s z c z y t o w e osiągnięcia. I ^ a w e *
naj fatalniejsze zakończenie, c h o ć b y p r z e d t e m s p r a w y r y s o w a ł y się
lepiej^j^o^jjerjdza p o r z ą d e k i korumpuje tragizm, g d y na przykład
n i e p r z e p i s o w o zakochana kobieta o k u p i ą krótkie szczęście śmier­
cią, albo g d y smutny koniec na ekranie p o z w a l a t y m jaśniej
Przemysł kulturalny
H5

r s n ą ć n i e z n i s z
J2i¥l C 2 a l n o ś c i faktycznego życia. F i l m o w e tragedie
stają się istotnie zakładami p o p r a w y moralnej. W i d o k nieubłagane­
g o życia i w z o r o w e g o zachowania f i l m o w y c h ofiar ma p r z y w o ł y ­
w a ć d o porządku masy, zdemoralizowane przez egzystencję w sys­
temie p r z y m u s u , a u c y w i l i z o w a n e o tyle, że na siłę w p o j o n o im
p e w n e zachowania, przez które każdą szparą prześwieca w ś c i e k ­
łość i krnąbrny u p ó r . K u l t u r a zawsze przyczyniała się d o p o ­
skramiania z a r ó w n o i n s t y n k t ó w r e w o l u c y j n y c h , jak i barbarzyńs­
kich. K u l t u r a u p r z e m y s ł o w i o n a czyni jeszcze więcej. Wbija d o
g ł o w y , p o d jakim w a r u n k i e m można w o g ó l e utrzymać się przy
n i e u b ł a g a n y m życiu. J e d n o s t k a p o w i n n a całe s w o j e zniechęcenie
T o b r z y d z e n i e w y k o r z y s t a ć jako siłę n a p ę d o w ą , wydającą ją w ręce
Tcolektywriej w ł a d z y , która w niej o w o zniechęcenie i obrzydzenie
Trudzi. R o z p a c z l i w e sytuacje, które stale nękają w i d z a w codzien­
n y m życiu, w o d t w o r z e n i u nie w i a d o m o jakim s p o s o b e m stają się
obietnicą, że w o l n o żyć dalej. W y s t a r c z y zdać sobie sprawę
z własnej nicości, w y s t a r c z y podpisać kapitulację, a już t k w i się
w społecznej sieci. S p o ł e c z e ń s t w o jest s p o ł e c z e ń s t w e m despera­
t ó w , a przeto p a s t w ą g a n g s t e r ó w . W kilku najznakomitszych
p o w i e ś c i a c h niemieckich okresu p r z e d f a s z y s t o w s k i e g o , jak Berlin
Alexanderplatz i Co dalej, s^ary człowieku, tendencja ta ujawnia się
r ó w n i e drastycznie jak w przeciętnym filmie i w metodzie jazzu.
W gruncie rzeczy chodzi przy tym zawsze o d r w i n ę mężczyzny
z s a m e g o siebie. N i g d y nie stanie się e k o n o m i c z n y m p o d m i o t e m ,
przedsiębiorcą, właścicielem; taka m o ż l i w o ś ć została c a ł k o w i c i e
z l i k w i d o w a n a . Samodzielne p r z e d s i ę b i o r s t w o , k t ó r e g o p r o w a d z e ­
nie i dziedziczenie - c h o ć b y był to t y l k o sklepik - w y z n a c z a ł o byt
mieszczańskiej rodziny i pozycję ojca, p o p a d a bez ratunku w zależ­
ność. W s z y s c y stają się najemnymi p r a c o w n i k a m i , a w cywilizacji
n a j e m n i k ó w nie ma miejsca na - i tak w ą t p l i w y - autorytet g ł o w y
rodziny. Z a c h o w a n i e jednostki w o b e c g a n g u , z jakim styka się
w interesach, w z a w o d z i e czy w partii, niezależnie o d t e g o , czy jest,
czy d o p i e r o ma zostać j e g o członkiem, gesty p r z y w ó d c y w o b e c
mas, gesty z a k o c h a n e g o w o b e c ukochanej nabierają osobliwie
masochistycznych r y s ó w . K a ż d y rnusi wciąż na n o w o udowadniać
s w o j e moralne kwalifikacje d o istnienia w t y m społeczeństwie,
174 Dialektyka oświecenia

toteż zachowuje się tak jak o w i młodzieńcy w trakcie ceremonii


p r z y j m o w a n i a w poczet c z ł o n k ó w plemienia, którzy p o d razami
kapłana poruszają się w k ó ł k o ze s t e r e o t y p o w y m uśmiechem.
E g z y s t e n c j a w p ó ź n y m kapitalizmie jest nieustającym rytuałem
inicjacji. K a ż d y musi d o w i e ś ć , że bez reszty identyfikuje się
z władzą, która g o maltretuje. Z a w i e r a się to w zasadzie s y n k o p y
jazzowej, gdzie potknięcia zarazem się w y s z y d z a i p o d n o s i d o rangi
n o r m y . E u n u c h o w a t y g ł o s C r o o n e r a w radio, przystojny kocha­
nek bogatej dziedziczki, który w s m o k i n g u w p a d a d o basenu - oto
w z o r c e dla ludzi, którzy sami mają d o p r o w a d z i ć się d o t e g o , do
c z e g o ich d o p r o w a d z a - łamiąc - system. K a ż d y może b y ć taki jak
wszechpotężne s p o ł e c z e ń s t w o , każdy m o ż e b y ć szczęśliwy, jeżeli
t y l k o p o d d a się, p o ł o ż y plackiem, w y r z e k n i e roszczeń d o szczęścia.
W j e g o słabości s p o ł e c z e ń s t w o rozpoznaje s w o j ą siłę i coś niecoś
m u z niej udziela. B r a k o p o r u z j e g o strony kwalifikuje g o jako
partnera g o d n e g o zaufania. W ten s p o s ó b eliminuje się tragizm.
Substancją tragizmu była kiedyś opozycja między jednostką a spo­
łeczeństwem. T r a g i z m o d d a w a ł hołd „ o d w a d z e i w o l n o ś c i uczucia
w stosunku d o p o t ę ż n e g o w r o g a , w z n i o s ł e g o p o t w o r a , p r o b l e m u
4
w z b u d z a j ą c e g o g r o z ę " . D z i ś tragizm pochłonęła nicość o w e j
fałszywej tożsamości społeczeństwa i p o d m i o t u , której groza
u w i d o c z n i a się przelotnie najwyżej w lichym p o z o r z e tragizmu.
C u d integracji, permanentny akt łaski ze strony dysponentów,
którzy g o t o w i są przyjąć jednostkę, jeśli ta w y r z e k ł a się o p o r u , jest
znakiem faszyzmu. Z a p o w i a d a się to już w humanitaryzmie,
z jakim D ó b l i n p o z w a l a ocaleć s w e m u B i b e r k o p f o w i , a p o d o b n i e
w filmach o socjalnym zabarwieniu. Z d o l n o ś ć d o przemknięcia się
i wymknięcia, do przetrwania własnej klęski, o w a zdolność
przeskoczenia tragizmu, jest cechą n o w e j generacji; przedstawicie­
le jej zdolni są d o każdej pracy, b o proces pracy nie dopuszcza, by
za j a k ą k o l w i e k pracę o d p o w i a d a l i . P r z y p o m i n a to smutną giętkość
p o w r a c a j ą c e g o z frontu żołnierza, k t ó r e g o w o j n a nic nie o b ­
chodziła, r o b o t n i k a imającego się p r z y g o d n y c h zajęć, który w k o ń ­
cu wstępuje d o z w i ą z k ó w i paramilitarnych organizacji. L i k w i d a ­
cja tragizmu p o t w i e r d z a zagładę i n d y w i d u u m . ~ ™~~~~
4
F. Nietzsche: Got^endammerung. W: Werke, wyd. cyt., t. 8, s. 1 3 6 .
przemysł kulturalny *75

W przemyśle kulturalnym indywiduum jest złudzeniem nie


tylko w s k u t e k standaryzacji s p o s o b ó w produkcji. T o l e r o w a n e jest
d o p ó t y , d o p ó k i nie ulega w ą t p l i w o ś c i , że utożsamia się b e z w z g l ę d ­
nie z tym, co o g ó l n e . Poczynając od znormalizowanej improwizacji
w jazzie aż p o o r y g i n a l n ą o s o b o w o ś ć f i l m o w ą , której musi zwisać
k o s m y k nad czołem, aby ją za taką uznano, wszędzie panuje
p s e u d o - i n d y w i d u a l n o ś ć . I n d y w i d u a l n y charakter s p r o w a d z a się d o
tego, że to, co p r z y p a d k o w e , zostaje dostatecznie nacechowane
o g ó l n o ś c i ą , by można je b y ł o z a c h o w a ć . Właśnie krnąbrna skry-
tość albo w y s z u k a n a aparycja p r e z e n t o w a n e g o i n d y w i d u u m p r o ­
dukowane są seryjnie jak zamki yale, różniące się o d siebie
ułamkami milimetrów. S z c z e g ó l n o ś ć jaźni jest społecznie u w a r u n ­
k o w a n y m t o w a r e m m o n o p o l o w y m , udającym naturalność. R e d u ­
kuje się d o wąsika, francuskiego akcentu, g ł ę b o k i e g o tonu g ł o s u
ś w i a t o w e j damy, Lubitsch touch\ do o d c i s k ó w linii papilarnych na
skądinąd identycznych legitymacjach, jakimi p o d presją w ł a d z y
o g ó l n o ś c i stają się ż y c i o r y s y i twarze w s z y s t k i c h jednostek, od
g w i a z d y filmowej p o aresztantów. Pseudo-indywidualność jest
w a r u n k i e m zawłaszczenia i zneutralizowania tragizmu: t y l k o dzię­
ki temu, że i n d y w i d u a nie są i n d y w i d u a m i , a jedynie p u n k t a m i
przecięcia o g ó l n y c h tendencji, można je g ł a d k o p r z y w r ó c i ć o g ó l ­
ności. T y m s a m y m kultura m a s o w a odsłania fikcję, jaką od
początku e p o k i burżuazyjnej była forma i n d y w i d u u m , i niesłusznie
t y l k o chełpi się o w ą nieczystą harmonią o g ó l n o ś c i i szczególności.
Z a s a d a indywiduacji zawsze była w e w n ę t r z n i e sprzeczna. Po
pierwsze d o indywiduacji w rzeczywistości n i g d y nie doszło.
Klasowa forma samozachowania utrzymywała wszystkich na
p o z i o m i e istot g a t u n k o w y c h . K a ż d a mieszczańska postać, m i m o
swej o d r ę b n o ś c i i właśnie dzięki niej, w y r a ż a ł a to s a m o : bez­
względność społeczeństwa konkurencji. Jednostka, na której
opierało się s p o ł e c z e ń s t w o , nosiła j e g o piętno; m i m o swej pozornej
w o l n o ś c i była p r o d u k t e m ekonomicznej i socjalnej machiny społe­
czeństwa. Władza, ilekroć p o t r z e b o w a ł a aprobaty ze strony p o ­
k r z y w d z o n y c h przez nią g r u p , p o w o ł y w a ł a się na panujące sto­
sunki w ł a d z y . Z a r a z e m w t o k u ewolucji s p o ł e c z e ń s t w o mieszczań­
skie r o z w i j a ł o też i n d y w i d u u m . W b r e w w o l i s w y c h s t e r n i k ó w
i 6
7 Dialektyka oświecenia

technika d o p r o w a d z i ł a d o tego, że ludzie z dzieci stali się osobami.


K a ż d y taki postęp indywiduacji o d b y w a ł się jednak kosztem
i n d y w i d u a l n o ś c i , w której imieniu g o d o k o n y w a n o , i z indywidu­
u m nie pozostało w rezultacie nic p r ó c z decyzji, by w każdych
okolicznościach dążyć d o w ł a s n e g o celu. Mieszczanin, którego
życie dzieli się na interesy i życie p r y w a t n e , życie p r y w a t n e na
reprezentację i i n t y m n o ś ć , intymność na m a r k o t n ą wspólnotę
małżeńską i g o r z k ą pociechę zupełnej samotności, mieszczanin
s k ł ó c o n y ze sobą i ze w s z y s t k i m i wirtualnie jest już nazistą,
p o r w a n y m entuzjazmem i zarazem narzekającym, albo dzisiejszym
mieszkańcem w i e l k i e g o miasta, który umie sobie w y o b r a z i ć przy­
jaźń już t y l k o j a k o social contact, jako społeczne zetknięcie w e w n ę t ­
rznie nietkniętych jednostek. P r z e m y s ł kulturalny potrafi tak
skutecznie o b c h o d z i ć się z i n d y w i d u a l n o ś c i ą t y l k o d l a t e g o ^ że
w i n d y w i d u a l n o ś c i o d początku reprodukowała się kruchość
społeczeństwa. T w a r z e b o h a t e r ó w f i l m o w y c h i o s ó b p r y w a t n y c h ,
przyrządzone wedle schematów z okładek pism, rozwiewają
p o z o r y , w które i tak już nikt nie w i e r z y , a miłość d o o w y c h
m o d e l o w y c h b o h a t e r ó w karmi się tajemnym z a d o w o l e n i e m , że
nareszcie nie trzeba się już wysilać na i n d y w i d u a l n o ś ć - choć za to
t y m bardziej na imitację. Próżna jest nadzieja, że wewnętrznie
sprzeczna, rozpadająca się o s o b o w o ś ć nie może przetrwać p o k o ­
leń, że system musi się załamać na skutek t a k i e g o p s y c h o l o g i c z ­
n e g o rozdarcia, że k ł a m l i w e podstawianie s t e r e o t y p ó w w miejsce
i n d y w i d u a l n o ś c i będzie dla ludzi s a m o z siebie nie d o zniesienia.
J e d n o ś ć o s o b o w o ś c i z d e m a s k o w a n a jest j a k o p o z ó r już o d czasów
S z e k s p i r o w s k i e g o Hamleta. Dzisiaj syntetycznie produkowane
fizjonomie nie pamiętają już, że kiedyś b y ł o w o g ó l e coś takiego jak
pojęcie l u d z k i e g o życia. S p o ł e c z e ń s t w o o d stuleci p r z y g o t o w y w a ­
ło się na V i c t o r a M a t u r e ' a * i M i c k e y a R o o n e y a . Dokonując
rozbicia, postaci te p r z y b y w a j ą , aby dać spełnienie.
Heroizacja przeciętności jest elementem kultu tandety. Najlepiej
opłacane g w i a z d y przypominają reklamy a n o n i m o w y c h artyku­
ł ó w . N i e d a r m o rekrutują się często z g r o m a d y komercyjnych

* Popularny aktor (pr%yp. tłum.)


Przemysł kulturalny H7

modelek. Panujący smak czerpie s w e ideały z reklamy, z piękna


u ż y t k o w e g o . T a k w i ę c ostatecznie p o w i e d z e n i e S o k r a t e s a , że
v

piękne jest to, co jest użyteczne, d o c z e k a ł o się ironicznego


^pełnienia. ICino reklamuję koncern kultury jako totalność, w ra-
^diuj:owary, zef w z g l ę d u na które istnieją d o b r a kulturalne, są też
zachwalane oddzielnie. Z a pięćdziesiąt m i e d z i a k ó w ogląda się film,
który k o s z t o w a ł miliony, za dziesięć kupuje się g u m ę do żucia, za
którą stoi majątek i umacnia się dzięki sprzedaży k a ż d e g o k a w a ł k a .
In absentia, choć za p o w s z e c h n ą aprobatą identyfikuje się w y b r a n k ę
l e g i o n ó w , nie tolerując przy tym prostytucji na tyłach. Najlepsze
orkiestry świata, które nie są najlepszymi orkiestrami świata,
dostarczane są gratis d o d o m u . W s z y s t k o to p r z y p o m i n a szyderczo
krainę pieczonych g o ł ą b k ó w , tak jak w s p ó l n o t a n a r o d o w a p r z y p o ­
mina wspólnotę ludzką. Dla każdego coś miłego. Przemysł
kulturalny d a w n o już p o d c h w y c i ł konstatację p r o w i n c j u s z a , który
w y b r a ł się d o starego b e r l i ń s k i e g o Metropoltheater: niesłychane,
czego to ludzie nie potrafią zrobić za pieniądze, co więcej - ta
konstatacja stała się substancją produkcji. P r o d u k c j a ta nie t y l k o
triumfalnie chełpi się, że jest m o ż l i w a , ale w r ę c z jest s a m y m t y m
triumfem. Show to p o k a z y w a n i e , co się ma i m o ż e . D o dziś jest
jarmarkiem, tyle że nieuleczalnie c h o r y m na kulturę. N a jarmarku
hrcteie zwabieni g ł o s e m zachwalaćza p o k o n y w a l i r o z c z a r o w a n i e
dzielnym uśmiechem, w k o ń c u wiedzieli o d początku, co ich czeka
- i p o d o b n i e w i d z w y r o z u m i a l e odnosi się d o instytucji kina. W r a z
z tandetą seryjnych p r o d u k t ó w de luxe i ich uzupełnieniem,
u n i w e r s a l n y m o s z u s t w e m , toruje sobie d r o g ę przemiana t o w a r o ­
w e g o charakteru samej sztuki. N o w o ś c i ą jest nie to, że sztuka jest
t o w a r e m , ale że sumiennie się d o tego przyznaje, że ojirzeką się
swej autonomii, że z d u m ą staje w szeregu d ó b r k o n s u m p c y j n y c h
— dopTero to ma p o s m a k nowości. Sztuka j a k o w y d z i e l o n a
dziedzina m o ż l i w a była t y l k o jako sztuka mieszczańska. N a w e t jej
w o l n o ś ć jako negacja społecznej c e l o w o ś c i sprzężona jest z założe­
niami g o s p o d a r k i t o w a r o w e j : stanowi atut na r y n k u . Czyste dzieła
sztuki, które samą s w ą a u t o n o m i ą negują t o w a r o w y charakter
społeczeństwa, były zawsze zarazem t o w a r a m i : aż d o o s i e m n a s t e g o
w i e k u , p ó k i opieka z l e c e n i o d a w c y chroniła a r t y s t ó w przed ryn-
i 8
7 Dialektyka oświecenia

kiem, były natomiast p o d p o r z ą d k o w a n e zleceniodawcy i jego


celom. B e z c e l o w o ś ć w i e l k i c h dzieł sztuki n o w s z y c h c z a s ó w w y n i ­
ka z a n o n i m o w o ś c i rynku. Wymogi rynku są tak wielorako
zapośredniczone, że artysta z w o l n i o n y jest - o c z y w i ś c i e t y l k o do
p e w n e g o stopnia - od o k r e ś l o n y c h obciążeń, ponieważ jego
autonomii, t y l k o t o l e r o w a n e j , t o w a r z y s z y ł na przestrzeni całej
mieszczańskiej historii m o m e n t n i e p r a w d y , który w k o ń c u przero­
dził się w społeczną likwidację sztuki. Śmiertelnie chory B e e t h o ­
v e n , który odrzuca p o w i e ś ć Waltera Scotta z o k r z y k i e m : „ F a c e t
pisze dla pieniędzy!", a zarazem przy spieniężaniu ostatnich
k w a r t e t ó w , skrajnie nie liczących się z r y n k i e m , sam okazuje się
d o ś w i a d c z o n y m i u p a r t y m biznesmenem, stanowi najwspanialszy
p r z y k ł a d jedności przeciwieństw r y n k u i autonomii w sztuce
mieszczańskiej. Ofiarą ideologii padają właśnie ci, którzy za­
k r y w a j ą tę sprzeczność, miast ś w i a d o m i e podjąć ją w e własnej
produkcji, jak B e e t h o v e n , który i m p r o w i z a c j ą w y r a ż a ł w ś c i e k ł o ś ć
z p o w o d u utraconych g r o s z y , a metafizyczne „ T a k M u s i B y ć " ,
które stara się estetycznie znieść presję świata w ten s p o s ó b , że
bierze ją na siebie, zaczerpnął o d g o s p o d y n i domagającej się
pieniędzy. Z a s a d a idealistycznej estetyki, c e l o w o ś ć bez celu, jest
o d w r ó c e n i e m schematu, jakiemu społecznie p o d l e g a mieszczańska
sztuka: b e z c e l o w o ś c i dla c e l ó w , d e k r e t o w a n y c h przez rynek.
Wreszcie w w y m o g u r o z r y w k i i odprężenia cel pożarł k r ó l e s t w o
b e z c e l o w o ś c i . G d y zaś roszczenie w a l o r y z a c j i sztuki staje się
totalne, z a p o w i a d a to już przesunięcie w wewnętrznej strukturze
ekonomicznej t o w a r ó w kulturalnych. M i a n o w i c i e p o ż y t e k , jaki
ludzie w antagonistycznym społeczeństwie obiecują sobie p o dziele
sztuki, to w znacznej mierze samo istnienie czegoś bezużytecznego,
które w s z a k w s k u t e k p e ł n e g o p o d p o r z ą d k o w a n i a zasadzie użyte­
czności ulega likwidacji. G d y dzieło s j m i j ^ a ^ ł k o w k ^
się d o zapotrzjeij^wjnia^ z_gpry d o k o n u j e oszustwa w o b e c ludzi,
k t ó r y m miało oflarjować w y z w o l e n i e o d zasady użyteczności. T o ,
co można by n a z w a ć wartością u ż y t k o w ą w recepcji d ó b r kultural­
n y c h , zostaje zastąpione przez w a r t o ś ć w y m i e n n ą , miejsce użycia
i radości zajmuje a s y s t o w a n i e przy c z y m ś i bycie p o i n f o r m o w a ­
n y m , przyrost prestiżu w y p i e r a z n a w s t w o . K o n s u m e n t staje się
Przemysł kulturalny *79

i d e o l o g i ą przemysłu r o z r y w k o w e g o , k t ó r e g o instytuacjom nie jest


w stanie się w y m k n ą ć . T r z e b a oglądać M r s . M i n i v e r , tak jak trzeba
a b o n o w a ć „ L i f e " i „ T i m e " . W s z y s t k o postrzega się t y l k o w aspek­
cie przydatności d o czegoś i n n e g o , j a k k o l w i e k mgliście by się to
coś i n n e g o r y s o w a ł o . W s z y s t k o ma w a r t o ś ć t y l k o o tyle, o ile m o ż e
być w y m i e n i o n e , a nie dlatego, że samo czymś jest. Wartość
u ż y t k o w a sztuki, jej byt, uchodzi za fetysz, a fetysz, jej społeczna
ocena, traktowana fałszywie jako ranga dzieł sztuki, staje się jedyną
w a r t o ś c i ą u ż y t k o w ą sztuki, jedyną jakością, jakiej się z a ż y w a .
W ten s p o s ó b t o w a r o w y charakter sztuki rozpada się właśnie
w t e d y , g d y się w pełnw-ealizuje. Sztuka staje się rodzajem t o w a r u ,
znormąiiz.owanym, z a w ł a s z c z o n y m , d o s t o s o w a n y m d o p r o d u k c j i
p r z e m y s ł o w e j , sprzedajnym i funkcjonalnym, ale towar-sztuka,
t
kToT y*T5oTegał na tym, że d a w a ł się sprzedawać, będąc zarazem
Ttiespfżedajnym, staje się pozornie niesprzedajny z chwilą, g d y
interes jest już nie t y l k o j e g o intencją, ale j e g o jedyną zasadą.
T o s c a n i n i przez radio jest poniekąd niesprzedajny. Słucha się g o
gratis, a zarazem do k a ż d e g o d ź w i ę k u symfonii dodana jest
wzniosła reklama, że oto symfonia nie jest p r z e r y w a n a reklamami
- this concert is brought to you as a public service. N u m e r taki jest
możliwy pośrednio dzięki z y s k o m w s z y s t k i c h zjednoczonych
f a b r y k a n t ó w s a m o c h o d ó w i mydła, z których opłat utrzymują się
stacje, i naturalnie także dzięki z w i ę k s z o n y m o b r o t o m p r z e m y s ł u
elektrotechnicznego, p r o d u k u j ą c e g o o d b i o r n i k i . R a d i o , p o s t ę p o ­
w e późne dziecko kultury m a s o w e j , w y c i ą g a k o n s e k w e n c j e , na
jakie f i l m o w i c h w i l o w o nie p o z w a l a j e g o p s e u d o - r y n e k . T e c h n i c z ­
na struktura k o m e r c y j n e g o radia uodpornia je na liberalne od­
chylenia, na które p r z e m y s ł f i l m o w y na w ł a s n y m poletku jeszcze
może sobie p o z w a l a ć . R a d i o jest p r z e d s i ę b i o r s t w e m prywatnym,
które reprezentuje już s u w e r e n n ą całość, i o tyle w y p r z e d z a inne
pojedyncze koncerny. Chesterfield to t y l k o n a r o d o w y papieros, ale
radio to n a r o d o w a tuba. T o t a l n i e wciągając p r o d u k t y kulturalne
w sferę t o w a r o w ą radio rezygnuje z t e g o , by s w o j e produkty
kulturalne p o d s u w a ć l u d z i o m jako t o w a r y . R a d i o w A m e r y c e nie
ściąga o d publiczności ż a d n y c h opłat. D z i ę k i temu zyskujejd^aclrią
formę b e z i n t e r e s o w n e g o , p o n a d p a r t y j n e g o autorytetu, jak s t w o -
i8o Dialektyka oświecenia

rzonego. na potrzeby faszyzmu. R a d i o w stosunkach faszystow­


skich staje się uniwersalną paszczą W o d z a ; w ulicznych mega­
fonach j e g o głos przechodzi w paniczne w y c i e a l a r m o w y c h syren,
od których i tak t r u d n o odróżnić n o w o c z e s n ą p r o p a g a n d ę . Sami
n a r o d o w i socjaliści wiedzieli, że radio nadaje kształt ich sprawie,
tak jak prasa drukarska nadała kształt reformacji. W y m y ś l o n a
przez s o c j o l o g ó w religii metafizyczna charyzma W o d z a okazała się
ostatecznie tylko w s z e c h o b e c n o ś c i ą j e g o p r z e m ó w i e ń r a d i o w y c h ,
demonicznie parodiującą w s z e c h o b e c n o ś ć b o s k i e g o ducha. M o n u ­
mentalny fakt, że p r z e m ó w i e n i e wszędzie dociera, zastępuje jego
treść, p o d o b n i e jak d o b r o d z i e j s t w o transmisji T o s c a n i n i e g o w y ­
piera jej treść, symfonię. P r a w d z i w e g o sensu symfonii nie zdoła już
pojąć żaden słuchacz, zaś p r z e m ó w i e n i e W o d z a i tak jest kłam­
s t w e m . U s t a n o w i e n i e l u d z k i e g o s ł o w a jako absolutu, fałszywe
przykazanie, to immanetna tendencja radia. R e k o m e n d a c j a staje się
k o m e n d ą . Z a c h w a l a n i e identycznych t o w a r ó w p o d r ó ż n y m i na­
z w a m i f i r m o w y m i , n a u k o w o u g r u n t o w a n a p o c h w a ł a środka prze­
czyszczającego, w y g ł a s z a n a tłustym g ł o s e m spikera pomiędzy
u w e r t u r ą Traviaty i Rien%i, jest nie do w y t r z y m a n i a już z racji swej
niezręczności. Przesłonięty pozorami m o ż l i w o ś c i w y b o r u dyktat
p r o d u k c j i - p o s z c z e g ó l n e reklamy - może o t o nareszcie przejść
w jawne komendy Wodza. W społeczeństwie faszystowskich
g a n g s t e r ó w , którzy porozumieli się w kwestii, co ze społecznego
p r o d u k t u przydzielić trzeba n a r o d o m dla zaspokojenia niezbęd­
n y c h potrzeb, anachronizmem w y d a w a ł o b y się zachęcać d o u ż y w a ­
nia o k r e ś l o n e g o mydła w proszku. W ó d z zarządza n o w o c z e ś n i e j ,
bez cere.mon i i z a r ó w n o losem ofiar, jalT^opaTrzeH
y

;w».tandetę.
J u ż dzisiaj przemysł kulturalny p o d s u w a opornej publiczności
dzieła sztuki, p o d o b n i e jak hasła polityczne, o d p o w i e d n i o przy­
rządzone, p o zaniżonych cenach, ich k o n s u m o w a n i e zostaje ma­
s o m udostępnione jak parki publiczne. Dzieła sztuki zatraciły
autentyczny charakter t o w a r ó w , ale nie znaczy to, że w życiu
w o l n e g o społeczeństwa zostały zniesione, lecz - że runęła ostatnia
zapora chroniąca je przed stoczeniem się d o p o z i o m u dóbr
kulturalnych. Zniesienie przywileju wykształcenia i zastąpienie g o
Przemysł kulturalny 181

sprzedażą wykształcenia nie p o w o d u j e n a p ł y w u mas w obszary,


które przedtem przed nimi z a m y k a n o , ale służy, w istniejących
w a r u n k a c h społecznych, właśnie r o z k ł a d o w i wykształcenia, p o ­
s t ę p o w i barbarzyńskiej anarchii. K t o w dziewiętnastym w i e k u i na
początku d w u d z i e s t e g o w y d a w a ł pieniądze, aby obejrzeć dramat
lub w y s ł u c h a ć koncertu, o k a z y w a ł imprezie c o najmniej tyle s a m o
szacunku, co w y d a n y m pieniądzom. Mieszczanin, który chciał coś
z t e g o mieć, starał się niekiedy jakoś u s t o s u n k o w a ć d o dzieła.
Ś w i a d c z y o tym tak z w a n a literatura w p r o w a d z a j ą c a d o W a g ­
nerowskich dramatów muzycznych i. komentarze do Fausta.
D o p i e r o w ten s p o s ó b dzieła sztuki nadają biografii p o l o r u i mają
praktyczne skutki, k t ó r y c h się dziś o d nich w y m a g a . N a w e t
w czasach w c z e s n e g o r o z k w i t u biznesu w a r t o ś ć u ż y t k o w a nie była
z w y k ł y m dodatkiem d o wartości w y m i e n n e j , ale ceniona była
i rozwijana jako w a r u n e k tej ostatniej i w w y m i a r z e s p o ł e c z n y m
w y s z ł o to dziełom sztuki na dobre. Sztuka trzymała mieszczaństwo
na p e w i e n dystans d o p ó t y , dopóki była d r o g a . O t ó ż to się
s k o ń c z y ł o . N i c z y m nie o g r a n i c z o n a , nie zapośredniczona ż a d n y m i
pieniędzmi bliskość sztuki w o b e c tych, którzy w y s t a w i e n i są na jej
clziałanie, dopełnia procesu w y o b c o w a n i a i u p o d o b n i a wzajem d o
siebie obie strony p o d znakiem triumfującej przedmiotowości.
K z e m y s ł kulturalny p o w o d u j e zanik tak k r y t y k i , jak respektu:
schedę p o krytyce przejmuje mechaniczna ekspertyza, schedę p o
respekcie - o b d a r z o n y k r ó t k ą pamięcią kult znakomitości. D l a
k o n s u m e n t ó w nic nie jest już d r o g i e . W y c z u w a j ą oni j e d n a k , że im
m n i e j c a l a rzecz kosztuje, tym mniej zostają o b d a r o w a n i . P o d w ó j -
ha nieufność w o b e c kultury tradycyjnej jako ideologii miesza się
z nieufnością w o b e c kultury u p r z e m y s ł o w i o n e j jako o s z u s t w a .
Z r e d u k o w a n e do rangi d o d a t k u , z d e p r a w o w a n e dzieła sztuki są
przez uszczęśliwianych nimi k o n s u m e n t ó w potajemnie odrzucane
razem z tandetą, z jaką z r ó w n u j e je m e d i u m . K o n s u m e n c i m o g ą
cieszyć się, że jest tyle d o oglądania i słuchania. W ł a ś c i w i e
w s z y s t k o można mieć. Screenos * i w o d e w i l e w kinie, k o n k u r s y dla
specjalistów o d zapamiętywania k a w a ł k ó w m u z y c z n y c h , d a r m o w e

* K o n k u r s y dla w i d z ó w , o r g a n i z o w a n e w przerwach między spektak­


lami (pr%yp. tłum)
182 Dialektyka oświecenia

zeszyty seryjnych w y d a w n i c t w , premie i prezenty, o f i a r o w y w a n e


słuchaczom o k r e ś l o n y c h p r o g r a m ó w r a d i o w y c h , to nie tylko
akcydensy, lecz kontynuacja t e g o , co dzieje się z s a m y m i p r o d u k ­
tami kulturalnymi. S y m f o n i a staje się n a g r o d ą za słuchanie radia,
a g d y b y technika miała s w o j ą własną w o l ę , film dostarczany byłby
d o mieszkań na w z ó r radia. F i l m zmierza w kierunku commercial
system. Telewizja wskazuje d r o g ę e w o l u c j i , która ł a t w o m o g ł a b y
zepchnąć W a r n e r B r o t h e r s na niewątpliwie niemiłe im pozycje
uprawianej kameralnie muzyki i konserwatyzmu w kulturze.
S y s t e m n a g r ó d tymczasem p o z o s t a w i ł trwałe ślady w zachowaniu
k o n s u m e n t ó w . Z chwilą, g d y kultura przedstawia się jako doda­
tek, k t ó r e g o p r y w a t n a i społeczna użyteczność co p r a w d a nie ulega
w ą t p l i w o ś c i , jej recepcja s p r o w a d z a się d o w y c h w y t y w a n i a szans.
K o n s u m e n c i cisną się ze strachu, żeby c z e g o ś nie p r z e g a p i ć r C z e g o
- n i e w i a d o m o , ale szansę ma t y l k o ten, kto sam się nie w y k l u c z a .
F a s z y z m zaś s p o d z i e w a się, że w y t r e n o w a n y c h przez przemysł
kulturalny o d b i o r c ó w premii przerobi na s w o j ą regularną świtę
przymusową.

K u l t u r a to paradoksalny towar. P o d p o r z ą d k o w a n a jest d o tego


stopnia p r a w u w y m i a n y , że sama już w y m i a n i e nie p o d l e g a ; tak Bez
reszty s p r o w a d z a się d o użyteczności, że nie można jej już u ż y w a ć .
J a k o ż zlewa się z reklamą. I m bardziej b e z s e n s o w n a w y d a j e się
reklama w sytuacji, g d y i tak rządzi m o n o p o l , t y m bardziej staje się
wszechpotężna. M o t y w y są natury e k o n o m i c z n e j . J e s t aż nadto
p e w n e , że można by się o b y ć bez c a ł e g o przemysłu kulturalnego,
zbyt wiele przesytu i apatii w y t w a r z a on w ś r ó d konsumentów.
Sam przez się niewiele może na to poradzić. R e k l a m a jest jego
eliksirem życia. P o n i e w a ż jednak p r o d u k t kulturalny nieustannie
redukuje przyjemność, jaką obiecuje j a k o t o w a r , d o gołej obiet­
nicy, w k o ń c u zbiega się z reklamą, której potrzebuje z racji swxj
własnej j a ł o w o ś c i . W społeczeństwie konkurencji społeczna funk­
cja reklamy polegała na tym, by z o r i e n t o w a ć n a b y w c ę w ofercie
r y n k u , ułatwiać w y b ó r , a co prężniej szym nieznanym d o s t a w c o m
ułatwić dotarcie z t o w a r e m d o w ł a ś c i w y c h ludzi. R e k l a m a kosz­
t o w a ł a , ale także oszczędzała pracy. D z i ś , g d y e p o k a w o l n e g o
Przemysł kulturalny
183

r y n k u d o b i e g a końca, w reklamie oszańcowuje się panowanie


systemu. R e k l a m a umacnia więź, łączącą k o n s u m e n t ó w z wielkimi
J k o n c ę r n a m i . T y l k o ten, kto może na bieżąco płacić kolosalne
sumy, jakie pobierają agencje r e k l a m o w e , a przede w s z y s t k i m
s a m o radio, a w i ę c ten, kto i tak już należy albo u c h w a ł ą kapitału
b a n k o w e g o i p r z e m y s ł o w e g o zostaje d o k o o p t o w a n y , może w o g ó ­
le wystąpić na p s e u d o - r y n k u jako sprzedawca. K o s z t y reklamy,
które w końcu i tak spływają na p o w r ó t d o kieszeni k o n c e r n ó w ,
^oszczjIcTżają k ł o p o t l i w e g o wyniszczania niepożądanych outside­
r ó w ; są gwarancją, że klika miarodajnych pozostanie w s w o i m
t o w a r z y s t w i e ; p o d o b n i e u c h w a ł y rady gospodarczej w totalitar­
n y m państwie kontrolują otwieranie i dalszą działalność z a k ł a d ó w
" p r z e m y s ł o w y c h . R e k l a m a jest dziś zasadą n e g a t y w n ą , szlabanem:
w s z y s t k o , co nie nosi jej pieczątki, jest g o s p o d a r c z o podejrzane.
Wszechogarniająca reklama nie jest bynajmniej konieczna, by
ludzie poznali artykuły, d o których i tak ogranicza się oferta.
R e k l a m a służy z b y t o w i t y l k o p o ś r e d n i o . Z l i k w i d o w a n i e bieżącej
p r a k t y k i r e k l a m o w e j przez p o s z c z e g ó l n ą firmę oznacza utratę
p r e s t i ż u , w istocie jest w y k r o c z e n i e m p r z e c i w k o dyscyplinie, jaką
miarodajna klika narzuca s w o i m c z ł o n k o m . W czasie w o j n y nadal
reklamuje się t o w a r y , k t ó r y c h już nie ma na r y n k u , wyłącznie dla
zademonstrowania p o t ę g i przemysłu. Bardziej niż powtarzanie
nazw liczy się w ó w c z a s s u b w e n c j o n o w a n i e i d e o l o g i c z n y c h me­
d i ó w . G d y p o d presją systemu każdy p r o d u k t posługuje się
techniką reklamy, w k r a c z a ona d o i d i o m u , d o „ s t y l u " p r z e m y s ł u
kulturalnego. J e j z w y c i ę s t w o jest tak zupełne, że w k l u c z o w y c h
miejscach nie musi już b y ć ostentacyjne: m o n u m e n t a l n e b u d o w l e
największych potentatów,skamieniałe reklamy w świetle reflek­
t o r ó w , są w o l n e o d reklam, ewentualnie u szczytu prezentują
spokojnie lśniące, w y ż s z e nad samochwalstwo inicjały firmy.
N a t o m i a s t te z dziewiętnastowiecznych b u d y n k ó w , k t ó r y m udało
się przeżyć, a k t ó r y c h architektura w s t y d l i w i e ujawnia swój
k o n s u m p c y j n y charakter, cele mieszkalne - te b u d y n k i o b w i e s z o n e
są o d parteru p o dach plakatami i transparentami; krajobraz staje
się już t y l k o tłem dla w y w i e s z e k i z n a k ó w . Reklama^staje się p o
prostu sztuką, z jaką utożsamiał ją ś w i a d o m y rzeczy G o e b b e l e s ,
Dialektyka oświecenia

staje się Fart pour Fart, reklamą samą dla siebie, czystym przed­
stawieniem potęgi społeczeństwa. W miarodajnych amerykańskich
magazynach „ L i f e " i „ F o r t u n e " pobieżne spojrzenie zaledwie
zdoła odróżnić obrazek i tekst r e k l a m o w y o d części redakcyjnych.
Od redakcji pochodzi entuzjastyczny i bezpłatny fotoreportaż
0 życiu prominenta i s t o s o w a n y c h przezeń zabiegach kosmetycz­
n y c h , co o w e m u p r o m i n e n t o w i przysparza wielbicieli, podczas
g d y strony anonsów bazują na tak rzeczowych i życiowych
zdjęciach i danych, że ucieleśniają wciąż niedościgły dla części
redakcyjnej ideał informacji. K a ż d y film jest z a p o w i e d z i ą następ­
nego filmu, który ponownie obiecuje złączyć tę samą p a r ę
b o h a t e r ó w p o d tym s a m y m e g z o t y c z n y m słońcem: kto się spóźnia,
nie w i e , czy ogląda d o p i e r o z a p o w i e d ź , czy już rzecz samą. D l a
p r z e m y s ł u kulturalnego charakterystyczna jest technika montażu,
syntetyczne, sterowane w y t w a r z a n i e p r o d u k t ó w , metoda fabrycz­
na nie tylko w studiu filmowym, ale wirtualnie także przy
kompilowaniu tandetnych biografii, powieści reportażowych
1 szlagierów - w s z y s t k o to z g ó r y nadaje się d o reklamy: z chwilą,
g d y pojedynczy m o m e n t jest w y m i e n n y , funkcjonalny, również
technicznie w y o b c o w a n y w stosunku d o wszelkich kontekstów
sensu, może służyć także celom z e w n ę t r z n y m w o b e c dzieła. E f e k t ,
trick, w y i z o l o w a n y i powtarzalny szczegół zawsze służyły re­
k l a m o w a n i u t o w a r ó w , a dziś każde p o w i ę k s z o n e zdjęcie aktorki
filmowej stało się reklamą jej nazwiska, każdy szlagier to już pług*
własnej melodii. R e k l a m a i przemysł filmowy zlewają się z a r ó w n o
p o d w z g l ę d e m technicznym, jak e k o n o m i c z n y m . W o b u dziedzi­
nach to samo p o j a w i a się w niezliczonych miejscach, a mechanicz­
na repetycja t e g o s a m e g o p r o d u k t u kulturalnego sama w sobie jest
repetycją j e g o sloganu p r o p a g a n d o w e g o . W obu dziedzinach
nakaz skuteczności zmienia technikę w psychotechnikę, w metodę
o d d z i a ł y w a n i a na ludzi. W o b u dziedzinach liczą się te „same
n o r m y : p r o d u k t ma uderzać, z a s k a k i w a ć , a zarazem sprawiać
wrażenie s w o j s k o ś c i , ma b y ć lekki, ale zapadać w pamięć, ma być

* Krótka pochwalna wypowiedź o książce, płycie itp. podawana przez


radio dla celów reklamowych (pnęyp. tłum.)
Przemysł kulturalny 185

w y r a f i n o w a n y , ale prosty; chodzi o to, by zawładnąć klientem,


" T r ^ ż a j i y r h za r o z t a r g n i o n e g o albo o p o r n e g o .
S a m język przyczynia się już do nadania kulturze charakteru
reklamy. G d y m i a n o w i c i e język roztapia się w informacji, g d y
s ł o w a przestają b y ć substancjalnymi n o ś n i k a m i znaczeń, a stają się
b e z j a k o ś c i o w y m i znakami, g d y coraz czyściej i przezroczyściej
k o m u n i k u j ą zamierzone treści, tym bardziej stają się nieprzejrzys­
te. D e m i t o l o g i z a c j a języka, jako element całego procesu o ś w i e c e ­
nia, obraca się z p o w r o t e m w magię. K i e d y ś s ł o w o i treść łączyły
się ze sobą jako w i e l k o ś c i o d r ę b n e i niewymiernie. Pojęcia takie jak
"melancholia, dzieje, a n a w e t życie, r o z p o z n a w a n e b y ł y w s ł o w a c h ,
które je w y o d r ę b n i a ł y i p r z e c h o w y w a ł y . Postać s ł o w n a kon­
stytuowała je i zarazem odzwierciedlała. S t a n o w c z y rozdział, który
brzmienie s ł o w n e uznaje za p r z y p a d k o w e , a p r z y p o r z ą d k o w a n i e
d o przedmiotu za arbitralne, kładzie kres z a b o b o n n e m u mieszaniu
s ł o w a i rzeczy. G d y ustalona sekwencja liter w y r a s t a ponad
korelację i staje się w y d a r z e n i e m , ó w naddatek traktuje się j a k o
niejasny i skazuje na w y g n a n i e w d o m e n ę słownej metafizyki. T y m
s a m y m jednak s ł o w o , które ma już t y l k o oznaczać, a nie znaczyć,
jest tak uwiązane d o rzeczy, że kamienieje w f o r m u ł k ę . D o t y c z y to
w r ó w n e j mierze języka i przedmiotu. W s ł o w i e nie dane jest już
doświadczenie p r z e d m i o t u , oczyszczone s ł o w o eksponuje przed­
miot j a k o przypadek abstrakcyjnego m o m e n t u , a w s z y s t k o inne,
w imię bezwzględnej jasności odcięte o d ekspresji, której odtąd już
nie ma, zanika także w rzeczywistości. L e w y S k r z y d ł o w y w piłce
nożnej, Czarna K o s z u l a , Hitlerjunge etc. to już t y l k o n a z w y i nic
więcej. Jeżeli przed racjonalizacją s ł o w o w r a z z tęsknotą p o b u d z a ­
ło też kłamstwa, to s ł o w o zracjonalizowane stało się g o r s e t e m
krępującym raczej tęsknotę niż k ł a m s t w o . Ślepota i niemota
danych, d o jakich p o z y t y w i z m redukuje świat, przechodzą na sam
język, który ogranicza się d o rejestrowania danych. S a m e oznacze­
nia stają się nieprzejrzyste, zyskują siłę rażenia, m o c przyciągania
i odrzucania, która u p o d o b n i a je d o t e g o , c o jest ich skrajnym
przeciwieństwem: d o czarnoksięskiej formuły. Z n o w u działają
jako p e w n e g o rodzaju p r a k t y k i magiczne - na p r z y k ł a d gdy
w studio w e d ł u g statystycznych d o ś w i a d c z e ń w y m y ś l a się nazwis-
i86 Dialektyka oświecenia

ko d i v y , g d y ustroje opiekuńcze opatruje się odstraszającymi


określeniami tabu, w rodzaju „ b i u r o k r a c i " albo „intelektualiści",
g d y p o d ł o ś ć chroni się p o d s w o j s k i m mianem. Zresztą nazwa,
z którą g ł ó w n i e wiążą się magiczne p r a k t y k i , p o d l e g a dziś swoistej
chemicznej przemianie. Przeistacza się w arbitralne i funkcjonalne
określenia, których działanie jest w p r a w d z i e obliczalne, ale właśnie
dlatego s a m o w ł a d n e dokładnie tak samo jak działanie archaicznych
nazw. I m i o n a , pozostałości c z a s ó w archaicznych, zostały zaktuali­
z o w a n e , g d y ż albo stylizuje się je na marki r e k l a m o w e - w przypa­
d k u g w i a z d f i l m o w y c h również nazwiska są imionami - albo
k o l e k t y w n i e standaryzuje. Mieszczańskie n a z w i s k o , n a z w i s k o ro­
d o w e , które nie b y ł o znakiem t o w a r u , ale i n d y w i d u a l i z o w a ł o
nosiciela przez odniesienie d o jego prehistorii, brzmi dziś staro­
ś w i e c k o . W y w o ł u j e u A m e r y k a n ó w swoiste zakłopotanie. A b y
zatuszować n i e w y g o d n y dystans w stosunkach międzyludzkich,
A m e r y k a n i e z o w i ą się B o b albo H a r r y , przedstawiają się jako
funkcjonalne elementy zespołu. T e n zwyczaj s p r o w a d z a stosunki
między ludźmi d o braterstwa publiczności s p o r t o w e j , które chroni
przed p r a w d z i w y m braterstwem. Sygnifikacja, jedyne, na co
semantyka p o z w a l a s ł o w u , spełnia się w s y g n a l i z o w a n i u . S ł o w a
stają sig tym bardziej sygnałami, im szybciej modele j ę z y k o w e są
o d g ó r n i e puszczane w obieg. L u d o w e pieśni n a z w a n o - słusznie
lub niesłusznie - u p a d ł y m t w o r e m kultury w a r s t w w y ż s z y c h , ale
w k a ż d y m razie pieśni te p r z y j m o w a ł y s w ą p o p u l a r n ą postać
w t o k u d ł u g i e g o i w i e l o r a k o z a p o ś r e d n i c z o n e g o procesu d o ś w i a d ­
czeń. Natomiast rozpowszechnianie popular songs dokonuje się
błyskawicznie. A m e r y k a ń s k i e wyrażenie fad na określenie epidemi­
cznie występujących m ó d , wzniecanych zresztą przez skoncen­
t r o w a n e potęgi g o s p o d a r c z e , w y o d r ę b n i ł o ten fenomen na d ł u g o
nim wytyczanie aktualnych linii generalnych w kulturze dostało się
w ręce totalitarnych szefów reklamy. G d y niemieccy faszyści
lansują przez m e g a f o r n y wyrażenie untragbar• (nie d o zniesienia),
następnego dnia mówi tak cały naród. Wedle tego samego
schematu narody, p r z e c i w k o k t ó r y m k i e r o w a ł się niemiecki Blitz­
krieg, przyjęły to s ł o w o d o s w e g o ż a r g o n u . P o w s z e c h n e po­
wtarzanie określeń dotyczących p o d e j m o w a n y c h ś r o d k ó w i decy-
Przemysł kulturalny 187

zji sprawia, że stają się one s w o j s k i e , tak jak w czasach w o l n e g o


rynku wszechobecność nazwy towaru zwiększała zbyt. Ślepe
i s z y b k o się rozszerzające powtarzanie w y z n a c z o n y c h s ł ó w łączy
reklamę z totalitarnym hasłem. W a r s t w a doświadczenia, która
sprawiała, że s ł o w a należały d o ludzi, którzy nimi m ó w i l i , została
z l i k w i d o w a n a , a język spiesznie przyswajany nabiera chłodu,
dotychczas znamionującego jedynie słupy o g ł o s z e n i o w e i k o l u m n y
a n o n s ó w w gazetach. M n ó s t w o ludzi u ż y w a s ł ó w i z w r o t ó w ,
k t ó r y c h albo w o g ó l e już nie rozumie, albo k t ó r y m i posługuje się
t y l k o w e d ł u g ich behawiorystycznej w a r t o ś c i , n i c z y m znakami
o c h r o n n y m i , które ostatecznie tym silniej przywierają d o £ r z e d -
•"ftiiótów, im mniej p o s t r z e g a n y jest ich sens j ę z y k o w y . M i n i s t e r
o ś w i a t y m ó w i z c a ł k o w i t ą ignorancją o d y n a m i c z n y c h siłach,
a szlagiery śpiewają nieprzerwanie o reverie i rhapsody, i w zabiegach
o p o p u l a r n o ś ć stawiają właśnie na magię niezrozumiałości, p o d ­
niecający dreszczyk w y ż s z y c h sfer. Inne stereotypy, jak rnemory, są
jeszcze w pewnej mierze rozumiane, ale o d r y w a j ą się o d d o ś w i a d ­
czenia, które m o g ł o b y w y p e ł n i ć je treścią. Tkwią w języku
m ó w i o n y m jak e n k l a w y . W niemieckim radiu Flescha i Hitlera
rozpoznać je można p o afektowanej niemczyźnie spikera, który
deklamuje n a r o d o w i , , D o usłyszenia" albo „ T u m ó w i Hitler­
j u g e n d " czy zgoła „ F ü h r e r " w tonacji p r z e j m o w a n e j p o t e m przez
miliony. W takich z w r o t a c h przecięta zostaje ostatnia w i ę ź między
zasiedziałym d o ś w i a d c z e n i e m a językiem, w i ę ź , która w dziewięt­
nastym w i e k u działała jeszcze jednająco w dialekcie. R e d a k t o r o w i ,
który dzięki elastycznej p o s t a w i e a w a n s o w a ł na s t a n o w i s k o schrift-
leitera *, niemieckie s ł o w a kamienieją p o d ręką w obce. P o k a ż d y m
s ł o w i e można rozpoznać, jak dalece zostało przez f a s z y s t o w s k ą
w s p ó l n o t ę n a r o d o w ą zepsute. Z czasem jednak język ten ogarnia
w s z y s t k o , staje się totalitarny. W s ł o w a c h nie m o ż n a już dosłyszeć
g w a ł t u , jaki im zadano. S p i k e r r a d i o w y nie musi m ó w i ć nienatural­
nie; więcej, nie może b y ć tak, by j e g o wymowa_^rjóżniŁL--Si£
g a t u n k o w o od w y m o w y podległej mu g r u p y słuchaczy. Z a to
język i gestykulacja słuchaczy i w i d z ó w aż p o niuanse, niedostępne

* Obco brzmiące słowo Redakteur zostało przez nazistów zastąpione


słowem Schriftleiter (pr^yp. tłum.).
i88 Dialektyka oświecenia

dotąd żadnej metodzie eksperymentalnej, przesycone są schemata­


mi przemysłu kulturalnego silniej niż k i e d y k o l w i e k . Przemysł
kulturalny przejął dziś cywilizacyjną schedę p o demokracji pionie­
r ó w i p r z e d s i ę b i o r c ó w , gdzie w y c z u c i e d u c h o w y c h odrębności też
nie b y ł o zbyt subtelnie rozwinięte. W s z y s c y m o g ą swobodnie
tańczyć i o d d a w a ć się uciechom, tak jak - s k o r o religia uległa
historycznej neutralizacji - niogą swobodnie przystępować do
niezliczonych sekt. A l e w o l n o ś ć w w y b o r z e ideologii, która zawsze
odbija przymus e k o n o m i c z n y , okazuje się w e w s z y s t k i c h dziedzi­
nach w o l n o ś c i ą do zawsze tego s a m e g o . S p o s ó b , w jaki młoda
dziewczyna u m a w i a się na o b o w i ą z k o w ą randkę, i s p o s ó b , w jaki ją
o d b y w a , ton g ł o s u w telefonie i w najbardziej i n t y m n y c h sytuac­
jach, d o b ó r s ł ó w w r o z m o w i e , ba - całe jej życie w e w n ę t r z n e ,
p o s z u f l a d k o w a n e wedle porządkujących pojęć podupadłej p s y c h o ­
logii głębi, świadczy o usiłowaniu, by z samej siebie uczynić
s p r a w n y aparat, aż p o instynktowne odruchy odpowiadający
modelowi prezentowanemu przez p r z e m y s ł kulturalny. Najbar­
dziej intymne reakcje ludzi są w stosunku d o samych ludzi tak
u r z e c z o w i o n e , że idea czegoś charakterystycznego istnieje już
t y l k o w postaci skrajnie abstrakcyjnej: personality nie oznacza bodaj
nic prócz olśniewających z ę b ó w i w o l n o ś c i o d s p o c o n y c h pach
oraz emocji. Oto triumf reklamy w przemyśle kulturalnym:
przymusowy mimetyzm konsumenta względem demaskowanych
zarazem t o w a r ó w kulturalnych.
Żywioły antysemityzmu
G r a n i c e oświecenia

A n t y s e m i t y z m jest dziś dla jednych k l u c z o w y m zagadnieniem


ludzkości, dla innych - zasłoną d y m n ą . W e d ł u g faszystów Ż y d z i
nie są mniejszością, ale anty-rasą, zasadą n e g a t y w n ą jako taką; o d
ich wytępienia zależeć ma szczęście świata. T e z a skrajnie p r z e c i w n a
głosi, że Ż y d z i , nie mający żadnych znamion n a r o d o w y c h albo
r a s o w y c h , stanowią p e w n ą g r u p ę wyróżniającą się przekonaniami
religijnymi i tradycją, n i c z y m p o n a d t o . Ż y d o w s k i e znaki szczegól­
ne o d n o s z ą się d o Ż y d ó w ze W s c h o d u , w k a ż d y m razie d o Ż y d ó w
nie całkiem z a s y m i l o w a n y c h . O b i e d o k t r y n y są zarazem praw­
dziwe i fałszywe.
D o k t r y n a pierwsza jest p r a w d z i w a w t y m sensie, że faszyzm
uczynił ją p r a w d z i w ą . Ż y d z i są dziś grupą, która tak praktycznie,
jak teoretycznie przyciąga w o l ę niszczenia, w o l ę , którą fałszywy
porządek społeczny p r o d u k u j e sam z siebie. Przez zło absolutne
Ż y d z i napiętnowani są j a k o zło absolutne. O tyle rzeczywiście są
n a r o d e m w y b r a n y m . W sytuacji, g d y p a n o w a n i e z e k o n o m i c z n e g o
p u n k t u widzenia stało się zbędne, Ż y d z i zdefiniowani są jako
absolutny przedmiot p a n o w a n i a , jedyny, który ma jeszcze mu
p o d l e g a ć . R o b o t n i k o m , o k t ó r y c h w s z a k ostatecznie chodzi, nikt
ze zrozumiałych p o w o d ó w nie m ó w i t e g o w p r o s t ; M u r z y n ó w
trzyma się tam, gdzie ich miejsce, ale Ż y d ó w trzeba uprzątnąć
z p o w i e r z c h n i ziemi, i w sercach w s z y s t k i c h potencjalnych faszys­
tów wszystkich krajów apel, by tępić Ż y d ó w jak robactwo,
znajduje o d d ź w i ę k . W w i z e r u n k u Ż y d a , jaki n a r o d o w c y roztaczają
przed światem, w y r a ż a się ich własna istota. Pożądają w y ł ą c z n e g o
posiadania, zawłaszczenia, w ł a d z y bez granic, za w s z e l k ą cenę.
Ż y d , o b a r c z o n y ich w i n ą , w y s z y d z o n y jako K r ó l , zostaje przybity
do krzyża - w ten s p o s ó b faszyści bez końca powtarzają ofiarę,
w której m o c nie umieją w i e r z y ć .
190 Dialektyka oświecenia

D r u g a teza, liberalna, jest p r a w d z i w a j a k o idea. Z a w i e r a obraz


społeczeństwa, w k t ó r y m furia już się nie reprodukuje i nie szuka
w ł a ś c i w o ś c i , które m o g ł y b y ją z a k t y w i z o w a ć . A l e teza liberalna,
zakładająca, że jedność ludzi zasadniczo już się zrealizowała, działa
na rzecz a p o l o g i i istniejącego stanu rzeczy. U s i ł o w a n i e , by przez
politykę m n i e j s z o ś c i o w ą i d e m o k r a t y c z n ą strategię o d w r ó c i ć skraj­
ne niebezpieczeństwo, jest dwuznaczna jak d e f e n s y w a ostatnich
mieszczańskich liberałów. Ich bezsilność przyciąga w r o g ó w bezsil­
ności. Ż y d z i , jako byt i z j a w i s k o , k o m p r o m i t u j ą istniejącą o g ó l ­
ność przez niedostateczne d o s t o s o w a n i e . U p o r c z y w e trwanie przy
w ł a s n y m porządku życia ustawiło ich w n i e p e w n y m stosunku
w o b e c t e g o porządku życia, który dziś dominuje. O c z e k i w a l i , że
porządek ten ich utrzyma, choć sami g o nie o p a n o w a l i . Ich relację
d o n a r o d ó w panujących w y z n a c z a ł o pożądanie i lęk. I l e k r o ć zaś
w y r z e k a l i się t e g o , co różniło ich o d typu d o m i n u j ą c e g o , jako
a r y w i ś c i przybierali w zamian chłodną, stoicką p o s t a w ę , jaką
s p o ł e c z e ń s t w o d o dziś narzuca ludziom. D i a l e k t y c z n y splot o ś w i e ­
cenia i p a n o w a n i a , d w o i s t y stosunek postępu d o okrucieństwa
i w y z w o l e n i a - z c z y m Ż y d z i stykali się u w i e l k i c h oświecicieli
i w d e m o k r a t y c z n y c h ruchach l u d o w y c h - przejawia się także
w charakterze samych zasymilowanych. Oświecone panowanie
nad sobą, z jakim p r z y s t o s o w a n i Ż y d z i przezwyciężali w sobie
p r z y k r e pamiątki c z a s ó w , kiedy sami byli p o d p a n o w a n i e m innych,
niejako drugie obrzezanie, w y r w a ł o ich z własnej, zwietrzałej
w s p ó l n o t y i bez reszty p o p c h n ę ł o ku n o w o ż y t n e m u mieszczań­
s t w u , które tymczasem cofało się n i e p o w s t r z y m a n i e d o g o ł e g o
ucisku, przekształcało się w s t u p r o c e n t o w ą rasę. Rasa to nie - jak
chcą n a r o d o w c y - bezpośrednio naturalny charakter szczególno­
ści. R a s a to raczej redukcja do naturalności, d o nagiej przemocy,
d o upartego p a r t y k u l a r y z m u , który w istniejącym stanie rzeczy jest
właśnie o g ó l n o ś c i ą . D z i ś rasa to samoutwierdzenie się mieszczań­
skiego indywiduum, zintegrowanego w barbarzyńskim kolek­
t y w i e . Liberalni Ż y d z i , którzy o p o w i a d a l i się za harmonią społe­
czeństwa, musieli w k o ń c u zaznać jej na własnej skórze jako
harmonii wspólnoty narodowej. Sądzili, że to d o p i e r o anty­
semityzm w y p a c z a porządek, podczas g d y w rzeczywistości po-
Żywioły antysemityzmu

rządek ten nie może istnieć bez wypaczania ludzi. P r z e ś l a d o w a n i e


Ż y d ó w , jak prześladowanie w o g ó l e , jest nieodłącznym elementem
t e g o p o r z ą d k u . J e g o istotą, c h o ć b y w niektórych e p o k a c h g ł ę b o k o
ukrytą, jest p r z e m o c , która dziś się ujawnia.

II

A n t y s e m i t y z m j a k o ruch l u d o w y był zawsze t y m , co j e g o


p o d ż e g a c z e lubili zarzucać s o c j a l d e m o k r a t o m : brutalnym z r ó w ­
n y w a n i e m . T y m , którzy nie mają żadnej w ł a d z y r o z k a z o d a w c z e j ,
ma p o w o d z i ć się r ó w n i e źle jak l u d o w i . O d n i e m i e c k i e g o urzęd­
nika p o M u r z y n ó w w H a r l e m i e , zachłanni p r z e ś l a d o w c y w g r u n c i e
rzeczy zawsze wiedzieli, że na koniec sami nic z tego nie będą mieli
prócz radości, że inni też już nic nie mają. Aryzacja mienia
ż y d o w s k i e g o , na czym skorzystali przede w s z y s t k i m p r o m i n e n c i ,
nie przyniosła bodaj m a s o m w I I I Rzeszy więcej p o ż y t k ó w niż
K o z a k o m nędzne łupy, zgarniane w s p l ą d r o w a n y c h dzielnicach
ż y d o w s k i c h . Realną k o r z y ś c i ą b y ł o częściowe z d e m a s k o w a n i e
ideologii. Jeżeli e k o n o m i c z n a daremność panaceum, p r o p o n o w a ­
n e g o przez n a r o d o w c ó w , czyni je t y m bardziej atrakcyjnym, to
o k o l i c z n o ś ć ta ujawnia j e g o p r a w d z i w ą naturę: o w o panaceum nie
p o m a g a ludziom, lecz ich p ę d o w i d o destrukcji. W ł a ś c i w y z y s k , na
który liczy ten czy ó w członek w s p ó l n o t y n a r o d o w e j , to usank­
c j o n o w a n i e j e g o furii przez k o l e k t y w . I m mniej innych rezultatów,
tym bardziej u p o r c z y w i e , w b r e w lepszej w i e d z y , będzie się trzymał
ruchu. A n t y s e m i t y z m okazał się o d p o r n y na a r g u m e n t nieopłacal­
ności. D l a ludu antysemityzm jest luksusem.
J e g o użyteczność dla c e l ó w p a n o w a n i a jest o c z y w i s t a . A n t y ­
semityzm o d w r a c a u w a g ę , jest tanim ś r o d k i e m przekupstwa,
ustanawia terroryzujący p r z y k ł a d . C z c i g o d n i g a n g s t e r z y u t r z y m u ­
ją g o , a niegodni uprawiają. K s z t a ł t ducha, społeczna i i n d y w i d u a l ­
na mentalność, która manifestuje się w antysemityzmie, prehis-
toryczno-historyczny splot, w k t ó r y m antysemityzm t k w i j a k o
rozpaczliwa p r ó b a w y ł a m a n i a się — w s z y s t k o to p o g r ą ż o n e jest
w m r o k u . G d y poznanie nie oddaje s p r a w i e d l i w o ś c i cierpieniu tak
192 Dialektyka oświecenia

g ł ę b o k o zakorzenionemu w cywilizacji, nie zdoła g o złagodzić


poznaniem nawet jednostka tak pełna dobrej w o l i jak same ofiary.
P r z e k o n y w a j ą c o racjonalne, e k o n o m i c z n e i polityczne deklaracje
i k o n t r a r g u m e n t y - c h o ć b y na w s k r o ś słuszne — nie są w stanie tego
d o k o n a ć , a l b o w i e m powiązana z p a n o w a n i e m racjonalność sama
ma u s w y c h p o d s t a w cierpienie. P r z e ś l a d o w c y i ofiary, ślepo
uderzający i ślepo się broniący, tkwią na r ó w n i w fatalnym
błędnym kole. A n t y s e m i c k i e zachowania w y b u c h a j ą w ó w c z a s ,
kiedy w zaślepionych, p o z b a w i o n y c h p o d m i o t o w o ś c i ludziach
nagle roznieca się p o d m i o t o w o ś ć . Z a c h o w a n i a te są - dla uczest­
ników - zabójczymi i zarazem b e z s e n s o w n y m i reakcjami, jak
stwierdzają b e h a w i o r y ś c i , nie dając zresztą żadnej interpretacji.
A n t y s e m i t y z m jest w p o j o n y m schematem, ba - rytuałem cywiliza­
cji, a p o g r o m y to faktyczne m o r d y rytualne. D e m o n s t r u j ą bezsil­
ność t e g o , co m o g ł o b y im p o ł o ż y ć kres, bezsilność refleksji,
znaczenia, w k o ń c u - p r a w d y . A b s u r d a l n a r o z r y w k a , jaką jest
zabijanie, p o t w i e r d z a otępiałe życie, na które ludzie się godzą.
D o p i e r o ślepota antysemityzmu, fakt, że p o z b a w i o n y jest on
intencji, użycza nieco p r a w d z i w o ś c i stwierdzeniu, że antysemityzm
T
jest w entylem bezpieczeństwa. Furia w y ł a d o w u j e się na tym, kto
w w i d o c z n y s p o s ó b nie korzysta z żadnej o s ł o n y . I tak jak ofiary są
między sobą w y m i e n n e , w zależności o d danej konstelacji: w a g a -
bundzi, Ż y d z i , protestanci, katolicy, tak każda z nich m o ż e zająć
miejsce m o r d e r c ó w , z tą samą ślepą uciechą zabijania, g d y tylko
poczuje w sobie siłę n o r m y . N i e ma autentycznego antysemityzmu,
na p e w n o nie istnieją urodzeni antysemici. D o r o ś l i , u których
wołanie o ż y d o w s k ą k r e w stało się d r u g ą naturą, nie wiedzą,
dlaczego tak jest, p o d o b n i e jak młodzież, którą tę k r e w ma rozlać.
W y s o c y zleceniodawcy zaś, którzy wiedzą, nie nienawidzą Ż y d ó w
i nie lubią p o p l e c z n i k ó w . Poplecznicy tymczasem, którzy nie
otrzymują ani satysfakcji e k o n o m i c z n e j , ani seksualnej, nienawidzą
bez granic; nie zniosą odprężenia, p o n i e w a ż nie znają spełnienia.
Z o r g a n i z o w a n y c h z b ó j ó w o ż y w i a w istocie coś na kształt dynami­
c z n e g o idealizmu. Wyruszają, by p l ą d r o w a ć , i dorabiają d o tego
w i e l k ą i d e o l o g i ę , bełkoczą o ratowaniu rodziny, ojczyzny, ludzko­
ści. P o n i e w a ż w k o ń c u zostają nabrani, c z e g o zresztą w skrytości
Żywioły antysemityzmu *93

ducha się spodziewali, żałosny m o t y w racjonalny - rabunek


- k t ó r e m u miała służyć cała racjonalizacja, odpada i racjonalizacja
staje się m i m o w o l n i e uczciwa. C i e m n y p o p ę d , z którym ra­
cjonalizacja o d początku była bliżej s p o k r e w n i o n a niż z r o z u m e m ,
bierze g ó r ę . Racjonalna w y s e p k a zostaje zatopiona, a desperaci
ukazują się już t y l k o j a k o o b r o ń c y p r a w d y , o d n o w i c i e l e ziemi,
którzy muszą z r e f o r m o w a ć w s z y s t k o aż d o ostatniego zakamarka.
W s z y s t k o , co ż y w e , staje się materiałem ich o k r o p n e g o o b o w i ą z ­
ku, nie z m ą c o n e g o już żadną skłonnością. C z y n n a p r a w d ę staje się
a u t o n o m i c z n y m celem s a m y m w sobie, osłania w ł a s n ą bezcelo­
w o ś ć . A n t y s e m i t y z m w z y w a zawsze d o w y k o n a n i a całej roboty.
M i ę d z y antysemityzmem a totalnością istniał o d początku najściś­
lejszy związek. Zaślepienie ogarnia w s z y s t k o , p o n i e w a ż niczego
nie pojmuje.
L i b e r a l i z m z a g w a r a n t o w a ł Ż y d o m posiadanie, ale bez w ł a d z y
r o z k a z o d a w c z e j . Sensem p r a w c z ł o w i e k a b y ł o o b i e c y w a ć szczęście
także tam, gdzie nie ma żadnej władzy. P o n i e w a ż o s z u k i w a n e masy
domyślają się, że obietnica ta, jako o g ó l n a , pozostaje k ł a m s t w e m
d o p ó t y , d o p ó k i istnieją klasy, w z b u d z a to ich furię; czują się
w y d r w i o n e . M u s z ą wciąż na n o w o tłumić myśl o o w y m szczęściu,
nawet jako m o ż l i w o ś ć , nawet jako ideę, zaprzeczają jej t y m
g w a ł t o w n i e j , im bardziej jest aktualna. G d z i e k o l w i e k m y ś l ta
wydaje się zrealizowana - pośród zasadniczych rozczarowań
- muszą p o w t a r z a ć ucisk, j a k i e g o doznała ich własna tęsknota. T o ,
co stwarza okazję d o takiego p o w t ó r z e n i a , c h o ć b y s a m o b y ł o
bardzo żałosne, A h a s w e r i M i g n o n , o b c o ś ć , która przypomina
o ziemi obiecanej, p i ę k n o , które p r z y p o m i n a o płci, zwierzę,
potępione jako budzące wstręt, które p r z y p o m i n a o p r o m i s k u i t y z ­
mie - w y w o ł u j e w o l ę zniszczenia u c y w i l i z o w a n y c h , którzy
b o l e s n e g o procesu cywilizacji nigdy nie zdołali d o p r o w d z i ć d o
końca. W oczach tych, którzy k u r c z o w o o p a n o w u j ą naturę, natura
udręczona podniecająco odzwierciedla p o z ó r bezsilnego szczęścia.
M y ś l o szczęściu bez w ł a d z y jest nie d o zniesienia, p o n i e w a ż o n o
d o p i e r o b y ł o b y w o g ó l e szczęściem. U r o j o n y spisek lubieżnych
ż y d o w s k i c h b a n k i e r ó w , którzy finansują b o l s z e w i z m , jest znakiem
przyrodzonej bezsilności, d o b r e życie jest znakiem szczęścia.
194 Dialektyka oświecenia

D o c h o d z i do tego obraz intelektualisty; w y d a j e się myśleć, na co


inni sobie nie pozwalają, oraz nie ocieka p o t e m trudu i siły
fizycznej. B a n k i e r na r ó w n i z intelektualistą, pieniądze i duch, ci
eksponenci cyrkulacji, to zakłamany obraz pragnień tych, którzy
zostali okaleczeni przez p a n o w a n i e , k t ó r y m i p a n o w a n i e posługuje
się dla uwiecznienia siebie.

III

Dzisiejsze s p o ł e c z e ń s t w o , w k t ó r y m p i e r w o t n e i o d r o d z o n e
uczucia religijne p o d o b n i e jak masa s p a d k o w a rewolucji stały się
przedmiotem r y n k o w y c h p r z e t a r g ó w , w k t ó r y m faszystowscy
p r z y w ó d c y za z a m k n i ę t y m i d r z w i a m i handlują ziemią i życiem
n a r o d ó w , podczas g d y d o ś w i a d c z o n a publiczność przy radiood­
biorniku oblicza cenę; społeczeństwo, w k t ó r y m demaskujące je
s ł o w o tym s a m y m właśnie w y s t a w i a sobie rekomendację do
p o l i t y c z n e g o g a n g u : to społeczeństwo, w k t ó r y m już nie tylko
polityka jest interesem, ale interes stanowi całą politykę - oburza
się na przestarzałe maniery przekupnia u Ż y d a i określa g o jako
materialistę, krętacza, który p o w i n i e n chylić czoła przed płomien­
n y m duchem tych, co interes wynieśli d o rangi absolutu.
Mieszczański antysemityzm ma p e w n e swoiste p o d ł o ż e e k o n o ­
miczne: okoliczność, że p a n o w a n i e przebrało się za produkcję.
Jeżeli w dawniejszych e p o k a c h panujący stosowali bezpośrednią
represję, g d y ż nie t y l k o pozostawiali pracę wyłącznie p o d w ł a d ­
n y m , ale d e k l a r o w a l i też, że praca jest hańbą - jaką p o d p a n o w a ­
niem zawsze była - to w epoce merkantylizmu absolutny monarcha
zmienia się w w i e l k i e g o pana manufaktury. P r o d u k c j a uzyskuje
w s t ę p na d w o r s k i e salony. P a n o w i e zmieniając się w mieszczan
zrzucili wreszcie k o l o r o w y frak i przywdziali strój c y w i l n y . Praca
nie hańbi, p o w i a d a l i , aby w s p o s ó b bardziej racjonalny zawładnąć
7
pracą innych. Sami zaliczali się d o w y t w ó r c ó w , choć pozostali jak
zawsze zgarniaczami. F a b r y k a n t r y z y k o w a ł i i n k a s o w a ł jak poten­
tat h a n d l o w y i bankier. K a l k u l o w a ł , d y s p o n o w a ł , k u p o w a ł , sprze­
d a w a ł . N a r y n k u k o n k u r o w a ł z tamtymi o z y s k , odpowiadający
Żywioły antysemityzmu *95

jego kapitałowi. Z g a r n i a ł jednak nie t y l k o na r y n k u , lecz także


u źródła: jako funkcjonariusz klasy troszczył się, by nie wyjść źle na
pracy s w o i c h ludzi. R o b o t n i c y mieli d a w a ć z siebie m o ż l i w i e jak
najwięcej. Jako prawdziwy S h y l o c k fabrykant obstawał przy
s w o i m p o z o r n y m w i z e r u n k u . Z tytułu posiadania maszyn i mate­
riału w y m u s z a ł p r o d u k c j ę na innych. N a z w a ł się p r o d u c e n t e m , ale
jak w s z y s c y w głębi ducha wiedział, jak jest n a p r a w d ę . P r o d u k t y w ­
ną pracą kapitalisty, niezależnie o d t e g o , czy uzasadniał s w ó j zysk
zapłatą należną przedsiębiorcy - w liberalizmie - czy p o b o r a m i
dyrektora - jak dzisiaj - była ideologia, zasłaniająca istotę u m o w y
0 pracę i grabieżczy charakter systemu e k o n o m i c z n e g o w o g ó l e .
D l a t e g o krzyczy się: Ł a p a ć złodzieja! i wskazuje na Ż y d a . Ż y d
jest w rzeczywistości kozłem ofiarnym, nie t y l k o w odniesieniu d o
p o s z c z e g ó l n y c h m a n e w r ó w i manipulacji, ale w szerokim sensie:
obarcza się g o e k o n o m i c z n y m i n i e s p r a w i e d l i w o ś c i a m i całej klasy.
F a b r y k a n t ma s w o i c h d ł u ż n i k ó w , r o b o t n i k ó w , na o k u i kontroluje
ich świadczenia, zanim w y p ł a c i pieniądze. C o dzieje się n a p r a w d ę ,
t e g o robotnicy d o w i a d u j ą się dopiero, g d y zobaczą, co m o g ą za to
kupić: byle magnat może d y s p o n o w a ć usługami i t o w a r a m i na
skalę niedostępną d a w n i e j s z y m w ł a d c o m ; robotnicy natomiast
otrzymują tak zwane m i n i m u m kulturalne. N i e dość, że na r y n k u
przekonują się, jak niewiele d ó b r na nich przypada, ale w d o d a t k u
sprzedawca zachwala jeszcze to, na co nie m o g ą sobie p o z w o l i ć .
D o p i e r o stosunek płac d o cen w y r a ż a to, c z e g o o d m a w i a się
robotnikom. Wraz z zapłatą robotnicy przyjęli zarazem zasadę
w y n a g r a d z a n i a . K u p i e c przedstawia im w e k s e l , który w y s t a w i l i
f a b r y k a n t o w i . K u p i e c jest s ą d o w y m e g z e k u t o r e m całego systemu
1 za innych bierze na siebie o d i u m . Odpowiedzialność sfery
cyrkulacji za w y z y s k jest społecznie niezbędnym pozorem.
Sferę cyrkulacji zajmowali nie tylko Ż y d z i . A l e Ż y d z i zbyt d ł u g o
byli w niej zamknięci, by w ich charakterze nie odbijała się
nienawiść, jaką o d w i e c z n i e znosili. W przeciwieństwie d o aryj­
skich k o l e g ó w dostęp d o źródeł wartości d o d a t k o w e j b y ł im
w znacznej mierze w z b r o n i o n y . D o własności ś r o d k ó w p r o d u k c j i
d o p u s z c z o n o ich z t r u d e m i p ó ź n o . O w s z e m , w dziejach E u r o p y
i jeszcze w cesarstwie niemieckim ochrzczeni Ż y d z i dochodzili d o
Dialektyka oświecenia

w y s o k i c h stanowisk w administracji i przemyśle. Z a w s z e jednak


musieli to u s p r a w i e d l i w i a ć z d w o j o n y m oddaniem, nakładem pil­
ności, s u r o w y m samozaparciem. Dopuszczano ich p o d warun­
kiem, że s w y m z a c h o w a n i e m milcząco przyjmą i raz jeszcze
p o t w i e r d z ą w e r d y k t w y d a n y na innych Ż y d ó w : taki jest sens
chrztu. N a j w i ę k s z e nawet osiągnięcia p r o m i n e n t ó w nie d o p r o w a ­
dziły d o przyjęcia Ż y d a w poczet n a r o d ó w E u r o p y , nie p o z w a l a n o
m u zapuścić korzeni i lżono g o jako niezakorzenionego. Pozo­
stawał zawsze Ż y d e m p o d ochroną - Schut^jude - zależnym od
cesarzy, książąt albo absolutystycznego państwa. Książęta i państ­
w o g ó r o w a l i e k o n o m i c z n i e nad pozostającą w tyle ludnością. G d y
p o t r z e b o w a l i Ż y d a w charakterze pośrednika, chronili g o przed
masami, które musiały płacić koszty postępu. Ż y d z i byli koloniza­
torami postępu. O d k ą d jako kupcy p o m a g a l i k r z e w i ć rzymską
cywilizację w szlacheckiej E u r o p i e , byli z g o d n i e ze s w ą patriarchal-
ną religią przedstawicielami s t o s u n k ó w miejskich, mieszczańskich,
wreszcie p r z e m y s ł o w y c h . R o z p o w s z e c h n i a l i kapitalistyczne formy
egzystencji i ściągali na siebie nienawiść tych, k t ó r y m formy te
przysparzały cierpień. G w o l i g o s p o d a r c z e g o postępu, o d k t ó r e g o
dziś giną, Ż y d z i o d początku byli cierniem w o k u rzemieślników
i c h ł o p ó w , z d e k l a s o w a n y c h przez kapitalizm. T e r a z sami na sobie
doświadczają, c z y m jest e k s k l u z y w n y , partykularny charakter
kapitalizmu. C i , którzy zawsze chcieli b y ć p i e r w s z y m i , pozostaną
daleko w tyle. N a w e t ż y d o w s k i regent a m e r y k a ń s k i e g o trustu
rozrywkowego żyje m i m o całego p r z e p y c h u w rozpaczliwej
defensywie. K a f t a n był w i d m o w ą pozostałością prastarego ubioru
mieszczańskiego. D z i ś wskazuje, że j e g o nosiciele w y p a r c i zostali
na margines społeczeństwa, które d o p e ł n i w s z y procesu oświecenia
wygania widma swej prehistorii. C i , którzy propagowali in­
d y w i d u a l i z m , abstrakcyjne p r a w o , pojęcie o s o b y , zdegradowani
zostali d o gatunku. C i , którzy n i g d y nie m o g l i niefrasobliwie
korzystać z p r a w o b y w a t e l s k i c h , mających im p r z y z n a w a ć cechę
człowieczeństwa, noszą dziś z n o w u ryczałtem miano Ż y d a . N a w e t
w dziewiętnastym w i e k u Ż y d skazany był na przymierze z władzą
centralną. P o w s z e c h n e , przez p a ń s t w o chronione prawo było
rękojmią j e g o bezpieczeństwa, ustawy w y j ą t k o w e - symbolem
Żywioły antysemityzmu l
97

g r o z y . P o z o s t a w a ł obiektem, zdanym na łaskę nawet w t e d y , g d y


p o w o ł y w a ł się na p r a w o . Handel nie był j e g o z a w o d e m , b y ł j e g o
losem. Ż y d traumatyzuje p r z e m y s ł o w e g o rycerza, który musi
przedstawiać się j a k o w y t w ó r c a . W ż y d o w s k i m żargonie kapitalis­
ta dosłuchuje się t e g o , za co sam sobą potajemnie gardzi: j e g o
antysemityzm jest nienawiścią d o samego siebie, nieczystym
sumieniem pasożyta.

IV

A n t y s e m i t y z m g ł o s z o n y przez n a r o d o w c ó w chce a b s t r a h o w a ć
od religii. T w i e r d z i , że chodzi tu o czystość rasy i n a r o d u .
N a r o d o w c y biorą p o d u w a g ę , że ludzie d a w n o przestali troszczyć
się o zbawienie wieczne. Przeciętny wierzący jest dziś już tak
mądry jak przedtem b y w a ł t y l k o kardynał. Z a r z u c a n i e Ż y d o m , że
są zatwardziałymi n i e d o w i a r k a m i , nie poruszy już dziś mas. A l e
religijna w r o g o ś ć , która przez d w a tysiące lat p o p y c h a ł a do
prześladowania Ż y d ó w , nie w y g a s a tak ł a t w o . G o r l i w o ś ć , z jaką
antysemityzm w y p i e r a się tradycji religijnej, świadczy raczej o tym,
że skrycie tradycja ta t k w i w nim r ó w n i e g ł ę b o k o , jak dawniej
w g o r l i w o ś c i w i a r y tkwiła świecka idiosynkrazja. R e l i g i a nie
została zniesiona, ale wchłonięta jako d o b r o kulturalne. Sojusz
oświecenia i p a n o w a n i a w y k l u c z a , by d o ś w i a d o m o ś c i przeniknęło
to, c o jest w religii jej m o m e n t e m p r a w d y , i zachowuje jej
u r z e c z o w i o n e formy. J e d n o i drugie jest ostatecznie korzystne dla
faszyzmu: n i e o p a n o w a n a tęsknota zostaje skanalizowana w formie
l u d o w e j rebelii, p o t o m k o w i e e w a n g e l i s t y c z n y c h marzycieli obra­
cają się w z o r e m W a g n e r o w s k i c h rycerzy G r a a l a w zaprzysięgłych
członków wspólnoty krwi i gwardii doborowej, religia jako
instytucja p o części stapia się bezpośrednio z systemem, p o części
przechodzi w p r z e p y c h kultury m a s o w e j i defilad. Fanatyczna
wiara, którą szczyci się W ó d z i j e g o świta, to nic i n n e g o jak
zawzięta wiara, która przedtem wspierała z r o z p a c z o n y c h - za­
przepaszczono tylko jej treści. J e d y n ą jej ż y w ą dziś treścią jest
nienawiść d o tych, którzy w i a r y nie podzielają. U niemieckich
198 Dialektyka oświecenia

chrześcijan * z religii miłości nie ostało się nic prócz anty­


semityzmu.
Chrześcijaństwo nie jest p o prostu regresem poza judaizm.
W toku ewolucji o d postaci henoteistycznej d o uniwersalnej B ó g
ż y d o w s k i nie d o końca w y z b y ł się cech d e m o n a p r z y r o d y . Strach,
p o c h o d z ą c y z preanimistycznych p r a c z a s ó w , o d r y w a się o d przy­
rody i w n i k a w pojęcie absolutnej jaźni, która jako stwórca
i władca podporządkowuje sobie p r z y r o d ę . M i m o całej swej
nieopisanej m o c y i wspaniałości, której użycza mu to w y o b ­
c o w a n i e , jest dostępny dla myśli, która właśnie przez odniesienie
d o t e g o , co najwyższe, transcendentalne, staje się uniwersalna. B ó g
jako duch przeciwstawia się naturze jako inna zasada, która nie
t y l k o gwarantuje ślepy cykl natury, jak w s z y s c y b o g o w i e mityczni,
ale może też zeń w y z w o l i ć . J e d n a k ż e abstrakcyjność i odległość
B o g a w z m o c n i ł a zarazem strach przed t y m , co niewspółmierne,
a s p i ż o w e „ J a m jest", które nie toleruje n i c z e g o o b o k siebie, swoją
obezwładniającą m o c ą przewyższa nawet bardziej ślepe, ale za to
także bardziej wieloznaczne w y r o k i a n o n i m o w e g o losu. B ó g
ż y d o w s k i żąda t e g o , co m u się należy, i rachuje się z opieszałymi.
Wciąga swoje stworzenie w sieć p o w i n n o ś c i i zasług. Chrześcijań­
s t w o natomiast u w y d a t n i ł o m o m e n t łaski, który zresztą zawierał
się w samej religii ż y d o w s k i e j p o d postacią przymierza Boga
z ludźmi i w obietnicy Mesjasza. Chrześcijaństwo złagodziło
straszliwość absolutu, w chrześcijaństwie bowiem stworzenie
w b o s k o ś c i odnajduje samo siebie: boski pośrednik nosi człowiecze
imię i umiera człowieczą śmiercią. J e g o posłanie brzmi: Nie
lękajcie się; z a k o n kruszeje w o b e c w i a r y ; w y ż s z a p o n a d wszelki
majestat jest miłość, jedyne przykazanie.
A l e te same czynniki, które sprawiają, że chrześcijaństwo znosi
magiczną władzę religii naturalnej, sprawiają też, że raz jeszcze
w y t w a r z a o n o idolatrię, w formie u d u c h o w i o n e j . O ile absolut
zbliża się d o skończoności, o tyle s k o ń c z o n o ś ć ulega absolutyzacji.
Chrystus, duch o b l e c z o n y w ciało, to b o s k a postać m a g a . Autore-

* Deutsche Christen - ruch łączący treści chrześcijaństwa z ideologią


g e r m a ń s k o ś c i , p o w s t a ł y w latach 20., o d początku sprzyjający narodowe­
mu socjalizmowi (pr%yp. tłum.).
Żywioły antysemityzmu 199

fleksja człowieka w absolucie, uczłowieczenie B o g a przez C h r y s ­


tusa to proton pseudos. Postęp w stosunku d o judaizmu o k u p i o n y
jest twierdzeniem, że człowiek imieniem J e z u s był Bogiem.
Właśnie refleksyjny m o m e n t chrześcijaństwa, u d u c h o w i e n i e ma­
gii, winien jest nieszczęścia. J a k o istota d u c h o w a przedstawiane
jest akurat to, co w stosunku d o ducha okazuje się istotą naturalną.
A w s z a k duch to właśnie sprzeciw w o b e c takich roszczeń ze strony
s k o ń c z o n o ś c i . Nieczyste sumienie musi zatem zalecać p r o r o k a jako
symbol, magiczną praktykę jako przemianę. To sprawia, że
chrześcijaństwo jest religią, w p e w n y m sensie jedyną religią:
m y ś l o w y m przywiązaniem d o tego, co m y ś l o w o jest podejrzane,
obszarem w y d z i e l o n y m w obrębie kultury. J u d a i z m przedchrześ­
cijański, tak jak wielkie systemy azjatyckie, jako wiara zaledwie
daje się oddzielić o d życia n a r o d o w e g o , o d s p r a w y p o w s z e c h n e g o
samozachowania. Przekształcenie p o g a ń s k i e g o rytuału ofiarnego
nie d o k o n a ł o się ani t y l k o w kulcie, ani t y l k o w umysłach,
w y z n a c z a ł o formę procesu pracy. J a k o schemat procesu pracy
ofiara staje się czymś racjonalnym. T a b u zmienia się w racjonalny
regulamin procesu pracy. R e g u l u j e s p r a w ę rządów w czasie w o j n y
i p o k o j u , siewy i zbiory, p r z y g o t o w y w a n i e p o k a r m ó w i ubój
zwierząt. N a w e t jeżeli reguły nie wyrastają z racjonalnej myśli, to
przecież z reguł w y n i k a racjonalność. W y s i ł e k uwolnienia się o d
b e z p o ś r e d n i e g o strachu s t w o r z y ł u l u d ó w p r y m i t y w n y c h c e r e m o ­
niał rytuału - w judaizmie krystalizuje się w u ś w i ę c o n y rytm życia
rodzinnego i państwowego. K a p ł a n i mieli c z u w a ć nad prze­
strzeganiem obyczaju. Ich funkcja w systemie p a n o w a n i a ujaw­
niała się w teokratycznej praktyce; chrześcijaństwo tymczasem
chciało pozostać d u c h o w e , nawet g d y dążyło d o p a n o w a n i a . Przez
ostatnią ofiarę, ofiarę C z ł o w i e k a - B o g a , uczyniło w y ł o m w ideo­
logii samozachowania, ale tym s a m y m przekazało z d e g r a d o w a n e
istnienie sferze świeckiej: p r a w o m o j ż e s z o w e zostaje zniesione, ale
z a r ó w n o cesarzowi, jak B o g u oddaje się to, co im się należy.
P r z y ś w i a d c z a się świeckiej zwierzchności albo się ją uzurpuje,
a chrześcijaństwo u p r a w i a się jako k o n c e s j o n o w a n y resort zbawie­
nia. N a ś l a d o w a n i e Chrystusa jest nakazane jako sposób prze­
zwyciężenia s a m o z a c h o w a n i a . T a k w i ę c pełna poświęcenia miłość
200 Dialektyka oświecenia

zostaje p o z b a w i o n a naiwności, oddzielona o d miłości naturalnej


i z a k s i ę g o w a n a w rubryce zasług. M i ł o ś ć zapośredniczona przez
w i e d z ę o zbawieniu, ma zarazem b y ć miłością bezpośrednią;
pojednaniem p r z y r o d y i t e g o , co nadprzyrodzone. N a tym polega
jej nieprawda: że w s p o s ó b złudnie afirmatywny nadaje sens
zaparciu się s a m e g o siebie.
Sens ten jest złudny, p o n i e w a ż kościół stoi w p r a w d z i e tym, że
ludzie w e d ł u g j e g o nauki - w wersji katolickiej żądającej d o b r y c h
u c z y n k ó w , w wersji protestanckiej żądającej w i a r y - w i d z ą drogę
zbawienia, ale nie m o ż e z a g w a r a n t o w a ć osiągnięcia celu. O k o l i c z ­
ność, że d u c h o w a obietnica zbawienia nie ma m o c y wiążącej - ó w
ż y d o w s k i i n e g a t y w n y m o m e n t w chrześcijańskiej doktrynie,
relatywizujący m a g i ę i w końcu także k o ś c i ó ł - okoliczność tę
c z ł o w i e k naiwnie wierzący potajemnie neguje, chrześcijaństwo,
religia nadprzyrodzona, staje się dlań m a g i c z n y m rytuałem, religią
naturalną. Wierzy t y l k o w t e d y , g d y zapomina o swej wierze.
W m a w i a sobie wiedzę i p e w n o ś ć jak a s t r o l o g o w i e i spirytyści.
W stosunku d o teologii przepojonej d u c h e m jest to niekoniecznie
najgorsza p o s t a w a . Stara W ł o s z k a , która ofiarowuje świętemu
G e n n a r o świeczkę w intencji w n u k a na w o j n i e , jest może bliższa
p r a w d y niż w o l n i o d b a ł w o c h w a l s t w a p o p i i p r o b o s z c z o w i e ,
b ł o g o s ł a w i ą c y b r o ń , p r z e c i w k o której święty G e n n a r o jest bezsil­
ny. D l a prostoduszności sama religia staje się namiastką religii.
T e g o rodzaju intuicje t o w a r z y s z y ł y chrześcijaństwu o d s a m e g o
początku, ale t y l k o paradoksalni chrześcijanie, chrześcijanie anty-
oficjalni, o d Pascala przez L e s s i n g a i K i e r k e g a a r d a p o Bartha,
traktowali je jako zasadnicze przesłanki swej teologii. Ś w i a d o m o ś ć
ta nie t y l k o czyniła ich radykałami, ale użyczała także tolerancji.
Inni natomiast, którzy intuicje te tłumili i z nieczystym sumieniem
wmawiali sobie chrześcijaństwo jako n i e z a w o d n e posiadanie,
musieli szukać potwierdzenia własnej wiecznej szczęśliwości w do­
czesnym nieszczęściu tych, którzy nie złożyli mrocznej ofiary
z r o z u m u . T a k i e są religijne źródła antysemityzmu. W y z n a w c y
religii Syna nienawidzą z w o l e n n i k ó w religii Ojca za ich lepszą
w i e d z ę . D u c h zakrzepły w zbawienie jest w r o g i e m ducha. D l a
chrześcijańskich a n t y s e m i t ó w zgorszeniem jest p r a w d a , która umie
Żywioły antysemity^wu 201

sprostać nieszczęściu nie racjonalizując g o i która zachowuje ideę


niezasłużonej szczęśliwości w b r e w b i e g o w i świata i p o r z ą d k o w i
zbawienia, gdzie ma się ona j a k o b y realizować. A n t y s e m i t y z m ma
potwierdzać, że rytuał w i a r y i historii jest słuszny, dopełniając g o
na tych, którzy słuszności tej zaprzeczają.

„ R z e k ł e m , że cię nie znoszę - pamiętać o tym r a c z " - p o w i a d a


Z y g f r y d , g d y M i m e zabiega o j e g o w z g l ę d y . Stara o d p o w i e d ź
w s z y s t k i c h antysemitów to p o w o ł a n i e się na idiosynkrazję. O d
tego, czy treść idiosynkrazji stanie się pojęciem, czy zawrze się
w niej ś w i a d o m o ś ć własnej bezsensowności, zależy emancypacja
społeczeństwa o d antysemityzmu. Idiosynkrazja zaś o d n o s i się d o
t e g o , co szczególne. Z a naturalne uchodzi to, co o g ó l n e , to, co
pasuje d o c e l o w y c h struktur społeczeństwa. N a t u r a , która kanała­
mi p o r z ą d k u pojęć nie a w a n s o w a ł a d o celowej funkcji, p r z e n i k l i w y
zgrzyt rysika p o tabliczce, haut gout, który e w o k u j e nieczystości
i zgniliznę, pot, występujący na czoło s t r u d z o n e g o człowieka,
w s z y s t k o , co nie dotrzymuje k r o k u albo narusza zakazy, w k t ó r y c h
gromadzi się postęp stuleci, przejmuje dreszczem i wzbudza
odrazę.
M o t y w y , do których odnosi się idiosynkrazja, przypominają
0 pochodzeniu. Przywołują momenty biologicznej prehistorii;
znaki niebezpieczeństwa, przy których jeżyły się w ł o s y na g ł o w i e
1 k r e w zastygała w żyłach. Idiosynkrazja to stan, w którym
poszczególne o r g a n y w y m y k a j ą się p a n o w a n i u p o d m i o t u ; spon­
tanicznie idą za g ł o s e m fundamentalnych b o d ź c ó w b i o l o g i c z n y c h .
J a , które d o ś w i a d c z a siebie w reakcjach takich jak drętwienie
s k ó r y , mięśni, c z ł o n k ó w , nie włada w s z a k nimi d o końca. R e a k c j e
te upodobniają J a przez chwilę d o otaczającej nieruchomej natury.
G d y jednak to, co ruchliwe, zbliża się d o t e g o , co nieruchome, g d y
wyżej rozwinięte życie zbliża się d o czystej natury, zarazem
w y o b c o w u j e się w stosunku d o niej, g d y ż nieruchoma natura,
w którą - jak Dafne - chce się przeistoczyć ż y w a istota w stanie
202 Dialektyka oświecenia

n a j w y ż s z e g o podniecenia, zdolna jest jedynie d o najbardziej ze­


w n ę t r z n y c h , przestrzennych relacji. Przestrzeń jest alienacją ab­
solutną. G d y ludzka istota chce u p o d o b n i ć się d o natury, zarazem
twardnieje, znieczula się w stosunku d o niej. O c h r o n a jako strach
jest formą mimicry. O w e reakcje znieruchomienia u c z ł o w i e k a to
archaiczne schematy samozachowania: postać m a r t w o t y jest ceną,
jaką życie płaci za przetrwanie.
O r g a n i c z n ą adaptację d o t e g o , co inne, czyli zachowania ściśle
mimetyczne, cywilizacja zastępuje, najpierw, w fazie magicznej,
z o r g a n i z o w a n y m s t o s o w a n i e m m i m e t y z m u , a wreszcie, w fazie
historycznej, racjonalną praktyką, pracą. N i e k o n t r o l o w a n y mime-
tyzm zostaje o d r z u c o n y . A n i o ł z o g n i s t y m mieczem, który w y p ę ­
dza ludzi z raju na d r o g ę technicznego postępu, sam jest s y m b o l e m
t a k i e g o postępu. S u r o w o ś ć , z jaką przez stulecia panujący z a r ó w n o
w ł a s n e m u p o t o m s t w u , jak m a s o m p o d d a n y c h wzbraniali nawrotu
d o m i m e t y c z n y c h form istnienia, poczynając o d religijnego zakazu
czynienia w i z e r u n k u przez społeczną p o g a r d ę dla a k t o r ó w i C y g a ­
n ó w , aż p o p e d a g o g i k ę , która oducza dzieci o d dziecinności, to
w a r u n k i cywilizacji. Społeczne i i n d y w i d u a l n e w y c h o w a n i e utwie­
rdza ludzi w obiektywizujących gestach pracy i strzeże ich przed
p o n o w n y m pogrążeniem się w falującym c y k l u otaczającej przyro­
dy. K a ż d y stan dekoncentracji, ba - każde oddanie się czemuś
zawiera cechy mimicry. J a w y k u w a się w procesie uodpornienia na
mimicry. Poprzez konstytucję J a dokonuje się przejście o d odzwier­
ciedlającej mimesis d o k o n t r o l o w a n e j refleksji. Miejsce fizycznego
u p o d o b n i e n i a d o natury zastępuje „ r o z p o z n a w a n i e w pojęciu",
u j m o w a n i e t e g o , co różne, przez to, c o j e d n a k o w e . Wszelako
konstelacja, w której t w o r z y się j e d n a k o w o ś ć , bezpośrednia w mi­
mesis i zapośredniczona w syntezie, u p o d o b n i e n i e do rzeczy
w ślepym o d r u c h u życia i p o r ó w n y w a n i e u r z e c z o w i o n e g o zjawis­
ka w toku konstruowania n a u k o w e g o pojęcia, powstaje pod
znakiem strachu. S p o ł e c z e ń s t w o jest kontynuacją groźnej natury
jako trwały, z o r g a n i z o w a n y p r z y m u s , który reprodukując się
w jednostkach j a k o k o n s e k w e n t n e s a m o z a c h o w a n i e , g o d z i zwrot­
nie w naturę j a k o społeczne p a n o w a n i e nad naturą. N a u k a jest
p o w t ó r z e n i e m , uszlachetnionym w formie z a o b s e r w o w a n e j prawi-
Żywioły antysemityzmu 203

d ł o w o ś c i , u t r w a l a n y m w stereotypach. M a t e m a t y c z n a formuła jest


ś w i a d o m i e s t o s o w a n ą regresją, jak kiedyś magiczny rytuał; jest
najbardziej w y s u b l i m o w a n y m użytkiem mimicry. W technice adap­
tacja d o m a r t w o t y w służbie s a m o z a c h o w a n i a nie d o k o n u j e się już
jak w magii przez cielesne naśladowanie zewnętrznej natury, ale
przez automatyzację d u c h o w y c h p r o c e s ó w , przez ich zamianę
w ślepe przebiegi. W r a z z triumfem techniki ludzka ekspresja
zostaje poddana kontroli i zarazem staje się p r z y m u s o w a . Z w s z y s ­
tkich praktyk p r z y s t o s o w a n i a się do natury pozostaje wyłącznie
uodpornienie się w stosunku do natury. B a r w ą o c h r o n n ą i o d ­
straszającą jest dziś ślepe p a n o w a n i e nad naturą, tożsame z d a l e k o ­
siężną celowością.
W burżuazyjnym sposobie produkcji nieusuwalne mimetyczne
pozostałości w s z y s t k i c h praktyk skazane są na zapomnienie.
Bezlitosny zakaz regresji sam n a b y w a charakteru fatalnej siły,
negacja stała się tak totalna, że realizuje się poza ś w i a d o m o ś c i ą .
L u d z i e oślepieni przez cywilizację stykają się z w ł a s n y m i rysami
mimetycznymi - już stanowiącymi dla nich tabu - dopiero
w p e w n y c h gestach i s p o s o b a c h z a c h o w a n i a , które napotykają
u innych i które j a k o w y i z o l o w a n e resztki, zawstydzające rudy-
menty rzucają się w oczy na tle z r a c j o n a l i z o w a n e g o otoczenia. T o ,
1
co o d p y c h a jako obce, jest w rzeczywistości aż nadto s w o j s k i e . Są
to zaraźliwe gesty stłumionej przez cywilizację bezpośredniości:
dotykanie, przytulanie się, uspokajanie, n a m o w a . N i e w c z e s n o ś ć
takich o d r u c h ó w jest dziś gorsząca. Wydają się one przekładać od
d a w n a u r z e c z o w i o n e stosunki między ludźmi na osobiste stosunki
władzy - za p o m o c ą tych g e s t ó w chce się kupca z m i ę k c z y ć
p o c h l e b s t w e m , dłużnika groźbą, wierzyciela błaganiem. W końcu
każdy spontaniczny o d r u c h odstręcza, j e g o m o c odziaływania
słabnie. Wszelka ekspresja nie-manipulowana w y d a j e się g r y m a ­
sem, t y m , czym zawsze była ekspresja m a n i p u l o w a n a - w kinie,
w linczu, w p r z e m ó w i e n i a c h W o d z a . N i e z d y s c y p l i n o w a n a m i m i k a
jest piętnem d a w n y c h form p a n o w a n i a , w y c i ś n i ę t y m na żywej
substancji p o d d a n y c h i m o c ą n i e ś w i a d o m e g o procesu n a ś l a d o w a -
1
Por. S. Freud: Das Unheimliche. W: Gesammelte Werke, w y d . c y t . , t. 1 2 ,
s. 2 5 4 , 2 5 9 i n a s t .
204 Dialektyka oświecenia

nia w e w c z e s n y m dzieciństwie przenoszona z p o k o l e n i a na p o k o l e ­


nie, z Ż y d a handlującego starzyzną na bankiera. T a k a mimika
w y w o ł u j e w ś c i e k ł o ś ć , p o n i e w a ż p o ś r ó d n o w y c h s t o s u n k ó w pro­
dukcji obnosi się z d a w n y m strachem, o k t ó r y m trzeba było
zapomnieć, aby w tychże n o w y c h stosunkach przeżyć. N a ten
m o m e n t p r z y m u s o w o ś c i , na w ś c i e k ł o ś ć d r ę c z o n e g o i dręczyciela,
którzy ukazują się z n o w u w g r y m a s i e , i to nierozróżnialni,
c z ł o w i e k c y w i l i z o w a n y reaguje własną wściekłością. O d p o w i e d z i ą
na bezsilny p o z ó r jest zabójcza rzeczywistość, o d p o w i e d z i ą na grę
- śmiertelna p o w a g a .
G r y m a s w y d a j e się grą, p o n i e w a ż zamiast spełniać p o w a ż n ą
pracę, demonstruje raczej niechęć. Wydaje się w y m y k a ć p o w a d z e
istnienia, p o n i e w a ż bez s k r ę p o w a n i a jej p r z y ś w i a d c z a : a zatem jest
nieautentyczny. E k s p r e s j a jest bolesnym echem p r z e m o c y , przewa­
żającej siły, która daje o sobie znać w skardze. Z a w s z e jest
przesadna, c h o ć b y była najbardziej autentyczna, p o n i e w a ż , jak
w k a ż d y m dziele sztuki, tak w k a ż d y m głosie skargi w y d a j e się
zawierać cały świat. A d e k w a t n y w o b e c p r z e m o c y jest t y l k o czyn.
C z y n , a nie m i m e t y z m , zdolny jest p o ł o ż y ć kres cierpieniu. A l e
k o n s e k w e n c j ą czynu jest nieruchoma i niewzruszona t w a r z , u koń­
ca e p o k i wreszcie jest to dziecinna twarz ludzi p r a k t y k i , p o l i t y k ó w ,
k l e c h ó w , generalnych d y r e k t o r ó w i g a n g s t e r ó w . R y k faszystow­
skich p o d s z c z u w a c z y i starszych o b o z o w y c h ukazuje odwrotną
stronę tej samej sytuacji społecznej. R y k jest tak zimny jak zimny
jest interes. W y w ł a s z c z a j ą skargę natury i robią z niej element
s w o i c h technik. Ich w y c i e jest dla p o g r o m u tym, c z y m urządzenie
a l a r m o w e dla niemieckich b o m b lotniczych: przyciśnięciem guzika
włącza się krzyk strachu, który w y w o ł u j e strach. N a dźwięk
k r z y k u boleści, który najpierw n a z y w a p r z e m o c p o imieniu, ba
- na dźwięk z w y k ł e g o s ł o w a , które oznacza ofiarę: Francuz,
Murzyn, Ż y d - w p r a w i a j ą się rozmyślnie w desperację prze­
ś l a d o w a n y c h , którzy muszą uderzać. S ą f a ł s z y w y m konterfektem
bojaźliwej mimesis. R e p r o d u k u j ą w sobie nienasycenie władzy,
której się boją. Potrzeba im w s z y s t k i e g o , w s z y s t k o ma d o nich
należeć. Sama egzystencja innych jest drażniąca. Inni rozpierają się
ł o k c i a m i i trzeba ich odesłać tam, gdzie ich miejsce, wskazać
Żywioły antysemityzmu 205

granice - granice bezgranicznego strachu. K t o szuka schronienia,


nie znajdzie g o ; tym, którzy wyrażają to, c z e g o pragną w s z y s c y
- p o k o j u , ojczyzny, w o l n o ś c i - n o m a d o m i k u g l a r z o m o d w i e c z n i e
o d m a w i a n o p r a w a osiedlania się. T o , c z e g o c z ł o w i e k się boi,
zostanie mu w y r z ą d z o n e . N a w e t ostatni spoczynek nie będzie
s p o k o j n y . Niszczenie cmentarzy nie jest w y b r y k i e m antysemityz­
mu, jest samym antysemityzmem. W y g n a ń c y wzbudzają natrętnie
chęć w y g n a n i a . Piętno, jakie pozostawiła na nich p r z e m o c , bez
k o ń c a wznieca przemoc. T o , co chce jedynie w e g e t o w a ć , będzie
w y t ę p i o n e . W chaotyczno-regularnych reakcjach ucieczki niższych
zwierząt, w obrazach mrowiącej się ciżby, w konwulsyjnych
ruchach t o r t u r o w a n y c h przejawia się to, co z n ę d z n e g o życia m i m o
w s z y s t k o nie daje się n i g d y o d końca o p a n o w a ć : impuls m i m e t y c z -
ny. W śmiertelnej w a l c e , w sferze skrajnie przeciwstawnej w o l n o ­
ści, w o l n o ś ć prześwieca nieodparcie jako przekreślona determina­
cja materii. P r z e c i w k o niej kieruje się idiosynkrazja," która j a k o
s w ó j m o t y w podaje antysemityzm.
Psychiczną energią, jaką uruchamia antysemityzm polityczny,
jest właśnie taka zracjonalizowana idiosynkrazja. W s z y s t k i e prete­
ksty, umiejętnie p o d s u w a n e przez W o d z a i j e g o świtę, służą temu,
by bez j a w n e g o naruszania zasady realności, niejako z h o n o r e m ,
ulec pokusie m i m e t y z m u . N i e m o g ą znieść Ż y d a i wciąż g o
naśladują. N i e ma antysemity, który nie miałby w e k r w i zdolności
naśladowania t e g o , c z y m jest dla n i e g o Ż y d . J e s t to zawsze ten sam
mimetyczny szyfr: w y m o w n y gest ręki, śpiewna intonacja, która
niezależnie o d sensu w y p o w i e d z i o d m a l o w u j e ruchomy obraz
rzeczy i emocji, nos to — flzjonomiczne principium indwiduationis,
niejako znak pisarski, który naznacza twarz jednostki s z c z e g ó l n y m
charakterem. W w ą c h a c t w i e z jego w i e l o z n a c z n y m i s k ł o n n o ś c i a m i
żyje d a w n a tęsknota d o niższych form istnienia, d o b e z p o ś r e d n i e g o
zjednoczenia się z otaczającą naturą, z ziemią i błotem. Ze
w s z y s t k i c h czynności z m y s ł ó w akt wąchania, które jest przyciąga­
ne, a nie u p r z e d m i o t o w i ą , świadczy najdobitniej o n i e ś w i a d o m y m
pragnieniu zatracenia się w czymś i n n y m i utożsamienia z nim.
D l a t e g o w o ń i p o w o n i e n i e , percepcja i przedmiot percepcji - które
w akcie wąchania stapiają się ze sobą - mają więcej ekspresji niż
206 Diakktyka oświecenia

inne zmysły. Widząc pozostaje się tym, kim się jest, wąchając
- zatraca się tożsamość. T o t e ż dla cywilizacji zapach jest hańbą,
znakiem niższych w a r s t w społecznych, g o r s z y c h ras i nieszlachet­
nych zwierząt. C z ł o w i e k o w i c y w i l i z o w a n e m u w o l n o o d d a w a ć się
takim uciechom t y l k o w t e d y , g d y zakaz zostanie zawieszony
w imię rzeczywiście lub pozornie p r a k t y c z n y c h c e l ó w . M o ż n a
d o g o d z i ć zakazanemu p o p ę d o w i , g d y nie ulega wątpliwości, że
chodzi o j e g o wytępienie. N a tym polega fenomen żartu albo figla.
J e s t to żałosna parodia spełnienia. J a k o w z g a r d z o n a , gardząca
samą sobą funkcja mimetyczna dostarcza tajemnych rozkoszy. K t o
wietrzy zapachy, „ b r z y d k i e z a p a c h y " , aby je tępić, może d o w o l i
n a ś l a d o w a ć węszenie, które w zapachu znajduje niezracjonalizowa-
ną uciechę. G d y c z ł o w i e k c y w i l i z o w a n y zdezynfekuje zakazany
o d r u c h przez b e z w z g l ę d n ą identyfikację z zakazującą instancją,
w o l n o mu się t e g o o d r u c h u dopuścić. P o przekroczeniu tego
progu zaczyna się k r ó l e s t w o śmiechu. Tak wygląda schemat
antysemickich reakcji. A n t y s e m i c i zbierają się, by świętować
chwile a u t o r y t a t y w n e g o zniesienia zakazu, b o tylko ta chwila czyni
z nich k o l e k t y w , konstytuuje ich jako w s p ó l n o t ę p o d o b n y c h . Ich
w r z a w a to z o r g a n i z o w a n y śmiech. I m okrutniejsze oskarżenia
i g r o ź b y , im w i ę k s z a furia, tym bardziej zniewalająca jest też
d r w i n a . W ś c i e k ł o ś ć , d r w i n a i jadowite naśladowanie to w gruncie
rzeczy to samo. Sens f a s z y s t o w s k i e g o formalizmu, rytualnej
d y s c y p l i n y , m u n d u r ó w i całej pozornie irracjonalnej aparatury
p o l e g a na t y m , by u m o ż l i w i ć zachowania mimetyczne. Sztucznie
w y m y ś l o n e s y m b o l e , w ł a ś c i w e każdemu r u c h o w i k o n t r r e w o l u c y j ­
n e m u , trupie g ł ó w k i i maskarady, barbarzyńskie bębnienie, m o n o ­
tonne powtarzanie s ł ó w i g e s t ó w to nic i n n e g o jak z o r g a n i z o w a n e
naśladowanie p r a k t y k m a g i c z n y c h , mimesis w stosunku d o mimesis.
W ó d z ze s w o j ą s z m i r o w a t ą twarzą i c h a r y z m ą nakręconej histerii
p r z e w o d z i k o r o w o d o w i . J e g o wizerunek zastępczo i in effigie
dokonuje tego w s z y s t k i e g o , co i n n y m w rzeczywistości jest
zabronione. Hitler może g e s t y k u l o w a ć jak k l o w n , M u s s o l i n i może
sobie p o z w a l a ć na falset jak p r o w i n c j o n a l n y tenor, G o e b b e l s może
m ó w i ć p r ę d k o jak ż y d o w s k i a k w i z y t o r , k t ó r e g o poleca zamor­
d o w a ć , C o u g h l i n może głosić miłość jak sam Z b a w i c i e l , którego
Żywioły antysemityzmu 207

u k r z y ż o w a n i e przedstawia p o to, by dalej trwał przelew k r w i .


F a s z y z m jest totalitarny także o tyle, że stara się bunt uciśnionej
natury p r z e c i w k o p a n o w a n i u w y k o r z y s t a ć bezpośrednio w służbie
panowania.
T e n mechanizm potrzebuje Ż y d ó w . Ich sztucznie s p o t ę g o w a n a
w i d o c z n o ś ć działa na p r a w o w i t e g o syna cywilizacji dobrze u r o ­
d z o n y c h jak pole magnetyczne. G d y c z ł o w i e k dobrze zakorzenio­
ny dostrzega w t y m , co różni g o o d Ż y d a , miarę r ó w n o ś c i ,
człowieczeństwa, indukcyjnie w z b u d z a w sobie poczucie przeci­
w i e ń s t w a , obcości. W ten s p o s ó b o d r u c h y o b ł o ż o n e tabu, g d y ż
sprzeczne z panującym porządkiem pracy, zostają przetranspono­
wane w konformizujące idiosynkrazje. Ekonomiczna pozycja
Ż y d ó w , ostatnich o s z u k a n y c h o s z u s t ó w ideologii liberalistycznej,
nie s t a n o w i zaś bynajmniej niezawodnej o c h r o n y . P o n i e w a ż Ż y d z i
tak dobrze nadają się d o w y t w a r z a n i a o w y c h p s y c h i c z n y c h p r ą d ó w
indukcyjnych, automatycznie są p r e d e s t y n o w a n i do pełnienia
takich funkcji. Dzielą los buntującej się natury, ustawieni w tej roli
przez faszyzm, ślepo i przezornie zarazem. N i e ma w i ę k s z e g o
znaczenia, czy Ż y d z i j a k o jednostki rzeczywiście mają jeszcze o w e
mimetyczne cechy, fatalnie zaraźliwe, albo czy im się te cechy t y l k o
przypisuje. Z c h w i l ą g d y e k o n o m i c z n i potentaci raz p r z e z w y c i ę ż ą
strach przed f a s z y s t o w s k i m i zarządcami, Ż y d z i natychmiast mają
przeciwko sobie harmonię narodowej wspólnoty. Panowanie
porzuca ich, s k o r o t y l k o m o c ą postępującego w y o b c o w a n i a o d
natury przeobraża się w g o ł ą naturę. Ż y d o m zarzuca się z b i o r o w o
zakazane praktyki magiczne, k r w a w e rytuały. P o d ś w i a d o m a u tu­
b y l c ó w chętka p o w r o t u do mimetycznych praktyk ofiarnych,
z a m a s k o w a n a jako oskarżenie, święci triumfalne z m a r t w y c h w s t a ­
nie w ś w i a d o m o ś c i . Z c h w i l ą g d y cała g r o z a p r a c z a s ó w , p o k o n a ­
nych przez cywilizację, zostaje wskutek projekcji na Żydów
zrehabilitowana j a k o racjonalny interes, nie ma już żadnych
h a m u l c ó w . G r o z ę można zrealizować, a realizacja ta p r z e w y ż s z a
jeszcze złą treść projekcji. R o d z i m e fantazje n a r o d o w c ó w o ż y d o w ­
skich zbrodniach, o dzieciobójstwie i sadystycznych ekscesach,
o zatruwaniu narodu i m i ę d z y n a r o d o w y m spisku - w s z y s t k o to
definiuje dokładnie antysemickie marzenia, lecz nie osiąga stadium
208 Dialektyka oświecenia

realizacji. G d y raz do t e g o dojdzie, w ó w c z a s samo s ł o w o „ Ż y d "


wydaje się k r w a w y m g r y m a s e m , k t ó r e g o odzwierciedleniem jest
c h o r ą g i e w ze s w a s t y k ą - trupia czaszka i krzyż z zagiętymi
ramionami; n a z w a ć k o g o ś Ż y d e m to d o m a g a ć się z m a s a k r o w a n i a
g o , by p r z y p o m i n a ł ten wizerunek.
Cywilizacja to triumf społeczeństwa nad naturą, który w s z y s t k o
przemienia w g o ł ą naturę. Sami Ż y d z i uczestniczyli w tym procesie
przez tysiąclecia, w n o s z ą c z a r ó w n o w k ł a d oświecenia, jak cyniz­
mu. Najstarszy patriarchat, jaki przetrwał, wcielenie m o n o t e i z m u ,
zmienił tabu w cywilizacyjne m a k s y m y w czasach, g d y inni trwali
jeszcze przy magii. W y d a j e się, że Ż y d o m udało się to, o co
daremnie zabiegało chrześcijaństwo: obezwładnienie magii jej
w ł a s n ą mocą, która jako służba boża obraca się p r z e c i w k o samej
sobie. N i e tyle wytępili upodobnienie d o natury, ile znieśli je
w czystych o b o w i ą z k a c h rytuału. Tym samym upodobnienie
przetrwało w pojednawczej pamięci, i nie uległo - poprzez
symbolizację - r e g r e s o w i d o mitologii. D l a t e g o Ż y d z i w o c z a c h
z a a w a n s o w a n e j cywilizacji uchodzą za tych, którzy pozostali w tyle
i w y s f o r o w a l i się zanadto d o przodu, za p o d o b n y c h i n i e p o d o b ­
nych, za sprytnych i głupich. O b w i n i a się ich o to, co - j a k o p i e r w s i
przedstawiciele cywilizacji mieszczańskiej - p i e r w s i w sobie przeła­
mali: podatność na uwodzicielski urok niższych form życia, p o c i ą g
d o zwierzęcości i d o ziemi, idolatrię. P o n i e w a ż w y n a l e ź l i pojęcie
koszerności, prześladowani są jako świnie. A n t y s e m i c i w y s t ę p u j ą
w roli e g z e k u t o r ó w S t a r e g o Testamentu: dbają o to, b y Ż y d z i ,
którzy spożyli o w o c d r z e w a w i a d o m o ś c i , obrócili się w p r o c h .

VI

A n t y s e m i t y z m opiera się na fałszywej projekcji. P r o j e k c j a ta


stanowi p r z e c i w i e ń s t w o autentycznej mimesis, bliska jest zasad­
niczo mimesis w y p a r t e j , ba - jest bodaj jej p a t y c z n y m p r z e j a w e m .
Mimesis to u p o d o b n i e n i e się d o otoczenia, fałszywa p r o j e k c j a
u p o d o b n i a otoczenie d o siebie. Jeżeli ta pierwsza znajduje w świe­
cie z e w n ę t r z n y m m o d e l , d o k t ó r e g o u p o d o b n i a się w e w n ę t r z n i e ,
Żywioły antysemityzmu 209

o b c o ś ć przeobraża w s w o j s k o ś ć , to ta d r u g a transponuje w e w n ę t ­
rzne napięcie na świat zewnętrzny i temu, co najbardziej s w o j s k i e ,
nadaje piętno w r o g a . Własne odruchy, k t ó r y c h p o d m i o t nie chce
d o p u ś c i ć , ale które przecież należą d o n i e g o , p r z y p i s y w a n e są
p r z e d m i o t o w i : potencjalnej ofierze. Z w y k ł y paranoik nie może
sam w y b i e r a ć ofiary, j e g o w y b o r y p o d y k t o w a n e są p r a w i d ł o w o ś ­
ciami c h o r o b y . W faszyzmie zachowania te p o d c h w y t u j ą politycy,
przedmiot c h o r o b y jest o d p o w i e d n i o d o sytuacji w y z n a c z o n y ,
obłąkany system staje się racjonalną n o r m ą w świecie, a odstęp­
s t w o o d niego t r a k t o w a n e jest j a k o neuroza. M e c h a n i z m , k t ó r y m
posługuje się totalitarny porządek, jest tak stary jak cywilizacja.
Stłumione przez rodzaj ludzki o d r u c h y seksualne umiały z a r ó w n o
u jednostek, jak u całych n a r o d ó w , przetrwać i przebić się, g d y
otaczający świat w rojeniach przybierał postać diabolicznego
systemu. Ż ą d n y m o r d u zaślepieniec zawsze widział w ofierze
prześladowcę, na którego rzucał się w desperackiej obronie
własnej, a największe m o c a r s t w a , nim z d e c y d o w a ł y się napaść na
najsłabszych sąsiadów, d o p a t r y w a ł y się w tychże nieznośnego
zagrożenia. Racjonalizacja była trickiem i zarazem przymusem.
T e n , k o g o obiera się w r o g i e m , jest już postrzegany jako w r ó g .
Z a b u r z e n i e p o l e g a na t y m , że p o d m i o t nie potrafi dokładnie
w y o d r ę b n i ć w ł a s n e g o i c u d z e g o udziału w treściach projekcji.
W p e w n y m sensie wszelkie postrzeganie jest projekcją. Projek­
cja w r a ż e ń z m y s ł o w y c h to dziedzictwo animalnych praczasów,
mechanizm służący celom o c h r o n y i zdobycia p o ż y w i e n i a , prze­
dłużony organ g o t o w o ś c i d o w a l k i , jaką w y ż s z e gatunki zwierząt,
o c h o c z o bądź niechętnie, reagują na każdy ruch, niezależnie o d
jego intencji. U c z ł o w i e k a projekcja jest z a u t o m a t y z o w a n a , jak
inne funkcje związane z atakiem i obroną, które stały się o d ­
ruchami. W ten s p o s ó b konstytuuje się j e g o świat p r z e d m i o t o w y ,
jako p r o d u k t o w e j „ s z t u k i ukrytej w głębiach duszy ludzkiej,
której p r a w d z i w y c h t r i c k ó w n i g d y chyba nie o d g a d n i e m y w przy­
2
rodzie i nie p o s t a w i m y ich sobie niezakrytych przed oczy" .
System rzeczy, stałe u n i w e r s u m , k t ó r e g o nauka jest t y l k o abstrak-
2
I. Kant: Krytyka czystego rozumu. Przeł. R. Ingarden. Warszawa 1 9 5 7 ,
t. 1 , s. 2 9 2 .
2IO Dialektyka oświecenia

c y j n y m w y r a z e m , to - jeśli przenieść K a n t o w s k ą k r y t y k ę poznania


na a n t r o p o l o g i ę - n i e ś w i a d o m y w y t w ó r z w i e r z ę c y c h narzędzi
w walce o życie, rezultat o w e j automatycznej projekcji. W ludzkim
społeczeństwie, gdzie w r a z z w y k s z t a ł c e n i e m się i n d y w i d u u m
różnicuje się też życie emocjonalne i intelektualne, jednostka musi
w rosnącej mierze kontrolować projekcję, musi się nauczyć
zarazem ją w y s u b t e l n i a ć i p o w ś c i ą g a ć . P o d presją e k o n o m i c z n ą
jednostka uczy się rozróżniać między cudzymi a w ł a s n y m i myślami
i uczuciami - tak powstaje różnica między światem z e w n ę t r z n y m
a w e w n ę t r z n y m , m o ż l i w o ś ć dystansu i identyfikacji, samowiedza
i sumienie. A b y zrozumieć k o n t r o l o w a n ą projekcję i jej degenera­
cję w formie fałszywej projekcji, która należy do istoty anty­
semityzmu, potrzebne będą bardziej s z c z e g ó ł o w e rozważania.
Fizjologiczna teoria postrzeżenia, przez filozofów o d czasów
kantyzmu wzgardzona jako naiwnie realistyczna i oparta na
b ł ę d n y m kole, objaśnia świat postrzeżeń j a k o sterowane przez
intelekt odzwierciedlenie danych, dostarczanych m ó z g o w i przez
rzeczywiste przedmioty. Z g o d n i e z tym poglądem odebrane
informacje p u n k t o w e , wrażenia, p o r z ą d k o w a n e są przez intelekt.
J e ż e l i nawet z w o l e n n i c y gestaltyzmu obstają przy tym, że fizjo­
logiczna substancja odbiera nie tylko p u n k t y , ale o d razu też
strukturę, to w s z a k S c h o p e n h a u e r i H e l m h o l t z więcej wiedzieli
0 krzyżujących się relacjach między p o d m i o t e m a przedmiotem
- m i m o i właśnie dlatego, że ujmowali tę relację jako k o ł o - niż
dopuszczała oficjalna linia szkoły, tak n e o p s y c h o l o g i c z n e j , jak
n e o k a n t o w s k i e j : postrzeżenie zawiera w sobie istotnie pojęcia
1 sądy. M i ę d z y p r a w d z i w y m przedmiotem a niepodważalnymi
d a n y m i z m y s ł o w y m i , między światem w e w n ę t r z n y m a zewnętrz­
n y m zieje przepaść, którą p o d m i o t musi p r z e b y ć na własne r y z y k o .
A b y odzwierciedlić rzecz taką, jaka jest, p o d m i o t musi dać jej
więcej, niż o d niej otrzymuje. P o d m i o t o d t w a r z a raz jeszcze świat,
który g o otacza, na p o d s t a w i e ś l a d ó w , jakie świat pozostawia
w j e g o zmysłach: jedność rzeczy z całą w i e l o r a k o ś c i ą cech i stanów;
i z w r o t n i e konstytuuje w ten s p o s ó b J a , uczy się b o w i e m nie tylko
z e w n ę t r z n y m , ale także z w o l n a od tychże w y o d r ę b n i a j ą c y m się
w e w n ę t r z n y m w r a ż e n i o m n a d a w a ć syntetyczną jedność. T o ż s a m e
Żywioły antysemityzmu 211

J a jest najpóźniejszym stałym p r o d u k t e m projekcji. W procesie,


który historycznie m ó g ł rozpocząć się d o p i e r o w miarę r o z w o j u
sił, rządzących k o n s t y t u o w a n i e m się ludzkiej fizjologii, J a roz­
w i n ę ł o się jako funkcja syntetyczna i zarazem ekscentryczna.
Zresztą także jako coś, co samoistnie się o b i e k t y w i z u j e , jest t y l k o
tym, c z y m jest dla n i e g o świat o b i e k t y w n y . W e w n ę t r z n a głębia
p o d m i o t u to nic innego jak t y l k o subtelność i b o g a c t w o zewnętrz­
n e g o świata postrzeżeń. G d y ta k r z y ż o w a relacja zostaje zakłócona,
J a zastyga w kamień. Jeżeli - jak chcą p o z y t y w i ś c i - J a p o l e g a na
rejestrowaniu danych, bez w ł a s n e g o p r z y c z y n k u - t y m s a m y m
kurczy się do w i e l k o ś c i p u n k t u , a jeżeli - jak chcą idealiści
- p r o j e k t u j e świat z bezmiernych źródeł s a m e g o siebie, wyczerpuje
się w t ę p y m powtarzaniu. O b a stanowiska rezygnują z ducha.
T y l k o w zapośredniczeniu, kiedy to nieistotne dane z m y s ł o w e
poruszają myśli do pełnej p r o d u k t y w n o ś c i , a z drugiej strony myśl
bez zastrzeżeń oddaje się p r z e m o ż n e m u wrażeniu - t y l k o w ten
s p o s ó b p r z e z w y c i ę ż o n a zostaje c h o r o b l i w a s a m o t n o ś ć , w jakiej
uwięziona jest cała natura. N i e p e w n o ś ć , której nie p o d w a ż y żadna
myśl, nie przedintelektualna jedność postrzeżenia i przedmiotu, ale
ich refleksyjnie ujęte p r z e c i w i e ń s t w o stwarza m o ż l i w o ś ć pojed­
nania. R o z r ó ż n i e n i e d o k o n u j e się w p o d m i o c i e , który ma świat
zewnętrzny w e własnej ś w i a d o m o ś c i , a przecież uznaje g o za coś
i n n e g o o d siebie. T o t e ż o w a refleksja, życie r o z u m u , d o k o n u j e się
jako ś w i a d o m a projekcja.
E l e m e n t e m p a t y c z n y m w antysemityzmie nie jest zachowanie
projekcyjne jako takie, lecz to, że brak w nim refleksji. Z chwilą,
g d y p o d m i o t nie umie już o d d a ć p r z e d m i o t o w i t e g o , co odeń
otrzymał, on sam nie staje się bynajmniej b o g a t s z y , lecz uboższy.
Traci zdolność do refleksji w o b u kierunkach: p o n i e w a ż nie
ogarnia refleksją przedmiotu, sam też nie poddaje już siebie żadnej
refleksji, a przeto traci z d o l n o ś ć odróżniania. Zamiast głosu
sumienia słyszy g ł o s y : zamiast w n i k a ć w siebie i p r o t o k o ł o w a ć
własną żądzę w ł a d z y , przypisuje i n n y m p r o t o k o ł y m ę d r c ó w S y j o ­
nu. R o z r a s t a się p o n a d miarę i zarazem kurczy. O b d a r z a hojnie
świat t y m , co t k w i w nim s a m y m ; ale na dary te składa się
doskonała nijakość, sztucznie rozdęte ś r o d k i bez c e l ó w , stosunki,
212 Dialektyka oświecenia

gierki, p o n u r a p r a k t y k a bez p e r s p e k t y w y m y ś l o w e j . S a m o pano­


w a n i e , które - nawet w postaci absolutnej - jest zawsze jedynie
ś r o d k i e m , staje się w nieskrępowanej projekcji zarazem w ł a s n y m
i c u d z y m celem, celem j a k o takim. W schorzałym i n d y w i d u u m
zaostrzony aparat intelektualny działa p r z e c i w k o i n n y m ludziom
z n o w u jako ślepy narząd w r o g o ś c i , przynależny d o zwierzęcych
p r a c z a s ó w - k t ó r y m w skali gatunku n i g d y nie przestał b y ć w o b e c
całej zewnętrznej natury. O d początku swej kariery species człowiek
ukazuje się i n n y m g a t u n k o m jako najbardziej rozwinięta i dlatego
najstraszliwsza siła destrukcyjna, a w obrębie ludzkości bardziej
z a a w a n s o w a n e rasy i technicznie lepiej uzbrojone ludy występują
w tej roli w o b e c p r y m i t y w n i e j s z y c h i p o w o l n i e j s z y c h , i w takim
stosunku pozostaje też chora jednostka w o b e c innych jednostek,
z a r ó w n o w manii w i e l k o ś c i , jak manii p r z e ś l a d o w c z e j . W obu
przypadkach podmiot znajduje się w ś r o d k u , świat jest tylko
okazją d o szaleństwa; staje się bezsilnym albo w s z e c h m o c n y m
zbiorem projektowanych nań treści. Opór, na jaki paranoik
bezustannie się uskarża, jest następstwem braku o p o r u , pustki,
jaką w y t w a r z a w o k ó ł siebie zaślepieniec. Paranoik nie może
przestać. Idea, która nie znajduje w rzeczywistości ż a d n e g o punktu
zaczepienia, utrwala się i staje się idee fixe.
P o n i e w a ż paranoik postrzega świat tak, jak to o d p o w i a d a jego
ślepym celom, m o ż e p o w t a r z a ć t y l k o w ł a s n ą jaźń, w y o b c o w a n ą
w abstrakcyjną manię. G o ł y schemat w ł a d z y jako takiej, przemoż­
nej w stosunku d o innych i w stosunku d o w ł a s n e g o , roz­
szczepionego J a , c h w y t a w s z y s t k o , co m u się nastręcza, i nie
zważając na szczególny charakter t e g o c z e g o ś , wplata je w pajęczy­
nę s w e g o mitu. Z a m k n i ę t y krąg wiecznie t e g o s a m e g o staje się
surogatem w s z e c h m o c y , jak g d y b y w ą ż , który obiecał p i e r w s z y m
ludziom, że będą jako B ó g , dopełnił swej obietnicy w paranoiku.
Paranoik t w o r z y w s z y s t k o na s w ó j obraz. Wydaje się nie po­
t r z e b o w a ć żadnej ż y w e j istoty, a żąda zarazem, by w s z y s c y mu
służyli. J e g o w o l a przenika k o s m o s , oplata w s z y s t k o siecią relacji.
J e g o systemy nie znają luk. J a k o astrolog w y p o s a ż a g w i a z d y
w m o c e , sprowadzające nieoczekiwaną z g u b ę - na o b c y c h w sta­
dium przedklinicznym, na n i e g o s a m e g o w stadium klinicznym.
Żywioły antysemityzmu

J a k o filozof czyni historię e g z e k u t o r e m nieuchronnych katastrof


i u p a d k ó w . J a k o s k o ń c z o n y szaleniec albo absolutny racjonalista
niszczy naznaczonych i n d y w i d u a l n y m aktem terroru albo przemy­
ślaną strategią eksterminacji. O d n o s i sukcesy. K o b i e t y uwielbiają
typ n i e w z r u s z o n e g o paranoidalnego mężczyzny, tak jak ludy
padają na kolana przed totalitarnym faszyzmem. U oddanych
wielbicielek element paranoiczny zostaje p o b u d z o n y przez parano-
ika jako demona, lęk przed g ł o s e m sumienia z wdzięcznością wita
t e g o , kto jest sumienia p o z b a w i o n y . I d ą za t y m , który nie zwraca
na nie u w a g i , który nie traktuje ich jako p o d m i o t y , ale u ż y w a do
w s z e l k i c h m o ż l i w y c h c e l ó w . K o b i e t y te czynią sobie religię
z zajmowania ważniejszych i mniej w a ż n y c h pozycji w ł a d z y ,
własnoręcznie robią z siebie p o t w o r y , za jakie u w a ż a je społeczeń­
s t w o . T o t e ż spojrzenie, które nawołuje je d o w o l n o ś c i , musi
w y d a w a ć im się spojrzeniem nazbyt n a i w n e g o uwodziciela. Ich
świat jest światem o p a c z n y m . Z a r a z e m zaś wiedzą, jak d a w n i
b o g o w i e , którzy obawiali się w z r o k u w i e r n y c h , że za zasłoną kryje
się martwota. W spojrzeniu nie-paranoicznym, ufnym, dopatrują
się ducha, który w nich o b u m a r ł , p o n i e w a ż wszędzie na zewnątrz
w i d z ą jedynie zimne środki służące ich s a m o z a c h o w a n i u . Taki
kontakt zawstydza je i rozwściecza. T y m c z a s e m szaleniec nie m o ż e
ich dosięgnąć, nawet jeśli jako W ó d z patrzy im w oczy. Szaleniec
wznieca w nich jedynie zapał. P r z y s ł o w i o w e spojrzenie w oczy nie
liczy się z indywidualnością, tak jak spojrzenie w o l n o ś c i , ale mierzy
i zafiksowuje. Z m u s z a innych d o jednostronnej wierności, g d y ż
z a m y k a je w p o z b a w i o n y c h okien ścianach m o n a d y ich własnej
o s o b y . N i e budzi sumienia, ale z g ó r y pociąga d o o d p o w i e d z i a l n o ­
ści. Spojrzenie penetrujące i wymijające, hipnotyczne i obojętne
mają tę samą naturę, wyłączają p o d m i o t . B r a k im refleksji, toteż na
bezrefleksyjnych działają elektryzująco. Niosą zdradę: kobiety
będą p o r z u c o n e , narody w y n i s z c z o n e . Szaleniec pozostaje karyka­
turą boskiej władzy. M i m o suwerennej p o s t a w y rzeczywista m o c
t w ó r c z a jest mu niedostępna, i analogicznie - jak diabłu - brak m u
a t r y b u t ó w zasady, którą sobie uzurpuje: wiernej miłości i u g r u n ­
towanej w sobie w o l n o ś c i . Szaleniec jest zły, p o d l e g ł y p r z y m u s o m
i tak słaby jak j e g o siła. J e ż e l i b o s k a w s z e c h m o c ma przyciągać ku
214 Dialektyka oświecenia

sobie stworzenia, to sataniczna, urojona w s z e c h m o c w c i ą g a wszys­


tko w swoją bezsilność. N a tym p o l e g a sekret jej panowania.
K o m p u l s y w n i e projektująca jaźń może rzutować na zewnątrz
t y l k o własne nieszczęście, a jako p o z b a w i o n a zdolności refleksji nie
m o ż e też dostrzec p r z y c z y n y t e g o nieszczęścia, t k w i ą c e g o w niej
samej. T o t e ż w y t w o r y fałszywej projekcji, s t e r e o t y p o w e schematy
myśli i rzeczywistości, są t w o r a m i z g u b y . D l a J a , które pogrąża się
w bezsensowną otchłań samego siebie, przedmioty stają się
alegoriami destrukcji - zawiera się w nich sens j e g o w ł a s n e g o
upadku.
T e o r i a psychoanalityczna za istotę patycznej projekcji uznała
przeniesienie o d r u c h ó w p o d m i o t u , które społeczeństwo tabuizuje,
na przedmiot. P o d naciskiem super-ego J a projektuje na świat
zewnętrzny w y c h o d z ą c e o d id i przez s w ą siłę niebezpieczne dla
n i e g o s a m e g o a g r e s y w n e p o r y w y jako złe intencje i dzięki temu,
reagując na tak z a p r o j e k t o w a n y świat zewnętrzny, może się od
nich u w o l n i ć , już to w w y o b r a ź n i , przez identyfikację z r z e k o m y m
złem, już to w rzeczywistości, w akcie rzekomej o b r o n y własnej.
T r a n s p o n o w a n e w agresji tabu ma przeważnie charakter homosek­
sualny. Z lęku przed kastracją p o s ł u s z e ń s t w o w o b e c ojca posunięte
zostaje aż d o jej antycypacji w u p o d o b n i e n i u ś w i a d o m e g o życia
u c z u c i o w e g o d o mentalności małej d z i e w c z y n k i , a nienawiść do
ojca zostaje w y p a r t a j a k o wieczny uraz. W paranoi nienawiść ta
przechodzi w chęć kastracji jako u o g ó l n i o n y pęd do destrukcji.
C h o r y cofa się d o stadium nierozróżniania miłości i g w a ł t o w n e j
dominacji. Dąży do fizycznej bliskości, d o zawładnięcia, do
stosunku za w s z e l k ą cenę. P o n i e w a ż nie m o ż e sam przed sobą
przyznać się d o żądzy, rzuca się na i n n e g o , jako zazdrośnik albo
p r z e ś l a d o w c a , tak jak wypierający w ł a s n e pragnienia sodomita
rzuca się na zwierzę j a k o m y ś l i w y albo naganiacz. Siła przyciągania
w y w o d z i się z nazbyt g ł ę b o k i e g o związku albo rodzi się spon­
tanicznie; jej o ś r o d k i e m m o g ą b y ć w i e l c y — w p r z y p a d k u kweru-
lantów i z a b ó j c ó w p r e z y d e n t ó w , albo ci, którzy stoją najniżej - jak
w p r z y p a d k u p o g r o m ó w . Przedmioty fiksacji są w y m i e n n e , jak
figury ojca w dzieciństwie; chodzi o to, by u g o d z i ć , nieważne
w k o g o ; mania nawiązania stosunku czepia się w s z y s t k i e g o , nie
Żywioły antysemityzmu

uznając żadnych z w i ą z k ó w . Patyczna projekcja to rozpaczliwe


przedsięwzięcie J a , które — w e d ł u g F r e u d a - jest nieskończenie
mniej o d p o r n e na bodźce w e w n ę t r z n e niż na bodźce zewnętrzne:
p o d naciskiem n a g r o m a d z o n e j agresji homoseksualnej mechanizm
psychiczny zapomina o swej filogenetycznie najpóźniejszej z d o b y ­
czy, autopercepcji, i doznaje owej agresji jako w r o g a zewnętrz­
n e g o , aby tym lepiej jej sprostać.
N a c i s k ten jednak ciąży także na z d r o w y m procesie poznania,
jako m o m e n t j e g o n a i w n o ś c i , nie objętej refleksją i popychającej
do przemocy. G d z i e k o l w i e k energia intelektualna rozmyślnie
koncentruje się na świecie z e w n ę t r z n y m , a w i ę c wszędzie, gdzie
c z ł o w i e k chce coś w y ś l e d z i ć , ustalić, u c h w y c i ć , gdzie chodzi
o funkcje, które ze stadium p r y m i t y w n e g o p o k o n y w a n i a zwierzę-
cości w y s u b l i m o w a ł y się w n a u k o w e metody opanowywania
p r z y r o d y , schematyzacja ł a t w o pomija proces s u b i e k t y w n y i usta­
nawia system jako rzecz samą. Uprzedmiotowione myślenie,
p o d o b n i e jak myślenie chore, zawiera w sobie arbitralność o b c e g o
w o b e c rzeczy s u b i e k t y w n e g o celu, zapomina o rzeczy i tym s a m y m
zadaje jej już g w a ł t , który p o t e m zadany jej będzie w praktyce.
Bezwarunkowy realizm c y w i l i z o w a n e j ludzkości, kulminujący
w faszyzmie, jest s z c z e g ó l n y m p r z y p a d k i e m paranoicznej manii,
która w y l u d n i a naturę i na koniec w y l u d n i a same ludy. Paranoja
ma s w e siedlisko w przepaści n i e p e w n o ś c i , jaką musi przebyć
każdy akt obiektywizacji. P o n i e w a ż nie ma ż a d n e g o absolutnie
zniewalającego a r g u m e n t u p r z e c i w k o sądom materialnie fałszy­
w y m , tedy zniekształconej percepcji, nawiedzanej przez takie sądy,
nie m o ż n a uleczyć. K a ż d e postrzeżenie zawiera nieświadomie
elementy p o j ę c i o w e , tak jak każdy sąd bezwiednie zawiera elemen­
ty fenomenalistyczne. P o n i e w a ż p r a w d a w y m a g a w y o b r a ź n i , t y m ,
k t ó r y c h w y o b r a ź n i a została uszkodzona, zawsze m o ż e się w y d a ­
w a ć , że p r a w d a jest fantazją, a ich złudzenia - p r a w d ą . C h o r y
c z ł o w i e k karmi się immanentnie przynależnym d o p r a w d y elemen­
tem fantazji, nieustannie g o eksponując. D e m o k r a t y c z n i e obstaje
przy r ó w n o u p r a w n i e n i u s w e g o szaleństwa, p o n i e w a ż w istocie
p r a w d a też nie jest zniewalająca. N a w e t g d y mieszczanin przyzna
już, że antysemita nie ma racji, to chce przynajmniej, by i ofiara
2l6 Dialektyka oświecenia

była winna. J a k o ż Hitler d o m a g a się usprawiedliwienia m a s o w y c h


m o r d ó w w imię uznanej przez p r a w o n a r o d ó w zasady s u w e r e n n o ­
ści, która toleruje w s z e l k ą przemoc w i n n y m kraju. J a k każdy
paranoik w y k o r z y s t u j e oszukańczą tożsamość p r a w d y i sofistyki;
ich rozdział, c h o ć tak ścisły, nie musi b y ć uznawany. Postrzeżenie
jest m o ż l i w e t y l k o p o d w a r u n k i e m , że rzecz będzie postrzegana
jako coś już o k r e ś l o n e g o , na przykład j a k o egzemplarz p e w n e g o
gatunku. Percepcja to zapośredniczona bezpośredniość, myśl
mająca u w o d z i c i e l s k ą siłę z m y s ł o w o ś c i . Percepcja na ślepo lokuje
elementy p o d m i o t o w e w pozornej samoprezentacji przedmiotu.
U w o l n i ć się o d tej domieszki halucynacji m o ż e t y l k o ś w i a d o m a
siebie praca myśli, w e d ł u g L e i b n i c j a ń s k i e g o i H e g l o w s k i e g o
idealizmu - filozofia. G d y myśl w procesie poznania identyfikuje
bezpośrednio założone w percepcji, a przeto zniewalające m o m e n ­
ty p o j ę c i o w e jako takie, s t o p n i o w o p r z y w r a c a je z n o w u pod­
m i o t o w i i o g o ł a c a z nieodpartej siły postrzeżenia. W procesie
takim każda wcześniejsza faza, także faza nauki, okazuje się w o b e c
filozofii jeszcze niejako postrzeżeniem, i n k r u s t o w a n y m nierozpoz­
n a n y m i elementami intelektualnymi, w y o b c o w a n y m fenomenem;
obstawanie przy tej fazie, bez z a n e g o w a n i a jej - świadczy o patolo­
gii poznania. C z ł o w i e k , który naiwnie absolutyzuje, c h o ć b y był
wszechstronnie czynny, zawsze biernie ulega, p o r a ż o n y oślepiającą
m o c ą fałszywej bezpośredniości.
A l e takie zaślepienie jest k o n s t y t u t y w n y m elementem wszel­
k i e g o sądu, k o n i e c z n y m p o z o r e m . K a ż d y sąd, r ó w n i e ż n e g a t y w n y ,
z w i ę k s z a bezpieczeństwo. Jeżeli nawet dla c e l ó w autokorekty
p o d k r e ś l a w ł a s n e w y i z o l o w a n i e i r e l a t y w i z m , nie może p o d a w a ć
s w y c h treści, c h o ć b y najostrożniej formułowanych, jako izo­
l o w a n y c h i r e l a t y w n y c h . N a tym p o l e g a istota sądu, w klauzuli
okopuje się czyste roszczenie. P r a w d a - w odróżnieniu od
p r a w d o p o d o b i e ń s t w a - nie jest stopniowalna. N e g a c j a , w y k r a c z a ­
jąca poza p o j e d y n c z y sąd i ocalająca j e g o p r a w d ę , jest możliwa
t y l k o p o d w a r u n k i e m , że sąd ten sam siebie uznawał za p r a w d ę
i był niejako paranoiczny. P r a w d z i w e w a r i a c t w o polega d o p i e r o na
niezmienności, na niezdolności myśli d o negacji, która w przeci­
w i e ń s t w i e d o u t r w a l o n e g o sądu jest zasadą myślenia. Paranoiczna
Żywioły antysemityzmu

n a d k o n s e k w e n c j a , zła nieskończoność niezmiennie t e g o s a m e g o


sądu, jest niedostatkiem k o n s e k w e n c j i myślenia; zamiast m y ś l o w o
d o p r o w a d z i ć absolutne roszczenie d o porażki i dzięki temu dalej
kształtować sąd, paranoik zacina się w s w y m roszczeniu, które
skazuje myślenie na p o r a ż k ę . Zamiast iść dalej i w n i k a ć w rzecz,
całe myślenie zużyte zostaje na beznadziejną o b s ł u g ę partykular­
n e g o sądu. Sąd ten jest niewzruszenie p o z y t y w n y , i o tyle nie d o
odparcia, a słabość paranoika p o l e g a na słabości myślenia. Reflek­
sja, która u z d r o w e g o c z ł o w i e k a kruszy m o c bezpośredniości,
n i g d y nie jest tak zniewalająca jak p o z ó r , który znosi. Jako
n e g a t y w n y , z w r o t n y , nie w p r o s t u k i e r u n k o w a n y ruch refleksja
p o z b a w i o n a jest brutalności, właściwej p o z y t y w i z m o w i . Jeżeli
psychiczna energia paranoi w y w o d z i się z o w e j libidinalnej
d y n a m i k i , którą odsłania psychoanaliza, to jej o b i e k t y w n a o d p o r ­
ność zasadza się na wieloznaczności, nieodłącznej o d aktu uprzed­
miotowienia; czynnikiem pierwotnie decydującym jest właśnie
h a l u c y n o g e n n a m o c t e g o aktu. W języku teorii selekcji p o w i e d z i a ­
ł o b y się, że w okresie kształtowania się l u d z k i e g o aparatu o d b i o r ­
c z e g o p r z e ż y w a ł y te o s o b n i k i , u których mechanizmy projekcyjne
najsilniej i n g e r o w a ł y w rudymentarne funkcje logiczne albo naj­
mniej były ograniczone p r z e d w c z e s n y m i czynnościami refleksyj­
nymi. D o dziś te przedsięwzięcia n a u k o w e , które mają przynosić
praktyczne rezultaty, w y m a g a j ą nieskrępowanej zdolności definio­
wania, zdolności z a t r z y m y w a n i a myśli w miejscu w y z n a c z o n y m
przez społeczne potrzeby, ograniczania pola, które będzie badane
w najdrobniejszych szczegółach, bez p o k u s y transcendencji - i p o ­
dobnie paranoik nie potrafi w y k r o c z y ć poza w y z n a c z o n y m u przez
los k o m p l e k s interesów. J e g o bystrość w y c z e r p u j e się w zafik-
s o w a n y m kręgu, tak jak ingenium ludzkości likwiduje się s a m o
w kieracie zakreślonym przez cywilizację techniczną. Paranoja jest
cieniem poznania.
Fatalna g o t o w o ś ć d o fałszywej projekcji jest tak złowieszczo
nieodłącznym pierwiastkiem ducha, że jako w y i z o l o w a n y w z o r z e c
samozachowania grozi z d o m i n o w a n i e m w s z y s t k i e g o , co w y k r a c z a
poza samozachowanie: kultury. F a ł s z y w a projekcja jest uzur­
patorem królestwa w o l n o ś c i i wykształcenia; paranoja jest znamię-
218 Dialektyka oświecenia

niem pół-inteligenta. Wszystkie s ł o w a stają się dlań elementem


o b ł ą k a n e g o systemu, p r ó b ą d u c h o w e g o zawłaszczenia o b s z a r ó w ,
k t ó r y m j e g o własne doświadczenie nie może sprostać; półin­
teligent chce g w a ł t e m nadać sens światu, który j e g o samego
p o z b a w i a sensu, a zarazem chce zniesławić ducha i doświadczenie,
w k t ó r y c h nie ma udziału, oskarża je o e k s k l u z y w i z m , chociaż
w rzeczywistości udziału t e g o wzbrania mu s p o ł e c z e ń s t w o . P o ł o ­
wiczne wykształcenie, które w przeciwieństwie do z w y k ł e g o braku
wykształcenia hipostazuje ograniczoną w i e d z ę jako p r a w d ę , nie
może znieść skrajnego rozziewu między światem w e w n ę t r z n y m
a z e w n ę t r z n y m , między i n d y w i d u l a n y m losem a p r a w a m i społe­
czeństwa, między zjawiskiem a istotą. W t y m cierpieniu zawiera się
p e w i e n element p r a w d y w p o r ó w n a n i u z prostą akceptacją danej
rzeczywistości, która p o w o ł u j e się na w y ż s z ą racjonalność. J e d ­
nakże strach każe p o ł o w i c z n e m u wykształceniu stereotypowo
sięgać p o którąś z charakterystycznych dlań formuł, aby bądź
uzasadnić nieszczęście, które już się w y d a r z y ł o , bądź przepowie­
dzieć katastrofę, przebieraną niekiedy za odrodzenie. Wyjaśnienie,
w k t ó r y m własne chęci w y s t ę p u j ą jako czynnik o b i e k t y w n y , jest
zawsze zewnętrzne i w y d r ą ż o n e z sensu, tak jak w y i z o l o w a n e
zdarzenie, zarazem niezręczne i ponure. O b s k u r a n c k i e systemy
pełnią dziś tę samą funkcję, co w średniowieczu mit diabła na
usługach oficjalnej religii: arbitralnie nadają sens zewnętrznemu
światu, tak jak p o s z c z e g ó l n y paranoik czyni to w e d ł u g p r y w a t n y c h
s c h e m a t ó w , przez n i k o g o nie podzielanych i z t e g o powodu
d o p i e r o sprawiających wrażenie szaleństwa. Z p o m o c ą spieszą tu
fatalne k o n w e n t y k l e i panacea, które stroją się w n a u k o w e piórka
i zabijają myślenie: teozofia, n u m e r o l o g i a , m e d y c y n a naturalna,
eurytmia, a b s t y n e n c t w o , y o g a i rozliczne inne sekty, konkurujące
ze sobą i w y m i e n n e , w s z y s t k i e w y p o s a ż o n e w akademie, hierar­
chie, f a c h o w y język, fetyszystyczne formuły nauki i religii. W cza­
sach, g d y istniało wykształcenie, były t w o r a m i apokryficznymi
i nie zasługującymi na szacunek. Dziś jednak, g d y wykształcenie
zamiera z przyczyn e k o n o m i c z n y c h , p o w s t a ł y i rozwinęły się na
nieoczekiwaną skalę n o w e w a r u n k i dla m a s o w e j paranoi. Minione
systemy w i a r y , p r z y j m o w a n e przez całe narody jako zwarte formy
Żywioły antysemityzmu 219

paranoidalne, nie były tak szczelne. Z e w z g l ę d u na s w ą racjonalną


strukturę i w ł a ś c i w o ś c i pozostawiały - przynajmniej od góry
- miejsce na wykształcenie i ducha, k t ó r y c h pojęcie b y ł o ich
w ł a ś c i w y m medium. W p e w i e n s p o s ó b przeciwdziałały w r ę c z
paranoi. F r e u d p o w i a d a o neurozach - w t y m p r z y p a d k u nawet
słusznie - że są to ,,formy a s p o ł e c z n e " , które usiłują "osiągnąć
ś r o d k a m i p r y w a t n y m i to, co w społeczeństwie p o w s t a ł o przez
3
pracę z b i o r o w ą " . S y s t e m y w i a r y zachowują coś z t e g o k o l e k t y w ­
n e g o charakteru, który chroni jednostki przed chorobą. C h o r o b a
ulega socjalizacji: w upojeniu wspólnej ekstazy - ba, p o prostu j a k o
w s p ó l n o t a - zaślepienie staje się relacją, a paranoiczny mechanizm
p o d d a n y zostaje kontroli, bez w y e l i m i n o w a n i a strachu. B y ć może
był to największy w k ł a d religii w dzieło s a m o z a c h o w a n i a g a t u n k u .
Paranoidalne formy ś w i a d o m o ś c i sprzyjają t w o r z e n i u z w i ą z k ó w ,
frond i g a n g ó w . C z ł o n k o w i e ich boją się, że są w swej obłąkanej
wierze osamotnieni. W trybie projekcji dopatrują się wszędzie
s p i s k ó w i prozelityzmu. U k o n s t y t u o w a n a g r u p a zachowuje się
w stosunku do innych zawsze paranoicznie; p o d tym w z g l ę d e m
w i e l k i e m o c a r s t w a , a nawet organizacje całej ludzkości nie różnią
się niczym o d ł o w c ó w g ł ó w . C i , którzy bez własnej w o l i w y ­
kluczeni są poza nawias ludzkości, p o d o b n i e jak ci, którzy
z tęsknoty do ludzkości sami się z niej wykluczają, wiedzą, że
prześladowanie w z m a c n i a patologiczną w i ę ź w e w n ę t r z n ą . Nor­
malny członek społeczeństwa roztapia swoją paranoję przez uczest­
n i c t w o w paranoi k o l e k t y w n e j i czepia się namiętnie obiek­
tywizujących, k o l e k t y w n y c h , s p r a w d z o n y c h form obłędu. Horror
vacui, który każe im p r z y s t ę p o w a ć d o z w i ą z k ó w i stowarzyszeń,
spaja ich m o c n o razem i użycza niemal nieprzezwyciężalnej siły.
W r a z z mieszczańską formą w ł a s n o ś c i u p o w s z e c h n i ł o się też
wykształcenie. W y p a r ł o paranoję w mroczne zakamarki społeczeń­
stwa i duszy. A l e j a k o że realna emancypacja c z ł o w i e k a nie
nadążała za o ś w i e c e n i e m ducha, c h o r o b ą dotknięte zostało samo
wykształcenie. I m w i ę k s z y dystans między ś w i a d o m o ś c i ą w y ­
kształconą a społeczną rzeczywistością, tym bardziej ś w i a d o m o ś ć
3
S. F r e u d , Totem i tabu. Przeł. J . P r o k o p i u k , M . Poręba, W a r s z a w a 1 9 9 3 .
s. 7 4 .
220 Dialektyka oświecenia

ta ulegała p r o c e s o w i urzeczowienia. K u l t u r a stała się w pełni


t o w a r e m , r o z p o w s z e c h n i a n y m w trybie informacji, nie przenikając
d o tych nawet, do których docierała jako informacja. M y ś l e n i e ma
krótki oddech, ogranicza się d o chwytania i z o l o w a n y c h faktów.
Z w i ą z k i m y ś l o w e odrzucane są jako n i e w y g o d n y i zbędny wysiłek.
M o m e n t r o z w o j o w y w myśleniu, geneza i i n t e n s y w n o ś ć , ulega
zapomnieniu i degradacji d o bezpośredniej teraźniejszości, eksten-
s y w n o ś c i . Dzisiejszy porządek życia nie p o z o s t a w i a J a wolnej
przestrzeni na d u c h o w e konsekwencje. Myśl zredukowana do
w i e d z y ulega neutralizacji, staje się wyłącznie kwalifikacją na
specyficznych rynkach pracy, p o d n o s i w a r t o ś ć t o w a r u , jakim jest
o s o b o w o ś ć . W ten s p o s ó b niszczeje o w a d u c h o w a zdolność do
autorefleksji, przeciwdziałająca paranoi. W a r u n k i p ó ź n e g o kapita­
lizmu sprawiają wreszcie, że p o ł o w i c z n e wykształcenie staje się
d u c h e m o b i e k t y w n y m . W totalitarnej fazie p a n o w a n i a p o ł o w i c z n e
wykształcenie p r z y w r a c a do g o d n o ś c i prowincjonalnych szar­
latanów polityki i w r a z z nimi obłędny system jako ultima ratio,
oraz narzuca ó w system większości p o d d a n y c h , i tak już s k o r u m ­
p o w a n y c h przez wielki przemysł i przemysł kulturalny. Absurd
p a n o w a n i a jest dla z d r o w e j ś w i a d o m o ś c i dziś tak o c z y w i s t y , że
przy życiu utrzymać się może jedynie ś w i a d o m o ś ć chora. G d y
p a n o w a n i e z konieczności staje się p r z e ś l a d o w a n i e m , znieść je
m o g ą t y l k o cierpiący na manię prześladowczą, p o n i e w a ż tym
s a m y m w o l n o im p r z e ś l a d o w a ć innych.
P o n a d t o faszyzm, w którym odpowiedzialność za kobietę
i dziecko, mozolnie w y h o d o w a n a przez mieszczańską cywilizację,
zanika w s k u t e k t e g o , że jednostka stale musi k i e r o w a ć się regula­
m i n e m , likwiduje sumienia. Sumienie - w b r e w temu, co w y o b ­
rażali sobie D o s t o j e w s k i i niemieccy a p o s t o ł o w i e życia w e w n ę t r z ­
nego - p o l e g a na tym, że J a w r a ż l i w e jest na zewnętrzną
substancjalność, zdolne uznać cudzą s p r a w ę za własną. Z d o l n o ś ć ta
to zdolność d o refleksji, w której r e c e p t y w n o ś ć splata się z w y o b ­
raźnią. Z chwilą g d y wielki przemysł, usuwając niezależne pod­
mioty g o s p o d a r c z e , p o części przez to, że eliminuje samodzielnych
przedsiębiorców, a p o części przez to, że przekształca r o b o t n i k ó w
w obiekty s y n d y k a t ó w , niepowstrzymanie likwiduje ekonomiczne
Żywioły antysemityzmu 22

p o d ł o ż e decyzji m o r a l n y c h , refleksja musi zamierać. D u s z a , jako


m o ż l i w o ś ć przyznania się przed s a m y m sobą do w i n y , niszczeje.
Sumienie staje się b e z p r z e d m i o t o w e , g d y ż miejsce o d p o w i e d z i a l ­
ności jednostki za siebie i s w o i c h bliskich zajmują - choć nadal p o d
d a w n y m sztandarem m o r a l n y m — świadczenia na rzecz aparatu.
N i e dochodzi już d o konfliktu w e w n ę t r z n e g o , który jest w a r u n ­
kiem kształtowania sumienia. Z a m i a s t uwewnętrznienia n a k a z ó w
społecznych, skutkiem c z e g o są one nie t y l k o bardziej z o b o w i ą z u ­
jące i zarazem bardziej otwarte, ale także niezależne o d społeczeń­
stwa, a ewentualnie m o g ą nawet k i e r o w a ć się p r z e c i w k o niemu,
w g r ę w c h o d z i szybka, bezpośrednia identyfikacja ze s t e r e o t y p o w ą
skalą wartości. W z o r o w a N i e m k a , ucieleśnienie cech k o b i e c y c h ,
i p r a w d z i w y N i e m i e c , ucieleśnienie cech męskich, p o d o b n i e jak ich
o d p o w i e d n i k i cudzoziemskie, to p r z y k ł a d y a s p o ł e c z n e g o konfor­
m i z m u . P a n o w a n i e - m i m o i właśnie dlatego, że jest złe - stało się
tak potężne, że bezsilna jednostka może stawić czoła s w e m u l o s o w i
jedynie za cenę ślepej uległości.
W tym stanie rzeczy o d s t e r o w a n e g o przez partię p r z y p a d k u
zależy, k o g o istota d e s p e r a c k o walcząca o s a m o z a c h o w a n i e obar­
czy — w drodze projekcji - w i n ą za s w ó j strach. P r e d e s t y n o w a n i d o
t e g o są Ż y d z i . Sfera cyrkulacji, gdzie mieli z a p e w n i o n ą silną
pozycję e k o n o m i c z n ą , zanika. Liberalistyczna forma przedsiębior­
stwa dawała r o z p r o s z o n e m u majątkowi jeszcze p e w n e w p ł y w y
polityczne. Dziś przedsiębiorcy, którzy l e d w o zdążyli się w y ­
e m a n c y p o w a ć , w y d a n i są p o t ę g o m kapitału, które stopiły się
z aparatem p a ń s t w o w y m i w y r o s ł y p o n a d konkurencję. N i e w a ż n e ,
jacy są n a p r a w d ę Ż y d z i , ich wizerunek - obraz przezwyciężonej
f o r m y - nosi cechy nieuchronnie przyciągające w r o g o ś ć totalitar­
n e g o p a n o w a n i a : szczęście bez w ł a d z y , zapłata bez pracy, ojczyzna
bez kamieni granicznych, religia bez mitu. W s z y s t k i e g o tego
p a n o w a n i e nie toleruje, p o n i e w a ż t e g o p r a g n ą dla siebie potajem­
nie p o d w ł a d n i . P a n o w a n i e może się utrzymać d o p ó t y , d o p ó k i sami
p o d w ł a d n i w e w ł a s n y c h oczach zohydzają przedmiot s w y c h prag­
nień. J e s t to m o ż l i w e za p o ś r e d n i c t w e m patycznej projekcji, jako
że r ó w n i e ż nienawiść p r o w a d z i d o zjednoczenia ze s w y m przed­
miotem - w zniszczeniu. N i e n a w i ś ć jest n e g a t y w n ą stroną pojed-
222 Dialektyka oświecenia

nania. Pojednanie to najwyższe pojęcie judaizmu, a sensem judaiz­


mu jest oczekiwanie: niezdolność do oczekiwania rodzi paranoicz­
ną formę reakcji. A n t y s e m i c i urzeczywistniają w ł a s n y m i siłami
swój n e g a t y w n y absolut, zmieniają w piekło świat, który zawsze
uważali za piekło. O d w r ó c e n i e tej fatalności zależy o d t e g o , czy
p o d d a n i w obliczu a b s o l u t n e g o szaleństwa o w ł a d n ą sobą i położą
szaleństwu kres. D o p i e r o uwolnienie myśli od p a n o w a n i a , obale­
nie p r z e m o c y m o g ł o b y urzeczywistnić ideę, która do tej pory
pozostawała n i e p r a w d z i w a : mianowicie że Ż y d jest człowiekiem.
B y ł b y to krok o d społeczeństwa a n t y s e m i c k i e g o , które z a r ó w n o
Ż y d ó w , jak innych w p ę d z a w c h o r o b ę , ku społeczeństwu ludz­
kiemu. Spełniłoby się też w ó w c z a s w b r e w sobie faszystowskie
k ł a m s t w o : kwestia ż y d o w s k a okazałaby się rzeczywiście p u n k t e m
zwrotnym dziejów. Wraz z pokonaniem choroby duchowej,
pieniącej się na ż y z n y m gruncie przez żadną refleksję nie zmąconej
p e w n o ś c i siebie, l u d z k o ś ć , która do tej p o r y jest p o w s z e c h n ą
anty-rasą, stałaby się gatunkiem, który będąc naturą jest jednak
czymś więcej niż natura, g d y ż posiada obraz s a m e g o siebie.
I n d y w i d u a l n a i społeczna emancypacja o d p a n o w a n i a to ruch
p r z e c i w n y fałszywej projekcji, a Ż y d , który k i e d y k o l w i e k stałby się
o b i e k t e m tejże, nie b y ł b y już znakiem nieszczęścia, które dziś
bezsensownie g o d z i w n i e g o , p o d o b n i e jak w e wszystkie prze­
ś l a d o w a n e istoty, zwierzęta i ludzi.

VII*

A l e antysemitów już nie m a * * . Ostatnio byli nimi liberałowie,


którzy chcieli w y r a ż a ć antyliberalne opinie. Staroświecki konser-

* R o z d z i a ł u t e g o nie b y ł o jeszcze w w y d a n i u z 1 9 4 4 r.; p o r . „Przed­


mowa", s 17 (pręyp. tłum.).
** Poczynając od 1 8 7 9 r. p o w s t a w a ł o w Niemczech mnóstwo partii,
frakcji i u g r u p o w a ń , mających w nazwie i programie antysemityzm (Liga
A n t y s e m i t ó w , A n t y s e m i c k i e Z j e d n o c z e n i e N i e m i e c k i e , A n t y s e m i c k a Par­
t i a N i e m i e c k o - S o c j a l n a , A n t y s e m i c k a P a r t i a L u d o w a etc); miały na ogół
krótki ż y w o t i niewielkie znaczenie w bieżącej p o l i t y c e , p r z y c z y n i ł y się
natomiast walnie do zmiany klimatu politycznego (pr%yp. tłum.).
Żywioły antysemityzmu 223

w a t y w n y dystans szlachty i korpusu oficerskiego w o b e c Ż y d ó w


miał p o d koniec X I X w i e k u czysto reakcyjny charakter. N a czasie
byli A h l w a r d t o w i e i P a ł k a - K u n z o w i e *. Skupiali w o k ó ł siebie
ludzi, stanowiących już materiał dla F ü h r e r a , cieszyli się p o p a r c i e m
najmarniejszych figur i m a n i a k ó w z całego kraju. D e m o n s t r o w a n y
antysemityzm w e w ł a s n y c h oczach był zarazem ruchem o b y w a t e l ­
skim i b u n t o w n i c z y m . Złorzeczenia z ust narodowców były
karykaturą s w o b ó d c y w i l n y c h . A n t y s e m i c k i e p o l i t y k o w a n i e przy
p i w i e ujawniało k ł a m s t w o niemieckiego liberalizmu: karmiło się
liberalizmem i ostatecznie z g o t o w a ł o mu kres. J a k k o l w i e k anty­
semici uważali, że ich własna przeciętność w stosunku d o Ż y d ó w
daje im p r a w o d o r ę k o c z y n ó w , które zawierały już w sobie ziarno
p o w s z e c h n e g o m o r d u , to w kwestiach e k o n o m i c z n y c h mieli wciąż
jeszcze dość przezorności, by zestawiać r y z y k o Trzeciej R z e s z y
z korzyściami swoistej w r o g i e j tolerancji. Antysemityzm był
jeszcze jednym z konkurencyjnych motywów subiektywnego
w y b o r u . Decyzja odnosiła się specyficznie d o antysemityzmu. A l e
przyjęcie teorii narodu zakładało już cały szowinistyczny s ł o w n i k .
A n t y s e m i c k i e p o g l ą d y b y ł y zawsze ś w i a d e c t w e m s t e r e o t y p o w o ś c i
myślenia. D z i ś stereotypy są już niepotrzebne. N a d a l d o k o n u j e się
w y b o r u , ale w y b i e r a się t y l k o między totalnościami. Miejsce
antysemickiej p s y c h o l o g i i zajmuje prosta akceptacja faszystows­
k i e g o pakietu w y b o r c z e g o {ticket) ** inwentarza haseł p r z e b o j o w e ­
g o w i e l k i e g o przemysłu. N a kartce w y b o r c z e j m a s o w e j partii
machina partyjna udostępnia w y b o r c y n a z w i s k a tych, którzy i tak
n i g d y nie znaleźli się w kręgu j e g o doświadczenia i na których
może g ł o s o w a ć tylko en bloc, i p o d o b n i e g ł ó w n e p u n k t y ideologii
s k o d y f i k o w a n e są na niewielu listach. W y b o r c a musi z d e c y d o w a ć
się en bloc na jedną z list, jeżeli nie chce, by j e g o własna p o s t a w a

* Hermann Ahlwardt, autor antysemickich pamfletów, poseł do


Reichstagu, hospitant Deutsch-Soziale Reformpartei; Hermann Kunze,
teoretyk wojskowości, wykładowca w szkole kadetów, przew.
Deutsch-Soziale Reformpartei, antysemicki demagog; przydomek Pałka
{Knüppelkun^e) w z i ą ł się stąd, że o r g a n i z o w a n e p r z e z n i e g o z e b r a n i a często
przeradzały się w b i j a t y k i (przyp. tłum.).
** Ticket - w amerykańskim systemie wyborczym lista kandydatów
w y s t a w i o n y c h przez daną partię (przyp- tłum.)
224 Dialektyka oświecenia

okazała się r ó w n i e bez znaczenia jak rozproszone głosy w dniu


w y b o r ó w w p o r ó w n a n i u z w y n i k a m i statystycznych k o l o s ó w .
Antysemityzm nie jest już samoistnym impulsem, ale deską
platformy w y b o r c z e j : kto daje szansę f a s z y z m o w i , ten podpisując
się p o d rozbiciem z w i ą z k ó w z a w o d o w y c h i krucjatą antybol-
szewicką, podpisuje się automatycznie p o d zagładą Ż y d ó w . Prze­
konania antysemity - c h o ć b y najbardziej zakłamane - zostały
wchłonięte przez z g ó r y ustalone i b e z p o d m i o t o w e programy
g ł o s z o n e przez r z e c z n i k ó w partii. G d y masy akceptują reakcyjny
pakiet, zawierający p u n k t p r z e c i w k o Ż y d o m , ulegają społecznym
m e c h a n i z m o m , w których i n d y w i d u a l n e doświadczenia kontak­
t ó w z Ż y d a m i nie o d g r y w a j ą żadnej roli. R z e c z y w i ś c i e okazało się,
że antysemityzm w regionach niezażydzonych * ma r ó w n i e duże
szanse, jak w s a m y m H o l l y w o o d . Miejsce doświadczenia zajmują
clicties, miejsce czynnej w doświadczeniu w y o b r a ź n i - pilna recep­
cja. C z ł o n k o m każdej w a r s t w y przepisane jest p e w n e pensum
orientacji, p o d karą szybkiej porażki. P r z y m u s orientacji dotyczy
z a r ó w n o w i e d z y o n a j n o w s z y c h samolotach, jak akcesu d o którejś
z narzuconych instancji w ł a d z y .
W świecie seryjnej produkcji stereotypizacja - j e g o schemat
- zajmuje miejsce pracy kategorialnej. Sąd nie opiera się już na
rzeczywiście dokonanej syntezie, ale na ślepej subsumpcji. Jeżeli
w fazie historycznie wcześniejszej sądy p o l e g a ł y na szybkim
rozróżnieniu, które p o z w a l a ł o natychmiast w y p u ś c i ć zatrutą strza­
łę, to o d tej p o r y w y m i a n a i w y m i a r s p r a w i e d l i w o ś c i zrobiły swoje.
Sądzenie przechodziło przez kolejne stopnie rozważań, co chroniło
podmiot sądzący przed brutalną identyfikacją z orzeczeniem.
W p ó ź n y m społeczeństwie p r z e m y s ł o w y m następuje regres do
egzekucji bez osądu. G d y faszyzm zastąpił uciążliwe postępowanie
s ą d o w e w s p r a w a c h karnych p r o c e d u r ą przyspieszoną, współcze­
śni byli d o t e g o e k o n o m i c z n i e p r z y g o t o w a n i ; nauczyli się już
bezrefleksyjnie patrzeć na rzeczy poprzez m y ś l o w e modele, ter mini
technici, które w czasach rozpadu języka s t a n o w i ą zawsze swoistą
żelazną rację. Postrzegający nie jest już o b e c n y w procesie

* W oryg. judenrein - typowe wyrażenie słownictwa nazistowskiego


(pr^yp- tłum.).
Żywioły antysemityzmu 225

postrzegania. N i e w y k a z u j e już o w e j czynnej bierności poznania,


w której elementy kategorialne i konwencjonalnie uformowane
datum kształtują się wzajemnie, na n o w o i o d p o w i e d n i o , tak by
uczynić zadość postrzeganemu p r z e d m i o t o w i . W dziedzinie nauk
społecznych, tak s a m o jak w świecie d o ś w i a d c z e ń j e d n o s t k o w y c h ,
łączy się s z t y w n o i bez zapośredniczenia ślepa naoczność i puste
pojęcia. W epoce trzystu s ł ó w p o d s t a w o w y c h zanika zdolność d o
w y s i ł k u sądzenia, a t y m s a m y m zanika różnica między p r a w d ą
a fałszem. M y ś l e n i e w w y s o c e w y s p e c j a l i z o w a n e j formie stanowi
jeszcze w p e w n y c h branżach podziału pracy część z a w o d o w e g o
rynsztunku, poza tym otaczane jest w z g a r d ą j a k o staroświecki
luksus: armchair thinking. O d ludzi oczekuje się, by czegoś d o k o n y ­
wali. I m bardziej w s k u t e k r o z w o j u techniki zbędna staje się praca
fizyczna, tym bardziej stawia się ją za p r z y k ł a d pracy d u c h o w e j ,
której nie w o l n o ulec p o k u s i e wyciągnięcia stąd k o n s e k w e n c j i . N a
t y m p o l e g a sekret ogłupiania, jakże k o r z y s t n e g o dla antysemityz­
mu. Jeżeli nawet w obrębie logiki pojęcie jest w o b e c danej
s z c z e g ó ł o w e j treści czymś czysto z e w n ę t r z n y m , to cóż d o p i e r o
w społeczeństwie - biada w s z y s t k i e m u , co reprezentuje różnicę!
K a ż d e m u przykleja się etykietkę: przyjaciela lub w r o g a . L e k ­
ceważenie p o d m i o t u ułatwia s p r a w ę administracji. Całe g r u p y
ludności przemieszcza się w inne regiony, i n d y w i d u a ze stemplem
„ Ż y d " w y s y ł a się d o g a z u .
O b o j ę t n o ś ć w o b e c i n d y w i d u u m , znajdująca s w ó j w y r a z w l o g i ­
ce, w y c i ą g a w n i o s k i z procesu e k o n o m i c z n e g o . I n d y w i d u u m stało
się hamulcem produkcji. Niejednoczesność rozwoju techniki
i c z ł o w i e k a , cultural lag, nad czym kiwali g ł o w a m i s o c j o l o g o w i e ,
zaczyna zanikać. Racjonalność ekonomiczna, sławetna zasada
minimalizacji ś r o d k ó w , nieustannie przekształca ostatnie jednostki
g o s p o d a r c z e : p r z e d s i ę b i o r s t w o i c z ł o w i e k a . Najbardziej p o s t ę p o ­
w a forma staje się formą dominującą. Kiedyś dom towarowy
w y w ł a s z c z y ł sklepiki w starym stylu. S k l e p i k i takie, w y r o s ł e
z reżimu m e r k a n t y l i s t y c z n e g o , b y ł y o ś r o d k i e m inicjatywy, za­
rządzania i organizacji i - jak d a w n e m ł y n y i kuźnie - stawały się
m a ł y m i fabryczkami, niezależnymi przedsiębiorstwami. W y m a g a ­
ło to wiele zachodu, b y ł o k o s z t o w n e i r y z y k o w n e . T o t e ż k o n -
226 Dialektyka oświecenia

kurencja w y ł o n i ł a bardziej wydajną, scentralizowaną formę sklepu


detalicznego: d o m t o w a r o w y . T o samo dzieje się z p s y c h o l o g i c z ­
n y m o d p o w i e d n i k i e m m a ł e g o przedsiębiorstwa - z i n d y w i d u u m .
I n d y w i d u u m p o w s t a ł o jako dynamiczna komórka aktywności
g o s p o d a r c z e j . W y e m a n c y p o w a w s z y się s p o d kurateli, jakiej pod­
legało w dawniejszych fazach r o z w o j u e k o n o m i c z n e g o , troszczyło
się s a m o o siebie: proletariusz w y n a j m o w a ł się na rynku pracy
i stale d o s t o s o w y w a ł d o n o w y c h w a r u n k ó w technicznych, przed­
siębiorca niestrudzenie realizował idealny typ hominis oeconomici.
Psychoanaliza przedstawia o w o w ten s p o s ó b powstałe w e w n ę t r z ­
ne małe p r z e d s i ę b i o r s t w o jako złożony układ dynamiczny pod­
ś w i a d o m o ś c i i ś w i a d o m o ś c i , id, ego i super-ego. W konfrontacji
z super-ego, instancją kontrolną społeczeństwa nad jednostką ego
utrzymuje p o p ę d y w granicach niezbędnych dla samozachowania.
T a r c i a są silne, neurozy - faux frais w ekonomii popędów
- nieuniknione. M i m o to s k o m p l i k o w a n a aparatura psychiczna
umożliwiała d o p e w n e g o stopnia s w o b o d n ą g r ę między pod­
miotami, będącą p o d s t a w ą g o s p o d a r k i r y n k o w e j . W erze wielkich
k o n c e r n ó w i w o j e n ś w i a t o w y c h takie zapośredniczanie procesu
s p o ł e c z n e g o przez niezliczone m o n a d y okazuje się anachroniz­
m e m . P o d m i o t y e k o n o m i i p o p ę d ó w podlegają p s y c h o l o g i c z n e m u
w y w ł a s z c z e n i u - e k o n o m i a ta przechodzi p o d bardziej racjonalny
zarząd s a m e g o społeczeństwa. J e d n o s t k a nie musi już określać
s w o i c h p o w i n n o ś c i w trybie bolesnej w e w n ę t r z n e j dialektyki
sumienia, s a m o z a c h o w a n i a i p o p ę d ó w . Z a c z ł o w i e k a c z y n n e g o
z a w o d o w o decyzje podejmuje hierarchia zrzeszeń aż p o administ­
rację n a r o d o w ą , w sferze prywatnej za p o ś r e d n i c t w e m schematów
kultury m a s o w e j , której p r z y m u s o w i k o n s u m e n c i podlegają aż po
ostatnie w e w n ę t r z n e impulsy. F u n k c j e ego i super-ego przejmują
g r e m i a i g w i a z d y , a masy, w y z b y t e nawet p o z o r u o s o b o w o ś c i ,
formują się z g o d n i e z hasłami i m o d e l a m i , c o p o w o d u j e daleko
mniej niż przedtem tarć między instynktami a w e w n ę t r z n ą cenzurą.
Jeżeli w epoce liberalizmu indywidualizacja części ludności była
elementem adaptacji c a ł e g o społeczeństwa d o stanu techniki, to
dziś f u n k c j o n o w a n i e aparatury g o s p o d a r c z e j w y m a g a kierowania
masami nie z a k ł ó c o n e g o przez indywidualizację. W y t y c z o n y przez
Żywioły antysemityzmu 227

ekonomię kierunek c a ł o ś c i o w e g o procesu społecznego, który


zawsze odbijał się na d u c h o w e j i fizycznej konstytucji c z ł o w i e k a ,
p o z w a l a zmarnieć tym o r g a n o m jednostki, które działały na rzecz
s a m o d z i e l n e g o kształtowania własnej egzystencji. O d k ą d myślenie
stało się sektorem w podziale pracy, plany o d n o ś n y c h e k s p e r t ó w
i w o d z ó w sprawiają, że niepotrzebne są jednostki planujące s w o j e
własne szczęście. Irracjonalność p i l n e g o i u l e g ł e g o d o s t o s o w y w a ­
nia się d o rzeczywistości jest dla jednostki czymś bardziej racjonal­
n y m o d rozumu. Jeżeli kiedyś mieszczanin interioryzował p r z y m u s
jako o b o w i ą z e k sumienia - dokonując tej operacji na s a m y m sobie
i na s w o i c h robotnikach - to tymczasem cały c z ł o w i e k stał się
p o d m i o t e m - p r z e d m i o t e m represji. W toku postępu społeczeństwa
p r z e m y s ł o w e g o - które ma j a k o b y c u d o w n y m s p o s o b e m zlik­
w i d o w a ć zasadę pauperyzacji, choć zasada ta jest j e g o o w o c e m
- pohańbieniu ulega pojęcie, będące u s p r a w i e d l i w i e n i e m całego
procesu: pojęcie c z ł o w i e k a jako o s o b y , j a k o nosiciela r o z u m u .
D i a l e k t y k a oświecenia przeradza się o b i e k t y w n i e w obłęd.
T e n obłęd jest zarazem obłędem rzeczywistości politycznej.
J a k o gęsta tkanina n o w o c z e s n e j komunikacji świat stał się tak
jednolity, że n a r o d o w y k o l o r y t ujawnia się już t y l k o w sztucznie
wymyślanych różnicach między śniadaniem dyplomatycznym
w D u m b a r t o n O a k s i w Persji, a o n a r o d o w e j o d r ę b n o ś c i ś w i a d c z ą
przede w s z y s t k i m miliony g ł o d n e ryżu, które w y m k n ę ł y się przez
ciasne oczka sieci. Obfitość dóbr, które m o ż n a produkować
wszędzie i w tym s a m y m czasie, sprawia, że w a l k a o s u r o w c e
i r y n k i zbytu w y d a j e się coraz w i ę k s z y m anachronizmem, a zara­
zem l u d z k o ś ć podzielona jest na kilka b l o k ó w militarnych. B l o k i te
rywalizują ze sobą jeszcze zacieklej niż firmy w dobie anarchistycz­
nej p r o d u k c j i t o w a r o w e j i zmierzają d o wzajemnej likwidacji. I m
bardziej niedorzeczny jest antagonizm, tym sztywniejszy podział
na b l o k i . D o p ó k i totalna identyfikacja z tymi monstrualnymi
p o t ę g a m i narzucana jest w s z y s t k i m m i e s z k a ń c o m o d n o ś n y c h stref
w ł a d z y j a k o d r u g a natura, a w s z y s t k i e p o r y ś w i a d o m o ś c i są
szczelnie zatykane, d o p ó t y masy u t r z y m y w a n e będą w stanie
absolutnej apatii, która uzdatnia je d o c u d ó w w y d a j n o ś c i . N a
p o z ó r w y d a j e się, że decyzje należą wciąż d o jednostki — w rzeczy-
228 Dialektyka oświecenia

wistości p o d e j m o w a n e są w znaczej mierze z g ó r y . G ł o s z o n a przez


p o l i t y k ó w tych o b o z ó w nieprzezwyciężalna w r o g o ś ć o b u ideologii
sama jest tylko ideologią ślepego układu władzy. Myślenie
w kategoriach pakietu {Ticketdenken), p r o d u k t uprzemysłowienia
i j e g o reklamy, rozciąga się na stosunki m i ę d z y n a r o d o w e . T o , czy
o b y w a t e l w y b i e r z e pakiet k o m u n i s t y c z n y czy faszystowski, zależy
od tego, czy bardziej imponuje mu Armia C z e r w o n a , czy
laboratoria Z a c h o d u . U r z e c z o w i e n i e , za k t ó r e g o s p r a w ą struktura
w ł a d z y , m o ż l i w a t y l k o przy bierności mas, jawi się tymże jako
niewzruszona rzeczywistość, stało się tak gęste, że każdy
spontaniczny o d r u c h , a nawet s a m o t y l k o w y o b r a ż e n i e praw­
d z i w e g o stanu rzeczy nieuchronnie staje się skamieniałą utopią,
d e w i a c y j n y m sekciarstwem. Sieć p o z o r ó w stała się tak gęsta, że
przejrzenie jej na w y l o t , jej z d e m a s k o w a n i e o b i e k t y w n i e nabiera
charakteru halucynacji. N a t o m i a s t w y b r a ć pakiet to d o s t o s o w a ć
się d o p o z o r u skamieniałego w rzeczywistość, który przez każdy
taki akt d o s t o s o w a n i a w n i e s k o ń c z o n o ś ć się reprodukuje. K a ż d y ,
kto c h o ć b y ż y w i w ą t p l i w o ś c i , jest już n a p i ę t n o w a n y jako dezerter.
O d c z a s ó w Hamleta wahanie b y ł o znakiem myślenia i człowieczeń­
stwa. S t r w o n i o n y czas reprezentował i zarazem zapośredniczał
dystans między tym, co i n d y w i d u a l n e , a t y m , co o g ó l n e - jak
w e k o n o m i i cyrkulacja zapośredniczała k o n s u m p c j ę i produkcję,
D z i ś jednostki otrzymują g o t o w y pakiet w y b o r c z y o d w ł a d z , tak
jak k o n s u m e n c i nabywają samochód w dziale zbytu fabryki.
Z a d o ś ć u c z y n i e n i e rzeczywistości, adaptacja d o w ł a d z y nie jest już
rezultatem d i a l e k t y c z n e g o procesu między p o d m i o t e m a rzeczy­
wistością, ale bezpośrednim p r o d u k t e m kółek zębatych przemysłu.
M a m y likwidację zamiast zniesienia, negację formalną zamiast
negacji określonej. N i e znające h a m u l c ó w p r o d u k c y j n e kolosy
p o k o n a ł y i n d y w i d u u m nie dlatego, że z a p e w n i ł y m u całkowite
zaspokojenie, ale dlatego, że zniszczyły je jako p o d m i o t . N a tym
p o l e g a ich d o s k o n a ł a racjonalność, zbieżna z ich szaleństwem.
Skrajna d y s p r o p o r c j a między k o l e k t y w e m a jednostkami unicest­
w i a napięcie, ale niezakłócona harmonia w s z e c h m o c y i bezsilności
sama jest niezpośredniczoną sprzecznością, a b s o l u t n y m przeci­
w i e ń s t w e m pojednania.
Żywioły antysemityzmu
229

Wraz z indywiduum nie zanikły w i ę c jego psychologiczne


determinanty, które zawsze były agenturami f a ł s z y w e g o społe­
czeństwa w e w n ą t r z c z ł o w i e k a . A l e typy charakterologiczne mają
dziś dokładnie w y z n a c z o n e miejsce w planie maszynerii władzy.
K a l k u l a c j a u w z g l ę d n i a ich w s p ó ł c z y n n i k i działania i tarcia. Sam
pakiet w y b o r c z y jest już k o ł e m zębatym. T o , co w mechanizmie
p s y c h o l o g i c z n y m zawsze b y ł o p r z y m u s o w e , zależne i irracjonalne,
jest precyzyjnie d o p a s o w a n e . R e a k c y j n y pakiet, k t ó r e g o skład­
nikiem jest antysemityzm, d o s t o s o w a n y jest d o s y n d r o m u destruk-
c y j n o - k o n w e n c j o n a l n e g o . Reakcja p r z e c i w k o Ż y d o m nie ma cha­
rakteru p i e r w o t n e g o , lecz raczej najpierw w y k s z t a ł c a się p e w i e n
kierunek instynktownych działań, i dopiero pakiet podsuwa
s t o s o w n y przedmiot p r z e ś l a d o w a ń . Z w i ą z a n e z d o ś w i a d c z e n i e m
„żywioły antysemityzmu", pozbawione mocy wskutek utraty
d o ś w i a d c z e ń , której w y r a z e m jest myślenie p a k i e t o w e , zostają
przez pakiet raz jeszcze z m o b i l i z o w a n e . D o k o n a n y już rozkład
tych ż y w i o ł ó w p o w o d u j e nieczyste sumienie u neo-antysemity
i tym s a m y m nienasycony pęd do zła. Właśnie dlatego, że
p s y c h o l o g i a jednostek t w o r z y sama siebie i s w o j e treści już t y l k o za
p o ś r e d n i c t w e m społecznie dostarczanych syntetycznych schema­
t ó w , dzisiejszy antysemityzm ma tak nijaki, nieprzejrzysty charak­
ter. Ż y d o w s k i pośrednik staje się d o s k o n a ł y m w i z e r u n k i e m diabła
d o p i e r o w t e d y , g d y e k o n o m i c z n i e już w ł a ś c i w i e nie istnieje; w ten
s p o s ó b triumf jest łatwiejszy, a nawet antysemicki ojciec rodziny
staje się w o l n y m o d o d p o w i e d z i a l n o ś c i w i d z e m niepowstrzymanej
tendencji dziejowej, ingerującym t y l k o w ó w c z a s , g d y w y m a g a
t e g o j e g o rola funkcjonariusza partyjnego albo p r a c o w n i k a fabryki
c y k l o n u . Administracja totalitarnych państw, która zarządza w y t ę ­
pienie tych części n a r o d u , które nie o d p o w i a d a j ą w y m o g o m czasu,
jest t y l k o e g z e k u t o r e m z d a w n a zapadłych w e r d y k t ó w e k o n o m i c z ­
nych. C i , k t ó r y m podział pracy w y z n a c z y ł inne miejsce, m o g ą się
temu przyglądać z taką samą obojętnością, jaką czytelnik gazet
wykazuje w o b e c doniesienia o pracach p o r z ą d k o w y c h na miejscu
wczorajszej katastrofy. B o też i sama o d r ę b n o ś ć , w której imię
morduje się ofiary, d a w n o już się zatarła. L u d z i , którzy jako Ż y d z i
podpadają p o d dekret, trzeba d o p i e r o w y s z u k i w a ć na p o d s t a w i e
Dialektyka oświecenia

k ł o p o t l i w y c h kwestionariuszy - g d y ż p o d niwelującym naciskiem


p ó ź n e g o społeczeństwa p r z e m y s ł o w e g o w r o g i e religie, niegdyś
konstytuujące różnicę, zostały tymczasem w drodze skutecznej
asymilacji p r z e t w o r z o n e w czyste d o b r a kulturalne. Ż y d o w s k i e
masy uchylają się o d myślenia p a k i e t o w e g o w stopniu równie
niewielkim jak c z ł o n k o w i e którejś z w r o g i c h organizacji młodzie­
ż o w y c h . F a s z y s t o w s k i antysemityzm musi poniekąd dopiero wy­
najdować s w ó j obiekt. Paranoja zmierza d o s w e g o celu już nie na
p o d s t a w i e indywidualnej historii c h o r o b y s a m e g o prześladowcy;
stawszy się s p o s o b e m społecznej egzystencji, musi ten cel sama
u s t a n o w i ć w zaślepiającym kontekście w o j e n i koniunktur, zanim
rzucą się nań, w e w n ę t r z n i e i zewnętrznie, towarzysze rodacy,
o d p o w i e d n i o p r e d y s p o n o w a n i p s y c h o l o g i c z n i e jako pacjenci.
O k o l i c z n o ś ć , że w tendencji antysemityzm jest już t y l k o pozycją
w w y m i e n n y m pakiecie, nieodparcie uzasadnia nadzieję na jego
koniec. Ż y d z i m o r d o w a n i są w czasie, kiedy W o d z o w i e m o g l i b y
w y m i e n i ć antysemicką deskę platformy r ó w n i e ł a t w o jak ludzkie
zespoły można z j e d n e g o miejsca na w s k r o ś zracjonalizowanej
produkcji przenieść na inne. P o d ł o ż e m e w o l u c j i , która prowadzi
d o myślenia p a k i e t o w e g o , jest uniwersalna redukcja wszystkich
specyficznych energii d o jednej, zawsze tej samej, abstrakcyjnej
f o r m y pracy - o d pola b i t w y p o gabinet. A l e przejście o d takich
w a r u n k ó w d o stanu l u d z k i e g o jest n i e m o ż l i w e , p o n i e w a ż dobro
zaznaje tego s a m e g o losu, co zło. W o l n o ś ć w p o s t ę p o w y m pakiecie
jest dla politycznych struktur czystej w ł a d z y , będących koniecz­
n y m celem p o s t ę p o w y c h decyzji, czymś tak z e w n ę t r z n y m , jak
wrogość wobec Żydów dla trustu chemicznego. Wprawdzie
p o s t ę p o w y pakiet przyciąga jednostki p s y c h o l o g i c z n i e bardziej
ludzkie, ale w s k u t e k kurczącego się pola doświadczeń również
zwolennicy postępowego pakietu stają się w r o g a m i różnicy.
A n t y s e m i t y z m e m jest nie dopiero pakiet zawierający antysemickie
treści, lecz mentalność p a k i e t o w a jako taka. Wściekła reakcja na
różnicę - ten teleologicznie nieodłączny element o w e j mentalności,
jako resentyment p o d m i o t ó w p a n o w a n i a nad naturą, którzy sami
podlegają p a n o w a n i u - g o t o w a jest uderzyć w naturalną mniej­
szość, j a k k o l w i e k p o d m i o t y te zagrażają przede w s z y s t k i m mniej-
Żywioły antysemityzmu

szóści społecznej. O d p o w i e d z i a l n ą za s p o ł e c z e ń s t w o elitę daleko


trudniej jest z l o k a l i z o w a ć niż inne mniejszości. W m g ł a w i c y
s t o s u n k ó w własności, posiadania, d y s p o n o w a n i a i zarządzania,
elita ta skutecznie w y m y k a się teoretycznemu określeniu. I d e o ­
logia rasy i rzeczywistość klasy ujawnia jedynie abstrakcyjną
różnicę w stosunku d o w i ę k s z o ś c i . Jeżeli jednak p o s t ę p o w y pakiet
zmierza d o czegoś, co jest gorsze niż j e g o treść, to treść pakietu
f a s z y s t o w s k i e g o jest tak nijaka, że jako namiastka czegoś lepszego
m o ż e być utrzymana t y l k o dzięki r o z p a c z l i w y m w y s i ł k o m oszuka­
n e g o . J e g o groza p o l e g a na j a w n y m , a m i m o to utrzymującym się
kłamstwie. N i e dopuszcza żadnej p r a w d y , która b y ł a b y mier­
nikiem j e g o oceny, w bezmiarze j e g o niedorzeczności rysuje się
jednak z bliska p r a w d a n e g a t y w n i e całkiem już u c h w y t n a - i t y l k o
c a ł k o w i t a zatrata myślenia m o ż e o d niej oddzielić ludzi, po­
z b a w i o n y c h zdolności osądu. Z a w ł a d n ą w s z y s o b ą i przeistaczając
się w przemożną siłę, s a m o oświecenie m o g ł o b y przełamać granice
oświecenia.
Notatki i szkice

PRZECIWKO DOBRZE ZORIENTOWANYM

Czasy hitlerowskie p o u c z y ł y nas między innymi o głupocie


b y s t r y c h u m y s ł ó w . Ileż to r z e c z o w y c h a r g u m e n t ó w przytaczali
Ż y d z i , kwestionując szanse sukcesu Hitlera w chwili, g d y nie było
już c o do tego żadnych wątpliwości. Z a p a m i ę t a ł e m rozmowę,
w której p e w i e n e k o n o m i s t a , p o w o ł u j ą c się na interesy bawarskich
b r o w a r n i k ó w , d o w o d z i ł niemożności uniformizacji N i e m i e c . Inni
z n a w c y twierdzili z kolei, że faszyzm na Z a c h o d z i e nie wchodzi
w g r ę . L u d z i e dobrze zorientowani zawsze ułatwiają sprawę
b a r b a r z y ń c o m , p o n i e w a ż są tacy głupi. T e uwzględniające wielość
a s p e k t ó w , d a l e k o w z r o c z n e sądy, p r o g n o z y oparte na statystyce
i doświadczeniu, stwierdzenia zaczynające się o d s ł ó w ,,W końcu ja
się na tym z n a m " , wyczerpujące i rzetelne opinie - właśnie one są
nieprawdziwe.
Hitler był p r z e c i w k o d u c h o w i i p r z e c i w k o ludzkości. A l e
istnieje r ó w n i e ż p e w i e n typ ducha, który z w r a c a się p r z e c i w k o
ludzkości: j e g o znakiem s z c z e g ó l n y m jest poczucie w y ż s z o ś c i ,
oparte na rozległej orientacji.

Dopisek

D o b r a orientacja k o ń c z y się g ł u p o t ą - taka jest historyczna


tendencja. R o z u m n o ś ć , w sensie, w jakim Chamberlain jeszcze
podczas konferencji w G o d e s b e r g n a z w a ł żądania Hitlera niero­
z u m n y m i , znaczy tyle, że należy z a c h o w a ć r ó w n o w a g ę między
d a w a n i a m a braniem. T a k i rozum kształcił się w szkole w y m i a n y .
Cele można osiągać t y l k o pośrednio, p o n i e k ą d w trybie mechaniz­
mu r y n k o w e g o , poprzez d r o b n e korzyści, jakie osiąga siła zgodnie
z regułami g r y , czyli w e d l e zasady w z a j e m n y c h ustępstw. B y s t r y
u m y s ł z a w o d z i , g d y siła przestaje k i e r o w a ć się regułami gry
i zmierza d o b e z p o ś r e d n i e g o zawłaszczenia. M e d i u m tradycyjnej
Notatki i szkice 2
33

inteligencji mieszczańskiej - dyskusja - ulega r o z k ł a d o w i . J u ż


jednostki nie m o g ą ze sobą r o z m a w i a ć i w i e d z ą o tym: dlatego
zrobiły z g r y p o w a ż n ą , o d p o w i e d z i a l n ą instytucję, która pochłania
w s z y s t k i e siły, tak że ani nie dochodzi d o r o z m o w y , ani do
zamilknięcia. T o samo dzieje się w skali g l o b a l n e j . F a s z y s t y nie da
się przekonać. Z c h w i l ą g d y partner zaczyna m ó w i ć , faszysta
u w a ż a to za bezczelny wtręt. J e s t nieprzenikalny dla rozumu,
p o n i e w a ż rozum oznacza dla n i e g o wyłącznie ustępstwa ze strony
innych.
G ł u p o t a b y s t r e g o u m y s ł u , sprzeczna sama w sobie, jest koniecz­
nością. A l b o w i e m mieszczańska ratio musi p r e t e n d o w a ć d o uni­
wersalności, a zarazem ją ograniczać. W akcie w y m i a n y każdy
dostaje s w o j e , a m i m o to wszelki akt w y m i a n y p r o d u k u j e społecz­
ną n i e s p r a w i e d l i w o ś ć - i p o d o b n i e refleksyjna forma w y m i a n y
g o s p o d a r c z e j , rozum panujący - s p r a w i e d l i w y , o g ó l n y , a przecież
partykularystyczny - jest narzędziem przywileju w ramach r ó w n o ­
ści. T e m u r o z u m o w i faszysta w y s t a w i a rachunek. Reprezentuje
jawnie partykularność i t y m s a m y m demaskuje własne ogranicze­
nia ratio, która bezprawnie chełpi się s w ą o g ó l n o ś c i ą . G d y dobrze
zorientowani okazują się g ł u p c a m i , r o z u m uzyskuje d o w ó d w ł a s ­
nej nierozumności.
A l e i faszysta majstruje przy tej sprzeczności. Mieszczański
r o z u m b o w i e m jest w rzeczywistości nie t y l k o partykularny, lecz
także i o g ó l n y , a j e g o o g ó l n o ś ć musi doścignąć faszyzm, choć ten
jej zaprzecza. C i , którzy doszli do w ł a d z y w N i e m c z e c h , byli
sprytniejsi niż liberałowie i głupsi od nich. P o s t ę p o w e g o k r o k u
w i o d ą c e g o do n o w e g o ładu dokonali w znacznej mierze ci, którzy
nie nadążali za postępem - bankruci, sekciarze, błaźni. Są u o d p o r ­
nieni na błędy, d o p ó k i mają dość w ł a d z y , by nie dopuszczać
konkurencji. J e d n a k w konkurencji państw faszyści są już tak
samo jak w s z y s c y narażeni na popełnianie b ł ę d ó w , a co więcej ich
k r ó t k o w z r o c z n o ś ć , tępy u p ó r , nieznajomość sił e k o n o m i c z n y c h ,
a zwłaszcza niezdolność dostrzegania stron n e g a t y w n y c h i u-
względniania ich w ocenie sytuacji, także s u b i e k t y w n i e p o p y c h a
ich d o katastrofy, której w skrytości zawsze o c z e k i w a l i .
234 Dialektyka oświecenia

DWA ŚWIATY

T u , w tym kraju, nie ma żadnej różnicy między losem ekonomi­


c z n y m a c z ł o w i e k i e m . C z ł o w i e k to tyle, co j e g o majątek, dochody,
s t a n o w i s k o , szanse. E k o n o m i c z n a maska charakteru i to, co tkwi
pod spodem, pokrywają się w ś w i a d o m o ś c i ludzi - łącznie
z p o k r z y w d z o n y m i - aż p o najdrobniejsze zmarszczki. K a ż d y jest
tyle wart, ile zarabia, każdy zarabia tyle, ile jest wart. C z y m jest,
d o w i a d u j e się ze zmiennych kolei swej egzystencji gospodarczej.
W i n n y m charakterze siebie nie zna. J e ż e l i kiedyś materialistyczna
k r y t y k a społeczna głosiła p r z e c i w k o i d e a l i z m o w i , że nie świado­
m o ś ć określa byt, ale byt - ś w i a d o m o ś ć , że p r a w d y o społeczeńst­
w i e szukać należy nie w j e g o idealistycznych wyobrażeniach
0 s a m y m sobie, lecz w j e g o g o s p o d a r c e , to współczesna s a m o w i e -
dza zdążyła już w y z b y ć się tego idealizmu. L u d z i e oceniają swoją
jaźń w e d l e swej wartości r y n k o w e j i uczą się, czym są, na
p o d s t a w i e t e g o , jak im się wiedzie w kapitalistycznej g o s p o d a r c e .
Ich los, c h o ć b y najsmutniejszy, nie jest dla nich czymś zewnętrz­
n y m - uznają g o . C h i ń c z y k , żegnając się,
R z e k ł schrypniętym g ł o s e m : O przyjacielu,
Szczęście nie uśmiechnęło się d o mnie na tym świecie.
D o k ą d idę? Wędruję w g ó r y ,
P o s z u k a m s p o k o j u dla m e g o s a m o t n e g o serca.
A m e r y k a n i n p o w i a d a : l am a failure.
And that is that.

PRZEMIANA IDEI W PANOWANIE

Z najdawniejszej egzotycznej historii wyłaniają się niekiedy


tendencje historii najnowszej i najbliższej, i w s k u t e k oddalenia
stają się tym wyraźniejsze.
1
W s w y m k o m e n t a r z u d o Isa-upanis^ady Deussen wskazuje, że
hinduska myśl d o k o n u j e w tym dziele t e g o s a m e g o k r o k u naprzód,
j a k i e g o J e z u s w e d ł u g E w a n g e l i i św. Mateusza d o k o n a ł w stosunku

1
P. Deussen: Sechzcig Upanishads des Veda. Lepizig 1 9 0 5 , s. 5 2 4 .
Notatki i szkice

d o J a n a Chrzciciela, a stoicy w stosunku d o c y n i k ó w . U w a g a ta jest


p o d w z g l ę d e m h i s t o r y c z n y m o tyle jednostronna, że b e z k o m ­
p r o m i s o w e idee J a n a Chrzciciela i c y n i k ó w , p o d o b n i e jak p o g l ą d y ,
w z g l ę d e m których postęp stanowić mają o w e pierwsze w e r s y
2
Isa-upanis^adj , przypominają raczej l e w i c o w e nurty secesyjne,
wyłamujące się z potężnych klik i partii, niż g ł ó w n e linie r o z w o j u
h i s t o r y c z n e g o , z k t ó r y c h następnie d o p i e r o w y o d r ę b n i ł a się euro­
pejska filozofia, chrześcijaństwo i żywotna religia wedyjska.
W zbiorach hinduskich też, jak relacjonuje sam Deussen,
lsa-upanis%ada znajduje się na początku, a w i ę c przed tymi, k t ó r y c h
ma j a k o b y być przezwyciężeniem. Niemniej przeto w tym p i e r w ­
s z y m u t w o r z e , o k t ó r y m m o w a , istotnie zawiera się coś ze zdrady
m ł o d z i e ń c z e g o radykalizmu, rewolucyjnej opozycji w o b e c panują­
cej rzeczywistości.
Przejście do zorganizowanych form wedyzmu, stoicyzmu
i chrześcijaństwa p o l e g a na udziale w społecznej rzeczywistości, na
b u d o w a n i u jednolitego systemu teoretycznego. E l e m e n t e m zapo-
średniczającym jest nauka, zgodnie z którą a k t y w n a rola w życiu
nie szkodzi zbawieniu duszy, jeżeli t y l k o ma się w ł a ś c i w ą p o s t a w ę .
Chrześcijaństwo d o c h o d z i d o tego jednak d o p i e r o w swej wersji
P a w i o w e j . Idea z d y s t a n s o w a n a w o b e c istniejącego stanu rzeczy
staje się religią. G a n i się tych, którzy nie uznają k o m p r o m i s u . O b c e
im jest „ p r a g n i e n i e dzieci, pragnienie majątku, pragnienie świata,
wędrują jako żebracy. A l b o w i e m pragnąć dzieci to pragnąć
majątku, a pragnąć majątku to pragnąć świata; a l b o w i e m jedno
3
1 drugie jest pragnieniem d a r e m n y m " . K t o tak u w a ż a , m ó w i
m o ż e w e d ł u g rycerzy cywilizacji p r a w d ę , ale nie dotrzymuje k r o k u
p o c h o d o w i życia s p o ł e c z n e g o . J a k o ż ludzi tych czekał los szaleń­
c ó w . Faktycznie p r z y p o m i n a l i J a n a Chrzciciela, który „ m i a ł na
sobie odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany w o k ó ł bioder
4 5
s w o i c h , i jadał szarańczę i m i ó d l e ś n y " . „ C y n i c y - m ó w i H e g e l

2
Z w ł . Brihadaranyaka-Upanisbad 3 , 5 , 1 i 4 , 4 2 2 . P. Deussen, Sechzig
wyd. cyt., s. 4 3 6 i nast., 4 7 9 i nast.
3
Tamże, s. 4 3 6 .
4
Mk. 1 , 6.
5
G . W . F . Hegel, Vorlesungen über die Geschichte der Philosophie. 2 . Band. W:
Werke, wyd. cyt., t. 1 4 , s. 1 5 9 i nast.
236 Dialektyka oświecenia

- mają niewielkie wykształcenie filozoficzne i nigdy nie stworzyli


systemu, nauki; d o p i e r o później, dzięki s t o i k o m , rzecz stała się
6
filozoficzną d y s c y p l i n ą " . „ Ś w i ń s c y , b e z w s t y d n i ż e b r a c y " - po­
w i a d a o ich następcach.
Z a tymi b e z k o m p r o m i s o w y m i , o których m ó w i historia, musia­
ła podążać jakaś z o r g a n i z o w a n a g r u p a , w p r z e c i w n y m razie ich
imiona nie dotrwałyby do czasów w s p ó ł c z e s n y c h . Stworzyli
przynajmniej fragment systematycznej nauki albo reguł postępo­
wania. N a w e t na te a t a k o w a n e przez Isa-upaniszadę, bardziej
radykalne upaniszady składają się w e r s y i formuły ofiarne związ­
1 8
k ó w kapłańskich , J a n nie został t w ó r c ą religii, ale założył z a k o n .
C y n i c y stworzyli szkołę filozoficzną;; jej założyciel Antystenes
9
n a s z k i c o w a ł w r ę c z zarys teorii państwa . T e o r e t y c z n e i praktyczne
systemy takich o u t s i d e r ó w historii nie są jednak tak sztywne
i scentralizowane, o d s y s t e m ó w , które o d n i o s ł y sukces, różni je
szczypta anarchii. Idea i jednostka miały dla nich większe znaczenie
niż administracja i k o l e k t y w . D l a t e g o w y w o ł y w a ł y furię. I d e o l o g
p a n o w a n i a Platon ma na myśli c y n i k ó w , g d y występuje g w a ł t o w ­
nie p r z e c i w k o zestawianiu urzędu króla ze s t a n o w i s k i e m pastucha
oraz przeciw luźno z o r g a n i z o w a n e j ludności bez narodowych
1 0
granic, co b y ł o b y p a ń s t w e m ś w i ń . L u d z i e bezkompromisowi
m o g l i być nawet g o t o w i do zjednoczenia i kooperacji, ale do
s o l i d n e g o b u d o w a n i a zamkniętej o d dołu hierarchii nie nadawali
się. A n i ich teoria, nie dość jednolita i k o n s e k w e n t n a , ani praktyka,
której b r a k o w a ł o u k i e r u n k o w a n e j siły przebicia, nie odzwiercied­
lała świata takim, jakim rzeczywiście był.
R ó ż n i c a między r a d y k a l n y m i a k o n f o r m i s t y c z n y m i nurtami
w religii i filozofii miała charakter formalny, nie przesądzały o niej
poszczególne treści. Idea ascezy nie stanowiła tu na przykład
6
Tamże, s. 1 6 8 .
7
Por. P. Deussen, Sech^jg.. wyd. cyt., s. 3 7 3 .
8
Por. E . Meyer: Ursprung und Anfange des Christentums. T. 1 . Stuttgart-
Berlin 1 9 2 1 , s. 9 0 .
9
Diogenes Laertios, V I , 1 6 . Przeł. W. Olszewski przy współpracy
B. Kupisa, opr. I. Krońska. Warszawa 1 9 8 4 .
1 0
Por. Państwo, 3 7 2 ; Polityk, 2 6 7 i nast., por. też E . Zeller: Die Philosophie
der Griechen. Leipzig 1 9 2 2 . Cz. 2 , rozdz. 1 , s. 3 2 5 i nast, przypis.
Notatki i szkice 237

w y r ó ż n i k a . Wszak sekta ascetycznego B u d d y podbiła cały świat


azjatycki. Sam B u d d a w y k a z y w a ł już w i e l k i talent organizacyjny.
Jeżeli nawet w przeciwieństwie do reformatora K a n k a r y nie
1 1
pozbawiał niższych w a r s t w dobrodziejstwa swej n a u k i , to
przecież explicite uznawał n i e w o l n i c t w o i szczycił się „ s y n a m i
szlachetnych r o d ó w " , którzy w s t ę p o w a l i d o j e g o zakonu, gdzie
pariasi „jeżeli w o g ó l e się zdarzali, to, jak się zdaje, tylko
1 2
wyjątkowo" . U c z n i o w i e byli zaraz na początku k l a s y f i k o w a n i
13
według wzorów bramińskich. K a l e k o m , c h o r y m , przestępcom
H
i w i e l u i n n y m o d m a w i a n o przyjęcia . W chwili p r z y j m o w a n i a
z a d a w a n o pytania: C z y masz trąd, skrofuły, białą w y s y p k ę , sucho­
ty, padaczkę? Czy jesteś c z ł o w i e k i e m ? C z y jesteś mężczyzną? C z y
jesteś panem s a m e g o siebie? Czy nie masz d ł u g ó w ? Czy nie jesteś na
służbie u króla? itd. Z g o d n i e z brutalnym patriarchalizmem Indii
d o prabuddyjskich k l a s z t o r ó w bardzo niechętnie przyjmowano
kobiety w charakterze uczennic. M u s i a ł y p o d p o r z ą d k o w y w a ć się
15
m ę ż c z y z n o m , w rzeczywistości były u b e z w ł a s n o w o l n i o n e . Cały
z a k o n cieszył się w z g l ę d a m i panujących, stanowił znakomicie
d o p a s o w a n y element h i n d u s k i e g o życia.
A s c e z a i materializm, d w a przeciwieństwa, mają w j e d n a k o w e j
mierze p o d w ó j n y sens. A s c e z a , jako o d m o w a udziału w istniejącej
złej rzeczywistości, zbiega się w sytuacji ucisku z materialnymi
roszczeniami mas, tak jak o d w r o t n i e - asceza jako środek d y s c y p ­
linowania, narzucona przez kliki, ma na celu p r z y s t o s o w a n i e d o
n i e s p r a w i e d l i w o ś c i . Materialistyczne urządzenie się w istniejącej
rzeczywistości, partykularny e g o i z m , zawsze p o w i ą z a n y był z w y ­
rzeczeniem, podczas g d y spojrzenie niemieszczańskiego marzycie­
la w y b i e g a ponad istniejącą rzeczywistością ku krainie m i o d e m
i m l e k i e m płynącej. P r a w d z i w y materializm zawiera w sobie
w formie zniesionej ascezę, a p r a w d z i w a asceza — analogicznie

1 1
Por. P. Deussen: Das System des Vedanta. W y d . 2 . , L e i p z i g 1 9 0 6 . S. 63
i nast.
1 2
H. Oldenberg: Buddha, Stuttgart-Berlin 1914, s. 174.
1 3
P o r . t a m ż e , s. 3 8 6 .
1 4
T a m ż e , s. 3 9 3 i n a s t .
1 5
P o r . t a m ż e , s. 1 8 4 i n a s t . , s. 4 2 4 i n a s t .
2 8 3 Dialektyka oświecenia

- materializm. Historia o w y c h d a w n y c h religii i szkół, jak historia


n o w o c z e s n y c h partii i rewolucji poucza, że ceną przeżycia jest
współdziałanie w praktyce, przemiana idei w p a n o w a n i e .

P R Z Y C Z Y N E K DO TEORII DUCHÓW

T e o r i a F r e u d a , że w i a r a w duchy bierze się ze złych myśli


o zmarłych, z pamięci o f o r m u ł o w a n y c h kiedyś p o d ich adresem
życzeń śmierci, jest zbyt płaska. N i e n a w i ś ć d o zmarłych jest tyleż
p o c z u c i e m w i n y , co zazdrością. T e n , kto pozostał przy życiu, czuje
się o p u s z c z o n y , o b w i n i a z m a r ł e g o o ból, j a k i e g o mu przyczynił.
N a tym etapie r o z w o j u ludzkości, kiedy śmierć u w a ż a n o jeszcze
bezpośrednio za przedłużenie egzystencji, opuszczenie przez
śmierć siłą rzeczy w y d a j e się zdradą, i nawet w o ś w i e c o n y c h
umysłach d a w n a w i a r a nie całkiem jeszcze w y g a s ł a . M y ś l o śmierci
jako o absolutnej nicości nie przystaje d o ś w i a d o m o ś c i , absolutna
nicość nie daje się p o m y ś l e ć . A g d y ó w pozostały zaczyna z n ó w
o d c z u w a ć ciężar życia, sytuacja z m a r ł e g o ł a t w o może w y d a ć się
lepszym stanem. S p o s ó b , w jaki osieroceni p o śmierci bliskiego na
n o w o układają sobie życie, g o r l i w y kult z m a r ł e g o albo o d w r o t n i e ,
zapomnienie, zracjonalizowane jako takt, to n o w o c z e s n e od­
p o w i e d n i k i w i a r y w duchy, która w formie n i e w y s u b l i m o w a n e j
nadal grasuje j a k o spirytyzm. J e d y n i e całkiem uświadomiona
z g r o z a w obliczu unicestwienia ustanawia w ł a ś c i w y stosunek do
zmarłych: jedność ze z m a r ł y m i , b o m y , żyjący, na r ó w n i z nimi
jesteśmy ofiarami tej samej ludzkiej k o n d y c j i i tej samej zawiedzio­
nej nadziei.

Dopisek

Z a k ł ó c o n y stosunek d o zmarłych - zapomnienie i mumifikacja


- to jeden z symptomów choroby, jaką dotknięte jest dziś
doświadczenie. M o ż n a by niemal p o w i e d z i e ć , że w ten sposób
rozpada się s a m o pojęcie l u d z k i e g o życia, r o z u m i a n e g o jako
jedność historii p e w n e g o człowieka: życie jednostki definiuje się
już t y l k o przez s w o j e p r z e c i w i e ń s t w o , unicestwienie, utraciło zaś
Notatki i szkice ¿39

o w ą harmonię, o w ą ciągłość ś w i a d o m y c h w s p o m n i e ń i m i m o w o l ­
nej pamięci - utraciło sens. J e d n o s t k i zostają z r e d u k o w a n e do
gołej sekwencji p u n k t o w y c h obecności, które nie pozostawiają
śladu albo raczej: ślad ten, jako irracjonalny, zbędny, nieaktualny,
w z b u d z a nienawiść. J a k każda książka, która nie ukazała się
ostatnio, jak myśl o historii - poza dziedziną profesjonalnych
z a b i e g ó w n a u k o w y c h - p r z y p r a w i a w s p ó ł c z e s n e u m y s ł y o zdener­
w o w a n i e , tak miniona postać ludzka d o p r o w a d z a je d o w ś c i e k ł o ­
ści. T o , czym c z ł o w i e k kiedyś był i c z e g o doświadczał, zostaje
a n u l o w a n e w obliczu t e g o , czym jest teraz i d o c z e g o ewentualnie
m o ż e się przydać. D o b r o d u s z n o - g r o ź n a rada, jakiej często udziela
się e m i g r a n t o w i - aby zapomniał o w s z y s t k i m , co b y ł o , p o n i e w a ż
nie nadaje się to d o transferu, i spisawszy przeszłość na straty
natychmiast rozpoczął n o w e życie - jest w o b e c intruza, który
nawiedza nas jak duch, g w a ł t e m , jaki d a w n o już nauczyliśmy się
zadawać s a m y m sobie. T ł u m i m y historię w sobie i w innych, ze
strachu, że m o g ł a b y p r z y p o m n i e ć o rozkładzie naszej własnej
egzystencji, o rozkładzie, k t ó r e g o istotnym czynnikiem jest w ł a ś ­
nie tłumienie historii. Potępienie t e g o , co nie ma wartości r y n k o ­
w e j , g o d z i w e w s z y s t k i e uczucia, a najbardziej w to, które nie
rokuje nawet psychologiocznego odtworzenia siły roboczej
- w uczucie żałoby. Ż a ł o b a staje się raną cywilizacji, a s p o ł e c z n y m
sentymentem, który zdradza, że wciąż jeszcze nie udało się zagnać
ludzkości p o d sztandary królestwa c e l ó w . D l a t e g o żałobą tak się
p o n i e w i e r a , dlatego ś w i a d o m i e robi się z niej t o w a r z y s k ą formal­
ność: zresztą impreza, w której udział biorą upiększone z w ł o k i
i nieczułe serca, n i g d y niczym i n n y m nie była. W funeral home
i krematorium, gdzie zmarły przerobiony zostaje w przenośną
garstkę p o p i o ł u , k ł o p o t l i w ą w ł a s n o ś ć , d o p r a w d y nie na czasie
b y ł o b y stracić fason - o w a panienka, która z d u m ą o p i s y w a ł a
l u k s u s o w y p o g r z e b babci i dorzuciła: „apity that daddy lost control",
tatuś b o w i e m uronił parę łez, jest z n a k o m i t y m przykładem.
Z m a r ł y m wyrządza się w rzeczywistości to, co u d a w n y c h Ż y d ó w
uchodziło za najgorsze przekleństwo: obyś był zapomniany.
L u d z i e zapominają siebie s a m y c h - i rozpacz z t e g o powodu
w y ł a d o w u j ą na zmarłych.
240 Dialektyka oświecenia

QUAND MÊME

D o przezwyciężenia w ł a s n e g o b e z w ł a d u , d o produkcji dzieł


materialnych i d u c h o w y c h skłoniła ludzi presja zewnętrzna. W tej
kwestii nie mylą się myśliciele od D e m o k r y t a p o F r e u d a . K o n ­
tynuacją o p o r u zewnętrznej natury, d o k t ó r e g o ostatecznie spowa-
dza się ta presja, są w obrębie społeczeństwa klasy, a twardość
innych ludzi jest tą j e g o formą, z jaką każda jednostka styka się od
dzieciństwa. L u d z i e są m i ę k c y , g d y chcą czegoś o d silniejszych, są
odpychający, g d y nagabuje ich o coś słabszy. T a k i jest klucz do
istoty o s o b y w d o t y c h c z a s o w y m społeczeństwie.
W n i o s e k , jaki w y p r o w a d z i l i stąd k o n s e r w a t y ś c i - że strach
i cywilizacja są nierozłączne - nie jest bezzasadny. C ó ż m o g ł o b y
d o p r o w a d z i ć ludzi d o umiejętności p o z y t y w n e g o radzenia sobie ze
s k o m p l i k o w a n y m i bodźcami, jeżeli nie własna, z w y s i ł k i e m d o k o ­
nana e w o l u c j a , p o b u d z o n a przez zewnętrzny o p ó r ? Ó w pobudza­
jący o p ó r ucieleśnia się najpierw w osobie ojca, p o t e m wyrasta mu
tysiąc g ł ó w : nauczyciel, zwierzchnik, klient, k o n k u r e n t , przed­
stawiciele społecznej i p a ń s t w o w e j w ł a d z y . Ich brutalność stymu­
luje i n d y w i d u a l n ą spontaniczność.
M r z o n k ą w y d a j e się, by w przyszłości m o ż l i w e b y ł o dozowanie
s u r o w y c h r y g o r ó w , by k r w a w e kary, jakimi przez tysiąclecia
p o s k r a m i a n o l u d z k o ś ć , m o ż n a b y ł o zastąpić zakładaniem sanato­
r i ó w . U d a w a n y p r z y m u s jest bezsilny. R o z w ó j kultury przebiegał
p o d znakiem kata; c o d o tego K s i ę g a R o d z a j u , opowiadająca
o w y p ę d z e n i u z raju, i Les Soirées de Petersbourg są ze sobą zgodne.
Z n a k kata p r z y ś w i e c a pracy i uciechom. Zaprzeczanie temu jest
obrazą wszelkiej nauki, wszelkiej l o g i k i . N i e można w y e l i m i n o w a ć
strachu i jednocześnie z a c h o w a ć cywilizacji. J u ż osłabienie strachu
oznacza początek rozkładu. M o ż n a stąd w y c i ą g a ć najrozmaitsze
k o n s e k w e n c j e : padać na kolana przed f a s z y s t o w s k i m barbarzyń­
s t w e m albo szukać schronienia w kręgach piekła. Istnieje jeszcze
inna m o ż l i w o ś ć : d r w i ć sobie z l o g i k i , która zwraca się przeciw
ludzkości.
Notatki i szkice 241

PSYCHOLOGIA ZWIERZĄT

N a skraju autostrady stoi wielki pies. Jeżeli ufnie pójdzie dalej,


w p a d n i e p o d s a m o c h ó d . Ł a g o d n y w y r a z p y s k a świadczy o tym, że
zazwyczaj lepiej się nim opiekują - d o m o w e zwierzę, któremu nikt
nie czyni k r z y w d y . A l e czy mieszczańscy s y n k o w i e , k t ó r y m nikt
nie czyni k r z y w d y , mają ł a g o d n y w y r a z twarzy? O p i e k o w a n o się
nimi nie gorzej niż psem, który teraz w p a d a p o d samochód.

DEDYKOWANE WOLTEROWI

T w ó j rozum jest jednostronny - szepcze jednostronny rozum


- niesprawiedliwie potraktowałeś władzę. Patetycznie, płaczliwie,
sarkastycznie, na cały g ł o s obwieszczasz hańbę tyranii; dobrodziej­
s t w a w ł a d z y natomiast ignorujesz. B e z bezpieczeństwa, jakie t y l k o
w ł a d z a może zapewnić, d o b r o nie m o g ł o b y istnieć. P o d skrzydłami
w ł a d z y kwitnie życie i miłość, władza w y t a r g o w a ł a o d w r o g i e j
natury twoje własne szczęście.
T o , co mają d o p o w i e d z e n i a a p o l o g e c i , jest p r a w d z i w e i fał­
s z y w e zarazem. M i m o wszelkich dobrodziejstw władzy tylko
władza może popełniać n i e s p r a w i e d l i w o ś ć , g d y ż n i e s p r a w i e d l i w y
jest t y l k o w y r o k , który zostaje w y k o n a n y - nie m o w a o b r o ń c z a ,
która nie została u w z g l ę d n i o n a . M o w a bierze udział w p o w s z e c h ­
nej n i e s p r a w i e d l i w o ś c i t y l k o w ó w c z a s , g d y sama zmierza do
ucisku i broni w ł a d z y miast bronić bezsilności.
A l e władza, szepcze dalej jednostronny r o z u m , reprezentowana
jest przez ludzi. D e m a s k u j ą c władzę, g o d z i s z w ludzi. A ci, którzy
przyjdą p o nich, będą może g o r s i .
K ł a m s t w o to m ó w i p r a w d ę . G d y faszystowscy m o r d e r c y już się
czają, nie należy szczuć ludzi p r z e c i w k o słabemu rządowi. A l e
n a w e t sojusz z mniej brutalną w ł a d z ą nie oznacza, że należy
przemilczać n i e g o d z i w o ś ć . Szansa, że ujawnienie nieprawości,
która chroni k o g o ś przed diabłem, zaszkodzi dobrej sprawie,
zawsze była mniejsza niż k o r z y ś ć , jaką odnosił diabeł, gdy
p o z w a l a n o , by d o p i e r o o n ujawnił n i e p r a w o ś c i . J a k nisko musiało
upaść s p o ł e c z e ń s t w o , w k t ó r y m już t y l k o łajdacy m ó w i ą p r a w d ę ,
242 Dialektyka oświecenia

a G o e b b e l s podtrzymuje pamięć radośnie k o n t y n u o w a n y c h lin­


c z ó w . Przedmiotem teorii nie jest d o b r o , ale zło. T e o r i a z góry
zakłada reprodukcję życia w k a ż d o r a z o w o o k r e ś l o n y c h formach.
J e j ż y w i o ł e m jest w o l n o ś ć , jej tematem ucisk. G d y język staje się
apologią, oznacza to, że teoria uległa korupcji, nie może już być ani
neutralna, ani praktyczna.
Czy nie m ó g ł b y ś przedstawić d o b r y c h stron i głosić miłości jako
zasady miast w i e c z n e g o rozgoryczenia?
J e s t t y l k o jeden s p o s ó b wyrażania p r a w d y : m y ś l , która nie godzi
się z niesprawiedliwością. O b s t a w a n i e przy d o b r y c h stronach bez
zniesienia ich w negatywnej całości uświęca to, co jest ich
przeciwieństwem: przemoc. Słowami mogę intrygować, propago­
w a ć , s u g e r o w a ć - tą d r o g ą zostają one u w i k ł a n e , jak wszelki czyn,
w rzeczywistość, i tą jedynie d r o g ą umie poruszać się k ł a m s t w o .
K ł a m s t w o insynuuje, że nawet protest p r z e c i w k o istniejącemu
stanowi rzeczy służy jedynie nadciągającym p o t ę g o m , konkuren­
c y j n y m b i u r o k r a c j o m i e g z e k u t o r o m . K ł a m s t w o , któremu towa­
rzyszy bezimienny strach, może i chce w i d z i e ć t y l k o to, c z y m samo
jest. M e d i u m k ł a m s t w a jest język t r a k t o w a n y instrumentalnie:
c o k o l w i e k dostaje się w to m e d i u m , u p o d o b n i a się d o kłamstwa,
jak w ciemnościach w s z y s t k i e rzeczy są p o d o b n e d o siebie. A l e jak
p r a w d ą jest, że nie ma s ł o w a , k t ó r y m k ł a m s t w o w k o ń c u nie
m o g ł o b y się p o s ł u ż y ć , tak nie k ł a m s t w o , a jedynie myśl niezłomnie
protestująca przeciw w ł a d z y może p o k a z a ć także jej d o b r e strony.
B e z k o m p r o m i s o w a nienawiść d o terroru stosowanego wobec
w s z e l k i e g o stworzenia u p r a w o m o c n i a w d z i ę c z n o ś ć tych, których
oszczędzono. M o d ł y do słońca są b a ł w o c h w a l s t w e m . Dopiero
w spojrzeniu na uschnięte d r z e w o żyje przeczucie majestatu,
k t ó r e g o promienie rozjaśniają świat, a nie palą.

KLASYFIKACJA

O g ó l n e pojęcia, ukute przez p o s z c z e g ó l n e nauki w drodze


abstrakcji albo aksjomatycznie, są ś r o d k i e m przedstawiania, tak
jak n a z w y w stosunku d o p o j e d y n c z y c h rzeczy. W a l k a z o g ó l n y m i
pojęciami jest nonsensem. A l e nie znaczy to, że o g ó l n o ś c i przy-
Notatki i szkice 2
43

sługuje specjalne d o s t o j e ń s t w o . Cecha w s p ó l n a wielu pojedyn­


czym rzeczom j e d n o s t k o w y m albo zawsze się powtarzająca bynaj­
mniej nie musi być bardziej stabilna, od wiecznie j sza, głębsza niż
jakaś cecha indywidualna. Skala g a t u n k ó w nie p o k r y w a się ze skalą
ważności. N a tym właśnie polegał błąd eleatów i w s z y s t k i c h ich
następców, z Platonem i Arystotelesem na czele.
Świat jest w y d a r z e n i e m j e d n o r a z o w y m . Proste powtarzanie
m o m e n t ó w , które nawracają wciąż w tej samej postaci, p r z y p o m i ­
na raczej daremną i k o m p u l s y w n ą litanię niż s ł o w o zbawienia.
Klasyfikacja jest w a r u n k i e m poznania, a nie poznaniem s a m y m ,
i poznanie wciąż na n o w o rozbija klasyfikację.

LAWINA

Współcześnie nie d o k o n u j ą się żadne z w r o t y . Z w r o t oznacza


zawsze o b r ó t ku lepszemu. G d y zaś w czasach takich jak dzisiejsze
nieszczęście sięga szczytu, niebo rozwiera się i pluje o g n i e m na
tych, którzy i tak są straceni.
Wrażenie takie w y w o ł u j e przede w s z y s t k i m to, co pospolicie
z o w i e się sferą socjalną, polityczną. Strony t y t u ł o w e gazet, które
kiedyś szczęśliwym k o b i e t o m i dzieciom w y d a w a ł y się obce
i w u l g a r n e - dziennik p r z y p o m i n a ł knajpę i w r z a s k l i w e p o p i s y
- teraz tłustym d r u k i e m w k r o c z y ł y d o d o m ó w j a k o rzeczywista
groźba. Z b r o j e n i a , kolonie, napięcie w strefie M o r z a Ś r ó d z i e m ­
n e g o , nie wiedzieć jakie jeszcze rozpierające się s z e r o k o pojęcia
w p r a w i ł y w końcu ludzi w autentyczny strach, nim w y b u c h ł a
pierwsza w o j n a ś w i a t o w a . P o t e m przyszła inflacja z przyprawiają­
cymi o z a w r ó t g ł o w y cyframi. G d y inflację p o w s t r z y m a n o , nie
nastąpił żaden z w r o t , t y l k o jeszcze gorsze nieszczęście, racjonaliza­
cja i redukcje. W miarę jak rosły sukcesy w y b o r c z e Hitlera,
skromnie, ale n i e p o w s t r z y m a n i e , stawało się jasne, że ruch ma
charakter lawiny. W y n i k i w y b o r c z e są dla t e g o zjawiska znamien­
ne. G d y w i e c z o r e m w dniu przedfaszystowskich w y b o r ó w nad­
chodzą w y n i k i z p o s z c z e g ó l n y c h r e g i o n ó w , jedna ósma, jedna
szesnasta g ł o s ó w daje już w y o b r a ż e n i e o całości. J e ż e l i dziesięć
albo dwadzieścia o k r ę g ó w en masse w y b r a ł o p e w i e n kierunek, to
244 Dialektyka oświecania

sto pozostałych o k r ę g ó w nie zmieni tej tendencji. Panuje już duch


uniformizacji. Istota świata zbiega się z p r a w a m i statystyki, które
klasyfikują j e g o powierzchnię.
W N i e m c z e c h faszyzm w y g r a ł p o d sztandarem jaskrawię kseno­
fobicznej, w r o g i e j kulturze, kolektywistycznej ideologii. Teraz,
kiedy pustoszy ziemię, narody muszą z nim w a l c z y ć , nie ma innego
wyjścia. A l e wcale nie jest p o w i e d z i a n e , że g d y w s z y s t k o się
skończy, w E u r o p i e zapanuje duch liberalny. N a r o d y Europy
m o g ą popaść w tę samą ksenofobię, w r o g o ś ć w o b e c kultury
i p s e u d o k o l e k t y w i z m , jakie c e c h o w a ł y faszyzm, p r z e c i w k o które­
m u narody te z m u s z o n e były się bronić. K l ę s k a faszyzmu nie
oznacza, że p o w s t r z y m a się lawinę.
Z a s a d ą filozofii liberalnej b y ł o „ z a r ó w n o . . . , jak...". D z i ś wydaje
się o b o w i ą z y w a ć zasada ,,albo..., a l b o . . . " , i to tak, jak g d y b y waga
przechyliła się już na tę złą stronę.

IZOLACJA PRZEZ KOMUNIKACJĘ

M e d i u m komunikacji izoluje - d o t y c z y to nie t y l k o dziedziny


d u c h o w e j . Z a ł g a n y g ł o s spikera w radiu utrwala się w umyśle jako
obraz języka i przeszkadza ludziom r o z m a w i a ć ze sobą, za­
chwalanie coca-coli zagłusza z a p o w i e d ź katastrofy całych kon­
tynentów, model f i l m o w y c h b o h a t e r ó w przyświeca w i d m o w o
u ś c i s k o w i nastolatków i zdradzie małżeńskiej. A l e na tym rzecz się
nie kończy - postęp d o s ł o w n i e rozdziela ludzi. M a ł e o k i e n k o na
d w o r c u albo w b a n k u p o z w a l a ł o u r z ę d n i k o w i poszeptać z kolegą
i podzielić się z nim u b o g ą tajemnicą; przeszklone nowoczesne
biura, kolosalne sale, gdzie siedzą razem niezliczeni urzędnicy,
w y d a n i bez o s ł o n y n a d z o r o w i publiczności i m e n e d ż e r ó w , nie
dopuszczają już żadnych p r y w a t n y c h r o z m ó w e k i idylli. W miejs­
cach u r z ę d o w y c h podatnik nie musi się o b a w i a ć , że najemni
p r a c o w n i c y marnują czas. Są i z o l o w a n i w k o l e k t y w i e . M e d i u m
komunikacji rozdziela ludzi także fizycznie. S a m o c h o d y zastąpiły
kolej. Posiadanie w ł a s n e g o auta redukuje znajomości zawierane
w p o d r ó ż y d o autostopu, czasem niebezpiecznego. L u d z i e po­
dróżują w ścisłej izolacji, na g u m o w y c h o p o n a c h . Z a to w każdym
Notatki i szkice 2
4J

j e d n o r o d z i n n y m samochodzie m ó w i się o tym s a m y m ; rodzinne


r o z m o w y d y k t o w a n e są p r a k t y c z n y m i interesami. K a ż d a rodzina
o o k r e ś l o n y c h d o c h o d a c h w y d a j e tę samą ich część na mieszkanie,
kino i papierosy, w e d l e ustaleń statystyki, i p o d o b n i e r o z m o w y
u s c h e m a t y z o w a n e są w e d ł u g klasy s a m o c h o d u . G d y w niedzielę
albo w czasie p o d r ó ż y goście spotykają się w restauracjach
o i d e n t y c z n y m jadłospisie i w y s t r o j u w ramach danej kategorii cen,
mogą stwierdzić, że w r a z z rosnącą izolacją upodobniają się
wzajem d o siebie. K o m u n i k a c j a p o w o d u j e u p o d o b n i e n i e ludzi
przez ich odosobnienie.

P R Z Y C Z Y N E K DO K R Y T Y K I FILOZOFII DZIEJÓW

Słyszy się, że gatunek ludzki jest w y b r y k i e m historii naturalnej,


u b o c z n y m i c h y b i o n y m p r o d u k t e m hipertrofii m ó z g u . O t ó ż nie.
D o t y c z y to jedynie r o z u m u u niektórych jednostek, a w krótkich
okresach może całych k r a j ó w , gdzie e k o n o m i a p o z o s t a w i ł a takim
jednostkom swobodę ruchów. M ó z g , ludzka inteligencja jest
dostatecznie mocna, by w y z n a c z a ć całą e p o k ę w dziejach ziemi.
G a t u n e k ludzki w r a z ze w s z y s t k i m i s w y m i m a s z y n a m i , chemika­
liami, siłami o r g a n i z a c y j n y m i - dlaczegóż b o w i e m t r a k t o w a ć je
inaczej niż zęby niedźwiedzia, s k o r o służą temu s a m e m u c e l o w i ,
tyle że lepiej funkcjonują - jest w tej epoce ostatnim k r z y k i e m
adaptacji. L u d z i e nie t y l k o wyprzedzili s w y c h bezpośrednich
p o p r z e d n i k ó w , ale w y t ę p i l i ich tak g r u n t o w n i e , jak bodaj nie
r
uczynił t e g o żaden z now szych species z i n n y m , nie wyłączając
mięsożernych jaszczurów.
W tej sytuacji s w o i s t y m k a p r y s e m wydaje się konstruowanie
historii p o w s z e c h n e j , jak uczynił to H e g e l , ze w z g l ę d u na kategorie
takie jak w o l n o ś ć i s p r a w i e d l i w o ś ć . K a t e g o r i e te mają s w e ź r ó d ł o
w o w y c h niedorzecznych i n d y w i d u a c h , które z p u n k t u widzenia
r o z w o j u całości nic nie znaczą, chyba że p r z e j ś c i o w o p o m a g a j ą
s t w o r z y ć stosunki społeczne, gdzie p r o d u k u j e się szczególnie d u ż o
maszyn i c h e m i k a l i ó w dla w z m o c n i e n i a g a t u n k u i ujarzmienia
innych g a t u n k ó w . W sensie tej p o w a ż n e j historii w s z y s t k i e idee,
zakazy, religie, przekonania polityczne są interesujące t y l k o o tyle,
2ĄÓ Dialektyka oświecenia

0 ile - niezależnie o d swej genezy - wzmacniają albo osłabiają


naturalne szanse ludzkości na ziemi albo w e wszechświecie.
W y z w o l e n i e mieszczaństwa o d niesprawiedliwości epok feudal­
nych i absolutystycznych przyczyniło się za p o ś r e d n i c t w e m libera­
lizmu d o rozkręcenia machiny, p o d o b n i e jak emancypacja kobiety
kończy się p r z y s p o s o b i e n i e m d o służby w o j s k o w e j . D u c h - i wszy­
stko, co d o b r e w j e g o genezie i istnieniu - jest nieuleczalnie
u w i k ł a n y w p o t w o r n o ś ć . S u r o w i c a , którą lekarz podaje choremu
dziecku, p o c h o d z i z zamachu na b e z b r o n n e stworzenie. W piesz­
czotliwych słowach kochanków i w najświętszych symbolach
chrześcijaństwa o d z y w a się apetyt na mięso koźlątka, który to
apetyt z kolei trąci d w u z n a c z n y m respektem w o b e c totemicznego
zwierzęcia. Z r ó ż n i c o w a n e pojęcia tyczące kuchni, kościoła i teatru
to jedna z k o n s e k w e n c j i w y r a f i n o w a n e g o podziału pracy, jaki
o d b y w a się kosztem natury w obrębie l u d z k i e g o społeczeństwa
1 poza nim. Historyczna funkcja kultury p o l e g a na z w r o t n y m
w s p o m a g a n i u tej organizacji. T o t e ż autentyczna myśl, która się od
tego odrywa, rozum w swojej czystej postaci, nabiera rysów
szaleństwa, i w oczach tych, którzy m o c n o stoją na ziemi, zawsze
też była szaleństwem. G d y b y ludzie n a p r a w d ę myślący mieli
odnieść w a l n e z w y c i ę s t w o , b y ł o b y to r ó w n o z n a c z n e z zagroże­
niem m o c a r s t w o w e j pozycji gatunku. W ó w c z a s słuszna okazałaby
się teoria w y b r y k u . A l e teoria ta, cynicznie usłużna w o b e c krytyki
antropocentrycznej filozofii dziejów, sama jest nadto antropocen-
tryczna, aby mieć rację. R o z u m g r a rolę narzędzia adaptacji, a nie
ś r o d k a uśmierzającego, jak m o g ł o b y się w y d a w a ć , g d y b y sądzić po
użytku, jaki niekiedy czynią zeń jednostki. J e g o chytrość p o l e g a na
tym, by zrobić z ludzi coraz potężniejsze bestie, a nie na
d o p r o w a d z a n i u d o tożsamości p o d m i o t u i przedmiotu.
Filozoficzna konstrukcja dziejów p o w s z e c h n y c h miałaby poka­
zać, jak m i m o w s z e l k i c h m a n o w c ó w i przeszkód konsekwentne
dążenie d o o p a n o w a n i a natury coraz bardziej s t a n o w c z o toruje
sobie d r o g ę i integruje wszystkie wenętrzne w ł a ś c i w o ś c i człowie­
cze. Stąd należałoby też w y w o d z i ć f o r m y g o s p o d a r k i , panowania,
kultury. Idea nadczłowieka może znaleźć zastosowanie tylko
w sensie przejścia ilości w jakość. J e ś l i lotnika, który kilkoma
i
Notatki i szkice 247

okrążeniami potrafi za p o m o c ą rozpylania określonej substancji


oczyścić kontynenty z ostatnich zwierząt, m o ż n a n a z w a ć nad-
c z ł o w i e k i e m w stosunku d o t r o g l o d y t y , to m o ż e p o w s t a n i e też
w k o ń c u ludzka super-amfibia, w o b e c której dzisiejszy lotnik w y d a
się n i e w i n n ą jaskółką. Wątpliwe, czy p o c z ł o w i e k u w o g ó l e może
p o w s t a ć autentyczny, o szczebel w y ż s z y w hierarchii gatunek
naturalny. B o a n t r o p o m o r f l z m o tyle faktycznie ma słuszność, że
historia naturalna nie liczyła się — by tak rzec - z o w y m f o r t u n n y m
rzutem, któremu zawdzięcza c z ł o w i e k a . D e s t r u k c y j n e zdolności
c z ł o w i e k a zapowiadają się tak świetnie, że g d y ten gatunek raz się
w y c z e r p i e , pozostanie p o nim tabula rasa. A l b o pożre sam siebie,
albo d o p r o w a d z i d o ruiny całą faunę i florę ziemi, a jeśli ziemia
będzie w t e d y jeszcze d o ś ć m ł o d a , będzie musiała - aby p o s ł u ż y ć się
wariantem sławnego wyrażenia - zacząć na daleko niższym
szczeblu całe p a s k u d z t w o o d początku.
Filozofia dziejów, lokując humanistyczne idee j a k o czynne m o c e
w historii i każąc im na k o ń c u t r i u m f o w a ć , zarazem p o z b a w i ł a je
przynależnej im n i e w i n n o ś c i . Szydzić, że idee te k o m p r o m i t o w a ł y
się zawsze, ilekroć nie stała za nimi e k o n o m i a , czyli p r z e m o c , to
szydzić ze słabości, i w szyderstwie t y m autorzy mimowolnie
identyfikowali się z uciskiem, który chcieli z l i k w i d o w a ć . W filozo­
fii dziejów p o w t a r z a się to, c o zdarzyło się w chrześcijaństwie:
d o b r o , które n a p r a w d ę w y d a n e jest na p a s t w ę cierpienia, prze­
brane zostaje za siłę, która w y z n a c z a bieg świata i na końcu
triumfuje. U b ó s t w i a się d o b r o jako ducha d z i e j ó w lub przynaj­
mniej ich immanentną zasadę. W ten s p o s ó b jednak nie t y l k o
obraca się dzieje w ich p r z e c i w i e ń s t w o , lecz także zniekształca się
samą ideę, która ma przełamać konieczność, l o g i c z n y b i e g w y d a ­
rzeń. N i e b e z p i e c z e ń s t w o w y b r y k u zostaje zażegnane. Uznając
bezsilność za siłę, raz jeszcze przez ten a w a n s się jej zapieramy,
w y r z u c a m y ją z pamięci. T o t e ż chrześcijaństwo, idealizm i materia­
lizm, które same w sobie zawierały też p r a w d ę , p o n o s z ą r ó w n i e ż
w i n ę za łajdactwa, jakie w ich imieniu p o p e ł n i a n o . J a k o heroldy
siły - c h o ć b y siły d o b r a - same stały się dobrze z o r g a n i z o w a n y m i
siłami historii i j a k o takie o d e g r a ł y k r w a w ą rolę w r z e c z y w i s t y c h
dziejach ludzkości: rolę narzędzi organizacji.
2ĄS Dialektyka oświecenia

P o n i e w a ż historia jako korelat jednolitej teorii, jako konstruk­


cja, nie jest d o b r e m , a przeciwnie - grozą, to myślenie jest
n a p r a w d ę elementem n e g a t y w n y m . Nadzieja na lepsze stosunki
jeśli nie jest czystą iluzją, opiera się nie tyle na zapewnieniu, że ów
lepszy stan niezawodnie nastąpi oraz okaże się stanem trwałym
i ostatecznym, ile właśnie na braku szacunku w o b e c t e g o , co jest
tak m o c n o u g r u n t o w a n e w p o w s z e c h n y m cierpieniu. N i e s k o ń ­
czona cierpliwość, ó w n i g d y nie wygasający czuły pociąg stworze­
nia d o ekspresji i światła, który w y d a j e się łagodzić i uśmierzać
g w a ł t o w n o ś ć t w ó r c z e g o r o z w o j u , nie przedstawia — jak racjonalne
wersje filozofii dziejów - określonej p r a k t y k i jako zbawiennej,
nawet praktyki uległości. P i e r w s z y przebłysk rozumu, jaki za­
znacza się w tym popędzie i prześwieca w myślącej pamięci
człowieka, n a p o t y k a n a w e t w najszczęśliwszym dniu nieusuwalną
sprzeczność: fatum, k t ó r e g o rozum sam nie może o d w r ó c i ć .

POMNIKI HUMANIZMU

Humanizm zawsze miał s w ą siedzibę raczej w e Francji niż


g d z i e k o l w i e k indziej. A l e Francuzi już o t y m nie wiedzieli. T o , co
zawierały ich książki, b y ł o ideologią, p o w s z e c h n i e już rozpoznaną.
L e p s z a cząstka w i o d ł a jeszcze własną, o d e r w a n ą egzystencję:
w tonie g ł o s u , w zwrotach językowych, w sztuce jedzenia,
w istnieniu burdeli i p i s u a r ó w z l a n e g o żelaza. J e d n a k już rząd
B l u m a w y p o w i e d z i a ł w o j n ę t y m p r z e j a w o m szacunku dla jedno­
stki, i nawet konserwatyści niewiele zrobili, by ocalić jego
pomniki.

Z TEORII PRZESTĘPCY

K a r a p o z b a w i e n i a w o l n o ś c i , tak jak przestępstwo, miała charak­


ter mieszczański. W średniowieczu w i ę z i o n o książęce p o t o m s t w o ,
reprezentujące n i e w y g o d n e roszczenia d o dziedzictwa. Natomiast
przestępcę zamęczano na śmierć, aby w p o i ć m a s o m ludności
szacunek dla p o r z ą d k u i p r a w a , p o n i e w a ż przykład s u r o w o ś c i
i okrucieństwa wychowuje surowych i okrutnych d o miłości.
Notatki i szkice 249

R e g u l a r n a kara p o z b a w i e n i a w o l n o ś c i zakłada wzrost zapotrzebo­


wania na siłę roboczą. Odzwierciedla mieszczański s p o s ó b życia
jako cierpienie. Szeregi cel w n o w o c z e s n y m więzieniu przed­
stawiają m o n a d y w autentycznie Leibnicjańskim sensie. „ M o n a d y
nie mają okien, przez które by c o k o l w i e k m o g ł o się do nich dostać
lub z nich w y d o s t a ć . W ł a ś c i w o ś c i nie m o g ą się o d e r w a ć ani
przechadzać poza substancjami, jak to ongiś czyniły jakości
z m y s ł o w e s c h o l a s t y k ó w . T a k w i ę c ani substancja, ani w ł a ś c i w o ś ć
1 6
nie m o g ą się z zewnątrz dostać d o m o n a d y " . Monady nie
w y w i e r a j ą na siebie wzajemnie w p ł y w u , ich życie r e g u l o w a n e jest
17
i k o o r d y n o w a n e przez B o g a , w z g l ę d n i e przez z a r z ą d . Absolutna
samotność, p r z e m o c ą narzucony z w r o t ku własnej jaźni, której
cały byt p o l e g a na p o k o n y w a n i u materiału, w m o n o t o n n y m rytmie
pracy, określają w charakterze u p i o r ó w egzystencję c z ł o w i e k a
w n o w o c z e s n y m świecie. R a d y k a l n a izolacja i radykalna redukcja
d o wciąż tej samej, beznadziejnej nicości są tym s a m y m . C z ł o w i e k
w więzieniu to w i r t u a l n y obraz typu b u r ż u a z y j n e g o , jakim czło­
w i e k w rzeczywistości d o p i e r o p o w i n i e n się stać. K o m u nie udało
się w y r o b i ć w świecie z e w n ę t r z n y m , ten przejdzie w straszliwie
czystej postaci o b r ó b k ę w więzieniu. Racjonalizacja istnienia
więzień, powołująca się na konieczność oddzielenia przestępcy o d
społeczeństwa lub z g o ł a p o p r a w y , rozmija się z istotą rzeczy.
Więzienia to skrajnie k o n s e k w e n t n y obraz b u r ż u a z y j n e g o świata
pracy, znak f i r m o w y , symbolizujący nienawiść ludzi d o t e g o , na co
muszą się przerobić. O s o b n i k słaby, nie nadążający, z d e g e n e r o w a -
ny musi znosić porządek życia, f a c h o w o narzucony mu przez tych,
którzy porządku t e g o sami nie lubią; zawzięcie odbijają sobie na
nim u w e w n ę t r z n i o n ą p r z e m o c . Przestępca, k t ó r e m u przy d o k o n y ­
w a n i u przestępstwa chodziło przede w s z y s t k i m o s a m o z a c h o w a -
nie, jest n a p r a w d ę jaźnią słabszą, bardziej chwiejną; r e c y d y w i s t a
jest o s o b n i k i e m d e b i l n y m .
W i ę ź n i o w i e to jednostki chore. S ł a b o ś ć d o p r o w a d z i ł a ich d o
sytuacji, która już zaatakowała ciała i dusze i atakuje dalej.

1 6
G.W. Leibniz: Monadologia. Przeł. H. Elzenberg. Toruń 1 9 9 1 , § 7, s. 4 8 .
1 7
Por. tamże, § 5 1 , s. 5 8 .
250 Dialekty ka oświecenia

W i ę k s z o ś ć z nich była już chora przed popełnieniem czynu, który


z a w i ó d ł ich do więzienia: chora w s k u t e k własnej konstytucji, chora
w s k u t e k panujących s t o s u n k ó w . Inni postąpili tak, jak postąpiłby
przy p o d o b n y m układzie b o d ź c ó w i m o t y w ó w każdy z d r o w y
- tyle że mieli pecha. Reszta to ludzie g o r s i i okrutniejsi niż
w i ę k s z o ś ć poruszających się na w o l n o ś c i , ludzie osobiście tak źli
i okrutni, jak źli i okrutni są faszystowscy p a n o w i e przez swoją
pozycję. C z y n p o s p o l i t e g o przestępcy jest o g r a n i c z o n y , osobisty,
bezpośrednio destrukcyjny. Bardzo prawdopodobne, że żywa
substancja, j e d n a k o w a u w s z y s t k i c h , żadną miarą nie m o g ł a b y
oprzeć się presji ustroju fizycznego i z n o s z o n e g o o d dzieciństwa
i n d y w i d u a l n e g o losu, które przestępcę d o p r o w a d z i ł y d o skrajnego
czynu, że ty i ja, bez łaski rozeznania, która dzięki splotowi
okoliczności stała się naszym udziałem, postąpilibyśmy tak samo
jak ten, który popełnił m o r d e r s t w o . W i ę ź n i o w i e są biernymi
ofiarami cierpienia, kara dopełnia się ślepo, jest o b c y m zdarzeniem,
nieszczęściem takim jak rak albo zawalenie się d o m u . Więzienie to
c h o r o b a . Ś w i a d c z ą o t y m twarze w i ę ź n i ó w , ich ostrożny krok,
m o z o l n y s p o s ó b myślenia. J a k o chorzy umieją m ó w i ć już tylko
o swej chorobie.
Gdy - jak dzisiaj - granice między rozbojem zażywającym
szacunku a rozbojem nielegalnym stały się o b i e k t y w n i e płynne,
zacierają się także granice p s y c h o l o g i c z n e . D o p ó k i przestępcy byli
jednak c h o r y m i , jak w X I X w . , więzienie b y ł o zniekształconym
o b r a z e m ich słabości. Z d o l n o ś ć w y o d r ę b n i a n i a się s p o ś r ó d otocze­
nia j a k o i n d y w i d u u m i zarazem k o m u n i k o w a n i a się z otoczeniem
w k o n c e s j o n o w a n y c h formach, aby się w nim utrzymać - ta
z d o l n o ś ć ulegała u przestępcy nadwątleniu. Przestępca reprezen­
t o w a ł tę tendencję, g ł ę b o k o nurtującą ż y w e istoty, której prze­
zwyciężenie jest znakiem r o z w o j u : tendencję, by zatracić się
w otaczającym świecie, zamiast dzień w dzień się z nim b o r y k a ć ,
s k ł o n n o ś ć , by dać sobie s p o k ó j , zatonąć w naturze. F r e u d n a z y w a
1 8
to p o p ę d e m ku śmierci, Caillois m i m e t y z m e m . Tendencja ta
przenika w s z y s t k o , co sprzeciwia się n i e u c h r o n n e m u p o s t ę p o w i ,

Por. R . Caillois: Le Mythe et 1'Homme. Paris 1 9 3 8 , s. 1 2 5 i nast.


Notatki i szkice 251

o d przestępstwa, które o d m a w i a podążania okrężną d r o g ą aktual­


n y c h form pracy, aż p o wzniosłe dzieła sztuki. M i ę k k o ś ć w o b e c
rzeczy, bez c z e g o nie istnieje sztuka, niewiele odbiega od zde­
s p e r o w a n e g o g w a ł t u , jakim jest przestępstwo. N i e m o ż n o ś ć p o w i e ­
dzenia „ n i e " , która nieletnią p o p y c h a do prostytucji, warunkuje
też kariery przestępcze. W p r z y p a d k u przestępcy chodzi o to, że
negacja nie zawiera w sobie o p o r u . T e j płynności, która bez
określonej ś w i a d o m o ś c i , nieśmiało i bezsilnie - nawet w s w y c h
najbardziej brutalnych formach - zarazem imituje i niszczy bez­
litosną cywilizację, cywilizacja przeciwstawia m o c n e mury więzień
i z a k ł a d ó w pracy, s w ó j w ł a s n y kamienny ideał. W e d ł u g T o c q u e v i l -
le'a republiki mieszczańskie w przeciwieństwie do monarchii nie
d o k o n u j ą g w a ł t u na ciele, ale g o d z ą bezpośrednio w dusze, i tak też
przeciw d u s z o m w y m i e r z o n y jest mieszczański system karny.
M ę c z e n n i c y ustroju burżuazyjnego nie umierają przez długie dni
i noce łamania k o ł e m , ale giną d u c h o w o , jako n i e w i d o c z n y dla
n i k o g o przykład, w w i e l k i c h więzieniach, które o d d o m ó w dla
obłąkanych różni niemal wyłącznie nazwa.
F a s z y z m kasuje jedne i drugie. K o n c e n t r a c j a zarządzania całą
p r o d u k c j ą spycha społeczeństwo p o n o w n i e na p o z i o m bezpośred­
n i e g o panowania. Likwidacja pośrednictwa rynku w obrębie
n a r o d u pociąga za sobą zanik d u c h o w y c h form zapośredniczenia,
łącznie z p r a w e m . M y ś l e n i e , które rozwijało się w toku transakcji,
jako rezultat e g o i z m u z m u s z o n e g o d o r o k o w a ń , s p r o w a d z a się już
t y l k o d o planowania g w a ł t e m p r z e p r o w a d z a n e g o zawłaszczenia.
N a scenę wkracza faszystowski morderca, czysta postać niemiec­
k i e g o fabrykanta, nie różniący się o d przestępcy już niczym o p r ó c z
większej w ł a d z y . D r o g a pośrednia jest już zbędna. P r a w o c y w i l n e ,
które nadal funkcjonowało dla regulowania spraw spornych
między przedsiębiorcami przetrwałymi w cieniu w i e l k i e g o prze­
m y s ł u , przedsiębiorcami, stało się czymś w rodzaju sądu rozjem­
c z e g o , w y m i a r e m s p r a w i e d l i w o ś c i w o b e c słabszych, nie b r o n i ą c y m
już, choćby k i e p s k o , interesów pokrzywdzonych - stało się
narzędziem terroru. O c h r o n a p r a w n a - dziś zanikająca - definio­
w a ł a w ł a s n o ś ć . M o n o p o l , j a k o doskonała forma własności p r y w a t ­
nej, niszczy pojęcie własności. Z kontraktu p a ń s t w o w e g o i społe-
Dialektyka oświecenia

c z n e g o , który faszyzm zastępuje tajnymi p o r o z u m i e n i a m i potęg,


pozostaje już t y l k o u w e w n ę t r z n i o n y p r z y m u s t e g o , co o g ó l n e ,
egzekwowany przez sługi faszyzmu wobec reszty ludzkości.
W państwie totalnym kara i przestępstwo ulegają likwidacji jako
przesądy, a ś w i a d o m a s w y c h politycznych c e l ó w jawna zagłada
w s z y s t k i e g o , co stawia o p ó r , szerzy się p o d rządami przestępców
w całej E u r o p i e . Więzienie w p o r ó w n a n i u z o b o z e m koncentracyj­
n y m w y d a j e się pamiątką d a w n y c h d o b r y c h c z a s ó w , jak niegdysiej­
sza gazeta dla o ś w i e c o n y c h , która o c z y w i ś c i e też dopuszczała się
odstępstw o d p r a w d y , w p o r ó w n a n i u z m a g a z y n e m na lśniącym
papierze, k t ó r e g o zawartość literacka - c h o ć b y szło o Michała
A n i o ł a - jeszcze bardziej niż ogłoszenia spełnia funkcję raportu
o stanie interesów, znaku p a n o w a n i a i reklamy. Izolacja, którą
w i ę ź n i o m kiedyś narzucano z zewnątrz, wniknęła tymczasem
w ciało i k r e w jednostek. Ich w y ć w i c z o n e dusze i ich szczęście są
puste jak więzienna cela, bez której m o ż n o w ł a d c y m o g ą się już
obejść, p o n i e w a ż przypadła im w udziale cała siła robocza naro­
d ó w . K a r a p o z b a w i e n i a w o l n o ś c i blednie w obliczu społecznej
rzeczywistości.

LE PRIX DU PROGRÉS

N i e d a w n o odnaleziony list francuskiego fizjologa Pierre'a F l o u -


rens, który niegdyś zaznał smutnej s ł a w y z w y c i ę s k i e g o r y w a l a
V i c t o r a H u g o w w y b o r a c h d o A k a d e m i i F r a n c u s k i e j , zawiera
n i e z w y k ł y fragment: „ N a d a l m a m w ą t p l i w o ś c i , czy należy udzielić
z g o d y na stosowanie c h l o r o f o r m u w p o w s z e c h n e j praktyce opera­
cyjnej. J a k z a p e w n e P a n o m w i a d o m o , p o ś w i ę c i ł e m temu ś r o d k o w i
rozległe studia i na p o d s t a w i e d o ś w i a d c z e ń ze zwierzętami jako
pierwszy opisałem j e g o swoiste w ł a ś c i w o ś c i . S k r u p u ł y moje
opierają się na p r o s t y m fakcie, że operacja p o d chloroformem,
p r a w d o p o d o b n i e tak s a m o jak inne znane f o r m y narkozy, stanowi
o s z u s t w o . Specyfiki te działają jedynie na p e w n e o ś r o d k i m o t o -
ryczne i k o o r d y n a c y j n e , jak r ó w n i e ż na szczątkową s p r a w n o ś ć
substancji n e r w o w e j . Substancja ta p o d w p ł y w e m c h l o r o f o r m u
zatraca w znacznej mierze zdolność rejestrowania ś l a d ó w wrażeń,
Notatki i szkice

ale bynajmniej nie w r a ż l i w o ś ć jako taką. Moje obserwacje


wskazują - o d w r o t n i e - że w połączeniu z o g ó l n y m paraliżem
systemu n e r w o w e g o bóle o d c z u w a n e są jeszcze g w a ł t o w n i e j niż
w stanie n o r m a l n y m . Z ł u d z e n i e publiczności w y n i k a stąd, że
pacjent p o p r z e p r o w a d z o n e j operacji niezdolny jest p r z y p o m n i e ć
sobie, co zaszło. G d y b y ś m y m ó w i l i naszym pacjentom p r a w d ę ,
z a p e w n e żaden z nich nie z d e c y d o w a ł b y się na ten środek,
podczas g d y teraz, w s k u t e k naszego milczenia, nalegają na j e g o
użycie.
A l e nawet pomijając to, że jedyną p r o b l e m a t y c z n ą korzyścią jest
obejmujące czas operacji osłabienie pamięci, u p o w s z e c h n i e n i e tej
p r a k t y k i pociąga za sobą, jak sądzę, inne jeszcze p o w a ż n e niebez­
pieczeństwo. Przy rosnącej p o w i e r z c h o w n o ś c i o g ó l n e g o w y k s z t a ł ­
cenia a k a d e m i c k i e g o naszych lekarzy m e d y c y n a m o g ł a b y przez
nieograniczone s t o s o w a n i e t e g o środka ulec pokusie niefrasob­
l i w e g o p o d e j m o w a n i a coraz bardziej s k o m p l i k o w a n y c h i t r u d n y c h
interwencji chirurgicznych. Dziś w służbie badań p r z e p r o w a d z a
się doświadczenia na zwierzętach - kiedyś nasi pacjenci m o g ą stać
się bezwiednie o s o b n i k a m i d o ś w i a d c z a l n y m i . J e s t d o p o m y ś l e n i a ,
że bolesne bodźce, które w s k u t e k swej swoistej natury m o g ą
przewyższać w s z y s t k i e znane uczucia t e g o rodzaju, wywołują
trwałe szkody psychiczne w c h o r y m albo w r ę c z już w trakcie
n a r k o z y p o w o d u j ą śmierć w ś r ó d nieopisanych męczarni, o c z y m
k r e w n i i świat n i g d y się nie d o w i e d z ą . C z y to nie nazbyt w y s o k a
cena za p o s t ę p ? "
G d y b y F l o u r e n s miał w t y m liście rację, m r o c z n e d r o g i b o s k i e j
o p a t r z n o ś c i d o c z e k a ł y b y się raz przynajmniej u s p r a w i e d l i w i e n i a .
Z w i e r z ę p o m ś c i ł o b y s w o j e cierpienia na o p r a w c y : każda operacja
b y ł a b y w i w i s e k c j ą . Z a c h o d z i ł o b y p o d e j r z e n i e , że z a c h o w u j e m y
się w o b e c ludzi, ba - w o b e c s t w o r z e ń w o g ó l e - nie inaczej niż
wobec s a m y c h siebie p o przeżytej operacji, ślepi na mękę.
Przestrzeń, która dzieli nas o d i n n y c h , dla p o z n a n i a jest t y m
s a m y m , co czas u p ł y w a j ą c y między nami a cierpieniem naszej
własnej przeszłości; s t w a r z a n i e p r z e k r a c z a l n ą barierę. U t r w a l a j ą ­
ce się p a n o w a n i e nad przyrodą, medyczna i pozamedyczna
technika czerpie siły z t e g o zaślepienia, jej szansą jest z a p o m i n a -
Dialektyka oświecenia

nie. U t r a t a pamięci j a k o transcendentalny w a r u n e k nauki. Wszel­


kie u r z e c z o w i e n i e jest z a p o m n i e n i e m .

C Z Y S T E PRZERAŻENIE

G a p i e n i e się na nieszczęście ma w sobie coś z fascynacji. A l e


zarazem coś z potajemnej z g o d y . Nieczyste sumienie społeczne,
jakie ma każdy, kto uczestniczy w n i e s p r a w i e d l i w o ś c i , i nienawiść
d o s p e ł n i o n e g o życia są tak silne, że w k r y t y c z n y c h sytuacjach
obracają się p r z e c i w k o w ł a s n y m interesom, jako immanentna
zemsta. F r a n c u s k i e mieszczaństwo miało w sobie fatalną deter­
minację, przypominającą, o ironio, heroiczny ideał faszystów:
cieszyło się triumfem s w y c h p o b r a t y m c ó w , k t ó r e g o w y r a z e m była
kariera Hitlera, choć triumf ten im s a m y m zagrażał katastrofą - ba,
w ł a s n ą katastrofę uważali za d o w ó d słuszności porządku, jaki
reprezentowali. Rudymentarną formą t a k i e g o zachowania jest
stosunek wielu b o g a c z y d o zbiednienia, k t ó r e g o wizję p r z y w o ł u j ą
w racjonalizacjach oszczędności, ukryta s k ł o n n o ś ć d o t e g o , by
- walcząc zajadle o każdy g r o s z - w danej sytuacji bez w a l k i
z r e z y g n o w a ć z całego majątku albo nieodpowiedzialnie nim
r y z y k o w a ć . F a s z y z m daje im syntezę żądzy p a n o w a n i a i nienawiści
d o s a m y c h siebie, a przerażeniu w czystej postaci t o w a r z y s z y
nieodmiennie gest: zawsze tak to sobie w y o b r a ż a ł e m .

ZAINTERESOWANIE CIAŁEM

Pod znaną historią Europy przebiega historia podziemna.


Składa się na nią los stłumionych i wypaczonych instynktów
i namiętności c z ł o w i e k a . Z p e r s p e k t y w y faszystowskiej teraźniej­
szości, kiedy to, c o ukryte, w y c h o d z i na światło dzienne, w i d a ć
także związek historii jawnej z o w ą m r o c z n ą stroną, pomijaną tak
w oficjalnej legendzie państw n a r o d o w y c h , jak i w jej p o s t ę p o w e j
krytyce.
K a l e c t w e m dotknięty jest przede w s z y s t k i m stosunek d o ciała.
Podział pracy, który p o jednej stronie umieścił korzyści, a p o
drugiej pracę, rzucił o d i u m na siłę fizyczną. I m bardziej panującym
Notatki i szkice
255

niezbędna była praca innych, tym niżej ją ceniono. Praca - jak


n i e w o l n i k - została naznaczona piętnem. Chrześcijaństwo w y ­
sławiało pracę, za to d e g r a d o w a ł o ciało jako źródło w s z e l k i e g o zła.
Podczas g d y w S t a r y m Testamencie praca uchodziła za przekleń­
s t w o , sprzymierzone z poganinen M a c h i a v e l l i m chrześcijaństwo
p o c h w a ł ą pracy wieściło n o w o c z e s n y porządek burżuazyjny. U pu­
stelników, D o r o t e u s a , Mojżesza R o z b ó j n i k a , P a w ł a P r o s t o d u s z ­
n e g o i innych u b o g i c h d u c h e m praca służyła jeszcze bezpośrednio
wejściu d o królestwa niebieskiego. U L u t r a i K a l w i n a w i ę ź między
pracą a zbawieniem była już tak zasupłana, że reformacyjne
n a w o ł y w a n i e do pracy brzmi niemal jak s z y d e r s t w o , kopniak
wymierzony robaczkowi.
Książęta i patrycjusze m o g l i religijną przepaść, ziejącą między
ich d o c z e s n y m życiem a w i e c z n y m przeznaczeniem, tuszować
myślą o d o c h o d a c h , jakie wyciągali z pracy innych. Irracjonalność
łaski otwierała przed nimi tak czy o w a k m o ż l i w o ś ć zbawienia. Ci
inni natomiast uginali się p o d jeszcze silniejszym naciskiem.
Przeczuwali niejasno, że poniżanie ciała przez w ł a d z ę to nic i n n e g o
jak ideologiczne odzwierciedlenie ucisku, jakiemu sami podlegają.
L o s starożytnych n i e w o l n i k ó w był udziałem w s z y s t k i c h uciemię­
ż o n y c h aż p o czasy kolonialne: uchodzili za g o r s z y c h . Z natury
istniały d w i e rasy, z w i e r z c h n i k ó w i p o d w ł a d n y c h . E m a n c y p a c j a
e u r o p e j s k i e g o i n d y w i d u u m związana była z o g ó l n ą przemianą
w kulturze: rozdarcie tym silniej zaznaczało się w psychice
w y e m a n c y p o w a n y c h , im bardziej słabła presja zewnętrzna. W y z y s ­
k i w a n e ciało miało uchodzić dla p o d w ł a d n y c h za zło, a s p r a w y
ducha, na które inni mieli czas, za najwyższe d o b r o . W ten s p o s ó b
E u r o p a uzdolniona została d o najwyższych osiągnięć kultural­
nych, ale podejrzenie o s z u s t w a , o d początku w i d o c z n e g o , w r a z
z k o n t r o l ą nad ciałem w z m o c n i ł o też n i e z d r o w y , m i ł o s n o - n i e n a w i -
stny stosunek do ciała, który przez w i e k i przepajał mentalność mas
i k t ó r e g o w y r a z e m jest język L u t r a . W stosunku jednostki d o ciała,
w ł a s n e g o i c u d z e g o , p o w t a r z a się irracjonalność i niesprawied­
liwość p a n o w a n i a j a k o o k r u c i e ń s t w o , tak s a m o odległe o d stosun­
ku rozumiejącego i szczęśliwej refleksji, jak p a n o w a n i e odległe jest
od w o l n o ś c i . D o n i o s ł o ś ć t e g o rozpoznał Nietzsche w swej~teorii
2 6
5 Dialektyka oświecenia

o k r u c i e ń s t w a , a jeszcze lepiej de Sade; F r e u d o w s k a teoria narcyz­


mu i p o p ę d u śmierci przynosi interpretację p s y c h o l o g i c z n ą .
Z a p r a w i o n a nienawiścią miłość do ciała zaznacza się w e wszyst­
kich n o w o ż y t n y c h kulturach. Ciało, j a k o podrzędne, zniewolone,
zostaje raz jeszcze w y s z y d z o n e i odepchnięte, a zarazem jako to, co
zakazane, u r z e c z o w i o n e , w y o b c o w a n e - jest obiektem pożądania.
D o p i e r o kultura zna ciało jako rzecz, którą można posiadać,
d o p i e r o w kulturze ciało odróżnia się o d ducha - kwintesencji
m o c y i w ł a d z y - jako przedmiot, m a r t w a rzecz, corpus. W autode-
gradacji c z ł o w i e k a d o ciała natura mści się za to, że człowiek
z d e g r a d o w a ł ją d o przedmiotu p a n o w a n i a , d o s u r o w c a . Przymus
okrucieństwa i destrukcji wyrasta z o r g a n i c z n e g o stłumienia
i n t y m n e g o stosunku d o ciała - tak jak z g o d n i e z genialną intuicją
F r e u d a wstręt rodzi się w ó w c z a s , g d y w r a z z p o s t a w ą w y p r o s ­
towaną, oddaleniem o d ziemi, o r g a n i c z n e m u stłumieniu ulega
zmysł powonienia, który przyciągał samca do menstruującej
samicy. W cywilizacji zachodniej, a z a p e w n e w o g ó l e w każdej,
cielesność staje się tabu, przedmiotem przyciągania i niechęci.
W G r e c j i i w czasach feudalnych w ś r ó d p a n ó w stosunek d o ciała
w a r u n k o w a ł o jeszcze to, że osobista s p r a w n o ś ć fizyczna była
j e d n y m z w a r u n k ó w p a n o w a n i a . D b a ł o ś ć o ciało miała - naiwnie
- s w ó j społeczny cel. F o r m u ł a kalos kagathos była t y l k o w części
p o z o r e m , g d y ż w części gimnazjum b y ł o elementem podtrzymy­
w a n i a w ł a d z y , przynajmniej jako trening władczej p o s t a w y . G d y
panowanie w całości przybiera formę burżuazyjną, zapośred-
niczoną przez handel i komunikację, a na d o b r e w s k u t e k uprzemy­
słowienia, następuje formalna zmiana. L u d z k o ś ć p o z w a l a się odtąd
zniewalać już nie mieczem, ale za p o m o c ą gigantycznej aparatury,
która ostatecznie zresztą p o n o w n i e kuje miecze. Racjonalny sens
w y w y ż s z a n i a m ę s k i e g o ciała zanika; romantyczne p r ó b y odrodze­
nia ciała w dziewiętnastym i d w u d z i e s t y m w i e k u w i o d ą jedynie do
idealizacji ciała m a r t w e g o i o k a l e c z o n e g o . Nietzsche, G a u g u i n ,
G e o r g e , K l a g e s rozpoznali bezimienne g ł u p s t w o , będące rezul­
tatem postępu. A l e wyciągnęli stąd fałszywy w n i o s e k . N i e zdemas­
k o w a l i n i e p r a w o ś c i , która dzieje się dziś, a uświęcili nieprawość
d a w n ą . O d w r ó t o d mechanizacji stał się o z d ó b k ą przemysłowej
Notatki i szkice
257

kultury m a s o w e j , która nie może obejść się bez szlachetnych


g e s t ó w . A r t y ś c i w b r e w w o l i przyrządzili utracony obraz jedności
duszy i ciała dla potrzeb reklamy. P o c h w a ł a p r z e j a w ó w witalności,
o d b l o n d bestii d o w y s p i a r z y z p o ł u d n i o w y c h m ó r z , p r o w a d z i
nieuchronnie do filmów o egzotycznym wystroju, plakatów
reklamujących w i t a m i n y i kremy do pielęgnacji s k ó r y , w k t ó r y c h
w y r a ż a się immanentny cel reklamy: n o w y , d o r o d n y , piękny,
szlachetny typ c z ł o w i e k a , W ó d z i j e g o drużyna. F a s z y s t o w s c y
w o d z o w i e z n o w u sami biorą d o ręki narzędzia m o r d u , zabijają
w i ę ź n i ó w strzałem z r e w o l w e r u i razami pejcza, ale nie dzięki swej
fizycznej przewadze, t y l k o dlatego, że o w a gigantyczna aparatura
i jej p r a w d z i w i p a n o w i e - którzy ciągle jeszcze sami t e g o nie robią
- dostarczają im ofiary racji stanu d o p i w n i c kwatery g ł ó w n e j .
K o r p u s u nie da się z p o w r o t e m przemienić w ciało. K o r p u s ,
c h o ć b y najbardziej s p r a w n y i w y ć w i c z o n y , pozostaje z w ł o k a m i .
Transformacja w martwotę, zapisana w nazwie, była częścią
d ł u g o t r w a ł e g o procesu przerabiania natury na t w o r z y w o i materię.
D o r o b e k cywilizacyjny jest p r o d u k t e m sublimacji, owej nabytej
miłosnej nienawiści d o ciała i ziemi, o d k t ó r y c h o d e r w a ł o ludzi
p a n o w a n i e . M e d y c y n a to p r o d u k t psychicznej reakcji na kor-
poralizację c z ł o w i e k a , technika to p r o d u k t psychicznej reakcji na
urzeczowienie całej natury. M o r d e r c y , o p r a w c y , zezwierzęceni
o l b r z y m i , k t ó r y c h w ł a d c y , legalni i nielegalni, wielcy i mali,
potajemnie w y k o r z y s t u j ą w charakterze egzekutorów, brutale,
którzy zawsze znajdą się p o d ręką, g d y trzeba k o g o ś załatwić,
uczestnicy linczów i c z ł o n k o w i e K u - K l u x - K l a n u , siłacz, który
z r y w a się z miejsca, g d y ktoś o d w a ż y się szemrać, straszne typy, na
których pastwę wydany jest każdy, kto nie czuje nad sobą
o c h r o n n y c h skrzydeł w ł a d z y , kto traci pieniądze i s t a n o w i s k o ,
w s z e l k i e g o rodzaju w i l k o ł a k i , w i o d ą c e ż y w o t w m r o k u historii
i podtrzymujące strach, bez k t ó r e g o n i e m o ż l i w e b y ł o b y p a n o w a n i e
- to ci, u których nienawistna miłość d o ciała manifestuje się jawnie
i bezpośrednio, k t ó r y m uraz urzeczowienia każe bezcześcić w s z y s t ­
k o , c z e g o dotkną, niszczyć w s z y s t k o , co zobaczą, w ślepej furii
p o w t a r z a ć na ż y w y m obiekcie proces, k t ó r e g o nie m o g ą cofnąć:
rozdarcie życia na ducha i j e g o przedmiot. C z ł o w i e k nieodparcie
2JS Dialektyka oświecenia

ich pociąga, mordercy chcą z r e d u k o w a ć człowieka do ciała,


n i k o m u i niczemu nie w o ł n o żyć. T a k a , n i e g d y ś starannie h o d o w a ­
na i p i e l ę g n o w a n a przez z w i e r z c h n i k ó w świeckich i d u c h o w y c h
w r o g o ś ć p o d w ł a d n y c h w o b e c życia, które im zniszczono, życia,
z k t ó r y m dziś homoseksualnie i paranoicznie obcują przez morder­
czy cios, zawsze była niezbędnym instrumentem sztuki rządzenia.
W r o g i stosunek z n i e w o l o n y c h d o życia jest niewyczerpaną histo­
ryczną siłą mrocznej strony dziejów. N a w e t purytański eksces,
pijaństwo, to rozpaczliwy akt zemsty na życiu.
U m i ł o w a n i e natury i przeznaczenia w totalitarnej propagandzie
to jedynie wątła reakcja u p o z o r o w a n a na uwięzienie w ciele, na
nieudaną cywilizację. O d ciała nie m o ż n a się u w o l n i ć , w i ę c się je
w y s ł a w i a , g d y nie ma się s w o b o d y , by je maltretować. „Tragi­
c z n y " ś w i a t o p o g l ą d faszystów to i d e o l o g i c z n y w i e c z ó r kawalerski
przed k r w a w y m i g o d a m i . C i , którzy w y s ł a w i a j ą ciało, gimnastycy
i skauci, zawsze mieli pociąg d o zabijania, jak miłośnicy przyrody
d o myślistwa. W i d z ą w ciele jedynie r u c h o m y mechanizm, części
zginające się w stawach, mięśnie j a k o w y m o s z c z e n i e szkieletu.
Manipulują ciałem, o b c h o d z ą się z j e g o członkami tak, jak g d y b y
były już oddzielone. Ż y d o w s k a tradycja przechowuje strach przed
mierzeniem człowieka metrową miarką, ponieważ mierzy się
zmarłych - d o trumny. W tym właśnie lubują się manipulatorzy
ciała. Mierzą innych nieświadomie spojrzeniem fabrykanta tru­
mien. Zdradzają się d o p i e r o , podając w y n i k i : m ó w i ą o c z ł o w i e k u ,
że jest długi, krótki, tłusty, ciężki. Interesuje ich c h o r o b a , przy
jedzeniu wyglądają już śmierci w s p ó ł b i e s i a d n i k a , a przejmowanie
się z d r o w i e m bliźnich to jedynie wątła racjonalizacja t e g o zaintere­
s o w a n i a . J ę z y k dotrzymuje im k r o k u . Z a m i e n i a spacer w ruch,
a p o t r a w y w kalorie - p o d o b n i e jak w potocznej angielszczyźnie
i francuszczyźnie to s a m o s ł o w o oznacza ż y w y las i d r e w n o .
Cyframi śmiertelności społeczeństwo degraduje życie d o procesu
chemicznego.
W szatańskim poniżeniu więźnia o b o z u k o n c e n t r a c y j n e g o , jakie
n o w o c z e s n y o p r a w c a bez ż a d n e g o racjonalnego sensu dorzuca do
męczeńskiej śmierci, przejawia się n i e w y s u b l i m o w a n y , choć tłu­
m i o n y bunt wyklętej natury. B u n t ten d o t y c z y w całej p o t w o r n o ś c i
Notatki i szkice 2
59

m ę c z e n n i k ó w miłości, r z e k o m y c h przestępców seksualnych i liber­


t y n ó w , p o n i e w a ż seks to ciało nie z r e d u k o w a n e , ekspresja, to,
c z e g o męczennicy miłości potajemnie i desperacko szukają. S w o ­
b o d a życia p ł c i o w e g o przeraża mordercę jako utracona bezpośred­
niość, p i e r w o t n a jedność, w której nie umie już żyć. J e d n o ś ć ta jest
m a r t w a , a przecież wstaje i o ż y w a . M o r d e r c a zatem s p r o w a d z a
w s z y s t k o d o j e d n e g o , sprowadzając w s z y s t k o d o nicości, ponie­
w a ż musi zdławić jedność w s a m y m sobie. Ofiara reprezentuje dlań
życie, które przetrwało rozdział - to życie zatem ma zostać
złamane, a u n i w e r s u m niechaj w y p e ł n i kurz i abstrakcyjna władza.

SPOŁECZEŃSTWO MASOWE

Uzupełnieniem kultury g w i a z d jest społeczny mechanizm, który


z r ó w n u j e w s z y s t k o , co się w y r ó ż n i a , g w i a z d y są t y l k o w z o r a m i dla
ogarniającej cały świat konfekcji oraz dla n o ż y c prawniczej
i ekonomicznej s p r a w i e d l i w o ś c i , obcinających ostatnie zwisające
niteczki.

Dopisek

P o g l ą d , że niwelacji i standaryzacji ludzi o d p o w i a d a z drugiej


strony s p o t ę g o w a n i e i n d y w i d u a l n o ś c i w tak z w a n y c h o s o b o w o ś ­
ciach p r z y w ó d c z y c h , na miarę ich w ł a d z y , jest błędny i sam
s t a n o w i cząstkę ideologii. Dzisiejsi faszystowscy w ł a d c y są nie tyle
nadludźmi, co funkcjami w ł a s n e g o aparatu reklamy, p u n k t a m i
przecięcia identycznych reakcji niezliczonych mas. Jeżeli w psy­
c h o l o g i i dzisiejszych mas W ó d z nie reprezentuje już ojca, a raczej
k o l e k t y w n ą i nieskończenie s p o t ę g o w a n ą projekcję bezsilnego J a
każdej jednostki, to postaci w o d z ó w rzeczywiście temu o d p o w i a ­
dają. N i e d a r m o w y g l ą d a j ą jak fryzjerzy, p r o w i n c j o n a l n i aktorzy
i r e w o l w e r o w c y dziennikarstwa. J a k a ś część ich moralnej siły
p o l e g a właśnie na t y m , że sami w sobie bezsilni, p o d o b n i do
p i e r w s z e g o lepszego, ucieleśniają j a k o reprezentanci w s z y s t k i c h
innych o g r o m w ł a d z y , c h o ć sami nadal są t y l k o p u s t y m i miejscami,
na które akurat padła władza. N i e stanowią bynajmniej wyjątku o d
26 o Dialektyka oświecenia

zasady rozkładu i n d y w i d u a l n o ś c i , przeciwnie, dotknięta rozkła­


dem i n d y w i d u a l n o ś ć triumfuje w nich i poniekąd odbiera nagrodę
za rozkład. W o d z o w i e stali się dokładnie t y m , czym p o trosze
zawsze byli w ciągu całej epoki mieszczańskiej - aktorami
grającymi rolę w o d z ó w . Między indywidualnością Bismarcka
a i n d y w i d u a l n o ś c i ą Hitlera dystans jest nie mniejszy niż między
prozą Myśli i wspomnień a żargonem Mein Kampf. W walce
z faszyzmem s p r a w ą nie najmniej w a ż n ą jest sprowadzenie napu­
szonych w i z e r u n k ó w W o d z a do r o z m i a r ó w ich nicości. Film
Chaplina utrafił w sedno przynajmniej jeśli chodzi o p o d o b i e ń s t w o
między g o l a r z e m z getta a dyktatorem.

SPRZECZNOŚCI

M o r a l n o ś ć j a k o system, z twierdzeniami p o d s t a w o w y m i i w y ­
w i e d z i o n y m i , niezłomnie logiczny, n i e z a w o d n y w zastosowaniu
d o k a ż d e g o dylematu m o r a l n e g o - oto c z e g o żąda się o d filozofów.
F i l o z o f o w i e z reguły spełniali te o c z e k i w a n i a . N a w e t jeśli nie
dostarczali systemu p r a k t y c z n e g o , r o z b u d o w a n e j kazuistyki, to
z systemu teoretycznego umieli zawsze w y w i e ś ć posłuszeństwo
w o b e c zwierzchności. N a o g ó ł , z c a ł y m luksusem argumentów
zróżnicowanej l o g i k i , oglądu i o c z y w i s t o ś c i , raz jeszcze uzasadniali
całą skalę w a r t o ś c i , które publiczna p r a k t y k a już była usankc­
j o n o w a ł a . „ O d d a w a j c i e cześć b o g o m w tradycyjnej rodzimej
1 9
r e l i g i i " - p o w i a d a E p i k u r , a jeszcze H e g e l m u wtóruje. O d tych,
którzy wzdragają się przed takim w y z n a n i e m w i a r y , tym natar­
czywiej żąda się podania g o t o w e j zasady o g ó l n e j . J e ś l i myślenie nie
z a d o w a l a się p r o s t y m u s a n k c j o n o w a n i e m panujących reguł, musi
zalecać się w i ę k s z ą p e w n o ś c i ą siebie, uniwersalizmem i auto-
r y t a t y w n o ś c i ą niż w t e d y , g d y t y l k o u s p r a w i e d l i w i a to, co i tak już
obowiązuje. U w a ż a s z , że panująca władza jest niesprawiedliwa,
w o l i s z może, żeby zamiast w ł a d z y p a n o w a ł chaos? K r y t y k u j e s z
uniformizację życia i postęp? M a m y w i e c z o r e m zapalać świece,
a nasze miasta w y p e ł n i a ć smród o d p a d ó w , jak w średniowieczu?

19
Die Nachsokratiker T. i. 7 2 a (Opr. Wilhelm Nestle). Jena 1 9 2 3 , s. 1 9 5 .
Notatki i szkice 261

N i e p o d o b a j ą ci się rzeźnie - czy społeczeństwo ma odtąd ż y w i ć się


s u r o w y m i w a r z y w a m i ? P o z y t y w n a o d p o w i e d ź na takie pytania,
j a k k o l w i e k absurdalna, znajduje posłuch. Polityczny anarchizm,
rękodzielnicza reakcja kulturalna, radykalny wegetarianizm, niedo­
rzeczne sekty i partie mają tak z w a n ą siłę atrakcji. D o k t r y n a musi
t y l k o b y ć o g ó l n a , p e w n a siebie, uniwersalna i imperatywistyczna.
N i e d o zniesienia są p r ó b y w y m i n i ę c i a alternatywy , , a l b o - a l b o " ,
nieufność w o b e c abstrakcyjnej zasady, n i e o m y l n o ś ć bez d o k t r y n y .
R o z m a w i a j ą dwaj młodzi ludzie:
A : N i e chcesz być lekarzem?
B : L e k a r z e z a w o d o w o mają wciąż d o czynienia z umierającymi,
to znieczula. W d o d a t k u przy postępującej instytucjonalizacji
lekarz reprezentuje w o b e c c h o r e g o zakład i j e g o hierarchię. Często
kusi g o , by w y s t ę p o w a ć jako administrator śmierci. Staje się
agentem w i e l k i e g o przemysłu w o b e c k o n s u m e n t ó w . G d y chodzi
o s a m o c h o d y , to jeszcze pół biedy, ale g d y d o b r e m , k t ó r y m się
zarządza, jest życie, a u ż y t k o w n i c y - pacjentami, nie chciałbym
znaleźć się w takiej sytuacji. Z a w ó d lekarza d o m o w e g o był m o ż e
bezpieczniejszy, ale teraz upada.
A : W i ę c uważasz, że nie p o w i n n o w c a l e b y ć lekarzy, albo niech
w r ó c ą d a w n i znachorzy?
B : T e g o nie p o w i e d z i a ł e m . Z g r o z a mnie bierze t y l k o na m y ś l , że
sam m i a ł b y m zostać lekarzem, a tym bardziej tak z w a n y m lekarzem
naczelnym, zarządzającym m a s o w y m szpitalem. M i m o to u w a ż a m
naturalnie, że lepiej niech będą lekarze i szpitale, niż żeby c h o r y c h
zostawiać ich l o s o w i . N i e chciałbym też b y ć p r o k u r a t o r e m , choć
pozostawianie wolnej ręki m o r d e r c o m i rabusiom w y d a j e się
daleko w i ę k s z y m złem niż istnienie cechu, który posyła ich d o
więzienia. S p r a w i e d l i w o ś ć jest racjonalna. N i e jestem p r z e c i w k o
racjonalności, chcę t y l k o rozpoznać, w jakiej postaci występuje.
A : P o p a d a s z w sprzeczność. S a m nieustannie czerpiesz korzyści
z istnienia lekarzy i sędziów. Jesteś tak s a m o w i n n y jak oni. T y l e że
nie chcesz obarczać się pracą, którą inni w y k o n u j ą za ciebie. T w o j a
własna egzystencja zakłada zasadę, której chciałbyś się w y m k n ą ć .
B : T e g o się nie w y p i e r a m , ale sprzecznośćć jest tu konieczna.
J e s t o d p o w i e d z i ą na o b i e k t y w n e sprzeczności społeczeństwa. P r z y
2Ó2 Dialektyka oświecenia

tak z r ó ż n i c o w a n y m podziale pracy jak dzisiejszy w jakimś miejscu


m o ż e dojść d o p o t w o r n o ś c i , za którą w i n ę p o n o s z ą w s z y s c y . Jeśli
się r o z p o w s z e c h n i , ba - jeśli c h o ć b y d r o b n a część ludzi sobie to
u ś w i a d o m i , d o m y w a r i a t ó w i zakłady karne m o g ł y b y m o ż e stać się
bardziej ludzkie, a sądy na koniec w o g ó l e niepotrzebne. A l e nie
dlatego chcę zostać pisarzem. C h c i a ł b y m p o prostu jaśniej uprzyto­
mnić sobie straszliwy stan, w jakim w s z y s t k o się znajduje.
A : G d y b y w s z y s c y myśleli tak jak ty, i nikt nie miałby ochoty
brudzić sobie rąk, nie b y ł o b y ani lekarzy, ani sędziów i świat
w y g l ą d a ł b y jeszcze bardziej przerażająco.
B : O t ó ż w y d a j e mi się to w ą t p l i w e , b o g d y b y w s z y s c y myśleli
tak jak ja, to s p o d z i e w a m się, że nie t y l k o s k u r c z y ł y b y się środki
zaradcze p r z e c i w k o złu, ale i s a m o zło. L u d z k o ś ć ma jeszcze inne
m o ż l i w o ś c i . N i e jestem całą ludzkością i p o prostu nie m o g ę
myśleć tak, j a k b y m w y s t ę p o w a ł w jej imieniu. M o r a l n a reguła, że
każdy mój uczynek m ó g ł b y n a d a w a ć się na p o w s z e c h n ą m a k s y m ę ,
jest bardzo problematyczna. Pomija historię. Dlaczego moja
niechęć d o z a w o d u lekarza miałaby b y ć r ó w n o z n a c z n a z poglądem,
że w o g ó l e nie ma b y ć lekarzy? W rzeczywistości jest tylu ludzi,
którzy świetnie nadają się na lekarzy i mają spore szanse nimi
zostać. Jeżeli potrafią p o s t ę p o w a ć moralnie w granicach, jakie dziś
zakreślono tej profesji, ż y w i ę dla nich szacunek. M o ż e przyczyniają
się nawet d o umniejszenia zła, które ci opisałem, m o ż e jednak
pogłębiają je m i m o całej swej fachowej s p r a w n o ś c i i moralności.
M o j a egzystencja, tak jak ją sobie w y o b r a ż a m , moja z g r o z a i moja
w o l a poznania w y d a j ą mi się tak s a m o u p r a w n i o n e jak z a w ó d
lekarza, nawet jeśli nie zdołam bezpośrednio n i k o m u d o p o m ó c .
A : A g d y b y ś wiedział, że dzięki m e d y c z n y m studiom zdołasz
kiedyś u r a t o w a ć życie ukochanej o s o b i e , która bez twej p o m o c y
byłaby nieuchronnie skazana, czy nie zdecydowałbyś się natychmiast?
B : P r a w d o p o d o b n i e , ale sam w i d z i s z , że t w o j e u p o d o b a n i e do
nieubłaganej k o n s e k w e n c j i p r o w a d z i cię d o absurdalnych przy­
k ł a d ó w , podczas g d y ja z m o i m n i e p r a k t y c z n y m u p o r e m i moimi
sprzecznościami pozostałem przy z d r o w y m rozsądku.
T a r o z m o w a p o w t a r z a się zawsze, ilekroć ktoś nie chce w ob­
liczu p r a k t y k i z r e z y g n o w a ć z myślenia. T a k i ktoś ma logikę
Notatki i szkice a6 3

i k o n s e k w e n c j ę zawsze p r z e c i w k o sobie. K t o jest przeciwny


w i w i s e k c j i , temu nie w o l n o nawet odetchnąć, g d y b y ten oddech
miał k o s z t o w a ć życie j e d n e g o bakcyla. L o g i k a służy p o s t ę p o w i
i reakcji, w k a ż d y m razie rzeczywistości. A l e w dobie radykalnie
realistycznego w y c h o w a n i a r o z m o w y stały się rzadsze, a neuro­
tycznemu B trzeba będzie nadludzkich sił, by nie o z d r o w i e ć .

NOTATKA

M i ę d z y czterdziestką a pięćdziesiątką ludzie czynią zazwyczaj


p e w n e zdumiewające doświadczenie. O d k r y w a j ą , że w i ę k s z o ś ć
tych, z k t ó r y m i wzrastali i pozostali w kontakcie, wykazuje
zaburzenia w zwyczajach i ś w i a d o m o ś c i . J e d e n zaniedbuje się
w pracy d o t e g o stopnia, że interes p o d u p a d a , inny rozbija s w o j e
m a ł ż e ń s t w o i w i n y za to bynajmniej nie p o n o s i żona, trzeci
dopuszcza się malwersacji. A l e nawet ci, u k t ó r y c h nie zachodzą
tak radykalne wydarzenia, zdradzają oznaki d e g r e n g o l a d y . R o z ­
m o w a z nimi staje się j a ł o w a , hałaśliwa, b e ł k o t l i w a . Przedtem
c z ł o w i e k znajdował także w innych ź r ó d ł o d u c h o w e j inspiracji,
starzejąc się odnosi wrażenie, że bodaj już t y l k o o n ż y w i jakieś
szersze zainteresowania.
N a j p i e r w skłonny jest t r a k t o w a ć e w o l u c j ę r ó w i e ś n i k ó w j a k o
niemiły przypadek. A k u r a t zmienili się na g o r s z e . M o ż e to s p r a w a
p o k o l e n i a i j e g o szczególnych l o s ó w . N a koniec o d k r y w a , że
doświadczenie to jest m u znane, t y l k o o d innej strony: z perspek­
t y w y m ł o d e g o c z ł o w i e k a , który styka się z d o r o s ł y m i . C z y nie b y ł
w ó w c z a s przekonany, że z tym czy o w y m nauczycielem, w u j a m i
i ciotkami, przyjaciółmi r o d z i c ó w , p o t e m z profesorami na u n i w e r ­
sytecie albo z szefem coś nie gra? O b j a w i a l i jakieś śmieszne,
z w a r i o w a n e cechy, a l b o też przestawanie z nimi b y ł o j a ł o w e ,
uciążliwe, rozczarowujące.
W t e d y nie zastanawiał się nad tym, t r a k t o w a ł niższość d o r o s ł y c h
p o prostu jako fakt naturalny. T e r a z uzyskuje potwierdzenie:
w danych w a r u n k a c h , przy z a c h o w a n i u p o s z c z e g ó l n y c h s p r a w n o ­
ści, technicznych lub intelektualnych, egzystencja już w w i e k u
m ę s k i m p r o w a d z i d o kretynizmu. Ś w i a t o w c y nie stanowią tu
264 Dialektyka oświecenia

wyjątku. J a k g d y b y ludzi za karę, że zdradzili nadzieje młodości


i d o s t o s o w a l i się d o świata, porażała przedwczesna ruina.

Dopisek

Dzisiejszy rozkład i n d y w i d u a l n o ś c i każe nie t y l k o t r a k t o w a ć tę


kategorię jako historyczną, ale w z b u d z a w ą t p l i w o ś c i co do jej
p o z y t y w n e g o charakteru. N i e s p r a w i e d l i w o ś ć , jakiej doświadcza
i n d y w i d u u m , w fazie konkurencji była j e g o w ł a s n ą zasadą. D o t y ­
czy to nie t y l k o funkcji jednostki i jej p a r t y k u l a r n y c h interesów
w społeczeństwie, ale także w e w n ę r z n e j k o m p o z y c j i samej in­
d y w i d u a l n o ś c i . I n d y w i d u a l n o ś ć p r z y ś w i e c a emancypacji człowie­
ka, ale jest też rezultatem tych właśnie m e c h a n i z m ó w , o d których
l u d z k o ś ć ma się e m a n c y p o w a ć . S a m o i s t n o ś ć i n i e p o r ó w n y w a l n o ś ć
i n d y w i d u u m jest krystalizacją o p o r u p r z e c i w k o ślepej, dławiącej
potędze irracjonalnej całości. O p ó r ten był jednak historycznie
m o ż l i w y t y l k o dzięki temu, że ślepe i irracjonalne b y ł o o w o
samoistne i n i e p o r ó w n y w a l n e i n d y w i d u u m . J e d n o c z e ś n i e to, co
b e z w g l ę d n i e p r z e c i w s t a w i a się całości j a k o partykularność, pozo­
staje w z ł y m , nieprzejrzystym związku z istniejącym stanem rzeczy.
N a najbardziej i n d y w i d u a l n e , integralne cechy d a n e g o c z ł o w i e k a
składa się zarazem to, c o nie zostało zawłaszczone przez panujący
system, co szczęśliwie przetrwało, oraz to, co jest znamieniem
okaleczeń, o jakie system p r z y p r a w i a s w o i c h c z ł o n k ó w . Po­
wtarzają się w nich hipertroficznie zasadnicze cechy systemu:
w c h c i w o ś c i - trwała w ł a s n o ś ć , w hipochondrii - bezrefleksyjne
s a m o z a c h o w a n i e . Z a p o m o c ą tych cech i n d y w i d u u m stara się
k u r c z o w o b r o n i ć przed p r z y m u s a m i natury i społeczeństwa, przed
chorobą i bankructwem - ale zarazem cechy te siłą rzeczy
przybierają charakter p r z y m u s ó w . W najskrytszych zakamarkach
s w e g o wnętrza i n d y w i d u u m styka się z tą samą władzą, przed którą
ucieka w siebie. U c i e c z k a staje się tedy beznadziejną chimerą.
K o m e d i e M o l i e r a ś w i a d o m e są przekleństwa indywiduacji nie
mniej niż rysunki D a u m i e r a ; natomiast n a r o d o w i socjaliści, którzy
likwidują indywiduum, sycą się do w o l i t y m przekleństwem
i mianują S p i t z w e g a s w y m klasycznym malarzem.
Notatki i szkice

Zatwardziałe indywiduum reprezentuje lepszą cząstkę t y l k o


w stosunku do zatwardziałego społeczeństwa, nie w sensie absolut­
n y m . I n d y w i d u u m ucieleśnia hańbę, jaką jest to, c o k o l e k t y w
wciąż wyrządza jednostce, i to, co się stanie, g d y jednostek już nie
będzie. W y z b y c i jaźni entuzjaści n o w e g o p o r z ą d k u są w prostej
linii następcami melancholijnego aptekarza, n a m i ę t n e g o h o d o w c y
róż i p o l i t y c z n e g o inwalidy z zamierzchłej przeszłości.

FILOZOFIA I PODZIAŁ PRACY

Miejsce nauki w s p o ł e c z n y m podziale pracy ł a t w o jest r o z p o ­


znać. Z a d a n i e m jej jest g r o m a d z i ć m o ż l i w i e najwiękesze ilości
f a k t ó w i funkcjonalnych z w i ą z k ó w między faktami. U k ł a d musi
być przejrzysty. M a u m o ż l i w i a ć p o s z c z e g ó l n y m p r z e m y s ł o m na­
tychmiastowe odnalezienie żądanego towaru intelektualnego
w p o s z u k i w a n y m asortymencie. J u ż g r o m a d z e n i e o d b y w a się
w znacznej mierze p o d kątem o k r e ś l o n y c h zleceń p r z e m y s ł o w y c h .
R ó w n i e ż historyczne dzieła mają dostarczać materiału. M o ż ­
liwości j e g o w y k o r z y s t a n i a szukać należy nie bezpośrednio w prze­
myśle, ale - pośrednio - w administracji. J u ż M a c h i a v e l l i pisał na
użytek książąt i republik, i p o d o b n i e dziś pracuje się dla g o s p o d a r ­
czych i politycznych k o m i t e t ó w . Historyczna forma stała się przy
tym przeszkodą, lepiej układać historyczny materiał od razu
w e d ł u g o k r e ś l o n y c h zadań administracyjnych: manipulacji cenami
t o w a r ó w albo nastrojami mas. P r ó c z administracji i p r z e m y s ­
ł o w y c h k o n s o r c j ó w chętnymi klientami są związki z a w o d o w e
i partie.
T a k funkcjonującej nauce służy oficjalna filozofia. J a k o s w e g o
rodzaju tayloryzm ducha ma p o m a g a ć w udoskonalaniu jego
metod p r o d u k c j i , racjonalizować układ w i a d o m o ś c i , zapobiegać
m a r n o t r a w s t w u intelektualnej energii. M a w y z n a c z o n e sobie miej­
sce w podziale pracy tak s a m o jak chemia czy bakteriologia. T e
resztki filozofii, które nawołują d o średniowiecznej nabożności
i d o kontemplacji w i e c z n y c h b y t ó w , na ś w i a t o w y c h u n i w e r ­
sytetach jeszcze się od biedy toleruje, p o n i e w a ż są takie reakcyjne.
P o n a d t o pleni się jeszcze paru h i s t o r y k ó w filozofii, którzy nie-
266 Dialektyka oświecenia

strudzenie w y k ł a d a j ą Platona i Kartezjusza, dorzucając, że są


przestarzali. T u i ó w d z i e dołączy d o nich jakiś weteran sensualiz-
m u albo zaprzysięgły personalista. T r z e b i ą z poletka nauki dialek­
tyczne c h w a s t y , by nie wystrzeliły zanadto w g ó r ę .
W przeciwieństwie d o s w y c h a d m i n i s t r a t o r ó w filozofia oznacza
między innymi myślenie, o ile nie kapituluje o n o przed panującym
podziałem pracy i nie p o z w a l a mu narzucać sobie zadań. Istniejący
stan rzeczy w y w i e r a na c z ł o w i e k a presję nie t y l k o za pośrednict­
wem przemocy fizycznej i materialnych interesów, ale także
p r z e m o ż n ą sugestią. Filozofia nie jest syntezą, nauką p o d s t a w o w ą
ani czapką dla innych nauk, ale w y s i ł k i e m przeciwdziałania
sugestii, decyzją na rzecz intelektualnej i rzeczywistej w o l n o ś c i .
N i e oznacza to bynajmniej i g n o r o w a n i a podziału pracy, w tej
j e g o postaci, d o jakiej d o p r o w a d z i ł o p a n o w a n i e . Filozofia umie
t y l k o dosłuchać się w nim kłamstwa, t e g o m i a n o w i c i e , iż jest on
nieunikniony. Filozofia, nie ulegając hipnozie przemożnej siły,
śledzi zasadę podziału pracy w e w s z y s t k i c h zakątkach społecznej
machiny, której a priori nie należy ani b u r z y ć , ani pchać na n o w e
tory - należy natomiast jej pojęcie u w o l n i ć o d magicznego
działania, jakie machina ta w y w i e r a . G d y urzędnicy, których
p r z e m y s ł utrzymuje w s w y c h intelektualnych resortach - uniwer­
sytetach, kościołach i gazetach - d o m a g a j ą się o d filozofii de­
klaracji zasad, które u p r a w n i a ł y b y ją d o p r z e p r o w a d z a n i a śledzt­
wa, filozofia p o p a d a w śmiertelne zakłopotanie. Nie uznaje
żadnych abstrakcyjnych n o r m ani c e l ó w , które w przeciwieństwie
d o n o r m i c e l ó w obowiązujących n a d a w a ł y b y się d o zastosowania
w praktyce. J e j w o l n o ś ć o d s u g e s t y w n e j siły status quo polega
właśnie na t y m , że akceptuje mieszczańskie ideały, nie mając dla
nich zrozumienia - ideały, które g ł o s z o n e są, c h o ć b y w zniekształ­
conej postaci, przez reprezentantów status quo, albo które m i m o
wszelkiej manipulacji nadal rozpoznać m o ż n a jako o b i e k t y w n y cel
instytucji technicznych lub kulturalnych. Filozofia w i e r z y , że
podział pracy służyć ma ludziom, a postęp p r o w a d z i d o w o l n o ś c i .
D l a t e g o ł a t w o p o p a d a w konflikt z podziałem pracy i postępem.
D o s t a r c z a języka, w którym dochodzi do głosu sprzeczność
między wiarą a rzeczywistością i trzyma się przy t y m ściśle zjawisk
Notatki i szkice 2 6 7

historycznie u w a r u n k o w a n y c h . W przeciwieństwie d o gazety nie


u w a ż a , by g i g a n t y c z n y m a s o w y m o r d był ważniejszy o d załat­
wienia kilku pacjentów zakładu p s y c h i a t r y c z n e g o . Intrydze poli­
tyka, który flirtuje z faszyzmem, nie daje p i e r w s z e ń s t w a przed
s k r o m n y m linczem, a w r z a s k l i w e j reklamie p r z e m y s ł u f i l m o w e g o
przed i n t y m n y m a n o n s e m przedsiębiorstwa p o g r z e b o w e g o . Sła­
bość do w i e l k o ś c i jest jej nieznana. Toteż w stosunku do
istniejącego stanu rzeczy jest zarazem obca i pełna zrozumienia.
Oddaje głos p r z e d m i o t o w i , ale w b r e w j e g o w o l i ; filozofia jest
g ł o s e m sprzeczności, która bez niej n i g d y nie stanie się g ł o ś n a
i m o ż e w milczeniu t r i u m f o w a ć .

MYŚL

O w s z e m , p o g l ą d , że p r a w d a danej teorii to tyle, co jej o w o c ­


ność, jest błędny. N i e k t ó r z y jednak, jak się zdaje, przyjmują p o g l ą d
w r ę c z p r z e c i w n y . U w a ż a j ą , że teoria nie musi mieć żadnego
zastosowania w myśleniu, d o t e g o stopnia, że m o ż e sobie t e g o
w o g ó l e oszczędzić. Opacznie pojmują każdą w y p o w i e d ź w sensie
ostatecznej deklaracji, przykazania albo tabu. C h c ą podporząd­
k o w y w a ć się idei jak b o g u albo a t a k o w a ć ją jak bożka. B r a k im
w o l n o ś c i w stosunku d o idei. D o istoty p r a w d y należy, że p o d m i o t
a k t y w n i e w niej uczestniczy. M o ż e m y słuchać zdań, które same
w sobie są p r a w d z i w e , ale d o ś w i a d c z y m y ich p r a w d y t y l k o p o d
w a r u n k i e m , że będziemy zarazem myśleć i pójdziemy w myślach
dalej.
F e t y s z y z m ó w d o c h o d z i dziś drastycznie d o g ł o s u . Z a m y ś l jest
się p o c i ą g a n y m d o o d p o w i e d z i a l n o ś c i jak g d y b y była ona b e z p o ­
średnio praktyką. N i e t y l k o s ł o w o , w y m i e r z o n e w e w ł a d z ę , ale
także s ł o w o , które porusza się p o o m a c k u , eksperymentując,
igrając z m o ż l i w o ś c i ą błędu, już z tej racji jest napiętnowane.
A przecież niedoskonałość i ś w i a d o m o ś ć tej niedoskonałości
znamionuje także i przede w s z y s t k i m tę m y ś l , za którą warto
umrzeć. T w i e r d z e n i e , że p r a w d a jest całością, okazuje się t y m
s a m y m , c o twierdzenie p r z e c i w n e , że m i a n o w i c i e p r a w d a jest
zawsze t y l k o cząstkowa. Najbardziej żałosnym u s p r a w i e d l i w i ę -
268 Dialektyka oświecenia

niem, jakie intelektualiści wynaleźli dla o p r a w c ó w - a p o d tym


w z g l ę d e m w ostatnim dziesięcioleciu nie można im zarzucić
opieszałości - jest to, że myśl ofiary, ta myśl, za którą ją
z a m o r d o w a n o , była błędna.

CZŁOWIEK I ZWIERZĘ

Idea człowieka w dziejach E u r o p y w y r a ż a się w różnicy między


c z ł o w i e k i e m a zwierzęciem. B e z r o z u m n e zwierzęta są d o w o d e m
godności człowieka. Opozycję ta w y z n a w a l i tak uporczywie
i zgodnie wszyscy prekursorzy myśli burżuazyjnej, starożytni
Ż y d z i , stoicy i O j c o w i e K o ś c i o ł a , a następnie średniowiecze i czasy
n o w o ż y t n e , że - jak skądinąd niewiele idei - weszła ona na trwałe
do inwentarza zachodniej antropologii. U z n a w a n a jest i dzisiaj.
B e h a w i o r y ś c i t y l k o pozornie o niej zapomnieli. F a k t , że stosują do
ludzi te same formuły i rezultaty, jakie bez żadnych z a h a m o w a ń
uzyskują w trakcie p o t w o r n y c h e k s p e r y m e n t ó w na zwierzętach,
p o ś w i a d c z a tę różnicę w szczególnie perfidny s p o s ó b . W n i o s e k ,
w y c i ą g n i ę t y z o k a l e c z o n y c h zwierząt, nie pasuje d o zwierząt na
w o l n o ś c i , pasuje natomiast d o dzisiejszych ludzi. Przez zbrodnię
d o k o n a n ą na zwierzęciu d o w o d z i , że p o ś r ó d całego stworzenia
c z ł o w i e k , i t y l k o c z ł o w i e k , d o b r o w o l n i e g o t ó w jest f u n k c j o n o w a ć
tak mechanicznie, ślepo i automatycznie jak mechaniczne, ślepe
i automatyczne są k o n w u l s j e związanej ofiary, d o której dobiera się
fachowiec. P r o f e s o r przy stole s e k c y j n y m definiuje je n a u k o w o
jako odruchy, w r ó ż b i c i przy ołtarzu głosili, że są to znaki dawane
przez b o g ó w . C z ł o w i e k o w i dany jest bezlitosny rozum; zwierzę­
ciu, z k t ó r e g o c z ł o w i e k w y c i ą g a k r w a w e w n i o s k i , dane jest tylko
bezrozumne przerażenie, instynkt ucieczki, którą mu odcięto.
B r a k r o z u m u nie m a s ł ó w . W y m o w n e jest posiadanie r o z u m u ,
panujące nad j a w n ą stroną historii. Cała ziemia przyświadcza
c h w a l e c z ł o w i e k a . W czasie w o j n y i p o k o j u , na arenie i w rzeźni, od
powolnej śmierci słonia, którego prymitywne hordy ludzkie
powalały w ramach pierwotnej gospodarki p l a n o w e j , aż do
s p r a w n e g o w y k o r z y s t y w a n i a zwierząt dzisiaj - bezrozumne s t w o ­
rzenia zawsze stykały się z r o z u m e m . Ten widoczny proces
Notatki i szkice

przesłania o p r a w c o m proces niewidoczny: istnienie bez światła


r o z u m u , egzystencję s a m e g o zwierzęcia. T u d o p i e r o p s y c h o l o g i a
znalazłaby s w ó j w ł a ś c i w y temat, p o n i e w a ż jedynie życie zwierząt
przebiega zgodnie z impulsami duszy; g d y p s y c h o l o g i a musi ludzi
wyjaśniać, znaczy to, że ludzie ulegli regresji i zniszczeniu. G d y
ludzie w z y w a j ą na p o m o c p s y c h o l o g i ę , skąpy obszar ich bezpo­
średnich relacji zostaje jeszcze bardziej z a w ę ż o n y , raz jeszcze stają
się dla siebie rzeczami. O d w o ł y w a n i e się d o p s y c h o l o g i i p o to, by
zrozumieć innych, to hańba, o d w o ł y w a n i e się d o p s y c h o l o g i i p o
to, by wyjaśnić s w o j e własne m o t y w y , to sentymentalizm. P s y c h o ­
logia zwierząt zaś straciła z oczu s w ó j przedmiot, p o ś r ó d s w y c h
w y m y ś l n y c h pułapek i labiryntów zapomniała, że m ó w i ć o duszy,
r o z p o z n a w a ć duszę przystoi właśnie i t y l k o w p r z y p a d k u zwierząt.
N a w e t Arystoteles, który p r z y z n a w a ł z w i e r z ę t o m duszę, choć
T
niższej kategorii, w olał rozprawiać o ciałach, o częściach, ruchach
i rozpłodzie niż o w ł a ś c i w e j egzystencji zwierzęcia.
Świat zwierzęcia jest p o z b a w i o n y pojęć. N i e ma s ł o w a , które
w strumieniu zjawisk u c h w y c i ł o b y to, co identyczne, w przemianie
egzemplarzy - ten sam rodzaj, w zmiennych sytuacjach - tę samą
rzecz. J a k k o l w i e k nie brak m o ż l i w o ś c i r o z p o z n a w a n i a t e g o , co
identyczne, identyfikacja ogranicza się do t e g o , co zostało w y ­
znaczone przez życie. W strumieniu nie ma nic, co byłoby
określone jako stałe, a przecież w s z y s t k o pozostaje j e d n y m i tym
s a m y m , p o n i e w a ż nie ma trwałej w i e d z y o przeszłości i nie ma
jasnej p e r s p e k t y w y przyszłości. Z w i e r z ę słucha, g d y z a w o ł a ć je p o
imieniu i nie ma jaźni, jest zamknięte w sobie, a jednocześnie
obnażone, styka się zawsze z n o w y m p r z y m u s e m , nie w y k r a c z a
poza n i e g o ideą. B r a k u pociechy nie w y n a g r a d z a złagodzenie
strachu, niedostatku świadomości szczęścia nie rekompensuje
nieobecność smutku i bólu. A b y szczęście stało się czymś substan­
cjalnym, dodając d o istnienia śmierć, potrzeba identyfikującej
pamięci, uśmierzającego poznania, idei religijnej albo filozoficznej,
k r ó t k o m ó w i ą c - pojęcia. Istnieją szczęśliwe zwierzęta, ale jakże
krótki oddech ma to szczęście! T r w a n i e zwierzęcia, nie p r z e r w a n e
wyzwalającą myślą, jest smętne i depresyjne. A b y ujść czczości
istnienia, niezbędny jest o p ó r , k t ó r e g o k r ę g o s ł u p e m jest język.
Dialektyka oświecenia

N a w e t najsilniejsze zwierzę jest nieskończenie debilne. Nauka


Schopenhauera, z g o d n i e z którą w a h a d ł o życia porusza się między
b ó l e m a nudą, między o d o s o b n i o n y m i m o m e n t a m i z a s p o k o j o n e g o
p o p ę d u i n i e s k o ń c z o n e g o pożądania, stosuje się dokładnie do
zwierzęcia, które nie może poznaniem w s t r z y m a ć przeznaczenia.
W duszy zwierzęcia założone są p o s z c z e g ó l n e uczucia i potrzeby
c z ł o w i e k a , ba - elementy ducha, ale bez oparcia, jakie daje tylko
organizujący r o z u m . Najlepsze dni u p ł y w a j ą w skrzętnej r u c h l i w o ­
ści jak sen, który zwierzę i tak zaledwie umie odróżnić o d j a w y . N i e
zna wyraźnej granicy między z a b a w ą a p o w a g ą ; szczęśliwego
przebudzenia z k o s z m a r u d o rzeczywistoci.
W baśniach r ó ż n y c h n a r o d ó w p o w t a r z a się przemiana c z ł o w i e k a
w zwierzę jako kara. B y ć u w i ę z i o n y m w ciele zwierzęcia uchodzi za
potępienie. D l a dzieci i l u d ó w w y o b r a ż e n i e takiej m e t a m o r f o z y jest
czymś bezpośrednio z r o z u m i a ł y m i s w o j s k i m . R ó w n i e ż wiara
w w ę d r ó w k ę dusz w najstarszych kulturach traktuje postać
zwierzęcą j a k o karę i udrękę. Niema dzikość w spojrzeniu
zwierzęcia świadczy o tej samej g r o z i e , jaką napawała c z ł o w i e k a
metamorfoza. K a ż d e zwierzę p r z y p o m i n a o b e z d e n n y m nieszczęś­
ciu, jakie w y d a r z y ł o się w praczasach. W baśni w y r a ż a się
człowiecza intuicja. Jeżeli jednak książę z bajki z a c h o w a ł rozum,
by w s t o s o w n y m czasie m ó c w y p o w i e d z i e ć s w e cierpienie i by
w r ó ż k a m o g ł a g o w y b a w i ć , to przez brak r o z u m u zwierzę wiecznie
skazane jest na s w o j ą postać, chyba że c z ł o w i e k , który z racji
przeszłości stanowi z nim jedno, znajdzie z b a w c z ą formułę i u kre­
su c z a s ó w zmiękczy kamienne serce nieskończoności.
A l e dla istoty rozumnej troska o nierozumne zwierzę jest
p r ó ż n y m zajęciem. Z a c h o d n i a cywilizacja p o z o s t a w i a je k o b i e t o m .
K o b i e t y nie mają samodzielnego udziału w cnotach, z jakich
w y r o s ł a ta cywilizacja. M ę ż c z y ź n i e iść w świat i z życiem się
20
z m a g a ć , b u d o w a ć i d z i a ł a ć . K o b i e t a nie jest p o d m i o t e m . N i e
p r o d u k u j e sama, a opiekuje się p r o d u k u j ą c y m i - ż y w y p o m n i k
d a w n o m i n i o n y c h c z a s ó w zamkniętej g o s p o d a r k i d o m o w e j . W y ­
m u s z o n y przez mężczyznę podział pracy nie był dla niej korzystny.

2 0
Por. F. Schiller: Pieśń o dzwonie (pręyp. tłum).
Notatki i szkice 2JI

Stała się ucieleśnieniem funkcji b i o l o g i c z n y c h , w i z e r u n k i e m natu­


ry, której tłamszenie b y ł o tytułem d o c h w a ł y cywilizacji. B e z ­
graniczne p a n o w a n i e nad naturą, przemienianie k o s m o s u w nie­
s k o ń c z o n y rewir ł o w i e c k i b y ł o marzeniem tysiącleci. D o tej miary
p r z y k r o j o n a była idea c z ł o w i e k a w społeczeństwie mężczyzn. N a
t y m polegał sens r o z u m u , k t ó r y m c z ł o w i e k się szczycił. K o b i e t a
była mniejsza i słabsza, między nią a mężczyzną zachodziła różnica,
której kobieta nie m o g ł a p r z e z w y c i ę ż y ć , różnica założona przez
naturę, coś najbardziej zawstydzającego i poniżającego w społe­
czeństwie mężczyzn. D o p ó k i p r a w d z i w y m celem jest o p a n o w a n i e
natury, biologiczna niższość pozostaje s t y g m a t e m , naturalna sła­
b o ś ć pozostaje piętnem prowokującym do użycia przemocy.
K o ś c i ó ł , który w t o k u historii nie pominął bodaj żadnej okazji, by
w y p o w i e d z i e ć się miarodajnie w kwestii p o p u l a r n y c h instytucji
- jak n i e w o l n i c t w o , krucjaty czy z w y k ł e p o g r o m y - m i m o Ave
przyłączył się przecież do Platońskiej oceny kobiety. Obraz
bolesnej M a t k i Bożej b y ł koncesją na rzecz pozostałości matriar­
chatu. O b r a z ten, który miał w y z w o l i ć kobietę ze stanu niższości,
służył zresztą k o ś c i o ł o w i r ó w n i e ż d o u s a n k c j o n o w a n i a tejże niż­
szości. „ W y s t a r c z y - w o ł a p r a w o w i t y syn kościoła, de Maistre
- w p e w n e j mierze z l i k w i d o w a ć w p ł y w b o s k i e g o p r a w a w chrześ­
cijańskim kraju, ba - w y s t a r c z y w p ł y w ten osłabić, utrzymując
s w o b o d ę , jaka w y n i k a zeń dla kobiety, a ujrzymy w k r ó t c e jak
s w o b o d a ta, sama w sobie szlachetna i wzruszająca, rychło w y r a d z a
się w b e z w s t y d . Stałyby się p o s ę p n y m i narzędziami p o w s z e c h n e g o
u p a d k u , który w k r ó t k i m czasie poraziłby ż y w o t n e części państwa.
U p a d e k przerodziłby się w zgniliznę i g w a ł t o w n y m r o z k ł a d e m
2 1
szerzyłby hańbę i z g r o z ę " . T e r r o r p r o c e s ó w c z a r o w n i c , jaki
sprzymierzone g a n g i feudalne w obliczu niebezpieczeństwa za­
s t o s o w a ł y w o b e c ludności, był zarazem triumfem i potwier­
dzeniem władzy mężczyzn, która zwyciężyła prehistoryczną w ł a ­
dzę matriarchatu i stadium mimetyczne. Płonące stosy były
pogańskimi fajerwerkami kościoła, natura w formie rozumu

2 1
J . M . de Maistre, Eclaircissement sur les Sacrifices. Oeuvres. T. V. Lyon
1 8 9 2 . S. 3 2 2 i nast.
272 Dialektyka oświecenia

służącego s a m o z a c h o w a n i u ś w i ę t o w a ł a ku chwale p a n o w a n i a nad


naturą.
Burżuazja zbierała ż n i w o kobiecej cnoty i obyczajności: reakcje
u p o z o r o w a n e matriarchalnego buntu. S a m a kobieta - i spośród
całej w y z y s k i w a n e j natury tylko ona — dopuszczona została do
świata p a n o w a n i a , ale w ułomnej postaci. K o b i e t a , ujarzmiona,
przez spontaniczne podporządkowanie się p o d s u w a zwycięzcy
obraz j e g o z w y c i ę s t w a : porażkę przedstawia jako oddanie, rozpacz
jako piękną duszę, pohańbione serce jako kochający biust. Z a
radykalne o d e r w a n i e o d p r a k t y k i , za p o w r ó t w dobrze strzeżony
zaklęty krąg pan stworzenia g o t ó w jest odwzajemnić się reweren-
cją. Sztuka, obyczaje, wzniosła miłość to przebrania, w jakich
natura p o w r a c a i w y r a ż a się jako s w e p r z e c i w i e ń s t w o . M a s k i
użyczają jej języka; jej istota ukazuje się t y l k o w zniekształconej
przez nie postaci; piękność to w ą ż , który demonstruje ranę tam,
gdzie kiedyś t k w i ł cierń. Z z a m ę s k i e g o p o d z i w u dla piękności
w y z i e r a jednak wciąż g r o m k i śmiech, bezmierne szyderstwo,
barbarzyński żart siłacza w o b e c impotenta: w ten s p o s ó b siłacz
zagłusza tajemny strach przed impotencją, śmiercią, regresem
w naturę. O d k ą d kalekie błazny, w k t ó r y c h s k o k a c h i d z w o n e c z ­
kach niegdyś d a w a ł o o sobie znać smutne szczęście złamanej
natury, porzuciły k r ó l e w s k ą służbę, kobiecie przydzielono plano­
w e k u l t y w o w a n i e piękna. N o w o ż y t n a p u r y t a n k a s k w a p l i w i e przy­
jęła zlecenie. C a ł k o w i c i e zidentyfikowała się z faktami d o k o n a n y ­
mi, nie z dziką, lecz z o s w o j o n ą naturą. Scheda p o wachlarzach,
śpiewie i tańcach r z y m s k i c h n i e w o l n i c została w B i r m i n g h a m
z r e d u k o w a n a d o g r y na fortepianie i r o b ó t e k ręcznych, aż wreszcie
resztki kobiecej rozwiązłości w formie ostatecznie uszlachetnionej
a w a n s o w a ł y na znak f i r m o w y patriarchalnej cywilizacji. P o d presją
uniwersalnej reklamy p u d e r i szminka d o w a r g , odżegnując się od
heterycznego r o d o w o d u , stały się ś r o d k a m i pielęgnacji skóry,
a kostium k ą p i e l o w y atrybutem higieny. N i e ma ucieczki. M i ł o ś ć
dostaje stempel znaku f a b r y c z n e g o , już z tej prostej racji, że
realizuje się w szczelnie z o r g a n i z o w a n y m systemie panowania.
W N i e m c z e c h nawet p r o m i s k u i t y z m - jak kiedyś s u r o w e obyczaje
- jest d o w o d e m posłuszeństwa w o b e c istniejącego stanu rzeczy,
Notatki i szkice

spełniany z kim popadnie akt p ł c i o w y świadczy o z d y s c y p ­


l i n o w a n y m p o d p o r z ą d k o w a n i u się panującemu rozumowi.
W charakterze skamieliny mieszczańskiego respektu dla kobiety
żyje w dzisiejszych czasach megiera. J a z g o c z ą c , w e w ł a s n y m d o m u
mści się o d w i e k ó w za k r z y w d y w y r z ą d z o n e jej płci. P o n i e w a ż nie
dane jej p r z y j m o w a ć h o ł d ó w na klęczkach, zła starucha także poza
d o m e m krzyczy na r o z t a r g n i o n e g o , który nie dość s z y b k o p o d ­
niósł się na jej w i d o k , i zrzuca mu z g ł o w y kapelusz. W polityce
zawsze żąda g ł ó w , czy to przez reminiscencję d a w n y c h menad, czy
to w bezsilnej złości przelicytowując mężczyznę i j e g o porządek.
W czasie p o g r o m ó w okazuje się zawsze bardziej krwiożercza.
Uciśniona kobieta j a k o megiera przeżyła s w o j ą e p o k ę i ukazuje
g r y m a s okaleczonej natury jeszcze w czasach, kiedy p a n o w a n i e
modeluje już w y g i m n a s t y k o w a n e ciała o b u płci, a g r y m a s zanika
w zuniformizowanej buzi. N a tle m a s o w e j p r o d u k c j i złorzeczenia
megiery, która w k a ż d y m razie zachowała s w ą o d r ę b n ą twarz, stają
się znakiem człowieczeństwa, brzydota staje się śladem ducha. J e ś l i
w m i n i o n y c h stuleciach dziewczyna wyrażała s w o j e podporząd­
k o w a n i e melancholijnymi rysami i m i ł o s n y m oddaniem - jako
w y o b c o w a n y obraz natury, jako estetyczny przedmiot kulturalny
- to w s z a k megiera na koniec o d k r y ł a n o w e p o w o ł a n i e kobiety.
Niczym społeczna hiena aktywnie krąży wokół kulturalnych
c e l ó w . J e j ambicja dąży d o odznaczeń i r o z g ł o s u , ale p o n i e w a ż nie
orientuje się jeszcze dostatecznie w męskiej kulturze, przy cier­
pieniach, jakie jej zadano, musi p u d ł o w a ć i d o w o d z i ć tym s a m y m ,
że nie z a d o m o w i ł a się jeszcze w cywilizacji mężczyzn. K o b i e t a
samotna szuka schronienia w konglomeratach nauki i m a g i i ,
poronionych płodach ideałów tajnego radcy i s k a n d y n a w s k i e j
wieszczki. Czuje fatalną siłę, ciągnącą ją ku nieszczęściu. R e s z t k i
kobiecej opozycji w o b e c ducha m ę s k i e g o społeczeństwa marnieją
w bagnie d r o b n y c h g a n g s t e r ó w , k o n w e n t y k l i i hobbies, przybierają
perwersyjnie a g r e s y w n ą formę w działalności społecznej i w teozo-
ficznych bredniach, dają upust d r o b n y m u r a z o m w d o b r o c z y n n o ­
ści i Christian Science. W o w y m b a g i e n k u w y r a z e m solidarności ze
stworzeniem jest nie tyle liga o c h r o n y zwierząt, ile n e o b u d d y z m
i p e k i ń c z y k i , k t ó r y c h zniekształcone pyszczki dziś, tak jak na
2
74 Dialektyka oświecenia

d a w n y c h obrazach, e w o k u j ą oblicze w y r u g o w a n e g o przez postęp


błazna. Psie m o r d k i , tak jak niezdarne s k o k i garbusa, nadal
reprezentują okaleczoną naturę, podczas g d y m a s o w y przemysł
i m a s o w a kultura nauczyły się już przyrządzać ciała zwierząt
h o d o w l a n y c h i ludzi z g o d n i e z n a u k o w y m i metodami. Zglajch-
szaltowane masy, zaciekle współdziałając przy własnej transfor­
macji, zarazem nie zdają sobie z niej s p r a w y , i to do tego stopnia, że
już nie potrzebują jej s y m b o l i c z n e g o obrazu. W ś r ó d drobnych
w i a d o m o ś c i na drugiej i trzeciej stronie gazet - których pierwszą
stronę zapełniają straszliwe doniesienia o g ł o ś n y c h wyczynach
ludzi - można niekiedy przeczytać o pożarze w c y r k u albo
0 p r z y p a d k a c h zatrucia zwierząt. P r z y p o m i n a się o zwierzętach,
g d y ostatnie ich egzemplarze, t o w a r z y s z e ś r e d n i o w i e c z n y c h błaz­
n ó w , giną w o k r o p n y c h męczarniach, i traktuje się to j a k o stratę
dla właściciela, który w dobie b u d o w l i z betonu nie umiał
z a p e w n i ć w i e r n y m s ł u g o m o c h r o n y przed o g n i e m . Wielka żyrafa
1 biały słoń to „ d z i w o l ą g i " , p o k t ó r y c h nawet jako tako rozgar­
nięty uczniak nie będzie płakał. W A f r y c e , na ostatnim kontynen­
cie, który daremnie chciał chronić nieszczęsne stada przed cywiliza­
cją, s t a n o w i ą w czasie ostatniej w o j n y przeszkodę przy lądowaniu
bombowców. Ulegają likwidacji. N a zracjonalizowanej ziemi
estetyczne odzwierciedlenie nie jest już konieczne. Eliminacja
d e m o n ó w o d b y w a się przez bezpośrednie f o r m o w a n i e człowieka.
P a n o w a n i e nie potrzebuje już n u m i n o z a l n y c h w i z e r u n k ó w , produ­
kuje je p r z e m y s ł o w o i poprzez nie tym niezawodniej wnika
w ludzi.
Zniekształcenie, które należy d o istoty k a ż d e g o dzieła sztuki,
tak jak d o kobiecej piękności należy okaleczenie, w y s t a w i a n a na
p o k a z rana, w której rozpoznaje się ujarzmiona natura - owo
zniekształcenie p r a k t y k o w a n e jest też przez faszyzm, i to nie
w sferze p o z o r u . Zostaje skazańcom bezpośrednio zadane. W tym
społeczeństwie nie ma już dziedziny, gdzie p a n o w a n i e deklarowa­
ł o b y się jako sprzeczność - tak jak w sztuce; żadne p o d w o j e n i e nie
w y r a ż a już w y p a c z e n i a . E k s p r e s j a taka była kiedyś nie tylko
piękna, była także myślą, d u c h e m i językiem. Dzisiaj język oblicza,
oznacza, zdradza, p o p y c h a d o m o r d e r s t w a - ale nie wyraża.
Notatki i szkice
275

P r z e m y s l k u l t u r a l n y szuka sobie miar i w z o r c ó w poza sobą, tak jak


nauka: w faktach. G w i a z d y f i l m o w e to eksperci, ich osiągnięcia są
p r o t o k o ł e m naturalnego zachowania, klasyfikacją o d r u c h ó w ; reży­
serzy i p i s a r c z y k o w i e t w o r z ą modele z a c h o w a ń adaptacyjnych.
Precyzyjna robota p r z e m y s ł u kulturalnego w y k l u c z a zniekszał-
cenie j a k o błąd, p r z y p a d e k , niepożądany wtręt s u b i e k t y w n o ś c i
i naturalności. K a ż d e o d s t ę p s t w o musi się w y l e g i t y m o w a ć prak­
tycznym p o w o d e m , który włącza je w system r o z u m u . D o p i e r o
wtedy będzie mu w y b a c z o n e . N a t u r a nie odzwierciedla już pano­
wania - t y m s a m y m zanika z a r ó w n o tragizm, jak k o m i z m , w ł a d c y
wykazują p o w a g ę d o p ó t y , d o p ó k i muszą przezwyciężać o p ó r ,
a h u m o r - d o p ó k i w i d z ą rozpacz. D u c h o w a przyjemność sprzężo­
na była z cierpieniem, p r z e d s t a w i o n y m symbolicznie, tymczasem
dzisiaj w ł a d c y b a w i ą się g r o z ą jako taką. W z n i o s ł a miłość wiązała
się z siłą, przejawiającą się w słabości, z p i ę k n o ś c i ą kobiety, dziś
w ł a d c y trzymają się bezpośrednio sił: idolem dzisiejszego społczeń-
stwa jest szlachetnie dziarska twarz mężczyzny. K o b i e t a służy
pracy, rodzeniu dzieci, albo swoją prezencją p o d n o s i znaczenie
s w e g o męża. N i e p o r y w a g o d o e k s c e s ó w . A d o r a c j a potęguje
jedynie j e g o miłość własną. Ś w i a t i j e g o cele potrzebują mężczyzny
w całości. N i e w o l n o m u sobą n i k o g o obdarzać, cały ma t k w i ć
wewnątrz systemu. N a t u r a zaś jest w o b e c p r a k t y k i t y m , co
znajduje się na zewnątrz i p o d s p o d e m , jest o b i e k t e m - jak określa
kobietę żołnierska g w a r a . D z i ś uczucie pozostaje przy w ł a d z y
odnoszącej się d o siebie jako władza. M ę ż c z y z n a składa b r o ń przed
mężczyzną, c h ł o d n y m i n i e w z r u s z o n y m , tak jak przedtem czyniła
to kobieta. W obliczu p a n o w a n i a mężczyzna staje się kobietą.
W f a s z y s t o w s k i m k o l e k t y w i e , w drużynach i na o b o z a c h pracy
każdy o d okresu najwrażliwszej młodości jest w i ę ź n i e m p o j e d y n ­
czej celi, są to h o d o w l e h o m o s e k s u a l i z m u . Z w i e r z ę m o ż e jeszcze
mieć rysy szlachetne. Wyrazista twarz ludzka, która zawstydzająco
p r z y p o m i n a , że w y w o d z i m y się z natury i jej ostatecznie pod­
legamy, p r o w o k u j e nieodparcie tylko do fachowo zadanego
m o r d e r c z e g o ciosu. Ś w i a d e c t w e m tego b y ł y zawsze karykatury
Ż y d ó w ; wstręt G o e t h e g o d o małp w s k a z y w a ł granice j e g o huma­
nizmu. J e ś l i k r ó l o w i e p r z e m y s ł u i faszystowscy w o d z o w i e mają
26 7
Diałektyka oświecenia

w o k ó ł siebie zwierzęta, nie są to pinczery, ale d o g i i lwiątka. Mają


zaprawiać władzę postrachem, jaki wzbudzają. F a s z y s t o w s k i rzeź-
nik jest tak ślepy w o b e c natury, że zwierzę stanowi w j e g o oczach
t y l k o środek poniżania ludzi. N a nim d o p i e r o sprawdza się to, co
Nietzsche niesłusznie zarzucał S c h o p e n h a u e r o w i i W o l t e r o w i - że
umieli „ n i e n a w i ś ć s w ą d o p e w n y c h rzeczy i ludzi przebierać
2 2
w płaszczyk miłosierdzia dla zwierząt" . Przesłanką faszystow­
s k i e g o kultu zwierząt, natury i dzieci jest w o l a prześladowania.
N i e d b a ł e głaskanie dzieci p o g ł ó w k a c h i zwierząt p o grzbiecie
znaczy: ta ręka może zniszczyć. Pieści czule jedną ofiarę, zanim
p o w a l i inną, a w y b ó r nie ma nic w s p ó l n e g o z przewinami ofiary.
Pieszczota pokazuje, że w o b e c w ł a d z y w s z y s c y są r ó w n i , że nie
mają żadnej własnej istoty. D l a k r w a w y c h c e l ó w w ł a d z y stworze­
nie jest t y l k o materiałem. T a k postępuje W ó d z z niewinnymi
- w y r ó ż n i a bez zasług i niezasłużenie zabija. N a t u r a to g ó w n o .
J e d y n i e perfidna siła, która zdoła przeżyć, ma rację. Siła ta jest
z n o w u wyłącznie naturą, cała w y m y ś l n a machina n o w o c z e s n e g o
społeczeństwa p r z e m y s ł o w e g o jest t y l k o naturą, która sama się
pożera. N i e ma już m e d i u m , które u ż y c z y ł o b y tej sprzeczności
w y r a z u . Sprzeczność realizuje się z tępą p o w a g ą świata, z którego
zniknęły sztuka, m y ś l , n e g a t y w n o ś ć . L u d z i e w y o b c o w a l i się tak
radykalnie w o b e c samych siebie i w o b e c natury, że w i e d z ą już
t y l k o , do c z e g o są sobie potrzebni i co sobie wyrządzają. K a ż d y jest
czynnikiem, p o d m i o t e m i przedmiotem jakiejś p r a k t y k i , czymś,
z c z y m trzeba albo już nie trzeba się liczyć.
W tym u w o l n i o n y m o d p o z o r ó w świecie, gdzie ludzie straciw­
szy refleksję z n o w u stali się najprzebieglejszymi zwierzętami, które
ujarzmiają resztę u n i w e r s u m , jeżeli akurat sami nie niszczą się
wzajemnie, zwracanie u w a g i na zwierzęta uchodzi już nie za czysty
sentymentalizm, lecz za zdradę s p r a w y postępu. W duchu dobrej
reakcyjnej tradycji G ó r i n g połączył o c h r o n ę zwierząt z nienawiścią
r a s o w ą , luterańsko-niemieckie u p o d o b a n i e d o radosnych m o r d ó w
z obejściem a r y s t o k r a t y c z n e g o m y ś l i w e g o . F r o n t y są jasno zakreś­
lone; kto w a l c z y z Hearstem i G ó r i n g i e m , trzyma z P a w ł o w e m

22
Wiedza radosna, wyd. cyt., s. 1 3 6 .
Notatki i szkice
¿77

i w i w i s e k c j ą , kto się w a h a , jest p o d obstrzałem obu stron.


P o w i n i e n nabrać r o z u m u . W y b ó r jest w y z n a c z o n y i nieuchronny.
K t o chce zmienić świat, nie może w żadnym w y p a d k u w y l ą d o w a ć
w o w y m bagienku d r o b n y c h g a n g s t e r ó w , gdzie o b o k w i e s z c z k ó w
taplają się polityczni sekciarze, utopiści i anarchiści. Intelektualista,
k t ó r e g o myśl nie sprzymierzy się z żadną historycznie skuteczną
siłą, nie poszybuje ku żadnej ze skrajności, do których zdąża
społeczeństwo p r z e m y s ł o w e , utraci substancję, j e g o myśl p o ­
z b a w i o n a zostanie p o d ł o ż a * . R z e c z y w i s t o ś ć jest rozumna. Kto
w niej nie uczestniczy - p o w i a d a j ą nawet p o s t ę p o w c y - nie zdoła
n i k o m u p o m ó c . W s z y s t k o zależy od społeczeństwa, nawet najściś­
lejsze myślenie musi zaciągnąć się p o d sztandar potężnych tenden­
cji społecznych - bez t e g o pozostanie k a p r y ś n ą zachcianką. T o
przeświadczenie łączy w s z y s t k i c h b o h a t e r ó w rzeczywistości; uzna­
je społeczeństwo ludzkie jako m a s o w y g a n g w obrębie natury.
S ł o w o , które nie służy celom którejś z j e g o branż, wzbudza
bezmierną w ś c i e k ł o ś ć : p r z y p o m i n a , że coś, co p o w i n n o t y l k o b y ć ,
i to t y l k o p o to, by dać się złamać, ma jeszcze głos: p r z y p o m i n a
o naturze, którą ociekają k ł a m s t w a n a r o d o w c ó w i f o l k l o r y s t ó w .
G d y s ł o w o to na chwilę zagłuszy ich tuby, r o z b r z m i e w a stłumiona
przez nie zgroza, która żyje w k a ż d y m zwierzęciu tak jak w ich
w ł a s n y c h , zracjonalizowanych i kalekich sercach. Tendencje, które
s ł o w o to ujawnia, są w s z e c h o b e c n e i ślepe. N a t u r a sama w sobie
nie jest ani dobra - jak chcieli d a w n i r o m a n t y c y , ani szlachetna
- jak chcą n o w i . J a k o w z ó r i cel natura jest p r z e c i w i e ń s t w e m
ducha, k ł a m s t w e m i bestialstwem, d o p i e r o g d y zostanie rozpo­
znana jako natura, staje się dążeniem istnienia d o p o k o j u , staje się
ś w i a d o m o ś c i ą , która o d początku inspirowała n i e o m y l n y opór
w o b e c W o d z a i k o l e k t y w u . D l a panującej p r a k t y k i i jej nieuchron­
n y c h alternatyw nie natura jest niebezpieczna, p r a k t y k a ta b o w i e m
p o k r y w a się z naturą - niebezpieczna jest u w e w n ę t r z n i o n a pamięć
natury.

* W wersji z 1 9 4 4 : „ . . . podłoża, co do tego zgadzają się ze sobą


Heidegger i Lukacs" (pr%)p- tłum).
2 8
7
Dialektyka oświecenia

PROPAGANDA

Propaganda służyć ma zmienianiu świata - co za nonsens!


P r o p a g a n d a czyni z języka instrument, d ź w i g n i ę , maszynę. Propa­
ganda utrzymuje ustrój człowieka w tym stanie, do jakiego
d o p r o w a d z i ł a g o społeczna n i e s p r a w i e d l i w o ś ć , p o n i e w a ż w p r a w i a
g o w ruch. L i c z y się z t y m , że z ludźmi m o ż n a się liczyć. W głębi
duszy każdy w i e , że poprzez narzędzie sam staje się narzędziem, jak
w fabryce. W ś c i e k ł o ś ć , jaką odczuwają ludzie idący za g ł o s e m
p r o p a g a n d y , to d a w n a w ś c i e k ł o ś ć w o b e c jarzma, wzmocniona
d o m y s ł e m , że wyjście, jakie wskazuje p r o p a g a n d a , to wyjście
fałszywe. P r o p a g a n d a manipuluje ludźmi; g d y krzyczy o w o l n o ś c i ,
sama sobie zaprzecza. Z a k ł a m a n i e jest jej nieodłącznym elemen­
tem. W s p ó l n o t a , w jaką p r o p a g a n d a łączy W o d z a i drużynę, jest
w s p ó l n o t ą k ł a m s t w a , nawet jeśli p r o p a g o w a n e treści są jako takie
słuszne. N a w e t p r a w d a staje się dla p r o p a g a n d y t y l k o ś r o d k i e m ,
w i o d ą c y m d o celu, jakim jest pozyskanie z w o l e n n i k ó w , m ó w i ą c
p r a w d ę , p r o p a g a n d a ją fałszuje. T o t e ż p r a w d z i w y o p ó r nie zna
p r o p a g a n d y . P r o p a g a n d a jest w r o g i e m ludzi. W e d l e jej założeń
zasada, iż polityka wyrastać ma ze w s p ó l n y c h przekonań, to
jedynie facon de parier.
W społeczeństwie, które przezornie zakreśla granice grożącemu
n a d m i a r o w i , w s z y s t k o , co polecane jest przez innych, zasługuje na
nieufność. T y c z ą c a reklam przestroga, że żadne przedsiębiorstwo
nie daje nic w prezencie, obowiązuje w e w s z y s t k i c h dziedzinach,
a z chwilą g d y doszło d o nowoczesnej fuzji biznesu i polityki,
przede w s z y s t k i m w o b e c tej ostatniej. R o z m i a r y zachwalania rosną
w miarę pogarszania się jakości, r e k l a m o w a ć musi się nie R o l l s
R o y c e , ale V o l k s w a g e n . Interesy p r z e m y s ł u i k o n s u m e n t ó w nie
harmonizują ze s o b ą nawet w t e d y , g d y przemysł na serio ma coś d o
zaoferowania. N a w e t p r o p a g a n d a w o l n o ś c i m o ż e w y w o ł a ć zamęt,
musi b o w i e m n i w e l o w a ć różnicę między teorią a p a r t y k u l a r n y m i
interesami tych, d o k t ó r y c h się zwraca. W y k o ń c z o n y c h w N i e m ­
czech p r z y w ó d c ó w robotniczych faszyzm o g r a b i ł nawet z p r a w d y
ich działań, p o n i e w a ż faszyzm przez s e l e k t y w n ą zemstę zadaje
kłam solidarności. G d y w obozie zamęczony zostaje intelektualis-
Notatki i szkice 2
79

ta, robotnicy na zewnątrz nie muszą z tej racji mieć się g o r z e j .


F a s z y z m nie był tym s a m y m dla O s s i e t z k y ' e g o i dla proletariatu.
P r o p a g a n d a oszukała i O s s i e t z k y ' e g o , i proletariat.
P o d k r e ś l m y : podejrzane jest nie przedstawianie rzeczywistości
jako piekła, ale r u t y n o w e w e z w a n i a do w y ł a m a n i a się z rzeczywis­
tości. Jeżeli m o w a może się dziś do k o g o k o l w i e k zwracać, to nie
d o tak z w a n y c h mas, ani d o jednostki, która jest bezsilna, ale raczej
d o u r o j o n e g o ś w i a d k a , któremu p o z o s t a w i a m y przesłanie, by nie
przepadło w r a z z nami.

P R Z Y C Z Y N E K DO G E N E Z Y GŁUPOTY

Znakiem firmowym inteligencji jest czułek ślimaka, który


23
„ w i d z i macając", a - jeśli w i e r z y ć M e f i s t o f e l e s o w i - służy też
jako organ powonienia. Przy napotkaniu przeszkody czułek
zostaje natychmiast wciągnięty ochronnie d o w e w n ą t r z , na p o w r ó t
jednoczy się z całością i dopiero p o jakimś czasie o d w a ż a się
ostrożnie z n o w u w y c h y n ą ć jako samoistny element. G d y niebez­
p i e c z e ń s t w o nadal istnieje, z n o w u się c h o w a , a odstęp czasu, p o
jakim p o n o w i próbę, rośnie. Ż y c i e d u c h o w e w s w y c h początkach
jest nieskończenie delikatne. Z m y s ł ślimaka uzależniony jest o d
mięśnia, a mięśnie słabną, g d y zakłócona zostaje ich gra. F i z y c z n a
kontuzja paraliżuje ciało, strach paraliżuje ducha. U p o c z ą t k ó w nie
m o ż n a jeszcze oddzielić j e d n e g o od d r u g i e g o .
r
Bardziej rozwinięte zwierzęta skorzystały na większej w olności,
ich istnienie zaświadcza, że kiedyś czułki w y c i ą g n ę ł y się w n o w y c h
kierunkach i już nie w y c o f a ł y . K a ż d y gatunek jest p o m n i k i e m
niezliczonych innych, k t ó r y c h usiłowanie, by zaistnieć, zostało już
na początku udaremnione, które uległy strachowi zaledwie w y c i ą ­
g n ą w s z y jeden czułek w kierunku zapowiadającym zaistnienie.
Z d ł a w i e n i e m o ż l i w o ś c i przez bezpośredni o p ó r otaczającej natury
o d b y w a się dalej w e w n ą t r z , o r g a n y porażone strachem marnieją.
W k a ż d y m c i e k a w y m spojrzeniu zwierzęcia świta n o w a postać
życia, jaka m o g ł a b y się w y ł o n i ć z u k s z t a ł t o w a n e g o już g a t u n k u , d o

2 3
J.W. Goethe, Faust. C^ęść pierwsza. 4068.
z8o Dialektyka oświecenia

k t ó r e g o należy i n d y w i d u a l n y egzemplarz. N i e t y l k o ukształtowana


forma trzyma egzemplarz p o d pieczą d a w n e g o bytu, o w o spoj­
rzenie napotyka milionletnią przemoc, która o d w i e k ó w za­
t r z y m y w a ł a je na t y m etapie r o z w o j u i stałym o p o r e m p o w ś c i ą g a ł a
p i e r w s z e k r o k i w i o d ą c e dalej. T o pierwsze, macające spojrzenie
zawsze ł a t w o jest p o k o n a ć , ma za sobą d o b r ą w o l ę , kruchą
nadzieję, ale żadnej stałej energii. Z w i e r z ę , które odstraszono o d
penetracji w jakimś kierunku, zawsze będzie o d tej strony bojaź-
liwe i głupie.
G ł u p o t a to blizna p o ranie. M o ż e o d n o s i ć się d o jednego
działania s p o ś r ó d w i e l u albo d o w s z y s t k i c h działań, praktycznych
i d u c h o w y c h . K a ż d a c z ą s t k o w a głupota c z ł o w i e k a oznacza jakieś
miejsce, w którym g r a mięśni w chwili pobudzenia doznała
z a h a m o w a n i a miast w z m o c n i e n i a . W r a z z z a h a m o w a n i e m r o z p o ­
czyna się daremne p o w t a r z a n i e n i e z o r g a n i z o w a n y c h i nieudolnych
p r ó b . N i e kończące się pytania dziecka są już znakiem tajemnego
bólu, p i e r w s z e g o pytania, na które dziecko nie znalazło od­
2 4
powiedzi i którego nie umie zadać w e właściwej formie.
P o w t a r z a n i e p r z y p o m i n a chęć z a b a w y , tak jak g d y pies w nieskoń­
c z o n o ś ć skacze na d r z w i , k t ó r y c h nie umie o t w o r z y ć , a wreszcie
rezygnuje, jeśli k l a m k a jest zbyt w y s o k o , poniekąd idzie za g ł o s e m
beznadziejnego p r z y m u s u ; tak jak g d y lew w nieskończoność
przemierza klatkę, a neurotyk p o w t a r z a reakcję obronną, która raz
już okazała się daremna. Jeżeli p o w t ó r z e n i a u dziecka zostają
sparaliżowane albo jeżeli hamulec zadziałał zbyt brutalnie, u w a g a
m o ż e z w r ó c i ć się w i n n y m kierunku, d z i e c k o jest - jak to się m ó w i
- bogatsze w doświadczenie, ale w miejscu, gdzie pragnienie
zostało p o r a ż o n e , pozostaje niedostrzegalna blizna, zgrubienie,
p l a m k a , która nie odbiera b o d ź c ó w . T a k i e blizny powodują
deformacje. M o g ą k r e o w a ć charaktery, t w a r d e i niezłomne, m o g ą
o g ł u p i a ć - w sensie p a t o l o g i c z n e g o defektu, ślepoty i bezsilności,
g d y utrzymują się w stanie stagnacji, w sensie złości, u p o r u
i fanatyzmu, g d y t w o r z ą w e w n ą t r z r a k o w a t y g u z . D o b r a w o l a staje

2 4
Por. K . Landauer: Intelligenz und Dummheit. W: Das Psychoanalytische
Volksbuch. Bern 1 9 3 9 , s. 1 7 2 .
Notatki i szkice
281

się w s k u t e k z a d a n e g o g w a ł t u złą w o l ą . I nie tylko zakazane


pytanie, także ukarane n a ś l a d o w n i c t w o , w z b r o n i o n y płacz, w z b r o ­
niona r y z y k o w n a z a b a w a m o g ą p o o d o w a ć takie blizny. P o d o b n i e
jak gatunki zwierząt, tak też d u c h o w e stadia w obrębie g a t u n k u
l u d z k i e g o , a n a w e t ślepe miejsca u p o j e d y n c z e g o i n d y w i d u u m
oznaczają stacje, g d z i e z g a s z o n o nadzieję, stacje skamienienia,
k t ó r e przypominają, że nad w s z e l k i m życiem ciąży p r z e k l e ń s t w o .
Posłowie do wydania polskiego
ROZUM MIĘDZY ŚWIATŁEM I CIENIEM OŚWIECENIA

D w a j najwybitniejsi w s p ó ł t w ó r c y S z k o ł y Frankfurckiej, M a x
H o r k h e i m e r i T h e o d o r W i e s e n g r u n d A d o r n o , z p e w n o ś c i ą nie
należą d o a u t o r ó w w Polsce nieznanych. Przeciwnie, można w r ę c z
p o w i e d z i e ć , że w y k a z o p u b l i k o w a n y c h tłumaczeń ich p o d s t a w o ­
wych prac teoretyczno-filozoficznych przedstawia się całkiem
p r z y z w o i c i e . D o t y c z y to zwłaszcza A d o r n a , którego obydwa
g ł ó w n e dzieła p o w o j e n n e - Diałektyka negatywna i Teoria estetyczna
1
- są już dostępne w p o l s k i m p r z e k ł a d z i e . A l e r ó w n i e ż jedyny
2
dotąd t o m w y b r a n y c h pism H o r k h e i m e r a m o ż n a uznać za d o b r y
i reprezentatywny zestaw j e g o najważniejszych tekstów p r o g r a m o ­
w y c h . S ł o w e m , m y ś l o b u g ł ó w n y c h t w ó r c ó w „ k r y t y c z n e j teorii
s p o ł e c z e ń s t w a " zdążyła już - j a k k o l w i e k s t o s u n k o w o p ó ź n o , b o
w ł a ś c i w i e d o p i e r o w latach osiemdziesiątych - zaznaczyć s w ą
o b e c n o ś ć w h o r y z o n c i e p o l s k i e g o życia intelektualnego. O b e c n o ś ć
ta jednak dotychczas nie o b e j m o w a ł a ich jedynej książki w s p ó l n i e
napisanej, a zarazem z całej t w ó r c z o ś c i o b y d w u bez wątpienia
najgłośniejszej i najsilniej oddziałującej.
P i e r w s z y p o l s k i przekład Dialekty ki oświecenia ukazuje się niemal
3
dokładnie w pół w i e k u p o jej n a p i s a n i u . T o o p ó ź n i o n e nadejście

1
Theodor W. Adorno, Diałektyka negatywna, tłum. Krystyna Krzemienio­
wa, P W N , Warszawa 1986; Theodor W. Adorno, Teoria estetyczna, tłum.
K r y s t y n a K r z e m i e n i o w a , P W N , W a r s z a w a 1994. P o n a d t o znacznie wcześ­
niej u k a z a ł a się r ó w n i e ż w P a ń s t w o w y m I n s t y t u c i e W y d a w n i c z y m k l a s y c z ­
na już książka Adorna o filozofii nowej muzyki: Theodor W. Adorno,
Filozofia nowej muzyki, t ł u m . F r y d e r y k a W a y d a , PIW, Warszawa 1974.
2
M a x H o r k h e i m e r , Społeczna funkcja filozofii, wybór i wstęp Roman
Rudziński, tłum. Jan Doktór, PIW, Warszawa 1987. Ponadto kilka
ważnych tekstów Horkheimera z okresu „pierwszej" Szkoły Frankfurc­
kiej opublikował Jerzy Łoziński w swej obszernej antologii: Szkoła
Frankfurcka, t. I , c z . 1 - 2 , w s t ę p i t ł u m a c z e n i e Jerzy Łoziński, Kolegium
Otryckie, Warszawa 1985.
3
K s i ą ż k a została napisana na amerykańskiej emigracji a u t o r ó w podczas
wojny, w latach 1939-1944. P o raz p i e r w s z y ukazała się w roku 1944,
284 Posłowie

jest z jednej strony s y m b o l i c z n y m ś w i a d e c t w e m n a s z e g o w ł a s n e g o


opóźnienia; akurat przez całe to p ó ł w i e c z e wyłączeni z europejs­
k i e g o procesu cywilizacyjnej i kulturowej modernizacji, nie mieliś­
m y okazji bezpośrednio d o ś w i a d c z y ć ani t w ó r c z y c h potencji t e g o
procesu, ani wciąż w nim o b e c n y c h napięć i zagrożeń, ani wreszcie
udziału, jaki w ich ujawnianiu miały n i e g d y ś tak intensywne
dyskusje w o k ó ł książki A d o r n a i H o r k h e i m e r a . T a biblia zachod­
nich r u c h ó w kontestacyjnych z lat sześćdziesiątych i siedem­
dziesiątych, ta księga k u l t o w a r e w o l t y studenckiej, N o w e j L e w i c y
i alternatywnych r u c h ó w społecznych n i g d y nie dotarła s w y m
oddziaływaniem do krajów europejskiego Wschodu. Z różnych
p o w o d ó w nie znalazła też - p o d o b n i e jak cała w y r o s ł a z niej
n e o m a r k s i s t o w s k a tradycja „ d r u g i e j " S z k o ł y Frankfurckiej - sil­
niejszego o d d ź w i ę k u nawet w szczególnie p r o z a c h o d n i m i „ r e w i z ­
j o n i s t y c z n y m " marksizmie p o l s k i m p o r o k u 1 9 5 6 (gdzie ż y w e b y ł y
inspiracje teoretyczne raczej takich a u t o r ó w jak L u k á c s , G r a m s c i ,
K o r s c h , G o l d m a n n , a nawet M a r c u s e , niż A d o r n a czy Hork­
heimera). Dialekty k$ Oświecenia czytamy w i ę c dziś poniekąd z nie­
w i n n ą świeżością spojrzenia, korzystając z nader tu w ą t p l i w e g o
„ p r z y w i l e j u p ó ź n y c h n a r o d z i n " , który uwalnia nas przede w s z y s t ­
kim o d bezpośrednich u w i k ł a ń w b o g a t y kontekst historycznych
i intelektualnych odniesień tej książki oraz narosłych w o k ó ł niej
sporów i kontrowersji.
D y s t a n s , jaki w o b e c niej z konieczności m a m y , jest przecież
także p e w n y m p r z y w i l e j e m już bez c u d z y s ł o w u . M o ż e m y m i a n o ­
wicie czytać ją dziś r ó w n i e ż w o l n i o d w i e l u uprzedzeń, namiętności

z okazji pięćdziesiątej rocznicy urodzin ich przyjaciela i bliskiego współ­


pracownika jeszcze z pierwszego okresu frankfurckiego, Friedricha
Pollocka, jako powielony maszynopis w małym nakładzie, pod tytułem
Philosophische Fragmente (Institute of Social Research, New Y o r k City
1 9 4 4 ) . Następnie - z niewielkimi zmianami wprowadzonymi przez samych
autorów - w roku 1 9 4 7 opublikowało ją (już pod tytułem Dialektik der
Aufklärung. Philosophische Fragmente) w Amsterdamie najważniejsze nie­
mieckie wydawnictwo emigracyjne Querido. Pierwsze powojenne wzno­
wienie w Republice Federalnej Niemiec, poprzedzone przez autorów
krótką przedmową, ukazało się w roku 1 9 6 9 (S. Fischer Verlag, Frankfurt
am Main).
Posłowie 28j

i resentymeritów. Z a p e w n e też wyraźniej potrafimy dostrzec


z a r ó w n o jej w a g ę dla myśli drugiej p o ł o w y stulecia, jak też jej
intelektualne mielizny i ograniczenia. Wreszcie niejednego dopiero
dziś m o ż e m y się z tej książki nauczyć. Właśnie dlatego, że długie
p ó ł w i e c z e , jakie dzieli nas od m o m e n t u jej powstania, jest także
czasem naszej nieobecności w normalnych obszarach nowoczesnej
kultury europejskiej, które książka ta wszak n a w e t s w y m dramaty­
c z n y m sprzeciwem tak g ł ę b o k o w s p ó ł k s z t a ł t o w a ł a , w i n n i ś m y dziś,
g d y m a m y szansę na spóźniony p o w r ó t w te obszary, czytać ją
przede w s z y s t k i m p o to, by m ó c dokładnie oddzielić zawartą
w niej p o k a ź n ą w a r s t w ę trafnych diagnoz, ostrzeżeń i krytycznych
napomnień, które teraz już dotyczą r ó w n i e ż nas, o d patosu
b ł y s k o t l i w e j , lecz intelektualnie i historycznie jałowej profecji, o d
fałszywej mitologii, o d c a ł e g o antykulturalnego doktrynerstwa,
k t ó r e g o echa, słyszalne także dziś z różnych stron i na różne g ł o s y ,
m o g ą być g r o ź n ą p r z e s z k o d ą w czekającej nas o d b u d o w i e społecz­
nego rozumu.

T y m , co w s p ó ł c z e s n e g o czytelnika o d razu uderza przy p i e r w ­


szej, nieuprzedzonej lekturze Dialekty ki oświecenia, jest zdumiewają­
ca ż y w o t n o ś ć g ł ó w n y c h myśli w y p o w i e d z i a n y c h tak w y r a ź n i e p o
raz p i e r w s z y w tej właśnie książce. O c z y w i ś c i e w i e m y dziś dobrze,
że myśli starzeją się inaczej niż ludzie. N i e k t ó r e s p o ś r ó d nich
z biegiem czasu w r ę c z młodnieją, nawet aż d o zdziecinnienia. Inne,
z pozoru opierając się przemijaniu, n a p r a w d ę zachowują s w ą
młodzieńczą świeżość już t y l k o w stygnącej pamięci zestarzałych
ludzi. J e s z c z e inne umierają szybciej o d ludzi g o t o w y c h p o w i e r z y ć
im s w o j e myślące życie. A l e bywają też myśli stare już w chwili
s w y c h narodzin. T a k i e na o g ó ł przeżywają s a m y c h ludzi, tak tych,
którzy je pierwsi p o m y ś l e l i , jak i tych, którzy p o t e m oddali im s w ą
m ł o d o ś ć . T y l k o p o z o r n y m p a r a d o k s e m jest to, że jako myśli o d
zawsze i na zawsze stare, a w i ę c już z g ó r y g o d n e szacunku
i p o d z i w u , wciąż niezmiennie przyciągają u w a g ę i ożywiają zapał
tej wiecznie ż y w e j młodzieńczości m y ś l o w e j , którą dziś, w n o w o -
286 Posłowie

czesnym świecie życia d o r o s ł e g o , jedynie bardzo wąskie po­


granicze dzieli o d intelektualnego i d u c h o w e g o infantylizmu, ale
bez której umiera samo myślenie. T a k i e myśli porażają nieodpor­
n y c h m ł o d y c h całą siłą s w e g o starczego autorytetu, który jest t y m
bardziej nieodparty, im usilniej apeluje d o ich r z e k o m o naturalnej
niepokorności w o b e c autorytetów j a k i c h k o l w i e k .
J a k się zdaje, d o takich myśli niepamiętnie starych i właśnie
dlatego „ w i e c z n i e ż y w y c h " należy przede w s z y s t k i m myśl o w ł a s ­
nej problematyczności s a m e g o myślenia. J a k o w y r a z s a m o z w r o t -
nej, a w i e c także samokrytycznej istoty l u d z k i e g o r o z u m u jest ona
najwyraźniej t r w a ł y m składnikiem j e g o historii, w k a ż d y m razie
g d y m o w a o europejskim k r ę g u k u l t u r o w y m , k t ó r e g o dziejom
taka myśl stale t o w a r z y s z y w ł a ś c i w i e o d s a m y c h p o c z ą t k ó w . Tutaj
b o w i e m myślący r o z u m o d razu ujawnił s w ą na w s k r o ś praktyczną
naturę, m i a n o w i c i e to, że j e g o myślenie jest bezpośrednio działa­
niem, tj. p e w n y m projektem sensu i zarazem p r o g r a m e m jego
samoczynnej realizacji, w istotny s p o s ó b tworzącej nie tylko
ś w i a d o m o ś ć s a m y c h ludzi, lecz także zasadniczy kształt ich w s p ó l ­
n e g o świata. T y m s a m y m jednak o d razu uruchomił s w ó j w ł a s n y
autorefleksyjny potencjał k r y t y c z n y c h pytań o sens, kierunki i cele
tej praktyczności, o k o n s e k w e n c j e i koszty d o k o n y w a n y c h w niej
w y b o r ó w , o jej m o ż l i w e , lecz o d r z u c o n e alternatywy. Z a p e w n e ,
w dawniejszych, p r z e d n o w o c z e s n y c h okresach swej historii ten
s a m e g o siebie kwestionujący rozum r z a d k o w y s t ę p o w a ł „ w ro­
zumnej f o r m i e " ; znacznie częściej przybierał postać quasi-irra-
cjonalnych ż y w i o ł ó w i m o c y , jak mit i religia, tradycja i autorytet,
wiara i ład etyczny „ d a w n y c h o b y c z a j ó w " . P r z e m a w i a ł g ł o s e m
p r o r o k ó w i religijnych r e f o r m a t o r ó w , różnych ś w i e c k i c h i świę­
tych mędrców-nauczycieli życia, m i s t y k ó w , k u l t u r o w y c h dewian­
t ó w i o s a m o t n i o n y c h p o e t ó w . I d o p i e r o w naszym n o w o ż y t n y m
świecie z w o l n a zaczął o d z y s k i w a ć s w ą ojczystą m o w ę , którą jest
oczywiście jeden i ten sam uniwersalny język europejskiego
l o g o s u , czyli s ł o w a r o z u m n e g o albo m ó w i ą c e g o r o z u m u , język
d y s k u r s y w n e j racjonalności pojęć, n o r m i s e n s ó w , który również
siłę n a p ę d o w ą swej krytycznej samokontestacji czerpie już nie
z ż a d n e g o transcendentnego „ z e w n ą t r z " , lecz wyłącznie ze swej
Posłowie 287

własnej, immanentnej g r a m a t y k i , jako że jest ona zarazem j e g o


jedyną l o g i k ą , hermeneutyką i etyką.
T ę właśnie dojrzałą figurę m y ś l o w ą n o w o c z e s n e g o rozumu,
który radykalną krytykę swej kultury uprawia już z głębi
własnego obszaru tej kultury i w jej imieniu, wskazując
poniekąd o d w e w n ą t r z jej dylematy i ograniczenia, reprezentuje
w s p o s ó b dla naszego stulecia w z o r c o w y Dialektyka oświecenia.
Oczywiście, Horkheimer i A d o r n o nie byli p i e r w s z y m i myś­
licielami, którzy dostrzegali i w y p o w i a d a l i rozmaite paradoksy
i aporie n o w o c z e s n o ś c i . Przeciwnie, nurt refleksji zwanej naj­
ogólniej „ k r y t y k ą k u l t u r y " zwłaszcza w czasach n o w o ż y t n y c h
nieodłącznie t o w a r z y s z y kulturze samej - i o tyle jest, c h o ć b y
jako jej cień czy n e g a t y w , integralnym składnikiem tejże kultury.
A l e przedstawiciele t e g o nurtu, o d R o u s s e a u i r o m a n t y k ó w aż\
po Nietzschego i konserwatywnych orędowników wczesno-
dwudziestowiecznej „filozofii ż y c i a " , zazwyczaj znajdowali dla
swej negacji i odmowy wobec procesu modernizacji jakiś j
n i e w z r u s z o n y p u n k t oparcia poza o b r ę b e m s a m e g o tego proce- j
su. Stąd ich k r y t y k a kultury b y w a ł a w p r a w d z i e totalna (o ile
właśnie złudzenie, iż patrzą ^spoza^, pozwalało im ująć tę
kulturę j a k o zamkniętą totalność), ale n i g d y nie była radykalna
w źródłowym sensie sięgania do samych korzeni tego, co
krytykowane.
K o r z e n i e te b o w i e m są zarazem w ł a s n y m i korzeniami samej
k r y t y k i - dlatego myśl radykalnie krytyczna jest przede w s z y s t k i m
immanentną sa_mo-krytyką_myil£nia, które nie cofa się przed
ujawnieniem s w y c h niejawnych, n i e ś w i a d o m y c h przesłanek i nie­
zamierzonych, niekontrolowanych rezultatów. Taki właśnie
kształt ś w i a d o m i e nadaje sobie krytyczna refleksja filozofii dopiero
w książce Adorna i Horkheimera. Pisząc ją, autorzy nader
wyraziście nakreślili p o d s t a w o w y parad y g m a t j n t e k k tu a 1 n y swojej
i także naszej w s p ó ł c z e s n o ś c i , czyli d r u g i e j p o ł o w y d w u d z i e s ­
tego w i e k u , dla której książka ta ma przeto w a g ę właśnie
paradygmatyczną, p o r ó w n y w a l n ą ze znaczeniem, jakie dla p i e r w ­
szej jego połowy miały niegdyś dzieła Freuda, Bycie i c%as
H e i d e g g e r a , a nade w s z y s t k o Historia i świadomość klasowa L u k a c -
288 Posłowie

4
sa . J e d n a k ż e o d tamtych - w czysto c h r o n o l o g i c z n y m czasie
niewiele m ł o d s z y c h - dzieli ją przecież j a k o ś c i o w a różnica całej
e p o k i , w której myślenie d o ś w i a d c z y ł o h i t l e r o w s k i e g o faszyzmu
i s t a l i n o w s k i e g o k o m u n i z m u oraz przeżyło d r u g ą w o j n ę ś w i a t o w ą
i holocaust. D l a t e g o właśnie ona, a już nie tamte książki, wyznacza
d u c h o w ą genealogię naszej teraźniejszości.
O t o więc skąd Dialektyka oświecenia czerpie s w ą imponującą
ż y w o t n o ś ć ; książka ta zawiera kwintesencję „niepamiętnie starej"
s a m o w i e d z y naszych czasów najnowszych. J e s t źródłem i skarb­
nicą jej g ł ó w n y c h a r c h e t y p ó w - poczynając o d t e g o , który każe
w y t r w a l e tropić i bezlitośnie demaskować wszelkie myślowe
i u c z u c i o w e archetypy. T o jej oskarżycielski patos, podnoszący do
wyższej potęgi całą „ s z t u k ę p o d e j r z e ń " w w y d a n i u takich jej
dawnych mistrzów jak M a r k s , Nietzsche, F r e u d czy L u k a c s ,
rozbrzmiewa pełnym głosem w europejskiej filozofii drugiej
p o ł o w y stulecia i wciąż daje się usłyszeć jako dominujący ton
r ó w n i e ż w tak dziś d o n o ś n y m chórze „ p o n o w o c z e s n y c h " kryty­
k ó w n o w o c z e s n o ś c i . B o też cała ta formacja w y w o d z i się - choć
sama rzadko d o t e g o się przyznaje - w p r o s t z Dialekty ki oświecenia.
T a k z w a n y p o s t m o d e r n i z m - i to w o b u s w y c h g ł ó w n y c h nurtach,
p ó ź n o h e i d e g g e r o w s k i m i „ p o s t s ^ r u k t u r a l i s t y c z n y m " - na każdym
k r o k u zdradza o b j a w y t e g o , jak dalece jest poczęty z jej ducha,
a w i ę c także zależny o d niej i w o b e c niej w t ó r n y .

4
D z i e ł a te z r e s z t ą w i s t o t n y s p o s ó b w y z n a c z a j ą r ó w n i e ż w ł a s n y rodowód
intelektualny Horkheimera i Adorna. Dotyczy to przede wszystkim
książki Lukacsa, która zawsze była jednym z z najważniejszych źródeł
inspiracji dla o b u t w ó r c ó w S z k o ł y Frankfurckiej: o d początku nawiązywa­
li oni zwłaszcza do rozwiniętej t a m t e o r i i „ u r z e c z o w i e n i a " (Verding-
lichung).¥ot. G. Lukacs, Historia i świadomość klasowa, t ł u m . M . J . S i e m e k
PWN, Warszawa 1 9 8 8 , r o z d z . Urzec^owienie i świadomość proletariatu,
s. 1 9 8 - 4 1 7 . A l e r ó w n i e ż m y ś l F r e u d a j e s z c z e p r z e d w o j n ą m i a ł a w kręgu
S z k o ł y ż y w e o d d z i a ł y w a n i e , g ł ó w n i e za s p r a w ą b l i s k o w t e d y z Frankfur­
c k i m I n s t y t u t e m B a d a ń S p o ł e c z n y c h z w i ą z a n e g o E r i c h a F r o m m a . Wresz­
cie w y r a ź n e w p ł y w y w c z e s n e j filozofii H e i d e g g e r a r e p r e z e n t o w a ł w tym
środowisku na początku lat trzydziestych Herbert Marcuse (por. H.
Marcuse, Hegels Ontologie und die Theorie der Geschichtlichkeit, F r a n k f u r t am
Main 1932).
Posłowie

II

S w y m późnodwudziestowiecznym kontynuatorom i epigonom


H o r k h e i m e r i A d o r n o pozostawili w spadku przede w s z y s t k i m
c a ł o ś c i o w ą diagnozę k r y z y s u , który kulminuje w świecie n o w o c z e ­
s n y m , ale k t ó r e g o zalążki niesie w sobie już o d najdawniejszych
p o c z ą t k ó w sam europejski rozum. O w k r y z y s o g e n n y i w ostatecz­
n y m rachunku autodestrukcyjny potencjał zawarty jest zdaniem
o b u a u t o r ó w już w najogólniejszym pojęciu t e g o r o z u m u jako
instancji i zarazem procesu n i e p o w s t r z y m a n e g o „ o ś w i e c e n i a " . T e n
t y t u ł o w y termin otrzymuje w książce najszersze z m o ż l i w y c h
znaczeń; obejmuje s w y m zakresem w ł a ś c i w i e w s z y s t k i e formy
racjonalizującej, sensotwórczej a k t y w n o ś c i c z ł o w i e k a w j e g o histo­
rii, społeczeństwie i kulturze. T a k s z e r o k o pojęte oświecenie - jak
w i d a ć , w gruncie rzeczy r ó w n o z n a c z n e z uczłowieczeniem - może
w i ę c mieć s w e g o p i e r w s z e g o rzecznika już w O d y s e u s z u , tym
jeszcze p r z e d h i s t o r y c z n y m s y m b o l u suwerennej j p o d m i o t o w o ś c i
ludzkiej, która samoistnie kształtuje s w e w ł a s n e życie, poddając
ś w i a d o m e j dyspozycji i kontroli nie t y l k o w ł a s n ą naturę p o p ę d o -
w o - a f e k t y w n ą , lecz także - dzięki temu - wszelkie nie sprzyjające
okoliczności zewnętrzne. J a k o emancypacja c z ł o w i e k a s p o d w ł a ­
dzy pozaludzkich p o t ę g chtonicznych, mitu, ś l e p e g o przeznaczenia
czy transcendentnych m o c y n a d p r z y r o d z o n y c h , oświecenie zawsze
jest przede w s z y s t k i m taką właśnie O d y s e j ą r o z u m u i w o l n o ś c i .
P o n i e w a ż powstaje przez zerwanie z mitem i jest uśtawićźnytrT
dążeniem d o demitologizacji, tedy mit w każdej postaci jest dla
n i e g o postrachem i g r o ź n y m w y z w a n i e m - j a k o głos natury, znak
ułomnej zależności i niedorosłej egzystencji ludzkiej. M e t a f o r y k a
Odyseji symbolizuje w i ę c dla a u t o r ó w nie tyle mityczny p o w r ó t d o
utraconej ojczyzny, ile raczej - dokładnie w duchu klasycznej
definicji oświecenia u K a n t a - zawsze demitologizujące „ w y j ś c i e
c z ł o w i e k a z niepełnoletności, w którą p o p a d ł z własnej w i n y " ,
a którą należy rozumieć j a k o „ n i e z d o l n o ś ć c z ł o w i e k a d o p o s ł u g i ­
5
w a n i a się s w y m w ł a s n y m r o z u m e m , bez o b c e g o k i e r o w n i c t w a " .
5
I. K a n t , Co to jest oświecenie?, tłum. A . Landman, w: T. Kroński, Kant,
Wiedza Powszechna, Warszawa 1 9 6 6 , s. 1 6 4 .
290 Posłowie

Skutecznie i trwale u w o l n i ć się o d „ o b c e g o k i e r o w n i c t w a "


może „własny rozum" ludzki tylko w ten sposób, że sam
przejmie wszelkie k i e r o w n i c t w o - nad sobą i nad wszystkim
innym. O ś w i e c e n i e samo musi w i ę c wziąć na siebie także g ł ó w n ą
funkcję mitu, która pierwotnie polegała w s z a k na takim właśnie
s p r a w o w a n i u centralnej w ł a d z y d u c h o w e j , przejrzyście porzą­
dkującej ludzki świat i na k a ż d y m kroku dostarczającej mu
niepodważalnych zasad sensu i orientacji. S k o r o w i ę c o tyle
już sam mit jest p i e r w s z y m kształtem oświecenia, to oświecenie
w ł a ś c i w e w swej walce z mitem p o d l e g a szczególnej dialektyce
własnej, która w ostatecznym rachunku prowadzi do wtórnej
mitologizacji s a m e g o oświecenia, d o zakrzepnięcia całej jego
„ r o z u m n o ś c i " w irracjonalną nieprzejrzystość n o w e g o mitu. I ten
właśnie proces znajduje się w centrum u w a g i o b u autorów;
g ł ó w n y m wątkiem książki jest niewątpliwie o w a złowieszcza
d w u z n a c z n o ś ć , jaka zawiera się w s a m y m pojęciu s u w e r e n n e g o
„ k i e r o w n i c t w a " czy też „ p a n o w a n i a " . J e ś l i człowiek dzięki oświe­
ceniu staje się panem s a m e g o siebie, to przede w s z y s t k i m wskutek
t e g o , że systematycznie o p a n o w u j e s w ą w e w n ę t r z n ą i zewnętrzną
naturę. Naturze wewnętrznej narzuca dyscyplinę samowyrzeczeń,
która p o l e g a zwłaszcza na k o n s e k w e n t n y m tłumieniu pierwotnych
i m p u l s ó w m i m e t y c z n y c h i jako taka jest p r z y m u s e m w y w i e r a n y m
na ludzkiej cielesności i p o p ę d o w o ś c i przez nadzorczą instancję
p o d m i o t o w e g o J a . T e n sam p r z y m u s rozporządzania i kontroli
zostaje przeniesiony na naturę zewnętrzną w ludzkich działaniach
instrumentalnych, które z kolei dyscyplinują już p r z e d m i o t o w o ś ć
samej p r z y r o d y , zadając g w a ł t jej substancjalnej istotności własnej
i zmuszając ją d o służebnej pracy na rzecz potrzeb i interesów
ludzkiego samozachowania. „ S ł o w e m , oświecenie jako proces
demitologizującego wyzwolenia i upodmiotowienia człowieka
jest nierozłącznie sprzężone z represyjno-dominacyjnym kształtem
racjonalności, jaką c z ł o w i e k ten nadaje sobie i s w o j e m u światu,
w t ó r n i e zniewalając i świat, i s a m e g o siebie jarzmem n o w e g o
mitu.
W ten s p o s ó b H o r k h e i m e r i A d o r n o już p ó ł w i e k u temu
sformułowali zasadniczy paradygmat wszystkich dzisiejszych
Posłowie 291

i wczorajszych „ k r y t y k ó w n o w o c z e s n e g o r o z u m u " . G ł o s i on, że


racjonalność tego r o z u m u jest w swej najgłębszej istocie i już
u s w y c h najstarszych źródeł tym, co w pełni oddaje niemieckie
wyrażenie Herrschaftsrationalitat - a w i ę c s w o i s t ą racjonalnością
p a n o w a n i a , r o z u m e m wyłącznie na p a n o w a n i u opartym i zawsze
panowaniu służącym. Przy tym sam p a r a d y g m a t jest na tyle
p o j e m n y , że mieści w sobie najrozmaitsze sensy i zakresy o w e g o
„ p a n o w a n i a " jak r ó w n i e ż może mieć w i ę k s z y lub mniejszy zasięg
w skali h i s t o r y c z n e g o czasu. T a k więc s w ó j g ł ó w n y topos znajduje
w nim, p o pierwsze, wszelka radykalna, ale w zasadzie ograniczona
d o c z a s ó w n o w o ż y t n y c h k r y t y k a intelektualnej, kulturowej i s p o ­
łecznej modernizacji j a k o procesu, w k t ó r y m c z ł o w i e k przede
w s z y s t k i m dokonuje racjonalnego zawładnięcia p r z y r o d ą - czyli jej
m e t o d y c z n e g o urzeczowienia i zniewolenia - dla w ł a s n y c h c e l ó w
s a m o z a c h o w a w c z y c h . Tutaj należy cały tak dziś rozległy i w i e l o ­
t o r o w y front krytyczno-oskarżycielskiej refleksji nad zagrożenia­
mi, jakie niesie ze sobą n o w o c z e s n a nauka, technika i cywilizacja
w szerokim sensie - i to poczynając już o d ich filozoficznych źródeł
w Kartezjańskiej konstytucji świata r o z d w o j o n e g o na czystą
p o d m i o t o w o ś ć oraz p r z y r o d ę jako jej „ p r z e d s t a w i a n y " i „ p o d ­
s t a w i a n y " (tj. w y t w a r z a n y ) przedmiot. C h o ć front ten w drugiej
p o ł o w i e stulecia za s w e g o patrona w o l a ł obrać raczej H e i d e g g e r a
niż H o r k h e i m e r a i A d o r n a , trudno przecież nie dostrzec, że j e g o
w s p ó l n y m hasłem jest właśnie „ k r y t y k a instrumentalnego rozu­
m u " pojęta dokładnie w myśl a u t o r ó w Dialekty ki oświecenia-, jako
instancja bezlitośnie demaskująca „racjonalność panowania"
w sferze teoretycznych i praktycznych o d d z i a ł y w a ń c z ł o w i e k a na
6
p r z e d m i o t o w o ś ć otaczającej g o rzeczywistości przyrodniczej .

6
Mniej więcej w tym samym czasie co Dialektyke oświecenia ( 1 9 4 4 ) pisał
Horkheimer swoje wykłady ogłoszone po raz pierwszy również w roku
1 9 4 7 w angielskiej wersji pod tytułem Upadek rozumu (M. Horkheimer,
Eclipse ofReason, New Y o r k 1 9 4 7 ) , które później, w niemieckim wydaniu
Fischera, zostały opublikowane (podług tytułu głównego rozdziału) jako
Krytyka instrumentalnego rozumu (M. Horkheimer, Zur Kri tik der instrumen-
tellen Vernunft, Frankfurt am Main 1 9 6 7 ) . Ten sam główny rozdział pod
takim samym tytułem został również włączony do polskiego wydania
pism Horkheimera. (M. Horkheimer, Krytyka instrumentalnego rozumu, w:
2$ 2 Posłowie

S w e w ł a ś c i w e korzenie mają tutaj nie t y l k o liczni dziś w y z n a w c y


H e i d e g g e r a ze s w y m i coraz bardziej e g z a l t o w a n y m i , a coraz mniej
treściwymi filipikami przeciw w y o b c o w a n i u i odczłowieczeniu
całej zrodzonej z „zapomnienia o B y c i u " naukowo-technicz-
no-cywilizacyjnej n o w o c z e s n o ś c i w r a z z jej filozoficznymi i kul­
t u r o w y m i źródłami. Mają je tu także bodaj jeszcze liczniejsi
„postmoderniści" wychowani w szkołach neopsychoanalizy,
a zwłaszcza francuskiego neostrukturalizmu. J e d n i i drudzy prze­
twarzają i rozwijają przede w s z y s t k i m to, co p a r a d y g m a t „racjonal­
ności p a n o w a n i a " zawiera w odniesieniu d o w ł a d z y c z ł o w i e k a już
nie nad zewnętrzną przyrodą, lecz nad c z ł o w i e k i e m s a m y m , tj. nad
sobą i nad innymi ludźmi. W samej Dialektyce oświecenia ten
„wewnątrzgatunkowy" tyleż s u b i e k t y w n i e p s y c h o l o g i c z n y , co
intersubiektywnie społeczny w y m i a r represji i dominacji egzek­
w o w a n e j przez ludzki r o z u m w j e g o roszczeniach d o bezwzględnej
i e k s k l u z y w n e j uniwersalizacji w ł a s n e g o „ k i e r o w n i c t w a " w y s u w a
się z d e c y d o w a n i e na p i e r w s z y plan krytycznej refleksji obu
a u t o r ó w . T u zresztą pozostają wierni zawsze ż y w e m u w e frankfur­
ckiej „ t e o r i i k r y t y c z n e j " o d d z i a ł y w a n i u o b u wielkich k l a s y k ó w
n o w o c z e s n e j demistyfikacji: M a r k s a i F r e u d a , k a ż d e g o z nich
jednak komplementarnie uzupełniając t y m p o z o s t a ł y m , a zarazem
jakby w y g r y w a j ą c j e d n e g o przeciw d r u g i e m u . F o r m u ł a o „ r a c ­
jonalności opartej na p a n o w a n i u " ma tu wciąż te same dwa
b i e g u n y : p s y c h o l o g i c z n e p a n o w a n i e kierowniczej J a ź n i świado­
m e g o p o d m i o t u (w sensie F r e u d o w s k i e g o Ego) nad stłumionym
i zepchniętym w podziemie ludzkiej o s o b o w o ś c i „ m i m e t y c z n y m "

tegoż, Społeczna funkcja filozofii, wyd. cyt., s. 2 4 4 - 4 1 3 . Z prostego


z e s t a w i e n i a d a t w i d a ć , ż e t e k s t H o r k h e i m e r a , k t ó r y w ł a ś c i w i e n i e d a j e się
oddzielić od tekstów z Dialektyki oświecenia, został pomyślany, napisany
i opublikowany przed najważniejszymi manifestami Heideggerowskiej
krytyki naukowo-technicznej nowoczesności, które wszystkie pochodzą
z okresu po słynnym „zwrocie" - czy raczej „ n a w r ó c e n i u się"- Heideg­
gera, czyli z przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych. (Por.
M. Heidegger, List o „humanizmie" ( 1 9 4 7 - 1 9 4 9 ) ; Pytanie o technikę
( 1 9 4 9 - 1 9 5 3 ) ; Nauka i namysł ( 1 9 5 3 - 1 9 5 4 ) ; Budować, mieszkać, myśleć
( 1 9 5 I - I 9 5 2 ) . W s z y s t k o w t o m i e : M . H e i d e g g e r , Budować, mieszkać, myśleć.
Eseje wybrane, r e d . K . M i c h a l s k i , C z y t e l n i k , W a r s z a w a 1 9 7 7 .
Posłowie

impulsem popędów oraz polityczne w ł a d z t w o klasy panującej


(która jest społecznym i historycznym Super-Ego) nad uciśnioną, b o
u p r z e d m i o t o w i o n ą p o d m i o t o w o ś c i ą klas t y l k o pracujących - nie
dla siebie, lecz dla swoich panów. Ten wymiar panowania
bezpośrednio k l a s o w e g o jest co p r a w d a w Dialektyce oświecenia już
p o z b a w i o n y s w e g o klasycznie m a r k s i s t o w s k i e g o ostrza; k r y t y k a
nie ogranicza się b o w i e m t y l k o d o społeczeństwa kapitalistycz­
n e g o , lecz rozszerzona zostaje w ł a ś c i w i e na całą historię europejs­
kiej kultury (wszak już O d y s e u s z reprezentuje i uosabia g ł ó w n e
zasady „ m i e s z c z a ń s k i e g o " porządku świata i „ b u r ż u a z y j n y c h "
cnót zwierzchnictwa i kontroli). Właśnie dlatego cała figura
p o l i t y c z n e g o p a n o w a n i a ulega swoistej uniwersalizacji i staje się
n i e z b y w a l n y m składnikiem „ k o n d y c j i l u d z k i e j " w o g ó l e . U m o ż ­
liwia to rekonstrukcję jej „ c z y s t y c h " , ponadhistorycznych form,
które występują już na p o z i o m i e najbardziej p i e r w o t n e g o u s p o ­
łecznienia, np. w elementarnych strukturach ludzkiej k o m u n i k a ­
cji j ę z y k o w e j i zwłaszcza jej zakłóceń.
D z i ę k i temu z H o r k h e i m e r a i A d o r n a m o g ą w i ę c czerpać w p r o s t
i pełną garścią r ó w n i e ż ci „ p o n o w o c z e ś n i " badacze i krytyczni
„dekonstruktorzy" represyjno-opresyjnych form kulturowego
„ d y s k u r s u " n o w o c z e s n o ś c i , którzy - jak L a c a n i F o u c a u l t , B e a u -
drillard i Deleuze, D e r r i d a i L y o t a r d - na rozmaitych płaszczyz­
nach i w bardziej lub mniej płodny sposób sięgają jednak
niezmiennie d o tej samej figury hermeneutycznej, jaka dominuje
w Dialekty ce oświecenia. J e s t nią bezlitosne ściganie mitu od
początku o b e c n e g o w samej p o d m i o t o w o ś c i o ś w i e c o n e g o r o z u m u
i przez nią w różnych „ w i e l k i c h narracjach" systematycznie
b u d o w a n e g o . A mit ten - z całą ź r ó d ł o w ą metaforyką świetlistej
m o c y s u w e r e n n e g o J a - jest już p a n o w a n i e m s a m y m : bezwstydną,
n i c z y m nie osłoniętą w ł a d z ą eksploatacji i ekskluzji, autorytarnym
panoszeniem się menedżera i eksperta, kontrolera i nadzorcy,
p r o k u r a t o r a w r a z z psychiatrą, w i ę z i e n n y m strażnikiem i katem.
Ofiarą jest także wciąż ta sama, stłumiona i zniewolona iskra
autentycznego człowieczeństwa, która musi gasnąć p o d przemoż­
n y m naciskiem w s z y s t k i c h tych s p r z y m i e r z o n y c h p o t ę g psychicz­
n e g o , j ę z y k o w e g o , kulturalnego i polityczno-społecznego „ p a n o -
294 Posłowie

w a n i a " . P o n i e w a ż zaś jest to już p a n o w a n i e w ł a ś c i w i e niczyje, bo


nawet mit C z ł o w i e k a jako W i e l k i e g o P o d m i o t u sam siebie rozpuścił
w r a z z w s z y s t k i m i innymi mitami w m o n o p o l i s t y c z n e j , ale już
bezosobowej „ w ł a d z y d y s k u r s ó w " , która zarazem jest wszechobecna
dominacją a n o n i m o w e g o „ s y s t e m u " - tedy triumf spełnionego
oświecenia, jako n o w a niewola ludzi na „spustoszonej ziemi", wydaje
ich p o n o w n i e na pastwę ślepej przemocy. R ó w n i e ż tę ulubioną myśl
A d o r n a i Horkheimera często powtarzają ich współcześni epigoni: iż
o ś w i e c o n y r o z u m w k o ń c u sam pada ofiarą systematycznie przez
siebie zniewalanej natury, która mści się na nim w ten przewrotny
s p o s ó b , że p o w r a c a jako ostateczny w y k w i t oświecenia - i to w swej
najgroźniejszej, b o najbardziej ż y w i o ł o w e j , skrajnie irracjonalnej
postaci. Totalna kontrola ludzkiego „ r o z u m u instrumentalnego" nad
ujarzmioną p r z y r o d ą zamienia się w s w o j e przeciwieństwo: w całko­
wicie n i e k o n t r o l o w a n ą dyktaturę najprymitywniejszych sił i ż y w i o ­
ł ó w ,,gołej p r z y r o d y " w s a m y m c z ł o w i e k u i j e g o życiu społecznym,
które brutalnie ujarzmiają wszelkie c z ł o w i e c z e ń s t w o .

III

L e k t u r a Dialekty ki oświecenia dzisiaj jest w i ę c w y s o c e pouczająca


dla samopoznania naszej w s p ó ł c z e s n o ś c i , o ile p o z w a l a nieomylnie
umiejscowić w ł a ś c i w e ź r ó d ł o jej g ł ó w n y c h intelektualnych i etycz­
n y c h p a r a d y g m a t ó w . K s i ą ż k ę tę należy zatem czytać już c h o ć b y po
to, by jasno dostrzec, gdzie n a p r a w d ę t k w i ą korzenie tego
k r y t y c z n e g o namysłu n o w o c z e s n o ś c i nad sobą, k t ó r y sam dla
siebie - chciałoby się rzec: na gruncie swej „ ś w i a d o m o ś c i fał­
s z y w e j " - w o l i znajdować inspirację raczej w myśli H e i d e g g e r a czy
zgoła Nietzschego. A l e i odwrotnie: s k o r o to nie Heidegger
i Nietzsche, lecz właśnie H o r k h e i m e r i A d o r n o są d u c h o w y m i
ojcami całej „ p o n o w o c z e s n e j " ś w i a d o m o ś c i z końca w i e k u tedy
takie właśnie dziedzictwo daje niejedno d o myślenia o rodzicach.
O tyle też obaj nasi autorzy są nie t y l k o c z c i g o d n y m i klasykami
w s p ó ł c z e s n e g o myślenia, lecz także w s p ó ł t w ó r c a m i j e g o własnych
iluzji i m i t ó w , niejako w p r o s t o d p o w i e d z i a l n y m i za panujący dziś
w nim intelektualny i etyczno-polityczny zamęt.
Posłowie 29J

I n n y m i s ł o w y , d o p i e r o o w o d ł u g o f a l o w e , często podskórne
oddziaływanie Dialektyki oświecenia na myśl drugiej p o ł o w y nasze­
g o stulecia nie t y l k o ukazuje całą pionierską d o n i o s ł o ś ć tej książki,
lecz także bezlitośnie obnaża płyciznę i m y ś l o w ą u ł o m n o ś ć wielu
jej g ł ó w n y c h idei. Cały „ p o s t m o d e r n i s t y c z n y " bezład i b e z w ł a d
u m y s ł o w y ma w i ę c tę niewątpliwą zasługę, że sam rzuca j a s k r a w e
światło na s w ą w ł a s n ą genezę z aporii i paralogizmów tej
nadkrytycznej k r y t y k i n o w o c z e s n e g o r o z u m u , której zasadniczy
schemat zarysowali A d o r n o i H o r k h e i m e r .
W s k a ż m y tylko d w i e najważniejsze z tych aporii. P i e r w s z a
zawiera się w w y s k r a j n i o n y m pojęciu „rozumu instrumental­
n e g o " , które z g ó r y i ryczałtem dyskwalifikuje nie t y l k o w y o b ­
c o w a n ą racjonalność ciasnego p r a g m a t y z m u w myśleniu i działa­
niu rzeczywiście „ u j a r z m i a j ą c y m " w s z e l k ą niezawisłą przedmioto-
w o ś ć p r z y r o d y i świata l u d z k i e g o , lecz także racjonalność j a k o
taką; ta dyskwalifikacja b o w i e m obejmuje, w r a z z techniką, samą
l o g i k ę , semantykę i etykę l u d z k i e g o myślenia i działania w o g ó l e .
Nieuchronna instrumentalizacja naszego rozumu zaczyna się
w s z a k już o d języka, który jest najpierwszym narzędziem i m e d i u m
jakiejkolwiek sensotwórczej orientacji c z ł o w i e k a w świecie. Przez
tę nieprzekraczalną j ę z y k o w o ś ć ludzkie doświadczenie t w o r z y się
zawsze w horyzoncie świata o z n a c z o n e g o i przedstawionego,
k t ó r y właśnie dlatego jest także ludzkim światem „instrumental­
n i e " w y t w o r z o n y m . J a ł o w o ś ć i daremność wszelkich p r ó b w y ­
kroczenia poza ten horyzont staje się w pełni w i d o c z n a , g d y
u ś w i a d o m i ć sobie t r e ś c i o w ą pustkę i p o z o r n o ś ć wciąż tu po­
s z u k i w a n y c h figur alternatywnych: r z e k o m y „ r o z u m nie-instru-
mentalny" w s w y c h mitycznych rojeniach o jakiejś „innej
technice", „ i n n e j n a u c e " i w r ę c z „ i n n e j racjonalności" nie
o d w o ł u j e się przecież d o żadnej zasadniczo i n n e j l o g i k i ani też nie
m ó w i ż a d n y m z g r u n t u o d m i e n n y m , „ a l t e r n a t y w n y m " językiem.
D l a t e g o też nie m o ż e b y ć p o w a ż n i e brany pod uwagę jako
alternatywa filozoficznie znacząca: p o p a d a b o w i e m o d razu w ty­
p o w ą „ s p r z e c z n o ś ć p r a g m a t y c z n ą " : to c o m ó w i , jest sprzeczne
z t y m , ż e właśnie to m ó w i. W k r ę g u tej sprzeczności obracają się
w s z y s t k i e a n t y n a u k o w e i antytechniczne jeremiady dzisiejszych
2c6 Posłowie

sierot p o H e i d e g g e r z e i zabłąkanych w koniec d w u d z i e s t e g o w i e k u


p o g r o b o w c ó w Nietzschego.
H o r k h e i m e r i A d o r n o są niewątpliwie w s p ó ł w i n n i tej beztros­
kiej orgii nie-myślenia, jaką dziś na naszych oczach w y p r a w i a j ą
hiperkrytyczni „ k r y t y c y instrumentalnego r o z u m u " . T o oni d o ­
starczyli im p o d s t a w o w e g o rynsztunku nie tyle pojęć, c o ideo­
l o g i c z n y c h symboli i z m i t o l o g i z o w a n y c h stereotypów. T o w ich
Dialektyce oświecenia p r ó c z wielu znakomitej p r ó b y k r y t y c z n y c h
i prawdziwie filozoficznych refleksji nad w s p ó ł c z e s n o ś c i ą znaleźć
można nie mniej liczne figury retoryczno-imaginacyjne, które
dzisiejszego czytelnika muszą z d u m i e w a ć s w y m brakiem histo­
rycznej w y o b r a ź n i i s w ą kompromitującą krótkowzrocznością.
D w a pierwsze z b r z e g u , ale szczególnie spektakularne p r z y k ł a d y to
irracjonalna nienawiść o b u a u t o r ó w d o s a m o c h o d u jako ucieleś­
nienia techniczno-cywilizacyjnej alienacji c z ł o w i e k a ( „ k o m u n i k a ­
cja przez o d o s o b n i e n i e " ) oraz niepojęta demonizacja jazzu i w e s ­
ternu, tych d w u klasycznych już g a t u n k ó w późnonowoczesnej
ekspresji artystycznej, jako skrajnie z w y r o d n i a ł y c h produktów
stechnicyzowanego „przemysłu kulturalnego" (która zwłaszcza
w p r z y p a d k u jazzu zadziwia przynajmniej u A d o r n a , w końcu
także m u z y k o l o g a i z n a w c y n o w o c z e s n e j m u z y k i ) . T o p r a w d a , że
żaden z nich nie p r z e k r o c z y ł przy t y m granic intelektualnej
i etycznej p r z y z w o i t o ś c i filozofa, jak przytrafiło się to - nie p o raz
p i e r w s z y - H e i d e g g e r o w i , który zaledwie w d w a lata p o ukazaniu
się Dialekty ki oświecenia (czyli w cztery lata p o zakończeniu drugiej
w o j n y ś w i a t o w e j ) miał o d w a g ę czy raczej czelność w y p o w i e d z i e ć
te zbyt rzadko dziś p r z y p o m i n a n e s ł o w a : „ R o l n i c t w o jest obecnie
z m o t o r y z o w a n y m p r z e m y s ł e m ż y w i e n i o w y m , a w i ę c w istocie tym
s a m y m co fabrykacja z w ł o k w k o m o r a c h g a z o w y c h i obozach
zagłady, t y m s a m y m co blokada i s k a z y w a n i e na śmierć g ł o d o w ą
7
całych krajów, tym s a m y m co fabrykacja b o m b w o d o r o w y c h " .
A l e p o d s t a w o w y schemat takiej totalnej k r y t y k i n a u k o w o - t e c h ­
nicznego r o z u m u pochodzi o d A d o r n a i H o r k h e i m e r a .

7
M . Heidegger, Das Ge-Stell, s. 4 . A u s d e m V o r t r a g s z y k l u s : E i n b l i c k in
das w a s ist, 1 9 4 9 , 2. V o r t r a g - u n v e r ö f f e n t l i c h t (cyt. za: W . Schirmacher,
Technik und Gelassenheit, F r e i b u r g - M ü n c h e n 1 9 8 3 , s. 2 5 ) .
Posłowie

Wiąże się z nim zresztą także d r u g a g ł ó w n a aporia ich myśli,


ta, którą zawiera pojęcie „racjonalności opartej na p a n o w a n i u " .
Tutaj p o d s t a w o w y błąd o b u a u t o r ó w p o l e g a na tym, że naj­
wyraźniej nie dostrzegają różnicy między racjonalnością pano­
wania a p a n o w a n i e m racjonalności. Utożsamiając „panowanie"
z represyjną i opresyjną dominacją „ k o g o ś " nad innymi, prze-
oczają najważniejszą w świecie n o w o c z e s n y m strukturę p o w s z e ­
chnej zależności k a ż d e g o od wszystkich. N i e widzą swoistej
natury p a n o w a n i a powszechnie uznanego - w takim sensie,
w jakim m ó w i m y , że „ p a n u j e o p i n i a " lub „ p a n u j e zwyczaj".
A przecież dostrzegał to, już jeden z ich wielkich mistrzów,
K a r o l M a r k s , który w p r a w d z i e zawsze uważał, że „ m y ś l i klasy
panującej są myślami jej p a n o w a n i a " , ale też zawsze d o d a w a ł , iż
m o g ą b y ć takimi t y l k o dlatego, że są „ m y ś l a m i panującymi",
wyjaśniając przy t y m dokładniej, że „ p a n u j ą myśli coraz bar­
dziej abstrakcyjne, tzn. myśli, które coraz bardziej przybierają
8
formę p o w s z e c h n o ś c i " . O t ó ż „ p a n o w a n i e m y ś l i " z p e w n o ś c i ą
różni się czymś istotnym od z w y k ł e g o p a n o w a n i a ludzi nad
ludźmi; myśl „ p a n u j e " t y l k o w t e d y , g d y jest przez w s z y s t k i c h
akceptowana, uznana za p r a w d z i w ą i słuszną, tzn. „panuje"
tylko jako myśl właśnie, i tylko p o p r z e z swoją „formę
powszechności". Retoryczno-krytyczna figura „racjonalności
opartej na p a n o w a n i u " zaciemnia tę zasadniczą różnicę i przez
to sama staje się instrumentem m o ż l i w e g o użytku ideologicz­
9
n e g o — a w i ę c jeszcze jednym „społecznym mitem" , który
raczej osłabia niż w y o s t r z a krytyczną w r a ż l i w o ś ć myślenia i w y -

8
K . Marks, Ideologia niemiecka, w: K . Marks, F. Engels, Dzieła, t. 3,
Warszawa 1 9 6 1 , s. 50-52.
9
T a k i e g o właśnie określenia - So^ialmythos - używa Herbert Schnädel-
bach, jeden z najwybitniejszych dziś n a s t ę p c ó w Horkheimera i Adorna,
słusznie u w a ż a n y za w s p ó ł c z e s n e g o k o n t y n u a t o r a S z k o ł y Frankfurckiej,
w swym krytycznym obrachunku z Dialektyką oświecenia ( P o r . H . S c h n ä -
delbach, Die Aktualität der Dialektik der Aufklärung, w : Animal rationale?,
7
Frankfurt am Main 1 9 9 2 , s. 2 3 1 - 2 4 9 . ) W podobnym kierunku zmierza
surowa krytyka, jakiej poddał mistrzów drugi ich najsławniejszy dziś
uczeń, J ü r g e n Habermas. (Por. J . Habermas, Theorie des kommunikativen
Handelns, Frankfurt am Main 1 9 8 1 , t. 1 , s. 4 8 9 - 5 3 4 . ) .
298 Posłowie

obraźni, służąc raczej n o w e m u zniewoleniu c z ł o w i e k a (tym razem


przez zamęt w e w ł a s n y c h myślach) niż j e g o w y z w o l e n i u .
Czciciele H e i d e g g e r a i „ d e k o n s t r u k t o r z y " n o w o c z e s n o ś c i uka­
zują w i ę c dziś w p e ł n y m świetle te zagrożenia, jakie niesie ze sobą
h i p e r k r y t y c z n y p a r a d y g m a t „ r a c j o n a l n o ś c i opartej na p a n o w a ­
niu". Z a c i e r a on i zatraca tę p r a w d ę , iż rozum jest jeden,
a wielorakie - „instrumentalne" bądź nie tylko, „represyj-
n o - d o m i n a c y j n e " bądź wyzwalające - m o g ą b y ć jedynie s p o s o b y
p o s ł u g i w a n i a się nim. W y r a ź n a ś w i a d o m o ś ć tej p r a w d y jest dziś
potrzebna bardziej niż k i e d y k o l w i e k . I tak też m u s i m y czytać
A d o r n a i H o r k h e i m e r a : ucząc się o d nich mistrzostwa w krytycz­
n y m użytku r o z u m u , ale s t a n o w c z o odrzucając ich n o w ą mito­
logię. B r o n i ą c oświecenia r o z u m n e g o przed hiperkrytycznym
n a d o ś w i e c e n i e m , które, chcąc żyć t y l k o s w y m światłem bez s w o i c h
w ł a s n y c h cieni, zapętla się w antydialektykę swej własnej „ d i a l e k -
t y k i " tak g r u n t o w n i e , że nagle znajduje najbliższego partnera
i sojusznika w n o t o r y c z n y m k o n t r o ś w i e c e n i u .

MAREK J . SIEMEK
W y d a w n i c t w o Instytutu Filozofii i S o c j o l o g i i P A N .
0 0 - 3 3 0 W a r s z a w a , ul. N o w y Ś w i a t 7 2 , tel. 2 6 - 5 2 - 3 1 w . 9 7 .
W y d a n i e I , o b j . 1 7 , 5 ark. w y d . ; 1 8 , 7 5 ark. druk.
Papier offset kl. I I I , f. A - 5
D r u k i o p r a w a : Efekt, ul. L u b e l s k a 3 0 / 3 2 , W a r s z a w a .

You might also like